Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Miejsce: Strzelnica
Czas: Podczas służby w SPEC
Nauczyciel: Letycja


Rem nie wiedział, czego może się spodziewać, wchodząc na tę cholerną strzelnicę. Niby znał podstawy, ale co z tego? To tylko podstawy. Geniuszem broni palnej to to on nie był, a bardzo chciał nim zostać. Wrodzony perfekcjonizm nakazywał mu bowiem stać się najlepszym we wszystkim, czego dotknął. Umówił się więc z jedną z osób, która mimo swojej krótkiej służby, wiedziała co i jak, a prawda jest taka, że i medykowi w końcu się przydadzą te zaawansowane techniki strzelania z broni. Wszystko zawsze może się przydać na tym świecie.

Nieco przerażało go to wszystko, a najbardziej przerażającą była ta dziwna niewiedza na temat w którym będzie się teraz poruszać. No bo jak to tak? On, który radził sobie ze wszystkim z łatwością miałby tak nagle nic nie wiedzieć? Wiecie, jak on się czuł? No, bo ja wiem. Mam tak samo, jak on. Ale ja przecież wiem wszystko. Nawet to, że na początku nie będzie mu się udawać nic, a nic. Bo taka jest natura człowieka. Uczy się na błędach i porażkach, więc i na niego przyszła pora, aby w końcu, po tylu latach się pomylić.

- Dzień dobry - przywitał się z człowiekiem odpowiedzialnym za wydawanie broni - Yyyy. No więc, Arthur Rembrandt Minamino, zostałem przysłany na zaawansowane treningi strzeleckie, żeby mogli przypisać mnie do oddziału strzelców wyborowych i… No nawet nie wiem z czego mam strzelać, Pan pewnie dostał jakiś papier albo coś, prawda? Jak nie to ja pójdę. Nie ma problemu, naprawdę - uśmiechnął się w stresie, rozglądając się wszędzie, byleby nie spojrzeć się na mężczyznę. Arthur niestety nigdy nie był obeznany z bronią, a przynajmniej tak mu się wydawało. Wolał skalpel i wszystkie przyrządy, które ratują ludzi, a nie zmuszają innych do ich ratunku. Gardził bronią, uważając ją jako kolejny powód śmierci i zniszczenia wokół. Nie mylił się, prawda? W końcu to ludzie ludziom zgotowali ten los mimo wszystko. Ale nie jemu oceniać. On jest tylko zwykłym żołnierzem. Worem mięcha, który idzie ślepo za rozkazami. Tak jak i my wszyscy. Wszyscy idziemy za pewnymi rozkazami.

- Proszę bardzo, tylko proszę uważać, Panie Aniołku - odpowiedział mężczyzna, zwracając się do niego pseudonimem. A skąd ten pseudonim zapytacie? Proste, jak ugotowanie rosołu bym powiedział. Gdy ludzie pod pełnym ostrzałem chowali się przed nim, on potrafił wbiec w sam środek bitwy, byleby kogoś nie dość, że wyciągnąć spod linii ostrzałów, tak do tego potrafił go po wszystkim połatać. Ludziom kojarzył się z walkiriami, które nieco przypominały anioły, a do tego chłop panował nad ich życiem, będąc jakby Aniołem zarówno życia, jak i śmierci. Bo gdy nie było szans, potrafił ich uspokoić, nucąc jakąś melodię pod nosem, głaszcząc przy tym.

Gdy w końcu dostał w swoje łapy karabin ćwiczebny i amunicję, skinął głową w podziękowaniu i uśmiechnął się nieco szerzej w ekscytacji. Wiedział, że dzisiaj i przez kolejne miesiące czeka go niezły wycisk od Pani Argus. Ale był na to gotowy, bo wiedział, że będzie tego warte. To wszystko kiedyś mu się przyda. Teraz trzeba tylko wyczekać przybycie spóźnialskiej znajomej. Tylko czemu jej jeszcze tu nie ma?
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Taktyka. Strzała. Rolowanie. Przemieszczenie. Nie. Przegrupowanie. Marsz. Odwrót. Broń. Magazyn. Nie. Powrót. Sprzęt. Pobrać?
Do przodu, do przodu, do przodu. Cholera, kawa! Kawa. Berenika? Nie, w budynku. Radź sobie sama! Szybko, szybko, szybko - tak można opisać dzisiejszy dzień Letycji. Otoczenie napędzało ją do działania, a jej wewnętrzny pracoholik zdecydowanie utrudniał urządzenie sobie chwili przerwy między zadaniami. Pędziła to na zajęcia poligonowe, to przekazując informacje, to zabierając swego wiernego psa na szkolenie. Wszystko doprowadziło do sytuacji, w której tak się zakręciła, że omal zapomniała o czworonożny, towarzyszu. Przypomniała sobie o nim w momencie jego dzikiego, entuzjastycznego skoku na właścicielkę, którą w końcu była, trzymającą plastikowy kubek po brzegi wypełniony cieplutką, gorzką kawą. Wylana! Serduszko niemiłosiernie zabolało, choć cieszyła się, że nie została oblana. Ani ta kupa futra, wystawiająca radośnie jęzor. Złościć się na Leviatana? W życiu. Nie dało się, nawet pomimo ciężkiej tresury, wciąż był jej oczkiem w głowie. A teraz nadszedł czas na zajęcie się człowiekiem, dzięki któremu wciąż był przy niej. Cały, zdrowy, w jednym kawałku. Pan Minamino... Przygotowując sobie drugą oraz jeszcze jedną, dodatkową kawę z automatu, spojrzała kątem oka na zegarek. Cholera! Spóźniona!

   Pędząca na spotkanie, rzecz jasna z dobrze zabezpieczonym kubeczkiem, nie miała czasu na odprowadzenie psa do wydzielonej strefy. Czas naglił, nie chciała by jej "prywatny" uczeń musiał nadwyrężać swą cierpliwość i, miejmy nadzieje, dobry humor. Niczym błyskawica przemknęła wśród spokojnie przechodzących żołnierzy, wpadając wprost przed poprzedniego rozmówcę Arthura. Krótko wyjaśniła mu zaistniałe okoliczności, w końcu z zwierzakami rzadko kiedy przeprowadzali strzelania, co mimo wszystko było ważną kwestią. Pies musiał przyzwyczaić się do hałasu towarzyszącemu wystrzałowi, obecności broni, chaosu, krótko mówiąc całej tej wojsko-wojennej otoczki. Pod pretekstem, a zarazem logicznym wytłumaczeniem, została wpuszczona. Pobrała swój ukochany karabin z świadomością, że nie tak szybko pozwoli mężczyźnie na swobodne użycie ostrej amunicji. Wpierw przypomnienie, sprawdzenie podstawowej wiedzy. Nie mogła pozwolić, by stało mu się cokolwiek podczas szkolenia. Odpowiedzialność spływała na barki Argus i była tego w pełni świadoma, a poza tym...za bardzo ceniła tego medyka, by dopuścić do sytuacji zagrożenia jego zdrowia bądź życia. Co się dziwić, w końcu uratował jej psinę.

  Zauważając go z oddali, znacznie zwolniła na ten widok, spokojnie biorąc sporego łyka napoju bogów. Jednakże pewien osobnik uznał za stosowne przywitanie się z swym wybawcą. Mocne pociągnięcie napiętej smyczy wytrąciło kobietę z równowagi, całym szczęściem nie doprowadzając do randki z ziemią. Desperacko ścisnęła mocniej kubeczki w obawie o utratę drogocennego płynu, jednocześnie przywołując psa do porządku. Ten wydawał się niewzruszony na komendy, wpatrzony w jeden punkt przed sobą. Ahh, cholera! Chcą czy nie chcąc przyśpieszyła, na moment dając owczarkowi więcej luzu na smyczy. Wielka, puchata kulka radości w własnej "kamzie" biegła wprost na Arthura, niesamowicie szczerząc się i pomerdując ogonem. Byli sami na strzelnicy, jak idealnie.

- Wybaczy Pan, to pierwsza taka sytuacja. Nie wiem co w niego wstąpiło. - Sama Letycja nie mogła uwierzyć na ten widok. Pokręciła głową z nieskrywanym zaskoczeniem, po części wręcz teatralnym podkreślonym rozbawionym tonem głosu. Gdzie Twoja profesjonalność, Letycjo? Powinnaś zachować niewzruszoną minę, wyglądać na nieustraszoną, zimną sukę, a tymczasem uśmiechałaś się delikatnie, odkładając własną broń na tablice punktu szkoleniowego. Ah, no tak. Chodzi o tego człowieka, prawda? I psa. Tak, zdecydowanie to to. No i może fakt, że wtedy jeszcze nie miała takiego nastawienia. Była tym małym, otwartym żołnierzykiem, który stopniowo był naprowadzany przez znajome twarze na drogę bycia wzorowym żołnierzem pod względem wizerunkowym. Pozwalała sobie na bliższe kontakty z niektórymi współpracownikami, a potem...potem miało się to ukrócić poprzez jej chłodny dystans i staranność w doborze towarzystwa. Przypuszczała, że nawet wtedy poczułaby impuls, każący pozwolić zbliżyć się do Rembrandta. Utkwiła spojrzenie w tej dwójce, ściągając do siebie smycz, by uchronić znajomego przed ubrudzeniem munduru.
- Leviatan, cholero, uspokój się. Siad, grzeczna psina. Wiem, że się cieszysz, ale trochę wychowania nie zaszkodzi, co? - Uniosła brew, by następnie oddać honory Arthurowi, momentalnie przybierając poważniejszej postawy. - Miałam trochę spraw na głowie, aczkolwiek jestem już do dyspozycji. Mam nadzieję, że dodatkowe towarzystwo nie stanowi problemu. W każdym razie...widzę przygotowanie. Cieszy mnie tak szczera chęć poduczenia się tego i owego. Medyk powinien potrafić dobrze się obronić sam, to dobra decyzja. Ucieczka nie zawsze wchodzi w grę...A więc, pierwsze pytanie za sto punktów. Jak radzisz sobie z bronią? Krótka, długa? Zanim przejdziemy do praktyki, zaczniemy od sprawdzenia podstaw i przypomnienia. - Rozpoczęła przechodząc do sedna sprawy. - Ah, na zachętę jeszcze dodam, że postępy będą nagradzane. - Upiła łyka kawy, jakby demonstrując rodzaj nagrody, by potem odłożyć go na bok, obok drugiego kubeczka. Rozejrzała się raz jeszcze, wskakując na drewniany stolik pod wiatą. Nie zaprzestając mówić, poklepała obok siebie miejsce.
- Dzisiaj pozwolimy sobie na nieco luzu, ale następne dni nie będą już takie przyjemne. Broń palna to nie zabawka. B.L.O.S. Mówi Ci to coś? Broń. Lufa. Otoczenie. Spust. Broń - zawsze traktujemy ją jako załadowaną. Każdą. Dlatego stawia się taki nacisk na uznawanie atrap treningowych jako prawdziwa, zdolna do wyrządzenia krzywdy broń. To znaczy tyle, że nie celujesz nią w kogokolwiek, nie pchasz paluchów, nie wkładasz nic do lufy, a broń boże - nie wymachiwaj nią podczas rozmowy. Co więcej, przy każdym wzięciu jej do ręki, upewniamy się o jej rozładowaniu. Magazynek odłączony, lufa skierowana w bezpieczne miejsce, najlepiej podłoże. Następnie odciągasz suwadło zerkając czy w komorze nabojowej nie pozostał zagubiony nabój.  Lufa - zawsze zwracaj uwagę gdzie jest skierowana. Nieważne czy trzymasz ją w rękach, czy leży sobie na stoliku. Przesądny zawsze ubezpieczony. Dalej, spust. Trzymanie palca na spuście, kiedy nie chcemy oddać strzału, jest okropnym grzechem. Wystarczy chwila nieuwagi, choćby potknięcie się i tragedia murowana. Otoczenie - co tu dużo mówić. Kluczowa jest Twoja świadomość, co dzieje się wokół. Skupiasz się na środowisku, a jednocześnie na celu. Nigdy nie wiadomo, kiedy kolega wyskoczy Ci przed lufę. Jeśli masz jakieś pytania co do kwestii zachowania bezpieczeństwa z bronią, mów śmiało. Nie gryzę. To również moment, byś powiedział, na czym w szczególności Ci zależy. Do czego chcesz dojść? Broń długa? Wyłącznie krótka? Udoskonalenie całokształtu? Stres odłóż na bok, poćwiczymy wpierw na sucho postawy strzeleckie, rozkładanie i składanie broni, strzelanie statyczne, w ruchu, celowanie samo w sobie, pouczymy się również sporo czystej teorii. Od Twoich postępów zależy jak daleko zajdziemy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy Lewiatan do niego doskoczył, ten poczuł niesamowitą radość. Jego psince nic się nie stało i nadal trzyma się na nogach! Ta informacja naprawdę była mu w tej chwili potrzebna. Ponoć psy takie, jak Lewiatan właśnie po odbytej już służbie, stają się psami terapeutycznymi, a te naprawdę potrafią czynić cuda z ludzką psychiką i zdrowiem. W końcu zwierzęta są najszczersze we wszystkim, co robią i nie zawsze mają w tym cel, co jest w nich naprawdę piękne.

Letycja jak zwykle wyrwała z tym swoim sztywnym stylem mowy, jak i bycia. Arthura nieco to rozbawiło. Nawet w takich sytuacjach starała się trzymać fason. Czy to dlatego, że był tak bardzo oddalony od niej rangą? Czy może dlatego, że Letycja po prostu taka była? Przywiązana do wojskowych tradycji i zachowania całej etykiety nawet w prywatnych sytuacjach.

- Rozluźnij się, Letycja. Tutaj jestem prywatnie, nie musisz się tak zachowywać - uśmiechnął się do niej szeroko. Nie chciał, aby dziewczyna stresowała się przy nim - A co do broni, wydaje mi się, że znam się co nieco, strzelić każdy głupek potrafi… Tylko wiesz. Przeładowanie jej zajmuje mi lata, a jak się zatnie to już w ogóle nie wiem co mam robić. Poruszam się z nią jak drewno… No i ogólnie mam braki, które koniecznie trzeba poprawić. Nie chcę, żeby doszło do sytuacji, gdzie będę musiał kogoś chronić, a nie będę wiedział, co zrobić. To tyle i aż tyle - mówiąc to widać było w nim zakłopotanie i jakiś dziwny niepokój, który mówił mu coraz głośniej, że z pewnością dojdzie do sytuacji, którą opisywał.

Uważnie słuchał to, co mówiła mu jego towarzyszka. Doskonale o tym wiedział. W zasadzie to wiedział wszystko, bo przechodził te podstawowe treningi, szkolenia i inne pierdoły, które właśnie o tym wspominały. Broń to broń i trzeba na nią uważać. Bezpieczeństwo przede wszystkim.

- Wiesz, jestem medykiem, więc najlepiej jakbym nauczył się wszystkiego o broni krótkiej jako pierwsze, a gdy będzie na to czas, chciałbym nauczyć się strzelać z karabinów wyborowych. Jestem dosyć ważny, więc pracowanie w oddziałach, które trzymają się z dala od centrum walki też może się kiedyś przydać - wytłumaczył, kiwając przy tym głową. Uwielbiał spędzać czas na nauce i czuł w kościach, że z Letycją nauka pójdzie mu wyjątkowo szybko, więc cieszył się każdą sekundą rozmowy.

- To co? Postrzelamy dzisiaj?! - zapytał się, nie mogąc już wyczekać tej chwili, gdy odpali swój karabin treningowy w jakiś cel. Bardzo chciał przekonać się na własnej skórze na jakim poziomie stoi, choć pewny był, że ten poziom jest tak nisko, jak dno dawnego oceanu w porównaniu do Letycji to nadal miał nadzieję, że uda mu się coś ustrzelić.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Ciężko było oderwać wzrok od tej dwójki. Nawet nie ze względów czystego bezpieczeństwa, o które musiała dbać, by nikomu nic się nie stało podczas szkolenia. Zwyczajnie...Jakby to ująć, w pewien sposób serduszko szeregowej robiło się cieplutkie, wręcz rozpływało się na ten iście rozczulający widok. Każdy kto choć trochę znał bądź kojarzył pannę Argus wiedział, że była cholernie przywiązana do swego pupila i życie by za niego oddała. Całe szczęście nie musiała - dzięki Rembrandtowi.

Jakże trafna uwaga wywołała na jej twarzy uśmiech. Delikatny, w pewnym sensie nieśmiały, jakby nie była pewna czy powinna. Oh, no dobra, niech będzie. Tutaj mogła na dłuższy czas zrzucić z siebie ciężar wojskowego profesjonalizmu. Przyzwyczajenie? Rodzinna tradycja? Szacunek do starszego stopniem i ogólne zafiksowane wojskiem? Wszystko było jak najbardziej prawidłowe i gdyby chciało się wskazać na jedną, konkretną przyczynę, nie dałoby się. Ona już po prostu taka była, starając się jak najwierniej oddać obraz idealnego żołnierza-mięso armatnie, wykonujące rozkazy bez słowa sprzeciwu, jednocześnie potrafiące myśleć i działać samodzielnie. Ten, który zawsze zachowywał się regulaminowo. Czasem aż za bardzo. O, tak jak teraz.
- Niech będzie. Postaram się. Więc... - Wysłuchując co ma do powiedzenia, jednocześnie ustawiała w głowie plan działania. Przypomnieć teoretykę, praktykę, przeprowadzić normy szkoleniowe, wyuczyć obchodzenia się z zacięciami, broń krótka, długa, przyzwyczajenie do broni i obycia się z nią w różnych warunkach...Potakując głową wydawała się na chwilę nieobecna, siorbając letnią kawusię z kubeczka. Z czystym spokojem odłożyła go na bok, wyszczerzyła się przy tym przyjaźnie - tak, jak najczęściej widziano ją poza służbą - chcąc dodać otuchy. Przy okazji starała się odłożyć na bok wojskowe maniery.

- Wszystko przećwiczymy. Człowiek nigdy nie będzie na to przygotowany w pełni, ale dasz sobie radę. Wiedząc co robić, będziesz czuł się o niebo lepiej. I przede wszystkim nie będzie zdany na łaskę i niełaskę oddziału. - Nie chciała mówić o przeważeniu życia od jednego strzału. Do jej zadań nie należało nastraszenie mężczyzny tak, by potem stale obawiał się pozostania sam na sam z nieprzyjacielem i bronią, którą nie będzie potrafił się posługiwać. Chciała pomóc. A do tego musiała pokazać, że strzelanie nie jest takie złe, wystarczy trochę poświęcenia, by wszystko przyswoić.

- W porządku. Zrobimy jak uważasz. Wybrałeś sobie złego nauczyciela co do bycia strzelcem wyborowym, ale poradzimy sobie, co nie? W ewentualności załatwię kogoś na moje miejsce, jeśli uznasz, że nie jestem wystarczająca. Tylko pamiętaj, każdy ma jakieś zadanie. Nie musisz być we wszystkim najlepszy. Nikt Cię za to nie zje. - Rzuciła krótkie spojrzenie na psa, grzecznie siedzącego między jej nogami. Odpięła smycz, odłożyła na bok, gestem dłoni zapraszając za sobą ucznia. Kroki skierowała ku pierwszemu stanowisku. W pełni skupiona na swym nauczycielskim zadaniu, nie zawracała łepetynki innymi sprawami.

- Proszę bardzo. Zaprezentuj co potrafisz. W magazynku znajduje się amunicja ostra. Masz trzy strzały. Pozycja stojąca, klęcząca, leżąca bez podparcia. - Ten entuzjazm wzbudzał w niej ciepłe odczucia. Ot, takie miłe zaskoczenie. Rzadko kiedy miała okazję szkolić kogoś tak chętnego i pozytywnie nastawionego, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Dłoń z magazynkiem powędrowała do Rembrandta. Wiedziała, że w jego znajduje się ćwiczebna, którą z całą pewnością wykorzystają. Właściwie miała spor planów na ich szkolenie, ale wpierw musiała zobaczyć na jakim są poziomie.
- Zaczniemy od czegoś prostego. Skorygujemy podstawy. Przyjmujesz postawę, przeładowujesz broń, składasz się do strzału, celujesz - strzał. Nie patrz się na mnie, nie oglądaj się, skup się na zadaniu. Czas i celność. Na "ćwicz" zaczynasz. - Zanim odsunęła się, podała znajomemu półaktywne zatyczki do uszu. Ochrona słuchu to ważna rzecz! Sama wyposażyła się w nie w tej samej chwili. Wskazała na figurę bojową, która miała służyć za cel Arthura, odsuwając się przy tym na jego lewą stronę tak, by móc obserwować każdy ruch. Wyciągnęła stoper, chwyciła psa za kamizelkę upewniając się, że będzie spokojny.

- Gotowy? Normę - ĆWICZ. - Głos Letycji rozniósł się donośnie po pustej strzelnicy, a sam strzelający mógł poczuć nagłą presję czasu. Oh, no tak. W końcu to na czas...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nauczyciel, nauczycielem, ale trzeba pamiętać, że Rem ma naturalny talent do wszystkiego, czego się dotyka, a Letucha coś tam już przecież potrafiła. Wystarczy doradzić mu jeśli chodzi o jego postawę, trzymanie broni i tak dalej. Reszta to cytując klasyka “practice, practice, practice”. Trzeba ćwiczyć, żeby stać się w czymś mistrzem. Kiedy pozna już ważniejsze rzeczy, trzeba będzie mu dać pełną swobodę, aby mógł rozwinąć się jak najlepiej będzie potrafił.

- Ale można tak? - zapytał w reakcji na to, że będzie strzelać z ostrej amunicji. W końcu nigdy nie był na tej strzelnicy dłużej niż musiał. To pierwszy taki dzień, gdzie faktycznie przyszedł tu w innym celu niż obowiązkowe szkolenie. Ale wiedział, że tym razem czegoś się z tego nauczy! Że tym razem będzie dążyć do celu za wszelką cenę tak, jak robił to zawsze. Bo jeśli już podjął się zrobienia czegoś to dawał z siebie 110 procent. Bo tak było trzeba. Był perfekcjonistą, więc nie dopuszczał do siebie myśli, że coś może mu się nie udać, bo gdy dochodziło już do jakiejś porażki, to w sobie widział problem i próbował go naprawić, zatracając się przy tym w karuzeli problemów.

Gdy tylko dostał magazynek z trzema pociskami, przygotował się. Włożył magazynek do broni, zaciągając przy tym pierwszy pocisk do komory karabinu. Gdy tylko usłyszał sygnał od dziewczyny, wystrzelił pierwszy pocisk, potem przykucnął i wystrzelił drugi, następnie w bardzo płynnym ruchu przeszedł do pozycji leżącej i wystrzelił w kierunku kukły. Za każdym razem celował w głowę. Ciekaw był, czy udało mu się trafić.

Podnosząc się, zauważył, że wszystko poszło prawie w cel! Jeden pocisk trafił w szyję, a drugi prosto w płuco. Jednak jeden z nich trafił idealnie w głowę. Ten z pozycji leżącej o dziwo. Ten wystrzelony bardzo szybko po przybraniu pozycji.

- Kurwa! Nie najgorzej, co? Co nie, Lewiatan? - nagle na jego twarzy wymalowała się wielka radość, jakby ustrzelił nie wiem co… Wirusa X! Jakby zniszczył wszystko co złe w tym świecie. Miał tylko nadzieję, że w jego pozycji wszystko było w porządku… Ale na pewno nie było wszystko w porządku w pozycji pierwszej i drugiej, inaczej trafiłby w cel.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Skinęła głową w ramach odpowiedzi. W końcu potrzebowali jego faktyczne wyniki. Miał się w stu procentach skupić na zadaniu, na tym, że to prawdziwa, ostra amunicja - taka sama, którą będzie posługiwał się na polu walki, choć nie do końca. Tutaj stosowali zwykłe naboje, w nowszych egzemplarzach na ogół używa się laserów, ale to szczegół. Broń działa na tej samej zasadzie, a samo użycie ostrej amunicji nie było zakazane.

Leviatan nieznacznie drgnął przy pierwszym wystrzale, w jednym momencie stając się gotowym do działania. Brak celu, brak potencjalnego zagrożenia, brak kostki do użarcia. Najwyraźniej zrozumiał specyfikę dzisiejszego szkolenia, bacznie przyglądając się poczynaniom przyjaciela. Tak, jak jego właścicielka, mierząca czas. Nie gapiła się na stoper, wyłapywała wszelkie błędy w postawach, w samym celowaniu. Ciężkie zadanie stawiając na miejscu szybkość i celność jednocześnie, ale o to właśnie chodzi. Od tego zależy kto pierwszy pociągnie za spust i kto pierwszy padnie martwy.

Cyk. Czas zmierzony, zapisany dla informacji Let, by porównać na koniec szkolenia. Chwilę milczała z kamienną twarzą. Oj ta, skupienie mocno wdarło się w umysł, powodując, że początkowo nie zrozumiała jego radości. Dopiero puszczając psa, kiedy kierowała swe kroki do figury, parsknęła głośno śmiechem. No jak tu się powstrzymać przy tak wesołym, pozytywnym człowieku? Sam Leviatan podzielał entuzjazm Arthura, poszczekując raz za razem, jednocześnie energicznie merdając ogonem. Ocenienie rezultatów strzelania zajęło jej chwilę. Cmoknęła głośno ustami, opierając dłonie na biodrach.
- No, muszę przyznać, poszło zajebiście jak na pierwszy raz. Spodziewałam się gorszych rezultatów. Zakładając, że nasz żołnierzyk byłby bez kompanów, każdy strzał śmiertelny. Odma prężna i te sprawy. Powinieneś lepiej się na tym znać. - Wróciła niemal przeskakując dzielący ich dystans. Klasnęła w dłonie, obdarzając mężczyznę uśmiechem.

- To teraz do czego dążyłam. Postawa strzelecka jest najmniej statyczna. Celność mniejsza, a co za tym idzie, przy błędach jest to bardziej widoczne. W Twoim przypadku to nie postawa zawiniła, a sam moment ściągnięcia spustu. Wiesz o co mi chodzi? Po pierwsze, oddech. - Żywo gestykulowała, biorąc w dłoń własny karabin, by zademonstrować o co jej chodzi. - Obserwuj ruchy karabinu. Linia celowania przy wydechu powinna się podwyższać, przy wdechu obniżać. Jeśli jest inaczej - błędy w postawie. I co w związku z tym? To, że jeśli w złym momencie zadecydujesz wystrzelić, pocisk może pójść w inne miejsce niż sobie życzysz. Kontroluj oddech. Przy wystrzale wstrzymaj go. Do tego potrzeba sporo wprawy, by w tym czasie jednocześnie dobrze zgrać muszkę i szczerbinkę. Przećwiczymy to, spokojnie. Spróbuj na sucho. - Zachęciła go, nie odrywając oczu. Wierzyła, że szybko załapie o co chodzi i nawet nie będzie musiała wskazywać nieprawidłowości, sam je zauważy bez jej pomocy.

- Przedłużanie na siłę wstrzymania oddechu niewiele pomoże, wręcz przeciwnie. Jeśli się zawahasz, po prostu pomiń, odczekaj i spróbuj jeszcze raz. Pośpiech to Twój wróg. - Spokojnie dodała, oglądając próby, zresztą z pewnością udane. Wystarczyło parę prób. Jedna, za drugą, spokojnie. Mieli czas. Dużo czasu. To nie pole bitwy. - Kolejna sprawa, czyli to, co poszło Ci gorzej i rzucało się w oczy. Klęcząca poszła Ci najgorzej. Nie tylko ze względu na ten pośpiech. Spójrz. - Przybrała postawę, klękając na prawą nogę, a drugą wysuwając do przodu.
- Łokieć. To był błąd, przekładający się na wyniki. Zasada „miękkim do twardego, nigdy kość do kości”. Pamiętaj. Bez tego tracisz stabilizacje, odrzut jest większy niż powinien i może Cię nawet przewrócić. Ostatecznie, było dobrze. No, jestem dumna. - Podniosła się, by skorygować jego postawę, o ile zechciał powtórzyć za nią.
- Możesz na spokojnie przećwiczyć teraz przechodzenie z każdej pozycji. Weź swój magazynek, przejdziemy na kolejne stanowisko. Czujesz się na tyle pewnie, by spróbować pobawić się w ruchu? W najbliższych dniach przejdziemy przez zacięcia oraz symulacje. Poczujesz się jak na polu bitwy. W każdych warunkach. Jeśli będą jakieś problemy z bronią, mów. Nie próbuj sam usuwać zacięć. Ponoszę za Ciebie odpowiedzialność i byłaby szkoda, gdybym to ja musiała łatać Ciebie, ten jeden jedyny raz. - Uśmiechnęła się, gwizdając na Leviatana. Ten błyskawicznie podbiegł, idąc grzecznie tuż przy nodze Let. W tym czasie tłumaczyła kolejne zadanie.

- Przećwiczymy wcześniejsze. Ślepą amunicją do figury bojowej numer dwadzieścia trzy, to znaczy do popiersia. Tym razem dostosuj się do wskazówek, nie śpiesz się. Jak poczujesz się pewniej, przejdziemy do strzelania z ruchomymi celami. Przeprowadzimy normę B1. Pewnie mało Ci to mówi...Wybacz, słońce. Za dużo tej wojskowości już, hah. Cztery cele. Numer jeden - dwadzieścia siedem, karabin maszynowy, dwadzieścia cztery sekundy. Dwa - dwadzieścia trzy popiersie, ukazuje się na trzydzieści pięć sekund wraz z pierwszym celem. Numer trzy - figura trzydzieści, klęczący, ukazuje się po dwudziestu sekundach od trafienia lub ukrycia się celu numer dwa. Masz dwadzieścia sekund. Ostatni cel - czterdzieści, biegnący. Masz równo dwadzieścia sekund, dziesięć na ogarnięcie się zanim pojawi się i zacznie spierdalać w lewo. Według normy powinieneś do pierwszych dwóch celów zastosować postawę leżącą z wykorzystaniem podpórki, do pozostałych klęczącej za ukryciem, ale pominiemy to. Chcę zobaczyć jak poruszasz się z bronią. Jak z nią działasz. To co, działamy! Przećwicz chwilę, będę obserwować i korygować, a potem zobaczymy jak Ci pójdzie w ruchu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach