Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 15 Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 15  Next

Go down

Pisanie 04.09.16 17:38  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 9 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Istniało wiele możliwych reakcji. Najpewniej zwyczajna, przeciętna osoba przeraziłaby się samej postawy, czy obecności takiego stworzenia, jednak Bell nie należał do grona najnormalniejszych osób. Jego myśli wydawały się dość niebanalne jak na swoją prostotę, a on sam delikatnie się uśmiechnął, widząc postawę stworzenia. Póki miało siły walczyć o swoje, oznaczało to tyle, że jeszcze nie jest z nim najgorzej. Przynajmniej nie tak źle, aby było już za późno. Nie spodziewał się także jakiejś wielkiej miłosnej przygody, podczas której wracając do domu znajduje się uroczego szczeniaczka i ten zostaje u twojego boku aż do śmierci, będąc ci jakże wielce oddanym - 'najlepszym przyjacielem człowieka'. Wystarczyło tylko tyle, że nie odgryzie mu głowy, czy nie pozbawi żadnej kończyny, bo te jednak mogłyby się przydać do życia.
- Nie wygląda najlepiej. Może spróbuj się nie ruszać tak bardzo i em... nie gryźć za mocno jak coś? Nie jesteś chyba upośledzonym umysłowo psem, nie? - spróbował powiedzieć to dość spokojnie, jednak pewne zamyślenie zdawało się wkraść w chwili, w której wspomniał możliwość bycia pogryzionym. Ta z pewnością nie była aż taka najgorsza, gdyby nie fakt, że duże zwierzątka mają do siebie to, że potrafią ugryźć nieco więcej. Nie miał też kompletnie żadnego pojęcia, czy jego słowa dotarły do stworzenia, czy też może - czy zrozumiało ono ich znaczenie. - To może trochę zaboleć, ale lepsze to niż przerobienie na ob... - zaczął, jednak nie dane mu było dokończyć tego, co planował powiedzieć. Wszystko przez jedno, niewielkie zjawisko, którego egzystencja była dość krótka, a jednak istotna. Źrenice zdawały się poszerzyć, a spojrzenie skupić w miejscu, w którym to chwilę temu znajdywało się coś, czego na swój sposób się obawiał. Chociaż pojedynczy płomień zdążył już zgasnąć, to Bell niemalże instynktownie, jakby chcąc bronić się przed tym zjawiskiem zamroził podłoże w okolicy, w której ten się znajdował. Zupełnie to, jakby odrobina chłodu, czy zimnej, stałej wody miała go uchronić przed nieokiełznanym żywiołem. Kolejny problem pojawił się jednak chwilę później, kiedy to spore stworzenie spojrzała prosto w jego stronę i chociaż widział, czy może raczej wyczuwał pewną rzecz, której wolałby unikać ile się da. Wiedział, że okazanie strachu, czy zwątpienie mogłyby teraz wszystko pogorszyć. Chociaż aktualnie jego pewność siebie zdawała się wisieć na włosku, członek zwierzchności nie mógł od tak się wycofać. Spróbował spokojnie wysunąć dłoń w kierunku sporej głowy nie bacząc zbytnio na konsekwencje, a zarazem - będąc ich nad wyraz świadomym. Wszystko po to, aby przekazać odrobinę świetlistej energii, która to powinna koić wszelkie zło, czy różne tego typu elementy. Odrobina ciepła nikomu raczej nie zaszkodziła. Zwłaszcza, jeśli musiał nieco zweryfikować plany szalikowe, aby to przy okazji tego kontaktu fizycznego - spróbować zamknąć wszystkie rany wilczura za pomocą 'plastrów' z lodu, które to miały spowolnić krwawienie. Wszystko to w towarzystwie prostego, acz nieco pustego i nieobecnego stwierdzenia, które znaczyło równie niewiele, co wszystkie poprzednie słowa.
- Spokojnie, wszystko będzie w porządku, tylko... tylko nie ruszaj się za bardzo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.09.16 22:54  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 9 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Lekki wietrzyk przecisnął się przez zbite gałęzie krzewu i owiał bok wilczura, szarpiąc poplątaną sierścią w miejscach, w których nie była pozlepiana krwią, mokrą ziemią i wodą. Między Bogiem a prawdą, że nawet tak niewinny zabieg ze strony Matki Natury, mógł przeważyć szalę zwycięstwa, kładąc ogromne cielsko na leśnej ściółce, jakby nic nie ważyło. To z całą pewnością wzburzyłoby tylko i tak rozjuszone zwierzę, skoro do teraz wykazywało brak jakichkolwiek chęci współpracy. Nie tylko nieustannie wprawiał powietrze w drżenie, gdy warczał, ostrzegając przed podejściem bliżej, ale był skory, by "groźby" urzeczywistnić.
Wiele można mu zarzucić, ale nie to, że był nieprzygotowany. W całej szaleńczej gonitwie myśli, jedna była możliwa do wychwycenia – wiedział, że po niego przyjdą. Spodziewał się pościgu, po którym czułby płuca podchodzące mu do gardła. Krzyk za plecami. Ujadanie psów. Świst strzał i trzepot anielskich skrzydeł. Dopuścił się zbrodni, za którą cały Eden powinien szarpać się za włosy, byle go dorwać. Cena nie grała żadnej roli. Liczyło się złapanie i podcięcie mu kolan, by padł na nie przed sądem. Tym razem bez szans na ułaskawienie.
I z całych tysięcy jednostek składających się na straż przyszło mu spotkać akurat jego?
Z niegasnącym rozdrażnieniem omiótł wątłą posturę nieznajomego. Nie znał go, ale jedno wiedział na pewno – gdyby Szekspir żył i spotkał tę zakałę ludzkości to napisałby więcej tragedii.
Lód.
Lód był tutaj znaczący.
Uszy natychmiast cofnęły się przylegając płasko do czaszki, kiedy trzask płomienia zniknął pod przeźroczystą powłoką kontrastującego do ognia żywiołu. Paradoksalnie jego ciało pragnęło zimna, wszak płomienie nie przestawały trawić krwi w żyłach, ale racjonalna część umysłu – ta bardziej człowiecza – przypominała, że zbyt długi kontakt z lodem doprowadza do obumarcia tkanek.
- Spokojnie – rzucił nieznajomy.
Świetny ruch. Słowo "spokojnie" istniało tylko po to, by podjudzić bardziej, mocniej i efektowniej. Bez względu na okoliczności – nigdy nie uspokajało. Tym razem podniosło łeb bestii. Dokładnie w tym samym momencie, w którym anioł – był niemal pewien, że ma do czynienia z aniołem... ten sposób bycia, ton głosu, ubrania – wyciągnął w jego kierunku rękę, nadszarpując niewidzialnej granicy.
Wilczur warknął głośno, rozwierając paszczę, by wbić zęby w drobne przedramię i szarpnąć mocno, drąc materiał rękawa i otwierając rany, wżynając się w mięso, docierając kłami do kości. Gdyby nie ciepło, jakim emanował nieznajomy, posunąłby się dalej; zrobiłby coś bardziej swojego. Zamiast tego natrafił na mur, który nie tylko zatrzymał go, nim zdążył ugiąć przednie łapy i skoczyć naprzód, przyciskając mniejsze ciało do ziemi, ale zmusił go do poluzowania ścisku kłów. Szczęka zadrżała, jakby do ostatniej chwili nie miała zamiaru się rozwierać, ale wkrótce rysy pyska wygładziły się, a długie zęby schowały z powrotem, wypuszczając naprędce pochwyconą rękę.
- ... tylko nie ruszaj się za bardzo.
Gorące powietrze wylądowało na twarzy, szyi i piersi Bella, kiedy wilczysko wypuszczało tlen ze ściśniętych przez szaleńczy pęd płuc. W dwukolorowych ślepiach kryła się namiastka człowieka, choć bez względu na okoliczności, gdyby ktokolwiek dopasował Growlithe'a do ram, na jakie składali się "ludzie", nawet jemu wargi by zadrżały ze śladem uśmiechu na nich. Tu każdy był potworem.
Dotychczas drżące ciało wreszcie straciło siły. Czarny nos uderzył lekko w dłoń nieznajomego, pozostawiając po sobie mokry ślad, potraktowany nowym powiewem wiatru, który prześlizgnął się między drzewami tylko sobie znanym sposobem. Zaraz po tym łapy załamały się, posyłając z buchnięciem cielsko na ziemię. Zwaliwszy się bokiem na runo, wzniósł kurz i piach, ale nawet mimo tego nie stracił Bella z zasięgu spojrzenia. Zmrużył tylko ślepia, dysząc tym ciężej, im dłużej nosił rany zadane anielskimi narzędziami.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.09.16 20:11  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 9 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Chwila nieuwagi - zwykły ułamek sekundy wystarczył, aby chłopak odczuł dość intensywną porcje bólu. Ten z pewnością nie należał do najprzyjemniejszych, jednak dla Bella był czymś zupełnie innym. Mimowolne, głuche jęknięcie dobyło się z jego strony, a nowo poszkodowana osoba po lekkim grymasie zdawała się uśmiechnąć. Nieznacznie, jednak zawsze. Na swój sposób cieszyła go zarówno reakcja wilczura, co samo odczucie, które pulsowało przez większość jego ciała.
- Ite-te - mruknął pod nosem, przełykając ciężko ślinę. Gdyby nie fakt, że jedno z oczu pozostawało przesłonięte, najpewniej przymknąłby je też z bólu, jednak nie to teraz się liczyło. - Przynajmniej zębiska są zdrowe  - wydusił z siebie aniołek, próbując jakoś unormować spłycony oddech. Liczył, że wszelkie starania nie pójdą na marne, a większość tych groźnych ran została opatrzona za pomocą jego lodu. Podobnie miała się nieco sprawa tych szkód, których to on sam doznał. Co prawda, przydałaby się mu pomoc medyka, jednak z sporym psiskiem, które raczej nie przepada za ludźmi, czy humanoidalnymi bytami, zbyt wiele by nie zdziałał. Względnie ogarnął własną sytuacje, postanawiając nie myśleć za dużo o ranie. Nie w tej chwili. Dlatego spróbował jedynie jakoś schłodzić ranne miejsce, coby te nie doskwierało za mocno, a następnie... wolną, czy też jeszcze zdrową, rękę przenieść w kierunku łba agresora.
- Niedobry Burek - podzieliłby się ze światem tym jakże złożonym wyrzutem, aby zaraz później delikatnie poklepać go po głowie. Zupełnie tak, jakby zamiast uderzenia miało to przypominać jakąś formę głaskania. Najpewniej miało to na celu podłą i parszywą zemstę, zupełnie tak, jak pytanie które dopiero miało nadejść. - Ne, potrafisz jakoś samemu, tsk... zregenerować swoje obrażenia?  - padło ze strony anioła, który to pozostawał w pobliżu bestii. Najpewniej mógłby stać się teraz jej obiadem lub czymś równie mało istotnym, jednak liczył się fakt, coby ten chociaż wyzdrowiał. Przeżycie tego byłoby też fajne, jednak różne istoty miewały różne priorytety. Sam zaś chłopak jedynie upewniłby się, że zatamował większość ran wilka, czekając na jego odpowiedź, a zarazem pilnując, coby ten, czy on sam - nie zmarzł za bardzo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.09.16 2:41  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 9 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
To, co do niego mówił i to, jak się zachowywał, było irracjonalne. Każdy na jego miejscu wziąłby dawno nogi za pas. Może wilczur nie prezentował się najlepiej, ale od wieków wiadomo, że nawet ranne zwierzęta stanowią niebezpieczeństwo dla tych, którzy spróbują je zlekceważyć. Dlatego warczenie nie ustawało, a mięśnie wciąż były napięte – przygotowane na atak, który nie następował, mieszając w głowie przyćmionego cierpieniem poziomu E.
Już dawno powinna rozgorzeć walka. Gdzie pierwszy cios?
Zmarszczył mocno pysk, klepany po głowie. Tutaj, przeszło mu ironicznie przez myśl. W normalnej sytuacji strzepnąłby z siebie rękę delikwenta, ale obecnie nie miał siły podnieść powiek, co tu mówić o takich wyczynach. W żyłach zaczęło mu się tylko żywiej gotować i włosy na karku zrobiły się bardziej zjeżone, ale poza tym nie odparował.
To niegroźny kretyn.
Growlithe zamknął ślepia, czując pierwsze mrowienia w opuszkach łap. Leżąc na wilgotnej od rosy ziemi wielu popada w relaks. Dla niego ten fragment gleby wydawał się teraz najgorszym miejscem, na jakie trafił. Szczególnie teraz, gdy forma zaczynała się uczłowieczać.
Proces trwa zwykle od kilkudziesięciu sekund do paru minut, rzadko przeciągając się do dłuższych ram czasowych. Niejednokrotnie wpadał wtedy w coś na wzór szału, zamroczony bólem łamanych kości i rozrastających albo malejących się organów. Choć przemiana w zwierzę nigdy nie należała do najprzyjemniejszych doznań, o wiele gorzej było z powróceniem do pierwotnej postaci. Sierść skracała się, powoli wchłaniana pod skórę, a dotychczas długie pazury kruszyły się, jakby zbudowano je ze szkła trafionego zbyt ciężkim przedmiotem. Całość przypominała wciskanie się w za małą skorupę, gdy organizm maleje, gnieciony przez niewidoczne ściany.
Pasma długich wdechów i szybkich wydechów przeciskały się przez zaciśnięte w amoku kły. Długie, białe zęby powoli powracały do swojej "normalnej" prezentacji, przestając odgrywać tak niebezpieczną rolę, jak jeszcze przed momentem. Uszy wróciły na swoje miejsce, pysk skrócił się, a nos wyblakł z czerni, znów obsypany ledwo zauważalnymi piegami.
Choć na skroni wystąpiły mu pierwsze krople potu, podniósł rękę. Jeszcze nie do końca ludzkie pazury pochwyciły zraniony nadgarstek anioła w słabym uścisku kogoś, kto do ostatniej chwili zamierza się szarpać. Nawet wtedy, gdy oznacza to mocniejsze zaciśnięcie się stryczka na gardle.
- Ubrania – wychrypiał głosem, który wydawał się kompletnie do niego nie należeć. Brzmiał tak, jakby jego strony ocierały się o papier ścierny, ledwo mogąc wydusić z siebie podstawowe sylaby. - Zdejmuj je – warknął, mrużąc błyszczące ślepia. Palce, które przed chwilą tylko trzymały przegub nieznajomego, teraz zacisnęły się silniej na jego skórze. Można by nawet pomyśleć, że do Growlithe'a powróciły na tyle duże pokłady siły, by móc raz jeszcze zaatakować drobniejszego chłopaka.
Mimo tego nie ruszył się z miejsca. Wsparty jedną ręką o ziemię, drugą przytrzymywał owcę przy sobie. Dostatecznie blisko, by Bell mógł dostrzec, jak od zaciskania szczęk, mocniej zarysowuje się żuchwa wymordowanego, a jego klatka piersiowa, wcześniej całkowicie skryta pod gęstym futrem, nosi na sobie konkretne oznaki walki.
Ryzykował, pokazując ludzką formę. Wiedział o tym. Podświadomość krzyczała mu jednak prosto do ucha, że przed sobą nie miał osoby, która kopnęłaby leżacego, choć duma Wilczura poczuła się urażona jeszcze przed tym, nim ten mały idiota postanowił potraktować go jak psa.

Regeneracja mocy:
- wampiryzm: 6/8.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.16 18:43  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 9 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- Are? - pojedyncze słówko wymsknęło się z ust anioła, wyrażając tym samym całe jego zaskoczenie zaistniałą sytuacją. Spotkanie magicznego zwierzęcia w Edenie nie było czymś nader dziwnym, jednak nie miał zbyt wielu okazji, aby to obserwować przemianę tegoż, że 'ludzkiego' gatunku. Musiał przyznać, że nie wyglądało to najprzyjemniej, jednak nie w tym rzecz. Słowa nieznajomego dotarły do niego dopiero po dłuższej chwili, zupełnie tak jak drobna porcja bólu, który pojawił się wraz z uściskiem. Ten jednak zbyt wiele nie znaczył dla Bella. Bardziej szokowały go słowa osobnika, czy też jego postawa. - Chyba nie wypada tak przy pierwszym spotkaniu, zresztą... lepiej chyba, abyś najpierw odpoczął i - jakoś się rozgrzał? - pomimo żartobliwego tonu, który pobrzmiewał z początku, coś na znak pewnego rodzaju zmartwienia lub nawet i troski pojawiło się w dalszej części jego wypowiedzi. Podobnie miała się kwestia spojrzenia Bella, który domyślał się paru rzeczy. Przynajmniej tego, że za stan aktualny osobnika przed nim najpewniej odpowiedzialni byli inni aniołowie, jednak niezbyt mu się to uśmiechało. Tylko utrudniało mu dość mocno jakiekolwiek działania, które by mógł podjąć.
- Jeśli potrzebujesz ubrań to mogę odstąpić ci kurtkę lub możemy też pójść do mnie i czegoś poszukać, chociaż... wątpię, czy zgodzisz się na to drugie - dopowiedział jeszcze, jednak wewnętrznie spodziewał się tego, że raczej nie będzie tak łatwo. Przynajmniej nie, jeśli jego przypuszczenia były choć odrobinę trafione, bądź cała sprawa wiązała się z jakże wspaniałą ścieżką oczyszczenia ich archanioła. Stąd pewne pytanie niemalże samo cisnęło się mu na usta i chociaż mogło być nazbyt niezręczne i nietypowe w tej sytuacji, ciekawość wzięła górę nad czymś, co u zwyczajnej osoby można by nazwać rozsądkiem. - Właściwie - co wymordowany robi w Edenie, hm? Nie, że mam coś przeciwko temu...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.16 4:00  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 9 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Brew mu drgnęła na wzmiankę o ogrzaniu się.
- A co ja właśnie robię? – syknął, tracąc resztki cierpliwości.
W obecnej sytuacji nie powinien być tym, który dyktował warunki, ale głęboko zakorzenione przyzwyczajenie nie ułatwiało wcale sprawy – nieważne, że z ran sączyła się krew, a całe ciało pulsowało bólem. Do diabła, był władcą DOGS! Liczył na coś więcej niż przepychanki słowne z kimś o twarzy trzynastolatka.
- Nie udawaj, że masz co kryć pod tymi łachami. – Język prześlizgnął się po pękniętej od uderzenia pięścią wardze. Metaliczny posmak od razu wykrzywił mu usta, a żołądek ścisnął się, gnieciony głodem. - Daj mi kurtkę. – Wciągnął gwałtowniej powietrze, puszczając jego nadgarstek. - I siadaj.
Pokręcił głową na wzmiankę o przespacerowaniu się do domu. Już nie chodziło o to, że brzmiało to podejrzanie. Chodziło o nogi, które przestały funkcjonować i płuca, które traciły powierzchnię przeznaczoną na tlen. Oddychał coraz ciężej i doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie tylko uroki obrażeń.
Jeżeli tak dalej pójdzie, to ludzie będą mieć niezłą zagwozdkę przy akcie zgonu.
Palce wymordowanego przesunęły się nagle po czole, odgarniając z niego przydługie, czarne kosmyki włosów. Jeszcze czarnych, przemknęło mu mgliście przez myśl, gdy odsuwał dłoń od pobrudzonej błotem twarzy.
Sporo by dał, by móc pozostać w zwierzęcej formie – była wygodniejsza i bezpieczniejsza na terenie Edenu. Zdawał sobie jednak sprawę, że ludzka powłoka była bardziej zwrotna i – przede wszystkim – pozwalała mu się porozumieć. Jak raz uznał to jednak za negatyw, gdy słowa Bella zagłuszyły świst wiatru.
- Zadajesz strasznie dużo pytań, jak na takie niewprawne cholerstwo. Jesteś aniołem... – Splunął w bok, przesuwając zaraz kciukiem trzęsącej się ręki po linii dolnej wargi – Musisz nim być – poprawił się, z ostrzejszym naciskiem. - Więc skąd ta nieanielska ciekawość? Piekło ci niestraszne?
Growlithe z niesmakiem przyjrzał się poharatanym nogom, które wyglądały, jakby włożył je pod kosiarkę i przytrzymał tak kilka chwil. Krótkie, poobgryzane, czarne od brudu paznokcie przesunęły się po jednej z ran, zdrapując z niej stwardniały zlepek ziemi, choć nawet to nie uchroni organizmu przed zakażeniem.
- Gdybym ci powiedział, mógłbym pożegnać się z ubraniami. I z tobą. – Kwas przelał się przez jego słowa, zapewniając im drwiący wydźwięk. Nie patrzył na stojącego tuż obok nieznajomego, choć między Bogiem a prawdą, że wrogów nigdy nie powinno się spuszczać ze wzroku. Wyglądało jednak na to, że kolejne sekundy w towarzystwie jasnowłosego wprawiły Wilczura w stan podobny do lekceważącej obojętności. Bardziej był zajęty przyglądaniem się odniesionym ranom, normowaniem oddechu albo próbą zignorowania bólu głowy, niż tym, czy atak faktycznie nadejdzie.
Bo jeśli nawet, to co?
- Zdejmij też to, co masz pod kurtką. I rozedrzyj. Obejrzę twoją ranę. Wtedy zostawisz mnie w spokoju i będziemy kwita. – Zdrapał jakiś strup, wreszcie podnosząc głowę. Czarne pasma zsunęły się z jego policzka, gdy zadzierał brodę, kierując dwubarwne spojrzenie pełne wyczekiwania na twarz anioła. - Pasuje?
Znów wciągnął głębszy wdech.
Cholera.

Regeneracja mocy:
- wampiryzm: 7/8.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.09.16 0:09  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 9 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- Aktualnie siedzisz na ziemi, a ta zbyt ciepło nie wygląda - stwierdzanie oczywistości mogło wejść w krew Bella, a wilczur nie mógł za wiele na to poradzić. Niby mógłby go jakoś uciszyć, czy protestować na wszelkie tego typu odzywki, jednak nie miał raczej tyle sił, czy chęci. Prawdopodobnie z tego też powodu, anioł nie próbował wytłumaczyć mu, jak to wspaniałe dzieło bożej ręki, czy tam odwzorowanie stwórczej doskonałości skrywa się pod nie tylko kurtką, ale też i ubraniami skrytymi pod nią. Spokojnie rozpiął kurtkę, coby nie nadwyrężyć przy tym przygryzionej kończyny, aby ostrożnie zdjąć wierzchnią odzież i podać swojemu rozmówcy. Mimo wszystko, nie spieszyło się mu, coby usiąść. Przynajmniej nie w takich warunkach, czy w takim stanie.
- Hm? Czy to coś zmienia? Mam teraz ciało, jak ludzie, a ciekawość raczej nikomu nie szkodzi. Przynajmniej póki nie zmienia się we wścibskość, a nawet ta czasem jest potrzebna. Poza tym... niektórzy powiedzieliby, że wszędzie dookoła, czy też poza Edenem jest piekło, a wiesz... w sumie bym zobaczył jak tam jest. To aż takie dziwne, że kogoś interesuje coś, co przez większość uznawane jest za niewarte uwagi? - ciut przydługi, a i momentami przerywany wywód padł ze strony chłopaka. Ten przy okazji przechadzał się powoli to w jedną, to w drugą stronę, jakby to w jakikolwiek sposób miało mu pomóc z nieco większym chłodem, czy w jakiś sposób rozładować niezbyt przyjazną atmosferę. Pomimo tego, wraz z ostatnim pytaniem, ponownie spojrzał w kierunku nieznajomego, uśmiechając się przy tym. Jakby tego było mało, można było odnieść wrażenie, jakby nieco rozpromienił się, czy też zaczął lśnić, czymś na wzór bladego światła. Przydatna rzecz, zwłaszcza jeśli chodzi o chociaż delikatne ogrzanie, czy podratowanie sytuacji. - Jak wolisz, jednak w twoim stanie mogło by to być dość nie na rękę, nie sądzisz? - dodał kolejne słowa, w których pobrzmiewało lekkie rozbawienie zaistniałą sytuacją, bądź wyobrażeniem, które zrodziło się w głowie samego anioła. Kiedyś to widział, jak niektórzy karali zwierzęta różnymi przyrządami do roślin, jak spryskiwacze, jednak... czy wypadało tak traktować Wymordowanych? I czy wygląd takiej sceny nie byłby bardziej zabawny, aniżeli pouczający? Tu pojawiał się główny tego problem.
- Jeśli tobie to wystarczy, ale nie musisz tego robić. Poza tym... i tak cię odprowadzę. Przynajmniej do momentu aż wyjdziesz z Edenu. Jeśli to rzeczywiście wina któregoś z aniołów, bezpieczniej będzie ci się przemieszczać w towarzystwie jednego z nich, hm? Najchętniej odprowadziłbym cię do twojego własnego mieszkania, czy domu, ale to pewnie musi pozostać wielką tajemnicą, jak cała reszta, ne? Chociaż mógłbyś się przedstawić, chyba że bycie Burkiem ci nie przeszkadza... - kolejny, dość długi wywód ze strony Bella, który to był skwitowany tym, że sam chłopak był gotowy, coby przykucnąć obok wilka i przystać na jego opatrunkowe warunki. Ba, nawet udzieliłby mu swojego ciepłego światełka, które to dodatkowo ogrzałoby nieznajomego, a do tego przyprawiło o niezbyt przyjemną dla mordercy archanioła, ale jednak pozytywną i 'dobrą' energią, jak to przykazał sam Bóg. W końcu wszyscy powinni mieć okazje zasmakować dobrej, świetlnej strony mocy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.09.16 2:22  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 9 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- Cholera, co ty powiesz? Powoli... – Odkaszlnął charkliwie, jakby coś zaklinowało mu się w połowie w przełyku i utrudniło czynność. - Powoli zaczynam się zastanawiać, co ty w ogóle widzisz. Jestem nieziemsko przystojny? Mam modulowany ton głosu? Czy moje rany są w kształcie stokrotek? Mam parę motylich skrzydeł czy to nadal nie ten etap? – Jak na zawołanie machnął ręką, wskazując niedbale ciało, które mu zarysowano i podziurawiono; prawie tak jakby zapraszał kogoś do wejścia wgłąb wielkiego pałacu. - To przecież niemożliwe, żebym nie był w stanie się podnieść. Głupi ja! Tak sobie tutaj leżę i się lenię. Piękna dziś pogoda.
Porozcinane przez anielski miecz palce znów zawisły w powietrzu. Tym razem po to, by chwycić materiał kurtki, który ledwo zmarszczył się pod naporem ręki, a już opadł na biodra i nogi mężczyzny. Wilczur sam był zaskoczony ciężarem ubrania, bo choć nigdy nie było dla niego problemem podnoszenie żadnych rzeczy, teraz miał wrażenie, że ręka mu się załamała upuszczając tonową kurtkę na uda.
- A nóż? – Pytanie wymsknęło mu się samoistnie, gdy przesuwał opuszkami po miłym w dotyku rękawie. - Masz przy sobie coś takiego?
Wcześniej pewnie by drwił z tego, czy anioły w ogóle wiedzą, czym są noże, ale po dzisiejszej akcji wiedział na pewno, że umieją ich używać, gdy wśród wiernych znajdzie się odłam mający w swoich szeregach ludzi podobnych jemu: bezczelnie zadzierających z Bogiem. Nawet teraz był w stanie umrzeć tylko po to, by napluć Mu w twarz.
Ale to jeszcze nie czas. I nie miejsce.
Był w stanie zdechnąć w zaszczanym rowie, ale wizja wyzionięcia ducha w raju wydawała się jakoś nie na miejscu. To jak różnica między śmiercią na wojnie a biegnąc ckliwie zieloną polaną pod rękę z ukochaną dziewczyną o rozwianym włosie.
Kpisz, Jace. Nikt cię nie uczył, że to źle, gdy zadzierasz z prawami świata, którego nie rozumiesz?
Czarnowłosy zmrużył ślepia, cały czas wpatrując się w rękaw kurtki. Gdyby podniósł wzrok, ujrzałby zarys jej smukłego łba i choć nie dostrzegłby oczu, poczułby na sobie jej przeszywające spojrzenie. Dlatego nie podnosił.
- Hm?
- Hm? – powtórzył samoistnie, wracając do rzeczywistości.
Mara przed jego twarzą rozwiała się, jakby dźwięk głosu kogokolwiek automatycznie rozwiewał jej sylwetkę. Nikła jeszcze, gdy Grow zmusił się do zadarcia głowy. Kątem oka wyłapał ten drwiący uśmiech, ale skupiając się na aniele, nie dał niczego po sobie poznać. Są sprawy, które powinny pozostać zamknięte w obrębie jego ciała.
Na przykład krew.
Fajnie byłoby, gdyby nie opuszczała go w tak zatrważających ilościach.
Wymordowany zacisnął mocniej szczęki.
- Eden też jest piekłem, aniele. Innym niż to, które opisano w Biblii, ale nadal piekłem. Chcesz poznać diabły to wróć na Babel. Jeszcze dziś, najlepiej. – Mówił coraz ciszej, choć zachował mocny ton głosu. Najwidoczniej wciąż żyli ludzie, którzy nie musieli krzyczeć, by pokazać, że nie stracili pewności co do swoich słów. - I tak, zmienia. Masz ciało, ale mentalność wciąż anielską. Nie powinieneś mnie teraz głaskać po głowie i zapewniać, że wszystko będzie dobrze, że jeszcze ujrzę rodzinę i mojego ukochanego psa? – Mimo bólu mięśni, wymusił na sobie uśmiech. Kącik ust uniósł się, naznaczając pocięte, pokrwawione wargi ironicznym grymasem.
- A zamiast tego chcesz wyczerpać ciekawość, nim wyrżnę ci się u stóp. Nieładnie, ty mój boży wysłanniku.
Spojrzał wreszcie na chłopaka – mężczyzną chyba nie był? - i aż cofnął głowę, dostrzegając na jego twarzy coś, co pojawiło się również u niego. Różnica była jak ogień i woda. Gdy sam pokazał mało zachęcający wyraz, twarz anioła wydawała się jaśnieć. Więc właśnie tym nazywali to wewnętrzne... "coś", co naradzało się w kontaktach z żywymi ucieleśnieniami dobroci? Grow uważał, że miał silną wolę, ale teraz nawet jemu zrzedła mina. Zacisnął lekko usta, tracąc chęci na dokuczenie nieznajomemu.
Na to przyjdzie jeszcze pora.
- W moim stanie – podjął – wszystko jest nie na rękę.
Między jednym a drugim impulsem targającym jego ciałem, wsłuchiwał się w rozbawienie "towarzysza" i ani razu nie przyszło mu na myśl, by odpyskować. Co ta dobroć z ludźmi robi, nie? Sznurowała usta największym kłamcom i być może tylko dlatego wzruszył barkami, gdy mowa była o zachowaniu "wielkiej tajemnicy".
Gdyby sprowadził go do kryjówki, ich znajomość byłaby bardzo krótka.
- Po prostu usiądź i pomóż mi rozedrzeć to na pasy.
- Chociaż mógłbyś się przedstawić.
Przystawił wierzch ręki do ust, w których poczuł kwaskowaty smak. Wszystko podchodziło mu do gardła, gdy organizm znów buntował się przed zbytnim przemęczeniem i przez moment naprawdę miał wrażenie, że całe jego śniadanie wyładuje się przez przełyk. Gdyby nie cud, pewnie odpowiedziałby Bellowi w nieco innej formie, niż słowa.
- Chyba że bycie Burkiem ci nie przeszkadza.
Przełknął ślinę.
- Uwierz, lepsi ludzie od ciebie gorzej mnie nazywali.
Gdzieś z tyłu głowy usłyszał słaby szept Shatarai: "Jak archanioł?".
Zignorował ją i marszcząc brwi złapał za rękaw, sprawdzając jego wytrzymałość i to, czy byłby w stanie go rozerwać, gdyby zmusił się do napięcia mięśni chociaż jeszcze raz. Niesmak jednak pozostał. I w ustach, i w umyśle.
- Poza tym wielu wierzy, że chcąc poznać cudze imię, wpierw musisz powiedzieć swoje. To jak, aniele? Po kim masz godność? Gabrielu? Rafaelu? Michale?
Za dużo mówił. Mówienie oznaczało marnowanie tlenu. Do diabła, dlaczego marnował coś tak drogocennego, choć zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie to niosło? W przytłumionym zaskoczeniu przyznał się przed sobą, że to zwykła, ludzka ciekawość, którą jeszcze nie tak dawno wytykał.
- I nie powiesz mi chyba, że spacerowałeś po gęstym lesie bez celu?

Regeneracja mocy:
- wampiryzm: 8/8.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.09.16 19:25  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 9 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- TO TAK POTRAFISZ? Czyli możesz coś więcej, niż być wilkiem, chociaż... wilk ze skrzydłami motyla musi wyglądać ciekawie - zaskoczone zgłoski padły ze strony anioła, a ten zdawał się rozmarzyć nad wyobrażeniem takowego istnienia. Gdyby jeszcze dodać tam lwią grzywę i może kolorystykę pandy, a do tego jakiś ładny ogon, czy może lisią kitę to wyglądałoby to wszystko dość unikatowo. Nawet na standardy Edenu, czy tego, co przyszło odkryć Bellowi. Co więcej, domyślał się, że drążąc temat, wyłącznie zirytuje swojego rozmówcę, jednak to aktualnie się niezbyt liczyło. Sama pogawędka była czymś, na co od tak dawna nie mógł sobie pozwolić. - Nie najgorsza, ostatnio robi się nawet cieplej, chociaż dalej widać wyraźne przejawy mrozu. Poza tym niektóre osoby nie mają tyle szczęścia, coby mieć rodzinę, czy choćby zwierzę. Myślisz, że wypominanie tego rannej osobie nie zasmuciłoby takowego? Nie znaczy to, że uważam, że nikogo nie masz, czy coś, he... he... - podsumował kolejną wypowiedź, nie rezygnując z uśmiechu w dalszym ciągu. Nic nie mógł na to poradzić. Przynajmniej nie w takiej okoliczności, czy takiej chwili.
- Hm? Ale mówisz o Metatronie, czy jego fanatykach? Aktualnie nie jest ani trochę lepszy od wyznawców tego Nowego Kościoła, czy jak to się zwało - rzucił, jakby od niechcenia. Coś jednak było w tym innego. Zupełnie tak, jakby dane słowa sprawiły, że chłopak zatrzymał się, spoglądając gdzieś w kierunku drzew, a i pozwalając paru powiewom wiatru przerwać panującą ciszę. - Ne, jak ktoś taki może nie widzieć, że staje się dokładnie taką osobą, którą chciałby wytępić? Wielkie oczyszczenie świata z grzechu przez grzech. Jakby kiedykolwiek zabawa z ogniem komuś się opłaciła. Prędzej, czy później się nim sparzy i pozostanie jedynie upomnienie go, czy pokazanie tego, że miało się racje. To chyba najlepsze wyjście, nie? - powiedział nieco spokojniej, a nawet poważniej jak większość swoich wypowiedzi. Wszystko po to, aby całość i tak podsumować delikatnym, chociaż nieco wymuszonym uśmiechem i spojrzeniem posłanym w kierunku wilczura. Zupełnie jakby ostatnie pytanie miało doczekać się odpowiedzi, a nie pozostać zwykłymi słowami rzuconymi na wiatr.

- Nóż? - mruknął z kolei, kiedy doszło już do zabawy z opatrunkami, czy przywdziewaniem różnych części garderoby. Mogło się wydawać, że nie wiedział, o co chodzi, jednak nie w tym rzecz. Z początku Bell rozejrzał się dookoła, aby później doznać jednego ze swoich wielu przebłysków olśnienia i kiedy tak próbował stworzyć ostrzejszy nożyk z lodu... jego plan szlag trafił, jakby nie mógł aktualnie poradzić sobie ze swoimi możliwościami. Niestety, niektóre rzeczy ograniczały nawet anioły i te nijak mogły na to wpłynąć. - Niestety, nie przy sobie, nie teraz, chociaż... może jakoś za trochę potem... - dopowiedział, aby to westchnąć z rezygnacją i odpuścić sobie zabawę w magiczne właściwości magicznego lodu. Wszystko po to, aby kolejnym pytającym spojrzeniem obaczyć swojego rozmówce, gdy ten mówił o rozdzieraniu. Wszystko po to, aby jakoś dopomóc go w działaniach zaraz po tym, jak sam zrozumiałby o co dokładniej chodzi.
- Twój stan rzeczywiście nie jest najlepszy, ale też nie jest taki zły. Żyjesz, nie? Więc zawsze mogło być gorzej, a cel... powiedzmy, że rekreacyjnie rozglądałem się za ciekawymi zwierzętami i roślinami, coby otworzyć rezerwat przyrody w środku Edenu. Takie wiesz... małe zoo, czy coś takiego. Jedni kolekcjonują znaczki, inni hodują zwierzęta i uprawiają ogródek~ - powiedział jeszcze, zanim została poruszona kwestia jego imienia. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, jak powinien się przedstawić, czy też, czy aktualna jego pozycja umożliwia mu jakieś wielkie wejście i wspaniałe prawie, że pierwsze wrażenie. - Hm... Beleth II Elyth - zwany też tym pierwszym, chociaż to już dawne czasy, możesz mi mówić Bell, czy jakoś tak - zakończył swoje przedstawienie się, aby w ostatecznym rozrachunku wykonać coś, co przypominać miało sceniczne skłonienie się. Wszystko po to, aby na sam koniec utkwić wzrok w swoim rozmówcy i jeśli ten milczał nazbyt długo, to szturchnąć takowego nawet palcem, dopowiadając przy tym: - Więc, panie Burczysławie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.09.16 21:00  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 9 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Dobijcie mnie. Szybko.
Ignorował go długo. Było ciężko. W końcu nie wytrzymał.
- Beleth? – powtórzył samoistnie, znów przywdziewając maskę z uśmiechem. Wypowiedział to imię prawie tak, jakby się go spodziewał, choć nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek mieli ze sobą do czynienia. Więcej nawet – Grow nie chciałby mieć. Towarzystwo tego dziwaka przyprawiało go o gęsią skórkę, robił się drażliwy i opryskliwy. Dziecinniał.
Jak teraz.
- Od tego Beletha? Nie dziedziczycie po sobie... wiesz... tego wszystkiego? – Growlithe poprawił jeden z przydługich kosmyków, strzepując go z czoła przeciętego podłużną kreską rany. Czarne włosy tu i ówdzie poprzetykane już były szarymi lub białymi nitkami; wszystko wskazywało więc na to, że proces biokinezy za kilkanaście minut się dopełni. - Koty nie chciały ci grać na trąbkach czy co? Z potomka na potomków tracicie autorytet. Wy, anioły.
Spojrzał na długi rękaw, wciąż nierozerwany. Brak noża skutecznie utrudniał cały zabieg, ale Growlithe był w stanie użyć choćby zębów, żeby mieć szansę na opatrzenie najcięższych obrażeń. Przylgnął więc plecami do drzewa. Od razu się skrzywił czując, jak drobne uwypuklenia kory wbijają się w przetarcia, poparzenia i większe rany z nieustannie sączącą się z nich krwią, ale musiał się na czymś oprzeć, by nie runąć na ziemię.
Już i tak oddychał coraz ciężej.
Hamował to na tyle, na ile miał szansę, ale organizm coraz bardziej pustoszał pod względem tlenu, a jemu samemu zaczęło kręcić się w głowie. O ile już wcześniej obraz delikatnie się kołysał, teraz plener wydawał się tonąć w rozszalałym morzu, przekrzywiając nawet o dziewięćdziesiąt stopni wszystko to, co widział Wilczur, choć jego głowa była wyprostowana, a ciało nieruchome.
Pomijając drżenie mięśni.
I ścisk szczęk.
Wilczur przesunął paznokciami po tkaninie. Dotarł do miejsca, które łączyło rękaw ze strefą okrywającą korpus i to tam zapłonął ogień. Nie był duży, z pewnością nie niebezpieczny. Wyglądał jak mała, złota wstęga, która sunęła za dłonią wymordowanego, gdy przesuwał nią wzdłuż szwów, paląc po drodze materiał.
Nóż byłby praktyczniejszy. Nie tylko dlatego, że siły opuszczały go przez każdy możliwy por, ale dlatego, że ogień nie ciął gładko; trawił o wiele więcej, niż powinien i żadne uderzenie dłonią nie zdążyło powstrzymać go przed dodatkowym ugryzieniem.
Wymordowany zmarszczył nieco nos, podając rękaw aniołowi.
- Rozerwij to na pasy. – Już nawet nie proponował. To był rozkaz. - Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Przydaj się na coś.
W tym samym czasie drżącymi rękoma obrócił materiał na swoich udach, szukając drugiego rękawa.
- Pytałeś o Metatrona.
Słowa Bella, które przemilczał, wciąż odbijały się echem w głowie Wilczura. Były na tyle irytujące, że choć początkowo chciał je zignorować, finalnie nie mógł ich odpędzić. Shatarai zadbała o to, by w czasie, w którym niemal zapomniał, że taki temat w ogóle między nimi się wywiązał, słowa znów huknęły w jego uszach, jakby ktoś chwycił go za głowę i walnął nią w gong.
- Nie jesteś jego wiernym? To chyba niegodne, by aniołowie sprzeciwiali się wyższym rangą, jakkolwiek głupie nie byłby ich... – Znów ten potworny kaszel, który brzmiał, jakby próbował odchrząknąć przeciskający się mu przez gardło stos kamieni. Przerwał na chwilę zabieg, przykładając rozcapierzoną w palcach rękę do twarzy. Powietrze wydawało się lodowate i kuło go w płuca, gdy wciągnął je do przekrwionego gardła.
Potrzebował...
No dalej, Jace. Przecież wiesz, że to ostatnia szansa. Masz jeszcze minutę. Dwie. Może trzy, jeżeli będę łaskawsza. Chcesz skończyć tak, jak ostatnim razem?
Shatarai zaśmiała się cicho. Prawie tak, jakby wcale nie była zepsuta do szpiku kości.
- Więc, panie Burczysławie?
Przymrużył mocno ślepia.
- Zawiąż mi to tutaj.
Nagłe słowa prześlizgnęły się przez jego szczęki nie wiedzieć kiedy. Wilczur wsparł się lewą ręką o podłoże i przechylił nieco do przodu, odsłaniając prawe przedramię. Dziura na wylot ziałaby pustką, gdyby się tak nie gniótł wcześniej po glebie i nie skleił oddzielonych od siebie kawałków mięsa. Ale to stamtąd głównie wydobywała się krew, dlatego za priorytet wziął zatamowanie upływu, nim będzie za późno.
Dwie minuty, pamiętaj – szepnęła Shatarai, kiedy przechylał głowę, by spojrzeć na Beletha.
- Tylko mocno, aż mi wszystko zdrętwieje. Nie chcę dalej poić waszej świętej ziemi. Potrzebuję tej krwi.
Warknął pod nosem, czekając, aż Bell opatrzy mu przedziurawione mieczem Światła – ta idiotyczna nazwa – ramię. Zabawne, że jeszcze kilka godzin temu przedstawiciel tego samego gatunku robił wszystko, by poderżnąć mu gardło, a teraz? Teraz inny anioł, choć cholera wie, czy nie jeszcze gorszy od Metatrona, stoi obok i opowiada o pogodzie, przewiązując szmaty przez obrażenia.
Ironia losu?

UŻYCIE MOCY
- Pirokineza: 1|3.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.09.16 19:56  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 9 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- Ale, że którego? Znam tylko siebie i raczej nie spotkałem nikogo o podobnym imieniu. Poza tym nie kojarzę żadnych potomków, czy przodków, ale to dość skomplikowane i tylko ten tam na górze, czy też gdziekolwiek teraz jest by wiedział - jak przystało na papcia, ne? - krótki, acz dość dokładny i kompletnie ogólnikowy wywód padł z ust Bella, jakby wszystkie te słowa miały uzasadnić niewiedzę anioła w kwestii swojego imienia, czy pochodzenia. Prawdą było jednak to, że sam Stwórca wiedziałby lepiej jak wyglądało jego stworzenie, czy narodzenie. Być może narodził się, bo tak naszło Boga, a może i narodził się z jakiś bliżej nieokreślonych potrzeb ludzkości. Chociaż sam był stary, jeśli nie starszy od świata, wiele spraw pozostawało poza jego możliwościami, czy wiedzą. Te jednak nigdy zbytnio nie obchodziły anioła. Przynajmniej nie na tyle, coby ten musiał zamęczać się różnymi rozważaniami. Problematycznym wydawało się jednak coś innego. - Może po prostu zmiękłem i już... - zaczął dość spokojnie, jednak w chwili, w której płomień zapłonął w pobliżu jego ubrania, wzdrygnął się na tyle, coby z początku wzdrygnąć się, aby to delikatnie odsunąć się od źródła niebezpieczeństwa. Można powiedzieć, że nagle zamilknął, a wypowiedź zawisła gdzieś w niebycie, nie mając zostać nigdy dokończoną. Z tego też powodu, blondyn pobladł, a jego spojrzenie zdawało się przez dłuższą chwilę lustrować miejsce, w którym nie tak dawno znajdywał się płomień. Przez dłuższą chwilę, wszelkie słowa nie miały dla niego większego sensu.
- ...wiernym? - wyszeptał, przełykając przy tym nerwowo ślinę i starając się zapomnieć o niezbyt przyjemnym doświadczeniu, które to miało miejsce nie tak dawno temu, a dokładniej z minutę, może nawet i pięć temu. - Nie sądzisz, że posiadamy też jakąś wolną wole - tak jak ludzie? - powiedział wciąż względnie cicho i względnie obojętnie, jak na jego wcześniejsze wypowiedzi. Wszystko po to, aby ostatecznie przenieść spojrzenie na kawałek materiału, którego to nawet nie ruszył, a następnie spojrzeć na poszkodowanego. - Cała ta hierarchia jest bez sensu, jeśli odwracamy się od podstawowych hm... powiedzmy, że nakazów, chociaż powinienem to raczej nazwać naukami, nie? Skoro Bóg nakazał - nie zabijać - dlaczego mamy mordować ludzi, których stworzył? Dlaczego ograniczać im wole i zmuszać do tego, aby byli posłuszni? Sami wymierzają sobie karę i sami o nią dbają, więc... czemu mamy ingerować skoro życie toczy się dalej? Zbyt łatwo macie na Desperacji, a może mieszkańcy tych całych miast mają nieograniczone niczym horyzonty? To wy decydujecie o waszym życiu, więc po co to zmieniać? - kolejna z dłuższych pogawędek, a ten nawet nie zaczął rwać materiału. Dopiero potem uświadomił sobie, że jednak o coś go poproszono, chociaż zbyt przyjemny sposób wyrażenia zapotrzebowania to nie był. Niewielki uśmiech ponownie pojawił się na jego twarzy pomimo usilnych prób porwania materiału przy użyciu własnej siły. Kroczek po kroczku, a od biedy - nitka po nitce - i jakoś się uda. - Naszym zadaniem powinno być jedynie podzielenie się wiedzą, czy pomoc, jeśli o taką poprosicie, aby to na końcu osądzić wasze czyny i odesłać w odpowiednie miejsce. Zresztą, nawet to jest dość problematyczne, bo nie każdego możesz sądzić tą samą miarą. Jeśli kobieta kradnie, by wyżywić swoje potomstwo, zamiast ubić je w jakiś kanibalistycznych celach, czy jest wtedy zła? Niektóre tak zwane 'zło' przyczynia się do 'dobra', nie? - dopowiedział kolejną wiązankę słów, bawiąc się w niemałe teoretyzowanie. Nie do końca wiedział, co zaszło między świtą Metatrona, a wymordowanym, ale miał pewność, że ten raczej nie wpadł tu na popołudniową herbatkę. Przynajmniej słowa wilczura pozwalały to jakoś wywnioskować. I chociaż pasy wychodziły dość nierówne i trochę obszarpane, w końcu jakieś się wytworzyły. Z delikatną pomocą jakiegoś ostrzejszego sopelka lodu, czy gałęzi, ale jednak! Wszystko po to, aby ostatecznie jakoś spróbować wykonać względnie pojęte i bardzo prowizoryczne opatrunki. Wszystko to, jednak poprzedzając wyczekującym pytaniem, czy upomnieniem: - Rozumiem, że mimo bólu - przedstawisz się w międzyczasie? Dalej tego nie zrobiłeś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 15 Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 15  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach