Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 25 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 15 ... 25  Next

Go down

Pisanie 20.06.14 1:07  •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
Wziął głęboki wdech, pełną piersią wciągając powietrze Miasta-3. Powiódł wzrokiem po mijanych budynkach i w zamyśleniu wkroczył na asfaltową ścieżkę w parku.
Chwilę krążył po alejkach, aż w końcu usiadł na ławce, wlepiając zmęczone oczy w mijających go spacerowiczów.
Bezsenność to coś strasznego. Wszystko jest od ciebie oddalone i masz wrażenie, że jest tylko tłem, czymś nierzeczywistym, a ty znajdujesz się poza otoczeniem.
Przejechał dłonią po twarzy.
- Wszystko dobrze, synku?
Rozchylił palce i ujrzał starszego człowieka, przyglądającego mu się z zaskakującą troską.
- Oczywiście - uśmiechnął się. Przynajmniej tak mu się wydawało, ale widać niespecjalne mu to wyszło, bo dziadunio westchnął i usiadł obok, po czym zaczął mu opowiadać o tym, jak był młody i życie wydawało mu się takie trudne i niemożliwe.
Naturalnie ta opowieść zraz się skończyła i została zastąpiona przez nową, potem kolejną i następną, aż w końcu Nithaniah znał już prawie cały życiorys dziadunia. Nie śmiał mu przerywać. Zresztą jego rozmówca robił tak krótkie przerwy na wdech, że nie miał ku temu okazji. Raz, kiedy starszy mężczyzna kichał, próbował coś wtrącić, ale niestety nie zdążył.
W końcu siedział tak, słuchając historii cudzego życia i patrząc, jak w międzyczasie dziadek karmi gołębie, których z minuty na minutę przybywało.
Nagle mężczyzna ucichł i odgarnął rękaw. Zmrużył oczy i zbliżył nadgarstek do oczu, usiłując odczytać z zegarka godzinę.
Nithaniah rzucił okiem na swój.
- Dwunasta siedem.
- Jak ten czas szybko leci! - zawołał tamten, zadziwiająco energicznym ruchem wysypując resztę okruszków na ziemię - Bardzo dziękuję za rozmowę, synku - na poprzecinanej zmarszczkami twarzy pojawił się uśmiech. Jego słuchacz przemilczał uwagę, że był to raczej monolog, niż dialog.
Mężczyzna zaczął gramolić się z ławki. Widząc, jak opornie mu to idzie, Nithaniah spytał, czy mu pomóc. Mimo zapewnień dziadunia, że ten da sobie doskonale radę sam, chwycił go lekko za ramię i pomógł się podnieść. Tamten wymruczał coś o starości, po czym znowu się uśmiechnął, pożegnał i żwawymi kroczkami ruszył w stronę wyjścia z parku.
Anioł odprowadził go wzrokiem.
Gruu.
Gru-gruu.
Poczuł, że coś siada mu na udzie.
Nieznacznym ruchem dłoni odpędził gołębia, który naruszył jego przestrzeń osobistą. Chwilę potem kolejny śmiałek chciał dobrać się do kieszeni anioła.
Widząc, że jego kącik na dłuższy czas został przejęty przez hordę dzikich ptaków miejskich, Nithaniah z rezygnacją podniósł się i ruszył dalej, w poszukiwaniu innego miejsca do siedzenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.14 17:27  •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
Dwunasta siedem. Godzina jak każda inna. Dzień jak każdy inny. Koła wózka powolnie toczyły się po gładkich chodnikach, a zamyślone, jasnozielone oczy Satoshi’ego uważnie obserwowały otoczenie. Idealna pora na spacer, co? Ale co to za spacer, kiedy nie ma się nóg? Kamyki skrzypiały i skrzeczały pod kółkami jego wypasionego pojazdu, kiedy powoli toczył się w stronę parku miejskiego. Dawno tam nie był, a stwierdził, że skoro ostatnimi czasu pogoda zaczęła jako tako dopisywać, powinien się wybrać i pozwiedzać. Mijał bardzo wielu ludzi - od paru wojskowych, którzy minęli go bez drgnięcia, po rozbrykaną dzieciarnię, z czego o mały włos nie przejechał jednej trzylatki. Szczerze powiedziawszy powinien był sobie już dawno zamontować ogromną łapę na przodzie, żeby nie musieć uważać na idiotów, którzy pakowali się prosto na jego drogę. Był, cholera, niepełnosprawny i należało mu się coś, co ułatwiałoby mi poruszanie się!
Zirytowane burknięcie zostało wycelowane w małolatę, która była sprawczynią całej jego złości, a kiedy z jej ust wydobyły się ciche przeprosiny, twarz chłopaka delikatnie złagodniała i po chwili oboje odeszli w swoją stronę. Swoją drogą bardzo dużo ludzi można było spotkać tego dnia na ścieżkach parku, co jednocześnie zawiodło i uradowało dwudziestolatka. W końcu nie przybył tu tylko dla rozrywek! Nie bez powodu zabrał ze sobą szkicownik i cały zestaw ołówków - chciał naszkicować cokolwiek nowego poza setnym widokiem z okna, który, swoją drogą, ograniczał się do budynków i krzaków. Nie była to zbyt ambitna tematyka, stąd, gdy tylko nie musiał się uczyć, z chęcią zabierał swoje manatki i jechał gdzieś na miasto, żeby odsapnąć i porysować. Tak więc teraz, gdy upatrzył sobie ławkę, od razu powciskał odpowiednie przyciski, by przyspieszyć lekko i zgrabnie wymijając przechodniów usadowić się tuż obok. Dosyć łatwo wykręcił, przy okazji zupełnie niechcąco przejeżdżając po stopie Nithaniaha. Niefart chciał, że chłopak podlazł idealnie pod koła Nagoyi, za co brunet natychmiast przeprosił:
Sorry, nie chciałem. – Obrzucił go zniechęconym, ale skruszonym spojrzeniem, wyciągając z torby szkicownik wraz z ołówkami. Tylko co rysować? Rozjerzał się dookoła, wzdychając ciężko, a następnie z rezygnacją spoglądając na dwójkę dzieciaków, ganiających gołębie. Dobry moment. Wyjąwszy ołówek H5, zabrał się za pospieszne szkicowanie chwili, gdy jedna z dziewczynek biegła za odlatującym ptakiem, rozkładając ręce. Śliczne. Lubił takie chwile jak ta. Spokojne i zwyczajne. Gdyby nie fakt, że przed chwilą przejechał obcej osobie po stopie. Niby nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, ale mimo wszystko wiedział, że mógł być ostrożniejszy. Znów zerknął na blondyna, wzruszając jednak ramionami i wracając do rysunku.
Sorry… – mruknął pod nosem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.14 18:02  •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
Odruchowo odsunął się i potoczył lekko nieprzytomnym wzrokiem po otoczeniu. Jak zwykle nie był w zbyt zabawowym nastroju, więc już układał stosowną uwagę o patrzeniu, jak się jeździ, o zwracaniu uwagi na otoczenie itd.
Dostrzegłszy położenie swojego celu, zrezygnował z ochrzaniania go bez powodu. Jedyną szkodą, jaką tamten mu wyrządził była ledwie widoczna skaza na bucie.
Dobrze, dobrze, dobrze - trochę obiektywizmu, Nithaniah.
Od kilku tygodni jesteś nieprzytomny, włazisz ludziom pod koła, a potem chcesz na nich fukać za to, że cię taranują. Cóż za wspaniałomyślność.
Słysząc kolejne sorry ze strony dzieciaka, westchnął cicho i spojrzał na niego z mieszaniną zniecierpliwienia i skruchy.
No już, niezdaro. Duma do kieszeni i przepraszaj.
- Nic się nie stało. Wybacz, ostatnio nie jestem zbyt spostrzegawczy.
Miał iść dalej, ale wciąż stał w miejscu, przyglądając się, jak chłopak wyciąga szkicownik i ołówek, a potem zaczyna rysować.
Nithaniah, teraz będziesz stalkować tego biedaka?
Spojrzał w stronę, w którą co chwila zerkał artysta.
Ha, w końcu ktoś się wziął za te pierzaste paskudy.
Ptaki w popłochu uciekały przed małymi ludźmi. Biegły nieregularnymi slalomami, przebierając krótkimi nóżkami, jakby na moment zapomniały, że przecież mają skrzydła. Tylko niektóre zrywały się do lotu, ale dopiero wtedy, kiedy któreś z dzieci już praktycznie miało je w garści. Dopiero, kiedy poczuły, że koniec się zbliża.
Poznajcie gniew ludzkich dwunogów.
Nie, nie - stworzenie boże jest święte, nawet, jeśli to gołąb.
Ale mimo owego przekonania, wciąż jak głupi stał w miejscu, z cichą satysfakcją przyglądając się, jak dzieci przeganiają te wredne ptaszyska...
Znaczy - urocze ptaszęta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.14 0:18  •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
Nagoya zdecydowanie nie przepadał za sytuacjami tego typu - w końcu co miał powiedzieć, gdy kogoś nadepnął? Przepraszam, najechał. Jeździł na cholernym wózku, nie miał wpływu na to, kto mu podstawia nogi, bo tak czy inaczej to nie on ucierpi, a złośliwiec lub gapa. Ostatecznie więc Satoshi zawsze wzruszał ramionami na idiotów, którzy włazili mu w drogę, choć tym razem wiedział, że wina leżała po jego stronie - nie musiał tak gwałtownie przejeżdżać. Teraz oczy chłopaka były jednak skupione wyłącznie na rysunku - szczupła ręka kreśliła coraz dokładniejszy zarys postaci - mocniejsze kreski to tu, to tam. Opadające pióra gołębia.
Znów łypnął na stojącego nad nim blondyna, kiedy dotarły do niego słowa, wypowiedziane dźwięcznym głosem. Swoją drogą bardzo przyjemnym, a Satoshi jako przeklęty artysta z fetyszem głosu bardzo lubił takie przyjemności. Odchrząknął cicho, kiwając głową i, o dziwo, kontynuując bezsensowną rozmowę.
To ja zbytnio się pospieszyłem. Mam nadzieję, że nie bolało, duh. – Nawet nie patrzył na Nithaniaha - mimo, że mogło to wyglądać jak obserwacja nieznajomego, który stał nad nim jak kat nad dobrą duszą, w rzeczywistości kaleka obserwował swój obiekt zainteresowań, by zapamiętać jak najwięcej mógł, a był dość kiepskim wzrokowcem. Może dlatego w pierwszej chwili niezbyt zainteresował się nowym towarzyszem; po chwili jednak oderwał grafit i wzrok od kartki, przenosząc go wprost na jasne oczy nieznajomego.
Um... Czegoś chcesz? Bo jak coś to pytaj, bij i w ogóle. Przepraszam za tamto. – A może to pedofil gustujący w dużych dzieciach? Nie żeby wyglądał na groźnego, ale ktoś tak zamknięty w sobie jak Schrödinger stawał się niespokojny w obecności jakiegokolwiek zaciekawienie jego osobą. Dlatego też uważnie przyglądał się blondynowi przez dosłownie krótki moment, by zaraz potem wzruszyć ramionami.
No okej. – I wrócił do kreślenia po papierze. W sumie całkiem nieźle mu szło! Rekompensata dla nauczycielki za ostatnie piętnaście niezdanych testów? Może.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.14 0:56  •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
- Niczego od ciebie nie chc...
Oderwał się od nadzorowania poczynań dręczycieli gołębi i wolno zwrócił oczy ku chłopakowi. Jego wyraz twarzy nie pozostawiał wątpliwości, że wziął słowa Nagoyi śmiertelnie poważnie.  
- Nie zamierzam cię bić - obruszył się, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że tamten żartował. Jak zwykle - parę minut opóźnienia, zanim dotrze do niego, co było na serio, a co nie. A w międzyczasie rozmówca uzna, że ma do czynienia ze snobem, dziwakiem lub innym 'specyficznym' typem.
Zrobił kilka kroków, mając zamiar udać się w swoją stronę. W międzyczasie rzucił okiem na zegarek. Po tym zwolnił, aż w końcu zatrzymał się, jakieś pięć metrów od pirata drogowego, po czym z konsternacją ponownie wpatrzył się w mechanizm, niemiłosiernie wskazujący dwunastą trzynaście.
Wolno obrócił się i z powrotem podszedł do ławki. Kalkulując coś, w zamyśleniu opadł na drewniane deski, nieco ponad metr od chłopaka, żeby w miarę możliwości uszanować jego - i swoją - przestrzeń osobistą i znowu popatrzył na zegarek.
Kiedy skończył swoje obliczenia, z rezygnacją powiódł wzrokiem po otoczeniu i znów zatrzymał się na ciemnowłosym.
- Wybacz, przez chwilę tu jeszcze posiedzę. - oświadczył, wygładzając poły płaszcza i jednocześnie tłumiąc potężne ziewnięcie.
Klik.
Coś zaskoczyło.
- To o biciu nie było na poważnie? - na wpół stwierdził, na wpół zapytał, z konsternacją wpatrując się w chodnik.
Nithaniah nie pierwszy raz nie zrozumiał czyjegoś żartu. Ale miał w sobie na tyle siły i samozaparcia, żeby pokonać zagwostki komunikacyjne i w końcu udało mu się zrozumieć właściwy przekaz. Brawo, Nithaniah, tak trzymać!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.14 11:33  •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
Krótkie spojrzenie rzucone w stronę odchodzącej dziewczynki znudzonej ganianiem za ptaszyskami. W sumie ostatnie – wszystko już pamiętał, szkic miał. Zostało wykończenie, a to lepiej było zrobić jak najlepiej. Zahaczając więc wzrokiem o Nithaniaha, wrócił z powrotem do rysunku, kreśląc wyraźne linie i zaczynając pospieszne domalowywanie otoczenia. Rozłożyste drzewa pokryte zielonymi liśćmi, parę krzaków okrytych drobnymi kwiatkami i między tym wszystkim przejeżdżające androidy sprzątające. Zawsze zastanawiało go, jak ktoś zaprogramował te stworzenia na kształt człowieka, obierając im za cel życia wykonywanie jednego, konkretnego zadania. Zadziwiające, jak bardzo posuwała się do przodu ta głupia technologia, która, choć pozostawała Nagoyi obojętna, wydawała się jednocześnie bardzo krzywdząca dla ludzkości. Na równi z nowymi przedmiotami użytku codziennego pojawiały się bronie i trucizny - było coraz więcej sposobów na uśmiercenie kogoś, przy których liczba tych odradzających ludzi malała. Nie rozumiał, o co chodzi rządowi, ale zdecydowanie nie chciał się w to mieszać. Miał teraz coś gorszego na głowie. Uniósł zniechęcony głowę, przewracając oczami i na chwilę (niechętnie) odrywając się od rysunku.
Żartuję przecież. – A tamtemu co? Szczerze powiedziawszy sytuacja była dość niekomfortowa – nagle przywalił się do niego zupełnie nieznajomy koleś, którego Satoshi nawet nie kojarzył, a ten zwyczajnie go obserwował. Przez chwilę niepełnosprawny miał nawet ochotę go odgonić, ale przecież to byłoby kompletnie niegrzeczne. A on nie bywał niegrzeczny. Dlatego teraz zwyczajnie wzruszył ramionami, wracając do rysunku.
Wszystko powoli nabierało kształtów - rozłożone ramiona dziecka, rozczapierzone pióra w ogonie i skrzydłach gołębia, który pewnie nadal gdzieś tu skakał. Mimo że wydawał się skupiony na poprawianiu szkicu, tak naprawdę jego myśli zaprzątał bardziej nieznajomy, który, tak swoją drogą, wydawał się próbować nawiązać z nim kontakt. Dlatego kiedy Satoshi znowu usłyszał jego przepraszający ton i to w dodatku w tak błahej sprawie jak SIADANIE NA ŁAWCE, coś w nim drgnęło. Chyba powieka.
Wybaczam – burknął, przyciskając mocniej ołówek do kartki. Teraz cieniowanie. Kolejne pociągnięcia, skupiony wzrok i tamten koleś. Słysząc jego dość błyskotliwe pytanie, chłopak sam nie wiedział, czy on tak na poważnie, czy sobie jaja z niego robi. Jednak zatroskanie w głosie blondyna było dość przejmujące i brunet tylko ze śmiechem odparł:
A to nie oczywiste? – Krótka pauza. – W sumie to naprawdę niczego nie chcesz? Mogę dać Ci ten rysunek, jeśli o to chodzi. – mruknął zrezygnowany. Wcale nie chciał go oddawać, ale miał wybór?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.14 12:11  •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
Nie wszystko jest tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać, człowieku.
Zwłaszcza, kiedy ma się ponad tygodniowe zaległości w spaniu.
Rysunek? Po co mu rysunek?
Odchylił się nieco, żeby mieć wgląd na dzieło chłopaka.
Nie, żeby był znawcą, ale jako anioł poniekąd powinien mieć rozwinięty zmysł estetyki. Anioł-wojskowy, ale zawsze. Uznał, że szkic wygląda całkiem obiecująco. Zaskakujące, jak szybko ten chłopak go wykonał. Cóż - na tym polega szkicowanie w plenerze - chyba - ale i tak było to całkiem... imponujące. Sam Nithaniah właściwie nie parał się żadną formą sztuki. Anioł-beztalencie?
Wstyd i hańba. Ale na to się nie umiera.
- Nie potrzebuję twoich rysunków. Dla ciebie na pewno są dużo bardziej wartościowe. - odparł, zatrzymując wzrok na parze siedzącej naprzeciwko. Dziewczyna wyglądała, jakby próbowała pożreć twarz tamtego biedaka, a jemu to się najwyraźniej podobało.
Ech, ci ludzie.
Ci młodzi.
Znów zerknął na zegarek.
- Niczego od ciebie nie chcę, ch...
Chłopcze? Nie licząc starczego stylu bycia Nithaniaha, można by ich wziąć za rówieśników.
- ...chwilę jeszcze muszę pozabijać czas - wyjaśnił, z mieszaniną niepokoju i obrzydzenia przyglądając się parce, która teraz już prawie na sobie leżała.
- Dłuższą chwilę - sprostował, z ulgą zauważając interwencję jakiejś bohaterskiej staruszki, która wypominając młodzieży ich 'karygodne zachowanie, bo przecież są w miejscu publicznym i tak nie wypada!', przegoniła ich i sama w spokoju zajęła ich ławkę, po czym wyciągnęła torebkę z okruszkami.
No nie.
Grrrruuu!!!!
Momentalnie ze wszystkich stron zleciały się gołębie, przecinając powietrze nad głowami spacerowiczów niczym pierzaste F-16 i gwałtownie lądując tuż pod stopami starszej pani. Niecałą minutę potem ponad połowa alejki była zajęta przez gołębie, łapczywie rzucające się na każdy okruszek.
Anioł westchnął przeciągle, słuchając buntowniczego gruchania. Po co je dokarmiać, przecież z głodu nie umrą. Tylko drony sprzątające będą mieć więcej roboty...
Babcia z jakiegoś powodu uśmiechała się szeroko, patrząc na kłębowisko pod jej stopami. Widząc to szczęście na jej pomarszczonej twarzy, Nithaniah zrezygnował z krzywych spojrzeń. Nie rozumiał, jak karmienie gołębi może kogoś tak cieszyć, ale coś w tym musiało być, skoro tamten staruszek też je praktykował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.14 19:28  •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
Wszystko jest bardzo oczywiste. Satoshi patrzył na chłopaka przez chwilę, mrugając wielokrotnie i zastanawiając się, co dalej. Nie czuł szczególnej potrzeby rozmowy, ale skoro zaczął, to chyba warto było to pociągnąć? Nigdy nie chciał być dla nikogo nieuprzejmy, a Nithaniah wcale nie był wyjątkiem od reguły, dlatego też chłopak jeszcze przez chwilę przyglądał się nieznajomemu, by zaraz potem wrócić do rysunku. Kreski pojawiające się na papierze stawały się coraz grubsze i mocniejsze, a cienie powoli wyrastały spod jego dłoni. Wciąż nie był zadowolony z rysunku, ale wiedział, że na chwilę obecną nie był w stanie zdziałać nic więcej, bo, jakżeby inaczej, zapomniał gumki do ścierania.
Masz zmaziajkę? – ZMAZIAJKĘ? ZMAZIAJKĘ?! Serio? Yup, Nagoya był całkiem poważy, wypowiadając to słowo i dopiero po tym, jak zadał pytanie zorientował się, że nie każdy może tak mówić na zwyczajny przedmiot. Dlatego znacząco odchrząknął, spoglądając z ukosa na pierwszą reakcję blondyna i nie czekając nawet na odpowiedź, poprawił się:
Gumkę do ścierania. Chodziło mi o gumkę do ścierania. – No oczywiście! W jego małym światku było dużo przedziwnych określeń na przybory codziennego użytku. Na temperówkę mówił ostrzynka lub, przykładowo na szampon, szamponówka. I wszystko stawało się jasne! Nieważne, że tylko dla niego. Jasne? Jasne, kapitanie!
“Nie potrzebuję twoich rysunków.”
Zabolało.
Jego rysunki miały dla niego spore znaczenie, lecz poza tymi wykonanymi z nudy, zazwyczaj swoje prace plenerowe oddawał przypadkowym przechodniom do zawieszenia na lodówce; również tego szkicu nie zamierzał ani oddać nauczycielce, ani zachować go dla siebie, bo miał w domu z milion takich papierów i nie widziało mu się podwajanie tej ilości. Pokręcił więc głową, wzruszając obojętnie ramionami i chowając ołówki do plecaka.
Dla mnie jest bezwartościowe. I tak to komuś oddam. Mogę go dokończyć w domu i dać Ci w ramach rekompensaty za buta. – Machnął znacząco rysunkiem w stronę stóp anioła, po chwili przesuwając wzrok w miejsce, gdzie skupione było spojrzenie jasnookiego. Twarz niepełnosprawnego automatycznie wykrzywiła się w wyrazie obrzydzenia, kiedy zobaczył, z jakim zapałem nieznajoma dwójka wręcz lizała sobie twarze. I dopiero kiedy siedzący obok chłopak zerknął na zegarek, wyrwało to Schrödingera z zamyślenia.
Rozumiem. Która w ogóle jest? – spytał, powoli łapiąc byle jaki kontakt z Szarakiem. Szczerze powiedziawszy nie było to szczególnie łatwe, ale czuł, że dla zabicia czasu może z nim trochę porozmawiać. – W ogóle jak się nazywasz? – Sam nie wiedział, czy powinien dociekać w tej sprawie, więc chwilowo speszony odwrócił wzrok i wbił wzrok w panią, która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia, jakie niosło ze sobą dokarmianie gołębi. Satoshi raz zaryzykował, by potem wrócić z pięcioma kupami na spodniach. Niesmaczne doświadczenie, możecie mi wierzyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.14 20:06  •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
- Ninanana. Nananinaninana.
Był raz kotek.
Potem dwa.
- jakże niezwykle kreatywną piosenkę ta istota śpiewała! Łamiąc prawie język przy okazji, starała się wygładzić swój trochę skrzeczący, śmieszny głosik psychopatycznej piętnastolatki. W końcu przystanęła w jakimś zaciszu na trawie, wokół wierzb płaczących, rozglądając się wokół siebie, czy w okolicy nie ma zbyt dużo ciekawskich oczów. Pusto~ Założyła słuchaweczki z symbolem angielskiej flagi i zakręciła się dwa razy przy nowej, energicznej piosence Route 94, lecącej akurat w starym walkmanie. Jej różowe dredy splecione w warkocz latały śmiesznie wraz z nią. Przystanęła, podrygując głową pod dyktando rytmu. W górę, w dół, w górę, w dół. Zrobiła szybki gest dłonią i jej szkicownik z ołóweczkiem uniosły się wysoko ku górze, a wokół Marceliny uniosła się aura, niczym zapach rannych perfum. Chwyciła ołóweczek i w ciągu kilkunastu sekund stworzyła coś w rodzaju szkicu tańczącej, zgrabnej kobiety, po czym odwróciła się ponownie i po krótkim namyśle ruszyła przed siebie, idąc tanecznym krokiem do przodu - a za nią lewitujące przybory artystyczne. W końcu ujrzała dwoje ludzi, jeden na wózku, drugi siedzący obok niego... ewidentnie zajęci byli rozmową, więc Cyśka wykorzystała ich nieuwagę, idąc teraz w miarę spokojnie, łapiąc ołóweczek i dziennik w łapy. Aura zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu. Wszystko jest w porządku, nikt niczego nie widział. "Nie chcę mieć problemów z władzą. W sumie... chyba już je mam." Dzięki iluzji przybrała ludzką formę, wyglądając w-miarę-normalnie. Ten drugi człowiek... właśnie, wyglądał raczej na nie-człowieka. Wymordowany. Albo... anioł?
Okaże się to za chwilę. Na ludzi iluzja działa doskonale. Na anioły? Niestety, tylko w niewielkim stopniu. Albo ogon jest widoczny, albo uszy, albo w ogóle przed skrzydlatym nic się nie ukryje. Z nieśmiałym uśmiechem szła naprzód, trzymając ołóweczek i szkicownik z modelem rysunku "tańczącej dziewięciogonowej królowej lisów", jak to sama Marcelina określiła. Oko przybrało kolor fioletowy. I niech już taki zostanie. Głupio by było tłumaczyć się z ciągle zmieniającej barwę tęczówki. "Magiczna soczewka"? "Wada wzroku"? Ta.
☻ Dla niego znowu było "za jasno". "Za gorąco". "Za dużo tłumów". Tym razem to ostatnie się nie sprawdziło, ku jego wielkiej radości. Przemykał wokół nóg tańczącej kotowatej, po czym przewrócił oczami i stanął koło niej. Zacharczał głucho, podciągając długi łańcuch.
- Tam są ludzie, radzę Ci być bardziej czujną. - Po tych słowach spojrzał ostatni raz na nią, potem na nich, oblizując pysk długim, klejącym się językiem. Wczołgał się do jednego z cieni, pozostając tam przez cały czas, nie spuszczając jej z pola widzenia. Co rusz łypał złowrogim spojrzeniem na dwójkę, spędzającą miło czas na parkowej ławeczce... ☻


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 01.07.14 12:20, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.14 20:44  •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
Zma...
Co?
Znowu nie rozumiał, o co chodzi, ale duma nie pozwoliła mu na prośbę o wyjaśnienia.
– Gumkę do ścierania. Chodziło mi o gumkę do ścierania.
No, chyba, że tak.
Zmaziajka.
W jasnych oczach pojawiło się coś na kształt cienia uśmiechu.
Zastanowił się chwilę, po czym zaczął przeszukiwać kieszenie płaszcza.
Bezwartościowe? Dzieło może być bezwartościowe dla swojego stworzyciela?
Nithaniah, naiwna istoto, spójrz na Boga. Też nie zdaje się zaprzątać głody swoimi ukochanym dziećmi, czyż nie?
Nie. Nie - to nie rozważania na jego kompetencje.
Sprawdził wewnętrzne kieszenie.
W końcu znalazł swoje dwa ołówki, już zestrugane do ponad połowy długości.
Słysząc pytania chłopaka jeszcze raz zerknął na zegarek.
- Kwadrans po dwunastej - oświadczył, podając ciemnowłosemu jeden z ołówków. Mierzył niecałe trzy centymetry, ale za to na końcu miał zmaziajkę.
Nic lepszego nie znajdzie.
Imię?
Rozpiął płaszcz i poprawił kołnierz. Tego dnia słońce zdecydowanie dawało znać o swojej obecności.
Nie ma sensu wymyślać sobie pseudonimów. Nie każdy dzieciak jest szpiegiem rządu, racja? Zresztą - Bob zupełnie nie pasowało, a na nic ambitniejszego nie było go teraz stać.
- Nithaniah. Mój but jakoś przeżyje. Ten szkic naprawdę nic dla ciebie nie znaczy? Myślałem, że dla... hm, artystów każde ich dzieło jest na swój sposób ważne - ciągnął dalej, po trosze, żeby chłopak nie zwrócił uwagi na brzmienie imienia, ale też dlatego, że faktycznie go to na swój sposób nurtowało - Chociaż może po stworzeniu tylu rzeczy traci się do nich sentymentalność... - zaczął myśleć na głos, ale szybko przywrócił się do porządku.
Swoją drogą, o kreowaniu czegokolwiek miał tyle pojęcia, co rolnik o pracy w urzędzie skarbowym. Lepiej nie dzielić się swoimi mądrościami.
Zerknął na szkic i przez chwilę nie spuszczał z niego oczu, wyrabiając sobie zdanie.
- Myślę, że bez dokańczania też wygląda dobrze - stwierdził w końcu, tonem znawcy, ale z miną całkowitego laika, po czym wrócił do obserwacji otoczenia.
Co do...
Wymordowana? Tak bezkarnie tutaj?
Inni nie zwracali na nią uwagi.
Może użyła jakiejś iluzji, albo...
Wymordowany i iluzja? Nie, coś tu nie pasowało.
Spokojnie wrócił wzrokiem na gołębie, poświęcając kotowatej tyle samo uwagi, ile poświęciłby każdemu innemu przechodniowi. Póki będzie osamotniony w swoich spostrzeżeniach, lepiej się nimi nie dzielić, bo wtedy i on i tamta... dziewczyna - mogliby wpakować się w jakieś kłopoty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.06.14 11:02  •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
Nawet, jeśli Satoshi w danym momencie nie patrzył na Nithaniaha, wiedział, że jest rozbawiony jego neologizmami. Odchrząknął więc krótko, spoglądając na niego z ukosa, a następnie wracając do rysunku. Patrzył na niego przez dłuższy czas, ostatecznie zostawiając go takim, jakim był - nie mógł nic więcej zrobić, niestety.
W sumie w temacie religii - Nagoya nigdy nie przejmował się szczególnie tym, że kiedyś był gdzieś Bóg, ale ostatecznie wszystkich zostawił. Sam dwudziestolatek nie miał okazji doświadczyć dramatycznych skutków tego czynu, ale, szczerze powiedziawszy, nie cierpiał z tego powodu w żaden sposób. Może ciekawie by było poczuć na własnej skórze, czym jest obecność opiekuna, który niegdyś sprawował władzę nad całą ludzkością, ale jako osoba praktyczna, zdecydowanie wolał martwić się o teraźniejszość, niż zastanawiać nad tym, co było kiedyś i najpiewniej nie miało zamiaru prędko wracać. Obecny porządek podobał się Satoshi’emu. Nie odczuwał za bardzo ucisku, jaki wywierała na mieszkańcach władza, bo w takich warunkach został wychowany, stąd nie wyobrażał sobie większych ulg w porównaniu do obecnych. A zakładał, że za murami tak właśnie się żyje - wolno. Ale czy te swobody oznaczają życie dobre i spokojne? Nie sądził.
Z zamyślenia wyrwał go dopiero głos Szaraka.
“Kwadrans po dwunastej.”
O rany. – Miał kwadrans na dotarcie do domu. Codziennie o 12.30 musiał zjeść obiad, inaczej wariował. Swoją drogą był bardzo wrażliwy na głód i dość szybko się złościł, kiedy ten zaczynał go dopadać. Z zaciekawieniem zerknął na chłopaka, kiedy ten podał swoje imię. Takiego jeszcze Satoshi nie miał okazji dotychczas usłyszeć.
Skąd pochodzisz? Masz jakieś obce imię? – spytał, choć jego własne nazwisko nie było wcale takie japońskie. Między innymi dlatego zdecydował się używać pseudo-nazwiska do przedstawienia się - mało który Japończyk potrafił wymówić coś po niemiecku, a co dopiero “Schrödinger”. Cień, będący najpewniej imitacją uśmiechu, przebiegł po twarzy chłopaka, który zaraz potem wzruszył ramionami i odparł beznamiętnie:
Nic. Każde “dzieło”... – wypowiedział to słowo z niejaką pogardą. Dlaczego? – ... wymaga czasu i uwagi, ale dla mnie nie każdy bochomaz jest od razu “dziełem”. Zresztą - niczego nie traktuję jako “dzieło”. Nie przepadam za tym słowem. – Skrzywił się z niesmakiem. Miał zamiar kontynuować wywód? Najprawdopodobniej. – Według mnie nie ma tak naprawdę “dzieł”. Każdy ma swój talent i różnie to bywa. Bo niby czym różni się oryginalna Mona Lisa od podróby malarza na ulicy, który wykonał ją równie pięknie? Dlaczego oryginał jest “dziełem”, a jego kopia “marną podróbą”? Gdyby postawić dwa takie “dzieła” obok siebie, mało kto rozpoznałby, który jest który. Poza tym dla mnie rysunek to raczej sposób na odpoczynek, niż jakaś forma wyrażenia siebie. Lubię to i tyle. Nie jestem zbytnio sentymentalny, chociaż nie wyrzucam swoich prac do kosza. Staram się je poprawiać i oddawać. – Skinął głową na zwieńczenie swojej wypowiedzi. Popatrzył na blondyna, wyciągając w jego kierunku dłoń, w której trzymał szkic. – Masz. – Położył mu kartkę na kolanach, odwracając głowę w kierunku, gdzie spoczął wzrok chłopaka. Nie widział nic nadzwyczajnego, więc zwyczajnie wrócił do niego wzrokiem, zachrypniętym głosem dopowiadając:
A. Jestem Nagoya. – No bo nie wypada się tak nie przedstawiać. – I muszę już lecieć... – Szybko, jakiś pretekst! – ... bo pies mi płacze. Kiedyś sobie pogadamy. – GENIUSZ. Gratuluję, Satoshi, wygrałeś słonia w koronkowej spódnicy. Bez dalszych wyjaśnień nacisnął guzik, przekręcił wajchę i wybył z parku na kółkach.

| zt |
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Park Miejski - Page 5 Empty Re: Park Miejski
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 25 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 15 ... 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach