Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: M3 :: Centrum :: Apartamentowiec C4


Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 09.03.18 20:57  •  Apartament 440 Empty Apartament 440
Proste, brązowe drzwi z numerem 440; po lewej stronie znajduje się czytnik przepustek, który służy do otwierania i zamykania zamka. Wycieraczka w czerwono-czarną szkocką kratkę.
Reszta opisu potem, bo jestem leniwa.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.18 21:32  •  Apartament 440 Empty Re: Apartament 440
 Pijacka bijatyka skończyła się raczej żałośnie. Gorsze było jednak to, że wywalony bocznym wyjściem nie był w stanie odnaleźć Ivo i wbić mu jeszcze raz do głowy swoich racji. Zamiast tego to szkło wbiło się w niego, procenty weszły w żyły, a mózg rejestrował tylko poniektóre fragmenty podróży z miasta do centralnych jego części. Gdzieś tutaj sam mieszkał, ale klucze musiały pozostać w barze, może nawet w ogóle nie zamykał drzwi? Na szczęście portfel nadal był przycięty do pośladka na tylnej kieszeni spodni.
 Prowadziła go myśl, której nie był w stanie nazwać. W pięści pozostało mu jeszcze trochę energii, ale w mózgu niewiele przydatnych podpowiedzi co do swojego dalszego losu. Nikt nie zgarnął go z ulicy, chociaż był święcie przekonany, że mijał przynajmniej kilku mundurowych. Może ruda morda była aż tak rozpoznawalna? Albo tak żałosna, że nawet wojskowi nie mieli ochoty brudzić sobie rączek?
 Na oślep naciskał przyciski windy i najpierw wyjechał na samą górę apartamentowca. Wysiadł i zapatrzył się na widok z ostatniej kondygnacji. Widok nocnego miasta nieco go intrygował. Otworzył okno i wychylił się połową ciała. Chłód trzaskał go po policzkach, ale nie czuł tak oczywistych niedogodności. Zamiast tego stanął na palcach i przechylił jeszcze mocniej.
 Skakać?
 Natrętny ból głowy zachęcał go do odepchnięcia się nogami od podłogi. Piętra uciekałyby jedno za drugim w postaci rozmytych smug. Nic nie blokowałoby panoramy rozświetlonego miasta. Latał tak często, że nie bał się tego uczucia. Jedyna różnica polegała na tym, że teraz nie miał na sobie skrzydeł.
 — Jebać Cię Ivo! — wykrzyknął na cały głos, ochryple, pijacko.
 Triumfalny uśmiech zagościł na jego paskudnym obliczu. Ale mu dowalił. Pewnie całe miasto słyszało jego słowa, teraz ten gagatek eliminator będzie musiał chodzić po mieście z workiem wstydu na głowie. Tak go załatwił.
 To jednak nie był szczyt jego możliwości. Podchmielony Shin szukał rozrywki, kontynuacji nocy i ulotnił się, zanim jakaś starsza pani z fryzurą a'la 'szczotka od miotły' na głowie napadła go z patelnią. Kiedy drzwi windy zasuwały się powoli, metalowa powierzchnia mignęła mu przed oczami, ale zza metalowych drzwi nikt nie mógł mu już nic zrobić.
Nacisnął kilka przycisków na raz. Czwórka zaczęła wyglądać jak siódemka, więc dla pewności nacisnął jeszcze jedynkę, piątkę i minus jeden. Uczucie zjazdu wywoływało mdłości do których nie był przyzwyczajony. Poruszał się w tak ekstremalnych warunkach, że choroba lokomocyjna była abstrakcją, ale teraz w żołądku mu się kotłowało. I alkohol naciskał na pęcherz. Ale cholera, nie będzie oznaczał widny w obcym apartamentowcu.
 Wychylił nos za drzwi na piątym piętrze. Układ kwiatków i obrazki na ścianach korytarza nie pasowały mu do tego, co pamiętał dlatego pół idąc, pół przewracając się po schodach zszedł na niższe i prosto pod drzwi, które pamiętał bardzo dobrze.
 Zastanawiał się przez moment co teraz zrobić. Przejście nie chciało samo z siebie się otwierać, dlatego przewalił pięścią kilka razy w przycisk dzwonka i czekał oparty szarmancko o framugę. Wyglądałby jak całkiem niezłe ciacho gdyby nie to, że miał rozwaloną brew, krew pod nosem i na podbródku. Szkło odstawało z jego rękawów, a do tego nie mogąc dłużej wytrzymać zwymiotował do wiadra stojącego przed drzwiami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.18 22:35  •  Apartament 440 Empty Re: Apartament 440
Kiedy już udało jej się zasnąć, zazwyczaj nie budziła się aż do rana. Niewiele było takich rzeczy, które mogłyby przerwać spokojny sen rudej inżynier, szczególnie dlatego, że mieszkała sama. Nie miała problemów ze współlokatorami buszującymi po kuchni, kłócącymi się o kolejkę do łazienki w środku nocy i innych tego typu incydentów. Od tego była wolna - pozostawała jednak kwestia zewnętrznych ingerencji. Okazuje się, że głośne wrzaski, nawet te rozlegające się gdzieś na zewnątrz z ostatniego piętra, były w stanie wyrwać Coral z ciepłych objęć Morfeusza. Ona oczywiście nie miała pojęcia o tym, co spowodowało niespodziewaną pobudkę. Nim mózg zdołał odpalić się do działania, nim jeszcze otworzyła oczy, echo krzyku przebrzmiało między wieżowcami. Uchyliła jednak powieki, odczuwając głęboką potrzebę upewnienia się, że nie stało się nic podejrzanego. Odczekała kilka sekund, nasłuchując uważnie, jednak nie wyłapała żadnego dźwięku poza cichutkim tykaniem zegara. Uznawszy, że to zapewne u sąsiadów z góry musiało się przewrócić coś ciężkiego, owinęła się szczelniej kołdrą i wróciła do przerwanego snu.
Nie na długo - kilka minut później błogą ciszę w apartamencie rozdarł terkot dzwonka. Na początku była przekonana, że to musi być sen, jednak choć usiadła w łóżku i z pewnością nie spała, sygnał sprzed drzwi wciąż brzęczał jej w uszach.
- Ki diabeł o tej porze... - mruknęła sama do siebie, odgarniając pościel. Złapała przewieszony przez krzesło szlafrok i narzuciła niedbale, wciągając tylko rękawy. Nawet nie chciało jej się wiązać paska, bo zakładała, że nocna wizyta jest czyjąś pomyłką. Tym bardziej zdziwiła się, kiedy spojrzawszy przez wizjer dostrzegła znajomą postać. Wyglądało to z niemała dziwnie, jednak otworzyła zamek i uchyliła drzwi, chcąc się upewnić, że oczy jej nie mylą.
Nie myliły; tuż za progiem słaniał się jej własny osobisty małżonek, którego nie widziała od długich miesięcy. Kiedy spotkali się ostatnio, chyba był w lepszym stanie: bez kawałków szkła w ubraniu, krwi na twarzy i okropnego zapachu alkoholowo-wymiocinowego.
- Shinra? Co ty tu robisz, do licha ciężkiego? O tej porze? - Nawet nie wiedziała, od jakiego pytania zacząć. Obrzuciła spojrzeniem całą sylwetkę Skrzydlatego, licząc na to, że znajdzie jakiekolwiek przydatne wskazówki. Cóż, znalazła tylko jedną, tłumaczącą przykry zapach; tuż przy drzwiach stało przecież wiadro, które miała znieść do piwnicy. Teraz plastikowy pojemnik był wypełniony czyjąś treścią żołądkową i Coral nie miała wątpliwości, kto był sprawcą tej cudownej niespodzianki.
- Co ci się stało? - zapytała w końcu, bo to wydawało się najważniejsze. Pal licho wymiociny, niech sobie rzyga, byle nie wyzionął ducha na jej wycieraczce.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.18 10:01  •  Apartament 440 Empty Re: Apartament 440
Mogła spodziewać się diabła, a dostała coś znacznie gorszego. Z czartem dało się jeszcze jakoś dogadać, odsprzedać swoją duszę za wolność i tym podobne, a z takim Shinrą nie dało się nawet logicznie porozmawiać. Nie w stanie, w którym znalazł się po barowej rundce z Ivo. Szczęście w nieszczęściu, że ochrona zainterweniowała i wyrzuciła gagatków, zanim uczynili sobie i innym poważnej krzywdy. Źle, bo dla Coral skończyło się to niezapowiedzianymi odwiedzinami męża, który nabuzowany jak indyk na wiosnę szukał nadal zaczepki i sposobu na rozładowanie kipiących wewnątrz emocji.
Nie radził sobie z ich nadmiarem, leczył się, chodził do psychologa, ale na niewiele zdawały się sesje, kiedy rudy pozostawał uparty jak osioł, jeżeli nie bardziej. Po każdej wizycie zdawał sobie sprawę, że jest tylko gorzej, szukał dobrej okazji do skończenia ze sobą, ale ta jak na złość nie chciała nadejść.
- No co tam, ruda bogini? - Zapytał, opierając się łokciem o framugę. Nachylał się nad nią, ale głownie dlatego, że utrzymanie pionu należało w tym momencie do wyczynów ekstremalnych. Chwiał się na miękkich nogach z twarzą równie czerwoną, co włosy.
Słowa wyrażone z jawną kpiną były chwilowym szczytem jego możliwości. Kolejne co mogłoby wydobyć się z jego ust powinno niezwłocznie trafić raczej do wiadra, niż do słuchu kobiety. Przy całym swoim pijaństwie pamiętał o byciu gentlemanem, nie wypadało wymiotować na damy. Tak przynajmniej światło mu gdzieś tam wśród umierających szarych komórek.
Uniósł brew. Nie widać co się stało? Wypiękniałem. I to tylko w jeden wieczór. Magiczna sztuczka z użyciem alkoholu i wcale nie trzeba wcierać go sobie litrami i leżeć potem plackiem jak w przypadku kobiet i ich maseczek. Do tego eliksir działał w obie strony, Coral także wydawała się jakaś taka bardziej atrakcyjna, nawet nie przeszkadzał mu ten jej paskudny wyraz twarzy, którym zawsze go witała. Niechęć w głosie zamieniła się w formę kuszącej niedostępności. No co za cholera z niej. Skrzydlaty przyszedł tylko w odwiedziny, a ta od drzwi chciała go uwieść.
Ale nie będzie taki łatwy, oj nie.
- W odwiedziny przyszedłem. A co, nie mogę? - wydał z siebie burkliwe odgłosy niezadowolenia i nastąpił na próg ciężkimi butami zmuszając kobietę do wycofania się wgłąb mieszkania. - Nie wpuścisz mnie?
Zatoczył się u uderzył barkiem o ściankę. Niemalże nieczuły na ból nie zwracał uwagi na swoje krwawiące nadal rany. Ivo nie szczędził na niego pięści, ale większość z tego, co wchodziło w ogólny uszczerbek na zdrowiu było robotą szkła rozbitego na podłodze i ich zabawy w tarzanie się w tym wszystkim. Poza tym cuchnął alkoholem, on, jego ubrania i najbliższa okolica.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.18 14:59  •  Apartament 440 Empty Re: Apartament 440
Ruda bogini? Co to u licha miało być za określenie? Jeśli ktoś by się bawił w stworzenie ruchu religijnego, skoncentrowanego na Coral jako sile wyższej, to jej kochany małżonek z pewnością by do tego wyznania nie należał. Albo przynajmniej - nie praktykował, bo w końcu ostatni raz zaszczycił żonę swoim towarzystwem już pewnie przeszło pół roku temu. Trudno się kobiecie dziwić, że widząc znajomego rudzielca na progu swojego mieszkania w środku nocy i bez zapowiedzi, była kompletnie zaskoczona. Nie miała nawet pojęcia, że wrócił do Miasta - w końcu jednak większość czasu spędzał poza murami. To przecież nie tak, że unikała go celowo; to przecież on odzyskawszy tylko sprawność w nogach i jako-taką kondycję psychiczną w pierwszej kolejności zwiał, gdzie pieprz rośnie. To by było na tyle z wdzięczności wobec kogoś, bez kogo właściwie niczego by nie miał. Zbudowanie androida-replikanta to nie jest coś, na co człowiek jest gotów się targnąć ledwie po studiach, tuż po rozpoczęciu pracy w poważanej instytucji, skąd jeden poważniejszy błąd mógł ją usunąć na zawsze. Zaprogramowanie charakteru zajmowało tyle czasu i energii, że Sandford w tamtych dniach sama nie miała pojęcia, jak się nazywa. Spędziła długie tygodnie na dobieraniu materiałów, przekopywaniu się przez instrukcje, wskazówki, technologiczne nowości, a właściwie niewiele miała za to dostać. Chodziło o to, żeby sprawić radość komuś, kto borykał się z żałobą. Udało się, w co sama do końca nie mogła uwierzyć. I może wręcz udało się za bardzo, skoro z tej euforii nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak, skończyli oboje w Urzędzie Stanu Cywilnego, chichocząc pod nosem i podpisując akt ślubu.
Ach, błędy młodości.
- W odwiedziny? W środku nocy, nawalony jak Messerschmitt, jeszcze wyglądasz, jakby cię kto pobił... - Nie odpowiedziała od razu, bo facet chyba nie do końca rozumiał, skąd się biorą w ogóle jej wątpliwości. Szybko jednak zmieniła zdanie, dochodząc do wniosku, że Shinra jest zdecydowanie zbyt pijany na przyjmowanie racjonalnych argumentów. Póki nie dało się dotrzeć do jego rozsądku, trzeba było zadbać o to, żeby nie zrobił sobie krzywdy.
- Za kogo ty mnie masz? - fuknęła wreszcie. - Wchodź, tylko na litość, uważaj... wszędzie masz powbijane szkło, trzeba to będzie powyciągać... - zaczęła, otwierając drzwi szerzej i cofając się do środka, ażeby przepuścić marnotrawnego wojaka do przedpokoju. Chociaż odruchowo marszczyła nos z powodu woni, którą roztaczał wokół siebie rudzielec, nie można było nie zauważyć, że się martwi. Chociaż moment, można było - wystarczyło być wystarczająco wstawionym, żeby nie umieć tego zobaczyć. A Sandford, bidula, naprawdę przejęła się losem Skrzydlatego. W końcu nie byle co musiało się stać, że aż z własnej woli przypełznął do jej progu. Można by nawet powiedzieć, że była to data warta zapisania w kalendarzu, bo podobne wydarzenie mogło się nie trafić jeszcze przez długie lata.
- Usiądź sobie gdzieś, a najlepiej zdejmij to... - zatoczyła dłonią spory okrąg, zaznaczając, że chodziło jej o naszpikowaną odłamkami szyby górną część garderoby. Byle tylko po drodze się nie przewrócił... albo znów nie zwymiotował. Chociaż znając jego cudny rudy charakterek, zrobi oba i jeszcze dołoży coś od siebie.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.03.18 19:42  •  Apartament 440 Empty Re: Apartament 440
Trudno było sprzeczać się z kobiecą intuicją Coral. Nie tylko wyglądał, jakby ktoś go pobił, ale faktycznie sam akt prania się po mordach miał miejsce i to całkiem niedawno. Jak rakieta z systemem naprowadzania wyszedł z baru i skierował się idealnie do jej mieszkania, zapominając nawet chwilowo o własnym adresie, znalazł się pod drzwiami kobiety w niewiadomy sobie sposób. Ciemne plamy już teraz psuły mu nieco obraz wcześniejszych wydarzeń, ale chyba dopiero jutro okaże się, jak wiele z tych przyjemności pozostanie jedynie w postaci pamiątek na ubraniach i ciele.
Zmechanizowana w całości część pleców uratowała go jednak przed odłamkami, które przebiły materiały, ale pozostawiły nietkniętą delikatną warstwę ciała. Kiedy tarzali się oboje z eliminatorem po podłodze baru, mógł narobić sobie większej szkody niż to, co prezentował. Masa małych, krwawiących ranek ze szkłem wbitym na niewielką głębokość. Bolałyby mocniej, gdyby nie znieczulenie alkoholem. W tym momencie uśmiechał się głupkowato, a w kolejnym pieklił bez wyraźnego powodu.
- To ta... Szwecka gnida... zachciało mu się w barze... prać, ale go powstrzymałem. Wywaliłem. - klepnął miękką pięścią w pierś i przetoczył się przez próg mieszkania. Nie bywał tu wystarczająco często, by pamiętać co gdzie się znajduje. Tej nocy po raz kolejny odkrywał sekrety miejsca zamieszkania kobiety, ciemność przedpokoju nie pomagała, ale widział poświatę dobiegającą prawdopodobnie z sypialni.
- No... to gdzie on jest? - sapnął, podpierając się bokiem o ścianę. Posuwał się w taki sposób do przodu, momentami łapał równowagi a kilka pewniejszych kroków, ale potem znowu opadał ciężko, chwytając się wszystkiego, co w zasięgu wzroku. Trzepnął dłonią w jakąś klamkę i pchnął drzwi z całej siły. Zajrzał do środka i zaczął uderzać na ślepo po ścianie w poszukiwaniu włącznika światła. - Gdzie się chowa ten twój alwaro?
Ciemność jednego pomieszczenia rozświetliła się na moment ukazując wolne od obecności innych ludzi pomieszczenie, dlatego Shinra przemieścił się chwiejnie na drugą stronę, do kolejnego pomieszczenia. Kopnął drzwi, zanim jeszcze złapał klamkę w dłonie. Szarpnął ją i urwał jakiś kawałek zamka. Łazienka objawiła się w całej okazałości, ale tu też nie znalazł tego, czego szukał.
- Gdzie go masz, co? Pod stołem się chowa, czy jaki chuj? - wystarczająco silny, by nie dać się opanować kobiecie przeczesywał jego mieszkanie z gracją słonia i destrukcyjnością huraganu. Czegokolwiek dotknął ciężką ręką, rozwalał, strącał albo zgniatał nieumyślnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.03.18 23:59  •  Apartament 440 Empty Re: Apartament 440
- Że co? Że kto? - zapytała odruchowo, nie do końca biorąc pod uwagę fakt, że w obecnym jego stanie nie powinna wymagać od Shinry żadnych konkretnych i jednoznacznych wiadomości. Ludzie potrafili bardzo różnie zachowywać się po alkoholu, a Coral nie znała swojego wiecznie nieobecnego małżonka na tyle, by wiedzieć, jak będzie się zachowywał po pijaku. Do tej pory zdążył przedstawić szeroki wachlarz możliwości i ruda już sama nie miała pojęcia, której z nich obawiać się bardziej.
Cofnęła się znów o pół kroku, ustępując miejsca zataczającemu się Skrzydlatemu. Mimo wszystko bezpieczniej było się trzymać na dystans, bo gdyby stracił równowagę i upadł, nikt nie chciałby skończyć jako materac amortyzujący. Osoba o tyle drobniejsza, co Sandford, prawdopodobnie wyszłaby z tego z połamanymi żebrami. Starała się być wyrozumiała, ale są pewne granice; o trzymanie pionu rudzielec musiał zatroszczyć się sam, bo jego małżonka z przypadku, mimo najszczerszych chęci, nie była w stanie mu pomóc.
- Jaki zaś on? - Spytała znów, wkładając w wypowiedź coraz bardziej zniecierpliwiony ton. Byłoby o wiele prościej, gdyby nie bawili się z zaimkami, a nazywali rzeczy po imieniu. Tym bardziej, że po samym określeniu "on" Coral naprawdę nie miała pojęcia, kogo szuka Kotetsu i czemu czyni to właśnie w jej mieszkaniu. W środku w nocy. Nawalony jak wujek Janusz na imieninach.
- Shinra, do jasnej cholery! Ty się słyszysz, co ty mówisz? Co ci odbiło, jaki u licha alwaro? - Teraz już nie była zmartwiona, teraz to ją zdenerwował. Czym innym był mąż marnotrawny, wracający w przykrym stanie i potrzebujący pomocy, a czym innym był awanturnik, który urządzał jej nagle sceny bez powodu. W dodatku tak zaciekle walił dłonią w jej ściany, że lada moment wybiłby w nich dziurę.
- Uspokój się! Nie ma tu nikogo! - Poza ich dwójką, rzecz jasna. Przy czym Coral bardzo chętnie zamieniłaby stan osobowy na jedynkę, bo na wizycie Skrzydlatego ucierpiała już jej czyściutka, niewypalcowana ściana i teraz jeszcze zamek w drzwiach od łazienki. Tego wszystkiego zaczynało się już robić dla rudej za wiele. I choć wiedziała, że małżonek ma nad nią ogromną fizyczną przewagę, a w dodatku jest mocno niepoczytalny, emocje brały górę i nie mogła powstrzymać narastającej fali wzburzenia. Kiedy kolejny ze stojących luzem przedmiotów poleciał na ziemię i nieszczęsny zegarek (i tak go nie lubiła, ale co prezent to prezent...) rozpadł się żałośnie na części, wyprzedziła szarżującego właśnie na salonik Shinrę i wyciągnąwszy obie ręce przed siebie, obrzuciła rudzielca taką miną, jak gdyby zamierzała go lada moment zabić.
- Dosyć tego! Masz się natychmiast uspokoić! - warknęła z furią. - Przede wszystkim przestań demolować mój dom i wysnuwać jakieś absurdalne oskarżenia. Od kiedy cię w ogóle obchodzi moje życie, co? - Podrzuciła gwałtownie dłonie do góry, gestykulując wściekle. Prawdopodobnie właśnie popełniała jeden z największych błędów swojego życia, ale... nie bez powodu mówi się, że rudzi są charakterni. Z pewnością świadczył o tym osiągany powoli przez Coral poziom decybeli.
- Mogłabym tu sobie mieć nawet cały harem, mogę się nawet puszczać z całym jebanym miastem, A TOBIE NIC DO TEGO!
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.18 20:54  •  Apartament 440 Empty Re: Apartament 440
W rozmowie tej Shinra nie była nawet ścianą, od której słowa odbijały się bez echa, dla niego wszystko to, co wykrzykiwała zdenerwowana kobieta ginęło w huku między uszami. Jak koń z klapkami na oczy szedł do przodu demolując wszystko to, co napatoczyło się pod jego mechaniczne nogi i ciężkie ręce. O ile z początku nie robił tego umyślnie, tak z dłuższym czasem brzęczenia tej muchy pochłaniała go irytacja i kolejna ramka ze zdjęciem wylądowała na ziemi już specjalnie. Kogo ona niby mogła trzymać na tych kolorowych obrazkach? Uśmiechnięte gęby jakichś obcych facetów, którzy wpadali tu okazjonalnie żeby zaspokoić swoje zwierzęce potrzeby? A ona co, zgadzała się na to wszystko i jeszcze zapraszała takich obdartusów do domu?
Ubzdurał sobie być może, ale jego stan nie pozwalał na bardziej wartościową analizę sytuacji. Od kiedy opuścił bar, czuł świerzbienie w pięściach, zaciskał je i szukał czegoś, na czym dałoby się wyładować zdenerwowanie. Stłumiony ból tylko wszystko pogarszał, odłamki szkła wbijały się mocniej przy każdym kroku.
- A co, może chcesz mi wcisnąć kit, że nikt tu do Ciebie nie przyłazi, co? Jak mnie nie ma. Mężulek za mur, a ja w balety. - zakaszlał się na moment, aż w końcu splunął na bok, gdzieś pod nogi Coral, na piękną, czystą podłogę jej mieszkania.
Problem był jednak taki, że właśnie wpadł do ostatniego pomieszczenia, a alwaro jak nie było, tak nie ma.
Zdążył uciec, bałamuciarz jeden.
Przycisnął klamkę do samego dołu i zawiesił się na niej. Oparty częściowo o framugę dyszał zmęczony tą szarżą przez mieszkanie kobiety, ale to, że ruda bogini okazała się czysta, nie znaczyło, że się mylił. Po prostu akurat teraz ich nie złapał. Mógłby się nawet niemal uspokoić, ale wtedy to pani inżynier wybuchła. Z krzykiem i rękami wyrzuconymi do góry zaczęła bronić swoich racji, których oczywiście w oczach pijanego rudzielca nie miała.
- Aha, więc teraz się tym będziesz chwalić, co? Puszczasz się z całym miastem, no jest z czego być dumnym. Ta zdradliwa żmija też do Ciebie przychodzi? Pewnie wypinasz się na sam zapach tego kurwia. - odwrócił głowę w jej stronę. Po raz pierwszy od wejścia to ona skupiła na sobie całą uwagę skrzydlatego, a nie jej dom i domniemani babiarze. - Zamknij ryj. Po co się wydzierasz?. - jęknął zmarnowany kładąc jedną dłoń na skroni. Z cichym zaskoczeniem odkrył, że boli go głowa. Może z powodu licznych, niewielkich krwotoków, a może przez nadmiar alkoholu.
Gdzie tam nadmiar. Dawka była idealna, żeby się rozerwać.
- Nic mi do tego?! - ryknął i znowu złapał się jakiejś szafki, żeby równowaga go nie zawiodła. Szwankowała od dłuższego czasu, ale nie miał ochoty przewracać się na twarz, nie teraz, kiedy prowadzili uroczą, małżeńska dyskusję. - Zaraz się dowiesz ile mi do tego.
Zamachnął się i złapał jedna z jej rąk, którymi tak aktywnie machała w powietrzu podczas swoich słów. Nawet nie próbował być delikatny, zacisnął silne palce na miękkiej skórze i dusił, dusił, tak mocno i gwałtownie, żeby przestała się tak rzucać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.18 0:09  •  Apartament 440 Empty Re: Apartament 440
Przez dłuższą chwilę wahała się jeszcze, czy odpuścić. Mogła obrać wiele różnych taktyk w tym starciu i bardzo rozsądnym wydawało się, by podejść do sprawy ze spokojem. Kiedy pijany małżonek przetaczał się przez niewielki apartament niczym tornado, złość i krzyki ze strony gospodyni tylko bardziej go nakręcały do destrukcyjnego działania. Coral była tego świadoma, jednak nie było wcale tak łatwo zachować zimną krew i nie wybuchnąć, kiedy kolejne elementy wyposażenia domu lądowały na ścianach i na podłodze. Widząc ogrom zniszczeń była nawet gotowa na kapitulację, póki rudzielec nie chwycił w rękę ramki ze zdjęciem, które stało na komodzie w korytarzu, a które dla Sandford miało nie byle jakie znaczenie. Teraz sobie pluła w brodę, że postawiła je w takim miejscu - jakże jednak mogłaby przewidzieć, że kiedykolwiek będzie musiała bronić swojej posesji przed napadem furiata?
Fotografia wylądowała na drewnianych panelach. Szkiełko pękło z trzaskiem, przecinając podłużną rysą przestrzeń między odbitymi na błyszczącym papierze sylwetkami dwóch nastolatek. Wydruk uwieczniał pierwszy rok studiów panny Sandford, został też wtedy ozdobiony małym, odręcznym rysunkiem. To nawet nie chodziło o samo zdjęcie, które przecież zawsze mogła wydrukować od nowa. Tu chodziło o pamiątkę i o symbol. I o sentyment, a nawet o honor! Coral aż zacisnęła pięści na ten widok i zgrzytnęła zębami. W pierwszym odruchu chciała podnieść stłuczoną ramkę i odstawić w godniejsze miejsce, jednak w tej chwili złość i pragnienie zemsty gotowały się w niej o wiele mocniej. Szkoda tylko, że niewdzięcznemu rudzielcowi nie mogła zrobić praktycznie nic poza rzucaniem kolejnych obelg, które tylko bardziej go podjudzały.
Bezsilność jeszcze bardziej podnosiła jej ciśnienie. Teraz inżynier była już czerwoniutka na twarzy, z zaciśniętym zębami piorunując małżonka spojrzeniem, które według wszystkich znaków na niebie i na ziemi powinno po prostu zabijać. Czuła ból w ręce, na której zaciskało się o wiele silniejsze łapsko żołnierza, ale tylko szarpnęła dłonią w dół, niemalże tylko symbolicznie usiłując odzyskać wolność. To i tak nie miało sensu.
- No, dawaj. Powiedz mi, co ci do mojego życia, a jak powiesz to z sensem, to może ci nawet uwierzę - wycedziła wściekle przez zęby, znów próbując wyrwać uwięzioną rękę. Pieprzony facet musiał być oczywiście znacznie lepszej krzepy niż ona, niziutka i wątła mimo regularnego dźwigania żelastwa.
- Czekam. Co cię obchodzi, jak żyję, skoro sam wyjechałeś za mur i jak widać bawisz się tam doskonale? Jakie ma dla ciebie znaczenie papierkowa żona? Co za różnica, czy z kimś sypiam czy nie? Powiedz mi, Shinra, odkąd odstawiliśmy ten cyrk ze ślubem, nie zdarzył ci się żaden przelotny romansik? Bo wybacz, ale nie uwierzę, że przez ostatnie dwa lata zostałeś mnichem. - Ze słów wręcz ociekał jad, jednak własnie o to chodziło. Wydawało mu się, że tylko on może mieć bezpodstawne żale? Coral mogłaby mu w tym momencie rozwinąć równie długą listę wykroczeń, z tym że byłaby ona bardziej rzeczowa i realna. Ale skoro już się kłócić, to na całego, co?
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.18 14:48  •  Apartament 440 Empty Re: Apartament 440
Rudość czupryny i czerwień twarzy zbliżały go niebezpiecznie blisko dziecięcego wyobrażenia diabła, brakowało tylko ogona zakończonego strzałką i może rogów, ale te przecież doprawiała mu Coral. Zjawił się jak huragan, jeden o męskim imieniu, który chociaż początkowo planował wpaść jedynie w odwiedziny, skończył jako epicentrum siły wszelkiego zniszczenia. Za zamkniętymi drzwiami mieszkania kobiety dział się cyrk, sąsiedzi pewnie ślęczeli już przy ścianach ze szklankami przy uchu wyczuleni na pikantniejsze szczegóły życia kobiety. A on oczywiście nie zamierzał się hamować, był prawie jak u siebie, prawnie tak kobieta należała poniekąd do niego. Ten jeden raz to prawdziwy małżonek zjawił się w drzwiach, a nie jego chwilowe zastępstwo. A Coral, nadal może zbyt młoda i pyskata by dać sobie siana z jego humorkami, świadomie bądź nie podjudzała Shinre do agresji.
Machała czerwoną płachtą przed oczami byka.
- Nie uwierzysz, bo nie chcesz żeby najlepszy argument uciekł Ci z rąk. Co, myślisz że wmówisz mi jakieś pierdoły i uznam, że możesz się przecież legalnie puszczać? Zarżniesz kogoś, to ktoś inny może zarżnąć Ciebie, tak? Oko za oko? Zero zasad? - Nie wypuścił jej ręki, tylko szarpnął do siebie. Nacisk nie zelżał nawet na sekundę, chciał wyrwać jej z ust te słowa, zmusić ją by zwarła usta w wąską linię, albo jeszcze lepiej, żeby zaczęła go błagać, żeby przestał.
Niech przeprosi, dziwka.
Ale jej nie śpieszyło się do okazywania skruchy. Broniła swojego gniazda żmii, chociaż wiedziała, że to w niej samej płynie jad. Denerwowało go to, nie powinna się stawiać, jeżeli planowała wyjść z tego cało, ale może to był właśnie styl życia, którego pragnęła? Adrenalina i niepewność, czy każdy kolejny niewielki romansik nie wypłynie na wierzch przed jej nerwowym mężem?
- Zdziwiłabyś się. Wiesz, mało kogo pociąga pieprzenie mutantów za murami. Ale pewnie tobie by się spodobało, takie pierdolnięte anomalie. - przez krótką chwilę zdawał się mówić nawet logicznie, ale wszystko było ułudne. Wcale nie trzeźwiał i wcale nie przestawał kipieć.
Chwiejnym krokiem przeszedł do kuchni, ciągnąć ją za sobą. Mogła próbować się szarpać, ale różnica siły była niebotyczna, mechaniczne usprawnienia ciała dawały mu przewagę nad zwykłymi żołnierzami, a niewielka kobieta? Pani inżynier?
Przeciągnął ją przed sobą i cisnął na stół w małym pomieszczeniu. Zagrodził sobą wąskie przejście i sięgnął po wiszące w idealnym rzędzie noże. Ostrze zalśniło w jego ręce, kiedy obracał rączkę i z uśmiechem psychopaty wyobrażał sobie ciąg dalszy.
- No, złotko. To ilu ich tam było?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.18 1:36  •  Apartament 440 Empty Re: Apartament 440
Nie bez powodu huragany nazywa się kobiecymi imionami. W Coral huczała furia równie silna co w jej nieszczęśnie poślubionym współrudzielcu, jednak u Sandford całość rozgrywała się o wiele bardziej wewnętrznie, sporadycznie uzewnętrzniając złość w sposób werbalny. W końcu nie była na tyle głupia, żeby w przypływie wściekłości demolować własne mieszkanie czy też rzucać się z pięściami na małżonka, któremu krzywdy mogła zrobić tyle, co nic. Chyba, że udałoby jej się wydłubać mu jedyne pozostałe oko, ale chyba jeszcze nie była aż tak rozzłoszczona.
Chyba.
Bo z każdą sekundą kłótnia przybierała na sile. Aż dziw, że do tej pory jeszcze nie zjawił się żaden poirytowany sąsiad, próbując uciszyć nocne wrzaski. Może nawet znalazłby się jakiś chętny gorliwy, jednak perspektywa oberwania od sprawcy całego zamieszania musiała skutecznie odstraszać każdego, kto choćby pomyślałby o zrobieniu porządku z wydzierającą się mieszkanką 440 i jej równie hałaśliwym gościem.
- A czemu nie? Wymagasz ode mnie, to wymagaj od siebie - syknęła. Nie wierzyła w ani jedno słowo z tych bzdur. Ostatecznym potwierdzeniem jej domysłów był fakt, że rudzielec bynajmniej nie zaprzeczył jej zarzutom, próbując zgrabnie odbić piłeczkę. Niech więc sobie odbija i niech więc go trafi w jedyne zdrowe oko, tak żeby na pewno zabolało. Należało mu się, jak nikomu innemu na świecie właśnie jemu się należało. Już nawet kij z tym, czy za tymi pieprzonymi murami latał za byle panienką, czy nie. To już zdecydowanie nie o to chodziło, bo w godność Sandford godziły zupełnie inne fakty, które były jej najpoważniejszym argumentem, a których wciąż nie wyciągnęła.
I tak by nie zrozumiał. Był w takim stanie, że rozsądne słowa nie docierały. Poza tym, Coral sama nie do końca chciała o tym mówić. Myśli wypowiedziane na głos nabierają na realności, nawet jeśli to tylko odbicie tego, co rzeczywiście się wydarzyło. Nie powinna nazywać rzeczy po imieniu, bo wtedy nie tylko obnażyłaby błędy małżonka, ale też własną słabość. Jeszcze nie mogła dokonać takiego poświęcenia, bo może obejdzie się bez tego. Nie musieli wcale rozwiązywać konfliktu; byle tylko ten agresywny gnojek sobie poszedł, a jak wytrzeźwieje, zawlecze się go do urzędu i podsunie wniosek rozwodowy. To było jedyne racjonalne wyjście.
Racjonalnym wyjściem nie było natomiast ciągnięcie Bogu ducha winnej kobiety do kuchni, nieomal wyrywając jej rękę ze stawu. Nie mogła przecież ot, tak posłusznie podreptać za żołnierzem tylko dlatego, że był silniejszy. A kij mu w oko z tą absurdalną siłą i ze wszystkimi szaleństwami, które roiły mu się w głowie.
A tych ostatnich zaczynała się bać. Ledwie w ułamku sekundy zdążyła się zdenerwować, że tak bezpardonowo rzucał nią o stół, równie szybko podziękowała w duchu za fakt, że puścił jej rękę. Ten krótki moment wolności sprawił, że przemknęła wokół blatu pod okno, tak że znajdujący się pośrodku kuchni stolik teraz rozdzielał walczących małżonków. Wzrok rudej padł najpierw na trzymany przez Shinrę nóż, a chwilę później na kuchenny blat, który miała najbliżej siebie, tuż przy lewej ręce. Zdjęła z garnka do gotowania na parze pierwszy od góry element - ciężką pokrywkę - łapiąc ją w obie dłonie i trzymając tuż przed sobą, trochę jak tarczę. W razie potrzeby mogła nią cisnąć w rudzielca więc, miała jakikolwiek kontratak przygotowany. A jeśli pokrywki braknie, były jeszcze trzy kolejne pięterka i pojemnik na wodę, ale oby nie były potrzebne.
- Ilu? Och, żebym to ja wiedziała! - parsknęła ironicznie, bo choć zagrożenie robiło się coraz bardziej realne, nie zamierzała okazywać strachu. Coral nie była z tych, co błagają o litość, może nawet na swoje nieszczęście. Ale z tym już trudno; choćby miała dalej podjudzać tego gnojka, nie będzie się przed nim kajać. Nie miała na sumieniu żadnej winy, która mogłaby ją do tego skłonić.
- Możesz pomóc mi liczyć, co ty na to? - rzuciła zaczepnie, nie dając mężczyźnie ani sekundy na odpowiedź. Co najwyżej była gotowa zacząć rzucać jeśli ośmieli się zbliżyć. Niech spierdala. - A więc był Masaki z działu IT, to już jeden. Drugi byłby ten fajny blondyn, którego poznałam na szkoleniu, nigdy się chłopina nie przedstawił. Dalej... - na dwie sekundy udała, że się zastanawia. - Sąsiad z ósmego piętra, bardzo miły człowiek, pomagał mi przestawiać meble. Nadążasz? Mamy już trzech! A swojego szwedzkiego przyjaciela powinieneś policzyć tak co najmniej cztery razy, jeśli wiesz o czym mówię... jak się obrócisz w swoje prawo - Nawet uczynnie wskazała mu kierunek skinięciem głowy, bo po pijaku biedny mógł nie ogarnąć. - to i na tamtym blacie. Zresztą, chyba nie przegapiliśmy żadnego pokoju. Jeszcze tylko winda i odblokowalibyśmy osiągnięcie!
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: M3 :: Centrum :: Apartamentowiec C4

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach