Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

I am looking for friends. What does that mean -- tame?



→ Desperacja, kilkanaście lat temu.



Tili, tili, bum...  — Cichy, słodko-dziecięcy głosik rozbrzmiał w ciszy otaczającej wyludnioną okolicę. — Zamknij teraz oczy... — Stary, miejscami spróchniały pień — a raczej jego pozostałość — na którym siedziała czarnowłosa dziewczynka, zdawał się ledwo utrzymywać jej niewielki ciężar. — Ktoś chodzi po podwórku i puka do drzwi... — Jak zahipnotyzowana laleczka uderzała przesuszonym patykiem w równie przesuszoną i twardą ziemię. Melancholijny rytm śpiewanej przez nią piosenki zlewał się z odgłosami szybkiego stukania w glebę. — Tili, tili, bum, nocne ptaki ćwierkają... — Nie powinna była siedzieć tam zupełnie sama. — Jest wewnątrz domu i... idzie odwiedzić... — Na umazaną piachem buzię wypłynął grymas niezadowolenia. Zmarszczyła brwi, powtarzając monotonny ruch dudnienia coraz szybciej... — ...tego, kto nie śpi... — ...i szybciej... — On idzie, on nadchodzi... — ...aż w końcu przestała. — Coraz bliżej...
Rzuciła ostatkiem zrypanego, trzymanego w rączce patyka, siląc się na tyle, na ile potrafiła. Fuknęła pod nosem, buntowniczo tupiąc nóżką, kiedy okazało się, że wcale daleko nie doleciał. Zsunęła się z pnia i opierając się o niego plecami, objęła ramionami podwinięte do brody kolana.
Nastała cisza.
Dziecięcy głosik mówił jej, że naprawdę nie powinna tu by--
Nie powinna się nudzić. Dlaczego się nudziła?
Nie wiedziała, gdzie podział się jej bliźniaczy braciszek. Nikt jej nie szukał, ale płacz był ostatnią rzeczą, która przychodziła dziewczynce do głowy. Chciała tylko, żeby ktoś się z nią pobawił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

— Tili, tili, bum...
Ciemne ucho drgnęło, wyłapując słowa dziecięcej piosenki. Sekundę później poruszyło się drugie. Poruszały się od boku do boku, cały czas w takt nuconej melodii, zatrzymując się postawione na sztorc, gdy suchy patyk uderzył o równie suchą glebę. Ogon zaszurał cicho o podłogę wraz z kolejnymi słowami.
— Tili, tili, bum, nocne ptaki ćwierkają...
Od dłuższego czasu (patrząc na dziecięcy światek i szczenięce pojmowanie czasu — niewiele, zaledwie kilka krótkich minut) skrywał się w gęstych zaroślach. Bacznym spojrzeniem lustrował siedzącą na pniu postać, broń, którą dzierżyła w ręku i którą zaraz posłała naprzód mocnym rzutem. Nawet buńczuczne tupnięcie nie sprawiło, że wstał z miejsca. Nie mógł ot tak zmarnować misternie ułożonego planu, który wymyślił dzięki śpiewanej przez dziewczynkę kołysance.
Czaił się jak drapieżnik. Tkwił w bezruchu, co w ich wieku graniczyło z cudem. Czatował, czekał na odpowiedni do ataku moment. Ten nastąpił idealnie w chwili, w której zaczynał się powoli nudzić i rozważać pognanie za przelatującym obok żuczkiem.
Wypruł z krzaków najciszej, jak tylko potrafił.
Shenae! — zawołał, znalazłszy się ledwie metr od dziewczynki. Wparował w jej drobną postać, uprzednio rozkładając ręce w gotowości do szerokiego uścisku, którym ją obdarzył, gdy razem turlali się po ziemi. Jej widok od razu wprawił nakrapiany ogon w pełen wesołości ruch, którym wzbił w powietrze sporawy tuman kurzu.
Czemu rzucasz takim dobrym badylem? Nadaje się do budowy bazy — odsuwając się na kilka centymetrów, posłał jej wymowne spojrzenie, jakby co najmniej zmarnowała dobrej jakości cukierki.
Albo na tamę? — zadumał się wyraźnie, wertując w głowie wszystkie za i przeciw obu konstrukcji. Pozostawało pytanie, która z nich przysporzy im więcej zabawy. — Jak myślisz?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy jej myśli z braku jakiejkolwiek rozrywki powoli zaczynały schodzić na powrót do domu, usłyszała tuż obok tak dobrze znajomy sobie głos. Nie była jednak na tyle zwinna, aby zabezpieczyć się przed upadkiem na twardą glebę. Wpadł w nią szybko i z zaskoczenia — za szybko. Gdy wreszcie udało się oderwać She od futrzastego napastnika, brudnymi dłońmi przetarła kolana, a następnie twarz, która wbrew pozorom wcale nie stała się czystsza.
Gdyby go nie znała, pewnie zaraz po tym piskliwym tonem krzyczałaby, jak bardzo głupio się zachował. Przecież mógł ją pokaleczyć! Nawet jeśli miała to w wysokim poważaniu, nie byłaby sobą, gdyby choć przez chwilę nie poudawała naburmuszonej księżniczki. Inaczej się sprawy miały, jeżeli chodziło o niego. Na widok tej twarzy automatycznie się cieszyła. Szczerze.
Nie mogła powstrzymać się przed pokazaniem mu języka, mimo wszystko posyłając w jego kierunku szeroki wyszczerz.
Marshaaall! — Siedziała przed nim dziwnie pokracznie, wyglądając jak siedem nieszczęść.
Nieistotne.
Dziecięca duma nie pozwalała jej, żeby przyznała się, iż nie miała co robić, bo... bo czuła się samotna? Otóż to. Wzruszyła więc drobnymi ramionami, robiąc jednocześnie dosyć neutralną minę.
Nie wiem czemu rzucam, chyba tak sobie — skłamała, w sekundę później zapominając, że coś takiego w ogóle miało miejsce. Oczy dziewczynki otworzyły się szerzej, gdy usłyszała słowo "baza".
Ale tak, tak, baza! Zróbmy bazę! — Unosząc głos, z podekscytowania aż stanęła na nogi. — Albo tamę, jaaa... — Widząc zamyślony wyraz lisiego towarzysza, ona sama zaczęła zastanawiać się nad tym, który pomysł rzeczywiście był lepszy.
Cóż, nie myślała zbyt długo. Nie pytała też, czy chciał bawić się teraz, zaraz, od razu... Ona chciała.
Ej, może jednak baza? Zrobimy taką super, super dużą, żeby się można było w niej schować przed rodzicami i mordercami, co? — Doprawdy wierzyła, że chatka ułożona z badyli mogła powstrzymać wszystko i wszystkich. Zwłaszcza tych pierwszych, bo kim byli mordercy w porównaniu do rodziców, czyż nie? Piękna, dziecinna naiwność. — Tylko gdzie ją postawimy? To musi być nasza tajemnica, żeby nikt jej nie znalazł. — Już-już najchętniej stworzyłaby cały obóz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzał za rzuconym wcześniej badylem, tym razem z bliska oceniając jego grubość i długość. Po kilkusekundowych oględzinach był pewien, że nada się idealnie do budowy. Znów zaszurał ogonem o ziemię, nie potrafiąc pohamować dziecięcej ekscytacji. W głowie zdążył już przewertować kilka schematów konstrukcji, którą zamierzali wykonać.
W takim razie musimy znaleźć dobre miejsce — zadumał się, rozglądając dookoła. Gruby pień, na którym wcześniej siedziała She nie dał mu żadnej inspiracji. Ogólnie obecne pustkowie też niezbyt nadawało się na budowę bazy ukrytej przed światem.
Może jakaś rzeka? Najlepiej taka, przy której będzie dużo krzaków — zaproponował, rozpatrując wszystkie wady i zalety takiej lokacji. Wątpliwe, by zbiornik miał zbyt często występować ponad brzegi i zalewać ich budowlę, jednak pozostawało to na tyle niebezpieczne, by zastanowił się dwa razy. Nagle podskoczył w miejscu.
Hej, a może na drzewie? — skierował roziskrzone spojrzenie prosto na jasne lico przyjaciółki, doszukując się nań aprobaty. — Z daleka zobaczymy wroga i będziemy mogli wszystko ukryć za liśćmi! Nikt nas nie znajdzie — ani rodzice, ani mordercy, ani nikt na całym świecie. Był co do tego przekonany tak samo, jak Shenae. Mogliby spędzać w takiej bazie całe dnie oraz noce i absolutnie żaden dorosły nie wpadłby na pomysł, żeby szukać pośród gałęzi drzew. Zgromadzony czas wykorzystaliby na zabawę, lenistwo, na wszystko, co tylko przyszłoby do głowy. A byli dziećmi, paleta możliwości pozostawała nieograniczona.
Wstał z siebie, gotowy w każdej chwili ruszyć na poszukiwanie odpowiednio grubego pnia i gałęzi pozwalających na ułożenie ścian. Wyciągnął drobną rękę w kierunku dziewczyny, oferując jej pomoc w stanięciu do pionu.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Znalezienie odpowiednio bezpiecznego (a zarazem wyjątkowego) miejsca na Desperacji praktycznie graniczyło z cudem, ale dla dwójki dzieciaków gotowych do zabawy, pomysł udania się na jego poszukiwania nie był ani trochę lekkomyślny. Dopóki nic im nie groziło, mogli żyć w słodkiej nieświadomości.
Nie była przekonana co do budowania bazy przy jakiejkolwiek rzece. Obdarzyła go zatem komicznie krzywym grymasem, jakby połknęła kawałek mocno kwaśnej cytryny.
Nie, nie rzeka, nie. — Problem polegał na tym, że nie potrafiła pływać. Wolała tego jednak głośno nie oznajmiać, jak na małą, dumną księżniczkę przystało — i silną, tak? Wzruszyła ramionami.
Drzewo wydawało się być za to idealnym miejscem, a przynajmniej takie odniosła wrażenie, kiedy Marshall podskoczył, chwilę później skupiając na niej swój wzrok. Zarażał ją ekscytacją.
Nikt nas nie znajdzie! — Zgodziła się donośnie, wesoło kręcąc głową, dzięki czemu wprawiła w ruch również roztrzepane, sięgające do ramion włosy. — I uzbieramy dużo kamieni i będziemy rzucać nimi we wrogów! — ciągnęła dalej, z ożywieniem gestykulując dziecięcymi rączkami. — Będzie superrrr! — dorzuciła na koniec, widocznie nie mogąc doczekać się, kiedy zbudują całe to cacko.
...które równie dobrze mogło wcale nie powstać.
Złapała za wyciągniętą dłoń chłopczyka, pozwalając, by pomógł jej się podnieść. Otrzepała piach z pogniecionego ubrania i wyskoczyła do przodu, zupełnie jakby nie mogli stracić ani minuty dłużej.
Idziemy! Chyba widziałam gdzieś więcej takich patyków jak mój — zakomenderowała, machając wzdłuż rozciągającej się dalej pustki. Oprócz głazów; nielicznych, większych czy mniejszych roślin; śmieci i bliżej nieokreślonych szczątek walających się po ziemi, rejony Desperacji, na których przebywali, nie oferowały maluchom zbyt wiele. Brutalna rzeczywistość.
A czy ktoś będzie cię śledził? — spytała nagle, niemiłosiernie poważnym tonem. To jak wyczekiwanie odpowiedzi na pytanie "śmierć albo życie". — Moi rodzice mnie dzisiaj nie. — Och, na pewno tylko dziś? — A co z twoimi? — Było to dla She całkowicie naturalne, że ani matki, ani tym bardziej ojca nie ciekawiło, gdzie właściwie przebywała ich córeczka. Prawdopodobnie nie zauważyliby nawet, gdyby nie wróciła na calutką noc. Chciała, by choć ten jeden, jedyny raz wyruszyli za nią, bojąc się, że coś sobie zrobi. Nie krępowała się też wypytywać przyjaciela o najróżniejsze rzeczy związane z jego osobą, o których jeszcze nie miała pojęcia. Może Rhett miał rodziców, którzy zainteresowaliby się także nią? — A mój brat może mnie szukać i-- urodziliśmy się tego samego dnia i jesteśmy podwójni. — Bliźniaki? Jakie bliźniaki. Podwójni. — Ale nie wyglądamy tak samo, wiesz? Bo ja jestem ładniejsza. — Zachichotała, powoli przesuwając się naprzód. Mogłaby trajkotać non stop, sama sobie przerywając, gdy na myśl przychodziła jej kolejna myśl, którą przecież musiała się z nim podzielić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

— Nie, nie rzeka, nie.
Skinął głową. Też nie umiał pływać i też nie przyznałby tego na głos. Pozostała więc opcja drzewa. Entuzjazm wywołany na twarzy Shenae zaraził również jego, odsyłając poprzednią pozycję i wszystkie jej zalety w odmęty zapomnienia.
O tak, z taką amunicją żadna bestia nas nie dopadnie! — w ustach każdego dorosłego podobne słowa nabierały ironicznego wydźwięku. Wypowiadane przez dzieci pozostawały najszczerszą prawdą na świecie. Nic dziwnego, że ich dwójka wierzyła w niedostępność dla świata jak wielu młodych w Mikołaja.
W bazie zrobimy skrytkę na zapasy, będziemy mogli zostawać na noc — zamachał dumnie ogonem, nie mogąc się nadziwić własnej pomysłowości. Może nawet mieliby na tyle szczęścia, by znaleźć coś ciekawszego od suszonych plastrów mięsa. Rozmarzył się dyskretnie na myśl o nieco cenniejszych dla dzieciaków smakołykach.
Po energicznym wyskoku dziewczynki zrównał się z nią krokiem. Mimo iż próbował trzymać entuzjazm na wodzy, to merdający ogon zdradzał go całkowicie. Wytężył wzrok w poszukiwaniu kolejnych, przydatnych badyli. Jeśli chcieli zbudować stabilną konstrukcję, potrzebowali ich dużo.
— A co z twoimi?
Wzruszył ramionami, nie mając nic więcej do powiedzenia. Mógł się przejmować jedynie nieprzychylnym spojrzeniem Rakshy pracującej w burdelu. Często przejmowała pałeczkę opiekunki, wczuwając się w rolę jak nikt inny. Wątpił jednak, by miała mu za złe zabawę z przyjaciółką. Nie rozwodził się nad tematem ani na głos, ani w głowie. Mieli przecież znacznie ważniejsze zadanie.
Wiem, jesteś najładniejsza ze wszystkich — przyznał bez ogródek. Nie dlatego, że chciał uniknąć kłótni. Zwyczajnie wyraził szczerą opinię. Spoglądając na jej twarz, uśmiechnął się szeroko.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach