Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Wiele razy musiał Kesil pokonać krótki dystans między lwem a górskim jeziorkiem, nim olbrzym zaspokoił pragnienie. Kiedy miał już dość, złożył głowę z powrotem na pokrytych porostem kamieniach i przymknął oczy, najwyraźniej planując odpoczynek. Godzina była już późnopopołudniowa, co skłaniało do zafundowania sobie nieco dłuższej drzemki. Potrzebował jej zarówno wyczerpany walką kotowaty jak i jego dzielny pielęgniarz. Lis zdołał sobie zdobyć na tyle zaufania bestii, że lew bez oporów pozwolił mu schować się pod swoją imponującą grzywą i dzielić ciepło wydzielane przez organizm. Nie minęło wiele czasu, by cały osobliwy duet zmorzył sen.

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

I tak to się właśnie robi, frajerzy! [Kesil] - Page 3 Y5z8TX9

Około godziny później.
Minęło kilkadziesiąt minut, które wydawały się jednak jak mgnienie oka. Nim jeszcze wymordowany zdołał uchylić powieki, jego uszu dotarł ten sam dźwięk, który wyrwał go z objęć Morfeusza. Dziwaczne chrobotanie i cichy skrzek przypominający pijanego kruka - o ile ktoś kiedyś upił kruka i zbadał, jakie ten wydaje odgłosy - szybko skłoniły Kesila do otwarcia oczu. Niebo zaczynało już szarzeć, szykując się na zmierzch, a powietrze nieco się ochłodziło.
W kilka sekund krakanie powtórzyło się, tym razem nieco głośniej. Nie ulegało wątpliwości, że dochodziło gdzieś od strony kosodrzewinowego gąszczu, od którego teraz lis odgrodzony był postacią białego lwa. Ten wydawał się wciąż spać, co w jego stanie było szczególnie wskazane.


Ostatnio zmieniony przez Lilo dnia 02.11.17 11:25, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciepło. Miło. Przyjemnie. Też na swój sposób bezpiecznie. Nie ufał jeszcze lwu całkowicie, ale zmęczony umysł odpłynął kompletnie. Liczyła się tylko dla niego bliskość innego stworzenia, jaka uspokajała pierwotne, lisie pragnienie posiadania stada. W stadzie zawsze bezpieczniej. Stado zawsze dobre. Obroni w trudnych czasach i ogrzeje w zimne noce.
Niemniej ta noc jeszcze się nie rozpoczęła, a coś już zdołało wyrwać mutanta ze spokojnych objęć wypoczynku. Uszy poruszyły się, lokalizując kierunek, z jakiego dobiegały odgłosy. Zaraz po tym wymordowany podniósł łeb, rozglądając się po okolicy.
Kruk? Coś ewidentnie krakało. W dodatku wyjątkowo osobliwie. Jakby jednocześnie chciało czknąć, zakrakać i zaintonować pijacką pieśń. Kesilowi zdarzyło się już słyszeć przeróżne, niecodzienne dźwięki na Desperacji, ale ten z łatwością poszybował do pierwszej dziesiątki osobliwości.
Nie wydawał się groźny. Bardziej... Interesujący. Ale wymordowany musiał pamiętać, że obok niego leży ranny lew. Nie zdziwiłby się - wręcz było to do przewidzenia - jakby krew zwabiła padlinożerców. Wszak sam jakiś czas temu pożywiał się resztkami zdobyczy kotowatego. Oby tylko nic nie chciało zrobić z lwa kolacji. Nie po to ratował go, aby teraz dać pożreć czemuś. Nie wspominając, iż zdążył w pewien sposób przywiązać się do kotowatego.
Podniósł się ostrożnie, strosząc sierść na nagłe uderzenie chłodnego wiatru. W grzywie było zdecydowanie cieplej... A potem zastrzygł uszami, zanim powoli wyszedł zza lwa. Trochę kulił się za nim, aby nie było go za mocno widać. A potem postanowił zmienić kolor. Szary, cętkowany, wtapiający się w kamieniste podłoże oraz ogólną szarugę zmierzchu był z pewnością mniej widoczny niż wcześniej.
Nisko na łapach próbował podejść pod kosodrzewiny i namierzyć źródło dziwnego krakania.

Użycie mocy: 1/3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Okrążywszy wciąż pogrążonego w zasłużonym śnie lwa, Kesil miał okazję stać się świadkiem osobliwej sceny. Przy krzewie kosodrzewiny kłębiło się pięć jaszczurkowatych stworzeń, hycających tuż przy śpiącym olbrzymie na tylnych łapach. Z wyglądu istotki te przypominały miniaturowe dinozaury, o ile jeszcze ktokolwiek w obecnym świecie pamiętał o tych prastarych stworzeniach. Te tutaj znane były już jako raviery i stanowiły stosunkowo małe stado względem tego, w jakich zwyczajowo się je widywało. Może ich pobratymcy znajdowali się gdzieś niedaleko? Tego nie było wiadomo, jasnym było zaś, że z wizyty tych agresywnych stworzonek nic dobrego nie wyniknie.
Musiały nie dostrzec lisa, gdyż bez oporów przystąpiły do ataku na pogrążonego we śnie olbrzyma. Jeden z ravierów prysnął jadem w ranę na tylnej łapie zwierzęcia. Nie minęło kilka sekund, gdy pozostałe jaszczury przyskoczyły do nóg lwa. Ten obudził się i próbował wierzgnąć, by odgonić intruzów, jednak zbryzgana trucizną kończyna odmówiła posłuszeństwa, leżąc tylko bezwładnie i przygniatając drugą. Warknął żałośnie, ale drapieżcy nic sobie z tego nie zrobili.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Raviery.
Że też tego nie skojarzył. Że też nie pomyślał. Rozejrzał się po otoczeniu, wycofując znowu za lwa. Z jednym przeciwnikiem jeszcze by miał szansę. Ale z kilkoma? Drobne to, szybkie... W dodatku paraliżuje jadem. Ile ich tam naliczył? Pięć? Tak, chyba tyle. Tyle, ile ma palców. Ha. Na coś się jednak ta matematyka, usilnie wciskana mu przez ojca, przydaje.
Spojrzał na łapę i odsunął jeden z palców. Tyle ravierów jeszcze ma jad. Słabo... Oj słabo.
Nie skoczy tak po prostu na nich. Zagryzą go szybciej nim zdąży się chociaż okręcić. Sparaliżują i będą ucztować na jego truchle.
Trzeba przyznać, ze lisa przeszedł nieprzyjemny dreszcz na samo wyobrażenie pożerania żywcem, kiedy nie możesz się nawet ruszyć. I co gorsza, podobny los zaraz miał spotkać lwa.
Kesil starał się nie panikować, ale nieświadomie zaczął przestępować z łapy na łapę, rozglądając się po otoczeniu. Czym by tu pomóc, czym... Szkoda, że nie jest aniołem. Zmył by te jaszczurki wodą z jeziorka.
W pewnym momencie lekko go olśniło. Może w jeziorze jest coś, co nada się do zaatakowania stworzeń? Nie może się zdradzić, to na pewno. Więc potrzebuje czegokolwiek dystansowego. Pochylił się zatem nad taflą i zaczął w nią wpatrywać w nadziei, że najdzie go wena w miarę szybko.
Co prawda pomysł, który wpadł lisowi do głowy, był co najmniej średni, ale bądźmy szczerzy - w danym momencie jakikolwiek miał wagę złota. Wymordowany zmienił się, wracając do ludzkiej postaci i złapał dolną parą rąk za krawędź skały, na której klęczał. Schylił się następnie i zaczął wygrzebywać z dna jeziora kamienie. Im większe, tym lepiej. Zebrawszy sporą kupkę, odwrócił się i zaczął ciskać nimi ponad lwem. Liczył, że jak nie poobijają gadów, to przynajmniej odstraszą. A może i sprowokują do użycia jadu? Albo zmiażdżą ze dwa? Byłoby idealnie...
Lwu raczej gorzej nie zaszkodzi, jeżeli nabije mu parę siniaków. Lepsze to niż odgryzienie nogi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jaszczury nie zamierzały się z bestią patyczkować. Ich jad nie był w stanie sparaliżować na stałe nawet osłabionego zwierzęcia, więc musiały szybko skorzystać z okazji i uciec, nim lwu uda się sięgnąć ku nim przednimi łapami. Dlatego właśnie trzymały się możliwie daleko od pyska, kłębiąc się jeden przez drugiego i próbując uszczknąć jak najwięcej dla siebie. Najszybszy z ravierów w końcu dopadł do lwiej nogi i zatopił w niej zęby, urywając kawałek mięsa. Olbrzym nie zamierzał patrzeć na to spokojnie; gdy tylko przeszył go rozdzierający ból, ryknął z pełną mocą ku nieznośnym gadzinom i machnął łapą, próbując dosięgnąć oprawców. Niestety, dinozaurowate stworzonka odskoczyły natychmiast, wpadając jeden na drugiego, a kiedy już zorientowały się, jaki zasięg mają ataki unieruchomionego w połowie lwa, znów zaczęły się przepychać w kierunku upatrzonej przez siebie wyżerki.
Wtedy właśnie przydatny okazał się plan Kesila. Dno jeziorka pełne było większych i mniejszych kamieni, więc zgromadzenie arsenału nie okazało się trudne. Ostrzał zaś znów zmusił stadko gadów do czujności, bowiem nie spodziewały się ataku z żadnej innej strony, niż ich obecna ofiara. Podniosły gadzie łebki, a dwa wychynęły zza tylnych łap lwa, stając się tym samym łatwiejszym celem. Jeden z nich oberwał kamieniem prosto w głowę i padł ogłuszony - a może i martwy - na ziemię, przez co drugi od razu schował się z powrotem za olbrzymim kotowatym. Ten zaś, widząc okazję do odpędzenia szkodników, znów zaczął machać przednią łapą w stronę gadów, nie pozwalając im znaleźć zbyt dobrego schronienia. Wciąż jednak pozostawały cztery sprawne bestyjki, z których jeden, mogąc wreszcie dopchać się do bufetu, wyrwał lwu kolejny kawałek mięśnia.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jeden z głowy. Przy odrobinie szczęścia tylko trzy następne mają jad. Oby tylko los dalej sprzyjał Kesilowi tak, jak do tej pory. I żeby lew przetrwał ten nieszczęsny atak z jak najmniejszymi ranami.
Na razie wymordowany musiał przerwać ostrzał i zgromadzić więcej amunicji. Chciał przygotować kolejny stosik, w tym następne duże okazy. Na razie jednak nie kontynuował ataku z powietrza. Zamiast tego opadł nisko, niemalże kładąc się za lwa. Wspierał się na środkowej parze rąk, jedną z wolnych sięgając po nieprzytomnego raviera.
Trochę przestraszył się tego nagłego ryku i padł całkiem na kamienie. Nie należał do najodważniejszych i chociaż nie na niego ryczano, odgłos niemalże lisa zabolał. Zbyt miał czuły słuch, aby nie odczuć tego fizycznie. Tyle dobrego, że kot nie piszczał. Niskie tony lżej było przetrwać, chociaż nadal gdzieś w głowie zachlupotało i ścisnęło na moment skronie obejmą bólu. Wymordowany wziął głębszych wdech i zaczął powtarzać sobie, że lew nie przejawia agresji względem niego. Musiał też odczekać nieco, aż nieprzyjemne efekty ryku miną. Przełknął po tym ślinę i kontynuował sięganie po ubitego gada.
Ostrożnie chciał go chwycić za ogon i przyciągnąć do siebie. Zakładając, że mu się udało, zapewne wycofał się znów za kotowatego, używając jego pleców jak parawanu. Tam uniósł się lekko i wgryzł się w raviera. Jeśli jeszcze nie był martwy, zapewne zakończył żywot w trakcie działań Kesila. Lis bowiem nie chciał go zjeść, tylko skrwawić. Rozgryźć brzuch, wywlec wnętrzności. Narobić dużo ran, z których sączyłaby się posoka. Tak "oporządzone" truchło odrzucił w stronę tylnych łap lwa. Na tyle, aby je widzieć i przede wszystkim mieć na uwadze inne raviery. Głodnemu wszystko jedno, co w szczęki złapie. Może choć jedna gadzina skoczy na swojego byłego towarzysza i odda się aktowi kanibalizmu? Jeśli tak, Kesil już na nią czekał, trzymając w rękach spory kamień. Na widok jakiegokolwiek żywego raviera, rzucił głazem w owego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lew warknął po raz kolejny, kiedy znów poczuł ostre ząbki gada wbijane prosto w odsłonięta ranę. Machnął wściekle ogonem, co okazało się zaskakująco skuteczne. Pędzelkowata końcówka trafiła raviera w oko, co zmusiło go do odsunięcia się przynajmniej na chwilę i wpadł przy tym na jednego ze swoich ziomków, a to ponownie wywołało chaos w szeregach jak widać niezbyt rozgarniętych gadów. Dzięki temu po drugiej stronie żywego muru Kesil zdążył podkraść się do ogłuszonego szkodnika i zrobić z niego przynętę. W powietrzu rozprzestrzenił się zapach świeżej krwi, o wiele bardziej apetycznej niż stara rana na udzie lwa. Podrzucone truchło od razu poruszyło uwagę stadka małych drapieżników, które obskoczyły swojego martwego towarzysza. Przodował im na wpół oślepiony osobnik, nieco większy od pozostałych, który jako pierwszy wychynął zza rannego kotowatego i zabrał się za konsumpcję. To właśnie on stał się ofiarą kamienia rzuconego przez wymordowanego i padł na głazy martwy. Pozostałym trzem było to bardzo na rękę - jeden konkurent przy "stole" mniej.
Nie minęło jednak kilka sekund, a jeden z ravierów podniósł głowę i spojrzał nad łapami lwa, wychwytując wzrokiem niepokojący fragment otoczenia. Otworzył paszczę i zakrakał chrapliwie, alarmując swoich współtowarzyszy o nowym zagrożeniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cieszył się, że udało mu się porwać truchło raviera. Ale prawdziwą radość odczuł, gdy jego plan zadziałał. Maluchy rzuciły się na swojego i cóż... Raczej nie mają zbyt silnych oporów przed kanibalizmem. Ale co się dziwić. To jest Desperacja. Nie ma na niej żadnych praw poza "przeżyj". Wszelkimi sposobami. Kesil też święty nie jest i jeśli los go zmusił, uciekał się nawet do morderstwa istot rozumnych.
Wszak jeśli coś jest warte tego, aby o to walczyć, jest również warte tego, aby walczyć o to nieczysto. Niektórzy na Desperacji wzięli to sobie aż za mocno do serca.
Kolejny ravier padł. Następny sukces lisa. Kesil sięgnął po drugi, spory kamień, zanim cisnął nim w gady. Chciał dobić jeszcze jednego stwora jak najszybciej, póki są jeszcze zaabsorbowane innymi rzeczami niż zwracaniem uwagi na mutanta. Tym samym Kesil nie skupił się tak mocno na zachowaniu przeciwników. Dopiero ostrzegawcze krakanie sprawiło, że zaczął się stresować. Zrobiło mu się dziwnie chłodno. Skoro przed lwem gadziny nie odczuwały strachu, to co też nadchodzi? Zaprzestał ostrzału kamieniami na rzecz rozeznania się w sytuacji. W tym celu ostrożnie wyjrzał zza grzbietu lwa, aby spojrzeć, co się za nim czai. Nie chciał być zauważonym, element zaskoczenia póki co działał na jego korzyść. Zatem wolał ów przewagę utrzymać, zachowując się jak najostrożniej i jak najciszej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zgromadzone nad truchłem niedawnego koleżki gadziny podniosły łby, zaalarmowane przez ostrzegawcze krakanie jednego ze swoich. Dla raviera znajdującego się pośrodku okazała się to ostatnia chwila życia; kolejny rzucony przez Kesila kamień okazał się równie celny, co poprzedni, powalając zwierzę na ziemię. To wywołało w pozostałych gadach jeszcze większą panikę. Zaskrzeczały jeszcze kilka razy, po czym umknęły żwawo w krzaki, rezygnując z uczty. Było to rzeczywiście niepokojące, że te małe żarłoczne istotki postanowiły porzucić cenny łup. Kiedy jednak wymordowany rozejrzał się naokoło, z początku nie zauważył nic potencjalnie niebezpiecznego. Dopiero po spojrzeniu bardziej w górę mógł dostrzec krążący na niebie kształt. Z odległości trudno było orzec jednoznacznie, czy jest to orzeł, jastrząb czy inny temu podobny ptak drapieżny. Najwyraźniej wypatrywał w dole jakiejś zdobyczy i właśnie to przestraszyło małe bestyjki, skłaniając je do skrycia się w gąszczu. Nie minęło jednak kilka sekund i Kesil stał się świadkiem nadzwyczaj zgrabnego nura, który wykonał w powietrzu drapieżnik. Gdy wzleciał z powrotem w górę, z jego szponów zwisało coś przypominającego królika. Ptak zaczął się oddalać, a po kilku chwilach stał się tylko maleńką kropką w oddali.
Lew i lis zostali sami.


MISJA ZAKOŃCZONA
Kesil otrzymuje nagrodę: lwa nemejskiego; bestia obecnie jest ranna, dlatego podczas pierwszej fabuły, na której się pojawi, będzie jeszcze utykać.
GRATULACJE!

I tak to się właśnie robi, frajerzy! [Kesil] - Page 3 Giphy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach