Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Granica Desperacji z Terenami Nieznanymi
Pół roku temu, środek zimy



W Desperacji, każda zima była walką o przetrwanie i każdy w tej walce brał udział, bez wyjątku. Niektórym szło lepiej, niektórym szło gorzej. Arisu? Ona tą walkę zaraz przegra.

Głód zaprowadził ją do Terenów Nieznanych. W Desperacji ciężko było znaleźć jedzenie, nawet w lato a co dopiero w taki mróz ze śniegiem do ud. Ze sobą niosła cielsko jakiejś małej futrzastej bestii. Ubrania na sobie miała cienkie i potargane, nie chroniły jej przed chłodem który był dla niej śmiertelny, więc bestię rozcięła, zjadła co mogła, resztę teraz mocno do siebie przytulała mając nadzieję na choć trochę ciepła. Tak jak na początku trochę jej to pomogło, tak teraz truchło już dawno wystygło i zaczynało marznąć. Gdyby tylko potrafiła skórować zwierzynę, byłoby o wiele łatwiej.
Była w swojej wężowej formie. Kilka urwanych łusek na jej ciele i rozszarpany bok cienkiej bluzy sugerowały, że wcześniej walczyła, prawdopodobnie z większymi bestiami niż ta którą teraz niesie. Czuła jak jej nogi zaczynały się poddawać, osłabione od chłodu zmiennocieplne ciało powoli odmawiało posłuszeństwa, przeraźliwy mróz gryzł jej pokryte gadzimi łuskami ciało a wiatr zacinał po jej na wpół wężowej twarzy.
Wiedziała, że musi się gdzieś schronić. Rozpalić ogień. Ale...

Arisu upadła na ziemię, lądując na bestii którą niosła. Jej nogi się poddały. Powoli zaczęła tracić przytomność. Gdyby nie trup bestii na którym wylądowała, nie byłoby jej widać spod śniegu. To było nawet śmieszne, że jej ciało poddało się teraz, niecałe 100 metrów od betonowego budynku który wyglądał na opuszczony. Wiedziała, że musi iść dalej, ale brakło jej już sił na powstanie. Może jeśli pozwoli sobie choć na chwilę zamknąć oczy i odpocząć, nabierze sił? Wiedziała, że to bzdura i byłby to dla niej koniec. Ale czy ma jakąkolwiek szansę na przeżycie, na totalnym pustkowiu, granicy Desperacji. Odpuszczenie sobie zaczynało brzmieć jak bardzo rozsądny wybór.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ostatni czas obfitował w udane zlecenia i nienajgorsze pieniądze, dzięki czemu Carl mógł sobie pozwolić na grube, zimowe ubrania. Nie były z pierwszego obiegu, właściwie dla przeciętnego mieszkańca M-3 przypominałyby na pewno „łachy” z powodu dziur, starego materiału czy wyblakłego koloru, dlatego tylko ktoś z Desperacji mógł zobaczyć w tym wspaniały prezent. Zwłaszcza, że zima nadchodziła wielkimi krokami i niedługo po tym cały teren pokryła gruba warstwa śniegu.
Szwed nie cechował się sporą cierpliwością, a gdy do jego uszu doszły plotki o Oceanie Spokojnym ulokowanym gdzieś poza granicami Desperacji, ogarnęła go wielka żądza potwierdzenia tych opowieści. Od zawsze ciągnęło go do wody, nie tylko ze względu na sporą ilość genów morskich stworzeń, ale przede wszystkim ze szczerego uwielbienia do tego konkretnego żywiołu. Kilka dni później opuścił starą ruderę, pozostawiając za sobą jedynie ślady stóp w śniegu.
Zaopatrzył się w prowiant na kilka dni oraz prosty pistolet z sześcioma nabojami. Pomyślał sobie, że posiadanie jakiegoś pojazdu znacznie ułatwiłoby tę podróż, a tak musiał trzymać się nadziei na prędkie dotarcie do celu. Nie przemyślał tego dobrze bądź zwyczajnie chciał rzucić się na głęboką wodę, niemniej tak oto parł przed siebie podczas surowej zimy.  
Chociaż ciało Arisu nieco wystawało znad warstwy białego puchu, Carl zauważył ją dopiero krok wcześniej, przenosząc spojrzenie znad horyzontu pod nogi. Przez krótki moment stał w miejscu, przyglądając się jej z zamyśleniem (może nie żyje, oby miała przy sobie coś przydatnego), a ostatecznie postanowił szturchnąć jej bok czubkiem buta. Nie wyglądała niebezpiecznie, ale pozory mylą, więc cofnął się nieco.
Hej, ucięłaś tu sobie drzemkę? – Zapytał głośno, rzucając jej twarzy wątpliwy wzrok zza szkieł. – A może bawisz się w obiad dla jakiegoś drapieżnika? – Dodał, rozglądając się po najbliższym otoczeniu, na szczęście nie dostrzegł żadnego potencjalnego zagrożenia w postaci zmutowanych istot.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z zamyślenia nad śmiertelnością człowieka i okazów gadopodobnych wyrwało ją szturchnięcie między żebrami. Pierwszą jej myślą było to, że przyszło jakieś zwierze i sprawdzało czy już padlina, czy jeszcze można zjeść, ale szybko zaprzeczył temu ludzki głos. Otworzyła oczy i spojrzała na stojącego nad nią mężczyznę. Szczere pustkowie na samym krańcu dupy Desperacji i jest tu człowiek któremu najwyraźniej dobrze się wiedzie. Cholera, ile by teraz dała za tą kurtkę którą ma na sobie, ona nie miała tyle szczęścia i zima ją w tym roku zaskoczyła. Na sam miesiąc przed spadnięciem śniegu kontrakty były słabe, ludzie płacili więc i nie było z kogo ściągać długów a jako wisienka na torcie, jakiś frajer okradł ją z rzeczy kiedy była w Apogeum i nie miała za co kupić lepszych ciuchów czy chociażby nawet cholernych szmat którymi mogłaby dziury połatać w spodniach.
Do Arisu nie dotarły słowa mężczyzny. Owszem usłyszała, że coś mówi, ale była tak wyziębiona i na skraju nieprzytomności, że nie dała rady skupić się na tym co powiedział. Teraz zależało jej na przeżyciu i to była jedyna szansa na to aby wyjść z tego bagna cało. Przez dłuższą chwilę próbowała skleić w głowie zdanie, ale nawet nie była na siłach go wypowiedzieć. Ostatecznie z wysiłkiem wybełkotała kilka słów których ktokolwiek inny nie byłby w stanie zrozumieć, na szczęście chłopak potrafił czytać z ruchów warg.

Potrzebuję ciepła, umieram.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak oto zjawił się wybawiciel, acz daleko mu było do rycerza w lśniącej zbroi z wiernym rumakiem u boku. Nie bawił się w bohatera i chociaż gdzieś w środku kryła się jakaś resztka empatii, to śmiało można było powiedzieć, że jego kręgosłup moralny jest uszkodzony. Wina ponad 3 lat spędzonych na Desperacji, gdzie prawa człowieka (bądź innych istot) zwyczajnie nie funkcjonowały. To jałowe pustkowie uczyło przede wszystkim dbania o własny tyłek, egoizm zawładnął większością obecnej tu populacji.
W pierwszej chwili tego nie rozważył, ale gdyby faktycznie była martwa, a jemu kończyłby się zapas żywności, mógłby spróbować jakoś upiec jej mięso. Kanibalizm? Trudno, jedzenie to jedzenie, grunt to napełnić żołądek czymś pożywnym.
Niestety kontaktowała, a przynajmniej zareagowała uchyleniem powiek.
Carlowi nie widziało się pomaganie zupełnie obcej osobie, podczas gdy miał ważniejsze sprawy na głowie, ale z tego, co zdążył zauważyć, temperatura z każdą chwilą spadała, prawdopodobnie przez zbliżanie się ku wieczorowi. Dalsza podróż nocą również mu się nie uśmiechała, a skoro niedaleko nich znajdowały się jakieś ruiny, które można wykorzystać do schronu, postanowił zaciągnąć tam kobietę. Będzie miała u niego dług, z chęcią go sobie odbierze w przyszłości.
Gdy zaczęła mamrotać coś niezrozumiałego, skupił wzrok na jej wargach. Przekaz zrozumiał.
A wiesz, czego ja potrzebuję? Dotarcia nad Ocean Spokojny. Czy ktoś mnie tam zabierze? Jasne, że nie. – Przewrócił oczami, wyrzucając teatralnie ręce w górę. – Dlatego to Twój szczęśliwy dzień, panienko… Ee… Nazwę Cię Doris, okej? – Rzucił pytające spojrzenie jej twarzy, ale na odpowiedź nawet nie czekał. I tak pewnie teraz żadnej nie otrzyma.
Omiótł wzrokiem całe ciało nieznajomej, a potem schylił się i wsunął pod nią ręce, by poderwać z ziemi. O mało co nie stracił równowagi, gdy już wyprostował się na nogach.
O kurwa, czy to na pewno kobieta?, przemknęło mu przez myśl, kiedy ciężar w jego rękach przewyższał chyba jego własną wagę. Miał nadzieję, że da radę przemieścić ją w ten sposób, niestety ostatecznie musiał z powrotem ułożyć wymordowaną na ziemi i złapać głębszy wdech.
Zrobimy inaczej. Skoro masz tłuszcz, nie poobijasz się za bardzo, gdy Cię pociągnę. A w razie czego… hej, ratuję Ci życie, nie? – Na ustach okularnika zagrał rozbawiony uśmiech.
Stanął za jej plecami i wsunął dłonie pod pachy, po chwili ciągnąc cielsko przez kolejne warstwy śniegu, prosto w stronę zniszczonego budynku. Kiedy dotarli już na miejsce, Carl odczuł niemałe, chociaż pewnie tylko chwilowe, zmęczenie, ale odstawił ją na suchą, betonową podłogę tuż pod ścianą, której kawałek sufitu również się zachował.
O cholera, mój kręgosłup… – wymamrotał marudnie w momencie wyprostowania pleców. – Gdybym kiedyś trafił przed Sąd Boży, proszę o łagodne traktowanie ze względu na moje dobre uczynki. – Rzucił w stronę pochmurnego nieba.
Wybadał wzrokiem najbliższe kilka metrów wokół nich, ale nic przydatnego nie rzucało się w oczy. Postanowił ściągnąć z ramion wygrzany już płaszcz i okryć nim kobietę. Sam nie odczuwał chłodu tak dotkliwie, chroniła go gruba bluza i fakt, że temperatura ciała wynosiła nieco mniej, niż u normalnego człowieka.
Jeśli mi umrzesz, przynajmniej będę miał co zjeść – mruknął niewinnie pod nosem.
Wyszedł spomiędzy ruin w poszukiwaniu czegoś do opału i faktycznie udało mu się znaleźć samotne drzewo niewielkich rozmiarów, rosnące tuż za ruderą. Wyglądało na bardo stare i kruche, więc szybko nazbierał gałęzi, a później znalazł pod śniegiem trochę kamieni. Nie znał się na tworzeniu ogniska, ale wydawało mu się, że gdy utworzy mały krąg z kamyków, a w środku rozpali drewno, jakoś to będzie. Niewiele dałoby się tu spalić, gdyby coś poszło nie tak.
Zrobił więc tak, jak planował, siedząc po turecku tuż obok śpiącej i majstrując przy palenisku. Ściągnął rękawiczkę z dłoni, by móc przytknąć jej wierz do kilku gałęzi, po czym skupił się na wytworzeniu wyładowania elektrycznego. Niewielkie napięcie sprawiło, że drewno zajęło się wpierw delikatnym, niepewnym płomyczkiem, który z każdą chwilą odrobinę się zwiększał. Kilkanaście minut minęło, zanim udało się rozniecić mały, ciepły ogień.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Okej, okej Arisu, pamiętasz to wcześniej, o poddaniu się i odejściu sobie w spokoju? Fuck it. Facet zaczął przy niej majstrować, przyłożył się do podniesienia, w międzyczasie coś marudził co do niej nie dotarło, opuścił ją z powrotem na ziemie, a w głowie od tego wszystkiego zaczęło jej się tak kolebać, że wytrząsł z niej resztkę przytomności. Ale miała szansę na przeżycie. I facet także ma szansę przeżyć, bo przez mgłę nieprzytomności nie zrozumiała tego co powiedział o jej tłuszczu. Przestała trzymać się ostatnich strzępków pojedynczych myśli i pozwoliła sobie zasnąć. Trochę nierozważne, biorąc pod uwagę, że nie wiedziała kim ten facet jest, dlaczego jej w ogóle pomaga i co robi tutaj na granicy Terenów Nieznanych. Ale z drugiej strony, gdyby nawet wiedziała, to co wtedy? Nie ma szans się w tym stanie bronić. Taaaak, sen jej pomoże...
*    *    *
Leżała na środku pokrytej cienką warstwą śniegu polany. Jej nogawkę trzymał w paszczy przerośnięty wilk, który agresywnymi szarpnięciami ciągnął ją w stronę znajdującej się niedaleko jaskini. Instynktownie chciała go poczęstować szponami pełnymi toksyny, jednak dotarło do niej, że to nie jest jedyny wilk. Kiedy ten ciągnął ją jako swoją zdobycz, w okół krążyło całe ich stado, jakby pilnując tego, by wszystko poszło gładko i skutecznie. W jaskini było ciemno, cuchnęło padliną a ciche wilcze warkoty odbijały się echem po jej ścianach. Wilk zostawił ją pod ścianą i wybiegł z jaskini. Wiedziała, że nie na długo - będzie musiała uciec teraz, od razu, póki ma jeszcze szansę. Z trudem wstała i po omacku, dotykając ścian, próbowała znaleźć wyjście z tych ciemności. Po kilku chwilach które dla niej wydały się godziną, zobaczyła dosłowne światełko w tunelu. Zaczęła do niego biec, im bliżej się znajdowała, tym widziała coraz więcej detali z zewnątrz, śnieg, drzewa, niebo. Kiedy już prawie dosięgnęła wyjścia, potknęła się o kamień i wylądowała twarzą w ziemi. Nad sobą usłyszała warkot. Podniosła powoli głowę i poczuła na twarzy ciepły, zgniły oddech wilka.
*    *    *
Ze snu wyrwało ją uczucie, jakby ostre kły zatapiały się w jej twarzy. Nie zerwała się z ziemi drząc ryja, nie, ją to tylko wybudziło. Złe sny się zdarzały, a ona po prostu ugryzła się przez sen w język i na szczęście nie wężowymi kłami. Na twarzy czuła ciepło bijące z ogniska koło którego leżała, a na sobie miała cieplejsze ubrania. Co prawda, jej ciało nie było w stanie wytwarzać ciepła, ale przynajmniej dzięki kurtce którą przykrył ją facet, tego ciepła nie traciła.
Właśnie, facet.
Uniosła lekko głowę i zobaczyła, że obok niej po turecku siedzi jej wybawiciel.
- Ughhhhhhhhh. - Wydała z siebie jęknięcie, z jednej strony dlatego, że przejście z pozycji leżącej do siedzącej sprawiło jej trochę problemu, a z drugiej po to, aby dać znać nieznajomemu, że się już obudziła. Skoro ją faktycznie uratował, to mogła założyć, że teraz nagle nie zrobi jej krzywdy.
- Ile czassu sspałam? - Okryła się jego kurtką najszczelniej jak potrafiła i przysunęła bliżej ognia. Żar bijący z ogniska był dla niej cudowny. - Dziękuję. Myśślałam, że umrę.
Tak, całe te polowanie powinna była odwołać i wrócić do domu już po ubiciu pierwszej bestii. Zamiast zaszyć się gdzieś na resztę dnia, zjeść zdobycz, rozpalić ogień i próbować przeżyć, to ona liczyła na cud, że znajdzie coś, cokolwiek, co mogłaby wymienić na ubrania. Następnym razem może nie mieć tyle szczęścia i kusić losu nie zamierza.
Wpatrywała się w niego zastanawiając się co powiedzieć. Nie znała go. Właśnie, on w sumie też jej nie znał. Warto byłoby poznać jego imię. - Jestem Arissu, i uhh... Polowałam. Nie poszszło najlepiej. A Ty jessteśś...? - Przechyliła lekko głowę w bok. Cholera jasna, ale jej się w głowie kręci, trzymaj się kobieto.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Arisu była teraz zdana na łaskę Carla. Miała szczęście, że nie należał on do tego rodzaju facetów, którzy wykorzystują każdą okazję na zaspokojenie pewnych potrzeb. Z dwojga złego chyba lepiej zostać zjedzonym, niż zgwałconym, prawda? A przynajmniej Szwed wolałby się dopuścić tego pierwszego.
Odgłos, jaki dotarł do jego uszu, przywiódł mu na myśl skacowanego nastolatka, którego rodzice właśnie wyrzucili z łóżka, wcześniej podnosząc żaluzje. Wiedział jednak, że żaden młodociany tu nie śpi, więc przeniósł zaraz uważne spojrzenie na twarz uratowanej kobiety.
Wolałbym usłyszeć coś w stylu „dobry wieczór, wybawicielu”, ale to też może być. – Stwierdził obojętnie, wzruszając ramionami i szturchając gałązką palenisko.
Chociaż zakrywała go ciepła bluza, a ogień wciąż płonął, zaczął odczuwać prawdziwą obecność zimy. Nie musiał wcale podnosić wzroku na rozciągające się przed nimi połacie pokryte śniegiem, wystarczył ledwo wyczuwalny wiatr skuty chłodem, który wślizgiwał się pod jego ubranie lub muskał twarz.
Poczekaj. – Podciągnął rękaw jednej ręki, odsłaniając na niej również rybie łuski, i spojrzał na nagi nadgarstek. – O kurczę, nie mam zegarka. I pojęcia też nie. Zakładam, że jakąś godzinę. – Naciągnął z powrotem materiał i poprawił okulary na nosie. – To jednak nie była próba samobójcza? – Rozciągnął wargi w lekkim uśmiechu. – Odpłacisz mi za to później.
Przeciągnął prowizorycznie ramiona, tłumiąc w sobie ziewnięcie. Wolał nie zasypiać, kiedy temperatura wciąż spadała. Kilka godzin snu nad ranem zdecydowanie mu wystarczy, by kontynuować swoją podróż.
Ach, tak, faktycznie leżałaś na jakimś trupie. – Mimowolnie powędrował spojrzeniem w stronę, z której ją tu zaciągnął. – Twoim bohaterem, jak mniemam. Aaale, że skromna ze mnie istota – teatralnie przytknął dłoń do piersi – pozwolę Ci mówić na mnie po prostu Carl.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaczynało się robić śmiesznie. Z objęcia śmierci wyrwał ją nawet przystojny facet, który zamiast dobić, zjeść, zgwałcić, torturować lub dowolna kombinacja i kolejność wyżej wymienionych, postanowił ją ogrzać i zadbać o jej przeżycie. Ten sam, śmierdzący, wygrzebaną z ruin Desperacji wodą kolońską, facet także po chwili otworzył mordę i padające z niej nuty natychmiast dały jej do zrozumienia, że ostatecznie ma do czynienia z kimś na swoim poziomie - w najlepszym wypadku zostaną przyjaciółmi na śmierć i życie, w najgorszym pozabijają się w przeciągu następnych 15 minut a najpewniej będzie to noc pełna sarkastycznych dogryzień i średnio kamuflowanych obelg.
- Przepraszszam, wy-ba-wi-cie-lu. - Poprawiła, upewniając się, że jej wypowiedź będzie doprawiona odpowiednią ilością sarkastycznego tonu. - Dobrze, panie Szszczupaku, jesst pan śświetny w udawaniu sskromnego. Ja za to posstaram ssię być wyjątkowo miła. - Widząc co wyprawia ze swoim nadgarstkiem, ona podciągnęła nogawkę od spodni i spojrzała na swoją kostkę, na której de facto, także nie było zegarka. - Rzeczywiśście godzina. I naah, jakie ssamobójsstwo, opalałam ssię na ssłońcu.
Wzmianki o przysłudze nie skomentowała. Tu miał rację, była mu wdzięczna na tyle, by mógł zażądać od niej przysługi. A nawet jakby chciała się sprzeciwić, to jest chwilowo tak wyziębiona, że wątpi by dała radę na nogach ustać. Przeklęte zmiennocieplne ciało. Tak czy siak, skinęła mu głową - Kiedyś to ona uratuje mu dupsko i we wszechświecie znowu nastąpi harmonia.
- Taaak, tak. Bardzo sskromny Carl. Miło Cię poznać sskromny Carlu. Jak tam Ci idzie, sskromny Carlu? Odmienia ssię to "Carlu," czy "Carle?" W ssumie brzmi jakbym Cię od karłów wyzywała, ale Ty przecież jessteśś przeogromny, prawda sskromny Carlu? - Chciała się podrapać prawą dłonią po policzku, ale zamiast pod paznokciami poczuć skórę, to pod szponami poczuła łuski. Zapomniała przez chwilę, że jest w formie węża, ale dzięki temu wpadła na głupi pomysł, dla niej bardzo zabawny. - Chociaż pan Szszczupak także passuje. Fajne usszy sswoją drogą. Mogę dotknąć? - Nie czekając na odpowiedź, wyciągnęła w jego stronę łuskowatą dłoń, przyozdobioną bardzo ładnymi szponami. Na pewno te szpony nie wyglądały przerażająco, wcale. I na pewno też nie chciała go trochę postraszyć, przecież to byłoby niemiłe. W końcu obiecała udawać miłą~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skoro był przystojny, gwałt powinna uznać za przysługę. Niestety jego serce zostało skradzione już kilka lat temu i chociaż oficjalnie nie egzystował w żadnym związku, a wręcz przeciwnie – chętnie przebywał w towarzystwie kobiet (i nie tylko), to zamierzał ubiegać się póki co o tę jedną, konkretną osobę. Chyba że po drodze znajdzie jeszcze wspanialszego anioła, wtedy się zastanowi, bo z drugiej strony, ile można czekać na odwzajemnienie!
Gdyby usłyszał słowo „śmierdzący”, poczułby się niemal urażony. Naprawdę starał się sprawiać wrażenie eleganckiego, ale każdy, kto postawił stopę na Desperacji wiedział, że panujące tu warunki temu nie sprzyjają. W miarę czyste ubrania kosztowały go sporo wysiłku, a woda kolońska chociaż trochę maskowała woń potu, który nie zawsze mógł zmyć pod prysznicem.
„Szczupaku”? – Posłał jej nieprzychylne spojrzenie z boku. – Wypraszam sobie, to geny największych drapieżników przemierzających bezkresne wody. Rzecz jasna, mówię o rekinach. – Odparł luźno, pozwalając kącikom ust ponownie unieść się ku górze.
Odruchowo zerknął w stronę odsłanianej nogi, w międzyczasie pilnując ognia, po czym parsknął cicho pod nosem.
Nie powinnaś pozwalać facetowi myśleć, że właśnie zamierzasz wykonać striptiz, wiesz? To się może źle skończyć. – W jego głosie nic nie sugerowało ukrytej groźby ani powagi wobec wypowiedzianych słów, dlatego kobieta mogła co najwyżej pomyśleć, że trafiła na okaz ze sporą dawką poczucia humoru.
Słońce zdążyło całkowicie zniknąć pod horyzontem, a Carl zaczął się zastanawiać, czy pobliskie tereny nie są obszarami łowieckimi jakichś zwierząt. Światło paleniska, mimo oferowania ciepła, zdradzało również ich pozycję. Niebawem będzie trzeba je zgasić.
„Skromny Carl”, dobry tytuł.
„Carlu”, to drugie przecież nie pasuje. – Uniósł dumnie podbródek, przymykając na krótką chwilę powieki. – Przeogromny? Hah, nie przesadzajmy jednak. Po prostu piłem dużo mleka za dziecka. Aaa czasami mnie rozciągali na kole. – Dodał niewinnie, wzruszając ramionami. – Hm? – Rzucił towarzyszce pytające spojrzenie, gdy zainteresowała się jego uszami. Mimowolnie jedno z nich, to znajdujące się bliżej wyciągniętej ręki, drgnęło, przylegając do głowy, tą zaś sam odchylił. – Sio. – Odtrącił ją dłonią jak natrętną muchę. – Ratuję Ci życie, bądź posłuszna. Moje uszy to skarb narodowy, takich eksponatów się nie dotyka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak niestety teraz życie wyglądało. Kiedy śmierdzi każdy, tak naprawdę nie śmierdzi nikt, a potem przychodzi taki Carl, wyperfumowany jak tysiąc dolarów i zastanawia się dlaczego każdemu w promieniu kilku kilometrów wykręca nos i łzawią oczy. Czyste ubrania z człowieka robiły cel morderstwa, można się było kłócić, że porządnymi ubraniami lepiej się w Desperacji handlowało niż je nosiło.
- Nie wyglądaszsz na rekina. No to jak nie szszczupak, to w takim razie dorszsz, może być? Osstrzegam tylko, traciszsz na tej zmianie. - Zachichotała pod nosem, po czym przeniosła wzrok w ogień. Zaczynało jej być coraz lepiej. Fakt, dalej było z nią kiepsko, dalej było jej przeraźliwie zimno, ale przynajmniej z umysłu podniosła się mgła i mogła teraz wyraźnie myśleć. I w głowie także przestało się kręcić.
- Proszszę Cię, miałeśś całą godzinę dla ssiebie, a Tobie insstynkty ssię budzą dopiero kiedy ssama podwijam nogawkę. Nie udawaj, że jessteśś groźny, jakby Cię tak kosstki jarały, to ssam byśś ssobie ją podwinął. - Powiedziała to z rozbawieniem. Ona także miała poczucie humoru. Wzmianka o rozciąganiu na kole także ją rozbawiła, udało jej się na szczęście przytłumić wybuch śmiechu, był zbyt donośny by móc w tej sytuacji pozwolić sobie na śmiech pełną piersią. Była ciekaw jak wygląda, kiedy się śmieje w wężowej formie - Z jednej strony szeroki entuzjastyczny uśmiech, zaś z drugiej właśnie ten sam uśmiech przyozdobiony jest dwojgiem ostrych kłów i rozszczepionym językiem.
- Twoje uszszy ssię ru- AŁ! - Przycisnęła swoją dłoń do klatki piersiowej, głaskając ją. - Ejj to bolało, jak śśmiesz bić kobietę! - Skłamała, w ogóle ją to nie bolało. - Jeśśli te uszszy to takie sskarby i cudowne ekssponaty, myśśliszsz, że będę w sstanie je ssprzedać? - To już był wyraźny żart, ale jednak... Gdyby coś poszło nie tak, warto wiedzieć przedtem co można zjeść a co sprzedać, co nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Carl wiedział, jak się mają rzeczy, ale mimo tego wolałby nosić czyste ubrania niż zmniejszyć poczucie bycia celem. Konsekwencje życia w M-3 nadal go nie opuściły, brakowało mu luksusu, bieżącej wody, ciepłego prysznica, wygodnego łóżka, Internetu czy po prostu dobrego zasięgu… Gdyby miał okazję wrócić w mury, na pewno by z tego skorzystał, aczkolwiek jego stosunek do miasta był dość sceptyczny. Z jednej strony tęsknił za codziennością w utopii, z drugiej strony nienawidził władzy, która doprowadziła go do stanu, w jakim obecnie się znajduje.
A Ty nie wyglądasz na wdzięczną za ratunek. Pamiętaj, że jesteś na mojej łasce. Mogę zgasić ogień i ruszyć dalej, ale wtedy na pewno dotarcie z powrotem na Desperację nie będzie łatwe. – W żółtych ślepiach błysnęło coś na wzór pobłażliwości.
Wyciągnął nagą dłoń nad ogień, uważając przy tym, by płomień nie liznął jego skóry. Uczucie silnego ciepła przyjemnie rozlało się po palcach i całej ręce, on zaś miał wrażenie, że przepływające przez nie krew również się nagrzewa. Nie przepadał za zimami głównie z powodu odrętwienia, jakie go wówczas opanowywało – temperatura ciała również się obniżała, co „zawdzięczał” genom zmiennocieplnych ryb.
Trafiłaś na dżentelmena. – Odparł, odsłaniając nieznacznie ostre zęby w półuśmiechu. – Bez pozwolenia nie dotykam. – Dodał, obracając wyciągniętą dłoń wewnętrzną stroną do góry.
Wyolbrzymiana reakcja kobiety wymusiła na nim ciche parsknięcie.
Twoje receptory bólowe są aż tak wrażliwe? W takim razie poleciłbym je wymienić. – Gdyby taka opcja wchodziła w grę, sam by wymienił własne, bo chociaż zapewniły mu bezbolesne życie, to miał z tego więcej problemów niż pożytku. – Nie, bo odcięte od ciała szybko więdną. – Posłał jej niemal uroczy, acz ironiczny, uśmiech.
Następnie sięgnął do leżącej obok torby i wyciągnął z niej pojedynczą sztukę nikotynowej pałeczki, którą odpalił od jarzącego się drewna i wsunął drugą końcówkę między wąskie wargi w celu głębokiego zaciągnięcia się. Dym opuścił jego usta w postaci małego obłoczku.
Imię znam, a czym się na co dzień zajmujesz? Oprócz ganianiem za zwierzyną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z Arisu było trochę inaczej, ona spędziła całe swoje życie na terenie Desperacji. Ona nie znała życia pełnego luksusu, poszukiwanie wody było obowiązkową umiejętnością, ubrania które nie były dziurawe były szczytem elegancji, środki czystości brzmiały jak dziwactwo a Internet wydawał się być bajką opowiadaną dzieciom. Była ciekawa jak wyglądało życie w M-3, ale nie chciała o tym słyszeć, tylko zobaczyć na własne oczy. Raczej nie będzie dane jej tego doświadczyć, też za bardzo się tam nie pcha. Fajnie chcieć tam być, ale w Desperacji nie żyje się marzeniami. Dosłownie.
Słysząc jego "groźbę" uśmiechnęła się szyderczo. - Taaak? Wsspomniałeśś chyba o odpłaceniu ssię, jak mi ssię umrze, to jesstem ciekaw kto Ci zwróci przyssługę za ten heroiczny ratunek. - Po chwili dodała już półgłosem, wpatrując się bezmyślnie w ognisko. - Chociaż wdzięczna jesstem, w końcu uratowałeśś mi życie...
Dalej wpatrywała się w ognisko, teraz patrząc jak Carl macha ręką przed ogniskiem. Siedziała blisko ognia, dbając o to aby nie spalić kurtki. Liźnięcia ciepła nadchodzące z płomienia wdmuchiwały siłę w ciało Arisu. Dzięki wirusowi X, wężyk otrzymał wszystkie minusy zmiennocieplnego ciała i chyba nigdy nie dojrzała w tym żadnych plusów.
Po chwili także ośmieliła się wyciągnąć rękę w stronę ognia.
- To rekiny potrafią być gentlemanami? Ja myśślałam, że biorą co im ssię podoba... Czyli jednak pan Szszczupak? - Złośliwie zachichotała. - A o uszszka ssię nie martw, będę podlewać i obiecuję, że zadbam o nie.
Przyglądała się z zaciekawieniem jak Carl pali. Ona sobie nigdy z tego nie zrobiła nałogu, kiedy dostawała paczkę w ręce to było bardzo fajnie, ale nigdy nie czuła potrzeby oddawać swoich rzeczy, by kupować kolejne papierosy. Zastanawiała się, czy jest uzależniony, czy tak jak ona od czasu do czasu położy łapę na przypadkowej paczce i nic poza tym.
- A wieszsz, biegam tu i tam, a że należę do Ssmoków to ssobie od czassu do czassu zlecenie wykonam, jak ktośś komuśś nie zapłaci za zlecenie to wtedy ja ssię wtarabaniam. Takie tam. Sswoją drogą, jeśśli chodzi o wykonywanie zleceń, to polecam ssię. W lato jesstem, uhh... Bardziej zdolna. A pan, panie Carl? Zajmujeszsz ssię czymśś ciekawym, czy tylko brodziszsz cały dzień w śśniegu i ratujeszsz niewiassty?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach