Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

c z a s : rok temu.
m i e j s c e : M-3.
u c z e s t n i c y : Coral i Carl.

 Prawdziwa chęć życia nawiedziła go dopiero po śmierci. Co za ironia. W innym świecie po zatrzymaniu akcji serca nie pozostałoby nic innego jak pustka, ulatniająca się z ciała świadomość, rozproszona wraz z podrywem wiatru. Jednak on wbrew ludzkiemu rozumowaniu nadal egzystował – jego serce biło, płuca nabierały powietrze, a emocje tliły się pod skórą. Nie różnił się od przeciętnego człowieka, nie na pierwszy rzut oka. Potrafił zatuszować swoje atrybuty dzięki biokinezie, stając się dawną wersją siebie. Tą gorszą wersją.
 Wraz z drugą szansą znalazła się również motywacja i potrzeba samorealizacji. Desperacja stanowiła antonim idealnego miasta – sucha, wadliwa, niebezpieczna, pozbawiona litości. Jeśli chciał wytrwać wśród jej okrutnych piasków i istot pozbawionych resztek woli, musiał coś z sobą zrobić. Zaczęło się od najprostszych rzeczy: samoobrona, opanowanie mocy, predyspozycje, które korzystnie wpłynęłyby na jego pracę najemnika. Teraz przyszedł czas na opanowanie kolejnej umiejętności.
 Na swoją dawną sąsiadkę natknął się już wcześniej, udając, że jego długa nieobecność nie była wcale spowodowana eksperymentem władzy i ucieczką poza mury. Nie zdążyli rozkręcić się w konwersacji, wymienili ledwo kilka zdań, ale przed kolejnym rozstaniem wyszedł z propozycją kawy, która równocześnie stała się obietnicą wymiany opowieści. Był ciekaw, ile z jej dawnych planów zdołała zrealizować i w jaki sposób mógłby to wykorzystać. Miał szczerą nadzieję, że dawne zainteresowanie mechaniką rozkwitło.
 Trzymał w rękach menu, przerzucając leniwie strony. Sam wybrał mniej popularną kawiarnię na peryferiach miasta ze świadomością, że właściciel nie będzie sprawiał problemów lewym mieszkańcom. Nie posiadał przepustki, za każdym przekroczeniem murów pojawiało się nad nim widmo popełnienia błędu, dlatego nie tracił czujności. Zawiesił wzrok niebieskich tęczówek na rodzajach kawy, próbując przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz pił coś jakości godnej ideałów M-3. Znalezienie względnie przyzwoitych i nudnych ubrań też nie było łatwym zadaniem – narzucił na siebie szary sweter w białe akcenty, a na biodrach trzymały się beżowe jeansy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ludzie czasami znikają z twojego życia na dłużej; tu ktoś przeprowadza się na drugi koniec miasta za pracą, ktoś się żeni lub za mąż wychodzi, czasem człowiek przez lata mija się tak niefortunnie, że nie idzie się spotkać nawet przypadkiem. Nie dziwiła się więc aż tak bardzo, kiedy zdarzyło jej się przez dość długi czas nie napotkać sympatycznego sąsiada, z którym łączyło ją tak wiele dziwnych i szalonych wspomnień. Sama przecież zmniejszyła ich szanse na kontakt odkąd wyjechała na studia, ulokowała się w akademiku i poświęciła większość swojego czasu na projekty naukowe. Weszła w nowe zajęcia i nowe środowisko, a do domu wracała raczej rzadko. Jeżdżenie wte i wewte było dość niewygodne, więc wolała sobie tego oszczędzić; a rodzice i tak odwiedzali ją od czasu do czasu, kiedy nabierali ochoty na rozmowę z rudą latoroślą, toteż o rodzinne stosunki nie było się co martwić. Z koleżankami i kolegami z podwórka nie miała zbyt intensywnego kontaktu od ukończenia podstawówki, toteż nie odczuwała żadnej szczególnie bolesnej straty. Jeśli jednak utraty którejś znajomości miałoby jej być żal, to wymieniłaby własnie tę - z chłopakiem z sąsiedniego mieszkania, który nieraz ratował jej tyłek, a z którym przez cały okres studiów widziała się może raz. Tym bardziej cieszyła się w faktu, że udało im się wreszcie zobaczyć i przeznaczyć nieco czasu na siebie nawzajem, by móc choćby pogadać, powspominać i wymienić się najświeższymi informacjami.
Rzuciła okularnikowi zaciekawione spojrzenie znad karty, w której od dłuższego czasu przeglądała już tylko obrazki. Była to całkiem relaksująca rozrywka, przynajmniej póki czekała, aż jej współtowarzysz podejmie jakąś decyzję odnośnie swojego zamówienia. Leniwie przerzucała stronę za stroną, przedzierając się przez oferty deserów, zimnych i ciepłych napojów czy innych koktajli, z których niektóre zostały zaprezentowane na fotografiach.
- No więc? - zaczęła swobodnie, posyłając dawnemu sąsiadowi zachęcający uśmiech. - Co się u ciebie działo przez ten jakże długi czas?
Bądź co bądź obiecali sobie wszystko opowiedzieć, a dla panny Sandford owo wszystko oznaczało naprawdę ogromną dawkę informacji, której z niecierpliwością oczekiwała. Podeszwa niebieskiego trampka stukała cicho w pojedynczą nóżkę stolika, kiedy ruda dziewoja kiwała rytmicznie stopą, równo z płynącą z kawiarnianego radia cichą muzyką. Akurat leciał jakiś powolny, elegancki kawałek w jednym z nieużywanych już języków - chyba francuskim, ale tego nie potrafiła stwierdzić. Bardziej interesowały ją rzeczy obecne, współczesne i użyteczne, a mowa, którą już nikt się na co dzień nie posługuje, na pewno do takich nie należała.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

 Myśl o powrocie pojawiła się dopiero po rocznych zmaganiach z urokami Desperacji. Pojawiła się nagle, pewnego popołudnia, gdy wpatrywał się w daleki zarys pozornie idealnej kopuły – dlaczego by nie spróbować jeszcze raz? Uciekł stamtąd w popłochu, niesiony strachem przed naukowcami i tym, do czego jeszcze mogli go wykorzystać, ale czas uleczył rany, stwardniał, zmienił się i, ku swojemu niezadowoleniu, wciąż tęsknił za życiem w mieście. Nie było idealne, ale spokojniejsze i bezpieczne, miało w sobie to, czego mu brakowało. W nowej rzeczywistości nie istniały dla niego dni lenistwa, nie było urlopów od ciągłej walki o przetrwanie.
 — Wróciłem do rodzinnego miasta — zaczął opowiastkę nijak odnoszącą się do rzeczywistości. Wyskakiwanie z prawdą przed twarzą potencjalnego SPECa nie mogło skończyć się przyjemnym akcentem spotkania. — Stan mojego ojca pogorszył się do tego stopnia, że siedzenie w tej wygodzie, podczas gdy on cierpiał wraz z rozwojem choroby nie dawała mi spokoju. Zasłużył na coś więcej niż puste miejsce przy szpitalnym łóżku – odkąd matka zmarła przy porodzie, a ja postanowiłem spełnić się w Japonii, nikt mu nie pozostał. — Przygaszona nuta faktycznie zabrzmiała w jego głosie, bo część z tego było szczerością i właśnie na niej się skupił, by wydobyć odpowiednie emocje. Chwycił między palce za wysokość oprawki i nasunął okulary wyżej na nos. Dawniej, to jest przed mutacją, bardzo rzadko sięgał po tego rodzaju przyrząd wspomagający wzrok, częściej korzystał z soczewek kontaktowych. Wygodniejsze to, praktyczniejsze… ale na piekielnym pustkowiu trudno dostać w dobrej jakości, nie mówiąc o prawidłowej higienie. O dziwo po przemieszaniu kodu genetycznego z kilkoma innymi jego wada uległa zredukowaniu i na dobrą sprawę wcale nie musiałby nosić okularów, ale jak sam uważał, podkreślały jego urok (i tak samo sądzi userka, więc nie ma innego wyjścia).
 — A co u Ciebie? Ile planów, które kiedyś mi zdradziłaś, udało Ci się zrealizować? — Rozciągnął wargi w typowym dla siebie, szelmowskim uśmiechu.
 Zmianie uległo coś więcej, niż tylko wygląd. Niedostępne na pierwszy rzut oka kryło się w gestach mężczyzny, jego postawie, może mimice twarzy albo aurze? Kiedyś zdecydowanie można było przylepić mu etykietkę nieporadnego człowieka, tego, który wolał się wycofać i kulił się pod spojrzeniem wyżej postawionych w hierarchii społecznej. Brakowało mu tej dawnej nieśmiałości.
 — Nadal interesujesz się mechaniką? — zagaił od niechcenia, przenosząc uwagę na zbliżającą się do ich stolika kelnerkę. — Deser w pucharkach z bezą, lodami, jeżynami i musem brzoskwiniowym — poprosił i podał kobiecie złożoną kartę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Och, rozumiem. - No i w sumie co więcej mogła powiedzieć. Sprytne zagranie ze strony Uszatka, bo kiedy wyciągnął poważną i emocjonalną tematykę, głupio byłoby o cokolwiek dopytywać. Nawet o opowieści z podróży do innego miasta trudno by go było męczyć, zdecydowanie nie miałaby serca jeszcze ciągnąć biedaka za język po tym, co przeżył w związku ze śmiercią matki i choroba ojca. Wyglądało więc na to, że jego desperackie wojaże pozostaną w nienaruszonym ukryciu. Z jednej strony dobrze, bo gdyby ruda miała świadomość tego, że jej kolega łamie prawo, stanęłaby przed bardzo poważnym dylematem moralnym. Niestety, przez to traciła wspaniałą możliwość usłyszenia co nieco na temat życia za murami, które było dla niej niedostępne i przez to - monstrualnie interesujące. Trzymała się miasta, bo tutaj była bezpieczna i nigdy nie rwała się do tego, by dać się wysłać na zewnątrz. Zresztą, wciąż była jeszcze za mało doświadczona, by ktokolwiek w ogóle pomyślał o wypuszczeniu jej z podkopułowej oazy spokoju. Może kiedyś, w dalekiej przyszłości, jednak tego nie wiedziała na pewno i nie zamierzała czynić żadnych planów. Lepiej było iść swobodnie za tym, co przyniesie los, nie robić sobie zbędnych nadziei, a przyjmować co dane. Obecnie i tak bardzo podobało jej się stanowisko, na które się dostała, po co więc starać się o zmianę?
- No... w sumie tak z grubsza to wszystkie. - Uśmiechnęła się skromnie, na chwilę ukrywając twarz za rozłożoną kartą dań. Po kilku sekundach opuściła menu na blat stolika, mimochodem postukując palcami o śliski papier. - Skończyłam studia, dostałam się do pracy w SPEC, od paru tygodni mam nawet własny warsztat. - Parsknęła krótkim śmiechem. Dobrze było mieć wreszcie własne cztery kąty do realizowania indywidualnych projektów, jednak kiszenie się z resztą nowych nabytków w jednym pomieszczeniu też miało swoje plusy. Rzucane co chwila żarciki bezbłędnie umilały czas pracy i nawet, kiedy złośliwość rzeczy martwych stawała się nie do zniesienia zawsze znalazł się ktoś, kto celnym dowcipem rozładowywał ciężką atmosferę.
- Deser kiwi - poinformowała uprzejmie kelnerkę, gdy ta spojrzała na rudą, oczekując zamówienia. - No więc w sumie siedzę w tym jeszcze bardziej, ale mi to odpowiada. Rok temu zrobiłam swojego pierwszego replikanta. - Wycelowała palcem wskazującym w Carla, przybierając bardzo zadowolona z siebie minę. - I jak do tej pory jeszcze nikt się na niego nie skarżył! Więc generalnie jest dobrze.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

 Przygotował się na to spotkanie i uprzedził większość z możliwych scenariuszy, jaka mogła odegrać się bez jego zgody. Zadbał o to, by uchronić prawdziwą naturę z dala od podejrzeń i ludzkiej ciekawości: gdyby tylko zachciała kontynuować niewygodny temat, począłby rozwodzić się nad kolejnymi wyssanymi z palca opowiastkami, które częściowo opierałby na swoim doświadczeniu, a częściowo na wyobraźni. Utrzymując jeden zamysł łatwiej było ujarzmić szczegóły i nie zaplątać się w zeznaniach, dlatego zamierzał trzymać się tej samej wersji w rozmowie z każdym mieszkańcem M-3. Może nie uważał się za kłamcę idealnego, ale coś o tym wiedział, skoro miał nosa do takich rzeczy.
 — Wszystkie? — powtórzył, a jego uśmiech odrobinę się poszerzył w ramach aprobaty. Kiedyś trudno byłoby mu zatuszować zazdrość na myśl, że kolejni znajomi depczą swoje ścieżki ku szczytowi, a on tylko spogląda na ich plecy i stoi w miejscu. Wiele się zmieniło przez ten czas.
 — Dostałam się do pracy w SPEC.
 Oblizał spierzchniętą, dolną wargę. Jak wszystkie, to wszystkie, a zatem jego podejrzenia stały się słuszne. Obawy nieproszonego gościa miasta powinny się zaostrzyć na świadomość obcowania z kimś, kto trzymał w szychu całą utopię, wystarczyło jedno słowo, jeden błąd i znów mógł wylądować w znajomym pomieszczeniu pozbawionym okien, okalanym oślepiającą bielą. Ale Carl nadal wyglądał na odprężonego. Nie przekonywała go myśl, że to „znajoma” i ze względu na ich dobrą relację zrobi wyjątek, nie informując władzy o obecności mutanta. Po prostu miał wszystko pod kontrolą.
 — Och. — Ciemne brwi powędrowały kilka milimetrów górę, a on poruszył się z zainteresowaniem na swoim krześle. — Replikant? To brzmi na zaawansowaną inżynierię. Właściwie… — zaczął, przeciągając, jakby zbierał myśli do kupy — spadłaś mi z nieba. Przygotowuję dość obszerną i szczegółową pracę na temat mechaniki i przydałoby mi się wiarygodne źródło. — Jeśli pamiętała, niegdyś Carl faktycznie szukał pracy w wydawnictwie, wszak to dziennikarstwo studiował jeszcze w M-2, ale nigdy nie udało mu się zadowolić rekruterów swoją osobowością. — Byłbym zaszczycony Twoją pomocą. — Dodał, składając oparte w łokciach o stół ręce pod podbródkiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z niewinną miną rozłożyła ręce na boki. Taka już jestem: zajebista, zdawała się mówić, nawet jeśli na głos nie padło ani jedno słowo. Fałszywa skromność była jedną z tych rzeczy, które nie były jej w życiu do niczego potrzebne. Osiągnęła sukces, przynajmniej ten mierzony swoją własną miarą. Dla niektórych praca jako szeregowy mechanik mogła być miernym osiągnięciem, jednak dla Coral była wystarczającą opcją. Tego chciała: móc się rozwijać, pracować w zawodzie, który ją interesuje i zarabiać tyle, żeby na nic jej nie brakowało. Wszystkie trzy cele otrzymały kolorową fajeczkę w pustej kratce, mogła więc ze spokojnym sumieniem być z siebie dumna. A skoro mogła, to po jaką cholerę się z tym ukrywać? To przecież nie tak, że nic jej to nie kosztowało. Wręcz przeciwnie, wyłożyła mnóstwo wysiłku fizycznego i intelektualnego, żeby być w tym miejscu, w którym była teraz. Po drodze pojawiało się wiele różnych emocji, od najbardziej negatywnych, przez które miała ochotę wyskoczyć z okna po tak radosne, że bez namysłu podpisała akt ślubu. A potem małżonek wyjechał do jednostki zewnętrznej i od tej pory widziała go może raz, gdzieś z daleka - także nawet nie miała pewności, czy to na pewno on. Przynajmniej gdyby ktokolwiek pytał, zdążyła w życiu spróbować naprawdę wielu rzeczy.
- Jasne! Chętnie pomogę. Nie mam co prawda jeszcze takiego doświadczenia, żeby robić za eksperta... - przyznała, spoglądając nieco w bok. Studia to studia, a praca to praca, a tej drugiej wciąż miała na liczniku jeszcze niewiele. - Ale w razie czego, wiem gdzie szukać pomocy! - No właśnie, bo nawet jeśli czegoś jeszcze nie wiedziała, zawsze można było poszukać w książkach, w internecie lub zapytać kogoś bardziej obeznanego. Przez pierwsze tygodnie pracy chyba pobiła rekord w ilości poczynionych konsultacji, jednak koledzy okazali się bardzo uprzejmi i z uśmiechem na twarzy rozwiewali jej wątpliwości. Koniec końców zaczęła sobie radzić na tyle dobrze, że mogła w miarę samodzielnie zabierać się za różne konstrukcje. Choć pewnie szłoby jej sprawniej, gdyby nie musiała co rusz przerywać, by tej czy innej pani z księgowości naprawiać komputer - szarpnęła kablem i wtyczka wypadła z portu - albo usuwać zakleszczenia papieru we wspólnej kserokopiarce po tym, jak Ernie, praktykant, próbował cichcem przekopiować pisemko dla dorosłych i spanikował, myśląc że ktoś go nakryje. Nie była pewna, co biedny facet w panicznym szale uczynił maszynie, ale naprawa usterki zajęła jej dobre pół godziny.
W SPEC było naprawdę bardzo wesoło.
- Masz jakąś konkretną tematykę tej pracy, czy tak ogólnie? - zagaiła. Pomóc zamierzała mu tak czy inaczej, jednak miło byłoby na wstępie bliżej zapoznać się z tematem. Sprawa pewnie i tak będzie wymagała od nich udania się w jakieś bardziej odpowiednie miejsce i zaprezentowania tego czy owego na rzeczywistych przykładach. Trudno rozprawiać o mechanice, jeśli w życiu widziało się tylko jeden rodzaj śrubki.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Perspektywa rozwoju w utopijnym mieście zakorzenionym na terenach Japonii zdawała się jego jedyną szansą na zaznanie prawdziwej pełni życia. Dziesięć lat temu porzucił wszystko, co trzymało go w M-2, byle tylko spróbować spełnić swoje marzenia i nazwać się szczęśliwym człowiekiem. Ale to szczęście nigdy nie nadeszło. Widział zmęczenie przyszywanej matki podczas długiej podróży, jej zaniepokojony masą dokumentacji wzrok, kiedy chcieli przekroczyć granicę (kto by się spodziewał, że Miasto 3 tak rygorystycznie podchodzi do imigrantów?), łudził się, że to tylko początkowa trudność, że szczyt znajduje się bliżej, niż przypuszczają, i tylko kilka kroków dzieli ich od spoczynku. Później uderzyła w niego szara rzeczywistość, fala ekscytacji obmyła go ze złudzeń, zaczął widzieć i to, co widział, wcale mu się nie podobało.  
 Skończył jako wyrzutek na pustyni, potraktowany niczym zepsuta zabawka.
 Obawiał się niechęci ze strony znajomej na wysuniętą propozycję, z reguły nie odnajdywał się na stołku pesymisty, ale zwykł rozważać każdą możliwość i na każdą przygotowywać zawczasu odpowiednie działanie. Czy Coral lubiła kwiaty? Może powinien przed spotkaniem wydać ostatnie oszczędności albo porwać jakąś kolorową roślinkę z czyjegoś ogródka? Tak czy siak jej entuzjazm go uspokoił, dlatego subtelny uśmiech nie opuszczał twarzy okularnika.
 Nie musiał bawić się w to zainteresowanie mechaniką, najprostszą drogą byłoby zlecenie kobiecie wykonania fałszywej przepustki, sęk w tym, że nie wyobrażał sobie pozytywnego rozpatrzenia prośby. Oczywiście mógł też zwyczajnie zasięgnąć szantażu, jakichś gróźb, tyle że to poskutkowałoby większym bałaganem, a jemu nie zależało na ukrywaniu się przed kamerami ani zastanawianiu, co począć z dodatkową kulą u nogi w postaci zastraszanej wojskowej. Uparcie trzymał się myśli, że oswojenie kolejnej dziedziny nauki otworzy przed nim wiele możliwości w przyszłości. Potrzebował tylko trochę cierpliwości i zaangażowania.
 — Ogólnie. Zależy mi na dokładnym opanowaniu podstaw inżynierii mechanicznej i elektronicznej, przy czym nie omieszkałbym się wchodzić głębiej – nie przerażają mnie szczegóły. Byłem pilnym uczniem w szkole, więc dołożę wszelkich starań, by pojąć Twój tok rozumowania — zapewnił, a potem wyprostował się, zanim kelnerka ułożyła oba talerze z ich zamówieniami na stole. — Nigdy nie jadłem kiwi — przyznał, spoglądając z zaciekawieniem na deser Coral, a potem skupił się na własnym. Od czasu do czasu może sobie pozwolić na takie luksusy, nieczęsto przekraczał mury.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zlecenie wykonania falsyfikatu miejskiej przepustki z pewnością było zbyt ryzykownym posunięciem, by w ogóle traktować je w kategorii opcji. Coral miała w sobie buntowniczą żyłkę, i to od małego, jednak ów bunt nigdy nie był ukierunkowany przeciwko systemowi władzy. Dodatkowym podkreśleniem tego faktu było to, że jeszcze podczas studiów wystarała się o praktyki w organizacji rządowej, by zaraz po zdobyciu dyplomu móc łatwiej dochrapać się tam posady z prawdziwego zdarzenia. To była dla niej najlepsza szansa rozwoju, a na tym w sumie zależało jej najbardziej. Otrzymała możliwość pracy z najlepszymi fachowcami, na najlepszych materiałach i z dostępem do najlepszych, najnowszych technologii. A czasem nawet do tych, które jeszcze nie zostały do końca sprawdzone. To wszystko było takie ekscytujące! Poziom satysfakcji osiągał mniej-więcej taki pułap, jak ten, który dostawał się bohaterom bajek Disneya na zakończenie. Tam wszyscy żyli długo i było im zielono szczęśliwie, a ruda miała swój warsztacik i mogła konstruować roboty. Dla niej właśnie tak wyglądała pełnia życia i w gruncie rzeczy niewiele więcej było jej potrzebne. Jeśli więc chodzi o pasję i zaangażowanie konsultanta, Carl ze swoją "pracą" nie mógłby trafić lepiej - oczywiście gdyby rzeczywiście coś pisał, ale jego dawna sąsiadka i tak nie miała zielonego pojęcia o tym, że zastosowano wobec niej niewinny podstęp. I tak zamierzała pomóc, i tak, za wyjątkiem sytuacji związanych z łamaniem prawa. Gdyby powiedziano jej, że ma zrobić krótki kurs podstaw składania rzeczy z metalu, też z chęcią podjęłaby się zadania.
- Uważaj uważaj, bo moja dziedzina teoretycznie rozciąga się od czołgów, przez te cudeńka, - tu machnęła ręką ze swoją przepustką, dumnie prezentując "bransoletkę", - aż po mikrochipy, więc jeśli za bardzo wejdę w szczegóły, to nie wyrobimy się z materiałem i w kilka lat. - Poza tym była z niej niezła gaduła, toteż ta groźba wcale nie była pozbawiona podstaw. W pewnych sytuacjach należało ją wręcz hamować, żeby nie schodziła za bardzo z tematu lub skróciła to, co właśnie opowiadała, wycinając zbędne szczegóły i wtrącenia. Kiedyś było gorzej, jako dziecko już w ogóle potrafiła być nie do zniesienia, ale dorastając nauczyła się hamować przynajmniej w niektórych sytuacjach.
- Nigdy? Rany, nie wiesz, co tracisz! Spróbuj sobie - zaproponowała, przysuwając mu bliżej swój pucharek. Jak można było nigdy nie poznać takiego dobrodziejstwa królestwa roślin? Kiwi miłością, kiwi życiem, wszystko o smaku i zapachu kiwi.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

 Każdego, nawet najbardziej opornego osobnika, dało się przekonać do przychylnej decyzji wobec wystosowanej prośby. Różnica polegała na tym, że jedni z łatwością ulegali manipulacji, a drudzy wymagali radykalniejszych środków działania. Miał okazję na własne oczy widzieć, jak pod właściwie zastosowanymi technikami pękają znani twardziele – czasami wystarczyło pogrozić rodzinie, innym razem nadepnąć na dumę albo dać prosty wybór pod tytułem „życie albo śmierć”. W jego przypadku zdecydowanie odpadała opcja z torturowaniem; zwyczajnie nie odczuwał bólu. Mógł zostać postrzelony, ktoś mógł wbić mu nóż w rękę albo kopnąć w brzuch – nie poczuje nic negatywnego. Nic nie przyćmiewa jego umysłu podczas walki, ale nie uważał tego wcale za korzyść. Analgezja stanowiła prawdziwe utrapienie, jeśli organizm nie informował go o jakimś problemie. A później ten rozrastał się do kolosalnych rozmiarów i było za późno, by coś ocalić. Nie cierpiał fizycznie, ale za jaką cenę?
 — I nie masz w planach zbudowania czołgu? — Podsunął tonem pełnym rozbawienia, czemu towarzyszyło wygięcie się jednej brwi ku górze. Na dobrą sprawę ze swoimi brwiami lubił robić różne rzeczy – często wykorzystywał je w swojej bogatej mimice. — Bo z chęcią Ci w tym pomogę! — Dodał w ramach kontynuacji żartu. Chociaż faktycznie byłby w stanie jej pomóc, przynajmniej jeśli ta pomoc ograniczałaby się do użyczania i kontroli elektryczności. Ale ten szczegół lepiej przemilczeć. — Całe szczęście mam okazję to nadrobić. — Zauważył, a zaraz zatopił sztuciec w zielonej strukturze owocu, kradnąc jej niewielki fragment, który następnie skosztował. — Mhm, faktycznie! Z jakiego kraju pochodzi? Bo chyba nie z Japonii?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zdobycie przysługi szantażem to jedno, bo to zazwyczaj łatwo zrobić. W przypadku Coral wystarczyłoby dorwać jej rodziców, nawet przypadkową osobę i zagrozić jej życiu, a pewnie koniec końców gdyby musiała, poszłaby na współpracę. Trudniej byłoby później uniknąć konsekwencji, bo ruda uparciucha na pewno nie zgodziłaby się milczeć o dokonanej zbrodni, a za wszelką cenę szukałaby sposobu, żeby takiego manipulanta przydybać i zapuszkować. Stąd też warto by się zastanowić, czy taki manewr jest godny swojej ceny i czy jest sens ryzykować aż tak wiele, mając niewielką szansę powodzenia. O wiele łatwiej było odwołać się życzliwej strony charakteru Coral i nieco zamaskować cel, a przy okazji tego czy owego się nauczyć. Była to opcja skuteczniejsza i bezpieczniejsza, a przy okazji nie naruszała dobrych relacji z rudą panią inżynier - a te mogły się jeszcze nie raz przydać w potrzebie. Nawet po zaserwowaniu sobie podstawowego kursu z mechaniki trzeba się było liczyć z tym, że ta dziedzina wymaga ciągłego doszkalania i szlifowania umiejętności, jako że świat wciąż idzie do przodu, a już na technologie kładzie się szczególny nacisk. W świecie, gdzie prawie wszystko czyha na dobro ludzkości, trzeba się bronić przed zagładą wszystkimi dostępnymi środkami. Po to mury, po co kopuła i sztuczna pogoda, po to laboratoria i badania nad wirusem, całe sztaby największych mózgów Miasta pracujące nad nowymi rozwiązaniami technologicznymi i medycznymi. Wszystko po to, by jeszcze na chwilę odwlec koniec świata, by żyć przez kolejne lata, by nie odejść w ciszy przesyconej milionami wrzasków.
- Na razie nie, ale może kiedyś... póki co bardziej skupiam się na androidach i maszynach wojskowych, a nie transporcie. Nie da się znać na wszystkim - stwierdziła. Budowanie czołgu brzmiało fajnie, ale wymagałoby kolejnych kwalifikacji, kursów, a przede wszystkim: praktyki, praktyki, praktyki. Może kiedyś, gdy znudzi jej się konstruowanie replikantów i naprawianie pancerzy bojowych, zwróci się rzeczywiście do innego działu i spróbuje czegoś nowego. Jak na razie było jej bardzo wygodnie we własnej dziedzinie.
- Ten tutaj chyba jednak z Japonii, bo raczej go nie importowali - zaśmiała się. - Ale oryginalnie kiwi są chyba z Chin. Chociaż głowy nie dam, ale kojarzę, że gdzieś z Azji. - Poza tym, te wszystkie państwa istniały tak dawno temu... obecnie zamiast Chin mieli M-4, tylko z sentymentu zwane jeszcze dawnym mianem, tak samo na M-3 wciąż wołano "Japonia", nawet jeśli zajmowało obszar bardzo niewielki w porównaniu do tego, czym Japonia była kiedyś. Świat się zmienił, pomyślała na wpół świadomie, przysuwając z powrotem swój deser po stole i zatapiając w nim łyżeczkę. Ale przynajmniej słodycze pozostały tak samo dobre!
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

 — Nie przeraża Cię sztuczna inteligencja? — Uśmiech Carla odrobinę przygasł, ale wciąż malował się na ustach. Poprawił ułożenie dłoni złączonych pod brodą. — Już dawno wykroczyła poza wszelkie oczekiwania. Wystarczy się rozejrzeć. Chwilami odnoszę wrażenie, że ludzie stają się tu drugorzędną rasą — powiedział, błądząc ślepiami po jej twarzy w poszukiwaniu każdego objawu reakcji. — Czy dzieło stwórcy może być mądrzejsze od niego samego? — podsunął w filozoficznym namyśle, chociaż chyba znał odpowiedź na to pytanie. Wystarczyło zapewnić odpowiednie narzędzia do rozwoju, pokombinować w programie, by nauczył się samodzielnie zbierać, przetwarzać informacje i na ich podstawie wyciągać wnioski. W pewien sposób mechanizm tego fascynował Carla, dawniej mechanika była jednym z zawodów, na które rozważał się zdecydować, ale wyszło jak wyszło i nogi poniosły go w zupełnie inną stronę. Nic straconego, miał wciąż możliwości do spełnienia dawnych marzeń.
 Posiłki serwowane na Desperacji albo przypominały smakiem jedzenie w Log Horizon przygotowane przez laika (czyli nijak) albo w ogóle nie istniało. Prawdziwą ucztę dla podniebienia zapewniały jedynie sklepy w obrębie murów, gdzie codziennie dostarczano świeżą porcję warzyw i owoców. Kwestia przyzwyczajenia i adaptacji do warunków, ale teraz, kiedy miał okazję ukoić spragnione soczystości podniebienie, nie zamierzał sobie odmawiać chociaż jednego deseru. Gdyby tylko dysponował większą ilością pieniędzy (jaka szkoda, że handel wymienny tu nie zobowiązywał), skusiłby się na spróbowanie każdej pozycji z menu. Tymczasem po prostu delektował się bez pośpiechu zamówionymi lodami.
 — Od czego zaczniemy wykłady? — Zaciekawił się i oblizał łyżeczkę z musu brzoskwiniowego. — Jeśli potrzebujesz czasu na przygotowanie, możemy spotkać się za kilka dni. — Zaproponował. Co prawda nie chciałby pozostawać w mieście zbyt długo, ale póki miał zapewniony nocleg, nic nie ciągnęło go z powrotem na Desperację.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach