Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Aurich zabiera broń, chowa ją z powrotem do kabury, choć czuje na jej powierzchni śliskie odciski palców młodzieńca. Sam pestkę wypluł od razu po skonsumowaniu owocu.
Siedząc na krawędzi zbiornika, zażywając kąpiel słonecznej, słyszy jak chłopak przy akompaniamencie szelestów zdejmuje się z siebie ubrania. Cichy plusk informuje go tym, że zanurza się wodzie.
Masz rację — przytakuje po chwili.
Zwraca twarz ku swojemu rozmówcy. Zanurza dłoń w wodzie.
Raj jest nieuchwytny. Dla nas, ludzi. Możemy zachwycać się pięknem natury, jednakże problem pojawia się wtedy, kiedy zechcemy więcej — podejmuje temat. — Adam i Ewa właśnie tacy byli. Poczuli niedosyt i skuszenie nowymi perspektywami, sięgnęli po zakazany owoc. Jednakże z drugiej strony, co to raj, w którym narzucone są obce zasady?
Ochlapuje twarz chłopaka wodą, kiedy widzi na jego obliczu krzywy grymas. Słyszy echo jego słów w głowie: Nikt nie mógł tutaj wytrzymać. Ani matka, ani mój brat.
Dziś już nie —  zaprzecza po chwili.
Zerka w oczy rozmówcy. Na  ustach Auricha zastyga półuśmiech, gdy dostrzega zapał na chłopięcej twarzy i drapieżny błysk w oku. Pod pewnym względem powinno nastarczyć mu to wątpliwości, wszakże nie wie na co stać syna przełożonego. Jego ojciec nie słynie z delikatności, często posuwa się do mało humanitarnych rozwiązań, byle tylko osiągnąć pożądany rezultat, a ferworze walki bliżej mu do psychopaty niżeli człowieka stojącego na czele oddziału. Zachowuje się jak drapieżnik po zwęszeniu tropu swojej ofiary.
Umówmy się na jutro  — odzywa się jednak, nie wycofuje swojej propozycji. Nie chce urywać znajomości na tym krótkim epizodzie. — Piętnasta przy północnym rewirze. Masz czas?  — dopytuje, ale nie czeka na odpowiedź. — Nie wchodź do środka, bo i tak cię nie wpuszczą. Poczekaj na mnie przy głównej bramie. Różnie bywa i mogę się spóźnić, ale jeżeli nic mnie nie zatrzyma, na pewno się zjawię  — mówi tonem podszytym zapałem. — W razie zmiany plany dam znać. Jarema Børge, tak?
Spogląda na chłopaka, by się upewnić, a gdy ten przytakuje, sięga po przepustkę, wciska coś na jej panelu, po czym przykłada ją do opartego na krawędzi basenu nadgarstka chłopaka, gdzie ma lśniący w słońcu  identyfikator. Ściąga z niego dane kontaktowe syna wojskowego.
Zerka kontrolnie na zegarek. Przełożony wyszedł za pięć piąta. Dochodziła prawie szósta, a upał nie zelżał nawet odrobinę. Skwar nadal leja się z nieba. Sprawia, że pot gromadzi się na skórze Rokuro. Zerka na młodzieńca. Zazdrość mu konfrontacji z chłodną wodą. Może, zamiast odmówić, powinien skorzystać z jego propozycji? Było, minęło.
Muszę już iść. Przeproś ode mnie ojca — zwraca się do Jaremy, wynurza nogi z wody i odwija nogawki - najpierw jedną, potem drugą, a następnie zakłada skarpetki, a potem obuwie. — Wskażesz mi drogę powrotną. Na pewno zabłądzę pośród tych sadów.
Wstaje i rozciąga się - wpierw kark, kręg po kręgu, potem ramiona, pobudza do pracy zastałe mięśnie. Zaciska prawą dłoń w pięść i z powrotem prostuje wszystkie place. Robi tak trzykrotnie, ale ból reumatyczny nie ustępuje, jeszcze  bardziej się nasila. Odwraca twarz do słońca, niby pod pretekstem, by jeszcze raz wchłonąć jego ciepło i jednocześnie zaciska mocno zęby tłumiąc syk.
Odwraca się do chłopaka dopiero wówczas, gdy ten wychodzi z basenu. Słyszy jak woda kapie z jego mokrego ciała na kamienną konstrukcje zbiornika i trawę. Przygląda mu się, ale tej czynności nie towarzyszy żaden podtekst, żadne pożądanie. Jest odrobinę rozczarowany, że skóry chłopaka nie zdobi żaden tatuaż, choć nie czemu. Nie wszyscy przepadają za takimi ozdobami, niektórzy uważają je za szpetne. Major ma dwa - jeden na karku, a drugi zaś pokrywa całościowo lewe ramię. Prawe jest w planach.
Odpowiedz mi coś o sobie — zagaduje po chwili. Nie wie skąd u niego ten nagły przypływ ciekawości, ale w towarzystwie Jaremy czuje się swobodnie. Mając to na uwadze nie krępuj się przed zadaniem kolejnego pytania:  — Czym się zajmujesz? Studiujesz?
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Zdaje się, że ciało skwierczy pod wpływem palącego słońca. Woda syczy na już spalonych ramionach, gdy czerwień skóry z chwili na chwilę przybiera na nasyceniu. Od zawsze wiedział, że wszelkie ozdoby ciała są mu niepotrzebne. Wystarczała niedoskonałość zewnętrza - podatność nóg na zadrapania, karku do przedwczesnego zaczerwienienia. Każda niefrasobliwość odznaczała się w inny sposób. Chełpił się więc zadrapaniami i siniakami, rozcięciami i bliznami. Mimo młodego wieku sprawiał wrażenie chłopca wysłanego na przedwczesną wojną. Taką, na której żołnierze zabierają plastikowe pistolety, by zamiast śrutu zająć się zębami wbitymi w ciała przeciwników.
Uśmiecha się. Przyjdzie, postrzela, pobawi się. Bo metal w dłoni zastępował wszystkie te nierealne historie, które ojciec przynosił z lokalnego frontu. Gardził nim w sposób, w którym gardzi się popkulturowymi celebrytami — ze śmiechem w gardle, ale błyskiem w oku. Może i nie chciał przejmować ojcowskich zachowań, ale pewną kanciastość charakteru już tak.
— Tędy — rzuca.
Na moment wcześniej z trudem zakłada spodnie. Nie przewidział, że wyląduje w tym miejscu. Nie przewidział, że będzie miał jakiekolwiek towarzystwo. Wzdycha ciężko, gdy spodnie finalnie sięgają bioder. Nie zakłada koszulki. Ramiona pieką go na tyle, że bawełna skutecznie by je podrażniła.
— Studiuję biologię. Zastanawiałem się nad biomechaniką, ale finalnie miałem za słabe notowania — parska. — Wiesz, nie jestem tym najbardziej stabilnym i ułożonym bratem. Starszy był na biotechnologii, całkiem dobrze mu szło.
Wzrusza ramionami. Nie jego temat.
— Ale mam w domu hodowlę świecących bakterii?
Bardziej pyta, niż stwierdza. Nie wie, czy informacja jest na tyle ciekawa, aby przykuć uwagę rozmówcy. Próbuje. Z nikłą nadzieją na ciekawszą niż ta podstawowa, rozmowę. Nawet wyciąga nieco szyję, jest pewniejszy siebie, tak uważa. Chciałby pretendować do bycia kimś więcej niż szczeniakiem spod ósemki. Już spokojniej kluczy pomiędzy drzewami w sadzie. Gałęzie haczą jego ramiona, znaczą skórę czerwonymi pasmami. Jedynie skóra na twarzy pozostaje nietknięta.
Uśmiecha się niezręcznie, gdy docierają do mieszkania. Kładąc stopę na pierwszym stopniu schodów, odwraca się ku rozmówcy. Tak jakby na moment o nim zapomniał, choć w rzeczywistości wcale tak nie było. A może i tak, może i na moment zapomniał się we własnych wyobrażeniach.
— To do zobaczenia jutro?
Żegnają się, dłoń w dłoń, ciekawskie spojrzenie w to bardziej oswojone, spokojne, dorosłe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jest wdzięczny, ze chłopak zgadza się go odprowadzić, choć dopiero po chwili uświadamia sobie swój nietakt. To nie było pytanie, a twardy, wojskowy rozkaz. Ogólnie cała ich rozmowa była dość specyficzna, oparta na krótkich pytaniach i jeszcze krótszych odpowiedziach. Czasem zastanawia się, czy jeszcze potrafi komunikować się z ludźmi w bardziej cywilizowany sposób. I nie ma pojęcia. Skupia się zatem na plecach młodzieńca, który prowadzi go do wyjścia z labiryntu ścieżek, sadów i otwartych przestrzeni. Piękna okolica, ale Aurich i tak, mimo ciepła, czuje chłodne dreszcze, gdy znowu znajdują się w okolicy wielkiego domostwa. Budynek rzuca na ich sylwetki cień, przysłania słońce.
Do jutro — potwierdza z nikłym uśmiechem zastygłym na ustach. Chce dodać ale nie wspominaj o tym ojcu, ale waha się tak długo, że ten pomysł w końcu przestaje mu się podoba. Rzuca chłopakowi ostatnie spojrzenie, po czym odchodzi w swoją stronę. Ma nadzieje, że po drodze nie zatknie się z człowiekiem, do którego czuje szczerą niechęć, być może delikatnie ocierającą się o nienawiść.

~*~

Przełyka łyk zimnej kawy, a na jego twarzy pojawia się wyraz strapienia w formie szkaradnej, przecinającej czoło zmarszczki. Ostygły trunek w odcieni czerni nie smakuje mu ani trochę. Odkłada zatem kubek na biurko i zerka w okno. Jeszcze pięć minut i w końcu wyrwie się z tego dusznego pomieszczenia, pozbawionego nawet okna. Niewielkiej kilty umiejscowionej na końcu korytarza. Spogląda na blat mebla, ale wśród stosu nieprzejrzanych papierów nie dostrzega niczego godnego uwagi. Słyszy natomiast gwar, który przelewa się do środka pokoju przez uchylone drzwi. Pierwsze do jego uszu dolatują krzyki, potem stanowcze słowa. Zna właścicielkę tych ostatnich. Robi mu się ciepło. Czuje, jak praca serca znaczenie przyśpiesza. Łapie do ust nowej dawki powietrza, ale po chwili ją wymusza, niemal się nią dławiąc. Do normy powraca, dzięki dźwiękowi nastawionego alarmu. Zerka na wyświetlacz przepustki. Pamięta, że umówił się z Jaremą na strzelnice i nie może doczekać się tego spotkania. Potrzebuje oderwania od rzeczywistości. Przerwy na złapanie oddechu.
Wychodzę — powiadamia niską szatynkę, która siedzi przy biurka bliżej drzwi.
Zerka na niego w przelocie, po drodze do jego twarzy stykając spojrzenie z wiszącym na ścianie zegarem.
— Jeszcze trzy minuty — zwraca uwagę, ale po chwili wzrusza ramionami i powraca do wcześniej przerwanej czynności. W pomieszczeniu znowu rozlega się odgłos wydawany przez klawisze komputera.
Z ust Auricha wydobywa się pojedyncze westchnienie, ale już postanowił. Nie może dłużej tutaj siedzieć. Nie wiele brakowało, a zacząłby obgryzać paznokcie w akcie zniecierpliwienia. Nie wiedział skąd to nerwowość i czemu ma napięte jak struny skrzypiec mięśnie. Czemu mu tak śpieszno? Nie lubi przecież strzelać do tarczy emitującej ludzką sylwetkę, a na strzelnicy jest sporo prawdopodobieństwo, że napotka Natsumi, ewentualnie kogoś, z kim nie chciał się widzieć, a lista taki osób stale się zwiększa. Cudem ocalały, tak na niego wołano. Wodzono za nim ironicznymi spojrzeniem. Niektórzy szydzili. I poniekąd mieli racje. Nadal ma w pamięci ślepia swojego wybawiciela. Nie był czerwone, ale ujrzał w nich dzikość. Należały do Wymordowanego. Poza tym oni odeszli z tego świata, a on jako jedyny przeżył. Plotki ucichły i choć mniej nachalnie wdzierały się do jego uszu, to jednak nadal towarzyszy poczucie winne, które niczym wąż pełzną po ciele lub w postaci sennego koszmaru przenikają do świadomości.
Idzie korytarzem. Chłód klimatyzacji ma na niego zbawienny wpływ. Mija innych wojskowych, ale nawet nie zwraca na nich większej uwagi. Skupia się na celu. Najpierw windzie, ale później wybiera mniej tłoczone, jednak bardziej praktyczne rozwiązanie -schody. Zbiega po nich z lekką zadyszką. I znowu zerka na wyświetlacz przepustki. Nie musi tak pędzić. Powiedział chłopakowi, że może się spóźniać, a ten przecież wie, że różnie bywa. Zna to z autopsji. Jego ojciec pewnie o różnych porach dnia wyrywa się do pracy, jak to miało miejsce wczoraj. Nawet mimo tej świadomości nie zwalania kroku, choć przynajmniej nie truchta. Idzie tylko, wyprostowany.  Dostrzega jego sylwetkę już z daleka. Stój tuż przy bramie. Dwóch strażników rzuca mu niechętne, podejrzliwie spojrzenie. Rokuro wymienia z nimi kilka zdań i przywołuje go gestem ku siebie. Zdenerwowanie i napięcie ulotniło się już wcześniej. Chyba faktycznie powinien puść na kilka dniowy urlop. Potrzebował otrzeźwić umysł. Zaszyć się w domu, usiądź w altanie z puszką zimnego piwa w ręku. Wodzić spojrzeniem po otoczeniu. Pięknym, surowym krajobrazie. Wdychać do płuc leśne powietrze. Czuć zapach żywicy.
Jarema — rzuca na powitania, kiedy chłopak podchodzi. —  — Pokaż im przepustkę, muszą ją zeskanować, zanim wejdziesz — dodaje. Nie wie czy chłopak przejdzie przez weryfikacje. Wcześniej się nad tym nie zastanawiał. Nie zapytał jak stoi z prawem. Ma silne plecy. Jest synem szanowanego wojskowego, ale jednocześnie - kto wie - może ma coś za uszami. Nie wygląda na potulne zwierze zamknięte w klatce, w tej wielkiej przestrzeni, którą musi nazywać domem. Aurich przebywał w nim z dwadzieścia minut, a czuł się przytłoczony z każdej strony. Obserwowany przez obrazy, bibeloty. Jako fan minimalizmu nie przepada za przepychem.
— Jesteś synem Cashmira? — pyta pierwszy strażnik, spoglądając na młodzieńca podejrzliwie. — Wszystko się zgadza. Pozdrów ojca. Świetny z niego człowiek — mówi jeszcze i wpuszcza Jaremę za bramę tuż za Majorem.
— Trzymaj  i załóż od razu — mówi drugi i daje mu plakietkę gościa z logiem S.SPEC na niebieskiej smyczy.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Ojciec wrócił zmęczony. Późna noc, chłodniej, choć na dworze wciąż parno. Świat odpoczywa, oddycha w spokojnym rytmie śpiących już osób. Okna otwarte na oścież, zamaszystym ruchem, jakby te dni już męczyły, jakby gwałtowne gesty zapraszać miały nie tylko powietrze, ale cały ten urojony chłód nocy. Ojciec pada na posłanie, jest pijany, charczy przez sen, koszula rozpięta, rozporek rozpięty, rozpięte tak całe życie — między wieczorem z wódką a porankiem z rumem. Zapomina o gościu, o synach, ci gramolą się w swoich pokojach, jeden w grobie, jak matka. Wszystkich domowników, żywych i martwych, spowija sen. Jeden wieczny, drugi chwilowy, kilkugodzinny, niespokojny, usiany różnorakimi snami.
W pokoju delikatnie powiewają letnie zasłony. Prawie przezroczyste, białe. Skrywają framugi dwóch dużych okiennic oraz rozwarte drzwi balkonowe. On rozszczepiony na łóżku, ręce wysoko nad głową, splecione, nogi zgięte w kolanach, czerwonawe od wody i słońca, pokiereszowane gałęziami, sine na łydkach. Na nim luźniejsze bokserki, też białe, matka kupiła. Przymknięte powieki, ciało wystawione na zimne powiewy z wiatraka.
Zadziało się coś w tym dniu. Emocje jakieś, sytuacja inna, niecodzienna. Ach, gdyby tak mógł przyjmować większą ilość ludzi, pokazywać im i dom, i braci, i ojca, i psa, którego wychowuje nieopodal. Kundla jakiegoś, dzikiego, w rude łatki i z pyskiem szczęśliwym w dni parzyste. Przygarnąłby, ale wie, że ojciec pobije psiaka przy najmniejszym odstępstwie, przy zasikanym dywanie czy karmie rozrzuconej po kafelkach. Niech żyje, dziko.
Zasypia późno.

~*~

Na miejsce przybywa wcześniej. Ojcu powiedział prawdę, nie mógł skłamać. Instytucja S.SPEC-u aż zanadto weszła mu w krew. Bał się, że facet podskórnie czuje wszelkie nieprawidłowości, szczególnie te, które dotyczą miejsca pracy. Pozwolił, po odpowiednim wyoraniu gruntu — że mężczyzna z jego pracy, że to nie rozrywka, a realna próby do walki. Walki jakiej? A takiej i takiej, przeciwko temu i temu. I jest. Stoi w długich czarnych spodniach, półbutach i zwykłej białej koszulce. Żuje gumę, miętową, tak dla zajęcia mięśni, które to wcześniej bezpodstawnie się napinały.
— Cześć — rzuca ni to obojętnie, ni z zaciekawieniem.
Z kontrolą mierzył się wielokrotnie. Ta, jednak przychylnie nastawiona do ojca, zawsze dawała mu fory. Kuksańce w ramię, rozerotyzowane żarty, puszczanie oczek przy niejednoznacznych podtekstach. I ten rechot. Żabi skrzek z trzewi grupy żołnierzy, obrzydliwy, upstrzony pryskającą śliną. Wzdrygały nim konwulsje, zawsze milczał. Teraz też.
— Myślisz, że bym się tutaj nadawał? — pyta serio, jak dziecko.
Rozszerzone oczy, w dłoni uchwycona plakietka S.SPEC-u. Choć zawieszona na szyi to teraz wyciągnięta ku towarzyszowi. I porozmyślałby na ten temat, ale nie ma czasu, gdy uważa na kroki mężczyzny. Rozgląda się tak, jakby go tutaj wcześniej nie było. Jakby sylwetka mężczyzny ujawniała mu przestrzenie niedostępne dla nikogo innego. Tylko tej dwójki.
Schodzą gdzieś niżej, korytarz za korytarzem, w głąb tego budynku, tej machinerii przyodzianej w kolory moro. Stąpa pewnie, choć nogi drżą pod groźniejszymi spojrzeniami. Boi się, że spotka ojca. Powiedział, że wpadnie. Że to dobry kontakt z tym człowiekiem, z tym wczorajszym gościem, przyda się. Przyda się? Mierzy wyprostowane ciało Auricha, od postukujących cholewek butów po delikatnie przekrzywioną szyję. To wita się z mijającymi go osobami, to nie zwraca na nich większej uwagi. No dobrze, może się przyda, ale czy w sposób, który by ojcu odpowiadał?
Kolejna kontrola, po niej dostaje większe słuchawki. Uśmiecha się zadziornie.
— Ale zajebiście — niemal mruczy i zerka w stronę mężczyzny. — Myślisz, że można spersonalizować kartonowe cele?
Nieśmiały żart, choć nie wie, czy zabawny.
Przestrzeń nie jest zbyt duża. Przeważa tutaj długie pomieszczenie, po którym krzątają się ludzie w różnym wieku. Od jego rówieśników po osoby starsze, te z ryjami namaszczonymi niesmakiem i chęcią wyładowania zawodowych frustracji.
— Strzelacie czasami do żywych celów?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Świetny z niego człowiek nie pasuje do Cashmira. Major zerka ukradkowe na twarz jego syna, ale nie dostrzega na niej żadnej ekspresji. Pokerowa twarz młodszego Børge fascynujące i jednocześnie przeraża majora. Co przeżył w swoim życiu, że tak łatwo panuje nad emocjami? Śmierć matki i brata wywarły na nim tak ogromny wpływ? Tyle pytań, zero odpowiedzi, a Aurich nie potrafi rozmawiać na trudne pytania, więc żadne słowa nie przeciskają się przez jego gardła, przynajmniej do czasu aż do jego uszu nie dolatują słowa młodzieńca, które skutecznie zagłuszają rozmowy krzątających się po koszarach pracowników S.SPEC. Jednym mówi „dzień dobry”, innym „cześć”, a do innych w ogóle się nie odzywa – albo nie zna, albo nie przepada, albo udaje, że ich nie dostrzega.
Nie wiem. Przydatność dla wojska jest zależna od kilku czynników, a ja nie znam cię na tyle, żeby to stwierdzić, ponadto żaden ze mnie specjalista — odpowiada oszczędnie, chociaż prawda jest zgoła inna. Ma wrażenie, że młodzieniec, mimo wojskowej krwi w żyłach, nie byłby dobrym materiałem na żołnierza. Sprawia wrażenie odrobinę wycofanego, dryfującego we własnym świecie, może fantazjach, ale tego major nie może być pewien. Przeciwieństwie do swojej przełożonej - nie jest psychologiem, a jego wiedza z zakresu ludzkiej psychiki ogranicza się do kilku prozaicznych czynności wykonywanych od czasu do czasu podczas bardziej brawurowych akcji na rzecz ochrony życia obywateli.
Postawa Jaremy zapala w umyśle Auricha czerwoną lampkę. Może decyzja, by go tutaj przyprowadzić nie należało do najtrafniejszej oceny sytuacji? Ma coraz więcej wątpliwości, kiedy obserwuje ekscytacje ukształtowaną na młodej twarzy po tym, jak jej właściciel chwyta broń w dłoń i mierzy do nieruchomego celu, wyrażając swój zachwyt najmniej adekwatnym do sytuacji słowem.
Myślisz, że celowanie do spersonalizowanego celu  dostarczy ci więcej emocji?
Rokuro marszczy brwi. Nie preferuje odpowiedź pytaniem na pytanie, ale tym razem nie ma przed tym żadnego oporu. Podchodzi do studenta. Pokazuje mu co i jak. Układa mu dłonie na broni, lecz podskórnie czuje, że powinien się wycofać z tego pomysłu. Spojrzeć wymownie na przepustkę, udać, że dostał pilne wezwanie do biurka, przeprosić i wyjść, ale jednak w ostatniej chwili rezygnuje z tego zamysłu. Na jego wargach natomiast zastyga uśmiech - delikatny, ledwo zauważalny, który demaskuje pierwsze zmarszczki mimiczne uwarunkowane genetycznie po rodzinie matki.    
Oczywiście — przytakuje, również szepcząc. W końcu widzi kilka cech wspólnych między Jeramą a jego ojcem, aczkolwiek nie chce rozpatrywać młodzieńca w takich kategoriach. Być może fascynacja śmiercią jest jedynie sprowokowana zwykłą ciekawością, a nie tą samą chorą fascynacją, która występują u jego prawnego opiekuna. — Czasem zmusza nas do tego sytuacja — dodaje jeszcze, tym samym wyczerpując temat.
Osobiście nie preferuje tej formy samoobrony. Zna lepsze, ale w sytuacjach kryzysowych człowiek w starciu z kilkukrotnie silniejszym od siebie wymordowanym (rzadziej łowcą) musi wyzbyć się kręgosłupa moralnego i pociągnąć za spust - zranić, a nawet czasem odebrać życie. Major nie lubi, gdy od niego zależy czyjeś być, albo nie być, ale nawet chwila zawahania w takiej sytuacji może kosztować życie. Desperacja jest dziką krajną pozbawioną zasad, gdzie kierowano się głównie prawem głuszy.
Zobacz.
Demonstruje chłopakowi podstawę, a potem z wcześniej przyjętymi słuchawkami, celuje lufą pistoletu i pociąga za cyngiel. Kule - jedna z drugą - trafią w nieruchomy cel imitujący ludzką sylwetkę. Celuje w różne miejsca. W czoło, w szyję, w klatkę piersiową - trochę poniżej serca. Sześć nabojów. Tyle mieści się w magazynku. Choć ma na uszach sprzęt tłumiący dźwięk, nadal słyszy odgłosy wystrzałów. Serce dopasuje się do wybijanego przezeń rytmu. Kiedy kończy, nastaje cisza. Przyciska właściwy przycisk na panelu, a w miejsce podziurawionej kartonowej sylwetki pojawia się nowa.
Teraz ty spróbuj — proponuje. Nie jest zainteresowany własnymi wynikami. Mimo swojej niechęci do pistoletu, całkiem dobry z niego strzelec. Być może to zasługa genów ojca, ale woli się nad tym głębiej nie zastanawiać. Utrzymuje, że ma dobre oko i umiejętności na przyzwoitym poziomie nabyte podczas szkoleń.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach