Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 15 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 10 ... 15  Next

Go down

Pisanie 31.05.15 22:17  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 6 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Śmierć. Na wynos. W pudełeczku śniadaniowym :l
Ale poważnie, mieszkasz w Japonii gurl, jakim cudem mogą być dla ciebie creepy uczennice z tego kraju? Nie byłaś aby sama takową kiedyś? Czułaś się nieswojo z powodu samej siebie? MAGIA! Jakaś czarna przy okazji.
Hm, więc wychodzi na to że czeka ją nastawianie każdej kosteczki pokolei, a potem modlenie się do tego Boga czy w co tam wierzy że zacznie z powrotem działać jak powinna. Tylko tyle w sumie może zrobić.
Albo załatwić sobie metalową protezę, choć chyba wtedy szlag trafi aerodynamikę lotu, prawda? Nie to żeby człowiek ze skrzydłami był aerodynamiczny w pierwszym miejscu, tak poza tematem.
Kogoś by się znalazło. Jakiś "szalony Jack" ze złomowiska, który po odcięciu nogi Abi wsadziłby na jej miejsce łopatę. Albo dwie, by łatwiej było stać. Nooo, w ostateczności zepsutą wiertarkę, też jakiś sposób na chodzenie. A jakby to działało na innych, na wiercenie im dziur w brzuchach!
Hehe. Taki tam suchar.
W sumie po Lenie można się spodziewać więcej niż na pierwszy rzut oka. Nie ugotowałby zupki, nie robiłby za magazyn, nie przycinał sukienki, ALE LWEM BY SIĘ MÓGŁ ZAJĄĆ. Załatwiłby mu sobą całkiem dobrą opiekę, jego pajączek nie marudzi. No i też nieźle się sprawdza jako encyklopedia o wszystkim i wszystkich wokół, choć trochę już nieaktualna. Tak troszeczkę, wcześniej było dużo lepiej. Ten rok w plecy boli. Nie, wróć, nie boli. W końcu Len nie ma w sobie "zdiagnozowanego" bólu. Ech, ten komputerowy umysł. Niby fajny, ale czasem brakuje w nim tego i owego. Bólu, niektórych emocji, zahamowań, czołgów...
Eee, dobra, może bez czołgów. Choć gdyby umiał się zmieniać w czołg, robiłby niezłą furorę, prawda? Niestety jednak - ile może z czołgu mieć, to tylko całkiem solidny pancerzyk. Tyle na plusik.
Hm, wyrzuty sumienia, tak, coś w tym może być. No i anielica mimo wszystko wydawała się bardziej przekonywująca dla nieco "naiwnego" systemu. Sam fakt że tamten chciał go zaatakować elektrycznością naznaczył go jako wroga publicznego numer jeden. Tylko prośba o niezabijanie go sprawiła, że kolejny łeb nie potoczył się po ziemi. Tylko całe zwłoki, nah, shhh. Nie toczył się po upadku. Zarył tylko twarzą w ziemię i tak jak był, tak został. W sumie biedny aniołek - czasem sam system androida zaskakuje jego siła. Nie jest zbyt rozbudowaną pod tym względem istotą, lecz wciąż jest zdolny do zadawania całkiem przyzwoitej siły ataków, takich jak teraz.
Przechodząc przez mgłę, w dość szybkim tempie znalazł się z powrotem przy anielicy, która akurat zainteresowała się pulsem osobnika. Żył. Jak raz Lenny się o to postarał.
Początkowo wydawał się zignorować słowa, wciąż podążając w ciszy obok niej ku drodze wyjścia z Edenu. Olał to do tego stopnia, że aż wyjął znów swój "scyzoryk" i trzymając go tak w dłoni, stąpał w kierunku wyjścia.
- Nie jesteśmy jeszcze bezpieczni na tyle, by przeprowadzać rozmowy. Twoja prędkość ruchu wcale w tym nie pomaga. - Czy on marudził? Hm... Tylko tak troszeczkę.
Czego jednak się nie spodziewał, zauważył na horyzoncie znajomy kształt w kolorze czerni, zbliżający się do nich jak mały motorek. Im bliżej był, tym łatwiej było dostrzec, że to pająk. Spory pająk. Ten sam pająk którego anielica mogła wcześniej zauważyć w mieście. Tupot 8 odnóży stawał się co raz wyraźniejszy, podobnie jak kształt i rozmiar zbliżającego się zwierzaka. Skrył swoją broń, a na jego twarz wstąpił nieznaczny uśmiech.
- Mam ci pomóc, tak? O to twój pojazd jaki cię przetransportuje w okolice gór Shi. Nie odmawiaj jej, bywa dość kapryśna. - Początkowo pająk nie zareagował zbyt chętnie na inne zwierzę w okolicy, wydając dość nieprzyjemny, skrzeczący odgłos i rozstawiając odnóża, jakby gotując się do skoku na lwa. Maszyna jednak szybko zbliżyła się do pająka i uspokojająco pogładziła jego łeb, przyklękując obok.
- Nie obawiaj się, nie zagrożą ci. Mam dla ciebie zadanie. - Wskazał dłonią żółtookie indywiduum stąpające jak ostatnia niemota świata. - Przeniesiesz ją, w porządku? - Niemal można było kroić nożem niedowierzanie we wzroku pająka na to zadanie, jakie otrzymała od swojego pana, ale szybko pogodziła się ze swoim losem, co skwitowała cichym, dość nieprzyjemnym syknięciem, po którym stanęła na drodze anioła. Lenny wcale nie zamierzał być miły - poprostu wepchnął Abigail na grzbiet Miry.
- Nie wierć się, to nie zlecisz. Idziemy. - I jak powiedział - tak poszli.

[Jeśli chcesz to nie musimy tego kontynuować (choć chciałoby się, w końcu to teoretycznie nie wlicza się do limitu fabuł : P ), bo dopiero odpiszę jak już to w piątek.]

[z/t x2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.07.15 14:11  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 6 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- Oczywiście. – rzucił w stronę kobiety, wymalowując na twarzy uprzejmy uśmiech. Skoro mieli spędzić ze sobą parę następnych godzin wolałby nawiązać z nią w miarę przyjazne relacje. Zazwyczaj miał pecha jeżeli chodziło o towarzystwo. Na świecie istniało mnóstwo zepsutych, agresywnych osób, które nawet jeśli nie błyszczały przed tobą kłami w zamiarze niedługiego rozszarpania gardła, często charakteryzowały się zwykłym chamstwem, przez co przebywanie obok nich zaliczało się do zwykłej katorgi. Mimo wszystko rudowłosa zrobiła na nim bardziej pozytywne wrażenie, niż negatywne. Zdawała się przynajmniej taktowna.
- Tak jak mówiłem, mamy do wybory dwa miejsca; mokradła i plażę. Mimo wszystko Eden jest odrobinę bliżej. – rzucił, proponując cel podróży, który poza tym, że nie wymagał od nich (aż tak) zdartych od chodzenia nóg, z pewnością był też bezpieczniejszy. Nie miał bladego pojęcia, że zamierzał wpakować wyznawczynię boga Ao wprost na anielskie tereny. Najprawdopodobniej z uwagi na możliwe desperackie zagrożenia nie zmieniłby swojej decyzji, aczkolwiek jego wewnętrzny skrzydlaty ostro skarciłby się za podobne czyny. Na ogół żył jak zwykły wymordowany… jednak własnej natury się nie zmieni, a Ourell był kimś, kto pamiętał czasy rzezi sprawionej przez ten felerny Kościół.

{ }

Pojęcie „bliżej” zdawało się w tym momencie tak przykre…
O ile faktycznie mogliby zmęczyć się mniej, niż podczas spaceru pod sam ocean, droga dłużyła się niemiłosiernie, zżerając im cenne godziny. Ourell nieczęsto wyściubiał nos poza granice siedziby, dlatego podobne wędrówki były dla niego rzadkością. Mimo wszystko z jego ust nie padło ani jedno słowo marudzeń czy narzekań. Właściwie odzywał się szczątkowo, większą uwagę skupiając na prawidłowym doprowadzeniu swojej ekipy myśliwych w dobre miejsce.
Kiedy jednak desperacką pustkę zaczęły wypełniać zielenie Edenu, anioł zdecydował się zwolnić kroku, nareszcie skupiając uwagę na swojej nowej towarzyszce. Choć zwrócił ku niej łeb w przyjaznym geście, malując na twarzy sympatyczny uśmiech, błękitne oczy nieświadomie wżarły się w jej twarz, próbując wychwycić jak najwięcej szczegółów dotyczącej jej reakcji na nowe miejsce, jego towarzystwo i wszystkie inne czynniki. Brzydko, ale analizowanie każdego możliwego człowieka i rzeczy weszło mu w nawyk już kilkaset lat temu.
- Mam nadzieję, że masz jakieś doświadczenie w polowaniu, Tereso... – rzucił, kątem oka dostrzegając przepływający przez polankę strumyk. - … ponieważ ja jestem w tym całkowicie zielony. Nawet nie posiadam żadnej broni poza małym scyzorykiem do cięcia bandaży. – odparł, automatycznie poprawiając ciążącą na ramieniu torbę. Nie prezentował się jak zmizerniałe chucherko, acz usposobienie powinno dać kobiecie do zrozumienia, że faktycznie nie zaliczał się do zbuntowanych, krwiożerczych bestii, z jakimi zwykle utożsamiało się osoby noszące niemal identyczną żółtą chustę, co on. Będzie cudem, jeśli w ogóle uda im się wytropić tego drania.
- Czy wiesz jak wygląda ryjowiec? Powinniśmy znaleźć w tej okolicy jego nory...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.08.15 13:48  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 6 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
A więc jej przymusowy towarzysz zasugerował Eden. Cóż, sama Vivian nie była jakoś szczególnie zainteresowana rejonem występowania zwierzaków, więc zaufała, że blondyn się nie myli. Wyglądało na to, że zna też drogę w wybraną przez siebie lokację, co też umniejszało im problemów. I tak nie będzie łatwo - w końcu jakże by mogło być, skoro znajdowali się w Desperacji - więc każde usprawnienie sobie zadania warto wziąć pod uwagę i w miarę możliwości zastosować.
Nieszczególnie przejęła się tym, że właśnie zmierzali ku siedzibom anielskim. Akane nigdy nie miała nic przeciwko istotom innych ras, szczególnie odkąd krwawe ofiary zostały wykreślone z obowiązkowego planu dnia każdego szanującego się aonisty. Anioły to zatwardziali heretycy, jasne. Ale nawet oni są istotami żyjącymi, które mogą jeszcze wrócić na ścieżkę dobra. Przynajmniej tak uważała sama Andersson, tak więc wyprawa do Edenu nie stanowiła dla niej żadnego problemu. Nikt nie musiał się tam dowiedzieć, ze pochodzi z nowego Kościoła, czy też że sprawuje w nim wysokie stanowisko. Nie planowała żadnemu mieszkańcowi rajskiego miasta czynić krzywy i liczyła na to, że tego samego może się spodziewać od nich. A tak dla własnego bezpieczeństwa lepiej się zwyczajnie nie afiszować, kim jest i jaką wiarę wyznaje.
Jej towarzysz niewiele się odzywał. Nic dziwnego, skoro przemierzali pustynię; w tych warunkach lepiej oszczędzać siły na oddychanie i stawianie kolejnych kroków na trasie wielka skała-Eden. Na dobrą sprawę nie wiedziała, czy medyk w ogóle chce, by zajmowano mu myśli rozmową, pozostała więc przy pokonywaniu koniecznej drogi w niemal całkowitym milczeniu. Główkowała w tym czasie nad tym, jak właściwie zamierzają dorwać zwierzaka. Sama nie była mistrzynią polowań. W ogóle nie miała pojęcia o uganianiu się za zwierzyną. Z bardziej bojowych umiejętności posiadła tylko tę obejmującą posługiwanie się nożem. Wątpiła jednak, by jednym posiadanym przy sobie sztyletem była w stanie ubić jakieś futrzaste stworzenie kryjące się pośród flory rajskiej okolicy.
Zieleń stopniowo wypełniała krajobraz, powodując u kobiety silny przypływ tęsknoty za starymi, dobrymi czasami z murach M-3. Lata dzieciństwa i wypraw do parku, wiosenne popołudnia spędzane w Dolinie Pięciu Jezior, przydomowy ogródek przybranych rodziców... miejsce, w którym się znalazła, przypominało jej właśnie o wszystkich tych dobrych rzeczach z własnej przeszłości. Trudno skonkretyzować, co właściwie przedstawiał w tym momencie jej wyraz twarzy. Z jednej strony zachwycił ją urok edeńskiej okolicy i nie da się temu zaprzeczyć; z drugiej zaś strony wyglądała trochę jakby zbierało jej się na płacz. Kochała swój nowy dom w górach, jednak żadna jaskinia nie mogła wyprzeć z jej serduszka tęsknoty za sielskim obrazem, jaki właśnie ujrzała.
W takim miejscu mogłaby zostać na zawsze.
- Vivian. - Westchnęła nieznacznie, poprawiając rozmówcę w kwestii swego imienia. Nie ufała burdelmamce i nie zamierzała przy tamtej parszywej osobie zwierzać się ze swoich realnych danych osobowych, jednakże Ourell wzbudził jej sympatię na tyle, by postanowiła podać prawdziwe imię. Zresztą na dłuższą metę "Teresa" brzmiało po prostu źle.
- Hm, no to będzie ciekawie, powiem ci. Wiem, jak wygląda ta mała bestyjka, ale przy sobie mam tylko nóż, a to chyba nie jest idealne narzędzie polowania. No i kompletnie się na tym nie znam. - A więc cudownie. Ktoś wypuścił dwie nieogarnięte kluchy, by pobawiły się w kotka i myszkę z jakimś głupim szczurem. Westchnęła w zrezygnowanym tonie i rozejrzała się dookoła.
- No, ale nie ma się co poddawać. Jakoś damy sobie radę - dodała optymistycznym tonem i uśmiechnęła się przyjaźnie do medyka. Radosne iskierki błysnęły w jej zielonych oczach, ukazując rodzący się w duszy dziewczyny entuzjazm. Nawet jeżeli będzie ciężko, nie zamierzała się wycofywać z poleconego zadania. W końcu to wszystko dla dobra chorego dziecka! Już samo to powinno być motywacją, by dać z siebie wszystko.

[Jejku, przepraszam, że tak długo D: Jeszcze Ci to jakoś wynagrodzę ;-;]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.08.15 4:24  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 6 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
„Vivian”
Zatrzymał się w pół kroku, odwracając się do niej z lekko zdezorientowanym spojrzeniem. Z początku nie do końca wiedział, jak to imię miało się do zlokalizowania kryjówek ryjowca, aczkolwiek szybko pokiwał ze zrozumieniem głową. Choć był typem osoby, która nienawidziła obracać się w fałszywych informacjach – w końcu był medykiem; musiał wiedzieć wszystko o wszystkim i to w najwyższym stopniu – wiadomość, że Teresa nagle okazała się Vivian, przyszła mu wyjątkowo łatwo. W zasadzie sam ukrywał się ze swoim prawdziwym, anielskim imieniem, uznając posługiwanie się przybraną godnością za coś wygodniejszego. Wierzył, że dziewczyna sama miała wystarczająco dobre powody, by na starcie przedstawić się fałszywymi danymi. Tym bardziej czuł się wyjątkowy, że czerwonowłosa postawiła go ponad tym dobrym powodem i uznała za kogoś godnego tej informacji.
- O, ponownie miło mi cię poznać, Vivian. Ja pozostaję niezmiennie Ourell’em. – zaśmiał się delikatnie, obracając cały poruszony wątek w nieco luźniejszym klimacie. Nie potrafił po tak krótkim czasie stwierdzić jaka była jego rozmówczyni, aczkolwiek w ciągu tego całego czasu, z którym z nią przebywał, wydała mu się całkiem sympatyczna. – Szczerze mówiąc, uważam, że to nawet ładniejsze imię, niż Teresa. – zaśmiał się ponownie, posyłając jej sympatyczny uśmiech. Uprzejmy, aczkolwiek niezbyt długi, gdyż obowiązki były dla niego ważniejsze, niż jakiekolwiek kontakty międzyludzkie.
Szybko wrócił do lekko pochylonej pozycji, rozglądając się za niewielkimi norami bestii. Entuzjazm Vivian był dla niego tak wielką odskocznią… był stróżem z powołania, który rzadko opuszczał swoje miejsce pracy, toteż nieczęsto zdarzało mu się wychodzić poza granice siedziby. Siedząc w ciemnych podziemiach dwadzieścia cztery godziny na dobę, wśród najgorszych oprychów, jakich Desperacja tylko znała, zaczął się szczerze dziwić, gdy ktoś tak po prostu był dla niego miły.
Od razu czuło się jakieś przypływy motywacji.
- Aż nie wiem, jak się za to zabrać. - … czyli mówisz, że gdzie te przypływy motywacji? – Może gdybym zalał norę wodą, to zdołalibyśmy go stamtąd wypłoszyć, a później ubić? – o, lepiej. Uniósł rękę na wysokości swoich barków i zmaterializował na koniuszkach palców krople wody, chcąc pokazać towarzyszce, że nie będą zmuszeni mechanicznie przelewać wody ze strumienia. Tyle magii było w tym świecie… Jednak mimo blasku wchodzącego pomysłu czuł się fatalnie wypowiadając swoje słowa.
Zalać.
Ubić.
Wypłoszyć.
Miał zdecydowanie zbyt anielskie usposobienie, aczkolwiek były rzeczy ważne i ważniejsze. Przysięgał Bogu chronić ludzi, nie zwierzęta, więc mimo lekkiego poczucia winy, wciąż wydawał się zdecydowany.
Rozejrzał się bystrym spojrzeniem po okolicy.
- Tylko trzeba te nory znaleźć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.15 21:06  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 6 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Cóż poradzić, że wolała być wołana tym samym imieniem, które nadali jej rodzice (co prawda przybrani, ale zawsze to coś) niż jakimś randomowym, które wymyślił pierwszy lepszy wariat z burdelu.
Wybacz, Jinx, ale przegrałeś w konkursie na wymyślanie danych osobowych Akane i musisz się pogodzić z tym, że tylko dla ciebie pozostanie Teresą.
Generalnie rzecz ujmując, nie kryła się szczególnie z niczym na swój temat. W większości przypadków zwyczajnie nie odzywała się niepytana, stąd też Ourell zupełnie nieświadomie zabrał dziewoję z Kościoła Nowej Wiary na przechadzkę po Edenie. Nie pytał? Nie pytał, no to niczego nie mówiła. Właściwie do tej pory nie wymagano od niej podania żadnych godnych zatajenia informacji, a nawet jeżeli - jeżeli tylko mogła, wolała stawiać na prawdę. Mniej problemów, jeżeli ktoś wykryje kłamstwo. Jedno minięcie się ze stanem realnym zazwyczaj pociągało za sobą kolejne i kolejne, przez co trudno by się we wszystkim połapać. Lepiej sobie oszczędzić takich problemów.
- Och, dziękuję. - Uśmiechnęła się delikatnie na miłe słowo. Niby dotyczyło ono tylko czegoś tak prostego jak imię, a i tak potrafiło wywołać pozytywną reakcję. Małe rzeczy tworzą piękno codzienności.
No ale nie można w nieskończoność zajmować się pogawędką, do roboty też się trzeba zabrać. Rozejrzała się wokół siebie raz, drugi. Tylko jak tu pośród całej tej zieloności zlokalizować coś tak niepozornego jak norka gryzonia? Przymrużyła oczy z frustracją, jednak zaraz z powrotem spojrzała na medyka, tym razem zaciekawiona. Miał plan. Plan. Plan był dla nich teraz bardzo ważny, skoro tak mierne radzili sobie z polowaniem. Ale nawet nie sam opis możliwości wywołania ryjowca z nory zwrócił uwagę Viv - chociaż od razu uznała go za dobry i pokiwała głową z aprobatą - co zwróciła uwagę na niezwykłe zjawisko wody pojawiającej się przy dłoni Ourella. Otworzyła oczy nieco szerzej, nie kryjąc zdumienia.
- Wow - wyrwało jej się półgłosem. Jeżeli wcześniej była osobą blondyna nieco zainteresowana, to teraz ten stosunek przechylał się coraz bardziej w kierunku żywego zafascynowania. Że niby ten koleś ot, tak wyczarowuje sobie wodę? I że to niby nie jest cudowne?
Dla panny Andersson zdecydowanie było.
- Znajdziemy - rzuciła krótko, acz stanowczo, po czym ruszyła przed siebie, rozglądając się po podłożu. Co jak co, ale nie zamierzała zawieść. Nie tego biednego, niewinnego, chorego chłopca, który potrzebował ich pomocy. Nie Ourella, który wpakował się razem z nią w to trudne zadanie. Wreszcie nie zawiedzie samej siebie. Uda im się. Wierzyła w to całym sercem i połową każdej z nerek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.08.15 11:58  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 6 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
„Znajdziemy.”
Dobrze by było. Blondyn kompletnie nie znał się na polowaniach, a na myśl o ubiciu jakiegokolwiek stworzenia, jego anielskie sumienie zaczynało okładać go po twarzy ze słowami co ty u licha wyrabiasz?! Morderca! Jednak cel czasami uświęcał środki, a mimo wszystko śmierć jednego stworzenia była ceną życia drugiego, które de facto liczyło się znacznie bardziej. Poza tym znajomość teorii była w tym momencie na duży plus. Opłacało się siedzieć całe życie z nosem w książkach, chcąc nauczyć się jak najwięcej rzeczy.
- Ich nory przypominają małe tunele, przekopane podobnie, jak krecie, tylko większe, prawda? – zagadnął, przybliżając się do strumienia. W okresie letnim często wylewał, tworząc wokoło siebie miękkie, błotniste mokradła. Nie do końca wiedział czy to lato było dostatecznie deszczowe, by po raz kolejny przesadnie nawodnić glebę, jednak wyczuwszy zapadające się podeszwy, dostał odpowiedź na swoje przemyślenia. – Hm.. widuję tutaj pewne małe kopce, zasłaniające wejście do tuneli, choć gdy jestem w Edenie nie skupiam się za bardzo na ryjowcach... – bystrym spojrzeniem przeanalizował całą powierzchnię, która się przed nimi roztaczała. Gdyby tylko wiedział, z kim aktualnie prowadził rozmowę… przyznawanie się do tak częstych wizyt w anielskim sanktuarium najpewniej nie zostanie odebrane zbyt pozytywnie, nawet, jeśli jego celem nie były podróże ku uciesze jego skrzydlatych sióstr i braci, by wspólnie pomodlić się przy kolacji, a zebranie wszystkich medykamentów potrzebnych do wyleczenia Psów.
Delikatnie się uśmiechnął.
- Tam. – wskazał palcem niewielki kopczyk, bez wątpienia wyryty przez ostre zakończenia łap ryjowca. Zbliżył się nieznacznie, rozkopując butem zewnętrzną powierzchnię, chcąc odsłonić niewielki tunel. – Uważaj, ryjowce są bardzo agresywne. – rzekł profilaktycznie, nie mogąc odmówić sobie ostrzeżeń. Jak zwykle zresztą. – Przez jednego diabła nie mogłem ruszać ręką przez pół godziny… unikaj ich śliny. – odparł, na ułamek sekundy odwracając głowę od kopca, by jeszcze raz spojrzeć na kobietę… i to było błędem.
Coś przeleciało tuż obok jego ucha.
Wrócił spojrzeniem do nory.
Obślizgły, bezoki łeb prychał na niego lepką, zbitą substancją, wydając z siebie coś na wzór gniewnego powarkiwania. Był wściekły.
- Szczęście w nieszczęściu… - odparł, natychmiast odsuwając się o kilka kroków, by nie dostać jadem w twarz. Nie chciał teraz zalewać zwierzęcia wodą, bo je jeszcze spłoszy. Zerknął kątem oka na Vivian. Liczył na jej pomoc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.15 12:27  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 6 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Mogła nie mieć planu i i mogła nie mieć szczególnych umiejętności, które mogłyby pomóc w osiągnięciu celu, ale miała wiarę. I nie chodzi nawet o jakieś teologiczne dysputy na temat tego kto ma rację, co jak wyglądało, jak żyć panie premierze i temu podobne, ale o proste przekonanie, że musi im się udać. Całe serce wkładała w poszukiwania nor zwierzaka i czuła przemożną chęć uczynienia wszystkiego co w jej mocy, by kreaturę ubić i dostarczyć na pomoc choremu chłopcu.
Nie czuła większych skrupułów, by utłuc gadzinę. Wprawdzie lubiła różne kochane i futrzaste stworzonka, jednak ryjowca z pewnością nie mogła opisać żadnym z tych pozytywnych epitetów. Kojarzyła w przybliżeniu wygląd stworzenia i byłą przekonana, że może zaszlachtować je bez większych skrupułów. Nie żeby miało jej to sprawiać przyjemność, bo nie wyobrażała sobie polowania dla sportu; jednak potrzeba była wielka, nagła i wymagająca pewnego pośpiechu. Jeżeli zaczną się rozdrabniać na własne słabostki, dzieciak cofnie się w rozwoju do poziomu zarodka i na takim już pozostanie. Najgorszemu wrogowi nie życzyłaby takiego losu.
- Z tego co pamiętam, to tak - przytaknęła na uwagę o sposobie zamieszkania ryjowców. Podczytywała w życiu sporo książek i kojarzyła podobny opis, choć chyba nigdy nie widziała takiej nory na żywo - a przynajmniej nie w sposób świadomy. Zresztą, jeżeli chodzi o Eden, to nie bywała w nim za często. Ba, nie bywała w ogóle, więc nie miała za bardzo prawa wiedzieć, gdzie w rajskich ogrodach można znaleźć rzeczonego zwierzaka. Jak dobrze, że chociaż jedno z nich wiedziało, gdzie szukać! To znacznie ułatwiało sprawę.
Wbrew pozorom, Vivian nigdy nie była nastawiona wrogo do rasy anielskiej. Prawda, że uczestniczyła w bardzo wielu krwawych ofiarach, gdzie ginęły skrzydlate istoty, jednak podchodziła do sprawy w sposób bardzo obiektywny. Gdyby mieli mordować każdego anioła, musieliby też pozbyć się części wiernych - w końcu niektórzy nawrócili się na nową wiarę. Tak więc z punktu widzenia Kościoła istnieli zarówno dobrzy, jak i źli aniołowie (czyli bardziej lub mniej oporni na transfer do konkurencyjnej religii). Dobrych lubimy, źli - mają przekichane. Proste jak budowa cepa i łatwe do przyswojenia nawet przez pięcioletnie dziecko. A sama kobieta podobnie podchodziła do każdej spotkanej w życiu osoby. Nie miało większego znaczenia, czy Ourell należy do skrzydlatych, czy też nie. Polubiła go od samego początku, więc tym bardziej rasa nie mogła na to wpłynąć.
Wyszczerzyła zęby w radosnym uśmiechu na widok zwykłego, małego kopczyka z ziemi. Ostrożnie wydobyła nóż i ułożyła go wygodnie w dłoni, gotowa zaatakować w każdej chwili. Podążyła za blondynem i okrążyła wejście do norki zwierzaka, stając naprzeciwko mężczyzny. Kiwnęła głową ze zrozumieniem na cały wykład o bezpieczeństwie i już miała przenieść wzrok na ziemię, gdy coś przeleciało obok twarzy medyka. Od razu spojrzała w dół i ujrzała poszukiwane przez nich stworzenie, prychające wściekle na jej towarzysza.
Bingo.
Stała za zwierzakiem i najwyraźniej jej nie widział. Zamierzała wykorzystać tę szansę. Prawa ręka czerwonowłosej wykonała krótki, mocny i pewny ruch, wypuszczając ostrze prostym lotem w kierunku karku zwierzęcia. Przy odrobinie szczęścia ryjowiec się nie ruszy i będą mieli trupa, sztuk jeden.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.09.15 17:46  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 6 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
    MISTRZ GRY.
Szelest.
Ciche warknięcie.
Trzask łamanej gałęzi.
Aż w końcu zza linii poszarpanych krzaków wysunęła się pierwsza, przygarbiona sylwetka. Czarny jak smoła nos, rudy, drżący od warkotu pysk, później złote, świecące oczy, sterczące uszy, które przylegały teraz ściśle do czaszki, zdradzając niepewność bestii. Wielki na półtora metra wilk wysunął się zza ściany zieleni, ze wzrokiem skupionym na Vivien. Zatrzymał się raptownie, z lekko uniesioną łapą, gdy ostrze przecięło powietrze i trafiło ryjowca. Czarne, oślizgłe ciało zaczęło się wić, wydając serię syknięć. Nieporadnie, ale bardzo szybko kierował się do swojej nory, z nożem wbitym w galaretowate ciało.
Wilk warknął gardłowo kompletnie niezainteresowany próbą uratowania się małego ryjowca. Ruszył z opuszczonym łbem ku Vivien, cały najeżony, demonstrując ostre kły. Pierwsze dwa kroki postawił ostrożnie, wręcz niepewnie. Potem wystrzelił do przodu jak strzała, przeskakując strumień i napierając na Opętaną.
W chwili, gdy pozostawił na ziemi wyryte hakowatymi pazurami podłużne ślady, zza krzewów wyłonił się kolejny łeb. I następny. I jeszcze jeden. Czarny, biały, złoty, rdzawy. Wataha powarkiwała, nie zgrywając się ze sobą kompletnie. Dwa z nich ruszyły w bok, najwidoczniej z zamiarem okrążenia swoich ofiar. Dwa następne ─ samice, czarna i złota ─ rzuciły się do przodu w stronę Ourella.
A ryjowiec się wił.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.09.15 20:12  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 6 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Skupił spojrzenie na ruchach Vivian, bacznie obserwując z jaką łatwością uporała się z wijącym, syczącym zwierzakiem, którego mieli przyjemność pozbawić życia. W zasadzie było mu całkiem na rękę pełnić funkcję obserwatora, a dzierżenie w dłoni sztyletu pozostawić kobiecie. Wojownik był z niego żaden, a nawet coś tak błahego, jak trzaśnięcie muchy butem czasami sprawiało mu nie lada trudności pod względem mentalności (Joł, joł.. rymy składam, jak Mickiewicz Adam!). O ile patrzenie na śmierć ryjowca nie stanowiło dla niego zbyt wielkiej straty, tak z pewnością splamienie rąk jego krwią byłoby już nieco krzywdzące. Choć pod pewnym względem i tak powinno być… w końcu czy chciał czy nie, przyczynił się do tego morderstwa.
Jednak, kto miałby czas się nad tym rozwodzić, prawda?
Panie, miej go w opiece...
- Gładko poszło. – rzucił, wciąż z wielką nieufnością obserwując wijące się żelowate ciało stworzenia, ostrożnie podchodząc do jego agonii. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby zwierzak wraz z ostatnim tchnieniem wydał z siebie strużkę paraliżującego jadu wycelowaną w ich oczy, która utrudniłby im resztę zadania. Mimo wszystko Ourell i tak czuł się zwycięsko, nawet, jeśli na twarzy wciąż wypisywała mu się powaga, wymieszana z formalnie przyjaznym tonem. – Napiszę do Jinx’a. – rzucił z należytą uprzejmością, sięgając do bezdennej torby po przestarzałe - jak na tamtejsze czasy – urządzenie i wybrawszy właściwe opcje, zaczął wystukiwać kciukiem w ekran, drugą ręką grzebiąc w torbie, na ślepo wyszukując materiału, w który zawinęliby galaretowate spojrzenie.
Gdzie jes
Warkot natychmiast go wyprostował, zjeżdżając palcem po przypadkowych literach, nieświadomie wysyłając wymordowanemu sms’a, o nieco niezrozumiałej treści. Jednak Ourell ani myślał się teraz nad tym rozwodzić.
Rozeznanie się w sytuacji.
Zerknął w bok.
Na ułamek sekundy zwrócił się do tyłu.
Momentalnie wrócił spojrzeniem w przód.
Przemianowały mu się priorytety, automatycznie ustawiając kolejny cel.
- Nie rób gwałtownych ruchów. – rzucił szybko, natychmiast stająć tuż przed kobietą, próbując nieudolnie osłonić ją własnym ciałem, choć wychodziło mu to raczej miernie, zważywszy na liczebność ich nowego przeciwnika, który sądząc po wyszczerzonych zębiskach, mógł zrobić im nieco większą krzywdę, niż kilkugodzinne odrętwienie ręki.
Kły, warkot, szelest liści pod ich łapami…
… ale najważniejsza była w tym momencie osoba, za którą automatycznie wziął odpowiedzialność.
Ściana wody, jakby znikąd otoczyła ich w niewielkim kręgu, piętrząc się wściekle i pieniąc. Miniaturowy wodospad starał się narobić jak najwięcej huku i jak najbardziej przestraszyć czające się bestie, choćby na kilka cennych sekund, opłaconych, natychmiastowy zachwianiem się blondyna i niewielkim załamaniem w kolanach. Wbrew kilkunastotysięcznej praktyki, nie oszczędzał zużywanej energii, starając się, by jego dzieło wyszło jak najbardziej pompatyczne. Wypuścił z siebie ciężko powietrze, nie pozwalając sobie na zwolnienie. Gdyby tylko miał dostatecznie dużo czasu, z pewnością nie patyczkowałby się z wyjęciem jedynej ostrej broni, którą miał przy sobie; mały scyzoryk do cięcia bandaży.
- Bądź w gotowości, proszę. Postaram się, jak tylko będę mógł.
Chodziło oczywiście o ochronę.
Gdyby sytuacja tego wymagała, Ourell w tym przypadku nie wahałby się samemu rzucić się wprost pod kły, czy rozedrzeć wyszczerzonego pyska swoją marną bronią, tym razem plamiąc się cudzą krwią.
Ojcze, wybacz mi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.09.15 21:24  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 6 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Trafienie z tak bliskiej odległości nie mogło być trudne. W końcu trzymała nóż w ręku nie pierwszy raz i doskonale umiała się nim posługiwać, czy chodziło o posiekanie zieleniny, czy ubicie szczuropodobnej kreatury. No cóż, nie była to może jej ulubiona forma spędzania wolnego czasu, jednakże polowaniu mimo wszystko przyświecał szczytny cel. Stąd też bardzo ucieszyła się, gdy ostrze gładko wbiło się w małe ciałko zwierzęcia. Poza pojawieniem się szerokiego uśmiechu na twarzy dziewczyny, pierwszym odruchem było dobicie zwierzęcia. Podeszwą solidnego buta wycelowała w głowę (bądź ewentualnie inną część ciała) trafionego ryjowca, by przygwoździć go do ziemi, schylić się i raz na zawsze zakończyć jego żywot porządnym ruchem noża. No, warto było wyjąć go z truchła, żeby nie leżał tam cały Boży dzień. Cała ta operacja raczej powinna się udać, o ile nic nie stanęło na przeszkodzie.
No bo w końcu gdyby teraz nic się nie stało, to poszłoby im za łatwo. A kiedy coś dzieje się zbyt łatwo, to należy od razu spodziewać się najgorszego.
- Okej - przytaknęła krótko, kiwając głową na komunikat blondyna. Warto powiadomić głównego odpowiedzialnego za całą akcję o zakończeniu polowania i udać się w drogę powrotną, żeby nie tracić czasu.
Gdyby w tym momencie wątek się zakończył, nie byłoby czego opowiadać potencjalnym wnukom.
Cichy trzask dotarł do jej uszu i nieznacznie pobudził czujność.
Warknięcie sprawiło, że przymrużyła oczy w zastanowieniu i zaczęła się odwracać w jego kierunku górną połową ciała, pozostawiając nogi w identycznym jak wcześniej położeniu. Wystarczająco szybko, by spostrzec zmierzającego w jej kierunku wilka i na tyle późno, by otworzyła szerzej oczy w niemej oznace przestrachu. Niestety, nie było czasu na obmyślanie jakichkolwiek planów. Obroń się, albo zgiń.
Gdyby w tej chwili nie otaczała ich grupka żądnych krwi drapieżników, pewnie zdążyłaby się wzruszyć iście bohaterską postawą Ourella w tym jednak wypadku kompletnie nie powinna takimi detalami zaprzątać sobie głowy.
- Jakiś plan? - wyszeptała, gdy pojawił się bliżej; tuż przed tym, gdy hucząca ściana wody pojawiła się dookoła. Łatwo było się domyślić, kto był sprawcą zamieszania - w końcu już wcześniej zaprezentował swoje umiejętności.
- Masz mój "miecz" - dodała jeszcze. Nawet nie pamiętała, skąd zna ten specyficzny tekst i dlaczego właśnie teraz przyszedł jej do głowy, jednak na sto procent była pewna jednego. Cokolwiek by się nie działo, pozostanie ramię w ramię ze swym obecnym towarzyszem bez względu na to, jak rozwinie się nieciekawie wyglądająca sytuacja.
Ale co mogła zrobić Vivian w tej sytuacji?
Póki otaczał ich niewielki wodospad, nie mogła nawet myśleć o wychylaniu zza niego nosa. W ręku powinna mieć teraz swój nóż, ale trudno byłoby z nim walczyć przeciwko jednemu wilkowi... a co dopiero mając czterech oponentów! Mogła próbować się bronić, gdyby któryś rzucił się bliżej i odsłonił kawałek swojego ciała, jednak byłaby to bardzo ryzykowna gra.
Czekała na ruch ze strony pozostałych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.09.15 0:38  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 6 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Wiedział, gdzie szukać tych gryzoni. Ale tylko tyle. Już w połowie drogi zaczął pluć sobie w brodę, że przed opuszczeniem murów świątyni nie wykonał telefonu do Ourella, by upewnić się gdzie są. Będzie musiał polegać na swoich zmysłach, zwłaszcza na węchu, jeżeli będzie chciał ja najszybciej dołączyć do tamtej dwójki. Kłapnął pyskiem i przyspieszył, odbijając się od ziemi ciężkimi nogami. W tej postaci dotarcie na miejsce zajęło Shebie o wiele mniej czasu, chociaż nie zwalniał przez całą drogę, co z pewnością obije się na nim późniejszym zmęczeniem. Ale takimi błahostkami zacznie interesować się znacznie później. Teraz musiał znaleźć ich, i to jak najszybciej. Oby udało im się odnaleźć tamtego szczura czy co oni musieli odnaleźć. Nie miał czasu a wkurwienie nieubłaganie lizało swojego apogeum wysysając resztki jakiegokolwiek dobrego humoru.
A w ogóle jakiś był?
Przystanął na zaledwie parę sekund, powoli, wręcz leniwie kołysząc długim, mglistym ogonem, kiedy złapał trop. A raczej zapach anioła, który był mu tak dobrze znany. Uniósł wargę nieco wyżej obnażając kły a jego złote oczy zajarzyły się jeszcze mocniej. Są. Gdzieś niedaleko. Czuł też kobietę. Czyli jednak ruszyli razem. Dobrze, chociaż jego zdaniem mogło jej równie dobrze nie być. Nie obchodziła go. Rzucił łbem w bok, a potem odwrócił się nieco i pognał w stronę, skąd dochodziła charakterystyczna woń, wzniecając za sobą kłęby piasku.
Trzask, trzask, trzask.
Gałęzie kolejno pękały pod jego ciężarem, gdy wreszcie głośny szelest oznajmił o kolejnym gościu. Smolisty pysk wypełniony ostrymi kłami wyłonił się spomiędzy gęstej roślinności, a chwilę później dołączyła reszta ciała. Sheba nie musiał oceniać sytuacji. Przebiegł spojrzeniem po zgromadzonych stworzeniach, warcząc jeszcze głośniej i kłapiąc ostrzegawczo pyskiem.
Było ich więcej.
Ale on był większy. I cięższy.
Wystarczyło zaledwie parę uderzeń serca, kiedy skoczył na pierwsze, najbliższego wilka. Czarnego. Z głośnym warkotem jak pieprzony pociąg wbił się w cielsko mniejszego zwierzęcia z zamiarem wgryzienia się w jego kark i szarpnięcia głową tak mocno, by wyrwać z jego cielska jak największy płat mięsa. Stawiał na swoje gabaryty, napierając na niego i zaciekle atakując zębami oraz pazurami, żeby wyrządzić mu jak największą krzywdę. Jednocześnie z jego pleców zafalowała większa ilość ledwo widocznej mgły, która zaczęła kołysać się na boki, jakby tchnięto w nią życie i gwałtownie opadła niczym śmiercionośny całun z zamiarem okrycia drugiego wilka – złotego, odbierając mu wszelkie możliwe zmysły.
No dalej psiaki. Pokażcie na co was stać.
Musisz prowokować, prawda?
No i chuj.

kontrola mgły - 1/3
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 15 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 10 ... 15  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach