Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Czas i miejsce: Trochę ponad rok temu, tereny Desperacji.

Kiedy to miejsce stało się tak znajome? Być może wtedy, gdy pierwszy raz musiał pożywić się upolowanym szczurem, żeby uniknąć śmierci głodowej. A może, kiedy to pierwszy raz był świadkiem prawdziwej bójki dwóch walczących o przetrwanie drapieżników, a nie zwykłej klepanki? Mogło to też być wtedy, gdy wydeptana ścieżka nie była mu już potrzebna, żeby przedrzeć się przez las. Cokolwiek by to nie było, od jakiegoś czasu nie miało już znaczenia. Powietrze wydawało się lżejsze niż na początku, a warunki wcale nie takie złe. Szczury też zaczęły smakować lepiej. Nawet ogony. I to również przestało już być dziwne.
Yunosuke westchnął, przedzierając się przez kolejny krzew śnieguliczki. Cholera, nie wiedział, że to może się tak zagęszczać. I co z tego, że ma urocze białe owoce, skoro pędy są tak samo wkurwiające jak u każdego innego haszcza. Teraz jednak musiał kontynuować drogę tędy, bo jakaś wewnętrzna duma nie pozwalała mu się wycofać na normalne przejście, które wcale nie było aż tak daleko. Kilka gałązek wbitych w łydki i parę otarć na rękach później dostrzegł w końcu prześwit pomiędzy drzewami. Wypadł z lasu, prawie potykając się o jakiś wystający korzeń, ale przynajmniej teraz miał trochę przestrzeni. Przeciągnął się i otrzepał z gałązek i liści, po czym poprawił na sobie powyciągany, szary sweter udając, że wcale nie ma w nim całego szeregu dziur. Podniósł głowę i się rozejrzał. No i był. Cel jego podróży nieco koślawo, acz dumnie widniał na małej polanie wśród sosen. Krzywo przybity szyld nad wejściem głosił "Zajazd u Roba". Trochę nietrafna nazwa, biorąc pod uwagę, że ta okolica nie widziała żadnego pojazdu od przynajmniej dziesięciu lat, ale może tak ma być.
Chłopak zdecydowanym krokiem ruszył ku wejściu do, zdaje się, niegdysiejszej chaty. Wewnątrz uderzył go zapach spalenizny i tytoniowego dymu, zmieszany z wonią alkoholu. Nie jest tak źle, przynajmniej nie wali szczynami. W sali nie było nic poza sześcioma stołami, przy których stały ławy i pojedyncze krzesła w różnych zestawieniach. Przy jednym ze stołów siedział jakiś niemrawy typ, próbując rozdzielić widelcem coś, co chyba było kotletem zanim stało się ofiarą dość nieumiejętnego kucharza. Na wprost wejścia znajdował się bar, a za ladą dość postawny osobnik. Ziomek chyba zmutował z bykiem, choć równie dobrze mógł być to łoś. Większość jego cech i tak chowała się w cieniu potężnego poroża. Właśnie skrobał patelnię, więc to wyjaśniało kim jest szef kuchni. Zresztą, to prawdopodobnie właśnie Rob. Można by było pomyśleć, że Yuno przyszedł tu coś zjeść, ale to wcale nie tak. Przyszedł obserwować. Nie stać go było na żarcie, więc planował podkradać resztki z talerzy lub bezpośrednio z kuchni, gdyby posiedział tu wystarczająco długo. Ulokował się przy ścianie i zaczął drapać pazurem blat, czekając na... Właściwie cokolwiek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gonili go, znowu.
Ledwo wyrabiał na zakrętach — nogi plątały mu się podczas tego szybkiego biegu, a mocno zjechane podeszwy butów sprawiały, że momentami wyglądał bardziej jak bachor uczący się jazdy na łyżwach niż uciekający przed zagrożeniem wymordowany. Wiatr rozwiewał jego jasne włosy, ale on pędził dalej — doskonale wiedział, że nie może się zatrzymać, musiał znaleźć miejsce, w których będzie mógł zgubić ścigających. A kto właściwie chciał poderżnąć mu gardło? Prawdopodobnie kolesie, którym wcześniej podwędził sakwę o tajemniczej zawartości — tajemniczej, bo przez ten cholerny pościg nie udało mu się nawet zajrzeć do jej środka. Oczywiście mógł to zrobić, ale wolał nie zwalniać i nie ryzykować tym, że brzęczące przedmioty wypadną z pakunku. Skoro już go sobie przywłaszczył, to nie miał zamiaru go tak łatwo tracić.
Zacisnął palce mocniej na woreczku, a potem po prostu wbiegł między krzaczyska, nie zważając na to, że długaśne, powykręcane gałęzie z łatwością mogłyby zaczepić się o jego ubrania i je porozrywać. Uniósł jedynie prawą dłoń, zatrzymując ją na wysokości twarzy, by móc ją chronić przed ewentualnym atakiem zmutowanych drzew i krzewów. Przedzierał się dzielnie między pousychaną roślinnością, która próbowała go pochwycić swoimi zdeformowanymi szponami. Jego kroki były coraz mniej ostrożne — nic dziwnego, że przegapił wystający korzeń, przez który prawie się wywrócił. Szybko jednak odzyskał równowagę, przeskakując przez kolejne zarośla. Tym razem niefortunnie zaczepił o jakiś wystający badyl. Słyszał tylko dźwięk rozpruwającego się materiału. Ale nie zatrzymał się, biegł dalej.
Wkrótce udało mu się wydostać z tego lasu, a raczej zbiorowiska suchych, powyginanych i spróchniałych drzew. Dopiero wtedy dostrzegł, że rozcięcie na swoim brzuchu. Szarawa koszulka miała sporych rozmiarów dziurę przechodzącą tuż pod pępkiem. Szybko złapał za zamek czarnej, dość ciepłej bluzy i zasunął go pod samą szyję, by ukryć jakoś rozerwane ubranie, bo przecież nie potrzebował dodatkowej wentylacji, już i tak było mu zimno.
Obrócił się za siebie, aby sprawdzić czy mężczyźni, którzy go gonili wciąż kontynuują pościg. Nie dostrzegł ich, ale nie miał zamiaru tracić czujności — znacznie przyspieszył, w razie gdyby okazało się, że kolesie wciąż podążają jego śladami. Gdy ponownie spojrzał przed siebie dostrzegł kontury, rysującego się w oddali budynku. Od razu przyspieszył, dysząc przy tym jak zziajany pies. Z czasem był w stanie odczytać nieco niewyraźny napis wiszący tuż nad wejściem do chaty. Zajazd... w nim mógł się ukryć albo wtopić w towarzystwo.
Po kilku minutach był na miejscu. Powoli podszedł do drzwi, nacisnął metalową klamkę i pchnął gwałtownie drzwi, które wydały z siebie przeraźliwy dźwięk — prawdopodobnie wszyscy dowiedzieli się, że do gospody zawitał ktoś nowy. W środku oczywiście śmierdziało alkoholem, papierosami i zwęglonym żarciem — nic dziwnego, że Neely skrzywił się nieznacznie, gdy ta mieszanka zapachów uderzyła w jego nozdrza. Oparł się dłonią o drewniany filar, przytrzymując się go, jakby na chwilę zakręciło mu się w głowie. Dość szybko jednak oderwał się od kolumny, ruszając nieco chwiejnym krokiem w stronę któregokolwiek stolika pod ścianą. Obszedł drewniany blat, chwytając za oparcie krzesła. Odsunął je, a potem położył sakwę na stole, nad którym zawisnął, by móc spojrzeć przez brudne okno. Kompletnie nie zdawał sobie sprawy, że przysiadł się do stolika, który był już zajęty przez czerwonowłosego chłopaka z kocimi uszami. Cofnął się opadając na krzesło dopiero, gdy skończył obserwację podwórza. Wtedy dostrzegł też wymordowanego, który siedział tuż przed nim. Zmrużył ślepia, lustrując go uważnie, a na sam koniec zdał sobie sprawę, że dosiadł się do nieznajomego tak po prostu, bez żadnego słowa.
Potrzebuję towarzystwa — wymyślił na poczekaniu, chcąc się usprawiedliwić. Oparł się łokciem o stół, wpatrując się szkarłatnymi ślepiami w kocią twarz. W międzyczasie szczupłymi palcami złapał za sznureczek, którym obwiązany był materiał sakiewki, a następnie szybkim ruchem się go pozbył. Zaciekawiony zawartością pakunku oderwał wzrok od wymordowanego i spokojnie spojrzał co kryje worek. Uśmiech sam wpełzł mu na twarz, gdy dostrzegł garść nieco ubrudzonych monet. — Długo siedzisz tu tak kompletnie sam? — Przysunął swój skarb do siebie, żeby czerwonowłosy nie mógł podejrzeć co krył kawałek wypłowiałego materiału. Ale powrócił do niego wzrokiem, obserwował go, wygodniej usadawiając się na krześle.


Ostatnio zmieniony przez Neely dnia 31.10.17 21:08, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obserwował już tak z dobrą godzinę, o ile nie więcej i powoli tracił poczucie sensu tego, co robi. Nic się nie działo. Dziwny typ nadal grzebał tym samym widelcem w tym samym kawałku czegoś, a Rob... Był Robem. Ani rozmowny, ani nierozmowny. Taki jakiś. Po prostu był. W sercu młodego kota powoli rodziła się jakaś nadzieja na coś nowego. Na przygodę. Przydałoby się, bo ile można się plątać w poszukiwaniu przetrwania. I gdy tylko o tym pomyślał, przygoda tak jakby sama do niego przyszła. Ba, prostacko dosiadła się do tego samego stołu i nawet na niego nie spojrzała. Zmrużył gały. Zmierzył obcego osobnika i patrzył co zamierza. A ten zdecydował się go w końcu zauważyć. Potrzebuje towarzystwa, aha. Jasne. Na usta już cisnęło mu się ciche "ale ja nie". Powstrzymał się.
- Może. - przechylił głowę, zerkając na tajemniczą sakiewkę/woreczek/kawałek materiału. Wyraz twarzy jasnowłosego zdradził wszystko, choć widać było, że wcale tego nie chciał. Yunosuke nie był jednak zainteresowany. A przynajmniej jeszcze nie. To może się wkrótce zmienić. Na razie zapadła cisza. Zręczna czy niezręczna - na pewno była przenikliwa. Ziomek od spalonego kotleta chyba w końcu się przez niego przedarł, bo rozległ się paskudny pisk szorowania widelcem po talerzu. Młody wzdrygnął się w zakrył lekko uszy. W tym samym momencie zwrócił też uwagę na uszyska nieznajomego. Poprawił się na niewygodnym krześle i oparł policzek na swojej pięści, skupiając uwagę na... rozmówcy?
- Czemu akurat mojego towarzystwa? Nie wydaje mi się, żebym wyglądał bardzo... towarzysko. - prychnął cicho na wyobrażenie samego siebie przy tym pustym stole. Nie mógł zobaczyć swojej postaci jako kogoś, do kogo chciano by się odezwać, a co dopiero dosiąść i prowadzić rozmowę. Na chwilę skupił się na nowej postaci. Powoli badał wzrokiem jego wygląd i ubiór, postawę, wyraz twarzy, kształt brwi. Biel, błysk w oku, delikatne rysy, słodkie usta i nienaganna sylwetka - niczym przeciwieństwo tego szarego, przygaszonego kocura. Jedno jednak mieli wspólne. Mutacje z kotem. Od razu to widać, to trochę jak poznanie swojego. I dlatego, pomimo wstępnej nieufności, Yuno darzył tego nieznanego mu osobnika jakąś dozą zrozumienia.
Łup. Ciszę ponownie przerwał nagły hałas, tym razem głośniejszy. Młody od razu się wyprostował, spoglądając w stronę baru i szukając wzrokiem Pana Bydlaka. Ten zaś prawdopodobnie rozwalił coś w kuchni. Łup. Znowu. Wraz z hałasem dało się usłyszeć burczenie niezadowolenia. Rogaty wyłonił się z zaplecza i zaczął rozglądać po podłodze. Yunosuke zrobił to samo i od razu zauważył powód zamieszania. Gruby szczur przemierzał podłoże z desek, szukając szczeliny na tyle dużej, żeby dał radę się w niej skryć. Czerwonowłosy zerknął ponownie na Roba i wtedy dotarło do niego, że ten wielki, groźny facet prawdopodobnie boi się szczurów. Myśl ta od razu wywołała uśmiech na jego twarzy. Parsknął cicho i pokręcił głową, jakby do samego siebie. Szybko jednak spoważniał, gdyż przypomniało mu się, że nie jest sam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W szkarłatnych ślepiach członka kociego gangu jarzył się jakiś wątły płomień, który z chwili na chwilę zdawał się rosnąć w siłę. Neely zawsze był ciekawskim stworzeniem, lubił wściubiać nos w nieswoje sprawy i podsłuchiwać rozmowy, których usłyszeć nie powinien. Uwielbiał w łatwy sposób zdobywać różnorakie informacje, by później w perfidny sposób wykorzystać je do swoich własnych celów, odnosząc przy tym jak największe korzyści. Na Desperacji nie było mu zbyt łatwo, choć niektórych potrafił omamić w miarę zadbaną twarzą i kocią gracją, której mu nie brakowało, a którą potrafił w dobitny sposób pokazać. Tym razem również miał zamiar skorzystać ze swoich umiejętności, by przekonać właściciela lokalu, że za worek bezużytecznych na pustyni miedziaków opłaca się wydać jakiś posiłek, bo przecież Yukimura nie miał zamiaru siedzieć w gospodzie o pustym żołądku — dawno nie jadł nic w miarę normalnego, a w końcu nadarzyła się okazja, którą mógł wykorzystać.
Uśmiech nie zniknął z niego twarzy nawet na chwilę, a oczyska wciąż dzielnie przyglądały się sylwetce czerwonowłosego, jakby to teraz na nim skupiał swoją uwagę, jakby wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Nawet odstawił na bok szmacianą sakwę, by ta dłużej go nie zajmowała, zupełnie jakby chciał tym gestem pokazać wymordowanemu, że naprawdę przysiadł się do niego, bo potrzebował i chciał jego towarzystwa. Miał zamiar chwilę odsapnąć, a zdecydowanie przyjemniej było mieć do kogo się odezwać albo chociaż mieć komu się poprzyglądać.
„Czemu akurat mojego towarzystwa? Nie wydaje mi się, żebym wyglądał bardzo... towarzysko.”
Zaśmiał się cicho, jakby kotowaty opowiedział naprawdę śmieszny żart. Podniósł się nieco, by wraz z krzesłem podsunąć się bliżej blatu, a potem pochylił się nad stołem, z zaciekawieniem wpatrując się w chłopaka. Jego białe włosy rozlały się po stole w momencie, w którym nad nim zawisł. Podtrzymywał swoje ciało rękoma, a jego usta wciąż formowały nienaganny uśmiech.
Może właśnie dlatego chcę Twojego towarzystwa. — Dość szybko odsunął się, osiadłszy z powrotem na krześle. Jego plecy uderzyły w drewniane oparcie. Palce prawej dłoni wskazywały na typka, siedzącego przy jednym ze stołów. — Do niego dosiadać się nie chciałem, bo mam wrażenie, że gdybym spróbował to wycelowałby widelcem w moją stronę. Poza tym zdecydowanie wolę towarzystwo kotów, nawet tych zbiedzonych — dopowiedział spokojnie, kładąc na blacie dłoń wyposażoną w przydługie, twarde paznokcie, którymi celowo zaczepił o materiał pakunku, o którym wcześniej na chwilę zapomniał. Neely prawdopodobnie dalej przyglądałby się swojemu nowemu znajomemu, gdyby jakiś dziwny dźwięk nie zaburzył ciszy w lokalu. Niemalże od razu odwrócił się, by ogarnąć co się właściwie stało. Potem usłyszał kolejne huknięcie, znowu dobiegało z kuchni, z której po kilku, może kilkunastu sekundach wyłonił się właściciel nerwowo rozglądający się po wyścielonej deskami podłodze. Yukimura dostrzegł szczura dosłownie chwilę po czerwonowłosym. Gryzoń przeszedł między nogami jednego ze stolików, zakręcił się nawet w pobliżu kotowatych, ale dość odnalazł swoje schronienie — bez problemu przecisnął się przez dziurę w podłodze, kierując się w stronę swojego mieszkanka.
Białowłosy obrócił się z powrotem do swojego rozmówcy, obdarowując go kolejnym, nieco ciekawskim spojrzeniem. Im dłużej przyglądał się temu czerwonowłosemu chłopakowi, tym bardziej był nim zaintrygowany. Dostrzegł w nim coś interesującego? Możliwe. Duży wpływ na jego zainteresowanie miała mutacja z kotem — koty to niby takie popularne zwierzęta, ale w kręgu znajomych Neely'ego było naprawdę niewielu kotowatych wymordowanych, a teraz miał okazję poznać jednego z nich. Nie chciał zaprzepaścić takiej szansy.
W sakwie są jakieś miedziaki i błyskotki — Wskazał palcem na związany woreczek. — spróbuję przekonać Roba, że opłaca mu się wydać mi za nie jakiś posiłek. — Machnął ręką w jego stronę. — Podzielę się z Tobą tym jedzeniem, ale będziesz musiał opowiedzieć mi coś o sobie. Nie wymagam zbyt wiele, a lubię słuchać innych. No wiesz... Ty będziesz miał co wrzucić na ząb, a ja w końcu będę miał możliwość z kimś pogadać. Obustronne korzyści. Tylko najpierw... — Zrobił przerwę, by móc odetchnąć głośniej. — Najpierw muszę go jakoś zagadać, użyć swojego wdzięku i sprzedać mu bajeczkę o tym, że mam zabytkowe monety. Powinno się udać, bo raczej nie wygląda na bystrego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uszy w dół, ogon w ruch, pazury w gotowości do wystrzału. Bliskość białowłosego z łatwością zjeżyła to nieufne stworzenie. Spojrzał na jego wyszczerz spode łba, niemalże atakując samym wzrokiem. Jeszcze parę centymetrów i poleciałby bolesny policzek. Na szczęście nieznajomy wiedział kiedy się zatrzymać i jak szybko się wycofać. Gdy tylko wrócił na swoje miejsce, rudzielec nieco zluzował, choć końcówka ogona wciąż rytmicznie stukała o nogę krzesła. Yun zwrócił uwagę na błysk w oku chłopaka, lecz to przywiodło mu jedynie myśl o tym, kiedy ostatnio jego własne oczyska rozjaśniły się jakąś emocją w ten sposób. Nie chciał jednak o tym myśleć, więc szybko skupił się na czym innym, a mianowicie na białych kosmykach, które wciąż nieokiełznanie rozlewały się po stole. Gość pewnie nieźle linieje. Chwycił pasmo swoich włosów między palce i przechylił nieco głowę. Powinien zazdrościć tak długich włosów czy może współczuć? Na jego słowa odwrócił tylko wzrok. Brzmiał jak ktoś niesamowicie natrętny i jeśli mówił prawdę, to chyba trzeba będzie rozważyć opuszczenie lokalu dla dobra własnych nerwów.
- Sam jesteś zabiedzony... - odburknął. Serio aż tak to widać? Przecież jest dość zadbany... jak na bezdomnego.
Nie zwracał już uwagi na tajemniczy woreczek rozmówcy. W najlepszym przypadku znajdują się w nim jakieś kosztowności, a po cholerę mu takie rzeczy? Jedzenie natomiast to zupełnie inny temat. Moment. Jedzenie? Drugi kotowaty właśnie coś biadolił, ale nie od razu to do niego dotarło. W sakwie, miedziaki, przekonać... Posiłek?! Czarne uszyska momentalnie wystrzeliły ku górze. Młody z zaciekawienia aż się wyprostował i podniósł wzrok z powrotem na jegomościa. Nagle wydał się jakiś taki bardziej interesujący. Jakiś taki ładniejszy może nawet? A już zdecydowanie warty lekkiego podlizania się. Yunosuke pochylił się nieco, tym samym zbliżając do potencjalnego karmiciela i spojrzał mu w oczy zdecydowanie żywszymi ślepiami.
- Słuchaj. - Zawahał się. Przyszło mu do głowy, żeby może wykorzystać sytuację i coś podwędzić z kuchni, kiedy długowłosy będzie zagadywał Roba, ale nie był pewien czy to dobry pomysł. Raczej by się to im udało, ale posiłek nie byłby ciepły i prawdopodobnie musieliby uciekać, co z kolei wiązałoby się z brakiem możliwości powrotu do knajpy, a w sumie nie była taka zła... Nagle przyszło mu do głowy coś innego. Zaczął mówić znowu, znacznie ciszej. - Zgoda. Gdyby nie poleciał na bajkę o monetach, powiedz mu, że w zamian zajmę się szczurami tutaj. To powinno mu się spodobać. - dotknął pazurem swojego policzka, uśmiechając się przekornie. - A w polowaniu na szczury mam doświadczenie.
Odsunął się, wykonując w jego stronę gest w stylu "mrau", chwaląc się niemalże czarnymi szponami. Cóż za zmiana w zachowaniu... Wszystko dla darmowego jedzenia.
- Swoją drogą... - oparł się o krzesło i złożył ręce. - Nazywam się Yunosuke. To już pierwsza informacja o mnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Długie włosy na Desperacji często okazywały się być jedną za słabości, którą przeciwnicy z wielką chęcią wykorzystywali. Ile to razy zdarzyło się, że jakieś brudne, obleśne łapska łapały go za kudły i ciągnęły za nie z całej siły. W konfrontacjach z innymi musiał na nie bardzo uważać, a najlepiej związywać je, by trudniej było za nie złapać. Poza tym włosy Yukimury bardzo często się plątały, a rozczesywanie je palcami (bo o grzebieniu mógł jedynie pomarzyć) wcale nie było takim prostym zadaniem. Wiele razy myślał nad tym, by nieco zmienić swoją fryzurę i gdzieniegdzie przyciąć odrobinę zbędnych kosmyków, ale jakoś nie potrafił sobie siebie wyobrazić bez tej burzy, żyjących własnym życiem kłaków, które w pewien sposób stał się jego znakiem rozpoznawczym. Starał się utrzymywać je w jak najlepszym porządku — mył je jak najczęściej się dało, rozczesywał i dbał jak tylko mógł, co prawda nadal wiele brakowało im do śnieżnobiałej barwy i nadal były w niektórych miejscach mocno poplątane, ale nie wyglądały tak fatalnie...
„Sam jesteś zabiedzony...”
Posłał czerwonowłosemu przyjazny uśmiech, który sam sobą wyjaśniał, że nie miał na myśli nic złego. Na Desperacji każdy był na jakiś sposób zbiedzony — jedni wyglądali nieco marnie (i nie ma co się dziwić, bo czasy ciężkie), drudzy byli pełni defektów psychicznych, a jeszcze innym brakowało po prostu jakiegokolwiek człowieczeństwa. Każdy miał problemy, choć niektórzy starali się je skrzętnie ukrywać.
W jakimś stopniu na pewno jestem. Ale no, daj spokój, to nie miało tak zabrzmieć. — Wbił w kotowatego kuzyna swój wzrok, przyglądając się jego twarzy. Dostrzegał w niej coś, co na swój sposób go interesowało. Podobały mu się te intensywnie czerwone, duże oczy, w których odbijały się jego własne ślepia. Inni wymordowani o kocich genach zawsze go ciekawili — sam był jedynie cholernie niewygodną mieszanką dachowca z wilkiem, choć ta drapieżna strona pojawiała się dopiero w połączeniu z jakimiś silnymi emocjami lub w biokinetycznej formie. I całe szczęście, że tylko wtedy, bo nigdy nie potrafił nad nią zapanować.
Chwilę później okazało się, że nowo poznany był gotowy przystać na propozycję rzuconą przez Neely'ego. I całe szczęście, bo białowłosy naprawdę miał ochotę z kimś porozmawiać, a okazja nadarzyła się szybciej niż by się tego spodziewał. Co prawda czerwonowłosy wciąż był nieco ostrożny, ale wcale go o to nie winił, bo gdyby ktoś tak nagle podbił do Yukimury, to ten zachowywałby się podobnie.
Poleci, już moja w tym głowa. — Mrugnął do niego trochę zadziornie, jakby był niemalże pewny, że mu się uda. W głowie zapewne już dawno szykował sobie jakąś zmyśloną opowiastkę o tym, że znalazł te stare, zabytkowe monety i że te miedziaki naprawdę mają wielką wartość. — O, na pewno o tym wspomnę. Powiem, że szczurami zajmiemy się razem. — Wyglądało na to, że nawet nie miał zamiaru pytać chłopaka o to, co sądzi o tym pomyśle, niemalże narzucił mu się, jakby robił to celowo, byleby spędzić z nim więcej czasu. Czy czaiło się za tym coś większego? Niespecjalnie, Nobuyuki chciał jedynie jakoś spędzić ten dzień, a mały trening refleksu przy łapaniu szczurów brzmiał jak w miarę ogarnięte zajęcie.
„Nazywam się Yunosuke.”
Kiwnął głową.
Nobuyuki, ale możesz mówić Neely — przedstawił się, choć zwykle nie robił tego tak chętnie. W Desperacji zdążył narobić sobie kilku wrogów, których wolał raczej unikać, więc nie miał zamiaru rzucać swoja godnością na prawo i lewo, tak dla bezpieczeństwa. — Nie za bardzo lubisz mówić o sobie, co? — cisnął w niego tym pytaniem tak nagle. — Mhhh, no to nie mów dalej jak nie chcesz, przecież nie zmuszam. — Cmoknął w powietrzu, wykrzywiając nieco usta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rob wypuścił powietrze nosem i spojrzał na znacznie mniejszego od niego stwora. Niejeden mógłby wystraszyć się bykołosiojegomościa, ale przecież nie Neely, który dziarsko wziął się za prezentowanie swojej propozycji. Padło coś o jedzeniu i zapłacie, a potem już tylko opis gęsty zawartości niewielkiej sakiewki. Stare, zabytkowe, wiele warte, niespotykane, wyjątkowe... Gospodarz złożył ręce i słuchał uważnie, zachowując przy tym swój wręcz ospały spokój bycia. Przestąpił z kopyta na kopyto, mruknął coś, przechylił głowę i już miał kiwać ze zrozumieniem i aprobatą, kiedy to nagle coś rozświetliło jego umysł. Wyciągnął rękę i pokazał chłopakowi dłoń w geście uciszenia go.
- No dobra... - zaczął powoli. - Ale po co mi jakieś miedziaki po środku niczego?
Yunosuke oparł się mocniej na krześle, obserwując całą sytuację. Też o tym pomyślał. Jakaś buda zabita dechami na wypizdowie raczej nie stanowi centrum handlu wymiennego. Monety teoretycznie mogły mieć jakąś wartość, ale szanse, że trafi się tutaj ktoś nimi zainteresowany są marne. Rob potrzebował zysku - czegoś, co da mu korzyści tu i teraz. Poza tym, pomimo swojej ospałości i pozornej małomózgowości chyba jednak nie był na tyle głupi, żeby dać się naciągnąć na parę monet. W takim razie...
- Wytępimy szczury w zamian za żarcie. Nie spalone. - włączył się nagle Yun, nie wstając nawet od stołu. Byk od razu wydał się bardziej poruszony. Dmuchnął powietrzem przez nozdrza i oparł łapska na biodrach. Faktycznie, szczury przeszkadzały i jemu i niewielkiej rzeszy klientów. Kiwnął spokojnie głową.
- Zabijcie wszystkie, a znajdę nawet trochę dobrego mięsa. - powiedział, już znacznie bardziej ukontentowany.


To be done, jak wrócę z zajęć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach