Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

 — Tak. — Faktycznie powoli zaczął tracić grunt konwersacji pod nogami, rozpoczęcie tego tematu od początku groziło niepowodzeniem. Z jakiej racji pokusił się o wyciągnięcie swoich problemów na wierzch, poza solidne mury niedostępności? Czy trzymał się nadziei na to, że jednak zostanie zrozumiany, a może nawet otrzyma swego rodzaju wsparcie w formie rozjaśnienia wątpliwości?
 …A może liczył na to, że kobieta pomoże mu zrobić to, czego sam nie był w stanie, i zakończy tę farsę, nim nie zabrną w to głębiej?  
 Nie przewidział odwzajemnienia, wszystko się pokomplikowało.  
 Paradoksalnie, choć opływające ich grupki ludzi zniknęły z pola uwagi jakiś czas temu, wolałby znaleźć się w innym miejscu. Galeria odarta była z prywatności, powagę rozwiewała skoczna muzyka, kolorowe światła ozdobionych choinek kłuły oczy, a gdzieś w tyle głowy trzymał się przekonania, że koledzy w końcu opuszczą sklep i – co niewykluczone – zaczną go szukać. Bądź zwyczajnie wpadną na niego w drodze do wyjścia. Nie oblałby go wówczas wstyd czy skrępowanie, przeciwnie, raczej złość i irytacja, że coś przeszkadza mu w istotnej analizie sytuacji.
 — Zainteresowania. — Poprawił, tym razem dosadnie dając jej do zrozumienia swój brak przychylności w tej kwestii. — To nie jest temat, który chcę teraz poruszać.
 Palce wolnej ręki instynktownie zacisnęły się na wybrzuszeniu w kieszeni – ogarnęła go ochota na dawkę uspokajającej nikotyny, a jeśli nie na to, to z chęcią zająłby się czymkolwiek, co pochłonęłoby jego skupienie i zaangażowało ciało.
 Tracił cierpliwość.
 — Wciąż z Tobą rozmawiam — odparł z nutą złośliwości pozbawionej powagi.


Ostatnio zmieniony przez Warner dnia 30.01.18 22:07, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Głowa opadła jej niżej, wzrok spadł na podłogę, westchnienia nie dało się powstrzymać.
 - Ała. Nie musisz się nade mną litować. Wiesz, też rozumiem słowa. Możesz po prostu powiedzieć, raczej nie będe płakać. – to ‘tak’ było wystarczająco krótkie, by nie pozostawić jej wątpliwości. Skakali z góry do oceanu, na samo dno. Potem czasami się wybijali, ale teraz miała wrażenie, że wraz za nią spadła cała góra, tylko po to, by przycisnąć do dołu już na dobre. Chciała jakiegoś zaprzeczenia, uznania że sobie dopowiada i tak dalej, a dostała potwierdzenie, tak obdarte z otoczki pozorów, że było gorsze od noża wbitego w przestrzeń między oczy, ale paradoksalnie, to nie tam ją zabolało.
 - Sam zacząłeś. – mówiła dalej swoim upartym tonem. – Teraz przed tym nie uciekaj. Dlaczego o tym wspomniałeś? Dlaczego teraz? Niby bez powodu? – zagryzła kącik dolnej wargi.
No dalej, powiedz, że bez powodu. Udawaj przed samym sobą.
Potrząsnęła głową, ale tylko w myślach. Zrzuciła z siebie to dziwne wrażenie, bo rozmowa dotychczas toczyła się samoistnie, gładkim torem brnęła do przodu, nie musiała się nawet wysilać.
 - Tak, rozmawiasz. Tak... to odpowiedź na pytanie? – uniosła spojrzenie jeszcze raz, chociaż tym razem kosztowało ją to nieco więcej sił. Ciężar nie był fizyczny, ale nadal równie męczący. Przechwyciła kątem oka ruch jego ręki, ale zanim znalazł ukojenie w paczce papierosów, pochwyciła dłoń szukając ucieczki tak samo, jak szukał jej okularnik w całości. Tak właśnie to postrzegała.
 - I jak wtedy zareagowałeś? Co jej wtedy powiedziałeś? Jestem Ciekawa co mi byś powiedział, gdybym zrobiła coś podobnego. – mówiła dalej, jakby wcale nie straciła rezonu przez poprzednie kilkanaście długich sekund. A chociaż ignorowanie otoczenia, które nie stanowiło dla niej jakiejś szczególnej wartości miała wyćwiczone do perfekcji, tak sytuacja mogła zacząć robić się niezręczna. Nie tylko dlatego, że w tym momencie obie ręce każdego z nich były zajęte.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Szukał w głowie odpowiednich słów, wypowiedzi, która wpasowałaby się w temat i przyniosła efekt satysfakcjonujący, a nie gmatwający to wszystko jeszcze bardziej, ale najwyraźniej nie dysponował odpowiednim zasobem, bo milczał. Z dwojga złego wolał puścić tę część mimo uszu, niż zacząć nieudolnie coś tłumaczyć. Liczył na to, że dalszy przebieg rozmowy zapewni mu lepsze podłoże do przekazania swoich intencji, inaczej będzie musiał sobie uświadomić, że popełnił błąd, decydując się na odkrycie.  
  — Ponieważ przypuszczam, że nasza relacja zaczyna biegnąć w złym kierunku. — Zaczął powoli, zupełnie improwizując podczas wyjaśnień, nie zdążył ułożyć sobie tego logicznie w głowie, dlatego wypuszczał pierwsze słowa, jakie ślina przynosiła na język. — Myślę o Tobie częściej niż powinienem, i nie wiem, czy to zasługa wkorzenienia się w moją rutynę czy „objaw” zainteresowania. Nie czuję się przy Tobie zdenerwowany, nie zależy mi na udawaniu idealnego, nie czuję potrzeby uważania na słowa czy gesty, które mogłyby Cię dotknąć. Właściwie nie rozumiem, dlaczego ludzie czasami rezygnują z tej szczerości na rzecz dobrego samopoczucia drugiej osoby. — Zignorował odruch poprawiania okularów z powodu obu zajętych rąk. Odnosił wrażenie, że jeśli się poruszy, straci równowagę.
  Przełknął kolejne słowa i zdmuchnął obraz, który mimowolnie stanął przed jego oczami. Wyjątkowo się rozgadywał i nie chciał dać porwać się nurtowi rzeki, by nie powiedzieć czegoś, czego nie będzie w stanie cofnąć.
  — Przywołałem ją do porządku. Przez swoje zachowanie szkodziła wydajności pracy. — Przerwa. — Ale na niej nie zależało mi w żadnym stopniu.


Ostatnio zmieniony przez Warner dnia 30.01.18 22:10, w całości zmieniany 3 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie mogła dłużej bawić się dłońmi, w pewnym sensie szukanie zajęcia dla rąk ją uspokojało, zaszachowała samą siebie, ale z zamiarem dokonania tego. Gdyby jeszcze moment postanowiła zwlekać i ociągać się, uciekać nie tylko dłońmi, ale także myślami i wszystkim innym, życie nadal ciągnęłoby się leniwie.
W pewnym sensie wiedziała, że nie pasuje do niej ostrożne stąpanie po lodzie, nie potrzebowała iskry, by rzucić wszystko i poczuć smak ryzyka, cała jej egzystencja się na tym opierała. Więc chociaż drążenie takiego tematu było  być może nie w jej stylu, jednocześnie wiedziała, że gdzieś głęboko pasuje do takiego schematu gwałtownego rzucania się w nieznane. Chociaż raz nie była to ani biel, ani czerń, ale szarość wcale nie zdawała się łagodniejsza. Drapało ją w gardle od własnych słów, ale czuła lekki dreszcz podekscytowania na całym ciele.
 - Zinterpretuj słowo „złym”. Nie ogólnie, ale w tym przypadku. – odparła tonem  niemalże rozkazującym, ale wynikał on w tym momencie z czegoś innego, niżeli jej naturalnej skłonności do wydawania poleceń żołnierzom.
Z jednej strony mówił, że nie rozumie tego braku szczerości. Szczerości z drugą osobą? Z samym sobą? A jednak poprosił ją, żeby puściła jego ramię, kiedy chwyciła je nieświadomie, a przecież ona była po prostu szczera. I z nim i ze sobą. To było płynne, naturalne, nie myślała o tym specjalnie, stało się, bo czuła swobodę, bo czuła się dobrze w jego towarzystwie. Jak to odebrał?
Wysłuchała go do końca, pozwoliła wydobyć z siebie wytłumaczenia i wątpliwości i nawet jeśli ostatnie słowa mogły ją pozostawić w lekkim chaosie, czuła się wystarczająco dobrze, by mówić dalej z pełną otwartością. Bo jak nie teraz to kiedy? Bo jak nie ty to kto?
 - Ale? – zaczęła. – A na mnie? – kontynuowała w urwanych fragmentach. Ciepło dłoni jej nie przeszkadzało, przestała zwracać na nie uwagę całkiem mimowolnie. – A więc nie wiesz co czujesz, hm? A może nie potrafisz tego nazwać? Albo nie chcesz?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Utknął w więzieniu własnej dumy i nie potrafił prześlizgnąć się przez kraty. Wpatrywał się w promienie dnia z niskiego okna, ale czuł ich ciepło jedynie na wyciągniętej dłoni, równocześnie ogarnięty przekonaniem, że nigdy nie powinien stąd wychodzić. Że jak książkowy wampir sparzy się, gdy spróbuje zaznać pełni ludzkiej codzienności. Emocje oślepiały, kradły główny cel sprzed oczu, nie mógł sobie na to pozwolić, bo doskonale wiedział, do czego dąży i nic innego nie powinno się liczyć. Miał zadanie do wykonania, nie tylko jako wojskowy, ale także jako człowiek wmieszany w spisek.
 Chciał przyznać, że liczył na jej rozsądek w tej kwestii. Ale to nieprawda. Wiedział o tym w chwili, kiedy niespodziewanie wyjawiła przed nim swoją naturę.
 — Jesteśmy różni. — Nałożył wymowny nacisk na ostatnie słowo, pamiętając o wszechobecnych uszach. — Ogień może fascynować i przyciągać, ale jego wadą jest, że nikt nie powinien się zbliżać, jeśli nie chce zostać zraniony. — Urwał, kiedy pojawiła się trudność w przełknięciu śliny. Czy faktycznie taki miał zamiar, cokolwiek jej odradzać, bo sam uważał się za niegodnego czyichś uczuć? Odrzucał bliskość za każdym razem, trzymał się bezpiecznej granicy, gdzie nie istniało zaangażowanie i zobowiązania. Ale czy teraz, kiedy zrozumiał, że wobec tych działań pojawił się wewnętrzny opór, dałby radę to zmienić?
 — Jesteś znośna. — Zamyślił się, odwracając na kilka sekund wzrok. — To złe słowo. Akceptuję Cię. — Skinął powoli głową. — Obie możliwości wchodzą w grę.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spodziewała się takiego argumentu. Przyszedł ani późno ani wcześniej, ani nie był to moment, w którym by go oczekiwała. Tak po prostu. Mężczyzna ubrał to w ładne słowa, ale nawet diamentowa pokrywka nie zatuszuje prawdziwej natury argumentu. Są różni, tak bardzo różni, że brakuje sensu w zwykłej ich znajomości, a co dopiero, gdyby chodziło o coś więcej?
 - Masz rację. - powiedziała z nutą rezygnacji, ale prawda była taka, że po prostu odrobinę ochłonęła. Jego słowa miały w tym duży udział, ale nie były punktem zapalnym. Spokój nadszedł samoistnie, bo nadal go w sobie posiadała. Nawet teraz, nawet podczas takiej rozmowy. - Masz rację. - powtórzyła - i nie powinnam Cię prosić o nic więcej. Starczy...
Wypuściła jego dłonie z żelaznego, kobiecego uścisku. Powoli, ostrożnie, nie chciała go skreślać, nie chodziło o to. Mimo wszystko wątpiła, by cokolwiek miało się zmienić, niezależnie od tego co powiedziała, co mogła powiedzieć. Moriyama nie był idiota, nie musiała mu cedzic się prostymi słowami w twarz, rozumiał,musiał rozumieć. Nabrała powietrza do płuc, tlen dokoła był ubogi i paskudny, niewiele to dało.
Znośna. Akceptuje.
Niczym pod wpływem echa, słyszała te dwa słowa wewnątrz głowy powtarzające się raz za razem.
 - Tak... tak, myślę,że to dobrze. Cieszy mnie to, nawet bardzo. Myślę że to dużo, Ryu... - Nie jąkała się, słowa po prostu nie chciały tak łatwo płynąć. Trochę goryczy, a trochę szczęścia. Znała go już nieco, więc musiała wiedzieć,że w przypadku jego osoby takie słowa musiały wiele znaczyć. Ważyły też dużo więcej.
 - Masz takie ciepłe ręce. Obie. - uprzedziła, zanim zdołał powiedzieć, że coś sobie ubzdurała. - Myślę że ciepło nie ma nic wspólnego z temperaturą ciała, składa się z wielu czynników. Chociaż chyba nawet ja nie umiałabym ich nazwać.

/post pisany na telefonie, mój pierwszy, więc jest brzydki xD
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Masz rację.”
 Właśnie to chciał usłyszeć.
 Więc dlaczego przez moment rozważał ogłuchnięcie?
 Usta zaciśnięte lekko w wąską kreskę odmówiły posłuszeństwa, chociaż próbował zmusić je do jakiegokolwiek komentarza, problem stanowiły chaotyczne myśli, z których nie mógł wyłowić nic sensownego do wyrzucenia w eter. Dostał to, o co się starał, więc skąd te nagłe sprzeczności? Nie wiązał z tą rozmową żadnych w pełni pozytywnych konsekwencji dla obu stron, domyślał się, że jego nastawienie w jakiś sposób dotknie uczucia kobiety, w mniejszym lub większym stopniu. Przecież nie była pozbawiona empatii, w przeciwieństwie do niego. Przyznał otwarcie, że coś jest na rzeczy, coś, co normalnie wprowadza ludzi w stan euforii, zwłaszcza, gdy druga osoba to odwzajemnia, on zaś nie zamierzał się w to pakować, przeciwnie, był zdolny jednym gestem porzucić tę niecodzienną szansę na rzecz świętego spokoju.
 Dłonie straciły oparcie w tych mniejszych, zniknęło ciepło pod skórą, więc opuścił je ostrożnie, poruszając palcami, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nad nimi panuje. Że mógł zacisnąć je, gdy jeszcze była okazja, i bynajmniej paczka papierosów w ręku by go teraz nie usatysfakcjonowała.
 Gęstość wokół nich nie uległa zmianie, ludzi wciąż przybywało i odchodziło, ale w pewnej chwili zaczął się dusić. Nieprzyjemny ucisk pojawił się w płucach i uwierał go z każdym wdechem, nagle stał się tak bardzo świadomy otoczenia, że musiał się ruszyć, odejść, uwolnić od krępujących go bodźców, zanim nie utknie w ruchomych piaskach i nie przepadnie pod nieznanym ciężarem.
 — Reszta słów jest zbędna — odchrząknął cicho, by oczyścić gardło z zalęgłych niedopowiedzeń. — Podobno dobrze chuchać na zimne. To wciąż jedynie zarodek, można go zdusić. W związku z czym… przeczekajmy ten okres. — Wierzył, że to kwestia wypalenia, miesiąc, dwa, pół roku czy rok, w końcu przestanie im zależeć. Tak było z każdą relacją, o którą przestało się dbać. — Powinienem już iść. — Dodał, przenosząc uwagę w kierunku sklepów. — Może mnie szukają. — Jakaś szansa na to istniała, ale on posłużył się tym jedynie w celach pretekstu do odejścia.
 Wypuścił powietrze nosem w westchnięciu i zerknął na nią ostatni raz, żegnając się samym pozbawionym wyrazu spojrzeniem, zanim nie odwrócił się i nie ruszył wraz z prądem ciał.
To znowu ucieczka?
 Szept paradoksalnie słyszał wyraźniej od otoczki gawędzenia i śpiewania chórkiem do muzyczek z głośników.
Twoja słabość?
 Wcisnął ręce do kieszeni płaszcza.
Droga do destrukcji? Chcesz wytoczyć się ze społeczeństwa.
To nieprawda.
 A jednak trudno znaleźć na to kontrargument. Nie dbał o siebie, to było oczywiste. Odtrącał każdego, kto przekroczył wyznaczoną linię komfortu. Pozwalał sobie podejmować ryzyko tak, jakby nie miał nic do stracenia, przecież życie oddał w ręce władzy wraz ze wstąpieniem w szeregi wojska, nic go nie trzymało oprócz obowiązków.
 Zwolnił kroku.
 Wiedział, że to jedna z jego największych słabości, wada, której nie potrafił się postawić. Nie okazywał tego po sobie, ale czasami zazdrościł ludziom swobody, w jakiej rozwiązywali problemy. Ich podejścia, efektów, kontroli nad uczuciami mimo przeciwności losu.
Od jakiegoś czasu utknął w miejscu, nogi nie mogły wykonać kolejnego kroku w przód, odgradzała go od świata niewidzialna przeszkoda.
 Czy to powód, by przestał próbować? Jeśli nie w tym kierunku, znajdzie inny, zrobi wszystko co konieczne do porzucenia tej bierności. Za wiele poświęcił, może to czas na skorzystanie z ofiarowanej szansy? Może to lekarstwo na jego wieczne zmęczenie?
Nie będę uciekał.
 Zawrócił.
 Zdążył leniwie przejść kilkanaście metrów pogrążony w wewnętrznym monologu, ale raz dwa znalazł się z powrotem przy murku, szukając wzrokiem znajomej postury. A gdy wyłapał ją prześlizgującą się między ludźmi, chwycił za dłoń w mocnym uścisku i zatrzymał.
 — Nie chcę takiego rozwiązania — powiedział jedynie w towarzystwie determinacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wraz z wypuszczeniem jego dłoni zelżał także nacisk, który odczuwała, jakby brak drugiego pulsu uwolnił ją od ciężaru, konsekwencji, których jeszcze nawet nie znała, których się nie spodziewała.
Reszta słów jest zbędna.
Wyprzedził ją. Nie zdążyła nawet uzbierać dostatecznie dużo liter, by ułożyć je w pasujące wyrazy, a on już stwierdził, że nie powinna dodawać nic więcej. Miała przytaknąć, przyznać mu rację i w milczeniu odejść? Tak to widział?
Ale nie odzywała się. Nie dlatego, że brakowało jej słów, że emocje mogły przejąć górę, nawet nie dlatego, że chciał urwać ten wątek tak szybko jak się da. Przestała się odzywać, bo to wyrażenie wycofało ją gwałtownie, z otoczenia, ze świata, z samej siebie. Zdołała jedynie odburknąć coś niezrozumiałego, sama nie umiała odnaleźć w tym konkretnego słowa.
 - Idź. – odpowiedziała gdzieś na bok, w przestrzeń, do ludzi którzy nie słyszeli, głuchych i biernych istot. Ta sprawa wymsknęła się już dawno poza granice konfliktu, a mimo to, on przypomniał o sobie ciężką stopą stawiając krok pomiędzy nimi.
Niech idzie. Niech znika, odchodzi, ucieka, niech przestanie istnieć, rozpłynie się, straci barwy i głos.
Oparła się bokiem o murek, ten sam murek, który był świadkiem całej rozmowy, chłodny i twardy. Emocje opuściły ją wraz z wydechem, nagle stała jakby z boku, oceniała obiektywnie, wystawiała samej sobie znaczek z liczbą przedstawiającą wartość. Zero, zero, zero, zero... Yu Kami, punktów zero. Znowu nic, znowu trzeba dorzucić to zero to setek tysięcy innych zer. Zera mieniły się w oczach jak światła dookoła na które patrzyła, ale nie obojętnie i nie tępo, nie z chłodem który to chłód powinna czuć. Prawie jakby nie ruszyło jej to wewnętrznie, tak jak i na zewnątrz nadal stała w miejscu.
Musiała iść. Jej nikt nie szukał, ale musiała iść do przodu, cały czas do przodu.
 - Zabawne, zabawne, śmieszne... – mamrotała pod nosem, odbijając się bokiem od ściany i przesuwając się ku barierce naprzeciw. Widok z góry na piętro pod poziomem ziemi. -1
Minus jeden, pod ziemią. Już nawet nie zero, jej miejsce było jeszcze niżej. Odsunęła dłoń od barierki, ale dotknęła ją ponownie, metal oddał ciepło które wcześniej wyrwał z jej ciała, przyjemny, niemalże ludzki.
Zrobiła krok do tyłu. Obowiązki czekają. W końcu przyszła tu także dla nich, dla obowiązku bycia dobrym człowiekiem dla dobrych ludzi, faszerowania się światłami i muzykę, ozdabiania uśmiechem, który do niej nie pasował. Dużo lepiej czuła się z pustym spojrzeniem, do przodu, pod ziemię, byle do obowiązków.
Nagłe pochwycenie ręki wyrwało ją z zaciskającego się świata. Zamachnęła się, uderzyła z całej siły, gwałtownie i z cichym warknięciem gotowa sięgnąć pod nóż, po broń, strzelić, zabić.
 - Moriyama. – powiedziała sucho zatrzymując dłoń przed kieszenią. – Moriyama... – dodała, tym razem w języku ludzi, ale to on musiał mówić w jakimś obcym, bo nie zrozumiała ani słowa.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Przyjął uderzenie jak coś spodziewanego, naturalną kolej rzeczy, być może gest, którym miała się wyładować. Przez moment wierzył, że zwiększy dystans między nimi, zanim zdąży ułożyć usta w słowa, zostawi go z zawiedzionym spojrzeniem i odwróci się dumnie, by zniknąć w tłumie jak za każdym razem, jak szczur, którego kot nie jest w stanie już zatrzymać.
 Puścił jej dłoń w chwili nawiązania kontaktu wzrokowego.
 — Nie chcę takiego rozwiązania — powtórzył cierpliwie, dostrzegając niezrozumienie wymalowane na twarzy.
 Nie robił kroku w tył. Nie oglądał się za siebie, nie pozwalał objąć się zawahaniu – przynajmniej tak sobie wmawiał. Zauważył kątem oka zatartą ścieżkę w błędnym kole, szansę na uwolnienie się z murów swoich możliwości. Obawiał się jedynie tego, co znajdzie poza znanym sobie terenem.
 Z trudem wyławiał kolejne słowa z wzburzonego morza myśli, nie umiejąc oddać zrozumiale tego, co w rzeczywistości chciał jej przekazać, ale stał naprzeciwko z niebrakującą pewnością siebie i wiarą w słuszność podjętej decyzji.
 — Musisz wziąć odpowiedzialność za wkroczenie do mojego życia. — Zarzucił. — Zmieniłaś coś… — dodał, przez kilka sekund próbując rozgryźć to, co kryło się za ogólnikiem, niestety nie znał jeszcze na to odpowiedzi — ale tym razem nie zamierzam się od tego odwracać. — Dodał, adresując zapewnienie bardziej do siebie niż do niej.
 — Potrzebuję Cię.
 Potrzebuję Cię, bo może dzięki temu stanę się lepszy.
Albo wpadnę w pułapkę największej słabości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie uderzyła go za jego wcześniejsze słowa. Uderzyła, bo myślami płynęła już gdzie indziej, a nagły atak na jej przestrzeń osobistą nie mógł obyć się bez odpowiedzi. Nawet była czujna,a nawet przesadnie nerwowa. Powstrzymała rękę tylko dlatego, że to on, jeszcze raz postanowił pojawić się przed nią cedząc wyrazy, które cięły powietrze jak nóż.
Patrzyła na niego bez słowa, z lekko rozchylonymi ustami wchłaniała wnioski, do których doszedł pod wpływem jakiegoś impulsu. Prawie jakby nagle wykonał obrót o sto osiemdziesiąt stopni, był sobą, ale jednak trochę inny. Nigdy przecież nie mówiła, że nie weźmie odpowiedzialności, ba, robiła wszystko, by być przy nim i potwierdzać wszystkie swoje gesty i słowa z pewnością wymalowaną na obliczu. Nie starała się uciekać, ale to on zdecydował w jednej sekundzie urwać wszystko za pomocą prostych słów. Przejdzie nam... to tylko chwilowe, jak choroba...
Była spokojna, obserwowała go z lekkością, te męczarnie i problemy jakie sprawiało mu wyłuskiwanie odpowiednich słów. Dlaczego wydawał się cierpieć, chociaż miała wrażenie, że po raz pierwszy mówi szczerze? Niepokój mógł się odbijać w jej spojrzeniu, ale nie umiała potwierdzić go słowami, na głos piętnować niewiedzy sączącej się z jego urywanych zdań.
Potrzebuję Cię. Po co? Dlaczego? Do czego? Która część Ciebie jest niepełna?
Dopadł ją w pół kroku i nadal tak stała, na krawędzi, gotowa zrobić krok w tył. Po tym wszystkim co usłyszała, wcale nie czułaby się źle odchodząc bez komentarza, bez odpowiedzi. Teraz kiedy wytknął jej, że ma brać odpowiedzialność, poczuła, że wręcz przeciwnie – teraz nie musi już nic.
Zamiast tego dostawiła nogę, wyprostowała się. Żyła na krawędzi, więc nie miała czasu się bawić. Jeszcze trochę, a gdzieś obok zakręcą się jacyś spece, ochorna, nawet jego koledzy, którzy mogliby za mocno zainteresować się osobą kobiety, może nawet skojarzyć ją ze zdjęciem...
 - Idiota. – powiedziała wyraźnie. – Pocałuj mnie, albo cholera, ja to zrobię.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down


 Obce usta zastąpiły jego własne, poruszały się w dziwnie brzmiących słowach, które słyszał jak przez ścianę. Intruz wtargnął do środka, przejął kontrolę, ale paradoksalnie nie był wcale przeciwnością eliminatora, może czymś w rodzaju mniej doskonałego klona, tego pozbawionego rozsądku, o odmiennej perspektywie. Dostrzegł coś, co umknęło oczom wiecznie stroniącego od relacji międzyludzkich, i tym razem nie pozwolił mu udawać obojętnego. Zatrzymał w miejscu, pociągnął za rękę, popchnął w powrotną stronę. To była prosta decyzja – albo tak albo nie, nic pomiędzy, pierwszy raz od dawna wyłamał się ze schematu przyzwyczajenia, wyszedł poza linię w szarej kolorowance. Zmienił automatyczny wybór, bo spojrzał ponad system.
 Kiedy zaczął mówić, jego język utonął w nurcie pozornie spokojnej rzeki. Istniało wiele rzeczy do omówienia, wiele słów do wypowiedzenia, wiele skrywanych obaw i wiele sprzeczności kłębiących się pod sercem. Dawno nie zaznał takiego chaosu, przepadł w nim, będąc pewnym tylko jednej rzeczy.
 Wwiercającego się weń oka o spojrzeniu tak intensywnym, jakby próbowała odrzeć go z duszy.
 Tym razem to on nie zrozumiał jej słów, dopóki nie powtórzył kilkukrotnie całego zdania w głowie. Obie brwi powędrowały kilka milimetrów w górę, a w oczach odbiło się nieme pytanie. Zdecydowanie nie spodziewał się takiego żądania. Był gotowy na ciężar kolejnych analiz, wspólnego dochodzenia do wniosków, zmagań z niejasnościami, jakie stały za uczuciami. Emocje naprawdę wprowadzały zamęt i tłumiły logikę, dlaczego nie mógł pozostać w swojej skorupie, niewrażliwy na bodźce?
 Przywołał się do porządku, mrugając raz, a rysy wróciły do beznamiętnej maski.
 — Nie ośmieliłabyś się — stwierdził na przekór, po czym uniósł prawą dłoń do jej twarzy. Ledwie musnął opuszkami skórę pod podbródkiem i pochylił się, by skrócić odległość między nimi. Zatrzymał się na krótki moment w odległości, w której mogła poczuć ciepły oddech, pozwalając sobie wpierw przestudiować każdy szczegół na jej obliczu.
 A potem nie było już żadnej przestrzeni, jedynie subtelny dotyk.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach