Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

 Szukali igły w stogu siana i może nie znaleźli jeszcze tego, co przyświecało im od samego początku, ale odgłosy toczonej w oddali walki potraktowali jak wskazówkę na niegościnnym pustkowiu. Otwarta przestrzeń jedynie ułatwiała roznoszenie się dźwięków, więc z uwagi na czyjeś zaabsorbowanie przetrwaniem, mogli pozostać w ukryciu podczas zbliżania się do źródła zamieszania, spokojnie rzucić okiem na sytuację, ocenić stopień zagrożenia i wszcząć odpowiednie działania.
 Strzępki ubrań przykuły jego uwagę, tak samo jak dalej leżące ciało rannego wojskowego. Coś tu się nie zgadzało. Opuścił lufę karabinu, ale wciąż trzymał go mocno w dłoniach, gotów wykorzystać jego potencjał w razie niespodziewanej okazji na oddanie serii strzałów. Przyjrzał się mężczyźnie, rzucając przelotnie spojrzenie w stronę Vellarda, zanim nie podszedł bliżej.
 — Hej, słyszysz mnie? — odezwał się na tyle głośno, by słowa wyraźnie dotarły do uszu poszkodowanego. Zatrzymał się tuż za nim i trącił czubkiem buta jego ramię w nadziei na otrzymanie jakiejkolwiek reakcji. — Jak masz na imię?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Łowca dzięki swojemu strzałowi mógł mieć już stuprocentową pewność, że leżące zwłoki na ziemi na pewno były martwe. Tak precyzyjnego strzału, który poszedł powodzeniem, nie dało się zwyczajnie przeżyć. I gdy mężczyzna triumfalnie odwrócił się na pięcie, aby pójść sobie dalej, to zanim zdążył to zrobić, na szyi martwej kobiety nagle coś błysnęło. Z daleka ciężko było zobaczyć, co to dokładniej było, ale całkiem możliwe, że z bliska łatwiej będzie przyjrzeć się tej konkretnej rzeczy. Może wbrew pozorom miała przy sobie coś wartościowego, co będzie można później sprzedać? A nawet jeśli nie, to dla własnego użytku może okazać się to być bardzo pożyteczne. Najprawdopodobniej była to jakaś mniej lub bardziej drogocenna błyskotka, ale nigdy nic wiadomo.

Tymczasem Warner nie szczędził w ostrożności. Nawet jeśli ich kompan właśnie konał z bólu i najprawdopodobniej wykrwawiał się na śmierć, tak czy siak zachowywał wszelakie środki ostrożności, aby samemu przypadkiem nie zostać rannym. Byli w dość niepokojącej scenerii, bo faktycznie podarty na strzępki mundur nie wyglądał zachęcająco, ale też niekoniecznie musiał zrobić to właśnie on. Vellard był bardziej odważny i zbliżył się do mężczyzny, nawet się nad nim pochylając. Sprawdził mu puls, to, czy w ogóle oddycha i kontaktuje, podczas gdy Eliminator zadawał mu tak banalne pytanie.
- I-ichinose Guren, Oficer. Ppp-przepustkę mam... - nie był wstanie zbyt wiele mówić, ale przynajmniej odpowiedział na pytanie wojskowego. Znaczyło to tylko tyle, że jeszcze kontaktował. Ale tylko przez chwilę, bo wyglądał tak jakby miał zaraz zemdleć. Dopiero później Warner mógł dostrzec ranę na jego brzuchu, gdzie krew wsiąknęła w materiał ubrania.
-Mamy rannego! - krzyknął Vellard, kierując swojego spojrzenie na medyka, który własnie biegł w ich stronę, aby udzielić jak najlepszej opieki medycznej w tych trudnych warunkach. Eliminator niewiele się zda na taką sytuację, co najwyżej może pomóc, aby przenieść ciało w bezpiecznie miejsce lub jakoś pomóc swojemu koledze, podając mu mniej lub bardziej potrzebne rzeczy. Równie dobrze mógłby się przejść po okolicy i zobaczyć, czy w pobliżu nie ma kogoś jeszcze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pewność, że wymordowana się więcej nie poruszy sprawiała, że Lazarusowi łatwiej było się uspokoić, chociaż jego skołatane serce nie chciało dać sobie wmówić, że jest już bezpieczny. Bezpieczniejszy, owszem. Ale nie bezpieczny. Przewiesił karabin na pasku przez klatkę piersiową, upewniając się wcześniej, że w pobliżu nic nie sprawia wrażenia kolejnego zagrożenia i wychylił się z kryjówki. Już miał czmychnąć do swoich spraw, gdy zauważył nęcący błysk.
Boris był chytrym stworzeniem, a szabrowanie zwłok nie wywoływało w nim najmniejszych wyrzutów sumienia. Lata spędzone na desperackich ziemiach skutecznie pozbawiły go takich odruchów. Nic więc dziwnego, że niczym sroka widząca błyskotkę dał się wreszcie zwabić do zwłok. W myślach już przeliczał łańcuszek na łyki podłej chmielowej lury wydawanej w pobliskim barze, nie śmiąc nawet błagać pradawnych bogów hien cmentarnych o coś bardziej wartościowego.
- Och, to dla mnie? Nie musiałaś, kochanie - wymruczał cicho, niemal przymilnie, gdy już przyklęknął obok martwej kobiety na jednym kolanie i sięgnął dłonią do jej szyi - Potraktuję to jako prezencik przeprosinowy.
Może i na Desperacji włóczędzy zadowalali się zwykle byle ścierwem, ale Azarov nie miał takiego zamiaru. Sięgając po błyskotkę, zamiast ją zerwać odszukał zapięcie by kulturalnie jego nową własność odpiąć z szyi trupa. Jeżeli rzecz nie była zniszczona to z pewnością wzrośnie jej wartość. Jeżeli nie opchnie jej w barze za trochę alkoholu to z pewnością przyda się by zbajerować jakaś naiwną desperatkę czekającą na księcia na wymordowanym koniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Nie chciał celowo przedłużać cierpień towarzysza, ale jedna z podstawowych zasad pomocy mówiła o tym, by najpierw dbać o własne bezpieczeństwo. Gdyby okazało się, że niespodziewane zagrożenie zastawiło na nich pułapkę, bilans w konających byłby bardziej niekorzystny niż z zachowaniem środków ostrożności. Trzymał się rozsądku kosztem czyjegoś bólu, ale czy nie na tym poniekąd polegała praca wojskowych? Zdawali sobie sprawę z możliwych konsekwencji takich wypadów.
 Bardziej od poszkodowanego interesował go drugi mundur. Nie dostrzegł na nim śladów krwi (może nie zauważył?), wyglądało to raczej tak, jakby doszło do jakiejś przemiany, pod wpływem której materiał rozdarł się w tych wszystkich miejscach. Bo w innym razie gdzie znajdowało się ciało? Guren ledwo kontaktował, był w kiepskim stanie na udzielanie jakichkolwiek satysfakcjonujących odpowiedzi.
 Odsunął się, gdy zbliżył się do nich medyk.
 — Rozejrzę się, może znajdę drugiego — rzucił do Vellarda, wskazując lufą karabinu na postrzępiony strój i za zgodą ruszył przed siebie.
 Pozostawał w zasięgu słuchu i wzroku, od czasu do czasu zerkając w stronę ich grupy kontrolnie. Skoncentrował się na szukaniu jakichkolwiek poszlak wokół miejsca walki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W momencie kiedy Lazarus zdecydował się podejść do zwłok. upewniając się ówcześnie, że okolica wokół niego jest już bezpieczna i na razie nic mu nie zagraża, miał szansę przyjrzeć się przedmiotowi, który znajdował się na szyi wymordowanej. Nie był to zwykły naszyjnik jak mógł przypuszczać na samym początku. Był to wisiorek, który można było otworzyć. A raczej jego połowa. Co prawda lekko obryzgany krwią, ale raczej Łowcy nie przeszkadzał ten szczegół — wytrze go i będzie po sprawie. Istotne było to, że był on lekko otwarty, a w momencie chwycenia go w dłoń, wydał z siebie coś w rodzaju pisku, zmieszany szeptem. Ciężko było stwierdzić, czy mogło mu się to przesłyszeć, a może faktycznie taką onomatopeję wydał z siebie ten przedmiot.

I najprawdopodobniej to spowodowało, że mężczyzna nie zaraził się wirusem, który wojskowy mógł już mieć wcale nie z własnej woli. Rany na jego ciele były dość ciężkie, a rozszarpane mięso na przedramieniu czy klatce piersiowej świadczyło o tym, że walkę musieli stoczyć z jakąś bestia lub wymordowanym. I to wyjątkowo okropnym i brutalnym.
Vellard bez mniejszego zawahania przytaknął głową na propozycję Warnera, wiedząc, że do niczego konkretnego i tak się nie nada. Było ich wielu, może nie aż tak dużo, ale na tyle, aby byli wstanie sobie pomóc we trzech z jedną ranną osobą. Dobrze będzie, jeśli w okolic znajdzie się kolejny żołnierz, najlepiej żywy. W taki oto sposób Warner musiał skupić się na swoim instynkcie oraz umiejętnościach, które posiadał. Jednak nie mógł znaleźć nic, coby świadczyło o obecności innego człowieka. Niemniej ten świecący przedmiot... Z pewnością jakieś światło odbiło się od tej rzeczy, ale może nie warto zaprzątać sobie tym głowę tylko dalej zając się patrolem okolicy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Łowca znawcą biżuterii nigdy nie był, ale sam fakt, że takie cuda zwykle do tanich nie należały mu w zupełności wystarczył. Przed dokładniejszymi oględzinami wytarł zabrany wymordowanej wisiorek z krwi i innych zabrudzeń o materiał spodni, gdzieś na wysokości uda i gdy błyskotka była już w miarę czysta przyjrzał się jej dokładniej. Najpewniej gdyby wrzucić zdobycz w stertę jemu podobnych zabaweczek to Lazarus nie byłby w stanie z powrotem jej odnaleźć. W jego ślepiach był całkiem przeciętny. Kojarzył mu się z babuszkami z Miasta-6.
Przejechał kciukiem po wszelkich nierównościach medalika, ignorując wcześniejszy skrzek dzikiej szynszyli i podważył połówkę paznokciem by otworzyć go całkowicie. Jeżeli to jedna z tych dziwnych desperackich zabaweczek, które miały w zwyczaju robić różne porąbane rzeczy - tym lepiej! Będzie więcej warty.
Jeżeli nic się nie przydarzyło to łowca podniósł się w końcu z kolan. Nie było czasu na tkwienie przy trupie, do którego pewnie niedługo zlecą się inne zwierzęta. Musiał jeszcze przecież znaleźć kogoś, kto jego skarb stosownie wyceni. Wybrał drogę, z której przyszedł stwór. Może po drodze trafi na jego legowisko i znajdzie więcej kosztowności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Gdyby Warner nie był Warnerem, porównałby stan poszkodowanego wojskowego do nieumiejętnie wykonanego naleśnika. Tu dziura, tam dziura, a jeszcze z ciasta wylewa się nadzienie truskawkowe. I o ile ludzie spojrzeliby na to z obrzydzeniem, tak w kubkach smakowych wymordowanych mogło dojść do rewolucji — który nie skusiłby się na taki rarytas na środku zadupia? Jeśli jednak skupić by się na samym naleśniku, to Moriyama niezbyt znał się na ich przyrządzaniu. Za młodu lubił gotować i piec z matką, ale nigdy nie wykazywał szczególnych predyspozycji w dziedzinie kucharskiej, jednak to samo można było powiedzieć o wychowaniu fizycznym; czas pokazał, że pierwsze wrażenie mocno odbiegało od rzeczywistości. (akapit specjalnie dla Lazaru)
 Udał się więc na mały obchód, wytężając zmysły i szukając być może igły w stogu siana. Niestety po dłuższej chwili krążenia nie natknął się na żaden trop — możliwe, że drugi po prostu uciekł, zostawiając za sobą wszystko. Albo wciąż czaił się gdzieś poza zasięgiem ludzkiego wzroku, czekając na odpowiedni moment. Tak czy siak uwagę okularnika zwrócił jedynie blask. Po krótkim rozejrzeniu się stwierdził, że lepsze to niż nic i nie zaszkodzi sprawdzić przedmiotu, który odbija światło, a który raczej nie powinien ot tak leżeć wśród piasków pustyni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Przy aktualnym momencie nie wydawało się, aby cokolwiek lub jakikolwiek dźwięk wydałby ten wisiorek, a co dopiero coś zrobić. Bardzo możliwe, że to było czyste przesłyszenie się (a może nie?). W każdym razie nieważne jak bardzo mężczyzna chciałby coś więcej sprawdzić, to nie znalazł nic, coby go zaciekawiło. Dobrym posunięciem było więc, aby wstać i ruszyć dalej, nie zapominając o swojej początkowej misji, którą miał za zadanie zrobić. Maszerował więc dalej, uważając na swoje własne bezpieczeństwo. W końcu nie tak dawno coś chciało go pożreć i ciężko było stwierdzić, czy znowu nie będzie chciało. W taki oto sposób minęła godzina nudnej, mało ciekawej drogi, w której Lazarus mógł czuć się dość bezpiecznie. Nagle z oddala mógł dostrzec dwóch mężczyzn, którzy zmierzali w jego kierunku. Ciężko stwierdzić, jakie mieli zamiary, ale z pewnością nikt na Desperacji nie miał ich dobrych.  

 Tymczasem Warner znalazł drugą część wisiorka, który mógł sobie zatrzymać lub zostawić. Szkoda jednak byłoby wyrzucać coś, co może mieć jakieś ukryte znacznie — w końcu to była Desperacja, a po niej wszystkiego było można się spodziewać. Niewiele później do Warnera dotruchtał Vellard, który wydawał się być bojowo nastawiony do tego, aby najprawdopodobniej dołączyć się do Eliminatora.
Zaniosą go do Posterunku, we dwóch sobie poradzą. W końcu nie jest tam aż tak daleko. My pójdziemy dalej. Tutaj możemy nic nie znaleźć, a kilkanaście kilometrów stąd, jak nie więcej, może być coś, co da nam odpowiedź — oznajmił, wymijając wojskowego. Całkiem możliwe, że równie dobrze może być ktoś, kto również potrzebuje ich pomocy. Nie mogą tracić czasu na szukanie w okolicy czegoś, gdzie i tak do tej pory szło to z marnym skutkiem. Dlatego ruszyli dalej, a kilkanaście minut później byli wstanie zobaczyć, że jakaś sylwetka zmierza w ich kierunku. Z tej odległości ciężko było stwierdzić, kto to jest, niemniej postura ciała oraz sposób, w jaki poruszał się ten ktoś sugerował, że to jest płeć męska.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Spodziewał się odnaleźć coś przydatniejszego od połówki niezidentyfikowanego wisiorka, który rzucił mu się w oczy podczas oględzin, ale z jakiegoś powodu postanowił go zatrzymać — kto wie, może należał do któregoś z wojskowych? — więc schował biżuterię do kieszeni spodni, po czym kontynuował spacer do momentu przyłączenia się Vellarda.
 — Kilkanaście kilometrów na nas dwóch to jak szukanie igły w stogu siana — zauważył eliminator, rzucając okiem na rozległe połacie ciągnącej się przed nimi pustyni. — Rozumiem, że ranny oficer nie zdołał udzielić jakichkolwiek wskazówek zwężających pole naszych poszukiwań? — Nie oponował jednak przed dalszym truchtem, trzymając się przy boku dowódcy i skupiając na terenie po swojej lewej stronie.
 Po jakimś czasie na horyzoncie pojawiła się nieznana postać powoli zbliżająca się do ich dwójki, co mimowolnie zmusiło Warnera do przyjęcia podejrzliwej postawy; poprawił trzymany w rękach karabin, nie zwalniając kroku ani nie spuszczając wzroku z oddalonego mężczyzny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Świecidełko wylądowało w kieszeni zdezelowanej kurtki cały czas pilnowane przez jego dłoń, którą mimowolnie plątał łańcuszek wisiorka bez przerwy pozwalając by metal prześlizgiwał mu się przez palce. Żmudna wędrówka przez pustkowia nie należała do najciekawszych wypraw, choć nie miał co narzekać - było bezpiecznie, a to niezbyt często się tutaj zdarzało. Zaraz jednak pożałował swojego narzekania, gdy na horyzoncie zamigotały mu dwie sylwetki. Łowca zmrużył podejrzliwie ślepia. Byli daleko, zdążyłby zdjąć chociażby jednego z nich, może nawet obu biorąc pod uwagę dzielącą ich odległość. Rozglądając się mimowolnie dookoła próbował namierzyć ewentualnych świadków czy większą ilość niespodziewanego towarzystwa.
Największe zagrożenie zawsze sprawiali mu zezwierzęceni wymordowani bądź osoby, którym był cokolwiek dłużny. Wprawnym ruchem poprawił więc bandycką chustę zasłaniającą mu połowę twarzy, co dawało jednak wymierny efekt - w końcu jego blizny były o wiele bardziej rozpoznawalne. Ostentacyjnie też skręcił gwałtownie z obranej ścieżki. Nie na tyle by tracić czas na obchodzeniu nieznajomych dookoła kilometrami, ale wystarczająco by dać im do zrozumienia, że pokornie schodzi im z drogi i nie chce żadnych problemów. Mimo to nie spuścił ich z oczu, cały czas zerkając na nich nieprzychylnie.
W razie jakiegokolwiek zagrożenia był w stanie od razu chwycić za broń. Pod kurtką znajdował się ukryty sztylet elektryczny i w przypadku pojawienia się problemów Lazarus z chęcią wypróbowałby go na którymkolwiek z nich. Póki co byli na tyle daleko, że nie miał szans jeszcze im zagrozić, ale ostrożności nigdy za wiele.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wisiorek póki co nic nie znaczył, nawet po obejrzeniu go dokładniej, nie dało się jednoznacznie wyczytać jakieś podpowiedzi lub cokolwiek innego. Warto jednak było go zatrzymać, bo kto wie, czy później nie będzie on potrzebny, W tym samym momencie dołączył do niego Vellard, a niewiele później na horyzoncie mogli spotkać pierwszego podejrzanego, który mógł maczać palce w tej okrutnej zbrodni. Mógł? Jego zachowanie i postura ciała wskazywała na to, że nie szukał kłopotów, a obejście wojskowych świadczyło tylko o tym, że rzeczywiście nic nie miał za uszami. A może tylko udawał? I w taki sposób minęli się, ponieważ Vellard wyjątkowo nie szukał zaczepki. Chociaż może warto byłoby go o coś spytać?
Niestety, ale nie udzielił. Jest w tak ciężkim stanie, że jeśli w najbliższym czasie się obudzi, będziemy mieli szczęście — bo właśnie wtedy będą mogli dowiedzieć się czegoś więcej.
Po półgodzinie szybkiego marszu dotarli do ruin, w którym nie tak dawno została zamordowana bestia. Po niej dało się znaleźć martwe ciało kobiety, a raczej to jak coś podobne do sępów dobierały się do jej martwej osoby. Również wojskowi mogli dostrzec jak coś przebiega między ruinami, w celu ukrycia się.
Widziałeś to? — rzucił cicho do Warnera, automatycznie napinając mięśnie do ewentualnej obrony lub szykując się do ataku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach