Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 15 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14, 15  Next

Go down

Pisanie 16.03.17 23:39  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Nabrawszy wody w cebrzyk, wspiął się znów na płaski teren i prawie zdeptał śniegowego króliczka. Poderwał jednak stopę na tyle szybko, by stworzonku nie stało się nic. Kliknął językiem o podniebienie w wyrazie niezadowolenia, odstawiając wiaderko.
- Jest zima... Wydawało mi się, że wszystkie zwierzaczki siedzą w norkach, gdzie im ciepło. Inaczej jakiś drapieżnik mógłby je łatwo złapać. - Uniósł nogę i powoli naparł na nos króliczka. Nie zdeptał go jednak całkiem, a jedynie uszkodził śniegowemu stworzonku głowę.
Szybko jego uwagę przyciągnęło pojawienie się trzeciej osoby. Spostrzegł Ismaela niezwykle wcześnie. W prawdzie nie sądził, aby anioł stanowił zagrożenie, ale nie potrafił wyciszyć własnej czujności, szczególnie zwiększonej dzięki mutacjom. Nie umknie mu spadający liść, a co dopiero człapiący anioł. Który w najsłabszy nawet sposób nie próbował ukryć własnej obecności.
Po prawdzie w pierwszej chwili myślał, że ma jakieś przywidzenia. Jasne ubranie oraz skrzydła wtopiły się w biel śniegu, sprawiając, iż Ismael wyglądał jak sunąca w powietrzu głowa. Kiedyś wierzono w takie demony...
Zbliżył się do brata, niepewny, czy go wzrok nie myli.
- Widzisz to? Wygląda jak... Yokai. - To nie tak, że się bał. Cóż... Może trochę. Przygryzł wargę, starając się sobie przypomnieć imiona i legendy związane z owymi przerażającymi demonami. Wysysały krew. Albo zjadały dusze. Chyba zależnie od demona. Były takie płonące? I niektóre, które można było zabić tylko, gdy spały.
Wolałby nie przekonywać się, jakim typem potwora jest ten spotkany właśnie w Edenie. Na szczęście nie musiał. Szybko zdrowy rozsądek mu powrócił, a ulepszony przez wirusa wzrok pozwolił dostrzec znajomą twarz.
- Oh. To tylko twój przyjaciel. - Poruszył łopatkami, wcześniej nieco spinając mięśnie. Rozluźnił się na powrót, ale osobliwe pojawienie się Ismaela sprawiło, że poświęcił chwilę rozmyślaniom o yokai.
Przymknął oczy. Chyba pamięta, jak się pisało ich imiona? Kucnął nagle i zaczął palcem rysować kanji, starając się ułożyć je w zapomniane nazwy. W połowie któregoś z kolei znaku uderzył otwartą dłonią w napis, niszcząc go.
Nie pamięta. Będzie musiał spytać Hito, on powinien wciąż kojarzyć tamte legendy.
Póki co mieli gościa. Którym chyba wypada się zająć? A przynajmniej przywitać. Wymordowany uniósł głowę i popatrzył po Ismaelu. Nie spodziewał się zobaczyć nikogo znajomego. Nie o tej porze ani nie w takim miejscu. W większości bowiem anioły korzystają z mocy, gdy braknie im wody. Jeśli nie swoich własnych, to proszą sąsiada o machnięcie ręki i ściągnięcie nieco płynu do wiaderka. Bliźniaki zaś... Muszą uciekać się do bardziej tradycyjnych metod.
Z tego względu widok bruneta wywołał lekką konsternację u wymordowanego. Nie przyszedł tu chyba czerpać wody? A wokół cisza i spokój, żadnej pracy dla anioła zastępu.
Chłopak wyprostował się wolno. Zerknął porozumiewawczo po bracie, zanim schował ręce w poły ubrania i ruszył w stronę anioła. Przystanął parę kroków od niego - odległość ta wymuszona została rozłożonymi skrzydłami. Nie chciał zdeptać lotek.
- Nie powinieneś powłóczyć tak skrzydłami. - Oho... Stara się być miłym. Zamilkł na parę chwil, czekając na ewentualną odpowiedź.
- Naprawdę. Powyrywasz sobie pióra. - Kontynuował jednak, zanim Ismael zareagował.
- I zabrudzisz je. Albo coś ci wyrwie. Lub połamie. Chciałbyś połamane skrzydła? Ja bym nie chciał. To by bolało. - Mówił dalej, stojąc nad aniołem niczym kat nad grzeszną duszą.
Westchnął ciężko zanim pochylił się i złapał za skrzydło Ismaela. Spróbował sam mu je złożyć i umieścić na plecach chłopaka. O ile brunet nie zaczął współpracować, skrzydło wciąż opadało., prostując się. Zapewne Hita próbował jeszcze kilkukrotnie, a gdyby efektów nie było znać, odpuściłby za którymś razem.
Niezależnie od wyniku jego starcia ze skrzydłem Ismaela, kucnął obok. Chciał spojrzeć, cóż tez jest tak interesującego w strumieniu.
Woda. Kamienie. Więcej wody i kamieni. Śnieg. Trochę lodu. Nie potrafił dostrzec tam nic, co by mogło aż tak kogokolwiek pochłonąć. Ale Ismael jest aniołem, a te mają zawsze... Odmienny tok myślenia niż wymordowani.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.17 2:01  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Hito spoglądał niby, zaskoczony na swoje arcydzieło. Jego mina wyrażała szeroko pojęte zaskoczenie pojawieniem się zimowego stworka, za moment przeobrażając się w zakłopotanie i nieodpartą potrzebę naprawienia odpadniętego noska. Nim się jednak schylił i na dobre zajął lepieniem kolejnych śniegoludków, Hitaoshi zapytał o pewną starą legendę.
- Youkai? Gdzie? - Sam chciał to zobaczyć. Zdawał sobie sprawę, że to dość nieprawdopodobne spotkać podobne stworzenie w Edenie. Ktoś by powiedział, że one nie istnieją. Hito jednak wolał wierzyć, że dobry Ojciec pozbierał je wszystkie ze świata i zabrał do lepszego miejsca. Tam, gdzie mogą sobie żyć w spokoju i nie musieć nękać się wzajemnie w świecie ludzi. Zresztą, jeśli nawet któreś z tych prastarych duchów znajdowało się tutaj, niedaleko, na pewno nie mogłoby być złe. Odwrócił głowę i wyprostował się, szukając wzrokiem demona. - Oh, rzeczywiście. To jest... Ismael. - Przywołał sobie w pamięci imię owego anioła. Stał o wiele wyżej w hierarchii i był dość dobrze rozpoznawalny, chociaż jak do tej pory Hito nie miał zbyt wielu okazji ku temu by jakoś szczególniej się z nim zaprzyjaźnić, czy nawet zamienić kilka słów więcej. Ot, spotykał go czasem na niektórych, ważnych zebraniach. Takie miejsca zawsze wywołują w nim uczucie smutku. Chciałby móc kiedyś zabrać ze sobą brata, aby pokazać mu te wszystkie, piękne istoty, jednak z drugiej strony zdawał sobie sprawę z tego jak mocnym byłoby to nietaktem w stosunku do wagi tych zgromadzeń. Westchnął krótko, wypuszczając z ust biały obłoczek pary. Czyżby rozczarowanie? Youkai to to nie jest, lecz na pewno był równie piękny co w wyobrażeniach braci.
Nim zwrócił uwagę na słowo, które próbował odtworzyć na śniegu Aoshi, owo zostało zamazane. Oczywiście, że by wiedział jak to napisać. Nawet w kilku różnych odmianach, chociaż najpewniej jego pismo nie byłoby tak piękne i dokładne jak to, którym został obdarzony Hitaoshi. Manuskrypt napisany jego ręką, byłby najpewniej najwspanialszą i najpiękniejszą księgą w całej krainie. Oashi poczułby się zaszczycony, gdyby brat zechciał napisać dlań coś niedługiego i pozwolił dołączyć to do reszty zebranych z Desperacji ksiąg i pergaminów.
Wracając jednak do anioła zastępów, wyglądał na przygnębionego. Czyżby pochłonęła go zimowa melancholia prowadząc bez celu aż na sam skraj Edenu? Cóż takiego przejmowało umysł Ismaela, że dotarł aż tutaj? Nie było mu zimno? Oashi wymienił spojrzenia ze swoim bratem, pozwalając mu iść przodem. Ufał mu, pierwszy się zainteresował, niechaj wiec zrobi dobry uczynek i sobie zapulsuje. Niestety szybko pożałował swej decyzji. Pewien był, że brat zaprosi niebieskiego ptaka do ich domu. Pozwoli ogrzać się przy ogniu paleniska oraz zaproponuje skosztowanie ziołowego naparu, jakim ostatnimi czasy Hitoashi zwykł częstować wszystkich gości jacy tylko przewinęli się w pobliżu ich domu. Łącznie ze zwierzętami - chociaż te tuż po sprawdzeniu zawartości naczynia szybko znikały gdzieś w swoich kryjówkach.
Serce dosłownie zamarło na kilka chwil w piersi anioła, w których to Hitaoshi dotknął skrzydeł Ismaela i zaczął bawić się nimi jak jakimś parasolem. Nigdy mu o tym nie wspomniał? O tym, jak czułe, ważne i delikatne są anielskie skrzydła? Może to był właśnie błąd? Skutki nadmiernych ograniczeń oraz wstrzemięźliwości. Nigdy nie pokazywał swoich, duchowych atrybutów w jego obecności, więc skąd wymordowany miał wiedzieć, że nie wolno ich dotykać bez pozwolenia? Wszak dla niektórych takie zachowanie jest odbierane bardzo intymnie, zaś dla jeszcze innych może się okazać brutalne i nieprzyjemne. Hito podbiegł do nich natychmiast, mając głęboką nadzieję, że ten gest nie obraził Ismaela dogłębnie.
- Aoshi. - Nieczęsto zdarzało mu się unosić głos, jednak stanowczy ton sam cisnął się na usta zakłopotanego Hito. Gdyby mógł, tak pewnie teraz szybko zapadłby się pod ten śnieg. Albo jeszcze lepiej – zrobił z Aoshiego bałwana, aby gdzieś zniknął na moment i nie rzucał się w oczy.
- Proszę mu wybaczyć. On nie wiedział. - Padł na jedno kolano, jedną dłoń kładąc na karku brata – o ile ten siedział w ciąż na swoim miejscu oraz w jednym kawałku - i dociskając, by nawet nie śmiał jej unosić w tym momencie. Jeśli było inaczej, tak po prostu modlił się o to by anioł zastępu potraktował ich w miarę łagodnie.
- Racz przymknąć oko na ten zuchwały czyn. Mój brat nie zdawał sobie sprawy z tego, że wypada najpierw zapytać o pozwolenie nim dotknie się czyiś skrzydeł. - Wyjaśnił dokładnie, aby Hita również dowiedział się czym właśnie obraził wszystkie niebiańskie ptaki oraz tego jednego konkretnego anioła. Gdyby sam był skrzydlatym, zapewne już rzucałby się w spazmach na myśl o tym, że ktoś obcy miałby dotykać go w tak erogennym miejscu. Tymczasem, mógł się jedynie domyślać cóż to za uczucie. Z jednej strony jego czym był jak najbardziej zrozumiały. Wszak nie jest to coś, czym obdarzone są wszystkie istoty. Ciekawość mogła pchnąć go do pewnych czynów, ale niech nie uważa, że tak bezpośrednie traktowanie każdego napotkanego skrzydlatego ujdzie mu na sucho.
- Jeśli nie macie innych planów, chciałbym móc was zaprosić do nas. Rozgrzejecie się, odpoczniecie. Zawsze to przyjemniej w większym gronie spędzać czas, aniżeli marznąć samotnie nad brzegiem rzeki, gdzie wraz z nurtem chłodny wiatr się niesie. - Uniósł głowę i uśmiechnął się nieśmiało. Zabrzmiało jak cytat z jakiejś starej książki. Najpewniej też tak właśnie było. Czytając krotny już raz te same fragmenty stron, zmieniał je jedynie nieznacznie w zależności od sytuacji, traktując z czasem jak swoje własne słowa. Zupełnie nieświadomie, jednak wciąż z myślą o tym aby kiedyś, móc odtworzyć księgę do której należały.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 2:38  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Zainteresowanie czymś w strumieniu minęło szybko, gdy usłyszał głosy gdzieś całkiem niedaleko. Głosy przerodziły się w kroki, zbliżające się, więcej niż jednej osoby. Anioł zastępu odwrócił głowę w ich stronę, na jego twarzy nie było ani cienia emocji, zupełnie jakby nie do końca wiedział co ma czuć. Dopiero gdy skojarzył wygląd, na jasną twarz wpełzł lekki uśmiech, a sam skrzydlaty powrócił wzrokiem do przepływającej wody. Przynajmniej dopóki nie usłyszał głosu obok siebie.
- Ale mamoooooo - jęknął, patrząc ze zbolałym wyrazem na nadopiekuńcze stworzenie. W jego ustach mogło brzmieć to dziwnie. W końcu nigdy nie miał mamy, hasał sobie kiedyś jako iskierka energii stworzona przez samego Najwyższego, gdy zażyczył sobie pomocy w tworzeniu świata. Można powiedzieć, że w ogóle nie miał rodziców. Ot, smutny los jednego ze starych jak sam świat aniołów, który widział chyba wszystko co tylko się dało. Ismael nie chciał jednak współpracować, a jego skrzydło jak na złość rozłożyło się jeszcze bardziej i pacnęło Aoshiego w nogę. Zaraz po tym złożyło się dość ciasno i przylgnęło do pleców czarnowłosego, jakby wreszcie postanowiło zgodzić się na współpracę.
- Nie mam żalu, bracie aniele. Niewiedza nie jest grzechem - odpowiedział ciepło, a miodowe oczy skierowały się na Oashiego. Promienny uśmiech rozświetlał niezdrowo bladą twarz, ślepia wydawały się być nieco zbyt szkliste żeby były zdrowe. - A ty masz moje pozwolenie. Choć niektórzy naprawdę mogą się za coś takiego obrazić - skierował się do tego, który wcześniej "śmiał" go dotknąć. Drugie zdanie wypowiedział półszeptem, jakby powierzał jakąś tajemnicę, której wyjawienie groziło śmiercią.
Zanurzył dłoń w zimnym strumieniu, pod wodą przesuwając palcem niemalże z czułością po czymś, co wyglądało jak kamień. Przynajmniej póki nie poruszyło się to, okazując nieco dziwnym kwiatem. To właśnie jemu tak namiętnie przyglądał się skrzydlaty, choć wcześniej płatki nie były rozchylone. Teraz kiwał się delikatnie dzięki nurtowi. Zasłonił usta dłonią i zakaszlał dość okropnie.
- Nie chciałbym was pozarażać, choć muszę przyznać, że to bardzo miła propozycja. Większość aniołów czuje się jakoś nieswojo w mojej obecności od chwili, w której wróciłem z Miasta.
Większość nawet nie używała jego prawdziwego imienia, nawet te starsze przerzuciły się na to, z którego zaczął korzystać dopiero po apokalipsie. Rozwinęło się to do tego stopnia, że już nawet przedstawiał się tylko nim. Do tego tatuaże jakoś odrzucały innych przedstawicieli jego rasy, jakby nagle stał się kimś innym niż był. Fakt, czarne gałki oczne mogły nieco przerażać, ale mimo wszystko aż tak się nie różnił. Nadal miał te miodowe ślepia, tylko otoczone czernią zamiast bielą.


Może jeszcze się rozwinę z długością i jakością... T_T
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 18:24  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- Ale mamoooooo.
Brakowało, by chłopak założył ręce na piersi i spojrzał z miną pod tytułem "nie przekupisz mnie tymi jękami" na Ismaela. Zamiast tego ucieszył się, że w końcu skrzydła współpracowały i ładnie się złożyły. Kto to widział tak poniewierać piękne pióra? Chciał już wyciągnąć dłoń i pogłaskać skrzydła. Nie dane mu to jednak było, bowiem szybko Hito podszedł i przytrzymał wymordowanego za kark.
Co on zrobił? Gdzie popełnił błąd? Przecież chciał pomóc. Chciał być miły. Przejawił troskę względem skrzydeł Ismaela. A że w dość bezpośredni, tak charakterystyczny dla wymordowanych sposób - no cóż. Z samym skrzydłem obszedł się bowiem delikatnie, jedynie bestialsko śmiał dotknąć je bez pytania. Cóż za brak kultury. Jakże on śmiał?
Nie rozumiał poruty brata. Wszak skrzydła są elementem ciała. Wymordowany również ma pióra, a jednak nie broni nikomu ich dotykać. Niestety jedna z naprawdę nielicznych osób, które znają go pod jego wężową formą, nawet nie chce głaskać kogucich skrzydeł Hity. Zaś temat aniołów naprawdę prawie między braćmi nie istnieje. Nie potrafi pojąć dlaczego. Oashi tak bardzo udaje człowieka. Czasem wymordowany ma wrażenie, iż sam zapomina o swojej anielskości. Nie pokazuje skrzydeł, rzadko korzysta z mocy... Jedynie na ichnie sabaty czy tam inne msze regularnie biega. W przeciwieństwie do Hitaoshiego, jaki w interakcję z którymkolwiek aniołem wchodzi od święta. Jakby był i nie był w tym Edenie jednocześnie.
Z drugiej strony, wymordowany nie daje się dotknąć w czasie wylinki. Ale to zupełnie inna sytuacja. On, gdy gubi skórę, jest narażony na atak przez lekkie pogorszenie wzroku. Nie mówiąc o ogólnej drażliwości. Zatem wszelkie macanki mogłyby skończyć się utratą przez macającego ręki... Oby tylko ręki.
Skrzydła aniołów jawiły mu się jako coś normalnego. Niczym stopa czy dłoń. Że potrafili je chować? Tak samo jak Hita umie porzucić wężową formę i stać się człowiekiem. Niezaprzeczalnie mierzył anioły własną miarką, do której nijak nie pasowały wszelkie podniosłe aspekty anielskości. Chłopak był tak mocno przyziemny, jak tylko może być pełznący po podłożu wąż.
Przez moment się zestresował. Nigdy nikomu nie zdradzał się z własną rasą, woląc, aby wyciągali wnioski na podstawie obserwacji. Oczywiście tylko te sprzyjające Hicie wnioski. Skoro jego brat jest boskim posłańcem, widać Aoshi także należy do niebiańskiej rodziny. To bardzo prosta logika, która pozwala mu nie kłamać otwarcie. Wystarczyło, że nie wyprowadzał ich z błędu. Ale czy brak obycia w anielskim savoir-vivre lub brak posiadania podstawowej wiedzy na temat skrzydeł, nie sprawi, że zostanie zdemaskowany? Jego pozbawione naturalności zachowanie w kontaktach z innymi zawsze można zrzucić na fakt, iż nieczęsto się pokazuje. Może takie wyjaśnienie przejdzie?
- Dziękuję za wybaczenie. Za rzadko... przebywam z innymi aniołami. - Wytłumaczył się cicho, znów stosując niedopowiedzenia. Wszak samotność obdziera człowieka z dobrych manier, anioła zapewne też. Szczególnie takiego, który nie został stworzony ręką Boga. Hito chyba nie ukrywał, że jest odrodzonym? Posłał mu nieco podenerwowane spojrzenie, jasno dające do zrozumienia, że to jego wina. Zamiast tuszować swoją rasę, mógłby zwyczajnie nauczyć wymordowanego, jak się postępuje z aniołami. To by wiele stresu im obu darowało.
Z drugiej strony dostał pozwolenie. Ismael mu zaufał czy każdemu pozwala dotykać skrzydeł? Zastanowił się nad tym chwilę. Skrzydlaty chodzi z anielskimi atrybutami jasno zauważalnymi, wręcz nie dba o nie. Najpewniej więc nie są mu obce dłonie przeczesujące pióra. A relacja z wymordowanym... Niemalże cała oparta jest na kłamstwie. Nawet jeśli anioł zastępu sądzi, iż Hita jest godny zaufania, myśli tak o jego wykreowanym wizerunku, nie o prawdziwym chłopaku. Dość... Przykre. Jednak konieczne, zważywszy na to jak okropny oraz bestialski Aoshi w rzeczywistości bywa.
- Będę miał to na uwadze. Dziękuję raz jeszcze.
Spojrzał na kwiat rozkwitający pod wodą. Nie pamiętał - poza pewnymi wyjątkami - który anioł posługuje się jakimi mocami, zatem dość często nagłe ich przejawy stanowiły dla kapłana niespodziankę. Mniej lub bardziej przyjemną, zależnie od przypadku. Tym razem była naprawdę miła. Przyglądał się płatkom, poruszanym prądem strumienia w niekłamanym zachwycie. To, co jeszcze przed momentem wyglądało jak kamień, teraz pokazywało światu swe wdzięki.
- Niebywale piękna roślina. Cóż to za gatunek? - Spytał, chcąc samemu dotknąć kwiatu. Szybko jednak zrezygnował, mając prawdopodobnie dość problemów związanych ze wścibskimi rękoma jak na jeden dzień.
Dalej zrobiło się niezręcznie, przynajmniej dla niego. Ismael ewidentnie był chory, ale Hita nie lubił obcych w domu. Mimo to, szykował się przymknąć oko na własne niedogodności, aby odpłacić aniołowi za poprzednie potknięcie. Przynajmniej do momentu, aż ten nie zaczął się żalić. Co wymordowany miał zrobić? Powiedzieć, że nie rozumie ich zachowania? Że jemu nie przeszkadza wygląd Ismaela? Że może był w Mieście za długo i inni od niego odwykli?
Nie potrafił pocieszać, a już na pewno aniołów. Wobec tego taktycznie przemilczał temat, pozwalając bratu przejąć inicjatywę w rozmowie. Liczył, że Hito jakoś podniesie Ismaela na duchu.

Wszystko jest w porządku~ Tak długo, jak odpisy będą w miarę szybko, nie przeszkadza nam ich długość.

Prawdopodobnie 3x zt - rozgrywka umarła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.18 19:22  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Od kilku dni pogoda była nie do zniesienia, a duchota zaowocowała potwornymi wręcz burzami. W okolicach grzmiało, jakby niebo chciało zarwać się na głowy wszystkim chodzącym po świecie istnieniom, a ciemne chmury przypominały zwiastun nadchodzącej apokalipsy. Pioruny bezlitośnie uderzały o ziemię, łamiąc drzewa, którymi na ogół nikt nie zawracał sobie głowy traktując to, jak coś zupełnie naturalnego, jednak tym razem jedno z nich przewaliło się na strumień, który służył jako źródło nawadniania ogrodów. Z początku nikt nie zwrócił na to większej uwagi, ponieważ ulewy zrobiły swoje, jednak wystarczyło kilka dni, by zdać sobie sprawę, że poziom wody w niektórych miejscach zaczął drastycznie opadać.
Drzewo okazało się na tyle duże i kłopotliwe, że pracujące w okolicy anielice służebne, nie były w stanie dać sobie z nim rady samodzielnie.

UWAGA: zadanie przeznaczone jest dla dwóch osób, tym razem nie ma opcji z ingerencją MG, a ta pojawi się dopiero, gdy skończycie opisywać wydarzenie.
                                         
Laviah
Archanioł
Laviah
Archanioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laviah. Po prostu.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.09.18 1:41  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, kiedy wbił spojrzenie w niebo i nie wypatrzył na nim chociażby pojedynczej chmury. Gdyby nie był świadkiem ostatniego załamania pogody, nawet przez myśl by mu nie przeszło, że działo się to zaledwie kilka dni temu, choć piętno takowych nie przeszło bez echa. Rozejrzał się dookoła, jak co dzień rozrzucając ziarno na podwórze swojego domostwa, chociaż nie istniała w nim pewności, że paw, który ulokował się w nim, nadal tutaj przebywał. Co prawda szukał go parę dni temu, ale nie mógł go nigdzie znaleźć, zatem uczepił się myśli, że udało mu się schronić się gdzieś przed niebezpiecznym żywiołem i odczekał, aż się wszystko unormuje. W tym przekonaniu utwierdzało go brak pokarmu, który zaobserwował, gdy wracał do domu, ale równie dobrze za jego ubytek mogło być odpowiedzialne ptactwo. Mieszkał nieco na uboczu, przy rzeczce, a widok z niewielkiego tarasu w formie przybudówki rozciągał się na miasto, skąd często w chwili wolnych grał na harfie, obserwując jak aniołowie budzą się do życia, ale napotykał w tej okolicy głównie zwierzęta. Często otaczająca dom mgła była kolejną przyczyną, dlaczego nikt się w te miejsce nie zapuszczał. Ciężko było tutaj trafić, jeśli nie znało się jego dokładnego położenia, więc nic dziwnego, że przez okres paru dni z nikim nie zamienił chociażby pojedynczego słowa.
  Gwałtowne ulewy, które skutecznie zagoniło mieszkańców Edenu do swoich domów, pojawiły się nagle i bez żadnej zapowiedzi uprzykrzyły życie aniołom, a ich następstwo pod postacią nagłych wyładował atmosferycznych było anomalią na taką skalę, że nie sposób było ją ujarzmić, gdyż bardzo szybko okazało się, że burza była nie do poskromienia, nawet przy użyciu wszelkich środków, którym dysponował Eden. Przeczekanie niekorzystnych warunków okazało się być w końcu jedynym wyjściem z tej podbramkowej sytuacji; tak też się stało, ale potem ilość strat mnożyła się bez liku. Na ich liście znajdowały się przede wszystkim uszkodzone domy, zatem oprócz tradycyjnego patrolowania granic rajskiego miasta, nałożyły się na niego nowe obowiązki i miał ręce pełne roboty. O ile przewróconymi drzewami nikt nie zaprzątał sobie głowy, to ten pierwszy problem wywołał poruszenia wśród skrzydlatych, ubolewających nad stratami swoich bliźnich. Nic więcej dziwnego, że informacje o powalonym drzewie na stawie przeszło bez echa, ale ten stan rzeczy utrzymał się przez jedynie kilka dni. Gdy roślinność w ogrodach zaczęła przymierać, zainteresowanie tym zjawiskiem się nasiliło. Nascela postanowił udać się w tamte okolice, w obawie, że stworzona przez matkę naturę tama nadal mogła znajdować się pod napięciem. Dysponując władzą nad elektrycznością, był do pewnego stopnia odporny na jej działanie, dzięki czemu zbytnio przez to nie ucierpi.
  Rozejrzał się ostatni raz dookoła w celu upewnienia się, że wszystko pozostawia bez zmian, po czym zmaterializował swoje skrzydła (gubiąc przy tej sposobności kilka piór) i wzbił się w powietrze, chcąc jak najszybciej znaleźć się ku powalonemu drzewu. Już wcześniej podpytał o drogę, więc trafił w to miejsce bez żadnych przeszkód. Nie spodziewał się jednak, że kogoś tam ujrzy — z pewnością nie o tej porze, kiedy słońce nie zdążyło w pełni zaszczycić mieszkańców Edenu swoją obecnością — toteż, lądując, zadbał o to, by nie spłoszyć znajdującego się tam anioła, a gdy rozpoznał w nim Liriella odetchnął mimowolnie.
  — Dzień dobry — przywitał się, zerkając na niego w przelocie, ale szybko przemieścił wzrok na wschód słońca, który z tego miejsca prezentował się wręcz nienagannie. Kontemplując go, przez chwilę zapomniał o prawdziwym celu swojej wizyty w tym miejscu, ale po chwili oprzytomniał. Spojrzał w kierunku strumienia i oto jego oczom ukazał się problem. Drzewo zakryło jedno z jego ujść, sprawiając, że woda ledwo co przeciskała się przez gałęzie. Podszedł, by z bliska przyjrzeć się temu problemowi.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.09.18 19:39  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Potężna burza, która nawiedziła Eden dla wielu istot mogła być rzeczą niepożądaną i wręcz tragiczna w skutkach, lecz znalazło się także i wąskie grono istot, którym taki przebieg zdarzeń bardzo ułatwił życie, a w ich gronie znajdował się nie kto inny jak sam - Sekui.
Olbrzymia ulewa i łamiące się drzewa spowodowały, że wiele istot wyszło ze swoich bezpiecznych kryjówek, a co za tym idzie, umożliwiła drapieżnikowi łatwiejsze zaspokojenie swojego głodu - oczywiście samemu też poniósł tego konsekwencje, gdyż jego teren łowczy przeniósł się bliżej granicy, której nie śmiał przedtem przekraczać, czyli bliżej miejsca w którym mógł napotkać istoty na których widok stwór preferował wycofanie się na bezpieczną odległość.
Jednak z dnia na dzień strumień nieopodal jego legowiska się kurczył przez co zabrakło w nim ryb, a także większa zwierzyna w wyniku braku możliwości ugaszenia swojego pragnienia zaczynała migrować w jego poszukiwaniu, aż w końcu na jego terytorium ilość zwierzyny nie była wystarczająco duża by zaspokoić jego głód... z którego powodu był w stanie stłumić nawet swoje zwierzęce instynkty, które kazały mu się trzymać od pierzastych istot z daleka.

W poszukiwaniu pokarmu zawędrował aż pod same granice Edeńskiego ogrodu, był tak zdesperowany że zaatakowałby zwierzynę spokojnie z dwa razy większą od siebie, co mogłoby być całkiem sporym wyzwaniem, zważając na to, że nie wiele istot w desperackiej faunie dorównywało mu rozmiarem.  
Cokolwiek spotkał na swojej drodze, pożarł lub co najmniej starał się to pożreć - pozostawiał po sobie jedynie urozmaicony krajobraz w postaci połamanych krzewów, resztek zwierzyny i poranionych drzew. Jednak nadal był głodny, a zapach zwierzyny prowadził go dalej i dalej w głąb ogrodu. Przemierzając tak kolejne chaszcze, jego wzrok przykuł dość pokaźnych rozmiarów paw, który krzątał się bez ładu i składu między zaroślami. Sekui bez większego namysłu rzucił się na ptaka, którego potraktował potężnym ciosem, a ten wyleciał z zarośli i upadł nieopodal zatamowanego strumienia.
Sam zdziczały wyskoczył chwilę po tym i wtopił swoje kły w ledwo dyszącego pawia.
Jednak jednego nie zaobserwował, że wyskoczył prosto przed dwójkę aniołów, którzy mogli obserwować jak monstrualnych rozmiarów zwierze spogląda swoimi ślepiami prosto na nich, a w paszczy trzymał rozszarpane ciało ptaka, z którego wylatywały wnętrzności i posoka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.09.18 22:37  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Kochał naturę pod każdą jej postacią, ale burze były dla niego przede wszystkim stresujące. Połączony z przyrodą w dziwny, niemożliwy do opisania sposób, wyłapywał z zewnątrz dziesiątki impulsów, które przekładały się na jego własne, psychiczne zdrowie. Gdyby pozostał w Niebie — w bezpiecznym niebycie, w raju, w którym nie nakładano na niego trudów cielesności, ani, tym bardziej, nie udostępniano mu czegoś takiego jak „ludzka wytrzymałość umysłowa” — z pewnością nie robiłoby to na nim takiego wrażenia. Jednak tutaj, na ziemskim padole, ostatnie dni okazały się katorgą.
Krzątał się po domu jak zjawa, znikając Ianowi z oczu przy byle okazji. Nie chciał, aby przyjaciel dostrzegł w jego rozbieganym spojrzeniu strach i niezrozumienie, a poza tym, mimo szczerych chęci, nie umiałby mu wytłumaczyć w czym leżał problem. Matka Natura po prostu... krzyczała. Był to irracjonalny dźwięk bez żadnych nut; jak cisza, która następuje po trzaśnięciu drzwiami w środku nocy, gdzie powietrze drga jeszcze od uderzenia, ale wokół panuje już milczenie. Te nagłe, liczne wrzaski powodowały u Liriella poczucie bycia osaczonym. Jakby cały czas różni nieznajomi pojawiali się na jego drodze i zaczepiali go, choć nie pragnął niczego poza odpoczynkiem.
Dlatego tej nocy nie wytrzymał.
Wymknął się z domu, zadzierając głowę, aby spojrzeć na niebo. Było czarne jak ebonit. Burzowe chmury pomknęły w swoją stronę, pozostawiając edeńskie tereny z masą zniszczeń. Liriell zdawał sobie sprawę, że anielskie miasto, a już szczególnie jego mieszkańcy, potrzebują rąk do pracy przy odbudowie chat i zbieraniu podniszczonych roślin, z których nie będzie już zbyt wielkiego pożytku. Nie mógł jednak skupić się na informacjach, o których opowiadał mu Ian, bo myśli za bardzo uciekały w stronę błagań. To musiał być zebrany w jeden głos dźwięk tysięcy istnień. Drzew, które — łamane piorunem — upadały jak człowiek przestrzelony przez broń. Krzewów tratowanych brutalnie przez uciekającą faunę. Zwierząt opuszczających swoje bezpieczne kryjówki, które — zalane lub zawalone — nie nadawały się już do swoich funkcji.
Nie. Nie był w stanie tego dłużej słuchać. Musiał zobaczyć co się dzieje. Wesprzeć przynajmniej część Edenu; tej jego żywej części, która cały czas, już szeptem, prosiła o wsparcie.
W kilka godzin później, gdy niebo stawało się coraz jaśniejsze, stał już przy zawalonym pniu. Do jednej jego strony przylegała woda, wyciekająca już po bokach z koryta. Po drugiej poziom wody wydawał się co najmniej o 3/4 niższy.
Liriell przegryzł dolną wargę, zastanawiając się nad tym, jak zaradzić problemowi. Był tak skoncentrowany na opcjach, które zostawiał lub od razu wyrzucał z umysłu, że gdy odezwał się głos — tak blisko, REALNIE BLISKO — niemal podskoczył. Czuł jak wrzask zaskoczenia obija się o zaciśnięte zęby, ale strach odbił się na jego twarzy na sekundę — i zgasł. Nie stłumił ciarek przebiegających wzdłuż kręgosłupa (nawet nie próbował; ciało reagowało samo, a on nie uzyskał nad nim kontroli dostatecznie dużej, aby tłamsić naturalne reakcje), ale przynajmniej nie wyglądał, jakby zaraz miał zacząć krzyczeć.
Obejrzał się tylko przez ramię i utkwił spojrzenie podkrążonych oczu w nowej postaci. Uśmiechnął się do niego.
Dobrze cię widzieć — powiedział cicho, zaraz z powrotem nakierowując zimny wzrok na „tamę”. — Wygląda na to, że...
Umilkł gwałtownie, nasłuchując.
Plecy wyprostowały mu się jeszcze bardziej (co wydawało się niemożliwe), a sam Liriell stał jak na baczność, próbując zrozumieć, o co chodzi. Znów to niesprecyzowane uczucie, jak mocne zaciśnięcie pięści na trzewiach. Jak mowa w obcym języku. Co tym razem? Co tu się dzieje?
Było to mniej intensywne niż podczas ostatnich, burzowych dni, ale z każdą chwilą stawało się głośniejsze. Anioł Zastępu położył dłoń na rękojeści broni, której i tak nie chciał wyciągać. Palce opadły jednak luźno na orężu i zacisnęły się na nim gwałtownie, kiedy spomiędzy krzewów (pewnie usłyszał szelest liści jako drugi, zawsze miał kłopot z wychwytywaniem PRAWDZIWYCH dźwięków) wyskoczył olbrzymi...
Liriell cofnął się błyskawicznie, przytłoczony widokiem martwego ptaka zwisającego ze szczęk gigantycznego wręcz stworzenia. Pobladł na twarzy i jakaś jego część — ta wciąż tchórzliwa, niepewna i błądząca — pragnęła spojrzeć na stojącego nieopodal Nascela i zapytać, co powinni teraz zrobić. Zamiast tego zmusił się, aby pozostać w miejscu, z głową obróconą frontem do... ile mógł mieć? Trzy metry? Cztery? Pięć?
Z pewnością nie ma złych zamiarów — wyszeptał konspiracyjnie w kierunku długowłosego towarzysza, nie zdejmując czujnych oczu z pyska zbryzganego krwią. — Być może odejdzie, jeżeli nie zrobimy mu krzywdy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.09.18 17:28  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Odwzajemnił uśmiech, ledwo wyginając wargi ku górze, jakby ten grymas dostarczył mięśniom twarzy trudnego do zniesienia bólu, pomimo iż wcale takowego nie poczuł. Nie było mu do śmiechu. Od chwili, kiedy jego stopy na powrót spoczęły na miękkim, przeżartym przez wilgoć gruncie, a ten ugiął się subtelnie pod ciężarem anielskiego ciała, napełnił go niepokój.
  Zerknął przez ramię w kierunku, gdzie jak mu się wydawało, wydobywał się szelest liści, ale jego wzrok - oprócz połamanych przez ostatnie opady deszczu krzewów - nie napotkał potencjalnego twórcy hałasu. To ptak, to pewnie ptak, pomyślał, chcąc w to uwierzyć, acz przychodziło mu to z wyraźnym trudem, ale oto przed jego oczami ukazała się sylwetka pawia. Od razu poznał w nim tego, który jeszcze nie tak dawno temu eksponował swój ogon w promieniach słońca, gubiąc przy tej sposobność od dwóch do trzech piór. Nie spodziewał się, że burza zmusi go to oddalania się tak bardzo od domu. Poczuł wyrzuty sumienia i pożałował, że nie wybudował mu czegoś na wzór kurnika, gdzie mógł przeczekać kiepskie warunki pogodowe.
  — Tutaj się schowałeś — rzekł w kierunku ptaka; w tonie jego głosu pobrzmiewał wyraz ulgi, ale zwierzę w ogóle nie zwróciło uwagi na dwie skrzydlate istoty ulokowane na brzegu strumienia. Szybko przebierał swoimi chudymi odnóżami, a jego głośny skrzek przełamywał ciszę i zagłuszył wypowiedź Lirella. Nascala nie zdążył nic powiedzieć, bo wtem zarośli wskoczył potwór i w zaledwie kilka sekund znalazł się przy pawiu, bez krzty litości go zaciskając zębiska na chudym karku.
  Anioł wypuścił ze świstem powietrze, zaciskając dłoni na rękojeści miecza. Krew w nim zawrzała, mimo iż zwisające z potwornej paszczy ociekające w posoce truchło ptaka nie było jednym z najbardziej przejmujących widoków jakie widział w swoim życiu. Walczył sam ze sobą, ażeby złość nie zdominowała nad zdrowym rozsądkiem. Wówczas nie panował nad sobą i stwarzał zagrożenie dla wszystkich znajdujących się w jego najbliższym otoczeniu, a także dla samego siebie.
Być może odejdzie, jeśli nie zrobimy mu krzywdy?
  Akurat, kiedy z ust drugiego anioła popłynęły takowe słowa, rozległ się zgrzyt zwykle towarzyszący przy wydobywaniu broni z pochwy, ale nie wymierzył katany przeciwko szkaradnej istocie.
  — Jest głodny i żeruje na tym obszarze — wyrzucił z siebie na jednym wydechu, obserwując jak istota przełyka łapczywie ptaka. — Kiedy oczyści okolice ogrodów ze zwierzyny, a prędzej czy później mu się to uda, przemieści się w stronę rajskiego miasta, aby znaleźć nowy teren łowiecki. Nie możemy do tego dopuścić.
  Prawdziwy cel ich pojawienia się w tym miejscu stał się dla anioła odległy i mglisty, a po chwili niemalże całkowicie zapomniał o znajdującym się za jego plecami powalonym drzewie. Wpatrywał się w stojącą nieopodal istotę, dzierżąc w dłoni swą katanę. Druga ręka anioła Zastępu mimowolnie powędrowała ku włosom. Wyczuł pod opuszkami palców strukturę pierza. Nie mógł pogodzić się z tą startą i z trudem powstrzymywał się przed skorzystaniem z daru w postaci elektryczności. Powstrzymała go przed tym obecność Lirella. Nie chciał demonstrować przed nim tlącego się w nim okrucieństwa wznieconego przed ludzkie emocje. Nadal słabo sobie z takowymi radził, a mimo to ani drgnął. Analizował ruchy bestii, trwając w gotowości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.09.18 2:22  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Mięso pawia powoli przesuwało mu się przez przełyk, raz za razem gdy, by w końcu trafiło do żołądka wymordowanego.
Stwór oblizał niechlujnie pysk z krwi i wbił swoje spojrzenie w dwójkę aniołów stojących nieopodal.
Był głodny, wręcz absurdalnie głodny - a uczucie to zwalniało wszystkie hamulce, wszystkie jakie posiadał, a to zdecydowanie nie było czymś dobrym.
Sekui obrócił się całym cielskiem w kierunku dwójki aniołów, otworzył przy tym delikatnie pysk i sapnął gardłowo, a także pozwolił niewyobrażalnemu odorowi wydobyć się z jego paszczy. Następnie opadł na przednie kończyny, pazury wbiły się w miękką wilgotną glebę niczym rozgrzany nóż w masło, a ogon zaczął wywijać w każdą stronę.
Sapał przy tym i parskał, a także wydawał z siebie nienaturalnie brzmiący burkot, jakby z głębi swojego ciała - a może było to zwyczajnie oznaka tego, że żołądek domaga się więcej pokarmu?

Uszy miał postawione na sztorc, a w momencie w którym jeden z aniołów wyciągnął swój oręż, te widocznie skierowały się w jego stronę, źrenice natomiast delikatnie mu się powiększyły.
Sekui zaczął sapać jeszcze wyraźniej, a z pomiędzy zębów przeciskała się gęsta wydzielina, która kapiąc mu z pyska tworzyła cienkie połyskujące nitki, które urywały się gdy kropla śliny w końcu dotknęła podłoża.
Wymordowany postawił pierwszy krok, lecz nie prosto w kierunku któregoś z aniołów, a na skos od nich... jeden za drugim, powoli ich obchodząc.
Ogon natomiast uderzał od czasu do czasu w glebę.
W pewnym momencie Sekui wyrzucił przednią część ciała do przodu, lecz zatrzymał się w połowie i odskoczył do tyłu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.10.18 23:26  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Byłoby o wiele łatwiej, gdyby książki, jakie znosił mu Ian z różnych dziwnych zakątków Edenu (Liriell miał tylko szczerą nadzieję, że nie były kradzione, ale przyjaciel zawsze zapewniał, że zdobył je „legalnie”) przedstawiałyby sytuacje taka jak ta. Prościej postawić się w roli, którą już się gdzieś widziało, doświadczyło jej choćby fikcyjnie. A teraz? Liriell miał wrażenie, że grunt osuwa mu się spod nóg; obolała od wiecznych szmerów czaszka stanowiła przedmiot umieszczony w imadle. Metalowe części urządzenia wciskały się coraz mocniej w jego skronie powodując rozkojarzenie i otępienie.
Ból.
Powodowały ból.
Skrzywił się lekko; akurat w chwili, w której rozległ się metaliczny dźwięk wysuwanej z pokrowca katany. Znał tę nutę — towarzyszyła setkom treningów pod okiem Nasceli. Czy on naprawdę..?
Nie — szepnął ochryple, kątem oka rzucając szybkie spojrzenie drugiemu aniołowi. Ostrze oręża skierowane było ku dołowi. Odetchnął, co w obecnej sytuacji zakrawało o idiotyzm. Mieli przed sobą dyszącą bestię, z której pyska lała się krew jak z wodospadu — a on nie myślał o niczym innym jak o tym, aby nie skrzywdzić prężącego się na froncie giganta.
„Rozwiążemy to inaczej” — podpowiadał umysł. „Nie wiem jak. Skąd mam wiedzieć? Po prostu inaczej. Co zrobiliby w książkach, które tak sobie ukochałeś? Co zrobiłby Nascela, gdyby był tutaj sam?”.
Nagle zwierzę skoczyło wprzód. Cały tlen w organizmie ciemnowłosego zamarł; krew zastygła w żyłach. Przez jego mięśnie przebiegł dziwny impuls, a woda, która dotychczas spokojnie obmywała przewalone drzewo, nagle szumniej uderzyła w korę, jakby natura zwiększyła jego nurt. Krople cieczy rozbryzgały się na drewnie.
Jedynym, na co wpadł Liriell, było spokojne oddalenie się od dzikiego stworzenia. Postawił niepewny krok w tył, nie spuszczając szeroko otwartych oczu z wyszczerzonego pyska. Spomiędzy ostrych zębów wypływała gęsta, czerwona masa. Gdy jakieś gałęzie rzucały cień na mordę agresora, krew stawała się czarna jak noc.
Oddalmy się — szepnął, ledwo poruszając ustami.
Nie prowokujmy. Nie róbmy żadnych gwałtownych ruchów. Na litość boską, Nascelo, NIE WALCZMY Z NIM! — Nie możemy go przecież skrzywdzić.TY nie możesz tego zrobić. Ciężki miecz Liriella nie widział światła dnia od miesięcy i jak raz młody adept bardzo odczuwał ciężar swojej broni. — Nie zaatakował nas jeszcze. Dzikie zwierzęta boją się ludzi, nie podchodzą do nich... Nie wejdzie przecież między ludność miasta... To dla niego nienaturalne.
Kiedy nabrał głębszego wdechu, strumień na powrót uspokoił swoją formę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 15 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14, 15  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach