Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 08.03.18 12:15  •  Automat z kocią karmą - Page 2 Empty Re: Automat z kocią karmą
Uznał, że jęki nie spodobały się Laziowi, bo ten bał się, że zrobi aniołowi jakąś krzywdę. Sam skrzydlaty dobroczyńca tak w każdym razie by uznał. Co prawda poetyckie przypadki mówiły o jękach rozkoszy, jednak samemu Welesowi kojarzyły się te odgłosy raczej… Niezbyt przyjemnie. Ale, tak swoją drogą, to doceniał nową fryzurę. Wyglądał dzięki niej bardziej młodzieżowo! Znaczy się, przynajmniej chyba…
 –  Ojeja! Sekrety tajemne nie do zdradzenia byle komu? Podoba mi się! – Odparł, przybrawszy bardziej chytry, lisi uśmiech. I naprawdę był zdania, że za tym słowem kryło się coś niezwykłego, jednak z kontekstu wynikało przynajmniej kilka opcji… A i tak pewnie każda z nich byłaby błędna, bo anioł dziwnych przypadków nie należał do osób dzisiejszych, obytych z mową młodych.
 Pokiwał łebkiem niemądrym, gdy tamten postanowił bawić się w byłego proroka KNW i powtórzyć za Wołosem dwa słowa, w dodatku nieco ciszej niż sam opierzony. Otworzył oczy szerzej, a iskierki radości zamigotały w nich jeszcze dłuższą chwilę. Zaklaskał kilkukrotnie w łapki, ale raz, że zrobił to dość szybko, a dwa, że znaczną część dźwięku stłumiły rękawiczki. Delikatnie skrzywił się z powodu mijającego bólu, którego jednak anielska regeneracja jeszcze nie zaleczyła do końca.
 –  To! To na dobry początek…! – Anioł przyjrzał się Laziowi i uniósł łapkę lewą ku jego głowie. Miał zamiar, jeśli tamten pozwoli, poklepać go po łebku jak dobrego dzieciaka bądź pieska, a potem podobnie jak Laziu wcześniej, ale delikatniej, poczochrać jego włosy.
 – Bliźniacy! – Wykrzyknął zachwycony.
 – Och, no tak, to ma sens! – Odpowiedział na fragment o panience, kiwając przy tym głową. I zaśmiał się sam, grzecznie, serdecznie, z intencjami czystymi. Niedbale zasalutował w reakcji na pierwszy wydany przez dowódcę rozkaz. Po czym jako cień pomknął po swoje pozostawione w stodole rzeczy i ruszył na miejsce spotkania. Laziu natomiast poszedł też w swoją stronę!


zt x2~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.05.18 15:18  •  Automat z kocią karmą - Page 2 Empty Re: Automat z kocią karmą
Czy szedł do domu? Tak. Czy szumiące mu w głowie bure murmurando niesprecyzowanych myśli sprawiło, że kompletnie odleciał od rzeczywistości i zapomniał skręcić do swojego bloku? Absolutnie. Był chyba trzy przecznice dalej, kiedy zorientował się, że był tam gdzie nie powinien. Co więcej, wpatrywał się w zamknięte za szkłem automatu żarcie dla kotów.
Przecież nawet nie mam kota - pomyślał. Na wszelki wypadek zastanowił się dwa razy. Tak, stanowczo nie miał kota. Mam żółwia - uświadomił sobie. Mógł wejść do sklepu i coś mu kup-- Nie, zaraz, chwila. Już nie miał żółwia. Westchnął i rozmasował skronie próbując skupić się. Niestety najbardziej co przykuwało uwagę było bólem na jego rozdrapanej przez pazury ręce. Na jasnoniebieskiej bluzie łatwo było dostrzec przesiąknięte czerwienią plamy. Skrzywił się. Zdecydowanie powinien iść do domu. Ale zamiast tego odwrócił się od automatów, przeszedł na drugą stronę ulicy i usiadł na ławce. To było miejsce dobre jak każde inne żeby dostać kryzysu egzystencjalnego.
Na ulicy panował spokój. Był na tyle mały ruch, że ostrożnie postanowił zerknąć pod rękaw bluzy. To co zobaczył zdecydowanie mu się nie podobało, ale bywało gorzej. Wystarczy, że kupi wodę utlenioną. Tylko, żeby to zrobić, trzeba było się ruszyć. A na to nie miał ochoty. Znów przyłożył palce do czoła.
- Skup się gościu, skup się, weź się w garść... - wymamrotał pod nosem.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.18 1:41  •  Automat z kocią karmą - Page 2 Empty Re: Automat z kocią karmą
Podstawowy problem z wymigiwaniem się od spotkań ze znajomymi z dawnej klasy: po trzydziestej odmowie z rzędu powoli kończą się grzeczne, a wiarygodne wymówki. Ostatecznie jedyna racjonalną opcją okazało się przyjście do umówionego miejsca i wypatrywanie sposobnej okazji do zmycia się przed zakończeniem. To nie tak, że nie lubiła kolegów i koleżanek z liceum; spędzenie z nimi jednej czy dwóch godzin było bardzo miłe i sama musiała przyznać, że może zbyt długo uciekała przed ich towarzystwem. Niestety, mieli tendencję do organizowania spotkań trwających do haniebnie późnych godzin, a tyle czasu spędzonych w sporym gronie ludzi nie działało na Greenwood zbyt dobrze. O ile więc przyjemnie było zobaczyć się znowu, porozmawiać i wymienić doświadczenia z życia "na drugim świecie" - czytaj: po zakończeniu szkoły - to jednak przyszedł ten czas, kiedy Verity osiągnęła swój ostateczny limit przebywania wśród innych istot ludzkich. Na szczęście sztukę ucieczki miała opanowaną bez zarzutu. Wystarczyło wspomnieć tej czy innej znajomej, że już lada moment musi się zwijać, odpowiednio często powtórzyć tę frazę podczas rozmów, tak by nikt nie dziwił się, kiedy w końcu ze "smutkiem" oznajmiła, że i tak już zabawiła za długo i musi wracać. Znalazłszy się na zewnątrz budynku wreszcie odetchnęła świeżym powietrzem, o wiele przyjemniejszym niż duchota wewnątrz knajpy, do której upchnęło się nagle trzydzieści dodatkowych osób.
Zorientowawszy się, że z najbliższego przystanku nie odjeżdża w najbliższym czasie żaden sensowny transport w kierunku domu, postanowiła przejść się na inny i tam sprawdzić. W gruncie rzeczy nie spieszyło jej się nigdzie, więc mogła przemieszczać się spokojnym spacerkiem i rozejrzeć po okolicy, w której kiedyś spędzała o wiele więcej czasu. Jak się też zaraz później okazało, nadal mogła spotkać tu osoby, których nie widziała od wieków, a o których istnieniu niemal zapomniała.
Wzrok padł na postać siedzącą na ławce, trybiki w mózgu zgrzytnęły ociężale, jednak po chwili wahania dopasowały twarz do odpowiedniego wspomnienia. Pojawił się obraz migoczących świateł klubu Venus, tło w postaci otoczonego przez tłum baru i pełno fluorescencyjnych ozdób. Ewentualnie później czyste kafelki łazienki i krótka rozmowa przez ściankę oddzielająca kabiny. Jak dwa razy dwa cztery, miała przed sobą jelonka. Chociaż przez głowę przemknęła jej myśl, że raczej nie będzie pamiętał poznanej w tak nieprzystępnych warunkach podfruwajki, to jednak odruchowo zwolniła kroku, chcąc się chociaż przywitać.
- Cześć - odezwała się ciepło, a kiedy tylko spojrzenie padło na podrapaną rękę, natychmiast się zatrzymała. - Wszystko w porządku? - Na wpół świadomie przełączyła się na mowę ojczystą. Gdzieś w pamięci mignęła informacja o tym, że przecież pochodzą oboje z jednego kraju. Niby teraz na obczyźnie, ale bez jaj, żeby jeszcze się mordować z językiem.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.05.18 14:12  •  Automat z kocią karmą - Page 2 Empty Re: Automat z kocią karmą
Drgnął spłoszony i zerknął na źródło głosu.
Zielone włosy, zielone włosy… Och, zielone włosy. Miał z nimi związane dwa wspomnienia – jedno zawierało ozdabianie toalet klubowych, i tego wolał nie wspominać zbyt często, drugie zaś było o wiele przyjemniejsze. Zielone włosy jak przyjemny skrawek wyspy na neonowym morzu klubowych fal. Ładna metafora. Lubił myśleć kolorami, choć zazwyczaj dominowały mu w głowie skale szarości i zgaszone starte pastele. Wszystko było zawsze bardzo ciemne, a jednak… zielone włosy. Nawet nie pamiętał o czym z nią rozmawiał. Może o pogodzie, może o M3, może o niczym ważnym, a może o morzu. Nie pamiętał jak się nazywa.
- T-tak, dziękuję – odpowiedział, nie chcąc nikomu robić kłopotów ani zabierać czasu. Zaczął niezdarnie zaciągać rękaw, co oczywiście było błędem. Zahaczył tu i tam, rozdarł kawałek cienkiego świeżego strupa.
- Może – poprawił się, walcząc nieudolnie z ciuchem i narastającym zażenowaniem.
- N-nnie wiem – dodał powoli. 2:0 dla bluzy i bolesnej rzeczywistości, wielkie okrągłe tłuste zero, a nawet ujemne punkty dla kompromitującego się Ego.
- Nie, raczej nie. Bywało lepiej - poddał się wreszcie, przyznając rację swojemu aktualnemu położeniu, po tym jak zdążył wykorzystać wszystkie inne dostępne odpowiedzi. – Ciężki miesi… dzień. Ciężki dzień. Każdy je miewa – westchnął, kręcąc głową jak jelonek, który właśnie przeżył potrącenie przez samochód i próbował otrzepać się ze niespodziewanego i stresującego wydarzenia.
Zawahał się na chwilkę, uciekając wzrokiem na bok, podświadomie niemal szukając drogi ewakuacji gdyby odpowiedź na następne pytanie miała być negatywna.
- Umm… My… My się z-znamy, prawda? – upewnił się, żeby nie było żadnych wątpliwości, że wyśnił sobie ją oraz całą sytuację.
- Z klubu? Zielone włosy, byłaś ze znajomymi, też jesteś z M1.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.05.18 22:55  •  Automat z kocią karmą - Page 2 Empty Re: Automat z kocią karmą
Och mateńko, jakiż ten chłopak był nerwowy. Z jednej strony trochę mu się dziwiła, bo nie stanowiła tego typu osoby, na której widok miękną kolana i odzywa się w człowieku chęć natychmiastowej ucieczki. Była tak niegroźna, jak tylko może być nastoletnia dziewczyna i zdecydowanie nie sprawiała mylnego wrażenia. Trzeba by było mieć sporą paranoję, żeby reagować nerwowo na jej obecność, chyba że miałoby się na sumieniu jakieś niewyobrażalne zbrodnie. Musiała za to przyznać, że przecież jeszcze jakiś czas temu sama zachowywała się w podobny sposób, podskakując z przestrachem na byle hałas i odbierając świat tak, jakby każda napotkana osoba stanowiła zagrożenie. Pewne zdarzenia i rany na psychice nie pozwalały opuścić gardy ani na chwilę; trzeba było wielu miesięcy starań, by wreszcie nie tylko uświadomić sobie, że wypadałoby wyluzować, ale też wcielić tenże plan w życie. A niektórzy po prostu mieli coś takiego w charakterze i o ile tylko im samym nie żyło się z tym źle... cóż, można było jedynie taki stan rzeczy zaakceptować.
- Czekaj, nie- - urwała, próbując w pierwszym odruchu ostrzec nieboraka, żeby nie majstrował przy ranach. Niestety, jej zryw na niewiele się zdał, gdy Matt - ha, zapamiętała! - szarpnął za rękaw, uszkadzając dopiero co dochodzącą do porządku ranę. Aż syknęła cicho na ten widok, krzywiąc się wyraźnie. Mieszał się w zeznaniach, ale nie mógł oszukać wzroku dziewczyny. Póki nie była ślepa, będzie musiał pogodzić się z tym, że pozostanie pod jej uważną obserwacją.
- Zostaw tę rękę - zarządziła tonem łagodnym, jednak nie znoszącym sprzeciwu. Bez pytania ujęła w dłoń przedramię blondyna i podniosła nieco do góry, jednocześnie nachylając się dla lepszego rozpatrzenia przypadku. Troskliwa była z natury, a rozpoczęcie studiów związanych z biologią dało jej nieco wiedzy, dzięki której czuła się wystarczająco kompetentna do przeprowadzenia oględzin. Jelonek dość wyraźnie sobie nie radził, co wzbudzało instynkt opiekuńczy silniej, niż powinno.
- Dobrze pamiętasz - potwierdziła, uśmiechając się wreszcie i podnosząc wzrok z rany na twarz nieszczęsnego obdrapańca. Sekundę później podniosła mu jego własne przedramię przed oczy, jakby prezentowała jakiś zupełnie niezależny przedmiot.
- Od czego ta rana?
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.06.18 19:32  •  Automat z kocią karmą - Page 2 Empty Re: Automat z kocią karmą
Była... miękka. Czyli kompletnie odmienna od wszystkich innych, których aktualnie znał. Dlatego, kiedy zapewniła go iż istotnie się znają, zawiesił ostrożnie na niej spojrzenie, jakby się bał, że za sekundę uścisk jej dłoni stwardnieje i boleśnie wpije mu się w skórę. Ale nic takiego się nie stało. Intrygujące. Zdusił instynktowną i przemożną chęć wyrwania się i dał swojej ręce lecieć tam, gdzie powiodły go dłonie Verity.
- Ś-świetne pytanie! - zapewnił ją z lekkim wahaniem, jakby sam do końca nie znał odpowiedzi. A znał. Tylko była to głupia odpowiedź.
- Od... ptaka? - spytał bardziej niż udzielił odpowiedzi. - Od ptaka - powtórzył, odrobinę pewniej, zanim od wpatrywania się we własną krew nie dostał mroczków przed oczyma. Przełknął nerwowo ślinę, znów spuszczając wzrok. - Więc... byłem w parku, w drodze do sklepu, idę i nikomu nie przeszkadzam, prawda? I siadam na ławce, bo to relatywnie ładny dzień i, na prawdę nie wiem czemu, coś mi się rzuca do twarzy - czarne, ma skrzydła, nawet nie wiedziałem że takie duże ptaki są w M3? Wyciągnęło pazury i... i proszę, bluza d-do prania, z-znó.. znów mam coś na ręce, i nie wiem, chyba spodobał mu się mój błyszczący w słońcu telefon bo wytrącił mi go z ręki i, i nie mogłem go znaleźć, i chyba ktoś zdążył mu go ukraść, i teraz jeszcze... - zabieram ci czas i robię z siebie ostatniego idiotę - dokończył w myślach, urywając w pół zdania swoją wyplutą nerwowo historię, bardzo chcąc się już od niej uwolnić i więcej o tym nie myśleć. Było to dziwne wydarzenie. I wtedy też zaburczało mu w brzuchu. Zamknął powoli oczy.
- Niezręcznie... - powiedział, wreszcie odrobinę się uśmiechając, trochę przepraszająco, trochę jakby rzeczywiście go to rozbawiło. - Jak mówiłem, szedłem do sklepu. - Od razu się wytłumaczył.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.06.18 22:22  •  Automat z kocią karmą - Page 2 Empty Re: Automat z kocią karmą
Żaden mięsień nie drgnął na twarzy Verity, kiedy słuchała pokrętnej opowieści o utraconym telefonie i godności. Jej twarz wciąż wyrażała dokładnie taką samą dawkę współczucia i determinacji, jak na samym początku. Chłopak wydawał się mieć tendencję do tkwienia w pewnego rodzaju chaosie, który nawet jeśli nie trafiał się sam z siebie, Matt i tak go dorabiał, żeby pasowało do reszty. Z tym nic nie mogła zrobić, bo oboje byli już na tyle wyrośnięci, by wszelkie próby wychowania przyjmować z nadmiernym oporem. Było jednak wiele innych spraw, których sytuacja wymagała od zielonowłosej dziewczyny, a które zamierzała przeprowadzić metodycznie i po kolei. Jako pierwsze puściła poranioną rękę nieszczęśnika, nim zdążyłby poczuć się atakowany - nie o to przecież chodziło. Skinęła głową na znak zrozumienia zawiłych kolei losu, które go spotkały; uwolnione dopiero co dłonie odruchowo podążyły w kierunku włosów, przekładając kilka zielonych pasemek bez żadnego ładu i składu. Chodziło tylko o znalezienie zajęcia dla niezagospodarowanych kończyn, nim umysł zdoła ułożyć słowa i przetransportować je do gardła.
- Rozumiem. Pomóc ci szukać? Może jednak się znajdzie? - zasugerowała, mając oczywiście na myśli zaginiony telefon. Jednak co dwie pary oczu to nie jedna, byłaby większa szansa dopaść zgubę.
- Ale to później - poprawiła się niemal natychmiast. - Najpierw zajmiemy się twoją ręką - zdecydowała, arbitralnie używając liczby mnogiej. Nie było mowy, żeby jeszcze w jakiś sposób miał szansę pozbyć się nadzoru w postaci panny Greenwood. Wcześniej rzuciła okiem na głębokość szram zdobiących przedramię chłopaka i w jej głowie już zdążył się wyklarować swego rodzaju schemat postępowania.
- Trzeba ci to przemyć i najlepiej posmarować antybiotykiem... kto wie, w jakim brudzie ten ptak przesiadywał. - Westchnęła nieznacznie. - Jak daleko masz do domu?
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.06.18 23:47  •  Automat z kocią karmą - Page 2 Empty Re: Automat z kocią karmą
Przynajmniej go nie osądzała. Albo po prostu tego nie okazała. Ale w zasadzie, nie powiedziała nic, poza zaproponowaniem pomocy. Przeanalizował sytuację, bo to właśnie zwykł robić, i stwierdził, że bardzo mu to odpowiada. Ten fragment o nie komentowaniu jakim był łamagą, a nie o oferowaniu pomocy. Tego z kolei się bał. Cudzej bezinteresowności. Na ile ludzie potrafili być bezinteresowni, nie sądził, żeby potrafił to na razie bezkrytycznie pojąć.
- O-och, nie, nie trzeba. Zabezpieczyłem go, więc i tak nie da się go używać. Używam teraz p-przepustki. Umm, później kiedyś go zlokalizuję - odmówił, zastanawiając się, czy w ogóle mu się chce biegać za tym kawałkiem technologicznego złomu. Ostatecznie jego telefon był zsynchronizowany z przepustką. Która z kolei z dnia na dzień ciążyła coraz bardziej na nadgarstku w niesprecyzowanie niewyjaśniony sposób.

- Uhhh.. daleko? - powiedział. Skłamał. I nie zajęło to dłużej niż dwóch i pół sekundy, żeby się do tego przyznał. Nie mógł żyć w takim stresie dezinformacji i fałszu. A szczególnie, że nie chciał kłamać zielonowłosej. Pff, zielonowłosej, nawet nie znał jej imienia! Nie mógł sobie przypomnieć, nie mógł sobie przypomnieć...
- Więc, tak jakby, to wcale nie tak daleko, może trzy przecznice stąd. Przyszedłem tu, uhh przez przypadek. I w każdym razie, uh, panuje tam... no więc, nie sądzę żebym był gotowy do przyjmowania gości. - I na co mu cała technologia świata, jak i tak sprzątać musiał sam. A raczej, w tym przypadku, nie sprzątać. Był pewien, że pachniało tam dziwnie, kuchnia w każdym odcieniu bezładu, nawet wolał nie myśleć o swoim pokoju. Szczęśliwie miał na tyle jeszcze w sobie bezmyślnego odruchu codziennej pielęgnacji swoich kwiatów, że ostała się w jego mieszkaniu zieleń.
- Z-zresztą, i tak pokończyły mi się rzeczy w apteczce. No nic, bardzo miło z twojej strony. Dam sobie radę, na prawdę, to nic takiego - zapewnił, zaciągając wreszcie rękaw. Nie mógł sobie przypomnieć...
- Przepraszam, ale... - zaczął, wstając z ławki. Pytanie nie chciało przejść przez gardło. Podrapał się po szyj marszcząc nos. Czemu to zawsze był taki problem, spytać o coś ponownie. - Jak masz na imię?...
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.06.18 0:47  •  Automat z kocią karmą - Page 2 Empty Re: Automat z kocią karmą
Poziom roztrzepania zagubionego Jelonka był godny zapamiętania, ale też na swój sposób uroczy. Z perspektywy Verity wydawał się bardzo nieporadny, choć o ile pamiętała był od niej starszy. Rozumiała jego zmagania z różnymi aspektami interakcji głównie dlatego, że swego czasu sama miała z nimi problemy o takiej samej lub podobnej skali - czasem większej, czasem mniejszej. Nie zmieniało to jednak faktu, że chłopak potrzebował pomocy, bo sam miałby z pewnością kłopoty z opatrywaniem ran. Mógł mieć nawet najlepsze umiejętności, ale używając tylko jednej ręki miałby bardzo ograniczone pole manewru. Pomoc drugiej osoby i jej mniej wprawnych, ale przynajmniej wrażliwych dłoni mogła okazać się naprawdę przydatna. Może więc nie powinien się tak krygować i zwyczajnie przyjąć ofertę, bo nie co dzień zdarza się, by mijana na ulicy osoba rzuciła się w sukurs ledwie raz napotkanemu znajomemu.
Na szczęście Greenwood potrafiła być uparta, kiedy sytuacja tego wymagała. Na informację o telefonie tylko skinęła głową, gdyż była to materia o wiele mniej istotna od zdrowia i życia. W miarę, jak otrzymywała od chłopaka kolejne informacje, układała plan działania i szeregowała możliwości, poszukując najlepszego rozwiązania.
- Nie zamierzam się narzucać. Zresztą, skoro nie masz odpowiednich materiałów, ta opcja odpada - wyjaśniła bez zbędnych ozdobników. Była ostatnia osobą, która wpraszałaby się do domu obcej osoby przy pierwszej lepszej okazji. Gdyby znajdowali się w innej części miasta, z pewnością zaprosiłaby do siebie, jako że dysponowała pełną apteczką. W tej jednak sytuacji potrzebne były środki doraźne i nieco więcej perswazji, jako że Matt miał jeszcze chyba jakieś opory.
- W takim razie idziemy do apteki. Widziałam po drodze, kilka budynków dalej była otwarta - zdecydowała, wciąż nie pozwalając tak łatwo wyrzucić się z planu działania. Miała jakieś niejasne przeczucie, że ledwie odeszłaby w swoją stronę, chłopak wróciłby do punktu wyjścia i tylko pogorszyłby stan swoich zadrapań. Wystarczyło, żeby wstał z ławki; pewnie, acz odpowiednio delikatnie ujęła poharatanego nieszczęśnika pod zdrowa rękę i skierowała we wspomnianą przez siebie stronę, nie dając mu czasu na protesty. Przy odrobinie szczęścia speszy się na tyle, by pozwolić Verity prowadzić, a nie aż tak bardzo, by spanikować. Ta proporcja była bardzo ważna, jeśli chcieli osiągnąć cokolwiek sensownego.
- Verity. Verity Greenwood - przypomniała, uśmiechając się pokrzepiająco. - Nic dziwnego, że zapomniałeś, jednak widzieliśmy się dość dawno. I niezbyt długo.
Przywołała w pamięci obraz dyskoteki Venus, rozmigotanych świateł i dusznej atmosfery przy barze, gdzie ledwie dało się zamienić ze dwa zdania. Próbowali prowadzić rozmowę jednak co rusz ktoś komuś wchodził w słowo. Już lepsza konwersacja trafiła im się przez ściankę działową kabin w męskiej toalecie, gdzie oboje cierpieli zatrucie. Nawet ta interakcja nie trwała długo, gdyż towarzysze wyciągnęli Ver z klubu i odstawili do domu. Od tej pory nie widziała się więcej z samotnym Jelonkiem aż po dziś dzień, kiedy kompletnym przypadkiem trafili na siebie na ulicy. Czyż świat nie jest naprawdę mały?
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.06.18 13:50  •  Automat z kocią karmą - Page 2 Empty Re: Automat z kocią karmą
Cóż..., po zastanowieniu, i tak nie miał nic bardziej sensownego do roboty. Powinien bardziej ćwiczyć swoją asertywność, ale w tym przypadku chyba mógł sobie darować. Obawa przed młodszą, choć niemal tego samego co on wzrostu, całkowicie nieszkodliwą dziewczyną, która też mieszkała w M3 i już ją kiedyś poznał, mogła wydawać się absurdalna, a jednak... Poza zgrają całych innych problemów, fakt, że ledwo ją znał, bardzo go stresował. A jednak było w jej zachowaniu coś bardzo empatycznego, jak instynktownie zauważył. Więc, pomyślało coś w im cichutko, przestań się jąkać kretynie i idź za miłą koleżanką. Wyprostował się, bo im bardziej się garbił tym bardziej żałośnie wyglądał, i zdał sobie teraz z tego sprawę. I dał się prowadzić.
- Też green, co? Pasuje ci. - Powiedział, idąc za nią. Oczywiście, że nie mogło się obejść bez komentarza do jej włosów. - Matt Greenberg - przedstawił się. Był prawie pewien że już to raz zrobił w klubie, ale nie zaszkodzi jeszcze raz, z nazwiskiem.

Miał pytania. Chciał zadać je dokładnie jej, skoro wiedział, że też nie jest z M3. Ale na to jeszcze przyjdzie czas. Na razie próbował się skupić i ściszyć wszystkie niechciane i paranoiczne myśli, żeby spokojniej móc już dreptać za Verity. W jeśli w tej metaforze on był Jelonkiem, kim była Verity? Przyjaznym Leśnym Duchem? Panią Leśniczy?...
W każdym razie, nie spodziewał się, że tyle rzeczy się dziś zdarzy. Nie był jeszcze pewien czy to dobrze, czy źle, ale na pewno pomoże mu to odwrócić myśli od... od innych rzeczy, o których nie chciał myśleć.

zt, prowadź gdzie dalej :0
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.06.18 1:00  •  Automat z kocią karmą - Page 2 Empty Re: Automat z kocią karmą
Normalnie nie podejrzewałaby się o podobne zachowanie, ale ostatnimi czasy przekraczanie swoich naturalnych zwyczajów stało się... nowym naturalnym zwyczajem. Nie byłoby to pewnie takie proste, gdyby w konfrontacji z obcą osobą trafiła na kogoś bardziej pewnego siebie i dominującego, jednak w porównaniu z Jelonkiem nawet panna Greenwood wydawała się mieć w sobie coś władczego. Koniec końców jego zagubione usposobienie trudno nazwać jakkolwiek inaczej niż tylko uroczym. Nawet nie zaprotestował, kiedy bez pytania naruszyła jego przestrzeń osobistą, ciągnąc za sobą w jakimś bliżej nienazwanym kierunku. Co prawda spacer wzdłuż ulicy nie był niczym podejrzanym, jednak zważywszy na poziom bliskości tej dwójki - a właściwie na jej całkowity brak - nie można go także nazwać do końca normalnym. Sytuacja jednak wymagała radykalnych środków, a lepsza była odrobina fizycznego przymusu niż od razu armata w postaci terapii szokowej. To byłby zdecydowanie zbyt odważny, a przede wszystkim zbędny krok.
- O, dziękuję - z właściwym sobie zakłopotanym wdziękiem przyjęła komplement, w nerwowym geście pocierając policzek wierzchem dłoni. Co ciekawe, kolor fryzury nie był nigdy rozważany w kontekście rodzinnego nazwiska, dopóki długo po fakcie owego powiązania nie wytknął pannie Greenwood ktoś ze znajomych. Wybrała zieleń, bo bardzo spodobał jej się głęboki, ciemny odcień, tak różny od jej naturalnego ubarwienia. Mysi blond był nie dość, że raczej nudny, to jeszcze okropnie szarawy, jak gdyby z dziewczyny uchodziło życie. Choć może w okresie, w którym wysnuła ten wniosek wcale nie kolor włosów był przyczyną tego, jaki obraz sobą prezentowała. Stało się jednak tak, jak się stało, a osobliwy wizerunek został z Verity na stałe. teraz pewnie byłoby jej już zbyt ciężko przezwyciężyć przyzwyczajenie i po raz kolejny zmienić image.
- Nie wiedziałam, że mamy takie podobne nazwiska. To nie może być przypadek - stwierdziła, uśmiechając się ciepło. Co prawda nie wierzyła w bzdety z gatunku Wszechmocne Przeznaczenie, jednak miło było wyobrazić sobie, że taki ciekawy zbieg okoliczności jest kolejną maleńką cegiełką, która przyczyni się do zbudowania więzi międzyludzkich. Zawsze to jakiś temat do rozmowy i coś charakterystycznego, nawet jeśli tak niewiele znaczy w porównaniu do innych, ważniejszych spraw.
Zgodnie z oczekiwaniami, kilka budynków dalej tuż za zakrętem można było zauważyć zgrabnie oświetlony szyld apteki. Na ten widok Verity przyspieszyła nieznacznie, nawet nie zauważając, że to zrobiła. Potrzebne przybory znajdowały się na wyciągnięcie ręki, trzeba było tylko wejść i je nabyć.

[zt -> następny temat]
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach