Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: M3 :: Centrum :: Apartamentowiec C4


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 04.04.18 11:12  •  Apartament 440 - Page 2 Empty Re: Apartament 440
Gdyby stan mężczyzny był chociaż odrobinę lepszy, być może rozmowa rozmową by pozostała. Niestety jednak, w szczególności dla kobiety, nie było szansy na to, by rudy odzyskał rozum w przeciągu najbliższych kilku chwil. Chociaż dawki przyjmowanych procentów zostały ograniczone do zera, w głowie i w żołądku nadal trawiły się jego resztki, zdolne pchnąć skrzydlatego do paskudnych czynów. Nie był nawet odrobinę wzruszony jękami kobiety, kiedy cisnął nią o stół jedyne co poczuł, to satysfakcja.
A potem znowu się odezwała, chociaż przez moment podejrzewał, że użyje groźby skoku z okna, zaparła się ukryta za stołem z kawałkiem blaszanej pokrywki w ręce. Iście genialna strategia. Udowodnił jej już wcześniej, że niewiele robił sobie z przeszkód, drewniany blat także mógł wylądować nóżkami do góry, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Słuchał.
Oparty ramieniem o framugę drzwi kuchennych pozwolił jej ciskać słowami z gniewem, wiedząc jednocześnie, że więcej w niej buty niż rozumu. Nie reagował od razu, w końcu lista rosła z każdą chwilą a on, wychowany oczywiście w duchu dżentelmeństwa, nie chciał przerywać. Odepchnął się ręką od bocznej ścianki i podgiął skraj rękawa. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że źródłem bólu mogą być małe, szklane elementy wbite w ciało. Przesunął kilka razy palcami po przepustce i spojrzał na jasny ekran. Twarz odbiła się w rogu rozświetlonego ekranu, czerwona na tle niebieskich aplikacji specu.
To przez alkohol? Zapytał sam siebie w duchu, ale uderzył jeszcze raz palcem w czerwoną kropkę na ekranie i patrzył jak cyfry rosną przed jego oczami, nieco wyżej sprawdził godzinę. 2:07. Noc uciekała mu spomiędzy palców, bo chociaż chwilę temu pij w barze z Ivo, teraz nagle znajdywał się u Coral. Wysłuchiwał jej agresywnej spowiedzi, samemu popadając w chwilowe odrętwienie. Musiał wyjąć szkło.
Palce były niezdarne, a dłonie trzęsły się. Chwytał między palec wskazujący a kciuk większa kawałki, które umoczone w krwi lądowały w zlewie kobiety podczas gdy ona nadal mówiła. Zapamiętywał każde imię, każdą sytuację prawie bez wzruszenia. Niech mówi, niech się pogrąża.
- Cztery... Masaki z IT, blondyn ze szkolenia, sąsiad z ósmego, Ivo. - wyliczał za nią, pozbywając się kolejnych drobinek. Z każdorazowym pociągnięciem pojawiało się ukłucie bólu i mała kropelka krwi na skórze. Ściągnął koszulę z jednego ramienia i spojrzał na masę zarysowań. Jedną ręką cały czas bawił się nożem, obracał go i od czasu do czasu rzucał szybkie spojrzenie na Coral, by wycelował w nią czubkiem ostrego narzędzia. - No, mów dalej. Mną się nie przejmuj.
Jedyną zmianą jaką zaszła, był jego pozorny spokój. O ile wcześniej był w stanie w jednej chwili wykonań swoje nieme groźby tak teraz stał i słuchał. Nie wierzył, że skończyła na czterech, więc póki sama definitywnie nie skończy wyliczać, nie przerywał jej. Niech poczuje się odrobinę bezpieczna w swoim fałszu, niech wymienia do skutku. Wysunął język i polizał strupa na wardze. Mocny nacisk na nowo rozerwał skrzepniętą krew, poczuł żelazisty posmak na ustach.
- Cztery to taka smutna liczba, może dobijemy do jakiejś pełnej, co? Albo opowiesz mi jakieś szczegóły, złotko? Pewnie jest czym się chwalić, no, to kiedy z Ivo zaliczycie pieprzenie w windzie? - Powiedział i wykrzywił usta w niepasującym do sytuacji uśmiechu. - Czterech, czterech...
Może udobrucha Shinre szczerością.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.18 1:11  •  Apartament 440 - Page 2 Empty Re: Apartament 440
Palce jej zbielały od wbijania w ciężką, szklaną pokrywę. Nie bez powodu właśnie ją w pierwszym odruchu wybrała na potencjalne narzędzie obrony, nawet jeśli rozumowanie zostało przeprowadzone w podświadomości. W końcu nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo coś musiała zrobić, a samo spojrzenie na bawiącego się nożem - jej własnym, osobistym, starannie wybranym nożem! - mężczyznę przyprawiało ją o dreszcze. Fakt, że na chwilę wydawał się uspokoić, wcale nie był pomocny dla skołatanych nerwów pani inżynier. W dowolnym momencie mogło mu odwalić po raz kolejny, a w starciu na siłę fizyczną nie miała żadnych szans. Zaś żeby wywiesić biała flagę i prosić o litość była, stety lub niestety, zbyt uparta i dumna. Pozostawało jej chyba tylko liczyć na szczęście w ilościach zakrawających już o cud.
Wygłaszając swoje kwestie, mimo woli przyglądała się, jak Shinra wydłubuje sobie fragmenty szkła z ramion. Jeszcze kilka minut temu miała najszczersze chęci, żeby mu pomóc. Była gotowa przyjąć go pod swój dach, zaopiekować się nim nawet w tak opłakanym stanie... nawet sprawnie opatrzyć i przenocować, jeśli by chciał, a co! Zadawanie się z kimś, kto przesadził z alkoholem nie było dla niej pierwszyzną. W czasie studiów, mimo pomieszkiwania w całkowicie żeńskim akademiku, widziała wiele takich przypadków i niejedną koleżankę doprowadzała do porządku po szalonej imprezie. Niestety to, co dzisiejszej nocy wyprawiał w jej domu rudzielec, było poniżej jakiegokolwiek akceptowalnego poziomu. Wystarczyłoby, żeby odpuścił sobie zarzuty. Trzeba było tylko tego, żeby się nie odzywał na drażliwe tematy, a pewnie w relatywnie niedługim czasie rozstawaliby się w pokoju, każde do swojego życia, nie poruszając w ogóle kwestii papierowego mariażu.
Cóż jednak poradzić, kiedy szambo wyjebało.
Wzięła głęboki wdech, przymrużając lekko oczy. Węszyła podstęp już od momentu, w którym Kotetsu wypuścił ją z żelaznego uścisku, a im bardziej wydawał się spokojny, tym bardziej jego małżonka była gotowa na niespodziewany cios. Tymczasem jednak, widząc że jest na choć chwilę zajęty, poluzowała uścisk bolących już palców na szklanej tafli.
- Nie zaliczymy ze względu na obustronny brak chęci - zbyła krótko, a stuprocentowo szczerze. Chciał informacji? To dostanie informacji, czemu by nie. Zresztą, nie zostało ich wcale tak wiele.
- Czterech... plus jeszcze jeden typek z baru. Łącznie pięciu - zakończyła odliczanie, przekładając pokrywę do jednej ręki. Z cichym stuknięciem postawiła ją pionowo na blacie, od góry nadal przytrzymując szkło dłonią. Cholerstwo było ciężkie.
- Pięciu facetów w ciągu dwóch lat naszego małżeństwa. - Podkreśliła ostatnie słowo w taki sposób, jakby było pojęciem równie abstrakcyjnym, co ogr czy jednorożec. - A skoro już zajmujemy się rachunkami, nie ma co zatrzymywać dobrego tematu. - Zakręciła pokrywą, pozwalając jej wykonać pełen obrót, nim znów zatrzymała przedmiot palcami. W wirującej szklanej tafli błysnęło odbicie ulicznych latarni, których światło ledwie docierało do wnętrza przez kuchenne okno.
- Możemy policzyć, ile razy w ciągu tych dwóch lat zainteresowałeś się tym, jak żyję, co robię i jak sobie radzę.
Przyciszyła głos, artykułując kolejne wyrazy nad zwyczaj spokojnie jak na tak stresującą sytuację. Zupełnie jakby już nie była wściekła, tak jak przed chwilą. Bardziej rozżalona i smutna, ale na pewno nie zła.
- Jak często będąc tam, za murami, w ogóle pomyślałeś o żonie, która została w mieście? Ile razy wracałeś do M-3 i poświęciłeś choćby chwilę na to, żeby mnie odwiedzić, albo chociaż dać znak życia? Planowałeś w ogóle kiedykolwiek się ze mną widzieć? Przyszedłbyś choć raz, gdybyś nie był kompletnie pijany?
Westchnęła. Mógł sobie myśleć co chciał, ale naprawdę nie była taka zła. Życzyła mu dobrze. Chciała, żeby wracał żywy i żeby wiodło mu się szczęśliwie. I co jej się dostawało w zamian?
- Był w ogóle kiedykolwiek taki czas, żeby ci na mnie zależało? Byłam ważna w twoim życiu jakkolwiek inaczej niż tylko jako osoba, która wykonuje dla ciebie zlecenie? Przejąłeś się choć raz tym, co myślę, co czuję? Od kiedy jesteś zainteresowany tym, co dzieje się w moim życiu?
Na moment zapadła cisza, podczas której wzrok Coral, dotychczasowo błądzący po różnych elementach otoczenia, spoczął wreszcie na osobie rudzielca.
- Przyjmij do wiadomości, że nigdy nie stanowiliśmy niczego, co przypominałoby związek, a nasze małżeństwo polega na dwóch podpisach złożonych pod jednym dokumentem. Poza tym jednym, drobnym szczegółem jesteśmy dla siebie jak obcy.
Znów zacisnęła palce mocniej na szklanej pokrywie, wpatrując się w małżonka spojrzeniem tak znużonym i obojętnym, jakby tę rozmowę odbywali nie pierwszy, ale milionowy raz.
- Przecież ty nawet nie pamiętasz, jak ja się nazywam.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.18 17:12  •  Apartament 440 - Page 2 Empty Re: Apartament 440
Podejrzewał, że pójdzie za ciosem i będzie mówić dalej. Czy to dlatego, że ją zachęcał? Nie. To była jej chęć, by wyciągnąć na wierzch wszystkie brudy i kiedy milczał skupiony na wyciąganiu szkła z rąk mówiła, mówiła i mówiła. Gorycz i niesmak obecne w każdym słowie przelewały się bokiem, mijały go bez cienia pozostawionej krzywdy. Oddychał ciężko, płomienie w płucach i posmak żółci w przełyku były gorszą kara niż cała nienawiść rudowłosej.
Złapał w żeby paskudny kawałek przy ramieniu i szarpnął go ustami wyrywając prosto ze skaleczenia. Przez moment trzymał fragment stłuczonej szklanki między ustami rozważając połknięcie.
Skuteczne? A bolesne?
Niewiele go teraz bolało. Wypluł fragment do zlewu i wrócił oczami do komunikatora w przepustce. Przez moment z iskrami pasjonata wpatrywał się w mały ekran, a potem bez słowa przycisnął kilka razy gdzieś na boku ekranu szczerząc zęby do płaskiej powierzchni. Moment celebracji przerwał mu głęboki kaszel, znowu poczuł ucisk na żołądku, ale powstrzyma wymioty w ostatniej chwili. Przechylił głowę do przodu uspokajając konwulsje. Teraz chętnie wróciłby do picia.
Teraz kiedy...
- Wiesz, może nawet wysłuchałbym tych skarg, gdyby mówiła je moja żona, a nie taka dziwka. - splunął wszystkim co zebrało mu się w ustach na ziemię.
Wiedział, że złość przyjdzie z czasem. Teraz było jedynie chłodne opanowanie, ale zimno nie zwiastowało żadnej taryfy ulgowej. Może był groźny właśnie dlatego, że nie próbował już więcej szaleć i demolować, zamiast tego czekał na przejściu z nożem w dłoni.
Na co czekasz?
No własnie. Nie było już powodu by odwlekać tego, co miało się zdarzyć. W pewnym sensie miała rację, nigdy nie stanowili typowego małżeństwa, ale była ślepia tak samo jak Ivo, tam w barze tłumaczył mu niemal to samo. Miał zostać na wózku dla przyjemności ich obojga? Aż w nim kipiało na samą myśl, że ten czerw kłamał mu w żywe oczy zarzekając się na śmierć. Pytał go z otwartym sercem, a dostał w odpowiedzi pakunek pełen fałszu.
Dość.
- To za ile się sprzedajesz? Mam pokaźną sumkę na koncie za ostatnie miesiące, przeleję Ci ile chcesz. - Opuścił rękaw. Nie było szans, by wyciągnął wszystkie fragmenty, ale większość trafiła pod zlew. Odzyskał nieco swobodę w obolałych ramionach, mógł bez problemu kręcić nadgarstkiem, zakreślać kółka tasakiem - A może oddasz się za darmo, tak w ramach wkładu w małżeństwo? Kto wie, może ja też coś od siebie włożę.
Pokrywka stanowiła raczej marną osłonę, ale nie zamierzał jej wyśmiewać. Miała prawo próbować o sobie walczyć, inna sprawa, że z szansami było już nieco gorzej. Krokiem posuwistym zmniejszał dzielącą ich odległość, przypierał ją powoli do okna. Sięgał ku kobiecie, wolną dłonią rozwartą szeroko szukał jej szyi. Niech dalej gada. Zobaczymy ile powie z nożem przytkniętym do brzucha i palcami na krtani. Ile słów wydusi zanim uleci z niej powietrze?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.18 16:37  •  Apartament 440 - Page 2 Empty Re: Apartament 440
Powrót do mieszkania w godzinach nocnych zawsze był jednym z najprzyjemniejszych aspektów wykonywanego przez niego zawodu; gwarantował on mu elastyczne wymiary godzin, dostosowany do trybu życia osób, od których miał przechwycić ważne informacje. Przemierzając ulice dwie godziny po północy odczuwał ulgę. Były niemalże puste. Miasto razem z jego mieszkańcami ułożyło się do snu; działało tylko kilka nocnych klubów, a reszta sklepów była pozamykana. Cisza i spokój. Jak na cmentarzu, który był przez niego mijany, gdy wybrał drogę przez park, zahaczający o jego wschodnią bramę. Zatrzymał się na chwilę, by spojrzeć na skupisku zadbanych nagrobków. Zmarli nie powychodzili ze swoich trumien, jedyne źródła życia stanowiły tlące się znicze. Nie dostrzegając tam nic, co byłoby warte jego uwagi, ruszył w kierunku górującego nad większością budowli apartamentowca C4. Smukły, wielopiętrowy wieżowiec rzucał cień na znajdujące się w jego okolicy obiekty. W większości okien umiejscowionych od frontu nie tliło się światło.
Havoc wprowadził właściwy kod i wszedł do środka budynku, staranie zamykając za sobą szklane drzwi. Rzucił kątem na windy, ale i tym razem pogardził ich istnieniem i wygodą jaką oferowały w pakiecie ze swoją funkcjonalnością. Przemieścił się na klatkę schodową i zaczął swoją wędrówkę na dziesiątą piętro, gdzie znajdowały się drzwi z właściwym numerem. Starał się nie narobić hałasu, chociaż echo stawianych przez niego kroków odbijało się ścian i niosło się na wyższe kondygnacje. Zatrzymał się na trzecim piętrze, w celu zaczerpnięcia tchu, gdy jego organizm przypomniał mu o słabawej kondycji w charakterze zadyszki. Przyśpieszony oddech ulatywał z ust w akompaniamencie kołatania serca. Starał się go stłumić jak najszybciej, pierwszy raz od dawna żałując, że nie skorzystał z usługi klaustrofobicznego pomieszczania; znajdująca się  w nim wylęgarnia zarazków go do tego nie zachęcała. Zacisnął mocniej palce na uchwycie swojej aktówki; przyśpieszone próby złapania tlenu zostały stłumione przez hałas. Rozległ się trzask rozbijanego szkła i krzyki. Informator potoczył spojrzeniem po ścianie, ostatecznie wbijając niebieskie oczy w sufit. Dźwięki dochodziły z czwartego piętra. Kierowany zawadą ciekawością, ruszył w tamtym kierunku. Prawa dłoń zacisnęła się na balustradzie. Stawił wolne kroki, nasłuchując, ale im bliżej znajdował się źródła ówże dźwięku, tym harmider się nasilał.  
Po tym, jak znalazł się na właściwym piętrze, przemieścił swój wzrok po drzwiach, spod których dochodziły - jak się domyślał - odgłosy awantury. Mieszkanie należało do jednej z pracownic S.SPEC. W zasadzie już miał zamiar odejść, ale wtem jedna z najbliższych sąsiadek CondoleezzySandford wychyliła głowę za framugę swoich drzwi. Mike zerknął w jej kierunku. Dopiero zwlekła się z łóżka. Miała nieuczesane włosy i piżamę. Jej nieprzytomne spojrzenie zatrzymało się na sylwetce informatora.
— Spać po nocach człowiekowi nie dadzą. Trzeba zawiadomić policję —  wymamrotała niemal pod nosem zaspanym, ociężałym głosem.
Na ustach Havoca wślizgnął się uprzejmy uśmiech.
Zajmę się tym. Proszę wrócić do łóżka — zapewnił ją, z przykrą świadomością, że będzie musiał zapukać i uciszyć kłócącą się dwójkę ludzi. — Miłej nocy — dodał jeszcze, bo obywatelka skinęła głowę, najwidoczniej przystając na współpracę i zniknęła w mroku swojego mieszkania.
Poszedł do opatrzonych numerem 440 drzwi. Uformował dłonie w pięść i skonfrontował knykcie z ich dębową strukturą. Jeśli to nie przyniosło pożądanego efektu nacisnął na dzwonek zamatowany nieopodal nich na ścianie, w międzyczasie upewnił się, że pistolet spoczywał w kaburze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.18 0:31  •  Apartament 440 - Page 2 Empty Re: Apartament 440
Jej przegrana potwierdziła się w momencie, w którym Skrzydlaty skończył formułować pierwsze zdanie. Próbowała przekonać samą siebie, że jest jeszcze sens się starać. Może gdyby ubrała wszystko w odpowiednie słowa, może gdyby użyła właściwego przykładu, przekaz wreszcie dotarłby tak, jak powinien. W końcu dla każdej logicznie myślącej istoty powinien być aż nazbyt oczywisty, szczególnie że wyłożyła go już kilkukrotnie. Niestety, stan sprawności umysłowej jej małżonka pozostawiał w tej chwili wiele do życzenia i próżno było wymagać, by wykazał się intelektualną jasnością. Czegokolwiek by nie powiedziała, najwyraźniej nie miało szans dotrzeć pod ryżą czuprynę i zagnieździć się tam na stałe. Zaczynała nawet podejrzewać, że on wręcz nie chciał spróbować jej zrozumieć. Gdyby zrozumiał, musiałby się zgodzić, a wtedy nie miałby żadnych powodów do agresji. A z tego, co zauważyła, aż go nosiło. Demolka w mieszkaniu zdawała się nie wystarczać, irracjonalny głód zemsty zaczynał domagać się poważniejszej ofiary. Aż strach było o tym myśleć, szczególnie że przez oczami cały czas miała sylwetkę uzbrojonego w nóż żołnierza. Odgradzał jej drogę ucieczki drzwiami, a jedynym alternatywnym wyjściem z kuchni było okno; zważywszy na to, że znajdowali się na czwartym piętrze, taka opcja nie wchodziła w grę.
Pozostawało liczyć na cud.
Odetchnęła głęboko, próbując zapanować nad nieznacznym, ale już irytującym drżeniem rąk.
- Tutaj chyba leży problem, Shin - zaczęła wreszcie, spuszczając ponuro wzrok. Chwyciła znów szklaną pokrywę w obie ręce, przytrzymując ją przed sobą w objęciach, jak pluszaka. - Praktycznie rzecz ujmując, nie masz żony.
Szkoda tylko, że swoją żonę na niby postanowił ni z tego, ni z owego zacząć traktować jak prawdziwą. Co mu musiało strzelić do łba, nawet nie próbowała zgadywać, bo to na pewno nie było nic zdrowego. Cała ta nocna awantura w ogóle nie rokowała dobrze, a Coral powoli kończyły się pomysły na to, co jeszcze może powiedzieć. Nie wyglądało na to, żeby była w stanie jakoś małżonka uspokoić, a w przypadku starcia siłowego jej szanse spadały do zera. Stała na straconej pozycji i właśnie w tym momencie przeklęła w myślach samą siebie za to, że musiała być taka głupia te dwa lata wcześniej. Nigdy by jej do głowy nie przyszło, że przez jeden głupi wybryk zostanie postawiona w sytuacji, zdawać by się mogło, bez wyjścia.
- Och, daj wreszcie spokój - jęknęła zbolałym tonem na kolejną przemowę rudzielca. Doprawdy, że też musiał sobie nagle takie rzeczy ubzdurać! Widząc, jak zaczyna podchodzić, przez jedną straszliwą chwilę miała ochotę rzucić weń ciężkim, szklanym wiekiem. Gdyby trafiła, mogłoby to odnieść całkiem niezły skutek. Pewnie nawet zdążyłaby uciec, jeśli tylko udałoby się jej wyminąć mężczyznę w drodze do drzwi.
Nie mogła jednak pozbyć się obrazu, który wciąż majaczył jej gdzieś w pamięci. Wspomnienie tak żywe, jak gdyby powstało wczoraj: ruda mizerota, tocząca się bez celu na wózku inwalidzkim, zwieszona w żalu głowa i oczy o pustym, przerażająco pustym spojrzeniu. Tamten widok wzbudzał w ludziach współczucie, ale w młodziutkiej pannie Sandford wywołał jeszcze więcej - potrzebę pomocy tak silną, że rzuciła wszystko, żeby tylko przywrócić życie w tę zmarniałą skorupę.
I po co ci to było?
Wciąż nie umiała pozbyć się wrażenia, jakoby powinna dołożyć wszelkich starań, żeby ten idiota już nigdy nie znalazł się w tak opłakanym stanie, jak dwa lata wcześniej. Nikt nie powinien zostać doprowadzony do takiego punktu, w którym nie chce już żyć. Odwrócenie tego procesu było tak trudnym przedsięwzięciem, że każdy zamach na jego skuteczność był nieodwracalnym uchybieniem.
Kiedy przychodziło co do czego, nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby go naprawdę skrzywdzić.
- Odsuń się, proszę.
Nie odrywała wzroku od jedynego zielonego oka, w którego źrenicy powoli zaczynała dostrzegać własne odbicie. Jak w transie podniosła jedną rękę, próbując złapać i odsunąć nieuchronnie zmierzającą ku jej szyi dłoń. Cofnęła się o pół kroku, ale za plecami czuła już płaską powierzchnię ściany i chłodną szybę. Nie miała żadnej drogi ucieczki.
W tym momencie rozległo się najpierw pukanie, a dosłownie kilka sekund później w całym mieszkaniu zaterkotał dzwonek.
Nie odważyła się wydusić ani słowa.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.18 19:53  •  Apartament 440 - Page 2 Empty Re: Apartament 440
Jak na osobę, której groziło zostanie przebitą przez długi, firmowy tasak, Coral prawiła morały całkiem swobodnie. Na własne życzenie znalazła się w takiej sytuacji, bo gdyby okazała chociaż odrobinę skruchy, być może sytuacja potoczyłaby się inaczej. Ona jednak nie czuła wstydu przez swoje rozpustne zachowanie i nie mogła przecież zaprzeczyć, że bardziej do roli porządnej kobiety pasowało jej miano dziwki. Nie z jednym się puszczała, a z wieloma jak się okazało.
- Nie? O proszę. A byłem pewien, że stoi tutaj przede mną. Może podpisałaś inne papierki, jak mnie nie było, co? Teraz nosisz nazwiska po swoich wszystkich pierdolonych kochankach? - Zazgrzytał zębami, a potem wykrzywił usta jak koneser obserwujący zacne dzieło sztuki wystawione na aukcji za bezcen. Była w jego jak wybitnie bezwartościowa lalka, która wypuszczała z ust przypadkowe słowa nagrane wcześniej w jakimś studiu. Brakowało niewiele, by pokusił się o pochwycenie jej za szyję i potrzęsienie na boki, jak dmuchany balon, jak szmacianą zabawkę.
- Spokój? - Uśmiechnął się rozbrajająco. Nawet odrobinę zaśmiał, bo kobieta była zabawna. - I myślisz, że co? Pogadaliśmy sobie, a jutro idziemy podpisywać papiery rozwodowe? Myślisz, że bym się tu przyszwędał, gdyby chodziło tylko o takie gówniane rozwiązanie sprawy?
Widział swoje odbicie w szybie, widział krew na rękach i na ubraniu, poszarpany materiał i zarumienioną od temperatury twarz. Widział też niższą od siebie kobietę, której plecy przywarły do nocnego lustra. Podobał mu się ten widok. Stał ponad nią, wysoki, wyprostowany, silny. Wreszcie nie musiał patrzeć na siebie z litością. Czuł potęgę, która zaciskała jego palce na rękojeści noża.
I wtedy rozległo się pukanie. Głośno, stanowcze i rytmiczne jak wskazówka zegara odmierzająca sekundy z cichym kliknięciem mechanizmu. Ucichło na moment i zostało zastąpione przez denerwujący odgłos dzwonka do drzwi.
Podniósł brwi. Zamroczony umysł powoli połączył ze sobą kropki. Czyżby zachowywali się aż tak głośno, że zwrócili na siebie uwagę sąsiadów? A może ktoś łaskawie zainteresował się losem niewielkiej, słabej, samotnej kobiety zza ściany? Poczuł mdłości na myśl, że ta sztuczna sąsiedzka troska ma im przerwać tak owocną i interesującą rozmowę.
- Siadaj. - Rozkazał i wskazał na stołek przy parapecie. Nie bez powodu zamiast palce użył czubka tasaka, który zabrał ze sobą wychodząc z kuchni. Zawinął się w kilka krótkich sekund chwiejnego poruszania się po przedpokoju. Jego dłoń powędrowała ku zamkowi, który przekręcił dwukrotnie w stronę framugi zabezpieczając drzwi przed otwarciem przez nieproszonych gości. Oparł się ramieniem o płaską deskę przejścia.
- Cisza tam. Z własną kobietą nie można kulturalnie porozmawiać? - Mruknął do drzwi nawet nie siląc się na to, by jego głos dotarł na drugą stronę. Nie to go interesowało, dlatego odwrócił się powoli i wrócił do kuchni opierając się w przejściu tak jak na początku, gdy swoim ciałem odgradzał rudej bogini ucieczkę.
- Nie wydzieraj się, bo muchy do gówna wabisz. - Rzucił oskarżycielsko do pani inżynier. - Dalej masz ochotę się stawiać?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.18 21:41  •  Apartament 440 - Page 2 Empty Re: Apartament 440
Palce Havoca kolejny raz skonfrontowały się z dzwonkiem, ale odpowiedziała mu jedynie cisza po drugiej stronie drzwi. Nie miał też aż tak wybitnego słuchu, by dosłyszeć słów wypowiedzianych przez gardło znajdującego się w mieszkaniu mężczyzny; jedynie odgłos jego oddalających się kroków został zarejestrowany przez błędniki informatora.
Odczekał jeszcze chwilę, ale kiedy hałas towarzyszący kłótni ucichł całkowicie, skapitulował. Nie miał w zwyczaju mieszać się w sprawy międzyludzkie, jeśli takowe go nie dotyczyły. Nagana w postaci sąsiedzkiej interwencji być może zmusi ich do celebrowania ustalonej przez władzę ciszy nocnej.
Przemieścił się w kierunku schodów, pokonał kondygnacje, by w końcu znaleźć się na właściwym piętrze. Odnalazł klucze w kieszeni, otworzył drzwi opatrzone właściwym numerem i zatopił się w mrok mieszkania, czując jak panele podłogowe uginają się pod naciskiem podeszew butów. Po chwili o jego nogę otarł się Halk.
Mógł odetchnąć. Był w domu.

__zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.04.18 18:24  •  Apartament 440 - Page 2 Empty Re: Apartament 440
- Nie noszę nawet twojego nazwiska, zapomniałeś? - zauważyła, ani na moment nie tracąc spokoju w głosie. Zdążyła już zauważyć, że wykłócanie się o rację nie przynosiło najlepszego skutku, a agresywne zachowanie tylko wzmagało identyczną reakcję u jej napranego gościa. Wciąż jednak nie uważała, by zgrywanie skruszonej i błaganie o litość wchodziło w grę. Nie poczuwała się do winy, którą od wejścia zarzucał jej Kotetsu; podejrzewała poza tym, że jedyną przyczyną tej nocnej awantury był nietrzeźwy stan rudzielca. Gdyby spotkali się w normalnych warunkach, gdzie każde panowałoby nad swoimi zachowaniami, zapewne nie doszłoby nawet do niewinnej sprzeczki.
- W takim razie, po co przyszedłeś? O jakie rozwiązanie sprawy ci chodzi? - zapytała wprost, nim ich pogawędkę przerwał dźwięk dzwonka. Serce Coral zabiło szybciej, choć niekoniecznie z radości. Czy pojawienie się kogoś z sąsiadów mogło pomóc jej wyrwać się z tej chorej sytuacji? Może, gdyby działali w jakimś porozumieniu. Bardziej prawdopodobne było to, że zirytowany niezapowiedzianą wizytą Shinra (o ironio ten sam, który bez uprzedzenia wyrwał Bogu ducha winną małżonkę ze zdrowego, zasłużonego snu) zwróci teraz swoje agresywne zapędy przeciwko osobie, która ośmieliła się przerwać rozgorzałą pomiędzy rudzielcami kłótnię. Ktokolwiek zaburzał przebieg tej osobliwej rozmowy, był teraz w niewiele mniejszym niebezpieczeństwie niż sama Sandford. Przez moment wahała się, czy może skorzystać z chwilowej nieobecności Skrzydlatego i wymknąć się z pomieszczenia. Tylko gdzie mogła pójść? Drzwi wejściowe nie wchodziły w grę, a każdy inny pokój był taką samą pułapką jak kuchnia. Gdyby zaś spróbowała podobnie brawurowego posunięcia, na pewno tylko wściekłby się bardziej. Jeśli coś mogło teraz rudej pomóc przetrwać, to chyba tylko posłuszeństwo - choćby i pozorne.
Usłyszała szczęk zamykanego zamka i pierwszy ciężki krok na panelach w przedpokoju, na który natychmiast opadła na ustawiony tuż obok taboret. Oparła łokieć na parapecie, a nieodłączną pokrywę od parowaru przytrzymała sobie jedną ręką na kolanach. Próbowała wierzyć, że ta chora sytuacja jeszcze zdąży skończyć się bez ofiar, bo tylko ta myśl powstrzymywała ją od wpadnięcia w panikę.
- Przecież nic nie mówię - odpowiedziała cicho, podnosząc wzrok z podłogi na zagradzającego przejście rudzielca. Powoli kończyły jej się pomysły na to, jak pozbyć się intruza. Cały problem polegał na tym, że nie potrafiła zdobyć się na żaden rzeczywisty akt przemocy, a gdzieś podświadomie nie chciała też robić mu kłopotów. Nie dlatego, że na to nie zasługiwał, bo za takie sceny powinna go już dawno zgłosić do odpowiedniej instytucji; wszystkiemu winna była pamięć, która wciąż i wciąż podsuwała pani inżynier wspomnienie smutnego nieszczęśnika, ofiarę wypadku. Tak wiele wycierpiał - jakie więc miała prawo jeszcze go dobijać? Włożyła tak wiele wysiłku, by wydostać go z emocjonalnego doła, że nie wybaczyłaby sobie wpędzenia go tam z powrotem.
- Może po prostu sobie usiądź,- wskazała na wolne krzesło po drugiej stronie stołu, od wejścia, - i porozmawiamy normalnie.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.05.18 20:07  •  Apartament 440 - Page 2 Empty Re: Apartament 440
- A ty słuchasz w ogóle, co ja do Ciebie mówię? - przesunął dłonią po skroni zmęczony głupotą kobiety. W takich momentach jak te zastanawiał się szczerze co w niej wtedy zobaczył. Miła właściwe umiejętności, ale nic poza tym. Z urody także nie wpasowywała się w jego kanony piękna. Zadarty ku górze nos nawet wtedy gdy mówiła dumna o swoim puszczalstwie tylko go irytował. Za żonę brał sobie wtedy elegancką kobietę, ale ta zamieniła się w którymś momencie w zdesperowaną szmatę bez zasad. Nie umiała nawet wytrzymać przy jednym kochanku, zmieniała ich jak rękawiczki. Nie chodziło już nawet o brak partnera, który to za wezwaniem walczył za murami. Coral była w jego oczach po prostu nienasyconą suką, do której stracił w tym momencie całkowicie szacunek. - Chociaż przez moment mówiłeś coś o własnym nazwisku? Nie. Więc nie wiem, czego się teraz dopierdalasz. Ale wiesz...? Z drugiej strony ciesze się, że pozostałaś przy własnym. Możesz je mieszać z gównem na własne życzenie. - Sięgnął dłonią za plecy i klepnął kilka razy jedną z tylnych kieszeni. Wyciągnął płaski portfel, w którym poza kilkoma ważnymi papierami nie znajdowała się żadna gotówka. Ciemnobrązowa skóra przesunęła się między jego palcami odsłaniając przetarte wnętrze i malutkie zakładki z dokumentami i skrawkami papieru uzupełnionego o różnorakie daty. Nie tego jednak szukał. Palce z niezachwianą pewnością sięgnęły głębiej, do jednej z wielu kieszonek z czarnego, półprzeźroczystego materiału. Wysunął z niej śliski prostokąt z białą ramką. Kolorowa plama na środku pozostała tajemnicą do momentu, aż cisnął zdjęciem na ziemię, przed nogi kobiety. Ładna, radosna fotografia przedstawiająca burzę rudych loków i jasną twarz ukrytą między tym wszystkim. Jedno z niewielu wspólnych zdjęć, chociaż na tym konkretnym pojawiał się tylko jako dłoń wychylająca się zza kadru ujęta w spontanicznym geście. Lekko wyblakła od desperackiego słońca powierzchnia uderzyła teraz o kuchenną podłogę, a Shinra utkwił bolesne spojrzenie w pani inżynier - Moje pozostanie czyste.
Tak naprawdę nie miał pojęcia, w czym leżał problem. Gdzie wszystko zaczęło gnić tak, że piękny teoretycznie z wierzchu owoc małżeństwa nie był już w ogóle zdatny do spożywania? Coral była odrobinę jak Ivo. Oboje mieli mu za złe, że wykonywał rozkazy, jakim nie mógł w żaden sposób odmówić. Wojsko go zmieniało, ale gdyby miał pozostać w stanie w jakim pozostawiło go życie, przypadkowy wybuch kamienicy, wolałby już szczerze umrzeć. To było tak, jakby oboje, przyjaciel i jego żona mówili mu prosto w twarz, że lepiej byłoby, gdyby zginął od zbłąkanej kuli na pierwszej misji. Wtedy, gdy jeszcze potrafić się szczerze uśmiechać.
Nie. To co było gorsze, to ich nieszczerość. Oboje kryli się z własnymi myślami i czynami do czasu, aż Kotetsu wyrwał je z otchłani pozornego zapomnienia. Zdrady i kłamstwa miały tam na zawsze pozostać, niedostrzegalne przez skrzydlatego, który przecież większość swojego obecnego życia spędzał zapatrzony w rozpalone na biało desperackie słońce. Nie szukał sobie problemów w mieście i najwyraźniej miał słuszność. Czuł teraz, że rozdrapuje stare rany, ale tym razem ktoś nasypał do nich soli, albo polał kwasem.
... po co przyszedłeś?
Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Nie od razu. Zagmatwane myśli wirowały wewnątrz umysłu, a gorzki smak alkoholu znikał, zastąpiony cierpkim rozczarowaniem. Dużo wcześniej zakładał, że będzie zdolny jej przebaczyć, jeżeli ze skruchą wyzna swoje winy, ale nie sądził, że filigranowa kobieta będzie czuła się dumna wiodąc tak bezwartościowe życie, gdzie jedynym celem stało się zaspokajanie własnych potrzeb.
Mimowolnie porównywał ją z własną matką. Czy gdyby jego rodzicielka zachowywała się podobnie w sytuacji, gdy ojciec ich opuścił nadal wspominałby ją z tak wielkim uczuciem? Oczywiście, że nie. Szanował ją, bo była prawdziwie dobrą, chociaż smutną kobietą. Latami wypatrywała wiernie och ojca, szukała poszlak, wychowywała w samotności dwójkę dzieci widząc, jak podążają drogą zaginionego. Być może jej serce było w stanie eksplodować z żalu w każdym momencie, ale nie poddała się do końca, była twarda, honorowa, łagodna i silna jednocześnie. Ciężar jej śmierci naciskał na ramiona Shinry równie mocno, co przedwczesne odejście Sonody, ale nie był w stanie uratować ich obu, a w zasadzie żadnej z nich.
Patrzenie na tak jawną niesprawiedliwość w postaci żyjącej, zdrowej Coral zaciskało mu pięść.
- Nie rozumiem jak możesz patrzeć na siebie w lustrze.
Przechylił się i przytknął bok głowy do framugi. Dopiero czas pokazał jak bardzo źle wybrał. Coral była po prostu takim typem kobiety, dziwną bez zasad, która swoje skłonności potrafiła dobrze ukryć jeszcze przed ślubem. Nie mógł jej do końca winić, zanim się lepiej poznali nie miała obowiązku spowiadać się z własnego stylu życia, to on nie dostrzegał jej wad i nabrał się na piękny obrazek mądrej, delikatnej i wiernej kobiety. Teraz miał przed sobą upartą, puszczalską dziewczynkę, która na dodatek nie potrafiła dodać dwa do dwóch. Cały czas sądziła, że oślim uporem będzie w stanie cokolwiek zdziałać, że pijany Shinra przyzna jej rację i sobie odpuści. Dla takiej osoby nie było warto walczyć z obowiązkiem, nie było warto się nawet powstrzymywać.
Cały czas ściskał rączkę noża, momentami tak wyraźnie, że palce dopadało odrętwienie, a na skórze pozostawał odbity ślad zdobień na stali. Czuł się oszukany i przegrany. Szczególnie to drugie uczucie przytłaczało go tak wyraźnie, że chwilami poddawał się niejasnym dreszczom. Wizja tego co mógłby zrobić odgrywała się w jego głowie tak wyraziście, że powoli zaczynał żałować niedokonanego.
- Pakuj się. - rozkazał twardo, głuchy na ciche wypowiedzi kobiety. Nie satysfakcjonowała go rozmową, na to mieli dostatecznie dużo czasu przez kilka lat swojego życia. Cała relacja opierała się niemal wyłącznie na krótkich wymianach słów, bez emocji i czułości, sucha instrukcja wchodzenia w dorosłe życie po punktach której skakali by wpasować się ramy normalności. - Masz godzinę, Potem wychodzimy.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i czekał na działania kobiety. Nie miał zamiaru odstąpić jej na krok, niezależnie od tego co planowała zrobić i gdzie zamierzała się udać. Postanowił obserwować ją bez przerwy, z bliska, bez skrępowania wlepiać w nią spojrzenie czujnych, zielonych oczu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.05.18 1:17  •  Apartament 440 - Page 2 Empty Re: Apartament 440
- Och na litość - szepnęła jękliwie, opierając łokieć na blacie stołu, a twarz na moment chowając w dłoni. Kiedy znów podniosła wzrok na stojącego w drzwiach małżonka, w zielonych oczach widać było już tylko rezygnację. Dyskutowanie z nim było absolutnie pozbawione sensu. Nie tylko nie docierały do niego żadne rozsądne argumenty czy prośby o wyklarowanie jakichś konkretów z jego strony, ale jeszcze do tego zaczynał zapominać, co sam mówił kilka sekund wcześniej. To tylko utwierdziło Coral w przekonaniu, że już żadna dyskusja niczego nie naprawi, choćby wykrzesała z siebie maksimum sił i dobrych chęci. Shinra najwidoczniej wcale nie chciał ani się dogadać, ani nawet sformułować jasno czego od niej chce. Był pijany, pobity i nastawiony na robienie awantur, więc tym się właśnie zajmował, zakłócając jej spokojny sen. Minęło już trochę czasu, odkąd w przypływie wzniosłych intencji otworzyła mu drzwi, a czego z sekundy na sekundę żałowała coraz bardziej. Chciała być dobrym człowiekiem i pomóc - tak, po prostu człowiekiem, bo nigdy nie myślała o sobie w kategorii żony ani wobec Kotetsu, ani wobec nikogo. Nie miała obowiązku zajmować się nim w takim stanie, a jednak wpuściła go do własnego domu i usiłowała zrobić cokolwiek, żeby go odratować z opłakanego stanu, w którym pojawił się u jej progów. Nawet na tyle jej nie pozwolił, praktycznie od wejścia rozpoczynając awanturę, z której chyba jedynym dopuszczalnym przez mężczyznę wyjściem były krwawe rękoczyny.
Wybornie.
Z niewzruszoną miną podniosła z ziemi papierek, który okazał się być kolorową fotografią. Jak przez mgłę przypomniała sobie dzień, w którym zrobiono zdjęcie; kilka dni po spontanicznym ślubie, tuż przed tym, jak jednooki rudzielec zniknął z jej życia na długie lata. Nie płakała po jego wyjeździe i choć szkoda to przyznać, nawet nie tęskniła. Bądź co bądź ich "bliska" relacja trwała nie dłużej niż tydzień, a wizyta w urzędzie była czymś w rodzaju pijackiego szaleństwa - nawet jeśli zamiast alkoholowych procentów zadziałała czysta euforia - stąd też Sandford szybko puściła ten incydent w niebyt i zachowała tylko jako wspomnienie szaleństwa z czasów młodości. Zresztą, później zdarzało się, że Skrzydlaty wracał do Miasta na krótszy lub dłuższy czas. Dowiadywała się o tym zawsze pocztą pantoflową, a według relacji niektórych, Shinra zdawał się nie pamiętać ani rudej inżynier, ani łączącej ich krótkiej przygody. Po tamtych dniach każdemu z nich został tylko stan cywilny i nic ponadto.
Może to dlatego na widok zdjęcia miała ochotę wybuchnąć śmiechem i wygarnąć rudzielcowi, że skoro przez dwa lata nie pamiętał o jej istnieniu i nie odezwał się ani razu, to może się wypchać tym swoim błyszczącym papierkiem i przestać zgrywać przywiązanego. Teraz mógł pozować na takiego, który się troszczy i tęskni, ale do licha - prawda wyglądała zupełnie inaczej. Coral powstrzymywała się od kąśliwego komentarza tylko dlatego, że nie zamierzała dalej pogarszać swojej sytuacji. Żaden mięsień na jej twarzy nie drgnął, kiedy spojrzała na fotografię, a potem łagodnym ruchem odłożyła ją na stół. Nie zamierzała komentować żadnej z jego kąśliwych uwag. Po co zniżać się do takiego poziomu? Wiedziała już, że nie przyjmie do siebie prawdy, choćby wyłożonej najbardziej dosadnie. Żył w świecie własnej fantazji, w której on sam był ideałem, a ruda stanowiła haniebną skazę na jego perfekcyjnym życiu. Skoro tak chciał to widzieć i był zakorzeniony w utopijnej wizji aż po czubek głowy, żaden rozsądny argument nie był już w stanie do niego trafić.
- Pakuj się.
Przeniosła wzrok ze zdjęcia na postać rudzielca, nie mogąc odgadnąć, o co tym razem mu chodziło. Zaczynała się zastanawiać, czy nie krążyło mu w żyłach coś znacznie mocniejszego od alkoholu.
- Jasne. Co mam zabrać? - zapytała spokojnie. No bo chyba nie kazał jej zapakować, no choćby, całej zawartości mieszkania, bo to byłoby absolutnym głupstwem. Jeśli jednak życzył sobie, by zastosowała się do jego poleceń, usiał je doprecyzować. W oczekiwaniu na odpowiedź podniosła się z taboretu, spoglądając cierpliwie prosto w jedyne prawdziwe, zielone oko Shinry.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.18 16:35  •  Apartament 440 - Page 2 Empty Re: Apartament 440
- Co chcesz. - odpowiedział niewzruszony nie ruszając się ze swojego miejsca obserwacyjnego, jeżeli i ona pozostała w bezruchu. W innym wypadku chodził za nią i kontrolował, sprawdzał każdy przedmiot, każdy delikatny gest i ruch, jaki mogła wykonać, a który mógłby mu się nie spodobać. Jeżeli chciała wyrobić się w przeciągu godziny, to powinna szybciej machać rękami, zamiast ze zbolałą miną wpatrywać się w jego wykrzywioną paskudnie twarz. Nie miał zamiaru niczego tłumaczyć, ani nawet udawać, że z każdą chwilą jego myśli łagodnieją.
Pozostawał tym samym zagonionym w kąt psem, który szczerzył ostre zęby niezależnie od tego, czy wyciągnięta w jego kierunku ręka chciała pogłaskać, czy uderzyć. Nie mógł zaufać czemuś, nad czym nie miał większej kontroli, mógł jedynie korzystać ze swojej jawnej przewagi. Nie miał nic więcej do stracenia, ale ona miała. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Kobieta nie zaryzykuje, bo być może wie już, że nóż w ręce Shinry nie jest tam dla zabawy, a jego niestabilny umysł może popchnąć ciało do ostateczności.
- Jedziemy do mojego domu, a potem do bramy. - rzucił śledząc ją ostrym spojrzeniem. - I na posterunek. Tam zamieszkasz.
Przesunął przedramieniem po ustach zaciskając palce wolnej ręki w pięść. Nie było wiele więcej, do powiedzenia. Nie chciał nawet szukać innego rozwiązania, kiedy to, tak bardzo abstrakcyjne i szalone mogło się okazał jedynym, które przynosiło mu jakikolwiek zysk. Poza tym dokładnie zdawał sobie sprawę z buntu, jaki może pojawić się, gdy kobieta zrozumie już, do czego zmierzają. Robił to specjalnie, chciał dać jej pretekst, by rzuciła się na niego, z rękami, albo pustymi słowami. Wtedy po prostu nie będzie się już dłużej wstrzymywał. Miała wybór, podporządkować się paskudnym żądaniom Kotetsu, albo pożegnać się.
Ze wszystkim.

/W zależności od decyzji możesz zrobić podwójne z/t.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: M3 :: Centrum :: Apartamentowiec C4

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach