Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

c z a s : zima, 3004 rok.
m i e j s c e : zrujnowany budynek na Desperacji.
u c z e s t n i c y : Warner, Lazarus + NPC.

Snowing is an attempt of god to make the dirty world look clean. [Warner & Lazarus]  00GpN6h

 Kontrastujące z temperaturą obłoki pary wydobywały się z jego ciepłego gardła, ale to kwestia czasu, nim w ciało nie wsiąknie chłód otoczenia. Gruby materiał zapewniał ochronę przed bezpośrednimi konsekwencjami konfrontacji z desperacją zimą, niemniej wiele by dał za możliwość zbliżenia rąk do ognia. Czuł za plecami twardy kamień ściany, a cienka warstwa kartonu izolowała go od spodu, kiedy nasłuchiwał dźwięków w pozornie opuszczonym budynku szpitalu.  
 Plan ich grupy szlag trafił w momencie pojawienia się obstawy w postaci DOGSów. Warner podejrzewał, że śledzili ich od jakiegoś czasu, podążając tropem samochodu terenowego, a jeszcze zanim wojskowi zdążyli ulokować się na miejscu docelowym, przeszli do ataku, zmuszając ich tym samym do rozdzielenia. Starcie było nieuniknione; w ruch poszły karabiny, granaty i szabla, która nieszczęśliwie została okularnikowi wyrwana z ręki podczas szarpaniny z jednym psem. Część satysfakcji odnalazł chociaż w tym, że wcześniej zdążył ozdobić ostrze krwią kilku wymordowanych. Nie zamierzał jednak zostawiać jej w pysku wroga, wróci po nią, gdy tylko uda mu się skontaktować z resztą. Niestety wszelkie próby nawiązania połączenia diabli wzięli przez silne zakłócenia spowodowane prawdopodobnie zbliżającą się śnieżycą.
 Maska ochronna leżała obok ściągniętego plecaka wypchanego niezbędnym sprzętem, na co pozwoliły mu wcześniejsze odczyty urządzeń — teren był wolny od skażenia, ale nie od bandy futrzaków, które czaiły się gdzieś w niższych kondygnacjach budynku. Od czasu do czasu słyszał jakieś szmery czy pojedyncze dźwięki obijającego się o siebie metalu, ale na razie czuł się względnie bezpiecznie w swojej kryjówce. Spokoju nie dawał mu jeden, poważny problem, a mianowicie uszkodzone mechaniczne ramię. Któryś z wymordowanych zatopił swoje kły w jego ręce, nie spodziewając się naporu twardej stali, ale chociaż bardziej ucierpiało na tym uzębienie kundla, doszło do niewielkiego uszkodzenia i kończyna odmówiła mu posłuszeństwa, teraz zwisając bezwładnie wzdłuż boku.  
 Kolejny oddech wymknął się spomiędzy spierzchniętych warg, uciekając ku górze, w stronę jedynego źródła światła, które wnikało do pomieszczenia przez wąskie szczeliny w suficie. Po krótkim rozeznaniu w terenie mógł stwierdzić, że zaszył się w jakimś ambulatorium. Kilka ścian było zburzonych, wszędzie walały się graty i inne śmieci, a w powietrzu unosił się kurz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 W ciszy jaka panowała w budynku dźwięk spadającego na posadzkę metalu zabrzmiał jak wystrzał. Szabla odbiła się od nierówności gruzowiska i w końcu znieruchomiała kilka metrów od wojskowego, tuż pod przeciwległą ścianą. Chwilę później w jej ślady poszedł Desperat, choć ten wylądował miękko na ugiętych nogach i przeszedł od razu na kolana by zrównać się wzrokiem z wojskowym i jednocześnie dłonią zagarnąć szablę bliżej siebie.
 Rzuć szablą, rzuć. Ale nie zabieraj, tylko rzuć.
 Stworzenie było upieprzone popiołem, którego nie uniknęła nawet niegdyś biała maska przedstawiająca wilczy pysk. Wyglądało na to, że przeczołgał się przez jakiś komin albo wypełznął ze stosu pogrzebowego, co jednocześnie potwierdzała woń spalenizny. Do miejsca, w którym się pojawił nie dochodziło nikłe światło padające z sufitu, więc możliwe, że był tam szyb wentylacyjny. Jedyne racjonalne wyjaśnienie.
 Czerwone ślepia łowcy, przyciemnione przez maskę do bezkształtnej czerni, wpatrywały się z większym zainteresowaniem w plecak niż w samego właściciela.
 - Zobacz co mam! - oświadczył z dumną, turlając szablą po ziemi zupełnie jakby jego pojawienie się tutaj było najbardziej pospolitą rzeczą, na jaką można trafić w tych stronach i musiał dodatkową atencję wymuszać.
 Zabieranie rzeczy DOGSom nigdy nie było tak proste jak za czasów sojuszu. Wystarczyło błysnąć nieśmiertelnikiem z jastrzębiem przed oczami najinteligentniejszego, wmieszać się w tłum i na fałszywe uśmiechy wyprosić daną rzecz, przekonując tych najgłupszych o całkowitej bezwartościowości zdobyczy. Zresztą w oczach Borisa ten marny mieczyk i tak był bardziej ozdobą niż faktyczną bronią. Podejrzewał za to, że przywiązany do niego wojskowy z chęcią odda mu coś cenniejszego za ten nędzny florecik.
 - Chcesz się wymienić? Co masz w plecaku? Masz koc? Ten w lwy?
 Desperat najwyraźniej traktował mężczyznę jak jednostkę całkowicie niezdolną do zagrożenia mu, a w dodatku dawał mu do zrozumienia, że doskonale wie czego może spodziewać się po wojskowym wyposażeniu, więc za byle co broni nie odda. Zresztą bardzo uważnie pilnował czy żołnierz nie postanowi się nagle zbliżyć bo każdy jego ruch powodował, że szabla odsuwała się od prawowitego właściciela, a sam Wilkoryjek był gotowy zwiać wraz z nią jeżeli tylko poczuje się niepewnie.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

 Jeden dźwięk zaburzył panującą w pomieszczeniu ciszę, alarmując tym samym wojskowego, który w stanie gotowości sięgnął prawą dłonią do kieszeni w spodniach. Wydobycie noża wojskowego zajęło mu co najwyżej dwie sekundy — twardość rękojeści pod palcami koiła jego zmysły, nie potrzebował szabli ani sprawnych obu rąk, by móc poważnie zagrozić przeciwnikowi choćby krótkim ostrzem.
 Znajoma broń wyostrzyła podejrzliwość okularnika, a kiedy ujawniła się przed nim nieznajoma postać, podejrzewał, że to jeden z DOGSów, któremu pozostawił po sobie nie tylko pamiątkę w formie ekwipunku, ale także ładnego nacięcia wzdłuż boku. To, co zaburzało tę wizję, była wilcza maska oraz fakt, że obcy nie zamierzał wykorzystać skradzionej szabli przeciwko niemu. Zauważył zresztą, że chyba nie posiadał wiedzy na temat obsługi tego rodzaju broni. Czy to zatem prowokacja?
 Nóż błysnął ostrzegawczo w nikłym świetle coraz bardziej pochmurnego nieba. Ostra końcówka została skierowana w stronę mężczyzny i chociaż dzieliło ich kilka metrów, wojskowy wyobrażał sobie, jak metal zatapia się w ciepłym wnętrzu. Mógłby weń rzucić, dysponując większą ilością noży schowanych w ubraniu, ale powstrzymał się przed impulsywnymi działaniami. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć, znajdował się w gorszej sytuacji, jednak nadal niepozbawiony możliwości stworzenia zagrożenia dla przeciwnika.
 Porównywalne temperaturą do zewnątrz spojrzenie eliminatora prześlizgnęło się na moment ku podsuniętej szabli. Nie pojmował entuzjazmu bijącego od nieznajomego, ale to odzierało z pozorów dzikiego drapieżnika czającego się na swoją ofiarę. Właściwie, paradoksalnie, bardziej przypominał go spec; tkwiący w bezruchu, napięty w oczekiwaniu, z pozbawioną konkretnego wyrazu twarzą, na której widniały uważnie obserwujące oczy skryte w półmroku.
 — Kim jesteś? — zabrzmiał spokojnie, nisko, choć pod tym spokojem zalęgło się coś niepokojącego.
 Nie odpowiedział na propozycję wymiany, równocześnie wcale jej nie odrzucając. Najpierw chciał wybadać grunt, a później podjąć się odpowiednich kroków.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Desperat wyraźnie się niecierpliwił. Miał nadzieję na szybką transakcję i równie szybkie umknięcie do swojego legowiska ze wszystkimi wojskowymi dobrami, które udałoby mu się wycyganić. Sentyment był silniejszy niż wszystko inne i własność SPECu zawsze wybitnie przypadała mu do gustu. A im dłużej się zwlekało tym malała szansa na korzystną wymianę. Klient ma za dużo czasu by przejrzeć podstęp i szansa wzbogacenia się czyimś kosztem zmniejsza się.
 Na nóż w dłoniach mężczyzny spojrzał tylko i wyłącznie przez pryzmat pozyskania kolejnego dobra. Nie miał zamiaru z nim walczyć, co jawnie zdradzała jego postawa ciała i cierpliwe trwanie na swoim posterunku.
 - Zależy kto i ile płaci. Możesz mi mówić Łajza. Nie jestem z Psiarni.
 Boris dzielnie odwzajemniał spojrzenie wojskowego, zachwycony jego beznamiętną miną i faktem, że sam pod nieruchomą maską skrywał uśmiech wyszczerzonych ząbków. Miał przez to zbyt beztroski głos jak na kogoś, kto właśnie znajdował się tak blisko żołnierza w budynku, w którym najpewniej już teraz roiło się od kundli pobliskiego gangu.
 - Póki co jestem tylko skromnym handlarzem. Więc jak? Szabla za kocyk i krótkofalówkę. Ustrojstwo i tak już nie działa, a twoi towarzysze pewnie już dawno gryzą piach. Nie jest ci potrzebna. Dorzuć jeszcze te pakowane jedzonka co zawsze nosicie. Ale te z sosem słodko-kwaśnym. No dalej, bo mam już innych klientów na twoje miejsce.
 Łajzowaty wiedział o wiele więcej niż można było go o to podejrzewać i wcale się z tym nie krył. Czuł przewagę i dobitnie próbował to pokazać by jeszcze bardziej zdyskredytować wojskowego w jego własnych oczach. Znęcanie się nad innymi sprawiało mu przyjemność, zbyt dużą by mógł to sobie darować ot tak. Niech czuje się beznadziejnie. Tacy są najłatwiejsi do okradania.
 - I odłóż ten nóż, przecież nie chcemy żebyś mnie nim przestraszył na tyle by mój pisk sprowadził tu nieproszonych gości, prawda?
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

 W przeciwieństwie do Desperata Warner miał dużo czasu i nie zamierzał śpieszyć się z podejmowaniem jakichkolwiek wyborów; bo gdy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy… nie, żeby naprawdę przywiązywał uwagę do powiedzeń, ale zamaskowanego gościa nie znał i nie mógł mieć pewności, czy to nie podstęp. Zazwyczaj zakładał najczarniejszy scenariusz — jeśli czuł się na niego gotowy, nic już nie mogło zaskoczyć, a przede wszystkim pogorszyć sytuacji do stopnia nieprzewidywalnego.  
Łajza. Po rzucie oka na prezentowany przezeń wygląd to by się w pewnym stopniu zgadzało, ale w celu lepszej weryfikacji powinien jeszcze zobaczyć twarz. Maska sugerowała, że skrywa pod nią coś, co faktycznie zasługuje na wspomniane określenie.  
 — To ile za rozłożenie nóg? — zadrwił w odpowiedzi, a brew powędrowała ku górze.
 Nie opuszczał noża ani na chwilę, wykazując się adekwatną do sytuacji podejrzliwością. Nie należał do grona osób łatwowiernych, a co za tym idzie, połykających czyjeś zapewnienia jak pelikan. Na dobrą sprawę trudno kupić zaufanie wojskowego; nawet do własnych ludzi podchodził z dystansem, pamiętając, że w stu procentach może polegać wyłącznie na sobie.
 — Zapędzasz się — zauważył nonszalancko, poprawiając się pod ścianą i podciągając do siebie nogę zgiętą w kolanie. — Nie handlujesz z DOGSami, skoro buchnąłeś im broń, a jeśli moi towarzysze gryzą piach, wątpię, by ktokolwiek czekał na dokonanie handlu z Tobą. — Nie wspominając o nadchodzącej śnieżycy, która odetnie ich od świata na co najmniej kilka długich godzin. Obecnie byli jedynymi gośćmi w tym budynku.
 Zignorował wzmiankę z ukrytą groźbą, nie odrywając wwiercającego spojrzenia z jego osoby.
 — Koc. Bez dalszego kombinowania, a dorzucę coś jeszcze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Zamaskowany Wilk poruszył się niespokojnie, słysząc szyderstwo. Jeżeli w jakikolwiek sposób go ono ruszyło to nie dał po sobie tego poznać. Pochylił za to kark jak zwierze gotowe rzucić się na przeciwnika by rozszarpać mu gardło jeżeli ten zaraz się nie wycofa.
 - Dwadzieścia dolców - wychrypiał w odpowiedzi, najwyraźniej węsząc w tym kolejny interes - ... i dwie fajki.
 Jeżeli miałby później całą kasę oddać Bonitce to chociaż papierosy mu zostaną. Kwota była jak najbardziej umowna, ale miastowi zwykle mieli pieniądze, a obcowanie z szeleszczącymi banknocikami samo w sobie sprawiało przyjemność. Większą niż sprawiało ich zdobycie. Zmierzył wojskowego krytycznym spojrzeniem i prychnął pogardliwie pod maską, a para buchnęła czarnymi ślepiami maski.
 Wytykanie błędów przez miejską, nieprzystosowaną do życia na tych terenach, osóbkę nie bardzo spodobało się łowcy. Nic się nie znał, a śmiał tu cokolwiek komentować. Skoro on próbował pouczać Borisa, to on sam nie miał zamiaru pozostać mu dłużny. Szabla sugestywnie przeturlała się z powrotem w stronę jej tymczasowego właściciela, zagarnięta przez niego dłonią.
 - Psiarnia jest durna. Zabierzesz coś jednemu, możesz opchnąć to drugiemu. Większość tych padalców jest tępa, jedyna ich siła drzemie w ilości. Zresztą wy nie jesteście lepsi. Nie będzie piękniejszego dnia na tym wypizdowie niż ten w którym wszyscy wybijecie się co do jednego.
 Nie trudno było zauważyć, że Desperat nie przepadał za żadną z tych grup, a w dodatku, jak wskazywała na to nazwa, naprawdę musiał być zdesperowany by próbować handlować z kimś, kogo uważał za wroga. Zwłaszcza, że powinien już dawno stąd myknąć jak zwinne szczurzysko i spróbować sprzedać komuś szablę w Apogeum. Może byłby tam ktoś, kto wiedziałby jak tej upośledzonej maczety używać.
 - Koc, bez kombinowania - zgodził się, już nieco pogodniej i z niejaką ulgą przesunął szablę po ziemi w kierunku Warnera, starając się jednak samemu nie ruszyć ze swojego miejsca, a jedynie sięgnąć jak najdalej łapką mógł, zostawiając jednak dłoń na broni by w razie czego szybko ją chapnąć.
 Brak zaufania był widocznie obustronny.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

 Nie oczekiwał otrzymania konkretnej odpowiedzi na swoje wątpliwości, ale tak oto wyceniono wartość ciała nieznajomego — dwadzieścia dolarów i dwie fajki. Pierwszą walutą nie dysponował, a raczej główne oszczędności trzymał „na karcie”, natomiast nikotyny miał pod dostatkiem jako nałogowiec palący niczym smok. Aktualnie w plecaku leżały trzy paczki, zaś jedną w połowie opróżnioną trzymał w ubraniu i gdyby tylko oferta faktycznie go interesowała, zarzuciłby mu tą resztą. Niestety, Warner utożsamiał się z heteroseksualistami, a dokładniej; demiseksualistami i tak się składało, że w sferze jego zainteresowań znajdowała się już pewna rebeliancka pani.
 Zmrużył oczy, gdy jego własność oddaliła się o kilka centymetrów, szurając po nieregularnej powierzchni podłogi. Powstający przy tym dźwięk kierował obawy wojskowego na gładkość ostrza — szablę traktował jak wydłużenie własnej ręki, więc jej uszkodzenie równałoby się nieprzyjemnie zdartej do czerwoności skórze.
 — I mówisz to jako przedstawiciel której grupy? — Dezaprobata ze strony obcego nie obchodziła go w żadnym stopniu, w związku z czym część słów puścił mimo uszu. To dość naturalne, że wrogie sobie organizacje wytykały wady tym drugim, trudno obiektywnie ocenić własne działania, każdy ubiegał się o stanowisko idealnego, a przynajmniej o najbardziej perfekcyjną wersję samego siebie. Może dlatego patrzył na S.SPEC przez pryzmat rozsądku i odważnych myśli? Nie uważał ich wcale za najlepszych.
 Sięgnął sprawną ręką do plecaka i powoli pociągnął za zamek, po czym zanurzył dłoń w zawartości. Jego uwaga wciąż skupiona była na postaci zamaskowanego; obserwował, czy naprawdę niczego nie kombinuje. Wyciągnął na wierzch koc w lwy, a później pochylił się i podrzucił go tuż obok szabli w taki sposób, by móc trzymać palce zarówno na miękkim materiale jak i chłodnym ostrzu. Jeśli wszystko przebiegło zgodnie z planem, przyciągnął miecz do siebie, odczuwając minimalną ulgę dzięki jego obecności.
 Zaś dodatkową rzeczą, jaką podrzucił mężczyźnie, było opakowanie herbatników i wspomniane wcześniej do połowy opróżnione opakowanie fajek. I tak powinien już dawno rzucić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Wzruszenie ramion na samo wspomnienie o przynależności do jakiejkolwiek grupy mogło zostać odebrane jako niechęć do rozmowy na ten temat. Wilk wolał upewnić się, że ich wymiana dojdzie do skutku i żadne uprzedzenia jej nie zakłócą. Za bardzo zależało mu na ciepłym kocu, a własność wojska nigdy nie była byle czym, jak stare i podarte szmaty, które Desperaci notorycznie podkradali jeden drugiemu.
 Kiedy wojskowy wyciągnął z plecaka materiał w lwy, Boris aż wstrzymał oddech z zachwytu, a ślepia rozbłysły mu pożądaniem jakim od dawna nie obdarzył innej żywej istoty. Piramida wartości na Desperacji była mocno zachwiana, zwłaszcza zimą. Bał się, że mężczyzna go wykiwa i zabierze obie zdobycze, więc pozwolił mu zabrać broń dopiero wtedy, gdy sam zacisnął palce na kocu, uprzednio przejeżdżając dłonią po całej długości ostrza i ręce wojskowego, pilnując by nie nic nie popsuło jego planów. Wilk cofnął się gwałtownie do tyłu, trzymając koc w objęciach i lądując prawie pod samą ścianą, na tyłku. Mimo ubranych przybrudzonych popiołem rękawic ostentacyjnie wytarł dłoń, którą dotykał wojskowego o równie brudne spodnie. Zwinnie złapał rzucone mu opakowania, bardziej z przyzwyczajenia niż faktycznej chęci przejęcia kolejnych dóbr. Prawdopodobnie gdyby Warner rzucił mu w tym momencie granat - jego również by złapał. Wszystkie rzeczy wylądowały zagarnięte na kolanach, a Łajza wtulił pysk w miękki materiał koca tak, że czujne ślepia wystawały nad jego krawędzią i mogły nadal pilnować drugiego.
 - Może po prostu lubię narzekać na jakąkolwiek władzę, obojętnie czy miejską czy desperacką - wymruczał może nieco niewyraźnie, tłumiąc swój głos o maskę i dodatkowy materiał - Nie trzeba by wiele by zrzucić wam z głów te urojone korony, nie?
 Patrzenie jak obie grupy rozszarpywane są przez zwykłych ludzi po zrzuceniu Dyktatora i Wilczura z wyimaginowanych tronów byłoby jak wcześniejszy prezent na święta. Łajza miał w sobie jeszcze trochę pokładów dziecięcej naiwności, więc głęboko wierzył w to, że jeżeli nie tej zimy to najpewniej za rok to się spełni.
 Podniósł się na równe nogi, najwyraźniej usatysfakcjonowany wymianą mając zamiar stąd zwyczajnie odejść.
 - Zostajesz tu czy się wynosisz? Tak wiesz, przez grzeczność pytam żeby wiedzieć kto będzie mi się po domu kręcił.
 Po głosie łowcy można było jednak wyczuć, że zdecydowanie wolałby drugą opcję. Za darmo w swoim chwilowym, rozpadającym się domku nikogo tolerować nie będzie.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

 Chociaż szabla ograniczała możliwości bojowe do bezpośredniego starcia, czuł się o wiele bezpiecznej, kiedy palce zacisnęły się na chłodnej rękojeści, a ostrze błysnęło w nikłym świetle wpadającym przez częściowo zniszczony sufit. Nie była to wielka wygrana, skoro stracił koc na zwykłą wymianę, ale doszedł do wniosku, że wychłodzenie organizmu mu nie grozi, przynajmniej nie przez najbliższe kilka godzin siedzenia tu i czekania na zmianę. Albo powierzy los krótkofalówce i nadziei, że złapie sygnał, a reszta żołnierzy okaże się żywa, albo będzie musiał się stąd ruszyć i polegać na jednej ręce w starciu z niewiadomym przeciwnikiem. Nie wiedział, co gorsze — pies czy wymordowany. Ci pierwsi go irytowali, ci drudzy wzbudzali agresję ciągnącą za sobą pochopne działania.
 — Kto nosi urojone korony, ten nosi — wychrypiał, po czym odchrząknął, oczyszczając gardło z wydzielin. Przyjemnie posiadać władzę, ale Warnerowi nigdy nie zależało na tej absolutnej, korona czasami okazywała się zbyt ciężka i łamała karki naiwnym śmiałkom. Wolał zostać w cieniu i obserwować, zbierać siły bez chełpienia. Okazywać moc nie ozdobą na głowie, ale dzierżonym orężem w dłoni.
 Schował szablę do pochwy, peryferyjnie obserwując ruchy nieznajomego. Sprawdził jeszcze raz krótkofalówkę — wciąż brak sygnału — i ponownie ocenił swój stan, zastanawiając się, ile ma szans na przeżycie, jeśli zdecyduje się odszukać swoich kompanów na ślepo.
 — Nie ufam Ci, ale potrzebuję pomocy — zaczął, przełykając na moment dumę. Musiał zachowywać się racjonalnie. — Nie wydostanę się stąd sam w obecnym stanie. Mogę przystać na kolejny handel wymienny. I zapewnienie, że jeśli natkniemy się na moich ludzi, żaden Cię nie tknie. — Wlepił czujne spojrzenie w posturę Łowcy. — Znasz ten teren tak?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 W głowie Łajzy już układał się ten idealny plan powrotu do gangu, odnalezienia kogokolwiek z jedzeniem i w zamian za smakowite ochłapy sprzedania mu miejsca, w którym przebywał zagubiony wojskowy. Przy okazji pozgrywałby przed Psiarnią znakomitego tropiciela, bo przecież to właśnie on, a nie oni namierzyli zgubę.
 Już miał się odwrócić i wyjść z pomieszczenia, gdy słowa mężczyzny spowodowały, że zamarł w pół kroku. Pod maską nie było tego widać, ale można było być niemal pewnym, że wilkowaty się uśmiechnął. Nie było przecież nic lepszego niż świadomość, że ktoś właśnie chcąc czy nie chcąc będzie zdany wyłącznie na jego łaskę. Lazarus wzniósł ślepia w górę, dziękując wszelkim pradawnym bóstwom, które podpowiedziały żołnierzowi takie rozwiązanie.
 - Szczęściarz z ciebie. Jestem akurat kimś, kogo potrzebujesz - odparł, już w znacznie lepszym humorze niż chwilę temu - Jestem najlepszym przewodnikiem w okolicy.
 Biorąc pod uwagę, że Lazarus zdawał się być jedynym stworzeniem w tym budynku, które na dzień dobry nie postanowiło przegryźć Warnerowi tętnicy, to można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że nie tylko był najlepszym przewodnikiem, ale i najlepszym towarzystwem. Nawet jeżeli właśnie skłamał co do swoich umiejętności i znajomości najbliższego terenu.
 - Myślę, że nie będziesz miał innego wyboru jak mi zaufać.
 Im większe Boris miał wrażenie, że Warnerowi na samą myśl o ich współpracy miało robić się niedobrze, tym łowcy było o wiele milej na serduszku. Czuł się jak w kolejce górskiej, która powolutku wjeżdża na sam szczyt. Przyjemne uczucie w brzuchu podpowiadało mu, że nie może doczekać się kiedy to wszystko runie, kiedy rozpocznie się zabawa i kiedy, och, będzie mógł zwrócić łeb w kierunku nowego towarzysza by napawać się przerażeniem w jego oczach.
 - Więc jaki jest twój plan? Chcesz po prostu wydostać się z budynku? Wyjść na to zimno? - rzucił z udawanym zmartwionym tonem, wyraźnie się drocząc - Co ciekawego możesz mi zaoferować?
 Sposób w jaki łowca trzymał koc, jednoznacznie wskazywał na to, że miał dla niego teraz przeogromną wartość i nic więcej do pełni szczęścia nie jest mu już potrzebne, ale nawet pomimo maski w otworach na wilcze ślepia było wyraźnie widać zaciekawione spojrzenia rzucane na plecak wojskowego.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach