Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 15 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 15  Next

Go down

Pisanie 24.09.16 20:46  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 10 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- Bo nie powiesz mi chyba, że jesteś tym Belethem?
- Może po prostu zmiękłem...
- Może.
Kątem oka wychwycił znaczące zmiany. Koloryt zszedł mu z twarzy, usta przestały się uśmiechać, oczy przypominały ślepia łani. Grow tego nie skomentował, choć sporo słów cisnęło mu się teraz na usta. Mógł się usprawiedliwić tym, że nie chciał marnować tlenu, którego i tak mu brakowało. W istocie powstrzymywało go coś innego.
Coś, czego nawet nie przyjmował do wiadomości.
Anioły mają moce, o których nigdy ci się nie śniło, książę. Głos mary poruszył jego ramieniem. Prawie tak, jakby się jej zląkł, choć przecież od początku wiedział, że czai się w cieniu krzewów i drzew. Może wypróbowuje teraz na tobie jakieś nieczyste sztuczki? Sądzisz, że nie byłby w stanie?
Tak, do niedawna właśnie tak sądził. Każdy anioł, którego spotkał na swojej drodze, był jak ten przysłowiowy diament utopiony do połowy w półpłynnym gównie. Ale później... Usta Wilczura lekko się wykrzywiły. Później poczuł na gardle ręce aniołów Zastępu, które wciskały mu krtań do środka, by się dusił. Padł na kolana przed archaniołem, zlinczowany przez wściekły tłum o białych skrzydłach. Później różowa otoczka po prostu prysła.
Do niedawna uważał, że jedyną jednostką mogącą zmienić świat, są anioły. Teraz był pewien, że to cholerne kłamstwo.
- Więc skoro posiadacie ludzką wolę, ludzie emocje i ludzkie ciała, czym tak naprawdę różnicie się od ludzi? – Zachrypły głos drapał w gardło. Gorączka skropliła na skroniach pot, więc Wilczur przesunął opuszkami palców po twarzy, zbierając mokre strużki. W jego genach znalazły się ślady psa. Nie pocił się. Nie tak, jak robią to wszyscy inni. A jednak dzisiejszego dnia organizm pracował zbyt intensywnie, by pozwolić sobie na podobne temu zabiegi. Pokręcił głową w wyrazie rozdrażnienia. - Mocą, otrzymaną za nic? Władzą, którą źle wykorzystujecie? Wieki temu zapomnieliście, na czym polega wasza rola. Miejcie sobie rodziny, plądrujcie miasta, mordujcie i sądźcie według własnych kryteriów, ale do kurwy nędzy przestańcie nazywać się aniołami. To boskie istoty. Do pięt im nie dosięgacie. Każdy anioł, którego spotkałem w przeciągu ostatnich miesięcy, a były ich tysiące, potwierdzał tę regułę.
Wadera poruszyła uchem, gdy warknął.
- A potem zjawiłeś się ty. Jeden kretyn pośród lwów. I trujesz o dobrych aniołach. Że to pomyłka? Że nie macie prawa sądzić? Każdego mierzy się inną miarą? – Parsknął pod nosem; rozbawiony. - Powiedz to tym wszystkim z góry Babel. Idź i rzuć to samo, prosto z mostu, z hukiem uderzenia rąk o ławę. Jestem pewien, że będa na tyle łaskawi, by pozwolić ci wybrać, czy wypierdalasz drzwiami, czy oknem.
Mara zniknęła.
Growlithe zdał sobie sprawę, że stracił ją z zasięgu wzroku na ułamek sekundy. Teraz nie wiedział, gdzie się podziewała i z której strony zaatakuje. Mając się na baczność, wypuścił głośno powietrze przez zęby.
- Denerwujesz. Bo to ładne słowa. – Przygarbił się, czekając, aż Bell zacznie go opatrywać. - Ale ciekawi mnie, jak ci idzie z ich realizacją. Choć patrząc na ostatnie sądy anielskie... – Syknął, kiedy materiał wreszcie dotknął rany. Spojrzał w tamtym kierunku, marszcząc lekko nos i brwi. - To idzie słabo. Cholernie słabo. Ale jeszcze możesz się zrehabilitować, Beleth.
Wilcze kły wychynęły zza warg, gdy przesunął językiem po jednym z ostrych zębów. Ślepia wpatrywały się uważnie w twarz anioła, nie tracąc choćby sekundy, na zajęcie się otoczeniem. Nie interesowało go, co szeleściło krzewami, ani dlaczego gdzieś w oddali usłyszał trzask łamanej gałęzi.
W tym momencie skupił się wyłącznie na Belethu.
- Na przykład dzieląc się tym, co masz w nadmiarze, a co mnie ucieka ranami. O to wam, prawowitym aniołom, chodzi, hm? O podtrzymanie cudzego życia. – Przymrużył powieki, wbijając drżące palce w ziemię. - Szyja wystarczy.
Tam przepływ jest odpowiedni.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.09.16 0:24  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 10 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Ludzie żyjący w starożytnych czasach znani byli ze swoich siedmiu cudów świata. Prawdopodobnie do listy tych cudów, choćby i przez sam wiek, można by dopisać milczenie Bella. Ten rzadko kiedy miewał dłuższe zacięcia, czy okazje do prowadzenia poważniejszej rozmowy. Mógłby przysiąc, że przynajmniej kilkadziesiąt lat, jeśli nie więcej, minęło od ostatniego razu, w którym zgadzał się z jego rozmówcą w takim samym stopniu, co chciałby mu przyłożyć i to najlepiej przy użyciu słów danej osoby. Ponadto wszelka zabawa z ogniem niezbyt była na rękę aniołkowi, a już na pewno nie ułatwiała mu zadania. Mimo wszystko, szczerości nie można było mu odmówić.
- Tu pojawia się coś, co po części jest paradoksem, czy jakoś tak. Nie różnimy się fizycznie, w sporej części nie różnimy się też psychicznie, jednak... tak jak ludzi, nie powinno nas się rozpatrywać jako spójnej grupy. Pomijając już fakt, że nowsze anioły rodzą się w pełni hm... fizycznie, tak te starsze mają szczątkowe różnice. Choćby takie, że dane było nam znać Boga, czy znaleźć się bliżej niego, chociaż... nie dla wszystkich to miało znaczenie. Chyba, że wydawało nam się, że znamy Stwórcę, jeśli to co bredzi Metatron jest prawdą - cały czas starał się zachować powagę. Zupełnie tak, jakby uznał - że chociaż odrobina żartobliwego tonu w tym wszystkim może wszystko zniszczyć. Wiedział, że jego rozmówca też ma jakąś wiedzę odnośnie ich aktualnego stanu. Wiedział też, że miał na swoim karku wiele lat. Młodsze osoby zwykle nie przejmowały się tym. Ba! Często nawet nie myślały o istnieniu Ojca, czy jakiegokolwiek nieba. W końcu jedynym, co było dane im poznać, stało się otaczające ich zewsząd piekło na ziemi. Dlatego też, nie mógł teraz dać za wygraną. Nie mógł pozostawić tych wszystkich słów bez żadnej odpowiedzi. Ścisnął nieco mocniej opatrunek wymordowanego, jakby dając tym samym do zrozumienia to, żeby ten ukrócił swoje wypowiedzi. Zupełnie tak, jakby chciał tym wyrazić też swoją frustrację, która wynikała z trafności słów poszkodowanego. Przynajmniej w opinii Beletha.
- Myślisz, że tego nie wiem? Myślisz, że im nie powiedziałem? Myślisz, że ani razu nie próbowałem jakoś przemówić temu do rozsądku? Wiesz, niektóre osoby - nie mówię tu tylko o aniołach - władza zaślepia na tyle, że nawet najszczersze chęci, czy wszelka pomoc, nic nie zdziałają. Próbowałeś kiedyś pomóc w pokojowy i nieagresywny sposób komuś, kto uważa, że tej pomocy nie potrzebuje? Próbowałeś kiedyś wpłynąć na fanatyczny kult, który już u podstaw nie ma sensu? Ne... - przerwał w tej chwili, zajmując się innymi ranami, które starał się zacisnąć równie mocno. Po części wynikało to z prośby samego wilczura, a po części - stanowiło swego rodzaju upływ dla wszelkiej negatywnej, chłodnej energii, czy całej tej ciężkiej atmosfery. - ...jak oni mogą wierzyć w to, że Bóg kazałby wymordować swoje najukochańsze dzieło? Jak powstrzymać kogoś, aby nie sięgać po jego broń? Co zrobić, żeby kogoś powstrzymać, ale nie zniżyć się do jego poziomu? - dość kłopotliwe pytania musiały zawisnąć w powietrzu, jednak sam anioł nie oczekiwał odpowiedzi na żadne z nich. Co prawda, ponownie milczał. Ponownie przestał się odzywać, jednak wszystko to, coby poskładać jakoś do kupy rannego. Głupio byłoby odprowadzić swoimi opowiastkami kogoś na drugą stronę.
- Dlatego nie wypada sądzić nikogo jednakową miarą. Nie wszystkie anioły są takie, jak Metatron. Tak samo jeden morderca wśród ludzi nie czyni z nich rasy wypełnionej mordercami. Nie sądzisz, że są anioły gotowe oddać życie za swoich podopiecznych? Wiesz... gdyby wystarczyło zwalczyć ogień ogniem - prawdopodobnie Metatron już dawno straciłby władzę, ale nie każdy chce stać się potworem, jakiego sam chce pokonać. Dlatego też zostaje jedynie pomagać ludziom na tyle, na ile możemy sobie pozwolić - powiedziawszy te słowa, pozwolił sobie na nieco pogodniejszy, acz nadal niezbyt 'zabawowy' ton głosu. Wszystko to w towarzystwie spokojnego i powolnego odsłonięcia szyi. Nie do końca wiedział, co i jak tutaj działa, jednak tyle z jego strony powinno wystarczyć. W tej chwili - nawet kwestia imienia przestała się liczyć. Przynajmniej na razie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.10.16 3:09  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 10 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Najpoważniejsza rana zniknęła pod materiałem porwanej na strzępy kurtki. Wilczur nie spuszczał spojrzenia z ramienia, jakby do ostatniej sekundy był przekonany, że ręka anioła „przypadkiem” ześlizgnie się z trasy i postanowi powiększyć dziurę zadaną orężem Metatrona, ale gdy nic takiego się nie stało oderwał wzrok od siebie i wbił go w Beletha.
Rzadko słuchał innych. W końcu głosy w jego głowie były wystarczająco głośne.
Tym jednak razem ucichły. Wszystko wokół zdawało się milczeć tylko po to, aby głos Bella był wystarczająco głośny, wyraźny i dobitny. Być może dzięki temu zbiegowi okoliczności Growlithe skupił się wyłącznie na nim. Mógł więc zrozumieć aluzje i zamilknąć w momencie, w którym tego od niego wymagano.
Słowa co prawda mrowiły w wargi, ale zacisnął je, tłumiąc naturalne dla siebie odruchy. Miał dużo do powiedzenia, bo wiele nieścisłości kłębiło się w jego głowie ─ chciały przepchnąć się do przełyku i opuścić ciało ustami. Wiele z tego zatrzymywało się, gdy zaciskał kły, odcinając słowom drogę ucieczki. Teraz dokładnie tak było. Mocniej zarysowała się linia jego szczęki, gdy zwarł szczęki, powstrzymując się przed wtrąceniem.
─ Myślisz, że tego nie wiem? ─ Na to pytanie Wilczur uniósł lekko brew. Jego mina mówiła sama za siebie: tak, dokładnie tak myślał. „Myślisz, że im nie powiedziałem?” Uśmiechnął się marudnie, nie zdejmując z niego spojrzenia. „Że nie próbowałem?” Zdusił w sobie chichot. Dokładnie.
Łatwiej było wyobrazić sobie widok ckliwie wiernych aniołów, kołyszących głowami przytakująco za każdym razem, gdy ich przywódca, król, ich samozwańczy władca tupnie nogą, niż przywołać obrazek buntowniczych, pełnych werwy istot ze skrzydłami ciążącymi na plecach i bronią ociekającą krwią braci i sióstr.
─ Ne...
Przesunął palcami wolnej ręki po materiale kurtki. Rana od razu zapulsowała wykrzywiającym usta bólem, więc cofnął dłoń i pozostawił ją samą sobie. Słuchał go, ale każde kolejne pytanie było jak dodatkowa szpila wbita w skroń. I tak cała głowa pulsowała mu w rytm serca...
Katarynko ─ syknął wściekle, pocierając opuszkami twarz. ─ Jedno pytanie naraz. ─ Na policzku zostawił długą smugę brudu. Wziął głębszy wdech. Tracisz czas, czas, czas...Bo wielu wierzy, że wymordowani to tylko oznakowanie. Bycie nim to jak noszenie plakietki z napisem: „cześć, jestem grzesznikiem, zarżnij mnie!”. Bydło na odstrzał ─ im nas mniej, tym weselej dla was. Macie misję, aniele. To neutralizacja zła, sprzątnięcie tego całego syfu. Chcesz zmieść kurz z półki to go zmiatasz, a nie przerabiasz każdy pyłek na wartościowy diament. Między innymi tak działa mechanizm myślowy zamontowany u większości skurwysynów.
Głowa wymordowanego poruszyła się, gdy kręcił nią na boki w niemal zrezygnowanym geście. Tym bywały anioły ─ zaprzeczeniem anielskości. Nie dziwił się, że wiara padała.
Nic z tym nie zrobisz. ─ Podniósł rękę i oparł ją o przegub jasnowłosego. Z paznokciami wbitymi w nadgarstek Beletha szarpnął mocno, by przyciągnąć go bliżej siebie i przysunąć twarz do jego szyi. Szumiało mu w głowie od samego zapachu anioła, a kły, dotychczas lekko zaostrzone, wysunęły się, zamieniając w formę niemal przypominającą igły. Wyczucie miejsca przeznaczonego na „transfer” nie było trudne ─ szyja lub nadgarstek były najczęstszymi fragmentami ciała, z jakich korzystał, ale szyja, w porównaniu do nadgarstka, była pewnikiem. Dlatego kiedy Bell wreszcie ukląkł przed nim, ręka poziomu E chwyciła go za kark, przytrzymując blisko siebie na wypadek, gdyby w ostatniej chwili postanowił się wycofać, a zęby wychynęły zza warg. Wgryzł się w miękką skórę, przebijając i przez nią, i przez mięśnie. Z naderwanych żył trysnęła krew, szukająca ujścia pierwszym lepszym otworem ─ ranami, jakie sam mu sprezentował.
Milczenie nie trwało długo. Ciszę przeciął miarowy dźwięk przełykania. Ściśnięte z pragnienia gardło poczuło gorąco życiodajnej cieczy, do organizmu wlała się siła kradziona Zwierzchności. W pierwszym odruchu zawarczał, ściskając mocniej szczęki na jego szyi, ale zaraz rozluźnił chwyt, czerpiąc dla siebie więcej regeneracyjnej esencji.
Shatarai zastrzygła uchem, przyglądając się temu z bezpiecznej odległości.
Jace.
Głos mary zmusił go do odsunięcia się. Przerwał powoli, językiem przesuwając po ranach, z których wysunął kły. Zlizał krople czerwieni i cofnął głowę, nadgarstkiem ścierając machinalnie posokę z warg.
Sądzę... ─ Głos już mu nie słabł. Nawet w oczach pojawił się nowy błysk szelmowskiej zadziorności, gdy uniósł wzrok na Beletha. ─ Że anioły są o wiele głupsze, niż się wydaje. ─ Śmiech wyrwał się spomiędzy warg, gdy opierał się ponownie o pień drzewa. ─ Ślepa wiara to głupota, a waszą ideą jest wiara w nienaprawialne. To samo z siebie czyni was legionem idiotów. Sam to teraz potwierdziłeś, ale skoro ci to odpowiada, to nie ma o czym dyskutować. Idź. Ty i twoja naiwność spełniły swój obowiązek.

___________________________________

Użycie mocy:
- Wampiryzm | Dzięki krwi Beletha wyczerpanie Growlithe'a zmniejszyło się, umożliwiając mu w miarę normalne funkcjonowanie. Rany się nie zasklepiły: odrobinę zmniejszyły, ale ogólną ideą mocy było ustabilizowanie stanu zdrowia, nie jego wyleczenie. Bell, siłą rzeczy, został osłabiony przez utratę krwi. Stan wzmożonej witalności utrzyma się u Growa przez 5 postów. 1/5
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.10.16 16:38  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 10 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- ...neutralizacja zła? - powtórzył jedynie za wilczurem zupełnie tak, jakby sam nie wierzył w te słowa. Formalnie powinni tak działać, jednak co mógł począć w sytuacji, w której uważał ów 'zło' za konieczny dla ludzkości element? Co mógł zrobić, jeśli większość, bądź nawet wszystkie słowa mężczyzny zdawały się przeczyć temu, w co wierzył? Wszelkiego rodzaju myśli, czy wątpliwości zdawały się kotłować w głowie Bella, podczas gdy ten właściwie nie wiedział, co powinien zrobić. Nie miał bladego pojęcia, co też powinien powiedzieć, czy jak zaprzeczyć słowom psowatego. Wiedział jedynie tyle, że wiele osób - myślało właśnie tak, jak wilczur. Za dużo osób uważało się za bezsensownych wrogów, usilnie próbujących zaniżyć ich wartość. Jeszcze więcej osób, co zdawało się w tym wszystkim najsmutniejsze i najtrudniejsze do zmienienia, najzwyczajniej w świecie czekało, liczyło na śmierć drugiej osoby, aby ich własny świat stał się lepszy. Zbyt dużo osób...


- Ne, panie nienaprawialny... - wydusił z siebie w końcu jakieś składniejsze zgłoski, kiedy ostatnie zdarzenia zaczęły do niego powoli docierać. Różnego rodzaju ból, czy zmęczenie nie zdawały się ciążyć na nim tak, jak na zwyczajnej osobie. Ten jedynie podtrzymywał wolną rękę w okolicy ugryzionego miejsca, jakby chcąc się upewnić, że nic poważniejszego mu się nie stanie. Mimo wszystko, coś zdawało się zmienić i mimo wielkiego mętliku w głowie, na twarzy anioła pojawił się delikatny uśmiech. Nieraz słyszano o tym, że niektóre osoby są gotowe umrzeć za swoje ideały, jednak nigdy nie miał okazji się o tym przekonać. - ...po prostu mnie zabij, co? - powiedział obojętnie, spoglądając gdzieś w kierunku drzew. Dla niektórych mógł wydawać się zwyczajnym głupcem, który nazbyt nierozważnie podchodził do swojego życia. Jeszcze inni dopatrywaliby się w tym przebiegłych zagrywek, które miały oddziaływać na umysł drugiej osoby, a on... po prostu wierzył w niepoprawność słów wilczura? - Pokaż, jaki to jesteś zły... n-nawet cię nie powstrzymam... - dorzucił jeszcze w międzyczasie, acz sam głos zdawał się działać przeciwko niemu. Nawet nie mając nic przeciwko odczuwaniu bólu, miał świadomość, że kto umarł, ten nie żyje. Mimo wszystko, liczył na tę odrobinę dobra, czy też 'nie-zła' skrytą gdzieś w i tak osłabionym wilku. Dlatego też korzystając ze wszelkich swoich sił, spróbował się podźwignąć na własnych nogach, co także szło z marnym skutkiem, aby później nie bacząc na wcześniejsze słowa, czy reakcje dodać jeszcze ciche zdanie, na które jego stan za bardzo mu nie pozwalał. Mimo wszystko - miał zamiar zrobić tak, jak powiedział od początku: - Miałem cię stąd wyprowadzić, nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.10.16 1:05  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 10 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- ... po prostu mnie zabij, co?
Miód na jego uszy. Niekryty cyniczny błysk przemknął przez oczy, rozświetlając je naturalnym blaskiem – nie krył atrakcyjności, jaką przypisał propozycji, nawet jeżeli była tylko próbą sprowokowania go. Odpowiedź była jasna. Nawet się nad nią nie zastanawiał, przechodząc do słów automatycznie, prawie nadeptując pierwszym wyrazem na odcisk ostatniego słowa Bella.
- Nie gorączkuj się tak, Werterze. – Jego dłoń machnęła w powietrzu, jakby odganiał naprzykrzającą się muchę. - Nie powiedziałem, że jestem zły. Wręcz przeciwnie – bardziej neutralny niż może się wydawać. Niż opisują to w waszych edeńskich archiwach.
Jak na zawołanie wargi ułożyły się w kwaśny grymas. Pamiętał ton "lektora", jego cholerny akcent na wszystkie przewinienia, których nawet nie udowodniono. Większość z nich Wilczur popełnił, to na pewno, ale jakie to ma znaczenie, skoro nie było świadków, dowodów, żadnych najmniejszych poszlak? Usta musiały milczeć przy każdej osobie wpuszczonej na miejsce oskarżyciela, bo ilekroć próbował coś powiedzieć, dostawał w kark. Na tym polegała sprawiedliwość. Jeżeli masz takie zdanie jak szef, to dobrze. A jak nie masz, to po kilku uderzeniach pałką w brzuch zaczniesz mieć.
Z rozbawieniem pokręcił głową.
- Ale wielu ma nas za szerzącą się epidemię. Bo "plotka wylatuje wróblem, a wraca wołem". Rozumiesz? Bez względu na wszystko, bycie mną, to bycie na przegranej pozycji. Co nie oznacza, że zabijam bezpodstawnie.
Zwrócił się do niego zaskakująco miękko. Prawie tak, jakby byli kumplami, którzy poprztykali się o stare sprawy i lada moment znów pójdą na piwo. Spojrzał wtedy w jego kierunku, by przyjrzeć się twarzy. Zbyt wnikliwie.
- Nie jestem kretynem. Nie próbuję zaburzyć równowagi wszechświata wybijając wszystkich, którzy staną mi na drodze. Zawsze mam powody, by przeciągnąć nożem po czyimś gardle.
Na przykład eliminacja nudy. Ale tego już nie dodał, świadom konsekwencji.
Oparł dłoń o pień drzewa i dźwignął się na nogi. Chociaż "dźwignął" to za dużo powiedziane, skoro kolana miał wypełnione watą, a mięśnie przypominały rozmiękłą plastelinę o te kilka godzin za długo przytrzymywaną na parapecie nagrzanym słońcem. Zmarszczył wtedy brwi, niezadowolony z efektów ubocznych całego starcia z archaniołem. Z aniołami w ogóle. Miało pójść gładko, wyszło jak zwykle. Nie mógł się jednak wyzbyć wrażenia, że pewnych etapów mógł sobie oszczędzić. Między innymi te, które przyćmiła mgła zapomnienia, bo wszystkie obrazy sprzed szału zawsze okazywały się zbyt ulotne, by móc je złapać.
Spojrzeniem przeciągnął jeszcze po szyi Beletha, oceniając wewnętrznie szkody, jakie mu wyrządził. To tylko ślad zębów i rany po kłach; nic wielkiego, na pozór nie wyglądało to aż tak źle, choć bez wątpienia sporo haustów krwi opuściło żyły anioła. Jednak satysfakcja pozostała.
- Prowadź.
Po tym jednym słowie, ustabilizował ciężar ciała na obu stopach, opierając dłonie na udach tuż nad kolanami. Nie znosił przemiany w zwierzę równie mocno, jak nienawidził powrotu do ludzkiej skorupy; oba te motywy wypełniały jego ciało rozrywającym gardło bólem. Za każdym razem czuł to podskórne drapanie, kiedy fragmenty nogi, brzucha czy ramienia rozciągały się pod naporem nowych mięśni i szerszych kości.

______________________
Użycie mocy:
- Wampiryzm | Dzięki krwi Beletha wyczerpanie Growlithe'a zmniejszyło się, umożliwiając mu w miarę normalne funkcjonowanie. Rany się nie zasklepiły: odrobinę zmniejszyły, ale ogólną ideą mocy było ustabilizowanie stanu zdrowia, nie jego wyleczenie. Stan wzmożonej witalności utrzyma się u Growa przez 5 postów. 2/5
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.16 0:57  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 10 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Growlithe nie zdołał się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i jego. W pewnym momencie zaczął czuć się słabo, jego ciało przeszywały dreszcze a gorączka zaczęła przejmować umysł. Na dodatek zaczęły występować bóle w klatce piersiowej oraz duszności.

Growlithe choruje na zapalenie płuc
Choroba będzie trwała przez 4 sesje. Jeżeli do tej pory nie znajdzie antybiotyku - możliwość zgonu.
Po zażyciu antybiotyku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.16 0:05  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 10 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Poważna tematyka miała to do siebie, że zwyczajnie nie pasowała do radosnego wizerunku Beletha. Być może, na przestrzeni wieków ten niejednokrotnie się zmieniał, jednak chłopak wolał aktualnie unikać poważnych rozmów. Co jednak pokusiło go do tego? Co ponownie obudziło jakże szlachetną i anielską troskę oraz wiarę w ludzkość? Wątpił, że chodziło o jeden, dany okaz ludzkiego bytu. Już prędzej tłumaczył to fakt, iż większości aniołów chyba poprzewracało się w głowie i zaczęli zachowywać się, jak ich kompletne przeciwieństwo, a nie od dziś wiadomo, że świat rządził się dualizmem, czy coś. Wymówek można by szukać godzinami, jednak nie to liczyło się w obecnej chwili.
- Wer-terem? - zwyczajne słówko, czy też nazwisko jednej postaci z dawno zapomnianej literatury zdawało się zaintrygować Bella. Ten niejednokrotnie mógł być przyrównywany do różnych osób, a nawet przywykł, że momentami wypominano mu działania niektórych person z kart dziejów ludzkości. Przyrównanie jednak do nieudolnego samobójcy zdawało się dawać do myślenia i nie chodziło tylko o to, skąd złośliwy i markotny pan Burczysław von Reksio znał takie produkcje, które to miały przynajmniej tysiąc lat za sobą. - ...skoro tak uważasz - rzucił jedynie niemrawe zdanie. Nie miał zamiaru oponować mężczyźnie. Nie miał też zamiaru jakoś wpływać na jego słowa. Po części godziły w jego osobę, a po części wiedział, że są prawdziwe. Przez krótką chwilę, wydawać się mogło, że sam anioł słuchał ich niczym jakieś niesforne dziecko, które za swoją głupotę było karcone przez substytut rodzica pod postacią wilczura. Dziwna zależność, biorąc pod uwagę fakt, iż to rzekome dziecko posiadało znacznie dłuższy żywot. Być może to przez swoje wyobrażenie, a może po części za sprawą słów mężczyzny, na twarzy chłopaka ponownie zagościł nikły uśmiech, jednak tym razem nie wydawał się ani wymuszony, ani sztuczny. Ot delikatny i ledwo widoczny. Przez krótką chwilę przez myśli anioła przeszło, że nie wypada mu teraz dać się zabić jakiejkolwiek innej osobie prędzej, aniżeli to właśnie nieznajomy jegomość będzie miał szansę skorzystać z ów propozycji i być może kiedyś zmienić zdanie. Cóż... może właśnie przez to zaczął nieco myśleć o sobie? Może. Prawdopodobnie stałby tak dłużej, gdyby nie pojedyncze słowo. Pojedyncza prośba, czy też rozkaz.
- Pomogę ci... - wypowiedział te dwa proste słowa i nawet nie spodziewał się innej reakcji, aniżeli odmowa. Mimo wszystko, nie miał zamiaru pytać o zgodę. Co prawda sam nie czuł się teraz najlepiej, jednak obowiązki nakazywało stawiać przed wszelkiego rodzaju przyjemności, czy odpoczynek. Taka tam już anielsko-męczeńska powinność. Dlatego też spróbował jakoś robić za podporę dla psowatego podczas jego ewakuacyjnej wędrówki, chociaż sam wilczur mógł śmiało stwierdzić, że każdy kolejny krok stawiany przez Beletha zdawał się mniej pewny i jakby taki... zmęczony. Zupełnie tak, jakby anioł szedł bardziej siłą woli, aniżeli własnymi, realnymi możliwościami, ale... może mu się tylko wydawało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.16 1:31  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 10 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
"Werter". Nazwisko, które padło samoistnie, choć Grow miał przeświadczenie, że jeszcze przed chwilą doskonale wiedział, o kim mówił. Problem w tym, że kiedy padło to zacinające się pytanie, cała wiedza uleciała wraz z powietrzem, jakie sam  wypuścił przez zaciśnięte zęby. Nie pamiętał czego dotyczyła książka, jak nazywała się ukochana głównego bohatera i jak skonstruowano całość – w formie listów? Zwykłej prozy? Poezji? - ale wiedział, że facet brał na barki za dużo, a potem strzelił sobie w łeb.
─ Pomogę ci.
Uśmiechnął się krzywo. O tym właśnie mówił.
Nie trzeba, młody. – Na twarzy pojawił się zarost, jakby w ciągu kilkunastu ostatnich sekund postarzał się o dziesiątki lat. Mniej więcej tak się też czuł, z chwili na chwilę tracąc siły, ostrość myśli i chęci na dalsze stawianie kroków. Nie powinien się poddawać – tylko to przeświadczenie trzymało go na nogach, choć inni dawno ugięliby kolana przed losem; może błagając o drugą szansę, a może poddając się od razu, byle zniknęło cierpienie i tak nieznośny pot spływający po skroniach i policzkach, aż do brody, z której odlepiał się w formie kropel i spadał na ziemię.
Wilczur przesunął wierzchem dłoni po ustach. Dreszcze wstrząsały jego ciałem; miał wrażenie, że się trzęsie, choć było mu gorąco i duszno; więc skąd te cholerne reakcje na zimno? Zacisnął zęby, wciągając gwałtownie powietrze do płuc. Zaraz potem obrócił rękę i przycisnął ją do twarzy, hamując tym samym odgłos charczącego kaszlu, który zatrzymał go w pół kroku i zmusił do oparcia się ramieniem o pień drzewa, by nie stracić równowagi między tym gdzie góra, a gdzie grunt. Każde kolejne "warknięcie", jakie wydobywało się z jego piersi, zdrapywało gardło niemal do krwi. Takie miał wrażenie, choć w obecnej sytuacji, nie musiało się mijać z prawdą. Nie nadążał nawet zaczerpywać tlenu, w spazmach wykaszlując wszystkie znane sobie przekleństwa, które tylko ciskały mu się na usta. Kuło w kącikach oczu za każdym razem, gdy próbował wziąć haust powietrza, ale zamiast wdechu, organizm zmuszał go do wydechu, nawet jeżeli w płucach nie zachowało się już nic, co powinno je opuścić.
Co się dzieje, Jace?
"Jace. Jace. Jace." Imię roztrzaskiwało mu się w czaszce z każdym następnym "ekhm!". Towarzystwo mar było ostatnim, czego potrzebował, a ich fałszywa chęć pokazania swego rodzaju troski tylko pogarszała stan, wprowadzając do zmęczenia istną furię wściekłości. W myślach kazał im, rzeczowo ujmując, spierdalać w podskokach na jednej nodze, ale nie był na tyle głupi, by łudzić się, że faktycznie to zrobią.
Banda cholerstw. Zawsze uczepią się go wtedy, gdy na sam ich widok czuł się jeszcze gorzej.
Czek... czekaj. ─ Głos ugrzązł mu w gardle, gdy wypowiadał to jedno słowo, ruchem ręki wykonując gest odganiania namolnej muchy. W rzeczywistości chciał odsunąć od siebie jedną ze zmor, która za cel obrała sobie władowanie pyska prosto w jego twarz. Grow ostatni raz nabrał wdechu ─ tym razem orzeźwiające powietrze wpłynęło do przełyku, chłodząc zdarte ścianki gardła. ─ Dobra. ─ Przełknął ślinę. ─ Jest lepiej.
Było lepiej na tyle, na ile może to powiedzieć facet, którego skóra wygląda jak odchodząca od ściany farba i tu i ówdzie jej płaty zostały oderwane od mięsa o te kilka czy kilkanaście centymetrów za bardzo odstając teraz od reszty "powierzchni", zwisając z niej jak porwany przez pazury materiał.
Nie miał jednak czasu i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego mimo gwałtownego spadku sił, postanowił wziąć się w garść i zmusić do opuszczenia Edenu. Paradoksalnie, to na jego terenach czuł się bardziej niepewnie, niż na własnych, choć bez wątpienia Desperacja prezentowała się paskudnie przy niemal perfekcyjnych krajobrazach i atmosferze rekonstrukcji Raju.
Ta idealna, spokojna otoczka go drażniła.
Zmarszczył brwi, hamując naturalne odruchy, jakie towarzyszyły przemianie.
Biel włosów szarzała, ale nie stopniowo. Ciemniejsze łaty zdobiły wyrastające futro, w niektórych miejscach dochodząc już do barwy ebonitu, przy reszcie fragmentów pozostając wciąż w śnieżnej bieli. Twarz wydłużyła się, nos sczerniał, zęby rozrosły się i zaostrzyły do trójkątnych kłów. Ręce nabrały wyglądu łap i opadły ciężko na podłoże, przyjmując wagę rosnącej sylwetki.
Nic w tym przyjemnego ─ pamiętał za każdym razem, gdy decydował się na podjęcie kroku i zmianę. W obecnej sytuacji traktował zwierzęcą wersję niemal jak ratunek ─ choć ból z ran nie ustąpił, Growlithe czuł się pewniej mając ostre zęby i pazury drążące ziemię przy każdym szurnięciu łap o glebę. Futro umożliwiało też zachowanie większej ilości ciepła niż w przypadku, w którym pozostałby człowiekiem.
Ogromny łeb przylgnął na chwilę do Bella. Morda otarła się o jego tors w przeciągłym geście, nim nie podniósł pyska i nie postąpił naprzód, zerkając kątem oka na anioła, jakby samym spojrzeniem mówił: po prostu prowadź.

zt + Bell

Użycie mocy:
- Wampiryzm | Dzięki krwi Beletha wyczerpanie Growlithe'a zmniejszyło się, umożliwiając mu w miarę normalne funkcjonowanie. Rany się nie zasklepiły: odrobinę zmniejszyły, ale ogólną ideą mocy było ustabilizowanie stanu zdrowia, nie jego wyleczenie. Stan wzmożonej witalności utrzyma się u Growa przez 5 postów. 3/5

Dodatkowe:
- Choroba | Postać czuje się słabo, ciało przeszywają dreszcze, a gorączka zaczęła przejmować umysł. Na dodatek zaczęły występować bóle w klatce piersiowej oraz duszności. Zapalenie płuc. Choroba będzie trwała przez 4 sesje. Jeżeli do tej pory nie znajdzie antybiotyku ─ możliwość zgonu. Po zażyciu antybiotyku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie).
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.01.17 15:07  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 10 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Biała pierzynka śniegu przykryła cały Eden, otulając go do snu zimowego. Dwie postacie szły między wyciągniętymi szponami nagich gałęzi, niosąc wiadra. Prawie jakby czas zatrzymał się na wieki przed apokalipsą - oto dwóch chłopców, którzy zimową porą pomagają swej matce w obowiązkach domowych. Udali się nabrać wody z pobliskiego strumienia, nie przejmując się chłodem nieśmiało przeganianym przez blade Słońce.
Oślepiającą biel śniegu smagały czarne pasy nagich gałęzi; perłowe niebo tonęło w jasności świeżego puchu. W tym monochromatycznym świecie bracia wyglądali niczym samotne, kolorowe ptaszki, które pochwycono w klatkę z czarnego metalu. Rajskie piękności uwięzione w świecie ciszy.
Prawda jednak jest znacznie bardziej okrutna. Oto tysiącletnie dzieci skryte przed niebezpieczeństwami zniszczonej wyspy w anielskiej enklawie. Oto potwór i anioł, oba mające tę samą twarz. W milczeniu szli nad strumień, nabrać wody.
Barwne, zdobne stroje nie wyglądały na ciepłe. Czyż nie marzną, brnąc w głębokim śniegu? Nie. Drobne postacie okutane w kolorowe pasma płótna zdawały się być odporne na chłód. Obserwator z zewnątrz może być tym faktem zaskoczony lub zdezorientowany, bracia jednak znają sztuczki sprzed lat, dzięki którym zimno nie jest im straszne.
Cała tajemnica tkwi w umiejętnym wykorzystaniu warstw. Z zewnątrz wygląda jakby mieli na sobie jedynie cienki płaszczyk i spodnie. W rzeczywistości jednak ilość ubrań waha się od 10 do ponad 20 w największe mrozy. Jaki wiatr dałby radę przedrzeć się przez coś takiego?
Hitaoshi niósł większe dwa wiadra. Dzielnie brnął przez głęboki śnieg, wydeptując ścieżkę dla brata. Wydawać by się mogło, cóż to za problem, przejść przez parę zasp? Nieco siły włożyć, wyżej nogi unieść... A kto z was próbował z uporem maniaka przedrzeć się przez zwały białego puchu w sandałach oraz skarpetkach? Nikt? Nie zrozumiecie zatem, przez co przechodził teraz Hitaoshi. Pomijając zaspy, oczywiście.
Zatrzymał się na wolnej przestrzeni nad strumieniem i postawił cebrzyki. Odruchem rozejrzał się, sprawdzając, czy na pewno są sami. Uspokoiwszy własną paranoję, sięgnął do włosów. Zdjął wstążkę, przeczesując kosmyki palcami. Chyba powinien je podciąć... Chwilę przyglądał się końcówkom, zanim związał włosy wyżej tak, jak zwykle nosi Oashi. Nie chciał, by plątały mu się przed oczami, gdy będzie stał na oblodzonych skałkach. Podniósł zaraz po tym wiadra, udając się nad brzeg strumienia. Ostrożnie, powoli. Wolał nie wpaść w wodę. Niestety przez śnieg oraz lód wszystko było zdradliwie śliskie.
Nie czuł zbyt wielkiego strachu przed strumieniem. Może wartki acz przyjemnie płytki. Chłopak nabierał stąd wodę tak często, że nie obawiał się nawet wejścia w prąd. Wciąż jednak był środek zimy, bardzo nieodpowiednia pora na kąpiele w lodowatej wodzie. Wobec tego zostawił jedno wiadro wyżej, by mieć wolną prawą rękę. Przytrzymał się jakiegoś kamienia, pochylając i zanurzając drugi z cebrzyków w strumieniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.17 3:51  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 10 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Widok Edenu otulonego przez miękki, biały puch napawał niebieskiego ptaka radością. Kto jak kto, ale młody anioł najlepiej umiał docenić takie widoki. Piękno nagich drzew pośród których widać przesiadujące ptaki, biała kołderka mieniąca się barwnie w bladym słońcu, zwisające z gałęzi sopelki, delikatne płatki śniegu o milionach oblicz oraz ślady zwierząt które zawitały w te rejony z samego rana. Chętnie poszedłby za nimi aby poznać ich ścieżki, jednak jedną z nich już podążał. Uniósł wzrok, spoglądając na plecy swojego brata. To takie uczucie jakbyś sam sobie wydeptywał drogę którą masz kroczyć. Usuwał zeń wszelkie niedogodności, a potem tylko szedł. Szedł do przodu po swoich własnych śladach. Nic Cię w tedy nie może zatrzymać. To bardzo przyjemne uczucie, za tym tropem udałby się dosłownie wszędzie. Ta wycieczka jednak kończyła się tuż nad rzeką. Tam, gdzie wartki nurt nie został zatrzymany przez mróz, a płycizna pozwalała uniknąć ewentualnej tragedii. Postawił swoje wiadra tuż obok tych brata i zasłonił sobie usta szalikiem. Mimo tak pięknej pory, zimne powietrze dość ostro wdzierało się do płuc. Ciekaw był, czy dałby radę kiedyś coś zamrozić przy jego pomocy. Westchnął wydmuchując biały obłoczek pary - pewnie niezbyt prędko.
Jako iż musiał czekać aż Hita skończy łapać wodę, przykucnął na moment i zaczął klepać coś ze śniegu. Kulkę. Nie miał jednak zamiaru jej wyrzucać. Wręcz przeciwnie. Śnieg się niestety słabo kleił, wiec  stworzył z niej niej jedynie owal wielkości bochenka chleba. Zerknął czy Aoshi nie widzi, po czym dorobił bochenkowi uszy z liści oraz oczka z patyczków. Pięknie - stwierdził w duchu - umieścił na drodze Hitaoshiego białego króliczka. Powstał, zaraz po tym dmuchając na swoje dłonie aby je ogrzać. Gdyby nie to zimno, pewnie zrobiłby więcej podobnych stworków.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.17 22:44  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 10 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Nie powinien wychodzić jak cholera w stanie, w którym się obecnie znajdował. Jak na złość dorwało go jakieś choróbsko, które złapało go za łeb i za nic w świecie nie chciało puścić. Picie ziółek nie pomagało, a to oznaczać mogło tylko jedno - to nie było zwykłe przeziębienie, które przejdzie bez leków. A gdzie miał niby szukać lekarza, który zna się na swoim zawodzie? Wolał nie ryzykować badań w Mieście, gdzie ludzie mogli odkryć jego anielskie pochodzenie, a z drugiej strony Desperacji nie można było ufać. Tam lekarz mógł pomóc lub sprzedać twoje organy za garstkę żarcia. W Edenie z kolei czasem ciężko było znaleźć kogoś pomocnego, zupełnie jakby na zimę wszystkie skrzydlaste istoty ruszyły na dobre w sen zimowy.
Przymulony, przepełniony bólami wszelkiej maści i pociągający nosem od czasu do czasu, snuł się po ogrodach bez bliższego celu. Lubił zimę, ale czuł się źle podczas niej, nie tylko ze względu na chwilową chorobę. Bywał senny, zupełnie jak rośliny uśpione pod puchową kołdrą zalegającą teraz dookoła. Nie pragnął niczego innego niż powitania wiosny i rozkwitnięcia na nowo wraz z przyrodą, która czekała na rozpoczęcie kolejnego cyklu życia oraz śmierci. Choć dla Azraela śnieg kojarzył się z radosnym śmiechem dzieci, nie było dla niego niczego wspanialszego od kwitnących kwiatów, drzew wypuszczających soczystych pąków i świeżego, ciepłego deszczu trwającego zaledwie parę chwil.
Nogi zaniosły go do strumyka, wzdłuż którego zaczął się poruszać. Jasny puch chrupał cicho pod stopami. Zwykle podróżował boso - teraz pogoda i stan zdrowia zmusiły go do zmiany przyzwyczajeń. Błękitne szaty zdawały się lekko zlewać z otoczeniem, wielkich, białych skrzydeł prawie nie było widać na tle śniegowych pól. Odcinały się tylko czarne jak smoła włosy i takież same znaki na dłoniach oraz szyi. Wzrok złocistych ślepi wbity był w podłoże, jak gdyby anioł poddawał się losowi i pozwalał prowadzić przez zaspy. Zatrzymał się jednak paręnaście metrów od braci, nawet ich nie zauważając i przykucnął nad strumieniem, przyglądając czemuś z wyraźnym zaciekawieniem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 15 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 15  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach