Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Miejsce akcji: Tereny Desperacji
Czas akcji: 500 lat temu



Jak większość historii związanych ze Szczurem, tak i ta rozpoczyna się mrocznie. Bowiem byłoby to nietypowe, gdyby podczas nocy było jasno jak w dzień. No chyba, że by przyleciał wkurwiony anioł i zaczął robić pokaz świateł w postaci ognia lub piorunów. Albo gdyby jakiś pan próbował rozpalić ognisko i stwierdził, iż to właśnie miasteczko nada się na rozpałkę. Albo gdyby… dobra koniec tych jakże majestatycznych porównań. Jeszcze zostaniesz jebanym poetą. Już nie będziesz tylko kolejnym synonimem gówna (ludzie bywają naprawdę kreatywni), a staniesz się jeszcze pedałem. No w sumie tak bardzo by się nie mylili, ale teraz nie o tym. Mamy robotę do wykonania.
Robota to trochę za dużo powiedziane. Po prostu zauważył fajną błyskotkę w pobliżu jakiegoś gościa. Nie był do końca pewien, czym było to coś, ale się świeciło. To był wystarczający powód, żeby to zdobyć. On się tą błyskotką lepiej zaopiekuje od tego kogoś, tego był pewien.
Obecnie znajdował się w jakimś przytułku w Desperacji, który robił za osiedlowy bar w tym ‘’miasteczku’’. Jeśli była podłoga i dawali wódkę, to nazywa się bar. Nikt nie kwestionował tej zasady. Szczur lubił to miejsce. Głównym powodem była częsta zmiana klientów. Jak to bywa w Desperacji, nigdy nie wiesz, czy za sekundę nie umrzesz, bo ktoś stwierdził, iż wyglądasz jak ktoś, kto kiedyś mu  zgwałcił córkę i takie tam pieprzenie. Ludzie często naginają prawdę. Nie nazwałby tego gwałtem, a pokazaniem uroczej damie nieznanego jej dotąd przeżycia oraz daniem jej poczucia bycia dorosłą kobietą, poprzez intymne zbliżenie, połączone węzłem zaufania między nimi obojgu, w celu osiągnięcia największej przyjemności. A to, że ktoś usłyszał jej krzyk spod jego dłoni, tylko przeszkodziło jemu, znaczy im na drodze do szczęścia.
Szczur uśmiechnął się znad kieliszka wódki. Facet obsługujący barek uniósł brew, lecz nic nie powiedział. Tak, nigdy nie wiesz kogo się widzi tutaj po raz ostatni. Trzeba to więc wykorzystać, zanim jego skarb zostałby wyrzucony na jakimś zadupiu, spalony lub po prostu wysadzony. No cóż, z pewnymi ludźmi lepiej nie zadzierać. Błyskotka, którą był zainteresowany trup, należała do faceta, którego parę razy zdarzało mu się zobaczyć w tym miejscu. Raczej nie wyglądał na osobę, która zadawałaby się z tym typem ludzi. Z drugiej strony, podobnie kiedyś też tak myślał, a skończyło się na tym, iż przez długi czas musiał ukrywać się w kanałach, zastanawiając się, czy go poćwiartują, czy zakopią żywcem.
Światło ponownie odbiło się od skarbu i przez moment oślepiło Szczura, jakby próbowało go zachęcić. Zdecydował się nie dać mu czekać zbyt długo na siebie. Dokończył wódkę i zsunął się ze stołka, na którym dotychczas siedział. Nie przywiązywał uwagi do teraźniejszego właściciela błyskotki, jego mózg zanotował tylko wygląd chyba faceta, chodź w dzisiejszych czasach nigdy nic nie wiadomo. Owy mężczyzna posiadał również czerwone oczy. Szczur słyszał kiedyś o grupie ludzi z takim wyglądem w mieście. Podobno byli szybsi i silniejsi od zwykłych ludzi, lecz on sam takowym nie był. Jeśli jednak nieznajomy byłby kimś takim, to przynajmniej będzie zabawnie, nieprawdaż?
Gość znajdował się niedaleko wejścia, w kierunku którego udawał się futrzak. Przechodząc Szczur zatoczył się na jakiegoś faceta wytrącając mu z ręki butelkę, która z brzękiem rozbiła się o podłogę. Korzystając ze swojej zwinności, trup lekko odskoczył nie zmieniając swojego toru, po czym obrócił się zwracając się do kobiety stojącej za facetem już bez trunku.
- Chyba coś źle zrozumiałaś. – Powiedział do niej kręcąc głową z dezaprobatą. – Jak chcesz zwrócić czyjąś uwagę to kupujesz mu piwo, a nie je rozbijasz. – Szybko zlustrował ją wzrokiem, po czym się uśmiechnął – Chociaż, przedstawienie nam swoich przyjaciółek też by pomogło.
Mrugnął do niej jednym okiem. W odpowiedzi dostał prawym sierpowym w twarz.
- Zaraz przedstawię cię drugiej przyjaciółce.  
Uniosła lewą rękę zaciśniętą w pięść, lecz zanim zdążyła cokolwiek zrobić, facet bez piwa chciał o sobie przypomnieć i zaczął się domagać od niej rekompensaty za rozbite piwo. Widząc, że jest zajęta dyskusją, nie chciał zajmować jej więcej czasu. Wnętrze baru stało się głośne od krzyków i śmiechów, a uwaga od razu przeniosła się na dwójkę kłócących się osób. Szczur wykorzystał to i skierował swe nogi do wyjścia, zataczając się, jak gdyby był oszołomiony. Przewrócił się teatralnie na siedzącego faceta z czerwonymi oczkami, a jego ręka powędrowała do kieszeni nieznajomego zabierając mu błyskotkę, którą ukrył pod sobą opadając na podłogę. Trochę tak poleżał, z kilka minut. Chyba ktoś go kopnął, czy obmacał, w sumie nie pamiętał. Stwierdził, że już dość odgrywania teatrzyku. Wstał i wyskoczył przez okno, ignorując stojącą mu na drodze szybę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gavran uznał, że leżenie do góry dupą w pokoju nie jest zbyt kreatywnym zajęciem. Powinien coś porobić, jak na przykładnego Wymordowanego przystało. Opierdzielał się cały ranek, a przecież w końcu powinien zacząć się zachowywać jak odpowiedzialny dorosły. Miał przecież już 500 lat! W jego wieku to już powinien być jak profesor z dyplomem z prawa, medycyny, crossfitu, psychologii i historii.  Kilka dzieci, kilkanaście wnucząt, kilkadziesiąt prawnucząt, z dwie setki praprawnucząt... Powinien być panem swojego rodu. Szanowanym, poważnym i w ogóle zajebistym.
A siedział w obskurnym pokoju i rzucał plastikowym kubeczkiem w pająki.
Zwalił sobie życie, nie ma co. ~
Kundel więc po długim wahaniu zwlekł się z łóżka (brawo!) i wstał. Przeciągnął się, posmyrał po zadzie i westchnął. Złapał za wysłużoną torbę, do środka wcisnął zapasowe spodnie i butelkę wody. Spojrzał na łóżko. Spojrzał na materiał udający drzwi. Łóżko. Wyjście.
Walcząc ze swoim lenistwem, wyszedł z pokoju z poczuciem smutku, jak i jednocześnie dumy.
Pokiwał łbem na widok jednego z Psów, zamachał dłonią do jednego z Bernardynów. Jak on miał na imię? Jack? Łatał Kruka ostatnio, kiedy to Gav spotkał niemiłych, dużych panów. Duzi panowie byli również idiotami, co uratowało życie Wymordowanego. Gdy zastanawiali się w jaki sposób zrobić mu krzywdę, chłopak zmienił się po prostu w kruka i odleciał w siną dal, kracząc pogardliwie na pożegnanie.
Wylazł z kryjówki i od razu zasłonił oczy. U DOGS'ów zawsze było ciemno, więc trudno było przyzwyczaić się do ostrego słońca. Odgarnął z twarzy długie, czarne i niemożliwie brudne włosy i zarzucił je do tyłu. Dłoń zaplątała się w kosmyki i przez chwilę chłopak wyglądał jak debil, próbując wyszarpać rękę z własnych włosów i mamrocząc przekleństwa.
Grooow, a dlaczego inne pieski się ze mnie śmieją?
Dreptał sobie pustynią, aż w końcu natrafił na drzewo. Drzewo oczywiście było martwe, ale to zawsze coś ciekawego. Podlazł do smutnego konara i powąchał korę. Niestety nic nie dało się z nią zrobić. Gav jednak zobaczył coś, co go bardzo zainteresowało. Między korzeniami leżał jakaś błyszcząca rzecz. Chłopak zmrużył oczy, tyknął jeden z korzeni palcem i cofnął się gwałtownie. Po chwili wahania wsunął swoje zręczne, chude paluszki między korzenie i wyciągnął stamtąd wróżkę zębuszkę figurkę konia. Wyglądała na bardzo starą i była malutka, z jakiegoś brązowawego metalu. Ładnie jednak błyszczała, więc Gav wziął ją ze sobą. Może da radę gdzieś to opchnąć?  Na Desperacji jest wiele różnych świrów, którzy kupują takie rzeczy. Gav schował figurkę do kieszeni i powędrował dalej.
Wbrew pozorom, miał oczy i uszy otwarte. Nasłuchiwał, gotów szpiegować dla swoich Psów. Każda informacja była przydatna. Kruk uznał, że najlepiej będzie podejść do baru. Nie miał niczego na zamianę na alkohol, ale posiedzieć mógł. Nikt go chyba nie wyrzuci. Otworzył drzwi do baru i wszedł. Nie potknął się na progu! Duma i honor uratowane. Usiadł gdzieś w kącie i rozejrzał się wokół siebie. Nikt, nikt, nikt, o-kurwa-duzi-niemili-panowie, nikt. Wtulił głowę w ramiona, jakby mogło to w czymś pomóc. Byli pijani i daleko od niego, więc pewnie go na razie nie zauważą. A jak zauważą, to po prostu ucieknie. Był przecież bardzo szybki i miał skrzydła. Siedział więc potulnie, nasłuchując rozmów i pijackich okrzyków. Tuż obok niego wybuchła jakaś kłótnia. Obserwował bez zainteresowania blondyna, który kłócił się z jakąś parką. Po chwili jednak owy blondyn wylądował na jego kolanach. Gav zamrugał zdziwiony, macnął Wymordowanego palcem i zrzucił go z kolan. Ten leżał przy nim przez kilka minut. Gav już myślał, że być może teraz będzie mógł go zawlec gdzieś w kąt i okraść z ubrań i wszystkiego co ma, kiedy to ten jak gdyby nigdy nic wstał i wyskoczył przez okno, zbijając szybę. Bruneta obsypały kawałki szkła; przeklął głośno. Jednak to zwróciło uwagę dużych, niemiłych panów. Spojrzeli na Gavrana, a na ich pyszczkach zakwitł wyraz zrozumienia. Rzucili się w stronę Kruka. Chłopak sięgnął do kieszeni, chcąc zabrać figurkę konia i schować ją w torbie, by potem odlecieć z nią w dziobie. Z tym, że figurki nie było. Gav przypomniał sobie blondyna. Wyskoczył przez to samo okno z torbą w dłoni i rzucił się przed siebie, widząc oddalającego się Wymordowanego. Przyśpieszył. Jego moc była bardzo użyteczna. Udało mu się dogonić blondyna, po czym rzucił się na niego, próbując przewalić na ziemię. Złapał się go mocno.
- Oddaj. - warknął wściekle. Chciał tylko odzyskać własność i odlecieć. Z tym, że po chwili obok nich pojawili się duzi, niemili panowie. Widocznie też byli szybcy... Otoczyli dwójkę ciasnym kółeczkiem.
- Stęskniłeś się, co? - charknął jeden z nich, podczas gdy Gav powoli wstał i nonszalancko otrzepał ubranie.
- Panowie, porozmawiajmy... - odparł, próbując ukryć drżące dłonie.
Jeden z dużych panów wyciągnął maczetę. Maczety z reguły są ostre i sprawiają ból. Gavran nie chciał poznać tej maczety.
- A ten to kto? - zapytał ten z bronią, wskazując na blondyna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Są ludzie, którzy najpierw robią, a potem myślą. Głos rozsądku odzywa się dopiero po dokonanym, gdy najczęściej jest już za późno na naprawienie swoich szkód. Mózg Szczura musiał być najwyraźniej upośledzony pod tym względem, gdyż zdawał się nie posiadać żadnego instynktu samozachowawczego. Innymi słowy, on w ogóle nie myśli.
Dopiero po parunastu krokach zorientował się, że... uwaga, uwaga… po wybiciu szyby jest prawdopodobieństwo wbicia się rozbitego szkła w ciało skaczącej osoby. Uświadomił to sobie nie po pojawieniu się bólu, na którego nawet nie zwrócił uwagi, tylko po ściekającej mu na oczy krwi, która niefortunnie pozbawiała go pełnej widoczności. Szczur zastanawiał się, czy gdyby tak poturlać się po odłamkach szkła, to stałby się jeżem, gdy potknął się o jakiegoś jegomościa leżącego na drodze, którego nie zauważył. Jakiś inny ktoś, który najwyraźniej go gonił, skorzystał na wypadu białowłosego i dorwał mu się do dupy. Dosłownie. Może w innej sytuacji trup by się nawet ucieszył, ale nie teraz, gdy właśnie okradał, znaczy zabierał mu błyskotkę, która i tak nie należała już do niego według Szczura. Skończyło się na tym, że razem polecieli na ziemię. Szkło wbiło się trupowi głębiej w ciało. Śmieszne uczucie w sumie. Szczur próbował strącić czerwonookiego nogami, ale ten jak na złość nie chciał sobie pójść. Podczas tej szarpaniny z kieszeni bluzy wypadła mu błyskotka. Dawny właściciel coś tam do niego krzyczał. Szarowłosy przytulił figurkę do siebie.
- Nigdy! – Zawarczał odsłaniając zęby.
Szczur był zbyt zajęty bronieniem swojej zdobyczy, by zauważyć swoje położenie. Dopiero niski, bardzo męski głos go uświadomił. Ci panowie chyba nie chcieli ich grzecznie odprowadzić do domu. Skoczył w górę wstając i rozejrzał się dookoła. Raz, dwa, trzy… kurwa za dużo.
- To samo powiedziała mi twoja stara, jak u niej byłem wczoraj – odparł z uśmieszkiem. Tak, obrażanie tych miłych panów to było najlepsze, co trup mógł w tej sytuacji zrobić.
Czerwonooki miał więcej mózgu i próbował jakoś wyjść z tej sytuacji żywy, ale ci panowie chyba nie zamierzali rozmawiać. Zamiast tego jeden z nich wyciągnął swoją broń, która...
Błyszczy… pomyślał blondyn wpatrując się jak słońce odbija się od ostrza. Musi ją zdobyć.
Z transu wybudziło go pytanie ich przyjaciela.
- Ja jestem tym, który imienia własnego nie posiada, albowiem nigdy nie zaznałem troski rodzicielskiej. Byłem różnie nazywany przez wiele osób. W większości były to wyrazy niecenzuralne, lecz panowie mogą się do mnie zwracać per Szczur.- Zakończył kłaniając się tandetnie. – Panowie jak rozumiem macie wspólną przeszłość, o której nic mi nie wiadomo. Raczylibyście mnie może wtajemniczyć?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach