Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down


  • Uczestnicy: Warner & Lazarus.
  • Poziom: Łatwy/Średni.
  • Możliwość zgonu: Zakładam, że nie zrobicie żadnego głupstwa, więc nie.
  • Cel: Zwiększona siła (Warner), zwiększona regeneracja (Lazarus).

Coś niemożliwego. <Warner & Lazarus>  PDXgEai

Był to spokojny dzień dla Warnera, do czasu aż nie dostał wezwania od jednych z Generałów ze S.SPEC. W trybie natychmiastowym miał przygotować się do ważnej misji, którą zlecił im sam Dyktator. Mieli udać się na Desperację w celu wsparcia swoich kompanów, którzy nie poradzili sobie w walce z grupą Wymordowanych. Natychmiast zostały wysłane posiłki w ramach wcześniej wspomnianego wsparcia. Grupa miała w sobie 4 członków w tym również i Warnera. Poza nim był jeszcze generał Vellard, którym wszystkim dowodził, jeden medyk o imieniu Keiichi oraz zwykły wojskowy imieniem Satoru.
Po znalezieniu się zza murami miasta nie mieli zbyt dobrego kontaktu z grupą, której mieli pomóc. Musieli sami dokonać właściwych wyborów, aby bez większych problemów znaleźć żołnierzy i pomóc im fizycznie bądź medycznie. Wiedzieli tylko tyle, ze sytuacja jest krytyczna i musieli się raczej śpieszyć oraz to, że walka miała miejsce parę kilometrów od ich Posterunku na terenach Desperacji.

Lazarus natomiast od samego początku nie miał łatwo. Nie dość, że został wpakowany w coś, na czym kompletnie się nie zna (tutaj zostawiam Ci wybór wolny, co to może być, bo aż tak dobrze nie znam Twojej postać #najlepszyMGever), to w dodatku został zaatakowany na Desperacji przez zdziczałego wymordowanego, z którym musiał stoczyć walkę. Nie mógł liczyć za bardzo na żadne wsparcie, bowiem od samego początku był zmuszony wykonać to zadanie sam. Mógł mieć również szansę od niego uciec, ale Wymordowany był uparty, chcąc za wszelką cenę zdobyć coś, czym mógłby w końcu się pożywić. Generalnie zdziczały posiadał ponad dwa metry wzrostu, będąc krzyżówką najprawdopodobniej jakiegoś ptaka, psa, pomieszaną z niedźwiedziem, o czym mogą świadczyć potężne i ciężkie łapy przednie. Jest istotą także poruszającą się na dwóch kończynach tylnych. Ma także pióra na grzbiecie i łokciach, a pysk i kły wyglądają na typowo psie, tak samo jak jego tylne łapy. Zaatakował Cię w momencie, kiedy w spokoju (może w lekkim podirytowaniu) zmierzałeś z punktu A do punktu B, atakując się od tyłu, rzucając się bezmyślnie na Ciebie cielskiem, widząc w Tobie smakowitą zdobycz.


Notka:
- nie nakładam wam terminów, ale jeśli posty będą pojawiać się z miesięcznym opóźnieniem, najprawdopodobniej zacznę to robić
- proszę Was, abyście w pierwszym poście napisali swój ekwipunek, ale bez szaleństw
- jeśli będziecie mieli jakieś wątpliwości, proszę pisać do mnie o to na PW albo GG
- na razie żaden z Was nie ma żadnych obrażeń


Ostatnio zmieniony przez Raven dnia 21.01.18 14:42, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dokumenty przelewały się przez jego ręce, spychając eliminatora w usypiającą bierność. Machinalnie prześlizgiwał spojrzeniem po kolejnych linijkach tekstu, doszukując się między zbitymi literami konkretnych słów, a później wprowadzał informacje do bazy danych i weryfikował je z resztą raportów. Od rana przykuty do biurka trzymał się płonnej nadziei na zwrot akcji. I o dziwo nadzieja wcale nie zwodziła go za nos, bo po kilku godzinach otrzymał powiadomienie o pilnym stawieniu się u jednego z generałów. O tym, że coś się dzieje, łatwo było wywnioskować po reakcji wojskowego – nagła aura znużenia rozproszyła się, jak ręką odjął, ustępując miejsca zastrzykowi energii i motywacji do działania.
Desperacja ponownie zapraszała go w swoje progi, tym razem w postaci wsparcia dla innego oddziału. Nie odczuwał potrzeby zagłębiania się w szczegóły misji, nie w pierwszej chwili, po prostu nie chciał zwlekać, uznając, że w drodze jego wątpliwości zostaną rozwiane. Wraz z innymi wytyczonymi osobami znalazł się w transporterze, a niedługo potem opuścili tereny miasta 3 na rzecz skwarzących piasków pustyni.
Ile osób liczy grupa, którą mamy wesprzeć? – Głos okularnika zmieszał się z odgłosem chrzęszczącego pod oponami wozu podłoża. Skupił spojrzenie na twarzy Vellarda. – Czy zdołali przekazać jeszcze jakieś inne, istotne informacje na temat oponentów? – Łokcie opierały się o kolana, zmuszając plecy do lekkiego pochylenia.

Ekwipunek:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na dobrą sprawę Lazarus był zadłużony u połowy Desperacji i gdziekolwiek by się nie zjawił zwykle spotykał kogoś komu wisiał hajs. Zwykle nawet sporo hajsu i jedynym ratunkiem przed ostrzegawczym obiciem mordy było wcielanie się w psa od brudnej roboty. Wlókł się więc przez pustkowia w kierunku kwatery zaprzyjaźnionego androida by wyżebrać od niego trochę technicznej pomocy. Desperaci w większej mierze nie odróżniali elektronicznych zdobyczy i nic ich nie obchodziło, że Boris jako haker średnio poradzi sobie z generatorem prądu. Łowca był zły, zirytowany i zmęczony. Ostatnim czego dzisiaj potrzebował była ta beznadziejna wędrówka.
... i jakieś pierdolone towarzystwo - dodał w myślach, słysząc za sobą ciężkie kroki.
Odwrócił się w momencie, w którym zwierzę na niego ruszyło i na dobrą sprawę w tej samej chwili panika zacisnęła mu pazury na gardle. Potężne cielsko, psia morda i te niedźwiedziowate łapy. To nie wróżyło nic dobrego, więc Boris bez wahania rzucił się do ucieczki. Może i miałby jakieś szanse, gdyby nie kontuzjowane kolano. Jako snajper powinien znaleźć sobie spokojną kryjówkę i ustrzelić pchlarza, ale racjonalne myślenie było ostatnim czego można było się po nim teraz spodziewać. Poprzednie jego spotkanie z desperackim niedźwiedziem prawie skończyło się jego śmiercią, a ta poczwara w dodatku miała znienawidzoną przez niego psią mordę. Teraz liczyło się tylko to by zwierzę go w żaden sposób nie dosięgnęło. Boris dopadł najbliższych ruin by choć przez chwilę zyskać jakąkolwiek osłonę przed wymordowanym, a jeżeli uda mu się wpełznąć jak szczur do jakiejś nieosiągalnej przez zwierza kryjówki to będzie najszczęśliwszym kłębkiem histerii na tym pustkowiu.

Ekwipunek:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mądrym posunięciem było dopytanie się o wszelakie szczegóły w trakcie drogi, bowiem podczas organizacji grupy nie było zbytnio czasu, poza rzuceniem parę haseł, które pozwoliły na zastanowienie się oraz na przeanalizowanie sytuacji, w której się znaleźli. Był zbyt duży chaos, a nurtujące pytanie zdecydowanie nie pomagałyby w szybkim zorganizowaniu się.  
— Liczyła 6 jak dostaliśmy informację o wsparciu. Teraz nie mam pojęcia, ile może ich być — oznajmił oschło generał — Nie. To wszystko, co obecnie mamy — po tych słowach podał kartkę Warnerowi, na której było rozpisane tyle, ile wiedzieli (informacje z pierwszego postu) — Jesteśmy grupą wsparcia. Będziemy strać się przerwać walkę albo wspierać ich ofensywnie. Możliwe, że wróg jest zbyt silny i sami nie potrafią tego zrobić, więc lekkomyślnie będzie z naszej strony rzucać się w wir walki, nie znając przeciwnika i jego otoczenia. Skoro w 6 nie zdołali dać radę, to dodatkowe osoby niewiele tu zrobią — odparł — Nie mogą być zbyt daleko od Posterunku, dlatego znalezienie ich na tej pustyni nie będzie aż takie trudne. Równie dobrze mogą gdzieś się chować — dodał po dłużej chwili w ramach motywacji, po czym zamilkł, jeśli nie było więcej pytań czy jakiś zażaleń.
Wydawać się mogło, że w błyskawicznym tempie dotarli na miejsce Posterunku, choć w rzeczywistości trochę czasu upłynęło zanim udało im się tu dojechać. Wysiadając z transportera każdy wziął to, co było mu potrzebne — po jednej broni palnej na obronę, po jednej białej, granat dymny, apteczkę, wodę oraz coś do ewentualnej komunikacji.  Vellard wyciągnął karabin wyborowy z tyłu transportera, wręczając go Warnerowi.
— Rozdzielanie się w tym momencie będzie bardzo głupie. Będziemy razem, ale w metrowych odstępach od siebie. Mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć Wam bezsensowności pozostania w zbitej grupie. Ryutarou, będziesz trzymał się blisko mnie. Kiedy zobaczysz coś niepokojącego, masz strzelać. Uważaj, abyś nie postrzelił któregoś z naszych — rzucił, co brzmiało bardziej jak groźna niż ostrzeżenie czy pouczenie — Jakieś pytania? — spytał jeszcze, po czym na znak Vellarda, każdy poszedł w inną stronę, starając się trzymać określonej formacji. Głównym zadaniem było znaleźć swoich i uratowanie ich. Kiedy się nieco rozproszyli, wojskowi mogli usłyszeć przerażający ryk, ale nie był on głośny.  


Bestia, nieważne jak bardzo Lazarus szybko uciekał, nie chciała dać za wygraną. Głośny ryk motywacji wydobył się z gardła zwierzęcia, który sprawił, że tempo wymordowanego automatycznie się zwiększyło. Śmiało można stwierdzić, ze dosłownie siedział Lazarusowi na ogonie, ale nadal był zbyt daleko, aby móc wykonać na nim jakiś atak czy chociażby desperacki skok na ciało Łowcy, aby go powalić. Mimo wszystko udało się mężczyźnie dobiec do momentu, gdzie na Desperacji zaczęły pojawiać się ruiny. Miał trochę szansy na to, aby zgubić tu głodne zwierzę, które niezbyt zwracało uwagę na otoczenie, dzięki czemu zwierzę zostało trochę w tyle. Dało to trochę czasu na to, aby schować się za którąś z większych ruin, bo w tym otoczeniu nie miał szansy znaleźć takiego schronu, jakie najchętniej by chciał. Słyszał ciężkie kroki bestii, które zmierzały w przeciwnym kierunku Łowcy, tak samo czuł jego cuchnący i w dodatku ciepły oddech na szyi. Było to jednak krótkie złudzenie, które wywołało delikatny atak histerii. Jeśli panika nie włączy mu się za bardzo, prawdopodobnie mężczyzna będzie wstanie przygotować się do tego, aby ustrzelić bestię, która się go uczepiła. Nie miał zbyt wiele czasu, bo wyostrzone zmysły wymordowanego koniec końców doprowadzi go do Lazarusa. Musiał działać szybko i zdecydowanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przeszywający ból rozchodzący się po kontuzjowanym kolanie wcale nie dodawał mu odwagi. Doskonale zdawał sobie sprawę, że na Desperacji można zginąć wyłącznie w jakiś parszywy sposób, ale gdzieś w głębi duszy miał jednak nadzieję, że dziś nie zostanie ścierwem do rozszarpania przez zmutowane zwierzęta. Boris wpadł między ruiny od razu wzrokiem próbując namierzyć jakąkolwiek kryjówkę. Nie było czasu na wybrzydzanie. Zwykły mur, który choć na chwilę zdołałby zasłonić jego sylwetkę byłby idealny i mimo, że czuł za plecami zimną powierzchnię cegieł to i tak strach podpowiadał mu, że bestia jest zdecydowanie za blisko, że wystarczy ta jedna sekunda by jej zęby zaraz oderwały mu łeb. Teraz największym priorytetem dla łowcy było zachowanie jak największej ciszy w nadziei, że zwierzak go nie znajdzie i zwyczajnie się podda.
Sam jednak by nie odpuścił. Doskonale zdawał sobie sprawę, że głód jako siła napędowa jest nie do zatrzymania. Zwłaszcza u tych pierdolonych zwierząt. Przyłożył dłoń do ust jakby bał się, że jego oddech bądź co gorsza, jakieś niekontrolowane piśnięcie ze strachu zdradzi jego pozycję i wychylił się zza rogu, gdy usłyszał, że niedźwiedziostwór nie zmierza w jego kierunku. Karabin jak zwykle miał przewieszony przez plecy na parcianym pasku, więc włączyć akumulator mógł wolną dłonią, co też uczynił. Trudno było nie zauważyć bydlaka przemierzającego ruiny, więc trudno by łowca mógł go przeoczyć. Nie chciał tu zdechnąć. Nie w tak bolesny sposób jaki z pewnością zafunduje mu bestia i z pewnością nie samotnie na jakimś wypizdowie. Lazarus odczekał aż zwierzak spojrzy w zupełnie innym kierunku i pochylając się przemknął w kierunku kolejnego murku. Potrzebował niskiej osłony, a najlepiej czegokolwiek z wyrwą w murze. Starał się nie nadepnąć na żadne nadkruszone cegły czy niestabilne kamienie. Pomijając hałas, ale wypieprzenie się na pysk w takim momencie byłoby niemal gwoździem do trumny. Zaczaił się za nową osłoną, starając się uspokoić oddech bo na zwolnienie bicia oszalałego z przerażenia serca nawet nie liczył, i wycelował bronią w zwierzaka. Likwidowanie celów z bezpiecznej odległości było jedyną rzeczą, w której był naprawdę dobry, choć podejrzewał, że w takiej chwili trzęsące się dłonie mogą zniweczyć cały jego plan. Mimo to obrał za cel czaszkę zwierzęcia, a dokładniej jedno z jego ślepiów. Wolał powalić zwierzę laserem na miejscu niż ryzykować, że to jakimś cudem wstanie po strzale w klatkę piersiową. Przełknął nerwowo ślinę i pociągnął za spust, gotowy do zerwania się do ucieczki, gdyby pięciocentymetrowa dziura we łbie nie zrobiła na niedźwiedziu większego wrażenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Równie dobrze możemy jechać na pogrzeb, pomyślał niezbyt optymistycznie, przysłuchując się wytycznym. W swojej wojskowej karierze doświadczył tylu wypadów na Desperację, że jej śmiercionośny klimat przestał go zaskakiwać. Miejsce wyprute z porządku, moralności, poligon, na którym walczy się o życie nieustannie.  Więc co tak ciągnęło eliminatora poza mury względnie bezpiecznej utopii?
 Przejął podsuniętą kartkę i przeleciał wzrokiem po zawartych na niej informacjach. Nie nasuwały mu się żadne dodatkowe pytania, nie zwykł szukać dziury w całym, preferując bezpośrednie przejście do działania, dlatego przez całą resztę drogi milczał, analizując sytuację w głowie. Tym razem walka mogła być niewskazana, nie powinien więc wychodzić na gorące piaski pustyni z nastawieniem na kolejny „sparing”. Bywało, że wciągnięty w walkę, nie potrafił odpuścić, instynkt całkowicie brał nad nim górę, jednak dzisiaj miał pełnić funkcję wsparcia, życie towarzyszy stało na pierwszym miejscu.  
 Nasunął palcem okulary na nos, w rzeczywistości nie potrzebując ich dzisiaj ze sobą zabierać – stanowiły jedynie małą podpuchę, ich szkła nie miały żadnego wpływu na odbierany obraz, o to dbały założone soczewki. Kto wie, z jakim przeciwnikiem będą mieli do czynienia? Niektórzy czuli się zbyt pewnie w obliczu odkrycia czyjejś słabości.
 Opuścił transporter, a w twarz uderzyło go suche powietrze. Wyposażył się w niezbędny ekwipunek, trochę sceptycznie podchodząc do broni palnej, ale nie śmiał gardzić podanym przez generała karabinem. Upewnił się, że jest zabezpieczony i chwycił go wygodniej.
 — Zrozumiano.
 Ruszył za Vellardem, utrzymując odpowiedni dystans, wzrokiem zaś przeczesywał najbliższe otoczenie w poszukiwaniu wskazówek co do obecnej lokalizacji drugiej grupy. W pewnej chwili powietrze przeciął niezidentyfikowany ryk, jednak jego źródło znajdowało się na tyle daleko, że wątpił, by to oni swoją obecnością zaalarmowali stworzenie. Zacisnął mocniej palce na obudowie broni palnej, choć to za rękojeść szabli chciał chwycić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lazarus pomimo swojej kontuzji dał radę uciec i schować się przed wygłodniałą bestią. Ciężko jednak było stwierdzić, czy przemieszczanie się z jednego miejsca do drugiego, gdzie wymordowany był tuż tuż, było mądrym posunięciem. Nieważne jak bardzo Łowca starał się być cicho, kamienie, które tam obecnie były zdołały narobić hałasu, dzięki czemu przyciągnęły uwagę bestii. Kolejny głośny ryk został wydobyty z jego gardła, a silny ruch łapą rozwalił jedną z ruin, która i tak trzymały się ledwo co. Na całe szczęście nie była to ruina, ani tym bardziej mur, za którym ukrywał się Lazarus. Nie była to też ta obok niego, więc zanim bestia zdążyła dojść gdziekolwiek, mężczyzna przez ten czas zdołał ułożyć się w odpowiedniej pozycji i strzelić. Jego panika z każdą sekundą zaczęła niebezpiecznie narastać, a bicie serca coraz bardziej dawało o sobie znać, informując go tym samym, że nadal je ma. Mimo to Łowca nie chybił. Co prawda nie strzelił precyzyjnie, bowiem pocisk przeleciał między oczodołami, nie przez ślepię jak planował z początku. Bestia nawet nie zdążyła zawyć. Padła bezwładnie na ziemię, tracąc automatycznie wszelakie siły witalne. Jeśli odwaga mężczyzny na to pozwoli, mógł podejść do martwego ciała i mu się przyjrzeć. Co najlepsze, po śmierci ciało zaczęło się przemieniać w te bardziej ludzkie. Po przyjrzeniu się była to płeć kobieca, która teraz naga leżała na ziemi. Naga i martwa.


Warner i żołnierze nie mieli natomiast lekko. Nieważne jak bardzo byli uważni, jak bardzo się starali, ciężko było znaleźć coś, co doprowadzi ich do swoich kompanów. Równie dobrze mogliby zostać u siebie na Posterunku i wrócić po paru dniach, sugerując, że nie udało im się ich znaleźć i dać ich na straty. Niemniej Generał Vellard był zbyt uparty, aby odpuścić, dlatego szukali maleńkie ziarno grochu w ogromnej piaskownicy.
I nawet jeśli otoczenie nie wskazywało na to, że ich koledzy gdzieś tutaj byli, to z pewnością charakterystyczny wystrzał, który usłyszeli tylko dwie osoby, a był to nikt inny jak Vellard oraz Warner, mógł dać im pewną wskazówkę. Była przynajmniej nadzieja, że zaprowadzi ich do czegoś konkretnego. Ci, którzy słyszeli wcześniejszy ryk, szybko mogli zorientować się, że ten charakterystyczny strzał z karabinu dochodził mniej więcej właśnie z tej samej strony. Najprawdopodobniej coraz bardziej zbliżali się do tego miejsca, dlatego tym razem ten dźwięk był bardziej słyszalny od ryku wymordowanego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Miał więcej szczęścia niż rozumu, jak zwykle zresztą. W panice zrobiłby wszystko byle oddalić się od tej psiej poczwary i o mało nie pobiegł dalej, na otwartą przestrzeń. Rzucił padającej bestii podejrzliwe spojrzenie. Strach powodował, że pomimo przyspieszonego oddechu łowca czuł jakby miał się zaraz udusić, a umysł podpowiadał mu, że truchło nadal może zrobić mu krzywdę. Trwał więc nieruchomo w swojej ostatniej kryjówce, wychylając się ponad murkiem tylko na tyle by obserwować swojego przeciwnika i trzęsącymi się nadal rękoma tulił do siebie swój karabin. Oparł policzek o zimną stal lufy, w myślach wyznając karabinowi miłość i wierność po wsze czasy za ponowne uratowanie mu dupska.
Zaczął uspokajać się dopiero gdy trup wymordowanego zaczął tracić swoje zwierzęce kształty. Po takim bydlaku spodziewał się ujrzeć przypakowanego kolesia, który nieważne w jakiej formie, ale jednym splunięciem mógłby połamać mu kręgosłup. Zamiast tego ujrzał jednak kobietę.
- Och, samica? - szepnął prawie bezgłośnie, bardziej do karabinu niż kogokolwiek innego i przechylił głowę nieco w bok, wyraźnie poirytowany taką niespodzianką.
Samice były złe i przewrotne, więc nic dziwnego, że ta rzuciła się w szaleńczą pogoń za nim. Pewnie za głośno oddychał w jej obecności. Nasłuchiwał przez chwilę czy ze strony jej zwłok nie dojdzie go choćby najmniejszy szmer, najcichsze poruszenie piachu czy jakikolwiek znak, że trup postanowił jednak kontynuować obławę na czerwonookiego. Jednak jedyne co słyszał to bicie swojego oszalałego z przerażenia serca. Odczekał trzydzieści sekund aż karabin z powrotem przygotuje się do kolejnego strzału, odszukał po swojej stronie muru ze dwa większe kamienie i bezceremonialnie rzucił najpierw jednym, a później drugim w leżące zwłoki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Poddanie się na samym starcie nie wchodziło w rachubę i nawet jeśli misja przybierała wygląd syzyfowej pracy, nie zamierzał tak łatwo pokręcić głową i skazać liczących na pomoc żołnierzy na śmierć. Nie przemawiała przez Warnera empatia tylko obowiązek, podchodził do powierzonych mu zadań z profesjonalizmem i jeśli ktoś oczekiwał od niego konkretnego działania, nigdy nie podchodził do tego na tak zwane „odwal się”. Zamierzał wykrzesać z siebie wystarczające zaangażowanie, by mimo ewentualnej porażki nie paść ofiarą uczucia, że praktycznie nic nie zrobił.
 Wystrzał z broni palnej podsunął mu tylko jeden obraz – ktoś najwyraźniej konfrontował się z nieprzyjazną bestią. Może ich ocalały kompan? Albo zupełnie przypadkowy Desperat? Musieli to sprawdzić, dlatego podążał wciąż dyskretnie w kierunku źródła hałasu w gotowości na właściwą reakcję wobec tego, czego będą świadkiem. Karabin ciążył mu w dłoniach, a suche powietrze Desperacji drażniło gardło. Oblizał spierzchnięte wargi, trzymając się jednej, pozytywnej myśli. Ta robota, mimo warunków, była zdecydowanie lepsza od kiszenia się przy biurku w siedzibie. Statyczne prace marnowały jego potencjał i wpędzały w nieprzyjemną bierność, później zaś roznosiła go energia, której upust dawał podczas codziennych treningów. Nic jednak nie równało się z prawdziwym zagrożeniem i nieprzewidywalnością losu. To nikłe uczucie podniecenia zalęgło się pod skórą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Jego broń od początku wykazywała szlachetną wierność. Trudno mówić jednak o końcu, kiedy nie do końca się wie, co może teraz się stać. Wyglądało, że bestia leżała trupem na ziemi, ale czy rzeczywiście tak było? Rzut kamieniem nie sprawił, że naga kobieta poruszyła się, co najwyżej ręka osunęła się na ziemię, kiedy Łowca przypadkowo w nią trafił. Prowizoryczny strzał może sprawić, że Lazarus będzie miał stuprocentową pewność, że nieludzka istota nagle podniesie się i zrobi coś, co mężczyzna z całego serca wolałby uniknąć. Ale to była jego decyzja, czy woli strzelić raz jeszcze, a może podejść do wyglądając martwej kobiety, mając już minimalną pewność, że ona faktycznie nie żyje.


Vellard był tego samego zdania co Eliminator. Wspólnie podejmując decyzję ruszeniem za odgłosem strzału, sprawiło, że mieli odczucie, iż coraz bardziej zbliżali się do punktu wyjścia. Nie było to tylko złudna nadzieja, bowiem dopiero teraz dało się zauważyć strzępki munduru, na którym znajdowały się jakieś oznaki za zasługi w wojsku. Niewiele dalej leżał wojskowy, wyraźnie ranny i potrzebujący jakiejkolwiek pomocy. Niemniej nie do niego należał mundur, który został rozszarpany. On był całościowo ubrany, co najwyżej fragmenty ubrania mogły być w niektórych miejscach podarte albo mógł nie mieć na sobie butów. Teraz to nie było istotne, bowiem ważniejszy był jego stan zdrowia i sam fakt, czy w ogóle żyje.  
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lazarus nie był kimś, kto bezinteresownie pomagał innym. Nic więc dziwnego, że nie miał absolutnie żadnego zamiaru potraktować samicę jak potrzebującego pomocy człowieka. Ona w jego oczach nawet nie była człowiekiem. Wymordowani byli niżej niż cokolwiek innego, byli jak potwory. A potwory się likwiduje, zwłaszcza te agresywne.
Akumulator karabinu naładował się przez czas oczekiwania i broń ponownie była gotowa do strzału. Łowca rozejrzał się uważnie po ruinach. Jeżeli nie dostrzegł dookoła żadnego nowego zagrożenia, uniósł powoli Oriona i wycelował w swoją nieruchomą ofiarę. W roli strzelca wyborowego szkolił się wiele lat, więc niemal standardowe zadanie było czymś dziecinnie prostym. Samica leżała w bezruchu, nie zamierzała uciekać, a on sam mógł bardzo dokładnie wymierzyć. Strzał miał przejść przez jej szyję - siejąc spustoszenie w rdzeniu kręgowym jak i jej aorcie, co ze względu na średnicę wypalanych przez laser ran nie powinno być wcale takie trudne do osiągnięcia. Łowca musiał mieć pewność, że to bydle na pewno dalej za nim nie ruszy.
Padł kolejny strzał, a Boris po upewnieniu się, że ten nie przywołał na miejsce kolejnego zagrożenia mógł powoli wymknąć się ze swojej kryjówki i ruszyć w dalszą drogę, choć tym razem jeszcze przez jakiś czas chowając się w zbawiennym cieniu ruin.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach