Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 10.04.15 22:37  •  Sala spowiedna Empty Sala spowiedna
Sala spowiedna, jak sama nazwa wskazuje, przeznaczona do rozmów w cztery oczy. Wejście do niej jest ukryte za przypaloną kurtyną, znajdującą się po prawej od tronu Proroka w komnatach audiencyjnych. Pomieszczenie jest niewielkie, mieszczą się w nim jedynie dwa stare fotele. Brązowe, żeby je lepiej określić. Ktoś narzucił na nie kilka poduch, zapewne ukrywając tym samym wystające, pordzewiałe sprężyny.
Pod ścianą stoi stolik, nad którym wymalowano znak Ao. Znajduje się tam zazwyczaj czara z dojrzewającym winem i czerstwy chleb nieznanego pochodzenia, są one jednak głównie ozdobą, a nie poczęstunkiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.05.15 23:34  •  Sala spowiedna Empty Re: Sala spowiedna
    Dzisiejszy dzień był jednym z bardziej pracowitych w ostatnim miesiącu. Kaye od samego rana musiał użerać się z problemami wiernych i udawać, że wszystkie one w jakimkolwiek stopniu go obchodzą. Mimo tego przez cały czas miał na twarzy ten wyuczony uśmiech i niezwykle łagodny ton głosu. Jego rozmowy wyglądały tak, jakby ojciec tłumaczył coś niesfornemu dziecku, które po prostu zrobiło coś źle, ale nie wiedziało wcześniej, że tak postąpić nie powinno. Może to dlatego tak wielu ludzi mu ufało? Bądź, co bądź, był całkiem blisko nich i starał się rozwiązywać ich problemy nawet kosztem migreny, która właśnie zaczęła go dręczyć. Kapłan przyłożył do nasady nosa palec wskazujący i kciuk prawej ręki, starając się ją delikatnie rozmasować.
    - Coś się stało, ojcze? - zapytała wierna, która obecnie szła za nim krok w krok. Kaye powstrzymał westchnięcie, które właśnie miało ujrzeć światło dzienne i odwrócił się w jej stronę z wyraźnym, pogodnym uśmiechem.
    - Nic takiego, dziecko. Moje ciało nie jest już pierwszej świeżości, więc czasem zawodzi. Żałuję tylko, że nie mogę rozwiązać wszystkich Waszych problemów. - odpowiedział jej tak naturalnie, jakby faktycznie tak myślał. Właśnie to zawsze działało! Wystarczyło tym ludziom pokazać, że dba się o nich bardziej niż o własnego siebie, poudawać, że to właśnie oni są najważniejsi, a już po kilku dłuższych chwilach jedli ci z ręki jak ptaki ze złamanymi skrzydłami. Wystarczyło ich tylko jeszcze dobrze wychować, a Kaye zyska wiernych, o których tak zabiega od momentu śmierci jego jedynego Pana poza Ao.
    Teraz jednak dwójka, która do tej pory szła korytarzami weszła do małego pomieszczenia, które Rael tak naprawdę uwielbiał. Ciasne, niewielkie, skromne. Pozostawiało bardzo niewiele miejsca do manewrowania i sprawiało, że rozmówcy mogli się skupić wyłącznie na sobie oraz swoich słowach. Trudno było o lepszą scenę do odgrywania roli, jaką postawił sobie Kaye. Intymność przy takich sprawach była naprawdę ważna, więc ją cenił przede wszystkim.
    - Usiądź, Słońce. - zwrócił się do wiernej, samemu zajmując miejsce na drugim fotelu, ale dopiero wtedy, kiedy dziewczyna spoczęła - Mówiłaś, że coś Cię trapi. Jestem więc do Twojej dyspozycji. - rzekł przyciszonym głosem, uważnie spoglądając w jej piwne oczy i poprawiając przy tym delikatnie swoje okulary. Dwukolorowe tęczówki nie porzucały kontaktu wzrokowego nawet na sekundę, chcąc wychwycić jak najwięcej "emocji", które były tak dziwnie rozumiane przez umysł Wymordowanego. Okazało się, że sprawa była o wiele prostsza niż mogłoby się wydawać, a jednak tak popularna, że gdyby Kaye dostawał monetę za każdy przypadek z jej udziałem, to teraz sam mógłby wybudować świątynię na cześć Ao. Wierna pokochała mężczyznę spoza Kościoła, jednakże było to uczucie nieodwzajemnione z powodu pojawienia się strony trzeciej. Miłosny trójkąt, który zawsze sprawia, że jedno jego ramię jest nieszczęśliwe. Dlaczego miałoby to być jednak to, które wierzyło w Ao? Nie na służbie Kaye!
    - Dobrze wiesz, że Ao można oddawać cześć na kilka sposobów, a w tym wypadku jego łaska będzie nieunikniona. Rozumiem, że Twój wybranek ogląda się za inną, ale to może być niekoniecznie zgodne z tym, co przewidział dla Ciebie nasz Pan. Musisz pomóc biedakowi w powrocie na dobrą ścieżkę, musisz wciągnąć go w nasze struktury. - zaczął spokojnie, grzebiąc przy tym w kieszeni swojej marynarki, aby po chwili postawić na stole niewielką fiolkę. Czerwone szkło, które było dość niewielkie (na oko jakieś cztery centymetry), zabezpieczone było korkiem. Rael delikatnie pchnął je do przodu, a to upadło z brzdękiem na drewniany stół, aby następnie potoczyć się w stronę wiernej
    - "Za ciałem podąża serce, za sercem podąża ciało", tak mawiał mi Prorok Ion. Oznacza to tyle, że nieważne które z nich zdobędziesz, reszta będzie Twoja, moje dziecko. W tej małej fiolce znajduje się silny specyfik używany dawniej podczas rytuałów. Rozsmaruj kroplę na dolnej i kroplę na górnej wardze, a następnie połącz się ze swoim ukochanym w pocałunku. Jego ciało Cię wtedy zapragnie, a jeśli będziesz powtarzała to przez miesiąc, ukochany wreszcie nie będzie Ci się w stanie oprzeć. Uważaj tylko... Jeśli spotka się ze swoją miłością, wszystko zajmie o wiele więcej czasu. - wytłumaczył wszystko spokojnie, chcąc aby każde słowo dotarło do dziewczyny w taki sposób, w jaki on sobie to wymyślił. Odpowiednie akcentowanie sylab było tutaj najważniejsze, bo w zależności od tego cały przekaz mógł ulec zmianie. Widział jednak małe powątpiewanie w oczach małolaty ze względu na jego ostatnią przestrogę. Obawiała się utraty ukochanego? Nie sądziła, że zdoła go przy sobie utrzymać? A może nie była gotowa na to, żeby mu się oddać? Wszystkie opcje były możliwe, ale Kaye nie sądził, żeby tego nie spróbowała. W końcu też zapytała się o to, jak powstrzymać ukochaną przed spotkaniami z jej wybrankiem i to był moment, w którym kącik ust kapłana delikatnie, aczkolwiek nienaturalnie, ruszył do góry.
    - Jest jeszcze jeden sposób, który pochwalał Drugi, a który obecnie nie znajduje uznania. To musi jednak zostać pomiędzy nami. - rzekł poważnie, co zdradzała teraz jego twarz. Zrzucił maskę, przyodział prawdziwego siebie - nieznoszącego sprzeciwu, pewnego, bezuczuciowego "apostoła" Iona - Zabij ją. Zabij i zostaw jej serce pod starym dębem, zapakowane w jej ubranie. Złożę Ao ofiarę i Twój kochanek nigdy nie spojrzy na inną. Przemyśl to i daj mi odpowiedź do jutrzejszego zmierzchu. - rzekł, zakańczając rozmowę. Po chwili wpatrywania się w stół, małolata ukłoniła się bez słowa i opuściła salę spowiedną, a sam Kaye mógł rozsiąść się wygodnie w hotelu i chwalić sam siebie za to, że złapał kolejną owieczkę. Nie miał wątpliwości, że dostanie nowe serce. Widział w jej oczach nienawiść, widział w jej oczach miłość, oddanie i poświęcenie. Jeśli za jednym razem może uszczęśliwić siebie oraz Boga, którego tak bardzo kocha, to dlaczego miałaby z tego nie skorzystać? Ludzie są głupi, oj głupi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.05.15 16:05  •  Sala spowiedna Empty Re: Sala spowiedna
Powoli zaczynała rozumieć Iona. Od kiedy stała się głową Kościoła, każdy potrzebował odrobiny rozmowy, porady, uśmiechu czy chociażby kontaktu wzrokowego. Starała się im to wszystko zapewnić, jednak wymagało to czasu i sporo energii. Wszystko, co jeszcze kilka lat temu przeznaczała na treningi szermierki, na utrzymywanie swojej pozycji fechmistrzyni, najlepszego szermierza Desperacji i Miasta, teraz powoli odchodziło w niepamięć.
Nie miała pojęcia skąd brały się istoty władające mieczami. Widziała ich dużo i każdy wydawał się być mistrzem w swoim fachu. Nie poznała jednak żadnego instruktora, nikogo kto by ich wtajemniczył w całą sztukę władania mieczem. Wszyscy byli wyjątkowo pyszni. Fakt, że potrafili trzymać nóż sprawiał, że myśleli także jak to idealnie władają mieczem czy rapierem. Nie znali broni takich jak sejmitar, szabla czy pałasz. Nigdy nie dotknęli broni drzewcowej. Byli ponad to. Wiedza teoretyczna się nie przydaje, gdy nadstawiasz skóry przy walce żelazem.
Oczywiście.
Dziś udało jej się wymknąć od obowiązków proroka. Niczym Ion w czasach swojej świetności, zaszyła się w swoich komnatach i zaczekała aż korytarze opustoszeją. Dopiero wtedy opuściła świątynię, zagłębiając się w nie do końca zbadanych tunelach gór Shi. Już kiedyś to robiła, spotykając się po kryjomu ze swoim Mentorem, oddając się naukom, którym przyklasnąłby sam Ao. Teraz chciała wrócić do korzeni. Zabrała ze sobą broń. Zaprosiła przypadkową osobę z zewnątrz, która pyszniła się perfekcyjnym władaniem bronią białą.
Jaka szkoda, że nie potrafił sprecyzować jaka to była broń. Z poderżniętym gardłem nie był już taki skłonny do odpowiedzi. Ani do przechwałek.
Poszło aż nazbyt gładko. Broń weszła w ciało niczym nóż w masło, gdy mężczyzna wykonał o jeden piruet za dużo. Kto ich uczył takich głupot? Przeklęte wiedźminy, dzieci naturo, idioci z wypiętą piersią, których tak łatwo było zamordować.
Nie była zadowolona ze starcia. Dawno nie ćwiczyła, spodziewała się kropli potu na ciele, zmęczonych mięśni. Skróconego oddechu. Zamiast tego jej twarz zrosiła krew, którą musiała zmyć. Najlogiczniejszym rozwiązaniem było udanie się do łaźni, co też zrobiła, przemykając ukradkiem pomiędzy korytarzami.
A później trzeba było wyschnąć. Sala spowiedna zazwyczaj była wyjątkowo spokojna, więc czemu nie? Akurat opuszczało ją jakieś dziewczę, dając tym samym znać, że pomieszczenie było puste. Taihen poprawiła ręcznik na piersi, w wolnej dłoni nadal ściskała miecz. Wsunęła się za kotarę i oparła o ścianę z cichym westchnieniem.
Wolna, nikt jej nie zauważył.
Dopiero gdy postanowiła opaść na fotel, dostrzegła, że już ktoś w nim siedział. Zaklęła w duchu, starając się przywołać na twarz opanowanie. Nie było to proste, nadal była zbyt młoda by w pełni panować nad własnymi emocjami. Jednym rozwiązaniem był uśmiech, jeden z tych, które sprawiają, że serca młodzieńców przestają na chwilę bić z wrażenia.
- Nie spodziewałam się tutaj nikogo. Przeszkadzam? - Przycupnęła na miejscu naprzeciwko i założyła nogę na nogę. Broń ułożyła na kolanie, rozkoszując się chłodem stali. - A z resztą, nie jest to miejsce przeznaczone do medytacji, a narad starszyzny z prorokiem. Co tutaj robisz, Raelu?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.05.15 19:14  •  Sala spowiedna Empty Re: Sala spowiedna
    To nawet śmieszne jak w tej chwili Kaye mógł zrozumieć Tai. On sam też był zmęczony tym ciągłym zawracaniem mu głowy i uważaniem, że zawsze ma czas dla innych. Normalni ludzie jednak tacy byli - łapali każdą okazję mogącą posłużyć do tego, żeby nie używać własnych, szarych komórek, a wysłużyć się kimś innym. Zresztą czy tak nie było wygodniej? W razie dobrej porady można kogoś pochwalić, a w razie złej cała odpowiedzialność za niepowodzenie nie spada bezpośrednio na ciebie tylko na osobę udzielającą rad. To właśnie ten ciemny zakątek ludzkiego charakteru, którego Kaye nigdy nie mógł zrozumieć. Inni ludzie potrafią zawodzić, mają tendencje do rozmywania swojego celu, często zbaczają na poboczną drogę, więc dlaczego tak uparcie się na nich polega? Nie wystarczy nawet fakt, że kilka razy człowiek może się naciąć. I tak dalej brnie w to samo bagno, by za każdym razem ugrzęznąć w nim jeszcze głębiej niż przed chwilą. Ktoś kiedyś powiedział nawet, że człowiek sam doprowadzi do swojej śmierci i Rael zdawał się z tym zgadzać. Autodestrukcyjna natura ludzi ujawnia się z każdym krokiem, więc tylko kwestią czasu jest punkt kulminacyjny, który sprowadzi wszystko do prochu i popiołu.
    Chwile rozmyślania przerwała mu jednak sylwetka, która nagle pojawiła się w pokoju i która jednocześnie zdawała się go nie zauważać. Kaye jednak doskonale zorientował się z kim ma do czynienia już od momentu, w którym persona przekroczyła progi pomieszczenia. Taihen Shi - imię tak bardzo, na pierwszy rzut oka, niepasujące do osoby. Młoda, zgrabna, piękna i powabna. Czy właśnie tak wyobraża sobie każdy Śmierć? Oczywiście, że nie. Od wieków jej wyobrażenie ulegało delikatnym zmianom, ale ostatecznie niektóre kanony przetrwały niezależnie od czasów. Koniec człowieka powinien być paskudny, straszny, nagły i nieubłagalny, a te epitety w żadnym stopniu nie pasowały do młodej Prorokini, której sam wyglądał łamał serca nieszczęśnikom. Pod warunkiem, że je oczywiście mieli.
    Jej dźwięczny głos sprawił, że Kaye wstał z miejsca i ukłonił się w pasie dość okazale. Nienawidził jej jak mało kogo i jedynie w tym przypadku był pewien swoich emocji, ale mimo tego nadal musiał udawać dobrego kapłana. Miało to jednak swoje strony. Właśnie dzięki tej niechęci nie robiło na nim większego wrażenia to, że piękna kobieta znajduje się przed nim jedynie w samym ręczniku. Na razie nie siadał również na swoim miejscu.
    - Taihen-dono, wszystkie budowle są Twoją własnością, więc niemożliwym jest, żebyś gdziekolwiek przeszkadzała. - pozwolił sobie zauważyć na wstępie z charakterystyczną dla niego skromnością. Pewnie, że tak. Kobieta przechadzała się tymi korytarzami niczym paw, którego pióra były drzazgą w oku Raela. Zadowolona, wywyższona, najważniejsza - Wybieram to miejsce do radzenia wiernym w poważniejszych sprawach. Jest dość intymne, więc nie muszą się martwić tym, że ich problemy dotrą do niepoążądanych uszu. Proszę mi wybaczyć, jeśli przekraczam granice. - wyjaśnił też pokrótce co właśnie tutaj robił, nie wdając się w niewygodne dla niego szczegóły. Prorokini nie musiała niczego wiedzieć, bowiem miała ważniejsze sprawy na głowie niż wszyscy wierni z osobna. Ale dość o nich... Kaye nie mógł bowiem wpaść na pomysł dlaczego Prorokini odwiedziła go tutaj właśnie teraz. Nie mogła go podsłuchać, ani szukać, bowiem przez ten krótki moment zawahania zdawało mu się, że ujrzał na jej twarzy lekkie zdziwienie. Nie spodziewała się go tutaj? W jakim więc celu przyszła do sali spowiednej w samym ręczniku?
    - W zasadzie wybierałem się już do swojej celi, więc jeśli Pani pozwoli. - skinął delikatnie głową, czekając na jej odpowiedź. Tak naprawdę nie chciał jednak opuszczać tego pokoju. Nie mógł przegapić tak doskonałej okazji na wyciągniecie paru informacji ze swojego wroga. Czas i miejsce było do tego idealne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.05.15 21:06  •  Sala spowiedna Empty Re: Sala spowiedna
Skrępowana, poprawiła ręcznik na piersi, upewniając się by przypadkiem nie rozplątał się przed jej rozmówcą. Rude włosy pociemniały od wilgoci, przybierając teraz lekko kasztanowy odcień. Opadały na plecy w lekkich falach, nadal naznaczając skórę drobnymi kropelkami wody. Każda jedna powodowała lekką gęsią skórkę bądź wzdrygnięcie. Wcale nie było tak ciepło jak powinno być o tej porze roku, lecz nie przejmowała się tym w jakiś szczególny sposób. Jedynie bose stopy podkuliła pod siebie, chcąc uchronić je od kontaktu z zimną posadzką. Nie oparła ich jednak na krześle, zdając sobie sprawę z tego, że poszarzały kawałek materiału był zbyt krótki by osłonić całą jej sylwetkę. Choć przecież nie powinna się krępować. Wszyscy widzieli jej ciało za czasów gdy była jeszcze kapłanką. Nie miała się też czego wstydzić, choć koneserzy twierdzili różne rzeczy, w zależności od gustu każdego.
Czerwone wargi rozciągnęły się w przyjemnym uśmiechu, już szczerszym, choć nadal zakrawającym na lekkie speszenie. Idealnie współgrał z rumieńcami.
- Nie są, przecież świątynia należy do wszystkich wyznawców, oraz tych, którzy przyjmą Ao do swoich serc. - Odpowiedź była tak skromna, że nawet najtwardsze serce powinno się skruszyć ze wzruszenia. Czy była wywyższana? Nie, a przynajmniej sama nigdy tego nie czuła. Zbyt wiele czasu spędziła jako służąca Starszyzny, jako ta ładna dupcia, za którą się oglądali i którą przyjmowali do swojej alkowy by na moment ogrzała im łoże. W imię Nowego Boga, oczywiście. Ale czy na pewno?
Chwila zamyślenia była na tyle długa, że druga część wypowiedzi mężczyzny gdzieś jej umknęła. Pokiwała głową, znów patrząc na niego przytomnie. Miała nadzieję, że wybaczy to drobne rozkojarzenie. Gdyby tylko wiedział jak okropne były wspomnienia tłustego cielska dawnego Starszego, gramolącego się na nią... ach.
- Proszę, zostań. To spokojne miejsce, a teraz ja stałam się tutaj intruzem. Jeśli pozwolisz mi się tutaj schronić aż do wyschnięcia... będę ci bardzo wdzięczna. - Zerknęła na ręcznik oraz miecz, ułożony niedaleko niej. Najwyraźniej starała się unikać wzroku Kapłana, błądząc po skromnym wyposażeniu pomieszczenia. - Może chciałbyś wysłuchać i mojej spowiedzi, jako że czas i miejsce są ku temu wręcz doskonałe?
Propozycja taka niewinna, tak bardzo kusząca dla każdego, kto kiedykolwiek starał się poznać rudowłosą kobietę. Miała jednak toczyć się na jej zasadach, wszak nie mogła sobie pozwolić na nadmierną poufałość ze strony swoich, bądź co bądź, podwładnych.
Zadając owe pytanie nie próżnowała. Wstała ze swojego miejsca by dopaść do małego stolika. Nie interesował jej chleb ani wino. Schyliła się, sięgając głębiej. Nie zauważyła nawet jak ręcznik uniósł się, odsłaniając część kształtnych pośladków. Zbyt skupiona była na szukaniu jednego, wyjątkowo wartościowego przedmiotu - szczotki do włosów. Wydobywszy ją z trzewi stoliko-szafki wyprostowała się i wróciła na miejsce, by poddać się zabiegowi teoretycznie upiększającemu. Głowę przechyliła na bok, powoli przesuwając pożółkłym włosiem po własnej czuprynie. Zielone ślepia zaś uważnie śledziły każdy ruch Kapłana, jakby za chwilę miał się poderwać by zadać jej śmiertelny cios. Tego ją uczył Mentor, zawsze była gotowa na ewentualną obronę własnego życia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.05.15 17:55  •  Sala spowiedna Empty Re: Sala spowiedna
    Kaye nie mógł się nadziwić, że w Kościele nadal istnieje ktoś z ponadprzeciętnymi umiejętnościami aktorskimi. Taihen Shi była właśnie jedną z takich osób, a mężczyzna był o tym świetnie przekonany. Zresztą swój swego pozna, chociaż Rael musiał z całą pewnością stwierdzić, że jeszcze daleko jej było do ideału. Udawanie niewinnej wychodziło jej za to całkiem nieźle! Te nieskazitelne rumieńce, dość szczery uśmiech i... bądź, co bądź, gra ciałem. Wszystko jednak nie wywarło na Kaye aż tak wielkiego wrażenia, jak zapewne miałoby to miejsce w przypadku innych mężczyzn. Wszystko przez to, że Wymordowany sam również był kapłanem i nie raz, ani nie dwa oglądał nagie ciała kobiet. Zresztą nadal niechęć do tej dziewczyny była większa niż uczucie fizycznego pożądania.
    Język Taihen szedł za to w parze z jej sylwetką. Tak samo lekki, wysublimowany i chytry. Kaye uśmiechnął się przyjaźnie w wyuczonej manierze, tak wiele godzin ćwiczonej przed lustrem.
    - Mimo wszystko to Ty nam przewodzisz, Ty jesteś naszym pomostem do ukochanego Ao. Nie możesz myśleć o sobie w tych samych kategoriach, co o reszcie. - skromność skromnością, ale trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy. Gdyby Prorokini była tylko zwykłym człowiekiem, wtedy Kaye nie miałby żadnych oporów przed natychmiastowym pozbawieniem jej życia. Jednakże sam kapłan obserwował jej wspinanie się po szczeblach drabiny Kościoła i wiedział, że należy postępować o wiele ostrożniej. Rudowłosa zdobyła nie tylko maleńkie mózgi facetów umieszczone pomiędzy ich nogami, ale również serca wielu wyznawców, co stawało się dla Raela dość kłopotliwym faktem, przez który musi ostrożnie stąpać po kruchym lodzie pod nogami. Ale właśnie dzięki temu wszystko było o wiele zabawniejsze! Dzięki temu mógł knuć, planować i wściekać się, kiedy w swoich pomysłach zauważył nawet najmniejszy błąd. Nie wiedział czemu, ale cała ta jednostronna rywalizacja dawała mu dziką satysfakcję.
    - Jestem zawsze do Twej dyspozycji, Pani. - odpowiedział pokornie, po raz kolejny lekko się kłaniając. Miał już nawet siadać, kiedy Taihen wstała ze swojego miejsca. Mimowolnie powiódł za nią wzrokiem, zatrzymując go oczywiście na lekko odsłoniętym kawałkiem ciała. Może i miał problemy z poprawnym zidentyfikowaniem emocji, ale za to instynkty działały u niego prawidłowo w każdym aspekcie, choć nie dawał po sobie tego poznać. Zanim wrócił na miejsce, spojrzał jeszcze raz na Prorokinię i zmniejszył dystans między nimi do minimum. Wtedy to też zaczął powoli i bez słowa zdejmować swoją marynarkę, którą ostatecznie okrył ciało Prorokini.
    - Komnaty nie są najcieplejszym miejscem. Powinnaś o siebie bardziej dbać. - rzucił pogodnie, siadając wreszcie na fotelu. Musiał sprawiać wrażenie oddanego sługi, chociaż oczami wyobraźni widział już jak jego cienkie palce zaciskają się na szyi Prorokini i powoli wyciskają z niej ostatni dech. Jej załzawione oczy, jej pełne usta wydające z siebie stłumiony jęk, jej przestraszony wzrok. Wszystko to sprawiło, że sam Kaye był bardziej nakręcony tą wizją, niż uprzednio odkrytym ciałem. Dobrze, że zdążył się opanować, zanim jego ręce zaczęły drżeć, bo wszystko spaliłoby na panewce.
    - Więc w czym mogę Ci pomóc? Nie obiecuję, że ukoję Twój niepokój, ale na pewno Cię wysłucham. - rzucił całkiem spokojnie, rozsiadając się w wygodnie w fotelu i wlepiając swoje różnokolorowe oczy prosto w oczodoły rozmówczyni. No? Co takiego ciekawego się dowie? A może okaże się to nawet pomocne?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.15 21:21  •  Sala spowiedna Empty Re: Sala spowiedna
Nie mogła? Oczywiście że mogła. W końcu to właśnie robiła przez cały czas, poszukując zrozumienia w oczach wszystkich wiernych. Właśnie za to ją kochali, bo nie wywyższała się, a po prostu była jedną z nich. To nie tak, że była zwykłym człowiekiem z darem rozmawiania z Ao. Była normalną osobą, Ao zaś potrzebował kogoś by po raz kolejny się do nich odezwać. Fakt, że padło na nią nie był niczym wyjątkowym.
Doceniała najdrobniejsze gesty ze strony ludzi, którzy postanowili jej służyć i ją kochać, dlatego także teraz ciepły uśmiech spłynął na jej wargi, gdy poczuła ciepło materiału na ramionach. Poprawiła go ostrożnie i spojrzała z wdzięcznością na Raela.
- Dziękuję.
Wcale nie było trudno to przyznać. Szczególnie, że jeszcze przed chwilą wszystkie jej mięśnie napięły się do granic możliwości. Wraz z przejęciem władzy obiecała, że już nikt jej nie dotknie bez jej pozwolenia, jednak nie byłaby w stanie odmówić jednemu ze swoich wiernych, szczególnie w sytuacji, w której wyjątkowo mogła kusić kusym strojem. Była tego świadoma, choć nie był to jej zamiar. Rozluźniła się dopiero gdy wrócił na swoje miejsce, ona zaś po chwili za nim podążyła.
- Chciałam tu tylko obeschnąć nim wyruszę w dalszą drogę, ubrać się i zapewne spotkać z wiernymi, po raz kolejny.
Miała zamknięte oczy gdy ostrożnie szczotkowała długie, rudawe włosy. Nadal były wilgotne, lecz nie przeszkadzało jej to w wygładzaniu ich. Może minęło kilka minut nim skończyła tę czynność i ponownie się odezwała, wwiercając zielone ślepia w kapłana.
Już nawet rozchyliła wargi, zapewne chcąc coś powiedzieć, ale po chwili zmieniła zdanie, pokręciła głową. Nie na tym polega spowiedź w ich kościele. Nie byli sobie równi. Jeśli do tej pory Taihen znajdowała się nieco ponad nim w hierarchii, teraz to on był jej pośrednikiem pomiędzy rudowłosą a Ao. Podniosła się z miejsca, dając mu znak dłonią, by się nie ruszał. Zrobiła krok w stronę Raela i usiadła na chłodnej posadzce u jego stóp, wcześniej opuszczając nieco ręcznik, żeby nie siedzieć na kamieniu gołą skórą. Nieśmiało opuściła wzrok na swoje dłonie splecione na podołku.
- Jestem znużona. Męczą mnie spotkania z tymi, którzy tak naprawdę nie chcą mnie widzieć. Mam zdecydowanie dość lepkich dłoni na moim ciele, teoretycznie w imię Ao, lecz później nikt mu nawet nie dziękuje, a odwraca się na drugi bok i zasypia. To, co kiedyś było magicznym doznaniem, wspólnym oddaniem się sprawie, teraz jest zwykłym wykorzystywaniem wiary. Czuję się kurewką Kościoła. - Sapnęła, zaciskając mocniej dłonie na rąbku marynarki. Kłykcie już dawno jej zdrętwiały, ale nie miała zamiaru puszczać. Zamiast tego przygryzła wargę, starając się ułożyć myśli. - Obiecałam, że jako prorok już nigdy nikt mnie nie dotknie bez mojego pozwolenia.
Te słowa zabrzmiały ostro, jakby z wyrzutem. Czy miała to za złe sobie czy wszystkim którzy ją do tego sprowokowali?
- Nie wiem jednak czy ten egoizm spodoba się Ao. Co prawda jest to coś, czego w tym momencie potrzebuję, ale czy on to zrozumie? Nigdy nie wspominał o stosunkach z miłości do drugiej osoby. Od Mentora zastanawiam się czy to uczucie rzeczywiście istnieje, czy jest jedynie wymysłem, grzechem, wymyślonym przez anioły i ich boga.
Przymknęła ślepia i westchnęła. Najwyraźniej wyznanie swoich przemyśleń sprawiło, że nieco się rozluźniła, czuła się lepiej. Podciągnęła nogi pod brodę i oparła ją na kolanach, kołysząc się przy tym lekko. Wyglądała tak niewinnie, niczym dziecko, które potrzebuje pocieszenia, bo ktoś większy zabrał mu zabawkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.15 23:13  •  Sala spowiedna Empty Re: Sala spowiedna

    W takim razie ich zapatrywania na ten temat drastycznie się różnią. Dla Kaye, który ciągle miał w głowie wizję Iona, Prorok był rzeczą świętą, wybrańcem Ao, który został postawiony na piedestale pośród wszystkich tych brudnych i słabych ludzi. Powinien on świecić przykładem, swym blaskiem przyćmiewać wszystkie istoty dookoła, a mądrością onieśmielać najznamienitszych mędrców świata. Taki właśnie był w jego mniemaniu Ion, przez niektórych uważany za szaleńca. A jaka była Taihen Shi? W oczach wymordowanego to zwykła dziewczyna, która nie radzi sobie z darem nałożonym na nią przez ich Boga. Być może i go słyszy, ale czy aby na pewno dobrze interpretuje jego nakazy? Być może Ao zesłał ją jako karę za odstępstwa niektórych niewiernych od reguł Kościoła? Istniała jednak jeszcze jedna możliwość, której Kaye nie chciał dopuścić do swojej myśli. Tai mogła być zwyczajnie niedoświadczona i odpowiednio poprowadzona mogła również przerosnąć innych proroków. Być może to sam Rael byłby jej doradcą, ale nie po tym co stało się z Ionem. Teraz pragnął jedynie zemsty.- Jestem pewien, że doceniają Twoje poświęcenie, Pani. Nic by się jednak nie stało, gdybyś od czasu do czasu spoczęła w swojej celi na trochę dłużej.  - rzucił z udawanym zatroskaniem wymalowanym na jego twarzy i po raz kolejny już poprawił okulary - Staram się rozwiązywać bieżące problemy potrzebujących, ale niestety jest nas zbyt mało, żeby ukoić zmartwienia wiernych od razu. Nie do wszystkich mogę też dotrzeć, więc nie miej oporów przed tym, żeby przysyłać ich do mnie po radę, jeśli ma Ci to zapewnić chwilę spokoju. - kontynuował, stwarzając pozory oddanego, wzorowego i przede wszystkim troskliwego kapłana. W jego słowach było jednak trochę prawdy. Istotnie wolał, żeby Taihen spoczęła w swojej celi na znacznie dłużej niż dotychczas i nie miał również nic przeciwko temu, żeby strudzeni ludzie przychodzili do niego. Pomimo tego, że często dostawał przez nich migreny (takiej jak ta, która teraz niezmiernie go męczyła), to wiedział, że tłumy są niezbędne dla powodzenia jego planu. Sam Kaye nie rozmawiał z Prorokinią również zbyt często, więc starał się, żeby zapamiętała go właśnie w jak najlepszym świetle. Tworzenie pozorów uważał za podwaliny każdej znajomości i pewien bufor bezpieczeństwa, który pozwoli mu na zrzucenie z siebie podejrzeń nawet wtedy, gdy faktycznie zostawi za sobą jakiś ślad lub popełni błąd. W końcu ten kochany mężczyzna nie mógł tego zrobić, prawda?Teraz di Raskreia spoglądał jedynie spokojnym wzrokiem na dziewczynę, która przyjęła przed nim służalczą pozycję. I tak właśnie powinno być na co dzień! Z trudem powstrzymał się nawet przed uniesieniem kącików ust do góry. Niemniej jednak przyjął teraz swoją charakterystyczną pozę, która towarzyszyła mu zawsze przy chwilach skupienia. Palce dłoni splotły się ze sobą w twardy węzeł, łokcie oparte zostały na kolanach, aby następnie usta oparły się o palce wskazujące. Ciekawiło go, co takiego może mu powiedzieć Prorokini. Okazało się, że sprawa wcale nie jest tak poważna, jakby mogło się zdawać to Raelowi. W końcu czy dziewczyna wcześniej nie przyszła z problemem podobnym? Tam jedynie sytuacja była odwrotna. To ona chciała być w ramionach mężczyzny, a nie z nich uciekać. Jednakże Kapłan był świadom tego, że w przypadku Taihen wszystko musi ubrać w jeszcze grubszą, religijną otoczkę, więc gdy skończyła mówić, on przeszedł do działania.Pierwszym, co mogła poczuć Prorokini była dłoń mężczyzny, która spoczęła teraz na jej głowie. Jego dotyk był jednak zupełnie inny od tego, od którego tak bardzo starała się uciec. Miał on za zadanie po pierwsze ukoić skołatane myśli kobiety. Może i ten zamiar nie odniesie do końca oczekiwanego skutku, ale był to odruch już wyuczony.- Nie jestem pewien czy mogę Cię pouczać w sprawach wiary, ale... - zaczął, odsuwając swoją rękę, aby po chwili przesunąć również delikatnie fotel i usiąść po turecku naprzeciwko "grzesznicy" - Pomimo łaski i miłości jaką otrzymujemy od Ao, nadal jesteśmy ludźmi i mamy swoje słabości. Zmęczenie psychiczne czy też fizyczne są jednymi z nich. Nie inaczej jest również ze zwątpieniem... - przerwał, zdając sobie sprawę, że podszedł do sprawy od złej strony. Przez chwilę milczał, po czym westchnął lekko i uśmiechnął się do Taihen.- Jeśli mam się czuć swobodnie, to powiem Ci, Pani, że nie ma idealnej odpowiedzi na Twoje zmartwienia. Mnie do Kościoła zwerbował jeszcze Ion i przez wiele lat stałem przy jego boku. Nauczyłem się od niego wiele rzeczy, a jedną z nich było to, że Ao najbardziej dba o swoich wyznawców. Oddawanie mu czci jest jedynie aktem pobocznym, który przyjmuje z uśmiechem na ustach. To trochę tak, jak sytuacja matki, która dostaje od swojego dziecka piękny, własnoręcznie zerwany kwiatek. - począł wyjaśniać, czując przy tym, że wreszcie wpadł na prawidłowe tory. Co ciekawe, ta część porady była całkowicie szczera. Jeśli chodziło o sprawy czystej wiary, to Kaye rzadko kiedy kłamał, a już na pewno nie w sytuacji, kiedy mógł na jej temat teoretyzować. Właśnie wtedy przydawały się liczne nauki Iona i obserwowanie go przy pracy. Często też Kapłan całkowicie inaczej patrzył na czyny Proroka, więc jego zapatrywania na dane kwestie drastycznie różniły się od reszty. Jednak pomimo tego, to właśnie on mógł paradoksalnie dostrzegać dobro tam, gdzie inni twardo obstawali przy źle.- Właśnie dlatego nasz Miłosierny Ao nie jest zadowolony z oddawania mu czci w sposób, który nie dostarcza szczęściu wiernym. Jeśli bowiem jego ukochani słudzy cierpią, dlaczego on sam miałby być ukontentowany? Dlatego nie widzę też nic złego w tym, że się wahasz lub sprzeciwiasz. Według mnie to całkiem normalne zachowanie i nie znajduje w nim ani Twojej winy, ani tym bardziej żadnej obrazy dla naszego Pana. Nie mogę Cię natomiast pouczać w sprawach miłości, bo sam nie jestem tego pewien. Jedynym, za co mogę ręczyć, jest istnienie całkowitego oddania i miłości do swojego Przewodnika. Dla mnie takim kimś był Ion. Jednak skoro istnieje tego rodzaju uczucie, to dlaczego nie miałoby istnieć coś podobnego, ale opartego na innych fundamentach? - swoją, jakże długą wypowiedź, zakończył jednak pytaniem. Sam nie mógł jednoznacznie stwierdzić czy aż takie przywiązanie do ludzi faktycznie istnieje. W końcu on nie odczuwał tego typu rzeczy, a nawet silne emocje wydawały mu się malutkim płomyczkiem, który musiał sztucznie podtrzymywać i przypominać sobie cały czas o jego istnieniu. Kaye spoglądał teraz jednak już w posadzkę, starając się na moment uniknąć wzroku Prorokini. Przez to całe biadolenie wzięło go na wspomnienie o Proroku i coś zakuło go w klatce piersiowej. Nie chciał teraz spoglądać na obiekt jego negatywnych doznań w obawie przez to, że w końcu się zdemaskuje.- Mogę Ci jeszcze coś doradzić, Pani? - zapytał, aby po części ukryć swoje chwilowe zawahanie. Tona słów miała bowiem przykryć chwilowy przejaw jego choroby i zniwelować te dziwne uczucia.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.15 15:45  •  Sala spowiedna Empty Re: Sala spowiedna
Spoczęła w swojej celi. Kątem oka spojrzała na kapłana, dziwiąc się temu w jaki sposób dobierał słowa. To, co miało być troskliwą radą zabrzmiało niemal jak groźba. A może już była przewrażliwiona? Nadal pamiętała ciało Iona, anioła, gdy trawiły je płomienie. Jego wzrok często nawiedzał ją w koszmarach, wraz z głosem, bardziej przypominającym piekielne czeluście niż miłość o którą prosił ich Ao.
Niebawem podzielisz mój los.
Najstraszniejszy w tym wszystkim był fakt, że mówił szczerze. Nie wątpiła w to, iż za jakiś czas ktoś inny powie, że objawił mu się Nowy Bóg i postanowi zająć jej miejsce. Tylko od Taihen będzie zależało czy postanowi walczyć i stracić życie czy też odsunie się w cień, by patrzeć jak Kościół stacza się bądź wznosi na podwalinach, które sama stworzyła. Na razie jednak uczyła się, wprawiała w sztuce przewodzenia, licząc, że jeszcze pozwolą się jej wykazać.
Liczyła, że może zaufać swoim ludziom, wszak sama w jakiś sposób wpłynęła na dobór Starszyzny, Kapłanów darzyła zaś wielkim szacunkiem. Miała nadzieję, że był odwzajemniony, wszak sama kiedyś była jedną z nich i wiedziała czym się zajmują i jak ciężka jest ich rola w Kościele. Właśnie dlatego spojrzała z wdzięcznością na Kaye. Wiedziała, że jej nie zawiedzie i zaopiekuje się strapionymi wiernymi.
A także nią.
Mówił o tym gest, jaki wykonał, gdy usiadła u jego stóp. Zamknęła oczy, czując jak ciepła dłoń opada na jej głowę. Na moment coś zatrzepotało w jej brzuchu, ale za chwilę rozum przejął panowanie nad ciałem. To jedynie gest wsparcia, to tylko pomoc, jaką chce ci zagwarantować jeden z twoich zaufanych ludzi, Tai. Pozwól sobie pomóc.
Usłuchała, pozwalając by mówił, a słowa jego w jakimś stopniu koiły jej duszę i wątpliwości. Uniosła głowę i spojrzała w kolorowe oczy mężczyzny, gdy ten usiadł naprzeciw niej. Palce dłoni splotła na kolanach, tym razem przykładając do nich policzek. Niesforny kosmyk zatrzymał się na nosie, ale nie miała ochoty go odganiać. Zamiast tego patrzyła i słuchała w skupieniu jego słów. Na wzmiankę na temat matki z dzieckiem uśmiechnęła się lekko. To było idealne porównanie, wyraźnie mocno działało na jej młody umysł, poznający powoli magię instynktu macierzyńskiego.
Twarz jednak stężała, gdy Rael przeszedł do tematu miłości. Ponownie wspomnienie Iona niemal zjeżyło włos na jej głowie, szczególnie gdy mówił o oddaniu. Jemu tak, lecz co z nią? Ciężko było nie zauważyć, że specjalnie ją pominął wspominając o Przewodniku. Może zbyt szybko postanowiła zaufać? Przygryzła wargę, odwracając wzrok. Nijak mogło to jednak ukryć jej zmieszanie.
- Byliście blisko, z dawnym prorokiem - mruknęła ni o do niego ni do siebie. Rude kosmyki niemal całkowicie zakryły jej twarz, lecz szybko odgoniła je wolnym, melancholijnym ruchem dłoni. - Byliście blisko skoro znasz jego imię. Do czasu jego śmierci niewielu miało o nim pojęcie. Też byłam z nim blisko, nawet... nawet bardzo.
Kolejny z winowajców jej nietypowej decyzji. Jego dłonie były wyjątkowo okrutne gdy się z nią spotykał. Podobno od dawna widział ją w roli buntownika, który go obali, przejmując "tron". Powoli wszystko układało się w większą całość, bo czy nie powinno trzymać się przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej? Przełknęła głośno ślinę, starając pozbyć guli, która utknęła gdzieś w gardle.
- Wiedziałeś, że był aniołem? Właśnie tego nie mógł zdzierżyć Ao. Całej hipokryzji która wydostawała się przez jego pory. I jadu. - Znów na niego spojrzała, lecz teraz widać było w jej oczach determinację. Niewinność przerażonego dziewczęcia gdzieś zniknęła, Taihen zaś ukazała swoją drugą twarz. Tę, którą znał przede wszystkim jej Mentor, główny Inkwizytor swojego czasu, w końcu była szkolona na mordercę. - Właśnie dlatego go zabiłam. Możesz mnie za to nienawidzić, ale zapewniam, że pragnę jedynie dobra Kościoła i jego wiernych.
Kamień został rzucony, teraz pozostało wyczekiwać kręgów na wodzie. Musiała przyznać przed samą sobą, że groźba śmierci była o wiele bardziej ekscytująca od jakiegokolwiek podniecenia seksualnego. Mięśnie same się napinały, ona zaś starała się stłumić koci uśmiech, który miał ochotę wypłynąć na jej wargi. Pokerowa twarz i oaza spokoju.
Spróbujmy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.06.15 23:30  •  Sala spowiedna Empty Re: Sala spowiedna
    To zabawne jak zwykłe gesty pozwalały ludziom wysnuwać mylne wnioski. To, że uśmiecha się do Ciebie przechodzeń wcale nie oznacza, że cieszy się na twój widok czy zwyczajnie chce być miły. Równie dobrze może zwyczajnie cieszyć się z tego, że nie jest tobą. Tak właśnie robił to Kaye, a że jego uśmiech w tych momentach był całkowicie naturalny, ludzie wierzyli w jego dobroć i tym samym wpuszczali do swych serc wilka w przebraniu owcy. Tej trudnej sztuki nauczył się od Iona, z którym przebywał godzinami. A treningi proroka wcale nie były takie łatwe i przyjemne, jakby mogło się wydawać. Rael do tej pory pamięta wszystkie cęgi bambusowym kijem, które zbierał w momencie, gdy jego gra aktorska nie była w wystarczającym stopniu przekonująca. Niekiedy chodził posiniaczony przez całe tygodnie, skutecznie ukrywając to pod długimi rękawami i golfami. Mimo tego, właśnie dzięki niemu był w stanie tak doskonale odnaleźć się w społeczeństwie Kościoła i wtopić się niepostrzeżenie w tłum. Zapewne zdążyłby się jeszcze od niego wiele nauczyć, ale Ao raczył zesłać tę rudowłosą diablicę, która pozbyła się jego Mentora. Przepraszam, Ao? Rael nigdy w to nie wierzył. Nie godził się z tym, że ich Bóg przemawia do kogoś takiego, jak ta ladacznica, która wszystko upozorowała. Dziwiło go tylko to, że ludzie nie dobrali się do jej skóry za cudzołóstwo. Zapewne oddawała się Starszym tyle razy, że wreszcie nie mieli sił jej odmówić.
    A pomimo tego miała jeszcze czelność wypowiadać się w takim tonie o Ionie, prawdziwym Proroku i słudze Ao. Te usta, które wielokrotnie koiły żądze mężczyzn, sączyły teraz z pełnych warg jedynie jad wżerający się w resztki duszy Raela. I to ona miała czelność mówić o hipokryzji? I czy to ona uzasadniała zabicie Drugiego Ojca Kościoła dobrem wiernych i świetlaną przyszłością? Gdyby Kaye tylko mógł, teraz parsknąłby jej prosto w twarz śmiechem pełnym pogardy i niedowierzania, że ktoś taki w ogóle może stąpać po tym padole. Mimo wszystko Kapłan był bezgranicznie oddany swemu zmarłemu Panu i nie było możliwości, żeby na taką zniewagę zwyczajnie nie zareagował. Jego prawa ręka uniosła się nieznacznie w stronę Taihen, jednakże zaraz została chwycona przez lewą i przyciśniętą do ziemi, a przez dłuższy czas Kaye wpatrywał się w posadzkę sali spowiednej, kiedy jego ciałem targały drgawki zwiastujące częściowe szaleństwo.
    - Wybacz Pani, ale rany po śmierci mojego Mistrza są zbyt świeże, żebym w żaden sposób na nie nie zareagował. Zaprawdę Ao wystawia mnie na jedną z największych prób wiary. - niemalże wysyczał przez swoje zęby, nadal nie obdarzając Taihen nawet cieniem spojrzenia swoich różnokolorowych oczu. Pewnie, że mógł się teraz na nią rzucić i dosłownie ją rozszarpać, zamienić się w swoją prawdziwą formę i przebić jej ciało swoim żądłem, a następnie zatopić długie i ostre kły w jej ciele, ale to byłoby zbyt proste. Taki koniec Prorokini zupełnie go nie satysfakcjonował, nie wydawał się on wystarczającą karą za zbrodnie, które do tej pory popełniła. Dopiero w chwili kiedy zostanie ona całkowicie sama, opuszczona nawet przez najwierniejszych wyznawców, Kaye przyjdzie odebrać od niej prawdziwą spowiedź.
    - Hipokryzja jest jednak najgorszym, co może spotkać człowieka. Z tym się całkowicie zgadzam. Często pozostaje niezauważona nawet do samej śmierci, a w przypadku większości władców, do chwili utraty władzy. - teraz odezwał się już jednak o wiele spokojniejszym głosem i nawet spojrzał na Prorokinię z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie był on złośliwy, nie był on też szalony. Kaye przyodział najsłodszy uśmiech, jaki tylko posiadał w swoim arsenale i owinął go w woal groźby. W końcu czy właśnie większość władców nie kończy swojego okresu panowania śmiercią? Czy to nie oni brną do przodu będąc pewnymi swych racji i zaślepieni ambicjami? To, co wydaje się teraz prawidłowe, finalnie może okazać się drogą, którą kroczyć się nie powinno. Rael chciał, żeby Taihen była tego świadoma. Aby wyczekiwała chwili, w której Kapłan całkowicie się ujawni i odkryje wszystkie swoje karty. Dzisiejsza rozmowa miała być jedynie delikatny zasygnalizowaniem tego, że czerwonowłosa wcale nie jest obiektem pożądania i uwielbienia wszystkich wyznawców Ao.
    - Żyję już wystarczająco długo, żeby dostrzec niezliczoną ilość upadków, których nikt się nie spodziewał. Miejmy jednak nadzieję Pani, że Kościół ominą one szerokim łukiem. - zakończył temat dość jednoznacznie - Jednakże odeszliśmy od tematu spowiedzi... Czy coś jeszcze Cię trapi? Jestem do Twojej dyspozycji. Zawsze. - zagadnął, celowo akcentując i podkreślając ostatnie słowo. Czyż nie tak robi każdy wierny sługa? Jest na zawołanie swojego pana w każdym momencie, o każdej porze dnia i nocy, więc Taihen nie powinna się wahać przed wezwaniem Kaye do siebie. Wszak mężczyzna ten chce dobra Kościoła tak samo mocno, jak ona sama.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.15 12:13  •  Sala spowiedna Empty Re: Sala spowiedna
Czy powinni ją skatować za cudzołóstwo? Jakaż szkoda, że nigdy nie powiedział tego na głos, by był to najjaśniejszy znak, że wcale nie podzielał idei Kościoła oraz samego Ao. Czyż nie robili tego wszystkiego ponieważ taka była prośba ich boga? Owszem, ukryte w tym były o wiele głębsze pobudki niż tylko cielesna przyjemność. Każda kropla radość jest cenna na tym padole łez, powiedziałby każdy kapłan, by tylko przekonać do swojej doktryny niewierzących. Było jednak coś jeszcze, co najwyraźniej wszystkim umykało.
Cóż się stało na świecie po tych wszystkich katastrofach? Gatunek ludzki zaczął wymierać. Ci co przetrwali zamknęli się w swoich utopiach, z dala od okrutnego, ciężkiego życia. Automatyczne urządzenia ich rozleniwiły, nikt nie musiał walczyć o przeżycie. Niewielu pracuje, a zakładanie rodzin jest jedynie przykrym obowiązkiem. Nikt jednak nie ma prawa zmusić człowieka do kopulowania, przez co miasta wcale nie rozrastały się tak szybko jak powinny. Może niektóre klany posiadały więcej niż jednego potomka, ale były to wyjątki, które dało się policzyć na palcach jednej ręki. Ao postanowił na nowo zasiedlić Ziemię, ukrywając swoje zamiary pod przykrywką cielesnej przyjemności. Narodziny dziecka zawsze były celebrowane bardziej niż cokolwiek innego.
Nie mógł tego jednak zrozumieć Ion, który odizolował się od podobnych przedsięwzięć, ukrywając swoją aseksualność przed światem.
Widząc zmieszanie, może niechęć na twarzy Raela, zrobiło się jej nieco przykro. Miała ochotę przytulić go do piersi, ukoić jego ból. Zaopiekować jak kolejnym opuszczonym przez Los dzieckiem.
- Próby wiary bywają ciężkie, lecz wszyscy musimy przez nie przejść - niemal szepnęła, zbliżając się na czworaka do mężczyzny. Przysiadła obok niego tak, by stracili kontakt wzrokowy. Przez dłuższą chwilę zapatrzyła się na swoje dłonie, czekając, aż jego głos się zmieni, nabierze rumieńców i wskaże uśmiech. Czasem każdy potrzebuje chwili samotnej medytacji, doskonale o tym wiedziała.
- Inni zwyczajnie nie chcą jej widzieć, tworząc fałszywy obraz drugiej osoby.
Może już się domyślała jego zamiarów. Gdyby kiedyś postanowił dłużej z nią przebywać, obserwować jak spotyka się z wiernymi, jak z nimi rozmawia. Może wtedy zrozumiałby, że ona rzeczywiście nie miała żadnych złych zamiarów. Lecz nie, zapewne nigdy nie wpadnie na podobny pomysł. Cicho westchnęła, pozwalając by powietrze uszło z jej płuc z lekkim świstem.
Ostrożnie, wyjątkowo delikatnie ułożyła dłoń na ramieniu kapłana i przysunęła go do siebie, by móc go objąć jeszcze drugą ręką. Nie miała zamiaru się z nim siłować. Jeśli nie chciał to po prostu wyprostowała się i spojrzała gdzieś w bok, lecz nie to było teraz jej zamiarem.
- Na razie Kościół kwitnie dzięki tak cudownym wiernym jak ty, Raelu. Już ukoiłeś moje skołatane nerwy, w tym momencie spokojnie mogę wrócić do swojej roli, a nie ukrywać się po kątach. - W jej słowach wyraźnie było słychać ulgę, wraz z nią zaś łagodność. - Dlatego teraz zwracam się do ciebie jako prorok. Może ty chciałbyś o czymś porozmawiać? Trapi coś twoje serce lub duszę? Z chęcią pomogę, nie tyle z obowiązku co z wdzięczności. Możesz prosić o wszystko.
A Taihen dotrzymywała słowa. Nie była Ionem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach