Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

- Gdyby emocje były zbędne, przestałyby mieć znaczenie, jak wyrostek robaczkowy. Ludzie potrzebują ich teraz, by przetrwać. - odpowiedziała, chociaż nie widziało jej się dyskutować na temat tego typu spraw z nieznajomym. Oni wiedzieli o niej najwyraźniej wszystko, a ona mogła jedynie przesuwać się po ich planszy jak pionek z obcej gry.
Nie pozostało jednak nic innego. Najwyraźniej szansa na wyrwanie się stąd bez wcześniejszego wysłuchania zgromadzonych nie była możliwa. Delikatnie intrygowali ją swoimi osobami, ale gdyby do wyboru miała uciec, albo zostać i dowiedzieć się więcej, padłoby na to pierwsze. Nie miała ochoty trwać tutaj, wśród ich obcych twarzy. Szanowała moc przewagi liczebnej, nawet ona nie dałaby rady pokonać ich w pojedynkę, szczególnie biorąc pod uwagę swój obecny stan, a także towarzysza.
- A już zaczynacie mi grozić. No ładnie. - kliknęła językiem.
Mogli mieć swoją rację, ale nie znaczyło to w żadnym wypadku, że jednooka miała się na wszystko zgadzać i ze strachem owcy przyjmować wszystko jako najlepsze rozwiązanie. Widziała w ich działaniach zgrzyty logiczne, więc nie miała zamiaru milczeć i udawać, że tworzą jakąś sektę idealną. Nie było rzeczy i ludzi perfekcyjnych, a Ci zdawali się uważać siebie jako pewien wyznacznik. Na każdy jej zarzut białowłosy miał już gotową odpowiedź, najczęściej jednak westchnienie i coś w stylu: "ah wy ludzie...". Jakby sam nie był jednym.
Kiwnęła głową na jego słowa, ale natychmiast znowu się odezwała.
- Brzmi świetnie, tylko dlaczego do cholery jasnej mam cokolwiek dla was robić? - nawet na moment nie zamierzała oddać się całkowicie ich woli. Na pewno nie chciała robić czegoś, co w jej mniemaniu było niekorzystne. Nie uprawiała wolontariatu, a zgromadzenie niewiele jej mówiło o korzyściach posłuchania ich.
Nawet wtedy, gdy ktoś zbliżył się do nich z kluczem w ręce, obserwowała go skrajnie nieufnie, zaciskając usta w wąską linię i lustrując czerwoną źrenicą. Jak zwierzę, które nauczyło się, że sięgnięcie ręką za plecy może oznaczać próbę wyciągnięcia broni. Szukała podejrzanych gestów, które uruchomiłyby jej nieco mniej wyrozumiały tryb działania.
Chyba tylko to, że z boku rozległo się ciche kaszlnięcie Vettori'ego powstrzymało ją przed gwałtowną reakcją. Musiała najpierw sprawdzić, co z jego osobą, zanim podejmie jakiekolwiek dalsze działania. Wizja wody nadal nie bardzo ją kusiła.
- Pomoc? Skąd pewność, że to nie trutka? - odezwał się słabym głosem ten, który dopiero co odzyskiwał świadomość.
Wystarczyło zaledwie kilka sekund kontaktu ze światem, by natychmiast wjechał na właściwe tory. Jego ton był nieufny, ale przede wszystkim przesiąknięty zmęczeniem.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nieznajomy również nie wchodził w dalszą dyskusję; obserwował ją kątem oka w milczeniu, jakby szukając odpowiedzi, która nigdy nie przecisnęła się przez usta. Nie potrzebował tego, nie musiał prowadzić zaciętej walki o rację z prostego powodu. Był święcie przekonany o swojej wyższości intelektualnej nad Łowczynią nie dlatego, że jego inteligencja pojmowała więcej, niż mogłaby sobie wyobrazić, i nigdy się nie mylił, ale dlatego, że wiedział o oczywistych rzeczach, o których ona nie miała prawa. Coś, co dla kogoś jest domysłem, przypuszczeniami lub wyobrażeniami, dla niego to fakt.
 — Twoja błędna interpretacja to cierń wokół mojego serca — odparł flegmatycznie, pozbawiając tym samym wypowiedź szczerego wydźwięku. — Ponieważ sądzę, że zależy Ci na życiu. Własnym jak i poddanego. Nie masz w tej kwestii wyboru. — Wzruszył ciężko ramionami, jakby każdy bardziej wyraźny gest wymagał do niego nie lada wysiłku.
 Dominującym uczuciem, jakie zalęgło się w ciele Vettoriego, było przede wszystkim zmęczenie. Wrażenie przebycia na nogach dalekiej wędrówki bez odpowiedniej ilości przerw na spoczynek. Nie wyglądał lepiej od przywódczyni — włosy okleiły się potem, pod oczami malowały się cienie, mięśnie zesztywniały, a serce, być może przez nagły skok adrenaliny, uderzało z siłą o puszkę żeber.
 — Dysponujemy lepszymi sposobami na skrócenie czyjegoś życia, nie czujemy potrzeby zabaw w podchody. — Dostał odpowiedź.
 Białowłosy skinął palcem na czarkę, a ktoś ze służących natychmiast zabrał ją ze stołu. Kiedy wyszedł drugim, pozostającym poza zasięgiem oczu Łowców wyjściem, kilka osób podążyło jego śladem. W pomieszczeniu została tylko ich trójka.
 — Zostawiam drugą czarkę. Starczy dla jednej osoby. — Powędrował wzrokiem na naczynie stojące przy ich plecakach. — I pamiętajcie… — Białka oczu skupiły się na Vettorim. — …czas nie jest waszym sprzymierzeńcem — ostrzegł, po czym odwrócił się. — Ostatnim życzeniem zmarłego było ugaszenie pragnienia. Koniec ujawni rozwiązanie. — Odszedł, pozostawiając dwójkę samym sobie.
 Palenisko powoli zaczynało gasnąć.


× Obrażenia:
Yuu — osłabienie; pragnienie; ostry ból po lewej stronie ciała spowodowany usunięciem żebra; trudność w oddychaniu.
Vettori — osłabienie; pragnienie.  
× Inne: dowolność w działaniu, masz jeden post, zanim palenisko nie zgaśnie i nie zmusi was do ruszenia we wskazane miejsce.
× Deadline: 11.03.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chociaż raz podał konkretną odpowiedź, lecz wciąż owiniętą w słodkie słówka. Potrafiła przejrzeć przez nie i dostrzec tam najważniejszy przekaz: zabijemy was, jeżeli się nie zgodzicie.
Z takim argumentem trudno było dyskutować, chociaż jaki był sens w męczeniu się, skoro najpewniej i tak czeka ich coś równie niemiłego, co zapowiadane pozbawienie życia? Z jakiegoś powodu poczuła się jeszcze gorzej, przez swoje chwilowe bezdechy. Tego nie mogą jej odebrać, a na pewno nie bez walki.
- Zobaczymy. - odpowiedziała, spoglądając na twarz mężczyzny.
Zdecydowała, że póki co muszą zagrać w ich gierkę, ale zasady da się naginać podczas każdej rozgrywki. Z dala od tego zgromadzenia będą mieli być może więcej szans na podjęcie działań, które w obecnej chwili odpadały z racji obecności zakapturzonej straży. Dopiero kiedy większość z nich wybyła, zrobiło się luźniej i nawet jednookiej zaczęło się łatwiej oddychać.
Wstała i pomimo kującego bólu znalazła się nad pozostawioną czarką.
- Pytanie, czy udało mu się to pragnienie zaspokoić. - powiedziała sama do siebie, badając jednocześnie zawartość pojemnika. - Taka ilość nikogo nie zbawi, dlatego zakładam, że nie chodzi o samo pragnienie.
Mówiła na głos, ale zupełnie ignorowała obecność białowłosego mężczyzny. Jego rady i sugestie niewiele ją już obchodziły. Namieszał wystarczająco, a jego słowa-zagadki niczego nie polepszały. Wolała mierzyć rzeczywistość własną miarą i nie dać mu się wciągnąć w wątpliwości. Najwyraźniej jedno z nich miało za zadanie wypić zawartość czarki, a potem przyjąć na siebie konsekwencje tego czynu. Tylko kto będzie ty, który zaleje swój przełyk przeźroczystą cieszą?
Vettori milczał. Jego świadomość dopiero przyzwyczajała się do otoczenia, ale czujny umysł analizował wszystko, co do tej pory usłyszał. Nie ruszał się ze swojego miejsca, chociaż dłońmi badał powoli każdy skrawek własnego ciała i ubioru.
- Dasz radę wstać? Zdaje się, że musimy iść. - zwróciła się do drugiego łowcy oczekując, że niezależnie od swojego stanu zbierze na tyle siły, by chociaż opuścić pomieszczenie.
Odpowiedziało jej przytaknięcie głowy. Vettori wprawnym ruchem ręki poprawił z delikatnością swoje okulary. Korygujące wzrok narzędzie leżało równomiernie oparte na jego nosie, zza szkiełek rozglądały się spokojne, półprzymknięte oczy. Czarne oprawki odznaczały się na jego jasnej cerze, przy jasnych włosach wyglądały niemal obco, a jednocześnie pasowały do jego oblicza.
Opuszkami chwycił za skraj koszuli i poprawił materiał, który odsłaniał kawałek klatki piersiowej. Nie czuł się zbyt dobrze w takim wydaniu, brakowało mu zwyczajowego ubioru i chętnie przebrałby się w nie, gdyby nie to, że misja wymagała nieco innego przygotowania. Musiał wytrzymać w lekkim mundurze, który z każdym ruchem ocierał się o jego ciało. Szczególnie teraz, gdy zmęczenie powielało ten efekt.
Zebrał się powoli, kryjąc zawroty głowy tak mocno, jak tylko był w stanie. Stawił się obok kobiety na progu wyjścia, bez słowa. Milczący mężczyzna łapał oddechy, próbował odnaleźć się w nowej sytuacji.
- Zabieramy czarkę. Później zdecydujemy co z nią zrobić. - wyjaśniła kobieta, bardziej do łowcy, niżeli do białowłosego. A potem bez spoglądania się za siebie ruszyli.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Za ich plecami ostatni płomień rozganiał ciemność, dopóki nie uległ jej ciężarowi.
 Kiedy znaleźli się w szczelinie, nie musieli na szczęście obawiać się losu niewidomych — coś odległego na samym końcu rzucało nikłe światło, a ostre skały i każde wzniesienie znaczyło cień na ich ścieżce. W powietrzu unosiła się wilgoć, ze ścian skapywały strużki czystej wody, a połacie odsłoniętej ziemi wydawało ciche chrzęsty pod ich stopami. Chociaż przejście nie należało do wąskich, Vettori dla własnego bezpieczeństwa powinien pochylić się, by uniknąć zderzenia z stalaktytami. Wystarczyło pokonać kilkanaście metrów w tych niemal klaustrofobicznych warunkach, by znaleźć się na otwartej przestrzeni — kolejnym pomieszczeniu, tym razem przestronnym i jasnym, zbudowanym z białych, ozdobnych ścian.
 Na pierwszy rzut oka nie dostrzegli nic, co w jakikolwiek sposób powinno ich zaalarmować. Ciągnęła się przed nimi prostokątna podłoga, podobnego koloru co cała reszta wnętrza, zaś na samym końcu znajdowały się potężne schody. Ich szerokość mierzyła na oko pięć metrów, a wysokość trzy. Pod pewnym względem były jednak dziwne, bo każdy z ośmiu widocznych stopni nie nadawał się do pokonania w mniej niż jednym kroku. Innymi słowy — jeśli chciało się wejść wyżej, obie stopy musiały dotknąć powierzchni stopnia.
 Wokół panowała cisza, a w połączeniu z nagością wnętrza, mogli poczuć się jak wystawieni na cel.


× Obrażenia:
Yuu — osłabienie; pragnienie; ostry ból po lewej stronie ciała spowodowany usunięciem żebra; trudność w oddychaniu.
Vettori — osłabienie; pragnienie.  
× Inne: możesz wejść tylko na pierwszy stopień.
× Deadline: 11.03.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Łowce oczy przyzwyczajone były do ciemności. Chociaż brakowało im umiejętności kota, potrafili bardzo sprawnie poruszać się po miejscach, do których światło nie docierało. Inne zmysły pracowały zamiast wzroku, dlatego dodatek poświaty nie był niezbędny do tego, by mogli bez potknięć dostać się dalej. Mimo to, oboje zachowywali czujność i ciszę.
Dłoń kobiety przywarła do ściany, krople wody spływały powoli między jej palcami, ich chłód i wilgoć były przyjemne i kojące dla skóry, ale słowa mężczyzny nie dawały jej spokoju. Zakładała, że woda, którą teraz ma na dłoni wcale nie zaspokoi jej pragnienia, bądź nie chodzi wcale o tego typu pragnienie, jakiego można by się spodziewać.
- Jak się czujesz? - zapytała spokojnie, kiedy wreszcie znaleźli się daleko od zgromadzenia, gdzieś w połowie ciasnego korytarza, którym przyszło im maszerować. Nie było najwygodniej, ale mogli przynajmniej porozmawiać bez par podsłuchujących uszu.
- Stabilnie.
Vettori oparł się plecami o ścianę. Ubranie było wystarczająco brudne i wilgotne, by ta czynność nie przyniosła dalszych niedogodności. Przez jego głos przemawiało zmęczenie, ale twarz była czujnie nastawiona na obojętność. Tylko długa znajomość z kobietą sprawiły, że nie próbował prostować się na siłę, w jej towarzystwie mógł pozwolić sobie na szczere słowa, nadal jednak wyrażane łagodnie.
- Słyszałem tylko końcówkę rozmowy... istotne informacje? - bokiem dłoni przesunął wilgotne kosmyki z czoła, okulary zaparowały więc na moment ściągnął je, by gładkim materiałem koszuli oczyścić szkiełka. Połowa rozmowy umknęła mu, kiedy siedział nieprzytomny, ale kiedy wreszcie się obudził, nie przypominał jednookiej, która z dezorientacji wybuchła gniewem niczym wulkan. Wykonując swoją czynność, słuchał słów kobiety, która przekazała mu najważniejsze informacje i kilka swoich własnych przemyśleń o całym zdarzeniu.
- W plecakach mamy jeszcze wodę, nie wygląda na to, by ruszali cokolwiek z naszych rzeczy. - stwierdziła kobieta, zsuwając z ramienia bagaż, który wcześniej zabrała z ziemi. Nie przyglądała mu się wtedy, podczas rozmowy, ale teraz czuła ciężar przedmiotów. - Jeżeli czujesz się na siłach, to chciałabym kontynuować marsz. Nie chce zostawać tu ani chwili dłużej.
Złapała za zamek i szybkim ruchem ręki pozbyła się stojącego jej na drodze zapięcia. Lectra wylądowała szybko przy jej pasku, czuła się lepiej, kiedy w razie czego mogła szybko sięgnąć po ostrze. Vettori spojrzał jedynie na dodatkowy magazynek, ale nie złapał w dłonie karabinka, pozwolił mu nadal wisieć przyczepionym do skórzanego paska. Zamiast tego wypił trochę z butelki i schował resztę do środka.
- Możemy ruszać. - oznajmił i ruszył śladem jednookiej, która z racji swoich niższych wymiarów przemierzała tunel szybciej.
Sala otworzyła się przed nimi stopniowo. Nie pasowała do ciasnej wyrwy, którą do niej doszli, prawie jakby włamali się do smoczego skarbca bocznym wejściem. Wszystko było jednak opustoszałe i tylko schody stanowiły odmienny element dekoracji pomieszczenia. Echo ich kroków niosło się aż do momentu, gdy oboje zatrzymali się przy pierwszym stopniu.
- Wygląda na to, że nie ma innej drogi. - Vettori obrócił się kilka razy i wzrokiem zza czystych już okularów zbadał wszystkie ściany, które były w zasięgu wzroku.
- To ich gra. Domyślam się, że nie będą niczego ułatwiać.
Yu poprawiła pasek plecaka i stanęła na pierwszym stopniu.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Odgłosy kroków na posadzce rozchodziły się echem po całym pomieszczeniu, ginąc gdzieś w jego zakamarkach. Panował tu wręcz nienaturalny spokój, jakby wewnętrzny potwór wyciszył się i czekał na najmniejszy błąd śmiałków wkraczających do jego „skarbca”. Niewiele tu było jednak do ochrony, skoro uwagę przykuwały tylko wyżłobienia na ścianach i jedyna droga prowadząca do kolejnej kondygnacji. Światło wślizgiwało się do środka przez niewidoczne przerwy w suficie, ale to wystarczyło do rozproszenia cieni z większej części pomieszczenia.
 Kiedy stopy Łowczyni przylgnęły do pierwszego stopnia, mogła dostrzec kawałek tego, co znajdowało się u szczytu schodów — zarys górnej framugi drewnianych drzwi oraz stojące bliżej stalagmity po bokach wejścia. Tam, gdzie kończyła się ozdobna ściana, zaczynała się nieregularna powierzchnia podobna do struktury tunelu, przez który przed chwilą wyszli.
To bezsensu.
 Obce myśli wślizgnęły się niepostrzeżenie do jej umysłu.
Jest ciężarem.
To nie ON został wybrany.
 Spokój Yuu zaburzyła fala złości nieznanego pochodzenia. Bombardowana impulsami, targana wrzącym w środku gniewem, musiała znaleźć upust. To nieprzyjemne uczucie lizało jej ciało, drażniło opuszki palców do działania, podszeptywało, że źródło niesprawiedliwości trzeba unicestwić. Ile razy odbierała już komuś życie? Ile razy widziała śmierć, wykrzywione w cierpieniu twarze?
 Chciała znów tego doświadczyć.
 Zrzucić ciężar z ramion.
 Serce wybijało własny rytm do trzaskającego wokoło ognia nienawiści, mięśnie mimowolnie napięły się chętne do uwolnienia drzemiącej w nich energii, a umysł przyćmiła usilna potrzeba wyżycia się na kimś, kto był od niej gorszy.
 Widok Vettoriego zadziałał jak oliwa.


× Obrażenia:
Yuu — osłabienie; pragnienie; ostry ból po lewej stronie ciała spowodowany usunięciem żebra; trudność w oddychaniu.
Vettori — osłabienie.
× Inne: Yuu nie panuje nad emocjami; ciało dąży do tego, by wyrządzić Vettoriemu krzywdę. W następnym poście opisz dokładnie wspomnienie, które wzbudza w Łowczyni czystą nienawiść.
× Deadline: 12.03.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W półmrokach komnat ich jaskrawe tęczówki były najwyraźniejszym punktem. Bliźniaczo podobne spojrzenia, które z prawdziwych zmieniały się w obecne za sprawą przemiany widziały dokładnie to samo i czuły dokładnie to samo. Żadnemu z nich nie podobało się nieznajome pomieszczenie, za bardzo przypominało podziemie, ale jednak nie było nim, różniło się kilkoma rzeczami, które każdego z nich po cichu gryzły. Prawie jakby świat po tonami betonu i skał mógł należeć jedynie do nich, od zawsze i na zawsze.
Szerokie schody, pozostałość być może po jakiejś rozległej świątyni przypominały stopnie teatru greckiego, wspaniałego zabytku, który dla kobiety istniał jako zbiór grafik w książkach. Mimo to, skojarzyła fakty od razu, prawie jakby to oni mieli stać się aktorami na scenie, dla widowni która obserwowała ich z niewidocznych punktów, wszędzie dookoła.
Niech patrzą. Niech dumają i łapią się za głowy. Niezależnie od werdyktu, nie zamierzała się zmieniać. Mogą próbować wpływać na nią siłą, lecz żaden inny sposób nie sprawi, że to ona zechce odmienić własne postępowanie ot tak. Była wystarczająco zadowolona z własnej postawy, a skromność do dyspozycji zostawiała innym, bardziej zahukanym.
Spojrzała przez ramię na towarzysza. Zatrzymała się w pół kroku i przechyliła głowę na wizję jego jasnej twarzy. Czasami zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, pomagając mu uciec przed wymiarem kary. Do dzisiaj pamiętała, jakich słów użył wtedy, by przekonać ją do tego. Ryzykowne, tańczył wtedy na granicy, ale udało mu się do niej przemówić. Wyciągnęła pomocną dłoń tylko na moment, wyrywając go z ramion śmierci, a on obiecał odpłacić jej się za to, płacić do końca swoich dni.
- Zastanawiam się, gdzie reszta. Dlaczego akurat ty się tu ze mną znalazłeś? - zapytała lunatycznie przesuwając zimną dłoń wzdłuż obolałego boku. Chłód skóry otrzeźwiał ją delikatnie, ale wwiercająca się w głowę czarna myśl nie chciała ustąpić.
Schody? Pomyślała szybko, walcząc z nagłą potrzebą sięgnięcia po elektryczne ostrze. Przetarła otwartą dłonią po udzie, zaczepiając za każdym razem o pokrowiec broni. Swędziały ją palce, odwróciła się, chociaż pamiętała, że przecież ma iść do przodu.
- Jak ty się cholernie boisz walki. - stwierdziła na głos, czując, że zbierającej się na języku goryczy można się pozbyć jedynie poprzez nieprzychylne komentarze i tarciem nadgarstka o skraj rękojeści.
- Masz rację. - słowa proste i spokojne. Nie pierwszy raz padły w przestrzeni pomiędzy nimi, chociaż rzucone tak nagle wywołały natychmiastową czujność mężczyzny. - Masz rację. Dlatego zazwyczaj działam z kryjówki.
Zatrzymał podeszwę buta na krawędzi stopnia. Skojarzył fakty szybciej, niż zamroczona gniewem kobieta, dlatego nie zaryzykował znalezienia się obok niej, chociaż serce podpowiadało mu, że powinien nawet siłą ściągnąć ją z platformy, albo pchnąć na kolejny stopień. Jeżeli jednooka miała rację, to taki gest na niewiele by się zdał. Mógł jedynie przyjmować nieprzychylne komentarze i obserwować w milczeniu.
Z zewnątrz musiało to wyglądać niegroźnie, ale wnętrze kobiety kipiało. Mdliło ją od tak wielkiej dawki gniewu, zazwyczaj emocje tonowała do ostrych słów, w rzadkich przypadkach do wylania łez, ale nie było takiej możliwości, by z własnych pobudek potrzebowała wyżyć się na innym łowcy. Jej własne, głęboko skrywane żale topiła poza zasięgiem wzroku jakiegokolwiek podwładnego, dlatego nikt z nich nie wiedział, że czasami przechylała się ze skrajności w skrajność.
Pamiętała wiele zdarzeń, ale to nie był najlepszy moment na to, by analizować po raz kolejny wszelkie popełnione błędy.
     Może gdyby wtedy nie opuszczała go na tak długo? Nigdy nie mieli dobrego kontaktu, bo telefony na Desperacji nie działały, a przypadkowe spotkania w ulubionych miejscach zdarzały się niezwykle rzadko. Kiedy tylko udało im się nawiązać kontakt z powodu tego rodzaju współpracy miała nadzieję, że będzie mogła pomóc mu nieco widoczniej. Był dla niej dobry, nie patrzył przez pryzmat uprzedzeń, przeglądał się niekiedy w jej spojrzeniu, zawsze uśmiechał i starał się nie być ciężarem. Nie mogła odwzajemnić uczucia, którym ją darzył, ale nadal pozostawali bliskimi przyjaciółmi. Wtedy bardzo potrzebowała kogoś, kto w prosty, łatwy sposób mógł szczerze powiedzieć, że to nie jej wina.
Wspierała jego marzenia, rzucała na szalę więcej, niż była w stanie, karmiła siebie i jego pięknymi słowami, bo właśnie tak funkcjonowali. Zarażał ją miłością do tego świata, a przecież ona od dziecka nienawidziła ziemi po której stąpa, nieba, które było głuche na jej prośby. Dzięki niemu nienawidziła tego świata nieco mniej.
A potem zginął. Wiadomości przyszły nagle, może przypadkiem. Jak zgrzyt w melodii wspaniałej pieśni przeszył ją na wylot ten fakt. Nie żyje. Już go tu nie ma i nie będzie. Masz trzy minuty na pogodzenie się z tym i powrót do roboty. Podejmij decyzję, Kami. Wyprowadź ludzi na bój, zaciśnij zęby, nic i tak nie cofnie mu już życia. A ona chciała być po prostu smutna, przez krótki czas żałować, płakać, przypomnieć sobie jak nienawidziła tego świata odrobinę mniej.
Tego dnia poprowadziła ludzi do walki bez słowa.

- Nie uśmiechaj się tak. - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Z jakiegoś powodu znalazła się nagle na skraju stopnia, przyciskając dłoń do gardła Vettori'ego. Wąskie palce otaczały jego krtań, wpijały się boleśnie w ciało mężczyzny, ale jej ręka drżała. Nie chciała, ale chciała.
- Nie uśmiecham. Kami. Ty się uśmiechasz. - wypowiedział pomimo nacisku. Jego ręce oplotły nadgarstek kobiety, ale nie próbował się wyrywać gwałtownie, trzymał go tylko na tyle mocno, by nie dać się udusić.. Zza okularów obserwował jak zmienia się twarz przywódczyni, jak kąciki jej ust wędrują ku górze, a na skraju oka zbiera się wilgoć.
Na własne oczy widział, że walczyła, a skoro to była jej walka, nie mógł nic więcej zrobić.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie istniało nic poza nienawiścią; świat stracił barwy na rzecz kłującej oczy czerwieni. Zdawać się mogło, że twarz Vettoriego wcale nie należała do jej wiernego towarzysza — to było złudzenie, kłamstwo, którym się dusiła, a które musiała wyplenić, by pójść dalej. Wiedziała, że wystarczyło mocniej zacisnąć palce na skórze, poczekać, aż krew w żyłach zacznie wrzeć, a później ciało zwiotczeje i upadnie z głuchym łomotem na ziemię. Brakowało do tego tak niewiele…
 Ale kiedy wrzątek niemal wylał się z naczynia jej umysłu, pękło ono w jednej chwili, rozlewając nieszkodliwy płyn. Oplatające ją ciasno uczucie rozpłynęło się w powietrzu i chociaż ciało chciało zdradzić napędzane impulsem gniewu, teraz nie zostało po nim nic więcej jak nieprzyjemna pustka. Oddech samoistnie uciekł z płuc, a buzująca w kobiecie energia ustąpiła miejsca spotęgowanemu zmęczeniu.
 Głosy ucichły, ale raz doznane uczucie nie opuściło jej całkowicie — opadło na dno, czając się w mroku.
 Kurz pod stopami Łowczyni potraktowany niby podmuchem uciekł ku krawędziom stopnia, by ostatecznie opaść gdzieś poza jego zasięgiem, tym samym sprawiając, że kamienna powierzchnia nabrała odrobinę czystszego akcentu.


× Obrażenia:
Yuu — osłabienie; pragnienie; ostry ból po lewej stronie ciała spowodowany usunięciem żebra; trudność w oddychaniu; rozbicie emocjonalne (jeden post).
Vettori — osłabienie.
× Inne: musisz dostać się do drzwi na szczycie schodów. Zwykłym krokiem możesz pokonać tylko jeden stopień naraz.
× Deadline: 13.03.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rozpoznawała twarz łowcy, ale nie potrafiła połączyć go ze swoimi normalnymi skojarzeniami względem jego osoby. Teraz, chociaż była przekonana, że stoi przed nią ten sam mężczyzna, który od lat z cienia pomaga jej w wielu sprawach, nie czuła potrzeby odwdzięczania się za jego pracę. Wręcz przeciwnie, na wierzch wychodziły wszystkie brudy i żale, które z racji łączącej ich znajomości akceptowała. Nadal nie było jednak potrzeby sięgać po tak drastyczne środki, a mimo to, ciało reagowało wbrew logice, spinając mięśnie ręki tak, że palce zaciskające się na szyi Vettori'ego zostawiały ciemne bruzdy podchodzące krwią.
Nie sprawiało jej to satysfakcji, było bardziej jak nagła potrzeba, pragnienie, którego mogła zaspokoić jedynie w ten sposób, tak intensywne i denerwujące, że stawała na palcach, byle tylko się go pozbyć. Znajdująca się na wyciągnięcie ręki krtań mężczyzny wydawała z siebie charczące dźwięki, kiedy łowca walczył z drugim łowca o zachowanie oddechu, nawet nacisk na ścięgnach przy nadgarstku niewiele się zdawał na dłuższą metę, skoro jasnowłosy nie próbował się wyrywać.
Czekał i może właśnie to go uratowało. Czerpiąc satysfakcje z sadystycznego przeciągania kobieta wstrzymywała się przed użyciem broni. Wisząca w zasięgu ręki Lectra mogłaby skończyć żywot mężczyzny dosyć szybko, ale czający się na jego obliczu uśmiech powstrzymywał kobietę, najpierw chciała, by zaczął błagać.
Cios, który nadszedł w drugiej fali był chyba jeszcze potężniejszy niż poprzedni, na jednookiej wywarł większe wrażenie. Nagła pustka, uczucie lekkości, które paradoksalnie przyciskało ją do ziemi i zanim wypuściła szyję okularnika z duszącego uścisku, patrzyła na abstrakcyjną scenę. Powoli docierało do niej, że nie śni.
- Na bogów. - puściła. Tak szybko, że łowca zachwiał się na nogach oswobodzony.
Palce zsunęły się z jego gardła, ale czuł pulsujący ból w każdym z punktów, gdzie palce wpijały się głęboko. On też wypuścił nadgarstki kobiety z obronnego uścisku, ale nie zrobił nic, kiedy osunęła się przed nim na kolana.
- To ma być ta próba? Wciskanie mi na siłę rzeczy, w które nie wierzę, które nie są moje? - wysyczała najpierw do podłogi, a potem do przestrzeni wszędzie dookoła zdradzając, że uczucie bycia obserwowanym wcale jej nie przeszło. - To zwykłe tortury.
Spojrzała na swoją rozdygotaną dłoń, a potem wzrok przesunęła ku mężczyźnie, który zastygł w jeden pozycji. Wzrok miał zapatrzony w przestrzeń przed nimi, w wielkie drzwi, których zarys malował się na szczycie schodów. Masował dłonią gardło i nie mówił nic. Jego twarz wyrażała tłumiony ból, ale nie przywykł do tego, by wyrażać cierpienie słowami. Wystarczyło to, że milczał, by przestraszyć kobietę.
Proste emocje chwytały się jej nagle i z dużą siłą. Zapragnęła rozpłakać się, ale przetarła tylko skrajem dłoni po twarzy, zacierając sobie powiekę brudem z ziemi.
- Nie podoba mi się to, to nie są moje słowa, nie moje emocje. - przyklękła na jednym kolanie, próbowała wstać, ale ukłucie w klatce piersiowej powstrzymało ją przed tym. Nie chciała szukać oparcie w spojrzeniu mężczyzny, spodziewała się zobaczyć tam emocje, których zazwyczaj nie wyrażał. Gniew? Zdenerwowanie?
- Wygląda na to, że każdy ze stopni ma jakąś niespodziankę... - odezwał się po cichu, obolałym tonem, ku konsternacji kobiety, która drżąc już na całym ciele oczekiwała wianuszka obelg. Zamiast tego skulona patrzyła, jak łowca mija ją i następuje na kolejny schodek.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pustka potrafiła być bardziej przerażająca od konkretu; kiedy w życiu doświadczyło się szerokiego wachlarzu emocji, dziwnie odbierało się stan egzystencji. Nie życia, lecz zwykłego bytu pozbawionego głębszego sensu. Mogła poczuć się okradziona z czegoś, co towarzyszyło jej od pierwszego zaczerpniętego wdechu — wciąż funkcjonowała, organy pracowały, synapsy przewodziły impulsy, ale temu wszystkiemu towarzyszyło otępienie, niezdolność do pochwytywania świata w jego prawdziwych barwach. Zupełnie jakby trafiła do czarno-białego bezdźwięcznego filmu.
 Vettori zaryzykował i znalazł się na drugim stopniu.
 Odniósł wrażenie utknięcia we wnętrzu obserwowanej ofiary; zmysły w jednej chwili zawyły w ostrzeżeniu, ale chociaż oczy nie dostrzegały żadnego potencjalnego zagrożenia, ciało zareagowało zupełnie inaczej. Mózg nie potrafił pojąć, że otacza ich spokój i cisza, a może właśnie ta atmosfera została zinterpretowana jako złudzenie, pozory, za którymi czaił się potwór? Adrenalina podskoczyła, wypełniając serce, a mięśnie zaczęły nieznacznie drżeć pod wpływem uderzenia strachu. Suchość zdominowała usta, kropla potu spłynęła wzdłuż szyi, a oddech został spłycony.  
Uciekaj.
Zaraz stanie się coś bardzo złego.
On już wyciąga po Ciebie ręce…
 W pułapce nocnej zmory utracił rozsądek, poddając się pierwotnym instynktom.
 Niewielka część nacieku jaskiniowego oderwała się od stożka w odpowiedzi na szalejące w ich sercach burze, by uderzyć o płaską powierzchnię u szczytu schodów, a później sturlać się po wszystkich stopniach na sam dół.


× Obrażenia:
Yuu — osłabienie; pragnienie; ostry ból po lewej stronie ciała spowodowany usunięciem żebra; trudność w oddychaniu.
Vettori — osłabienie.
× Inne: Vettoriego opanowała trwoga; rozważa ucieczkę. W następnym poście opisz dokładnie wspomnienie, które wzbudza w Łowcy czysty strach.
× Deadline: 13.03.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przysiadła na skraju schodka łapiąc oddech, ale poza nim starała się także opanować uderzające mocno serce. Gniew napełnił całe jej ciało energią do działania, ale teraz, gdy uciekł w jednej sekundzie z jej obolałego ciała, czuła się jeszcze gorzej. Pobudzona, a jednocześnie wyczerpana z trudem analizowała otoczenie, nie zdążyła nawet poprosić Vettori'ego, by ten wstrzymał się przed pokonywaniem kolejnego schodka. Pozwoliła mu uciec sprzed swojego wzroku i nie mogła nic więcej zrobić.
W pierwszym momencie myślała, że nie stanie się nic. Mężczyzna stanął pewnie na gładkiej powierzchni bez zmian w wyrazie twarzy, wyglądało to tak, jakby szukał jakichś słów, by powiedzieć coś istotnego, poruszał jednak ustami bezdźwięcznie. Wewnątrz zaczęły palić go niepokojące wspomnienia.
...ęc oskarżony przyznaje się do winy?
Pokręcił głową na boki, w przeszłości, jak i w czasie obecnym. Obraz schodów uciekł sprzed jego oczu, stał znowu na sali rozpraw z rękami skutymi w tyle.
Gest nie był ani trochę spokojny, wręcz paniczny. Źrenice rozszerzyły się wyraźnie, po policzku spłynęła pojedyncza kropla potu.
Czy oskarżony chce powiedzieć, że przedstawione przez całym sądem i salą dowody jasno wskazujące na pańsku udział w przewinieniu nie są prawdziwe? Sugeruje pan, że to, co widać na nagraniu nie jest prawdziwe, że wykryte na narzędziu zbrodni odciski palców należące do pana, wcale do pana nie należą? Chciałbym przypomnieć, że wspomniane przez pana alibi nie sprawdziło się, za to istnieją niezbite dowody i świadkowie na obecność pana tego dnia w miejscu, w którym odnaleziono ofiarę martwą?
Otworzył lekko usta. Jak podtrzymywany przez ochroniarzy nie drgnął ze swoje miejsca. Zamiast tego stał w bezruchu, oddychał płytko zapatrzony przed siebie, w miejsce i czas, którego kobieta nie była w stanie zobaczyć. Obserwowała go z dystansu, nie mogła od razu stwierdzić, co się dzieje, jednak podejrzewała, że nie jest to ani odrobinę milsze od jej własnego doświadczenia.
Podparła się na dłoni i wstała powoli, kilka głębszych oddechów pomimo bólu pozwoliło jej się nieco uspokoić, poprzedni stan złagodniał, zaczynała powoli rozważać sens ich udziału w całym tym przedstawieniu. Spojrzała za siebie, a potem na górę. Nadepnęła na kolejny schodek i szarpnęła mężczyznę ku sobie, starając się wywołać w nim jakąkolwiek relację. Ten bezruch niepokoił ją bardziej niż siniejące na szyi wgniecenia, które osobiście mu zostawiła.
Sąd chciałby panu przypomnieć, że próba zacierania śladów i nieprzyznawanie się do winy w żadnym wypadku nie pomogą panu w obniżeniu wartości kary, a kara, jak zapewne się pan już domyśla zostanie bezwzględnie wymierzona. Ilość i waga zebranych dowodów, które działają na pana niekorzyść jest wystarczająca, by zastosować jedną z najcięższych kar. Sąd uważa jednak, że brak skruchy w pana przypadku nie pozwoli na złożenie jakiegokolwiek odwołania.
Szarpnięcie w przeciwnym kierunku wyrwało go z równowagi, w której stał sparaliżowany strachem.
- Wrabiają mnie! - wykrzyczał na głos, łapiąc za ramiona kobiety, w której widział nagle jednego z członków ochrony sądowej. Potrząsnął nią, wypuścił i złapał kogoś po przeciwnej strony, trzymając ręce na niewidzialnym ciele, w powietrzu.
- Widziałeś to. Widziałeś przecież. Dlaczego mówisz, że to ja? Kłamiesz. Kłamiesz! Ty chcesz mnie wrobić!
Na jego twarzy malowała się teraz wściekłość pomieszczana z paniką. Toczył rozmowę z kimś, kto nie mógł mu odpowiedzieć. Oddychał ciężko zaciskając w wąskie szparki oczy, które wilgotniały w kącikach.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach