Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

 — Już pamiętam — stwierdził, rzecz jasna kłamiąc, bo jego umysł w dalszym ciągu nie przyswoił sobie wydarzeń sprzed chwili, w której urwał mu się film. Jednakże najgorsze w tym wszystkim było to, że Mówiłam ci już o tym wczoraj zadziałało tak, jakby ktoś użył na nim paralizatora o niewielkim, lecz wyczuwalnym zasobie mocy. Otóż przez jego ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz i osiadł się w opuszkach palców, przez co ich drżenie jeszcze bardziej się nasiliło. Dla własnego komfortu psychicznego nie chciał wiedzieć, co wydarzyło się, gdy promile zastąpiły trzeźwe myślenie, zatem zdecydował się, że przynajmniej na razie nie będzie drążył tego tematu. Wystarczyło skupić się na ich aktualnym celu, którym była kryjówka. Chciał jak najszybciej znaleźć się w ukrytej siedzibie psiarni i pocierpieć w samotności, z dala od bystrych oczu młodszej od siebie o kilkaset lat Kundelki.  
 Objął wzrokiem wnętrze pomieszczenia, by przekonać się, że zabrał wszystko, co składało się na jego własność tudzież własność DOGS i w końcu podjął ryzyko, wykonując kolejnych kroków w przód.
 — Komu w drogę, temu... — w drodze do drzwi potknął się o poluzowaną deskę, czego efektem była niedokończona wypowiedź. Z pomocą przyszła mu ściana; oparł się o nią, by nie posłużyć za prowizorycznego mopa do podłóg i nie wytworzyć na swojej dotychczas nieskazitelnie czystej reputacji więcej skaz.
 Otwierając drzwi, przymknął powieki. Bogate pasmo doświadczeń wykazało, że jego oczy po takich pijackich, swawolnych wybrykach znajdowały się pod wpływem umiarkowanego światłowstrętu. Nie mógł o tym tak po prostu zapomnieć, wszak doświadczył tego na własnej skórze przed paroma chwilami.
 Jak łatwo można było się domyśleć - Jekyll nie podzielał radości czarnowłosej. Szedł za nią jak z krzyża zdjęty. Zagrabiony, z obolałym wyrazem twarzy i wolnym, pokracznym krokiem, który ujmował mu gracji i postarzał o kilka lat. Nawet nie podnosił głowy, by rozejrzeć się dookoła, bowiem wiedział, gdzie jest. Droga do kryjówki rysowała się w jego pamięci, jak tatuaże zamieszczone na zdeformowanej przez blizny skórze.
 — Ta, piękny — wybełkotał, ze wzrokiem wbitym w podłoże. Wpatrywał się jak podeszwy butów należące do Nayami zapadają się w piasku po każdym podskoku. Co prawda chciał się odwdzięczyć, ale nie dysponował w tym momencie kreatywnością, dzięki czemu latorośl Lechera mogła świętować swoje zwycięstwo.
 Po pokonaniu połowy trasy poczuł ulgę, ale takowe zależała, gdy słońce przyświeciło mocniej, dobierając się do jego pulsujących tępym bólem skroni. Zarzucił na głowę kaptur w celu uniknięcia bezpośredniego kontaktu z toksycznością ognistej kuli umiejscowionej na firmamencie. W trakcie pokonywania kolejnych metrów trasy, od czasu do czasu otwierał usta w zamiarze odezwania, ale za każdym razem coś go odwodziło. Najpierw była to suchość w gardle, a potem wrażenie, że utknęła w nim wielka ość, jednak finalnie przeszkodziła mu w tym duma. Nie mógł rozwikłać wewnętrznego dylematu - prosić ją, by zachowała dyskrecje w kwestii wczorajszo-dzisiejszych wydarzeń, czy milczeć? Powstrzymała go znajomość jej charakteru, a już zwłaszcza gadulstwo, które było nieodzowną jego częścią; to właśnie ta cecha sprawiła, że nie wierzył w jej umiejętność trzymania języka za zębami.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Nieszczególnie dowierzała zapewnieniu, że Bernardyn przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego wieczora; widziała to w jego zachowaniu i czuła podskórnie, nie miała jednak żadnego interesu w wytykaniu mu kłamstwa. Bezsensowny spór dałoby się toczyć godzinami, jednak w obecnych warunkach nie stanowiłby on radosnych przegadywanek, a męki i tortury. Sprawę należało zostawić za zasłoną milczenia, jak gdyby nic wracając do znanego sobie doskonale porządku. Mieli przed sobą jeszcze powrót do kryjówki, gdzie może wreszcie będą w stanie porządnie odpocząć. Nawet jeśli udało im się przeczekać noc w chatce, nie był to tak wartościowy sen jak wtedy, gdy nie trzeba martwić się czyhającymi z zewsząd zagrożeniami. Pozostawało już tylko dotrzeć na miejsce.
 — Na matkę kangurzycę! Ale byś mnie wystraszył. — Dość gwałtownie zareagowała na kolejne potknięcie medyka, przekonana że lada moment wyszoruje twarzą podłogę i zostawi w niej kilka zębów. I kto by go później karmił przez słomkę, jakby już nie miał czym gryźć? Byłaby to z pewnością niepowetowana strata. Całe szczęście, że jednak w ostatniej chwili złapał równowagę, bo Nayami już wyciągała ręce gotowa rzucić się na pomoc. Salomon tymczasem prychnął, co brzmiało trochę jak kichnięcie, a w rzeczywistości było wyrazem głębokiej pogardy.
 — Co za łamaga.
 — Mam ci przypomnieć, jak długo ty się uczyłeś chodzić? Wyglądałeś przy tym o wiele zabawniej — przypomniała, obrzucając pupila karcącym spojrzeniem. Mógł sobie być krytykiem wszystkiego i wszystkich, często zresztą towarzyszyła mu w tej rozrywce, nie pozwoliłaby jednak nigdy, by otwarcie naśmiewał się z jej ulubionego opiekuna. Nawet jeśli owych kpin miała być świadoma tylko ona sama.
 Dziewczynie droga mijała wybornie; cieszyła się każdym napotkanym zjawiskiem, nawet jeśli w ciągu życia widywała niektóre z nich już miliony razy. Wielokrotnie wskazywała to na ciekawe kształty chmur, to na jakieś obiekty dostrzeżone w oddali, raz po raz zagadując swoich milczących towarzyszy. Brak odzewu nie zrażał jej ani na moment; jak gdyby nigdy nic kontynuowała swoje wywody, kompletnie ignorując fakt, że prowadzi bardziej monolog niż dialog. W ten sposób przynajmniej się nie nudziła, czego raczej nie można było powiedzieć o pozostałych. Taka stagnacja przez cała drogę stanowiła dla niej fenomen kompletnie niezrozumiały, musiała się jednak z nim pogodzić. Przynajmniej dotarła do kryjówki gangu absolutnie zadowolona.
 Przed wyrwą w skale pożegnała się z Salomonem – który dość sceptycznie reagował na czułości, choć z głębi ducha czekał na nie ze zniecierpliwieniem – gdzieś w tunelach zgubiła zaś doktora. Nie było sensu zatrzymywać go długo, z pewnością miał wiele do roboty. Na Nayami też zresztą czekały różne większe i mniejsze obowiązki, a w pierwszej kolejności wizyta w kuchni. Od kochanej Matyldy zawsze dało się wyżebrać jakiś smakołyk, szczególnie gdy wiedziało się, od której strony ją podejść. Leather wiedziała, stąd mogła liczyć na regularne i owocne podkarmianie. Normalnie żyć, nie umierać!

KONIEC WĄTKU
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach