Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 21.02.18 21:13  •  Well.. we've fucked up. [Liam & Laz] Empty Well.. we've fucked up. [Liam & Laz]
[ Rzecz dzieje się około 5 miesięcy temu w pobliżu przysypanych ruin jakiegoś domostwa pośrodku niczego. ]


To był jeden z tych dni, w których Liam wymykał się potajemnie, podczas nocy, bo przecież za dnia nie wytrzymywał nawet godziny. Zdarzało mu się robić to parę razy, ale zwykle, nie oddalał się na zbyt wielką odległość, z obawy, że zapomni drogi powrotnej i się zgubi. Liam często się gubił. Jego mózg wciąż szwankował i czasem najzwyczajniej w świecie nie wiedział co się dzieje dookoła niego. Na dodatek, często też wpadał w jakąś dziwną furię, wtedy to dopiero zapominał całkiem o sobie. Jego znajomy twierdził, że to efekt choroby, która toczyła się przez ciało Liama od dawien dawna. Po prostu był zbyt słaby by z tym walczyć i tak jak czasami się choruje na grypę w chwilach słabości, tak Liam tracił panowanie nad sobą i kompletnie tracił pamięć na te chwile.
Podrapał się pod brodą. Pamięć mu teraz o dziwo nie szwankowała. Nawet lepiej, czuł się o własnych siłach by wyjść gdzieś kawałek dalej. I tak trafił na jakieś zakurzone ruiny, prawdopodobnie jakiegoś samotnego gospodarstwa, które tutaj sobie kiedyś istniało. W zasadzie, ruiny to było mało powiedziane, bo zostało się tylko trochę kamieni ułożonych tak, że na pewno kiedyś stał tutaj dom. Liam, kiedy przechadzał się pomiędzy "ścianami" niemalże czuł historię. Taką bardzo starą, dawną, odległą jak jego jakiekolwiek wspomnienia, które nic mu nie mówiły. Kiedy dotykał kamieni czuł jakby tliło się w nich jeszcze to dawne życie, z którego zapewne były kiedyś dumne.
Westchnął cicho. Czasami zdarzało się, że miał przebłyski tego, co się działo, kiedy jeszcze "żył". Zwykle jednak to były tak samo zamazane obrazy jak te ruiny były kiedyś domem. Nie dawały nic, żadnych informacji, żadnych odpowiedzi. Było tylko coś, w czym tliło się życie.
Nagle, jakiś hałas dobiegł uszu Liama, przez co ten wyprostował się, nasłuchując. Przeciągłe chrzęsty, jakby ktoś obracał dwa, zardzewiałe koła zębate o siebie. Zaniepokojony tym faktem wymordowany ruszył przed siebie, wciąż trzymając się sterty kamieni. A to co zobaczył, to był... ktoś. Jakaś istota, podobna trochę do psa, ale wciąż będąca człowiekiem. Przynajmniej tak mu się zdawało. Kiedy Liam się tak wychylał, w końcu to coś go zauważyło.
I wcale nie było zadowolone z tego, że Liam tutaj był. Stwór nawet nic nie powiedział, tylko od razu zaczął biec w stronę biednego Liama. Ten nie wiedział co robić... bo co miał robić? Uciekać? Ten stwór biegł tak szybko! Liam w ostatniej chwili podjął jedyną słuszną decyzję - zmiana postaci. I tak, w ciągu paru chwil, akurat kiedy to coś biegło, zamiast Liama był gigantyczny, prawie sześciometrowy krokodyl. A, że krokodyle są niższe niż ludzie, to Liam schował się za kamieniami. Nie to, żeby specjalnie, po prostu już tam był.
A kiedy tamten zdziczały wymordowany wyskoczył, Liam pochwycił go jednym kłapnięciem pyska i tak trzymał. Wywiązała się niemała szarpanina, w której ucierpiał trochę Liam, kiedy wymordowany trochę poharatał mu skórę na lewym boku i łapie. Na całe szczęście obrażenia nie były poważne, a krokodyle szczęki z łatwością zmiażdżyły nogi, za które to wcześniej złapał. Bez nóg, wymordowany nie mógł już tak żwawo skakać, co pozwoliło dość powolnym ruchom krokodyla, dokończyć dzieła i zmiażdżyć paroma kłapnięciami klatkę i tez przypadkiem ramię wymordowanego. A skoro już był przy tak soczystym kawałku mięsa, to nie omieszkał się posilić. Jednak do tego wolał już przybrać swoją ludzką postać.
Liam stanął nad poszarpanymi szczątkami wymordowanego. Pomijając fakt, że był cały we krwi i trochę miał podrapany bok, to nic mu nie było. A zaraz się nim zajmę, pomyślał i klapnął zadem gdzieś z boku. Trochę się zziajał, bo oddychał szybko, próbując się też uspokoić. Adrenalina robiła swoje.

Kompletnie nie miał pojęcia, że całkiem niedaleko, może kilkaset metrów, był ktoś jeszcze, komu by się nie do końca spodobało to, że Liam właśnie zjadł mu kumpla. No, prawie zjadł. Ale co zabił to jego.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oddychał spokojnie i miarowo, przez celownik optyczny wpatrując się w psowate stworzenie, czekając aż to uspokoi się na tyle by móc położyć je jednym celnym strzałem. Był w bezpiecznej odległości, ale nie chciał ryzykować, że potwór zostanie tylko ranny i szybko ruszy w pogoń za myśliwym. Zwłaszcza, że to jego zwierzyna znajdowała się w pobliżu ruin, a sam łowca na otwartej przestrzeni, osłonięty tylko panującą dookoła ciemnością i cierpliwym trwaniem w bezruchu.
Wymordowany spłoszył się, coś go najwyraźniej nagle zainteresowało bo w jednej chwili zniknął z oczu Lazarusa rzucając się w bok i rozpływając się w pobliskich ruinach. Boris zaklął w myślach, podnosząc się z klęczek i opuszczając karabin skierował się bliżej. Miał zamiar obejść swoją przeszkodę i znaleźć nową pozycję by ustrzelić pchlarza.
Ale pchlarza nie było widać. Ani w ciemnościach, ani przez noktowizor. Nie wychylał się zza podniszczonych murów, nie warczał, nie zawył do księżyca. Nie zrobił nic. Zaniepokojony łowca zatrzymał się na chwilę, nasłuchując uważnie. Wcześniej był zbyt daleko by usłyszeć odgłosy walki, ale aktualna cisza nie wróżyła nic dobrego. Może bydle nie było takie głupie i postanowiło zwabić go w pułapkę? Boris szybko odgonił od siebie tę myśl. Większość z tych stworzeń była zbyt tępa by zrozumieć jak wiązać buty, a co dopiero reagować inaczej niż szaleńczym atakiem berserka.
Jeszcze tylko kilka kroków, z początku pewnych, a później już mniej odważnych i Lazarus wkroczył w ruiny. Trzymając karabin w pogotowiu przekradał się - chociaż niezbyt umiejętnie - do miejsca w którym po raz ostatni widział swoją kolację. Mimo chusty zawiązanej na twarzy nie udało mu się ukryć zaskoczenia na widok rozszarpanych zwłok. Spojrzał na strzępy mięsa, a później na siedzącego przy nich mężczyznę. Sądząc po jego prezencji musiał być jednym z nich. Nie wyglądał groźnie, ale skoro zdołał bydlaka doprowadzić do takiego stanu to może nie powinno się oceniać książki po okładce.
Łowca przełknął nerwowo ślinę.
- Sio, uciekaj. To moje! - warknął na wymordowanego, mając nadzieję, że uda mu się wykurzyć samotne i ranne stworzenie i zgarnąć dla siebie to co zostało ze zwłok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szczęka go trochę rozbolała. Gdzieś z prawej strony. Liam się tam macnął, jakby dotyk miał go uzdrowić. Może za bardzo rozwarł gębę kiedy próbował pochwycić tego wymordowanego w locie? Albo ten gdzieś go uderzył. No, gdyby miał możliwość kopnąć tego trupa, to by to zrobił, jednak w tym przypadku kompletnie to nie miało sensu. Przecież zwłok nie obchodzi czy zostaną kopnięte. No, chyba, że wstaną nagle. Wstaną? Gdzie tam, trupy nie wstają. Pomyślał, uśmiechając się sam do siebie. Zaraz, zaraz - coś go oświeciło - przecież ja byłem trupem w zasadzie, a potem nagle powstałem z martwych. W tej... eee... kapsule. Liam szturchnął to co zostało z trupa. Tak z parę razy, na wszelki wypadek, jakby jego posiłek miał później wstać. Potem przez chwilę się przypatrywał rozwalonej, górnej części ciała nieboszczyka. No jak nic się nie ruszał. A z takimi obrażeniami na pewno jest trupem. Przecież mu klatkę piersiową zmiażdżył, zapewne żebra i zęby Liama przebiły wszystko co było w środku. Eh, mógł jednak trochę pomyśleć, teraz, jak sobie uzmysłowił, to jak będzie chciał zjeść te smaczniejsze kąski, to będą one trochę rozmemłane. Lekki smutek go ogarnął, bo jednak nie planował tego posiłku, ale skoro się nadarzył, to jednak lepiej byłoby mieć go bardziej w całości.
Następnym razem będę musiał celować bardziej w brzuch, tam nie ma nic dobrego do jedzenia. I wtedy do uszu Liama doszedł jakiś dziwny hałas. Znów kolejny? To nie był tylko on sam jeden, prawie jak Liam? Jednak było już za późno na zastanawianie się - obcy pojawił się szybciej niż zakładał wymordowany, a na dodatek, raczej nie wyglądał na zadowolonego. Zanim ten się odezwał, Liam przeleciał po nim wzrokiem. Po za tym, że wyglądał... no jak wyglądał, to jego uwagę przykuła broń. Wyglądała z jednej strony tak znajomo, tak bardzo chciał teraz jej dotknąć... ale nie mógł, prawda? Nie mógł się nawet nad tym porządnie zastanowić, dlaczego tak bardzo chciał tej broni tutaj i teraz, choćby tylko na chwilę, bo padło bardzo konkretne zdanie, które... trochę go zdenerwowało.
Tak zdenerwowało, że musiał wstać.
- Twoje? Jakie twoje? Moje. Ja zabiłem. Ciebie też mogę!
Warknął, szczerząc zęby. Nie, absolutnie nie chciał nikomu oddać tego co sam zrobił. Nie był słabiutkim drapieżnikiem, ani ofiarą, potrafił się bronić. I o swój własny pokarm też będzie się bronić, nie odda jej jakiejś hienie. Pewnie tylko tamten czekał, aż Liam się wysili, żeby ten nie musiał nic zrobić.
Liam w razie czego był gotowy na ponowne przybranie postaci. Z bronią czy bez, tak łatwo się nie podda, a przebicie krokodylej skóry już nie będzie takie dotkliwe, jakby to tamten miał zrobić to tutaj i teraz. Ale przecież tego nie zrobi. Liam widział, że nie. Nawet nie miał bojowej postawy, nie chciał się rzucać? Co, liczył, że słowa załatwią sprawę?
Nagle Liam zupełnie odwrócił wzrok od tego kolesia, bo jego głowę zaprzątnęły dziwne dźwięki rozlegające się echem po okolicy. Zmrużył powiekę. Z jednym okiem było ciężko, ale dostrzegł, że coś się z piachu wyłania? Albo nagle na pustyni zaczęły wyrastać piaskowe kupki, konkretniej, to w liczbie trzech.
- Obudziłeś je!
Warknął. Może tamten nie wiedział z czym mają do czynienia, ale wymordowany już tak. Z kolejnymi, pokroju tamtego. Walczył już z takimi. Zwykle ich nie zaczepiał, bo było ich za dużo, ale ten niby pies sam go zaatakował i musiał się bronić. A teraz? Na pewno tamten spłoszył tego kundla, ten się rzucił i ostrzegł pozostałych.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wymordowany nie wyglądał na kogoś, kto potrafi mówić, więc tym samym zdziwienie Lazarusa wzrosło jeszcze bardziej. Zdążył go już zakwalifikować jako jedno z tych zdziczałych bezrozumnych zwierząt, co jeżeli miałby oceniać tylko po jego wyglądzie nawet do niego pasowało. Na warknięcie stworzenia cofnął się krok w tył by nie tylko zwiększyć dzielącą ich odległość, ale i dać do zrozumienia wymordowanemu, że nie ma zamiaru włazić mu w paradę na siłę.
- Wchrzaniłeś się w moje polowanie, więc mięso jest moje. Wystarczająco zeżarłeś.
Czerwone łowcze ślepia przesunęły się po resztkach jakie zostały po spotkaniu jego ofiary z zębami krokodyla próbując oszacować czy cokolwiek z tego będzie nadawało się jeszcze do zjedzenia. Niezbyt zadowolona mina, ukryta nadal pod czarną wypłowiałą chustą idealnie odzwierciedlała myśli Borisa - albo sobie daruje albo po raz kolejny będzie żarł jakieś ścierwo udając, że to wyborny miejski gulasz.
Burczenie błagającego o cokolwiek do żarcia brzucha zagłuszyły podejrzane odgłosy rozlegające się po okolicy. Nie wróżyły nic dobrego. Łowca rozejrzał się szybko dookoła próbując namierzyć źródło tych dźwięków i w końcu wędrując wzrokiem za spojrzeniem wymordowanego zauważył jakiś ruch na pustyni. Zmrużył oczy, ale w tych ciemnościach niewiele mógł dostrzec. Przezornie cofnął się jeszcze jeden krok odsuwając się od zagrożenia i podniósł karabin, przestawiając tryb w celowniku na termowizję. Kilka rzuconych spojrzeń na teren dookoła pozwoliło mu w pełni zrozumieć swoją sytuację. Było chujowo. Zbyt duże ryzyko, zbyt dużo przeciwników.
- Nie chciałeś podzielić się żarciem to zdechniesz za łakomstwo, gołodupcu - szepnął do wymordowanego i zaczął powoli się cofać.
Łowca nie miał zamiaru opuszczać broni, trzymając palec cały czas na spuście. Orion był gotowy do strzału, ale Lazarus nie miał zamiaru go marnować. Z chęcią zobaczy jak pazerne stworzenie ginie rozszarpane przez trójkę nieproszonych gości. W końcu to on upieprzony był krwią ich prawdopodobnego kompana, znajdą go i wytropią. Boris obejrzał się za siebie by ocenić teren w poszukiwaniu ewentualnych kryjówek do których miał zamiar dotrzeć i przeszkód, o które jednak nie miał zamiaru się wywalić. Gdzieś niedaleko, w ciemności, zamigotał sporych rozmiarów ciemny kształt. Wyglądało jak uschnięte drzewo albo kolejne ruiny. Było dość wysokie i to właśnie zwróciło uwagę łowcy - idealna kryjówka do której miał zamiar się wycofać by przeczekać atak zmutowanej psiarni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Liamowi cierpliwość się kończyła. Chyba. Był raczej bardziej przejęty tym, by przypadkiem nie dać się postrzelić temu fagasowi z tej jego broni. Hej, tak na dobrą sprawę mógłby przecież go zaatakować, a tę jego broń mu zabrać. Może coś jeszcze? Może ma inne, ciekawe przedmioty, którymi mógłby się podzielić? Im bardziej się na niego patrzył tym swoim zdrowym, jedynym okiem, tym bardziej ten pomysł mu się podobał. Bo kto by tam za nim płakał? Na tej pustyni wszyscy są tak samo samotni. A na dodatek, ten chce go okraść, więc nie zasługuje na litość. Tak, Liam, nie zasługuje.
- A może ty w moje! Mięso należny się mnie, jak skończę to możesz wziąć resztę.
Rzucił na odchodne. I dobrze, że się cofał. Liam od razu zrobił się trochę spokojniejszy, bo przecież, skoro tamten mu ustępuje, to czego miałby się obawiać? Wymordowany tylko fuknął, mając zamiar zabrać się za pałaszowanie wątroby, która przecież była najsmaczniejszą częścią ciała... każdego. I najbardziej pożywną. W zasadzie, mógłby oddać tamtemu całą resztę, a wziąć sobie tą wątrobę, ale jego charakter zabraniał mu tego robić tym bardziej po tym, jak ten jaśniepan sobie zaczął żądać, by ten mu oddał JEGO zdobycz. A tak być nie mogło, że Liam ot tak, posłusznie oddaje co jest w zasadzie jego. Tamten mógł się postarać ze swoim polowaniem to zdążyłby przed nim, a tak, niech cierpi i cieszy się, że nabojów nie zmarnował.

Z ziemi wychodziło powoli trzech wymordowanych, a Liam instynktownie czuł, że bez starcia się nie obędzie. Tylko, czy warto było ryzykować? Biegaczem nie był, zatem trudno o to by daleko uciekł. Rzucił tylko ostre spojrzenie tamtemu fagasowi. Co, już ucieka? Niech to, mógłby porobić za przynętę, kiedy Liam zagryzłby tamtych na śmierć. Ale na desperacji jest się samemu. Nie miał co oczekiwać na pomoc, najwyżej na to, że rzucą się na niego.
A niech idzie. Fuknął, gotując się do kolejnej potyczki. Zaczął, tradycyjnie, od własnej przemiany, bo w normalnej formie nie byłby w stanie zabić nawet jednego. Był tylko mniej zwrotny w tej formie, ale za to nadrabiał wielką siłą. Jedynym słabym punktem był brzuch, więc póki któryś nie przekręci go na drugą stronę, to nie ma szans by umarł, zanim zagryzie tamtych. Powodzenia w walce z toną mięsa. Liam zastygł na moment w bezruchu, przygotowując się na zastawienie zasadzki. Zapach ich przyciągnie w pułapkę.
Jeden z półpsów, który chyba był głową całej gromady, węszył w powietrzu. Reszta za nim, wodziła wzrokiem po okolicy. Najpierw oczywiście pochwycili zapach krwi kompana. Ale kiedy mieli się skierować ku Liamowi, zauważyli też tego fagasa, z czego nie omieszkał się w myślach zaśmiać.
Dwójka ruszyła w stronę Liama, ostatni, pognał w kierunku Lazarusa, ale Liam już nie patrzył, bo miał ważniejsze sprawy na głowie. W międzyczasie, zanim psy dobiegły, Liam zdążył się stopić z tłem. Chociaż dalej było go czuć, to w pierwszej chwili zaszwankuje wzrok psów. I na to właśnie liczył.
Pierwszy "kundel", który się zjawił w jego pobliżu, z niemałym szokiem zapewne, dostrzegł wyłaniające się z ukrycia kły w ostatniej chwili, zanim wyskakujący w jego Liam, zatrzasnął szczęki na jego brzuchu. Wciąż jednak półpies walczył, okaleczając głowę Liama pazurami. Na dodatek był przecież jeszcze ten drugi, który właśnie wgryzał się boleśnie w jego tylną łapę. Mimo wszystko, mimo całego bólu jaki właśnie ogarniał jego łapę, zaciskał mocniej szczęki i rzucał łbem na boki, żeby rozerwać tego gnoja na pół. Nie miał wyjścia, musiał się śpieszyć inaczej czeka go potem bolesna rekonwalescencja.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Próbował to w sobie zagłuszyć, ale cichy głosik podpowiadający mu, że powinien pomóc temu obdartusowi był zbyt irytujący by go zignorować. Łowca stawiał się ponad zwykłymi ludźmi, a co dopiero mówić o uważaniu się za lepszych od tych zdziczałych stworów. Nic więc dziwnego, że wycofywanie się zostało w pewnym momencie nagle przerwane, a karabin wprawnym ruchem odrzucony w bok przesunął się na przewieszonym przez klatkę piersiową pasku na plecy. Boris sięgnął po pistolet, wycelował w klatkę piersiową biegnącego na niego stworzenia i nie mogąc pozbyć się przyzwyczajenia typowego dla właściciela snajperki, odczekał aż zwierzę samo znajdzie się na odpowiedniej pozycji i pociągnął za spust.
Ciszę desperackich pustkowi przerwał wystrzał, a pocisk rozerwał tors wymordowanego posyłając go na ziemię. Rozpędzone cielsko przejechało jeszcze kilka metrów po ziemi, prawie przewracając łowcę na ziemię. Zdążył się odsunąć dosłownie w ostatnim momencie, a kły dogorywającego zwierzęcia zacisnęły się w powietrzu, dokładnie w miejscu, a której jeszcze chwilę temu znajdowała się kostka mężczyzny. Boris ponownie podniósł broń, ale oddanie kolejnego strzału oznaczałoby zranienie również krokodyla. Nie można powiedzieć by ratowanie tego bydlaka teraz, gdy ten znajdował się w jeszcze niebezpieczniejszej formie nadal wydawało się równie kuszące co na początku. Łowca zawahał się.
Cała trójka zajęta była walką, to była idealna okazja żeby uciec. Ale.. Ale psów nienawidził bardziej niż kochał własną wygodę.
Posklejany srebrną taśmą wojskowy bucior wylądował na łbie leżącego przy nim na wpół żywego stworzenia i przydusił jego pysk do ziemi.
- Piszcz kurwo o pomoc - wywarczał tak cicho, że można było to niemal porównać z szeptem - Błagaj swoje zasrane stado o litość.
Pilnował by zęby zwierzęcia, ani tym bardziej jego pazury nie sięgnęły jego ciała. Wirus X mu w zupełności nie mógł zagrozić, ale kolejne kontuzje nie byłyby mile widziane. Zresztą stworzenie, leżące teraz w kałuży krwi i próbujące walczyć z ostatnich słabnących sił, nie było w stanie już mu zagrozić. Przydepnął jego mordę bardziej, przesuwając ją nieco po piachu i ostrych kamieniach. Psowaty pisnął między próbami złapania oddechu, choć łowca obstawiał, że to świst powietrza uciekającego z przestrzelonego płuca.
Drugi z pchlarzy, atakujący zaciekle krokodylą łapę podniósł łeb by odnaleźć źródło dźwięków, na moment odpuszczając swojej ofierze i najwyraźniej nie mogąc się zdecydować, któremu z umierających towarzyszy miałby pomóc. Czerwone oczy sadystycznego skurwiela wpatrywały się w ślepia zwierzęcia rzucając mu nieme prowokacje by ten ruszył w jego kierunku, choć na dobrą sprawę wystarczyło mu, że ten na chwilę odpuścił nieznajomemu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

A on biedny szarpał się z jeszcze jednym wymordowanym. Z drugiego została tylko mokra plama, albo raczej - dwie mokre plamy. Krokodyl szarpiąc się w końcu rozerwał wymordowanego wpół, a chrupnięcie kręgosłupa rozległo się głuchym echem. Liam miał jeszcze jeden problem - taka ilość krwi, jaka się tutaj polewała, zaczęła się dostawać mu do oka i gardła. Nos na szczęście był na tyle osłonięty, że jeszcze mógł swobodnie oddychać. Ale z widzeniem już miał problem, mimo intensywnego mrugania obraz mu się trochę zamazywał i już bardziej liczył na swój słuch i intuicję, niż na wzrok.
Przez ferwor walki przedarł się ryk Liama, który dostał potężnego gryza w i tak naderwaną już skórę na łapie. Odruchowo zamachnął się i już pal licho, że wiedział, kto za tym stoi, smagnął ogonem, co bardzo nadwyrężyło jego siły. Tak długa walka i utrata takiej ilości energii nie służyła w ogóle wykonywaniu już bardziej skomplikowanych ruchów. Ale co miał zrobić, przecież nie da odgryzać sobie tak po prostu nogi. Krokodyl musiał zwolnić trochę, bo i tak bardzo się już męczył. Niestety Liam nie był dobry w długotrwałych walkach. Częściej korzystał z zasadzki, która najlepiej mu wraz z jego umiejętnościami wychodziła. A duże cielsko z łatwością zadawało pierwszy, decydujący cios. Problem pojawiał się wtedy, kiedy mu nie wyszło, lub - jak w tym przypadku - walczy z większą ilością przeciwników na raz.
Liam spróbował jeszcze raz rzucić się z zębami na wymordowanego, ale ten był mniej poszkodowany i szybko uskoczył, co gorsza, Liam się odsłonił i kontratak półpsa wymierzony w jego zdrowe oko był prawie celny. No cóż, szrama na pysku jest, w końcu zniknie, ale trochę go jednak zapiekło. Krokodyl musiał przejść teraz do defensywy, bo nie był już w stanie poprawnie zaatakować. Jeszcze nie teraz. I półpies to widział.
Huk strzału odwrócił na moment jego uwagę, ale niewiele to dało, bo tak samo zaskoczony był Liam. Półpies zaczął się jednak wahać. Dwóch na jednego? Niewykonalne. Także wymordowany, widząc swoich martwych kumpli postanowił dać nogi za pas, póki był jeszcze żywy. Liam nie był w stanie go dorwać, chociaż w ostatniej chwili próbował kłapsnąć pyskiem i złapać chociaż jego ogona. Nic z tego.
Tamten fagas mógł postrzelić najwyżej uciekającego kundla, ale czy był sens? Wygrali. Znaczy się, wiadomo, że Liam wziął większe ryzyko na siebie, ale chyba oboje wygrali. Tak można powiedzieć. Żyją, to było bardzo ważne.
Nie przybierał jeszcze prawdziwej postaci. Musiał chwilę odsapnąć. A dyszał bardzo głośno, nie ruszał się w ogóle, bo urazy powodowały nieznośny ból. Obrócił jedynie głową tak, by patrzeć na tego nieznajomego. Głównie dlatego, żeby w razie gdyby ten chciał postrzelić i Liama, móc się jakoś obronić, czy coś.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Klatka piersiowa postrzelonego zwierzęcia przestała się w końcu unosić, a Lazarus stracił resztki zainteresowania tą zabawką i powiódł spojrzeniem za uciekającym wymordowanym. Jeszcze przez chwilę łowca mierzył do uciekiniera, ale szybko dał sobie spokój. Stwór oddalał się zdecydowanie za szybko, a szkoda było tracić cenne naboje na niepewne próby ustrzelenia go.
Przeniósł wzrok na krokodyla by szybko ocenić jego stan. Nie znał się na gadach, ale ilość porozlewanej dookoła posoki nie wróżyła zbyt dobrze. Zwłaszcza, że łowca nie potrafił ocenić do kogo tak naprawdę należała.
Czuł na sobie wzrok zwierzaka, co nie bardzo przypadło mu do gustu. Posłał mu równie wyczekujące spojrzenie. Ma zamiar się rzucić czy nie? Boris niby opuścił broń, kierując jej lufę w piasek, tuż pomiędzy nimi, ale nie czuł się jeszcze na tyle pewnie by zupełnie ją schować. Nie miał się co oszukiwać, z takim gadem miałby naprawdę małe szanse na przeżycie bez swojego wiernego pistoletu.
- Jeżeli się na mnie rzucisz to przerobię cię na gustowną walizeczkę - wycedził przez zaciśnięte zęby, a przez myśl przemknęło mu, że Isla mogłaby faktycznie ucieszyć się z torebeczki z krokodylej skórki.
Boris przyjrzał się rozwalonym przez gadzie kły zwłokom wymordowanego i skrzywił się z niesmakiem pod chustą. Nie przemawiały do niego jako zachęcająca kolacja. Rozszarpane, zaślinione i uwalone w piasku i ogólnym desperackim syfie. Czy te bestie nie potrafiły zabić czegoś z finezją? Wyglądało na to, że łowca nic dziś nie zje.
- Umierasz, nie umierasz? Jakaś decyzja podjęta? Leżysz, atakujesz? - rzucił do zwierzaka.
Krokodyl wyglądał bardziej zachęcająco niż gołodupne, półślepe stworzenie, ale z drugiej strony zbliżenie się do takiego w jakimkolwiek celu nie było dobrą opcją. Lazarus miał nadzieję, że jednak wymordowany postanowi wyzionąć ducha sam z siebie i marnowanie nabojów nie będzie absolutnie konieczne. Spojrzał na niego z pewnego rodzaju czułością ukrytą na dnie czerwonych oczu. W końcu ten miał być jego kolacją!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czuł się... a jak mógł się czuć w takiej sytuacji? Rozgromił prawie samodzielnie sforę jakiś pół kundli. Jasne, że był cholernie zmęczony. Kto by nie był? Operowanie prawie tonowym cielskiem nie należało do rzeczy łatwych, a już na pewno nie w takim starciu. Mimo wszystko cieszył się, że wyszedł z tego prawie cało. Najgorzej było z jego nogą, która poszarpana była z wierzchu w naprawdę podły sposób. Miał jeszcze trochę pokiereszowane boki i szramę na pysku. Obrażenia, jak obrażenia, nie były na tyle poważne by zaraz miał wpadać w sen. Chciał jeszcze zjeść coś zanim przybierze ludzką postać. Możliwe, że obrażenia nie będą tak dotkliwe. Problem był taki, że nie wiedział, czy będzie w stanie ruszać się od razu, noga wyglądała paskudnie. A póki był w swojej zwierzęcej postaci, mógł używać pozostałych trzech łap by się ruszać.
I tak też na razie pozostał. Co prawda, nie uśmiechało mu się na słowa nieznajomego, który chyba od razu poczuł, że ma teraz przewagę nad wymordowanym. Ale Liam nie miał zamiaru pozostawać dłużny, ostatecznie może by zdążył go dorwać zanim by padł od strzałów. Nieznajomy powinien mieć to na uwadze.
Liam trochę zignorował obcego, skoro ten nie ma na razie zamiaru wdawać się w bójkę. Obrócił swoim wielkim cielskiem i na tyle ile mógł, podpełzł do jednego z ciał. Chwycił zębiskami tam gdzie mógł chwycić i zaczął trzepać łbem, by rozerwać mięso na mniejsze kawałki. Może przypadkiem obryzgał krwią Lazarusa, ale niespecjalnie zwracał na to uwagę. A kiedy oderwał odpowiedni kawał mięsiwa, połknął go w całości, jak to krokodyle mają w zwyczaju. Przynajmniej w tej formie nie musiał dbać o to, czy odrobina piachu mu zaszkodzi. Wirus też zresztą nie.
Dopiero potem przybrał ludzką formę. Nawet jeśli był nagi, to skąpany w krwi wyglądał jakby był ubrany. I dopiero teraz mógł się sobie przyjrzeć. Zmacał się po twarzy i żebrach. Nic paskudnego, bardziej to wyglądało jakby się gałęziami podrapał. Z nogą... cóż, z nogą było znacznie gorzej. Liam musiał i tak siedzieć, żeby się jej przyjrzeć, bo wiedział, że na niej nie ustanie. I zupełnie ignorując w tym momencie obcego, zmacał szramy na łydce. Bruzdy na kilka centymetrów przynajmniej. Wręcz można było wyczuć przestrzeń między mięśniami. Na całe szczęście żadne ścięgna nie zostały ruszone.
- Możesz zabrać... to swoje mięso.
Wykaszlał. Mięso które pochłonął trochę mu się zaczęło odbijać, ale to nie było aż takim problemem. Próbował wstać na nogach, ale zaraz upadł, nie mogąc ustać na jednej nodze. Liam zaklął pod nosem. No to ładnie się załatwiłem, nie ma co, na środku pieprzonej pustyni, pomyślał.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pożerane przez zwierzaka mięso znikało w jego paszczy niemal z taką samą szybkością jak niknęła lazarusowa chęć na chociażby spróbowanie znalezienia czegoś zdatnego do zjedzenia w truchłach, które ten właśnie konsumował. Niesmak nie znikał z jego zasłoniętej mordy.
- Och, na moje mięsko muszę jeszcze chwilę poczekać.
Zamówienie w trakcie realizacji, czas oczekiwania: do wykrwawienia się. Trudno było wymordowanemu ukryć powagę swoich ran, a mimo, że te dodatkowo Lazarusa brzydziły zdołał dostrzec, że z jego nogą nie było za dobrze. Jemu samemu kontuzja utrudniała życie na Desperacji, więc doskonale wiedział, że takie rany nie przejdą bez echa u chłopaka. Zdechnie, a wtedy Boris ugotuje sobie krokodyli gulasz.
Dzieląca ich w miarę bezpieczna odległość i pewnie trzymany pistolet dodawały łowcy odwagi. Klapnął sobie wygodnie na zwłokach wcześniej ubitego wymordowanego, sadowiąc się wygodnie na jego brzuchu jak na luksusowym fotelu i żałując trochę, że musi pilnować by wymordowany się na niego nie rzucił zamiast wykorzystać stężenie pośmiertne zwłok i zdążyć ułożyć go przed nim w naprawdę wygodne siedzisko - takie z oparciem i podłokietnikami. W każdej chwili był jednak gotowy zerwać się na równe nogi i jednak bardziej kosztownymi sposobami przyspieszyć powstanie swojej kolacji.
- I co ty teraz zrobisz biedactwo, ktoś ci pomoże? - zainteresował się uprzejmie.
Czerwone ślepia uważnie wpatrywały się w nową ofiarę. Dzieciak nie wyglądał na kogoś, kto ma jakikolwiek plan. Mieli czas, mógł się zastanawiać. Do końca swojego życia! Boris przejechał wzrokiem po otoczeniu zastanawiając się w czym przetransportuje co smaczniejsze kąski do własnej kryjówki bo romantyczna kolacja pośrodku niczego wydawała się niezbyt zachęcająca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Liam coś tam wymamrotał pod nosem. Szkoda, że, no właśnie, nie miał żadnych ubrań na sobie, bo z tych zostały się ledwie strzępki, jak prawie wszystko wokół umorusane krwią. Tak to mógłby oderwać kawał szmaty i trochę zasłonić ranę na łydce, albo przynajmniej spiąć to jakoś wszystko do kupy. A tak nie miał nic, chociaż...
Spojrzał na zwłoki wymordowanych. Od biedy mógłby ich oskórować, a potem przykryć tą skórą ranę. Jednak patrząc na ich stan, to sam nie wiedział czy chciał się w to bawić. I jeszcze, nie miał nic by to zrobić w miarę bezpiecznie i sprawnie. A patrząc po tym obcym, to raczej nie wyglądał na takiego, co by z wielką chęcią podarował Liamowi nóż, czy cokolwiek ostrego, żeby ten mógł zrobić co trzeba.
W ogóle wyglądał, jakby z jednej strony chciał zabić Liama, ale z drugiej strony jeszcze się bał, że ten mu upierdoli jakąś rękę czy nogę. Zmarszczył brwi. Bolało jak cholera, ruszyć się nie mógł, a jedyne co, to tylko przytknąć obie dłonie do ran i liczyć na to, że w końcu przestanie lecieć krew. Co działo się stosunkowo szybko, bo organizm Liama nie potrzebował wiele by krew zaczęła krzepnąć. W końcu to nie była rana pokroju urwania ręki czy przepołowienia ciała by nie rozpoczął się powoli proces regeneracji. Ale żeby w ogóle coś zaczęło się zasklepiać, musiałby się położyć. Póki co, musiał jeszcze poczekać. Przecież przy NIM nie zaśnie.
- Sam sobie pomogę.
Burknął, trzymając się łydki.
- Chyba, że ktoś naprawdę zamierza mi "pomóc".
Pełne nienawiści spojrzenie na moment spoczęło na łowcy, ale długo tego spojrzenia na nim nie trzymał. Wolał zająć się swoimi problemami i zwracać uwagę na stan nogi. Aby tylko nie wdało się żadne zakażenie. Mógłby mieć potem niemały problem.
Zrozumiał już o co chodziło tamtemu. Liam był ranny i to był niezaprzeczalny fakt. Chciał zatem to z pewnością wykorzystać. Nie miało to jednak najmniejszego sensu. Skoro był głodny, to czemu nie zabierze tego co jest? Tak bardzo przeszkodził mu Liam, że teraz chciał się za to odegrać, czekając aż padnie trupem?
Dlatego nie mógł przy nim zapaść w sen. Gdyby to zrobił, raczej obcy nie miałby już oporów w zrobieniu z Liama obiadu. A co mógł teraz zrobić? Nic, nawet ruszyć się teraz nie mógł, więc mógł jedynie czekać, aż może tamten się rozmyśli. Miał taką nadzieję.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach