Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

c z a s : obecnie.
m i e j s c e : Czarna Melancholia, Desperacja.
u c z e s t n i c y : Carl i She.

 Ostatnia wizyta na złomowisku skończyła się pomyślnie, wręcz zaskakująco dobrze, zważywszy na poszerzenie jego zdolności, ale jednym irytującym elementem był pewien skutek uboczny. Dla samego wymordowanego kopanie prądem nie miało wielkiego znaczenia, ale już kilka osób obejrzało się za nim z pretensjami, gdy niespodziewanie doznali uszczypnięcia na skórze. Nie musiał ich nawet dotykać – ładunek przemieszczał się przez powietrze, a to poprzednio nie miało miejsca. Wciąż czuł zdziwienie na myśl, że wystarczył zbieg okoliczności, by rozszerzyć działanie mocy.
 Wynajął pokój w Czarnej Melancholii na jedną dobę, z pewnych względów nie mogąc (lub nie chcąc) wracać do sporo oddalonej kryjówki. Musiał być na miejscu, dostępny dla pewnych person w trakcie załatwiania służbowych spraw. Wisiało nad nim widmo powrotu do M-3, a to sprowadzało się do kotłowania się w nim zupełnie sprzecznych emocji – nienawidził tego miejsca, wzbudzało w nim niesmak i niepokój, ale z drugiej strony tęsknił za beztroskim życiem pozbawionym problemów pokroju świeżej żywności i dostępu do wody.
 Rzucił na materac wypchaną torbę, żałując, że tym razem nie będzie mógł przespać się na dnie swojego bajorka. Zsunął z ramion płaszcz i odwiesił go na haczyku na drzwiach, po czym usiadł przy stole i wyciągnął paczkę z kieszeni. Wsunął papieros między wargi, odpalił go od zapalniczki i zaciągnął się uzależnieniem, zaraz wypuszczając przed siebie dymek. Kilka kolejnych godzin w grafiku przeznaczył na pewne spotkanie, które, miał nadzieję, poprawi mu nieco humor i pomoże wydobyć potrzebne informacje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dla większości mężczyzn zamieszkujących Desperację była jedynie przedmiotem. Tych, którzy traktowali ją choć odrobinę odpowiedniej, nie szufladkując jej osoby tylko i wyłącznie w zakresie kawału mięsa, na którym można się było seksualnie wyżyć, zliczyłaby na palcach jednej dłoni. Przyzwyczaiła się do brudu, cuchnących ciał, mijających się z porządkiem pomieszczeń — nawet do przemocy, której wielu nie potrafiło sobie odmówić. Coś za coś. W każdej chwili mogła zrezygnować. Odpuścić. Stwierdzić, że życie jakoś samo się ułoży, że... przeżyje i bez tego. Potrzebowała tych wszystkich rzeczy? Drobnostek, za które rozkładała nogi, świecącymi od podekscytowania źrenicami wpatrując się w nie niczym szalenie chciwa bestia?
Jesteś kurewsko żałosna.
I doskonale o tym wiesz.

On był inny. Lepszy. Ludzko delikatny. Nie zależało mu na typowych stosunkach.
Jedyną niedogodnością, która w ich znajomości odznaczała się czerwonym ostrzeżeniem, pulsując w głowie She za każdym razem, gdy łapała się na tej cholernie irytującej refleksji, było to, że musiała określać go jako wroga. Chcąc tego czy nie, właśnie nim powinien dla niej być. I zawsze mogła ten fakt wykorzystać. Ze względu na psią lojalność, powinna była dokonać tego już dawno.
Ceniła sobie dbanie o własną higienę. Mimo, że posiadała na tym punkcie obsesję, nie każdy miał okazję widywać ją w odsłonie równie czystej, co wówczas. Uroki desperackiego życia.
Ciemny materiał przylegającej do ciała sukienki nie kojarzył się z wytartym przez czas i doświadczenie ścierwem — o dziwo. Włosy zwykle pozostawiane w nieładzie, opadały na plecy, układając się w miękkie, rozczesane pukle. Podkreślone czarną kredką oczy tym razem nie przypominały rozmazanych plam, podobnie jak usta. Brakowało jednego — nieskazitelnych myśli.
Spóźniając się, niby przypadkiem, niby nie, odnosiła egocentryczne wrażenie, że wejście smoka zawsze bywało dobrą opcją. Skupiało na niej uwagę, a ona uwielbiała uczucie, kiedy stawała się centrum czyjegoś zainteresowania. Zupełnie jakby postradała zmysły.
Nie zapukała, zwyczajnie wchodząc do środka. W nozdrza Iriye od progu uderzył zapach palonego tytoniu. Pozostawiając na barkach wierzchnie odzienie, powolnym krokiem ruszyła w stronę siedzącego przy stole najemnika. Kiedy stanęła tuż za nim, pochylając się do przodu, oparła obie dłonie o oparcie starego krzesła. Usta Shenae znalazły się przy jego uchu, nadając im wyraz tryumfalnego półuśmiechu. Kilka prostych, czarnych kosmyków bezwiednie opadło na ramię Carla.
Lubisz na mnie czekać? — szepnęła, nie mogąc powstrzymać się przed zagryzieniem dolnej wargi.
Powiedz, że tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Po dłuższej refleksji przy leniwym zaciąganiu się nikotynowym dymem wyciągnął plik dokumentów z torby i począł przeglądać ich zawartość. Na dobrą sprawę interesowała go tylko część informacji, w oparciu której chciał wyciągnąć ze znajomej resztę wiedzy na temat pewnej osoby. Dostał zlecenie uzupełnienia tych luk i dojścia do prawdy, dlatego jako żywy wykrywacz kłamstw poczuwał się do odpowiedzialności za to zadanie. Chociaż odnajdywał siłę w perswazji, nie był typem człowieka stroniącego od przemocy. Taką alternatywę uznawał jednak za drugą w kolejce do realizacji, bo po co tracić energię i narażać zdrowie, kiedy niektórzy ulegali karmieni tylko pięknymi słówkami albo groźbami? Indywidualnie podchodził do każdego problemu.
 Żółte ślepia prześlizgnęły się w górę kartki i spoczęły na drzwiach. Zdemaskowały ją kroki na korytarzu – lekkie i pewne. Zaledwie chwilę później wparowała do pomieszczenia, a brak uprzedzenia w postaci zapukania wcale go nie zdziwił. Znał She od jakiegoś czasu i doskonale zdawał sobie sprawę, z jakiego pokroju osobą ma do czynienia. Nie przeszkadzała mu wcale wykonywana przez nią praca, skupiał się przede wszystkim na charakterze i aparycji, nie interesując się czyimiś prywatnymi wyborami. Sam miał swoje za uszami i daleko mu było do moralizatora. Niemniej nic nie wpływało na jego podejście do kobiety – okazywał kulturę nawet tym, którzy niekoniecznie sobie na nią zasłużyli.
 Na widok czarnowłosej uśmiechnął się kącikiem ust i zgasił papierosa w popielniczce.
 — Testowanie mojej cierpliwości to najwyraźniej jedno z Twoich ulubionych zajęć — odparł spokojnie, zwracając ku niej twarz. — Ale wiesz, jakie to niesie za sobą rezultaty. — Figlarna nuta wkradła się do tonu jego głosu, a oczy obserwowały z uwagą bliskie oblicze kobiety. — Lubię poświęcać swój czas na coś, co przyniesie mi satysfakcję — dodał w ramach bardziej bezpośredniej odpowiedzi na zadane pytanie, po czym wskazał wymownie dłonią na materac. — Spocznij. Albo usiądź naprzeciwko mnie. — Drugie krzesło stało puste. — Jak Twoje samopoczucie? — zagaił, z reguły nie przechodząc do sedna sprawy bez właściwego wprowadzenia. Nie spotykali się wyłącznie w celach "biznesowych", czasami sama rozmowa na poziomie trywialnych kwestii sprawiała przyjemność.
 Wyprostował się na krześle i oparł stopę o kolano, nie spuszczając ukontentowanego wzroku z jej postury. Miała w sobie coś, co bardzo cenił u płci pięknej, nieraz udowodnił to czynami czy słowami. Łatwo ulegało się naturalnemu urokowi, a wymordowanego powstrzymywał przed tym jeden szczegół.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jasne tęczówki oczu przesunęły wzrokiem po rozłożonych na stole kartkach papieru. Mimo ciekawskiej natury, nie zagłębiała się w tekst dokumentów. Uwaga dziewczyny skupiła się na mężczyźnie i figlarnej, zaczepiającej zmysły nutce, z którą pociągnął wypowiedź. Musiała dołączyć własne spostrzeżenie z dokładnie tak samo szelmowskim oddźwiękiem.
Wiem. — Odgarnęła z buzi włosy, zgarniając za ucho plączący się, ciemny kosmyk. Zamrugała zalotnie. — I patrz, doskonale się uzupełniamy, bo ja lubię ci tę satysfakcję zapewniać. — Spomiędzy pomalowanych warg wydobył się krótki, perlisty śmiech.
Leniwym kroczkiem skierowała ciało w stronę łóżka, siadając na nim przy samym brzegu — aby znajdować się jak najbliżej niego. Zarzuciła nogę na nogę i oparła obie dłonie o materac, nieznacznie wychylając się do tyłu. Przez krótką chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, bo pytanie o samopoczucie zwykle sprawiało, że zaczynała głębiej zastanawiać się nad swoim właściwym humorem. Tak czy inaczej odzew brzmiałby podobnie: jako dwudziestoletnia prostytutka i wulkan emocji w jednym, który najchętniej owinąłby sobie wokół palca cały świat, nigdy nie była wystarczająco zadowolona z życia. Cmoknęła.
Męczą mnie monotonne zachcianki tutejszych facetówalbo zwyrodniałych bestii — palnęła szczerze, dodając w myślach. O ile temat nie godził w psiarskie sprawy, mogła mu opowiadać nawet o typowo intymnych problemach — cokolwiek by to nie było, granica niesmaku dla niej nie istniała. — Jak pieprzone roboty. Nuda. — Wzruszyła ramionami, podrygując butem. Wtedy wzrok czarnowłosej zawisł na biurku. Uśmiechnęła się perfidnie. — Ale widzę, że rozpisujesz już co ze mną zrobić. — Zażartowała, wskazując podbródkiem papiery. — Do czego to?No, dobra. Powaga. Skup się.
Finalnie przechyliła głowę, obdarzając Carla tak zadziornie uroczym wyrazem, na jaki tylko potrafiła się zdobyć. Ton głosu Ratlerka sam w sobie brzmiał nisko, a gdy bawiła się jego barwą, bardziej go zniżając, brzmiała niczym dwunastoletnia dziewczynka. Brakowało jeszcze, aby żuła gumę.
Odrobinę bezczelne pytanie o plik kartek nie zrobiło na niej wrażenia. Miała tendencje do wpychania nosa wszędzie tam, gdzie nie powinna. Bezpośredniość w przypadku She odnosiła się do wszystkiego — tego co robiła, mówiła i o czym myślała. Czasami zachowywała się niczym rozpieszczane w przeszłości dziecko. Paradoksalnie było jej do tego miana cholernie daleko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Próba rozczytania pisma wypełniającego kartki spoczywające na stole niewiele by jej dała; były to przede wszystkim skrótowce, hasła, gdzieniegdzie obcojęzyczne słowa albo tak niewyraźne  zawijasy, że trudno ocenić, co konkretnie tworzyły. Ponadto nie czuł potrzeby zatajania przed nią obecnego zajęcia i w grę nie wchodziło tu wcale tak wysokich lotów zaufanie.  
 — Co ja bym bez Ciebie zrobił? — zapytał retorycznie, poniekąd dając do zrozumienia, że naprawdę docenia jej towarzystwo, mimo że ich spotkania nie należą do zbyt częstych ani opierających się na uściślaniu przyjacielskich więzi.
 Łączyła ich specyficzna relacja, którą trudno było podpiąć pod konkretne określenie. Chociaż nie widzieli się jako bliskie osoby w typowym znaczeniu, nie mieli oporów przed wyjawianiem intymnych szczegółów z życia, a przynajmniej She, bo Carl zwykle dawkował informacje o własnej egzystencji, ograniczając się do tych najbardziej interesujących i bezpiecznych smaczków, warunkował to zaś nie wstyd, tylko zwykła ostrożność. Niemniej nigdy nie okazał po sobie dezaprobaty drogą rozmów — dla niego nie istniał temat tabu.
 — Najwidoczniej nie potrafią w pełni wykorzystać Twego potencjału. — Kącik ust powędrował ku górze, może nawet w trochę aroganckim geście; wiele razy wplątywał się w niezobowiązujące romanse i zdążył nabrać niezłego doświadczenia na tej płaszczyźnie.
 Zgarnął jedną kartkę i pochylił się ku kobiecie, opierając łokcie na nodze.
 — Gdyby tak było, potrzebowałbym znacznie więcej miejsca na swoje rozpiski. — Stłumił chęć muśnięcia jej twarzy opuszkami palców, ograniczając się do intensywnej obserwacji, a to zainteresowanie wyraźnie malowało się w żółtych ślepiach zza szkieł okularów. — Potrzebuję informacji. — Postawił sprawę jasno, chwytając papier między palce i unosząc go przed twarzą She. — Rozpoznajesz tego jegomościa? — Rysunek przedstawiał rysopis mężczyzny o surowym wyrazie twarzy, z wąsami i licznymi zmarszczkami na czole. Podejrzenia co do jego tożsamości krążyły wokół jednej z wysoko postawionych w M-3 osób, ale potrzebował na to więcej dowodów. Podobno lubił odwiedzać Desperację, a jedną z przyczyn tego były usługi oferowane między innymi przez konkurentki She. Miał nadzieję, że również na niego trafiła.
 Niechcący mogła właśnie doznać kopnięcia prądem, czego sam wymordowany nie był w pełni świadomy; od pewnych wydarzeń na złomowisku niekontrolowanie sprawiał, że niebolesny, lecz bardziej irytujący, ładunek elektryczny pokonywał dzielący go z kimś dystans.
 — Wybacz, ostatnio moja moc jest dość nieusłuchana — wyjaśnił z cieniem rozbawienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

"Co ja bym bez ciebie zrobił?"
Właśnie, Carl. Co byś beze mnie zrobił?
Zabawne z jak cholerną łatwością można było wpłynąć na jej samopoczucie. Niewielu zdawało sobie sprawę, że nawet najbardziej błahe i niekoniecznie zamierzone komplementy budowały ego młodej prostytutki. Zupełnie jakby potrzebowała ich do normalnej, stabilnej egzystencji. Jakby tym sposobem chciała zatuszować wszystkie swoje skazy. Wypieranie grzeszków przychodziło prościej. Po prostu.
Nie mam pojęcia — mruknęła rozkosznie, w myślach całkowicie się z nim zgadzając.
Ich spotkania były niczym oderwanie od rzeczywistości — a przynajmniej ona sama odbierała je w ten sposób. Nie musiała udawać, że sprawiają jej przyjemność. Nawet jeżeli do pewnych rzeczy była przez niego zmuszana — dobrowolnie zresztą godząc się na taką kolej rzeczy — w odróżnieniu od całej reszty parszywych klientów, z którymi miała do czynienia, przy Carlu nie czuła potrzeby ciągłej ostrożności. Znikał strach.
Błąd.
Traktował ją lepiej czy nie — był wrogiem.
Prawda? — przytaknęła przesadnie oburzonym tonem, z wyczuwalną nutką sarkazmu.
A czego ona oczekiwała? Dobrej zabawy? Desperackim kurwom nie płacono za igraszki pod ich widzimisię.
Zachichotała, gdy napomniał o większej ilości miejsca na rozpiski. Nie trwało to długo. Gdyby nie podstawił dziewczynie kartki przed nos, zapewne pociągnęłaby temat, jednak świstek z rysopisem kazał czarnowłosej skupić się na tym, czego oczekiwał od niej mężczyzna.
Krótkie, dźwięczne ha wydobyło się spomiędzy warg wyjątkowo perfidnie. Nachyliła się, mrużąc oczy.
Konkretny jak zawsze — rzuciła, kładąc łokcie na kolanach, by oprzeć podbródek o jedną z dłoni. — Może tak, może nie... — Wyzywający ton i kolejna zawadiacka mina. Mogła tak bez końca. Nie sądziła, żeby przydały mu się liche wiadomości, które posiadała w zanadrzu. Wiedziała bowiem jedynie tyle, że za każdym razem gdy ledwie jej znajomy "jegomość" pojawiał się na Desperacji, balował z inną. Gdyby chciała, sprzedałaby mu parę znajomych twarzyczek, z których wyciągnąłby o wiele więcej, ale... — Ty chcesz informacje, a co ja z tego-- — Wzdrygnęła się na uczucie delikatnego kopnięcia prądem — Auć... — i dodając cicho, obrzuciła go trochę skrzywdzonym spojrzeniem, bo udawanie biednej wychodziło Iriye równie dobrze, co zaspokajanie męskich potrzeb. Kogo obchodziło, że prawie wcale nie bolało?
Co ja z tego będę miała, hę? — zaczęła raz jeszcze, zadzierając głowę. Patrzyła prosto w jego oczy, roziskrzonymi od prowokacji źrenicami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Nie mógł powstrzymać nieznacznego uniesienia kącika ust, gdy She po raz kolejny udowodniła, że nie jest tak łatwą kobietą i nie usatysfakcjonuje go od razu podaniem konkretnych informacji. W spotkaniach z nią cieszył się nie tylko pięknym towarzystwem, ale również charakterem – należał do osób, którym równie mocno zależało na intelektualnej satysfakcji. Co prawda nie mógł porozmawiać z nią o wszystkim, co leżało w sferze zainteresowań, chociażby ze względu na organizację, niemniej nawet słowne gierki czy droczenie były dlań wystarczające.
 — A morze jest rozległe i głębokie… — rzucił od niechcenia, tłumiąc w sobie drżenie na myśl o niespokojnych wodach. Ostatni raz widział je w trakcie międzykontynentalnej podróży, teraz zaś wiele by dał za skorzystanie z ich bezkresu i chłodu. Desperacja znudziła mu się już dawno temu, to nie było miejsce dla wymordowanego z takim procentem rybich genów, dlatego skupiał się na szukaniu zalet. Gdyby nie opuścił murów utopii, nigdy nie stałby się tak wpływową osobą jak obecnie.
 — Co ja z tego będę miała, hę?
 Twarz Szweda wyrażała jedynie tajemniczość, gdy żółte oczy zza szkieł zabłysły, a uśmiech nie znikał spod nosa.
 — Zamknij oczy i otwórz usta. Szeroko. — Polecił, powoli wstając z krzesła. Z faktu, że kobieta siedziała na materacu, oboje znaleźli się na całkiem ciekawej wysokości… A Carl stał na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło zrobić krok naprzód, by poczuć drugie ciało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdzieś w środku marzyła, by zaczął prosić ją o wyjawienie choćby rąbka informacji. O ile droczenie się samo w sobie miała we krwi, o tyle wykorzystywanie go do konkretnych celów sprawiało Iriye o niebo więcej frajdy. Z tym, że Carl nie należał do tych, którzy zamierzali dziewczynę o cokolwiek błagać. To ona tu była od klękania na zawołanie.
"Zamknij oczy i otwórz usta. Szeroko."
Uniosła brew, jedynkami mocno zagryzając dolną wargę. O tak, w ten sposób mogli się sprzeczać.
Nie wiedziała, co zamierzał zrobić, choć na myśli miała już kilka różnych, możliwych wersji tego, co rzeczywiście z tego wszystkiego miałaby w zamian. Uśmiechnęła się niczym mały łobuz — było po niej widać, że taki obrót sprawy cholernie się Shenae podobał.
Co mam w nich zmieścić, że szeroko? — spytała, niby naturalnie, a jednak z narzuconym podtekstem. Jedno z wielu pytań, które wówczas narzucały się na język. Pokiwała głową na boki, dokładnie tak, jakby robiła to w rytm muzyki. Miała wyjątkowo dobry humor.
Nie czekała na odpowiedź. Zamiast tego zarzuciła nogę na nogę, razem z wyciągniętymi rękoma pochylając ciało do tyłu — korpus, a potem głowę. Wysunęła do góry również podbródek, grzecznie rozwierając wargi. Patrzyła na niego z dołu, jak szczeniak, który nie mógł doczekać się nagrody za prawidłowo wykonaną komendę.
Z trudem powstrzymywała się przed zamknięciem ust i obdarzeniem Uszatego filuternym półuśmieszkiem. Nie byłaby sobą, gdyby siedziała spokojnie; nie w sytuacji, gdy dobrowolnie wystawiała się na jego łaskę. Mógł z nią zrobić co mu się żywnie podobało. On doskonale o tym wiedział.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach