Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Go down

Pisanie 03.12.17 21:19  •  Oko za oko, lis za lwa [Kesil] Empty Oko za oko, lis za lwa [Kesil]
Uczestnik: Samotny, dzielny i praworządny lisek, Kesil.
Cel: Samica lwa nemejskiego.
Poziom: Na prośbę gracza — trzykrotnie misja poziomu łatwego, uwzględniana w jednym temacie dla porządku.


Lisie ścieżki prowadzą w miejsca najrozmaitsze, zatem raczej nic dziwnego, że brawurowy, futerkowy podróżnik dotarł w końcu w zakamarki desperackiej pustyni, w której mieściła się pewna niewielka osada. Malujące się na niedalekim horyzoncie kształty mogły przypominać Lisowi coś, co dawniej było niewielką wioską, zaś gdyby podszedł bliżej, to skojarzenie jedynie by się potwierdziło. Ktoś, kto jedynie przechodziłby obok tych chatek, mógłby stwierdzić, że dawniej pewnie tętniło tu życie. Ktoś, kto zdecyduje się na przeszukanie, stwierdzi, że życie wciąż tu jest.
 Ale zapewne skończy z dzidą w pupce.
 Mieszkający tutaj Desperaci odcięli się od wszelkich innych społeczności, zadbawszy też o to, by zbyt wielu za chętnie się tu nie zapuszczało ani nie chciało tu czegokolwiek szukać. Przed chatkami, które łączyły typowo japoński styl i pozaklejanie byle czym dziur w ścianach, znajdował się niewielki lasek z drzew prawie martwych, aczkolwiek desperacko utrzymywanych przy życiu przez mieszkańców wioseczki.
 Za sprawą surowych warunków i chłodu, niewielki gaj z cienkich konarów przysychał, a niektóre drzewa na gałązkach utrzymywały już ostatnie pokraczne jabłuszka mieniące się nieprzyjemnym odcieniem żółtego i czerwieni. Jedno z nich, ruszone silnym i zimnym wiatrem, upadło głucho na ziemię i potoczyło się pod nogi młodzieńca siedzącego z podkulonymi nogami nieopodal na chłodnym piasku. Czy osobnik w podartych łachmanach o strapionej twarzy, wychudzonej sylwetce i bardziej przyjaznym niźli groźnym wyglądem okaże się dostatecznie interesujący dla Lisa?
 Cóż, w drugą stronę to na pewno działało w ten sposób. Zza płowych, poskręcanych i brudnych kosmyków, chłopiec na oko szesnastoletni spoglądał na zmutowanego zwierzaka, rozdziawiając przy tym usta. Wiadomym jest, że Desperat widzi w czasie swego żywota więcej dziwów niż byle mieszczuch z M-3, jednak pewne zjawiska wciąż zaskakują. Na widok Lisa (w swej niezwykłości bowiem zasługującego na wielką literę) przemierzającego prawie że pustkowia, chłopak aż wstał i wykonał kilka kroków w kierunku wymordowanego.
 – Jak cię zwą? – Spytał cicho, jednak  słyszalnie głosem, który wskazywał na to, że właściciela jeszcze nie sięgnęły szpony mutacji. – Ach, faktycznie, pewnie nie umiesz mówić… Chciałbyś może coś zjeść? – Chłopiec, uginając kolana, wyciągnął dłoń do zwierzęcia, by mogło ją obwąchać. Najwidoczniej chciał pokazać, że nie stanowi zagrożenia dla Lisa i że oczekuje tego samego od „rozmówcy”.


dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.17 23:59  •  Oko za oko, lis za lwa [Kesil] Empty Re: Oko za oko, lis za lwa [Kesil]
Ostatnimi czasy w Kesilu walczyły dwie, sprzeczne natury, każda podżegana przez wydarzenia, których lis był mniej lub bardziej głównym bohaterem.
Z jednej strony nie można zaprzeczyć, że w psowatym rodziła się pewność siebie i narastała ufność względem innych. Nawiązywał nowe znajomości, znajdował przyjaciół, zyskał nawet przybranego ojca. Z drugiej jednak nie mógł zapominać, że znajduje się na Desperacji. Urodził się na tych ziemiach, przeżarty został przez okrucieństwo owego jałowego pustkowia. Cudem zachował zdrowe zmysły, a nawet - co też zauważył nie tak dawno - spore pokłady empatii. Jego podejście do świata stanowiło szalony rollercoaster. Za życia wpojono dobroć oraz szacunek do humanoidów, po śmierci zaś głód pchał go nawet do aktów kanibalizmu tylko po to, aby teraz stopniowo odnajdował w sobie dawną wrażliwość na innych. Trwał póki co w dziwnym stadium pośrednim, gdzie za bliską osobą stanąłby murem, jednocześnie całkowicie obojętny na widok ścielących się po Desperacji ciał. Ba, pewnie by poleciał jeszcze do którego i starał się uszczknąć jak najwięcej. Umarł, to umarł. Kesil już mu nie pomoże, a przynajmniej się naje.
Do tej i tak osobliwej mieszanki dochodziła lisia ciekawość, zaszczepiona mu przez wirusa wraz z momentem śmierci. Żeby tylko ciekawość. W pakiecie dostał też bezczelność typowego rudzielca, chociaż jest blondynem. Co się z tym światem porobiło. Porządnych blondynów degraduje.
To wszystko sprawiało, iż stał paręnaście metrów przed wioską i myślał. Naprawdę, wyjątkowo i bez sarkazmu... No, może tylko trochę sarkastycznie. Zastanawiał się, czy warto ryzykować podejście pod budynki. Z drugiej strony, wioska naprawdę go interesowała. Co najwyżej w razie zagrożenia szybko ucieknie. Nie wydaje się, aby jakieś nadmiernie groźne bestie w niej żyły. Zbyt była... Porządna, o ironio. Szczególnie połatane ściany i jabłka których jeszcze nic nie porwało. Bezmyślne potwory nie naprawiają domów ani nie oszczędzają jedzenia.
Zaryzykował zatem, drepcząc w stronę zabudowań. Szybko został zauważony przez jednego z mieszkańców i na widok tego zainteresowania, w pierwszym odruchu odbiegł parę kroków. Zatrzymał się następnie, nastroszył uszy i zaczął węszyć w powietrzu. Młodzieniec nie wydawał się groźny. Wręcz przeciwnie. Bardziej żałośnie wychudzony i wzbudzający prędzej litość - bądź pogardę, jeśli ktoś przejawia wyjątkowe okrucieństwo - niż strach. Chyba, że strach o to, czy zaraz nie zemdleje.
Wyciągając głowę i stąpając nisko na łapach, w końcu podszedł do chłopaczka. Wpierw obwąchał jego palce, potem zamerdał lekko ogonem i spróbował polizać wnętrze dłoni desperackiego dziecka. Pogoda była typowo późnojesienna, zaczynały się pierwsze przymrozki. Lis zdążył porosnąć grubym futrem, jednak chłopak miał na sobie tyko kilka łachmanów. Nie jest mu zimno? Wymordowany zbliżył się, węsząc w okolicy piersi i szyi. Patrząc, czy chłopak nie zareaguje źle. Pomimo przejawianej ufności, gotów był uciec na każdy akt agresji. Nigdy nic nie wiadomo. Może zagłodzony nastolatek próbować go otruć w każdej chwili. Jeśli dzieciak nie zrobił nic niepokojącego, Kesil rozluźnił się nieco. Następne zamierzał polizać go po szyi i szczęce, zanim by okrążył młodego, zarzucając mu długą, puchatą kitę na kolana. Tylko chwile, szybko bowiem uwagę mutanta zwróciłoby leżące na piachu jabłko. Pobiegł zatem, aby chwycić je w przednie łapy. Mógł prawda w zęby, ale miał je zbyt długie i zbyt ostre, aby owoc nie został przebity i ośliniony. Nikt nie chce jeść czegoś, co w pysku miał zmutowany lis, jakkolwiek uroczy by nie był. Za to palce długie i chwytne, pazury zakrzywione, utrzymać jabłka nie było tak trudno. Ze zdobyczą w łapach podszedł do dziecka, upuszczając je przed jego nogami. Pchnął je łapami, zachęcając młodego do wzięcia. Usiadłby na koniec przy chłopaku chcąc, aby się trochę ogrzał od jego futra, znów starając się zarzucić ogon na jego kolana.
Mało to Kesil owego nie miał. Sama kita to prawie trzy metry kłaków. Jest, czym się okręcać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.17 11:59  •  Oko za oko, lis za lwa [Kesil] Empty Re: Oko za oko, lis za lwa [Kesil]
Dzieciak wzdrygnął się mocno, kiedy lis zaczął go obwąchiwać, jednak temu odruchowi zaraz zawtórował kolejny — cichy chichot. Można było po jego brzmieniu wywnioskować, że nie śmieje się zbyt często, szczególnie w ostatnim czasie. Uniósł rękę, którą wcześniej bez oporów pozwolił Lisowi polizać, po czym przeczesał chudymi palcami jego futro, począwszy od tyłu łba, a kończąc mniej więcej między łopatkami zwierza i drapiąc go właśnie w tamtym miejscu.
 – O-oi! – Pisnął, zanim roześmiał się znowu, tym razem w bardziej pewny siebie i szczery sposób. Lisi język był zdecydowanie zbyt łaskoczący, podobnie futro z ogona, które otarło się kilkukrotnie o skórę dzieciaka. Zaraz potem, gdy Lis pobiegł po owoc, jaki chwilę wcześniej spadł tuż obok dzieciaka, młody znowu wydał z siebie jakiś piskliwy odgłos.
 Wydawał się zaskoczony tym, że zwierz przyniósł mu jabłko i to w dodatku w łapach. Przyglądał się temu z zainteresowaniem, prawdopodobnie myśląc, że Desperacja faktycznie skrywa w sobie o wiele więcej rzeczy ciekawych i pięknych.
 – Dziękuję – Odezwał się weselej do Lisa, kiedy ten powrócił na miejsce i tym razem aż tak nie zaskoczył swoim ogonem. – Wiesz, odkąd tata umarł, to jesteś pierwszą osobą, która się troszczy – Tym razem głos mu posmutniał. – Wszyscy w wiosce traktują mnie źle, bo nie mam rodziny… I bo jestem zbyt młody, by zabić potwora, który pożarł go na polowaniu. Pewnie niedługo i tak mnie wypędzą do tego lwa, żeby nie marnować na mnie jedzenia – Mruknął tonem wskazującym na to, że jest pogodzony z takim losem. Ale to wciąż było dziecko, które nie powinno doświadczać nawet takich myśli.
 – Myślisz, że mógłbym go przegonić? – Zapytał, patrząc na Lisa tak, jakby wierzył, że go rozumie. W końcu czemu nie? Na wzmiankę o jedzeniu przyniósł mu w końcu jabłko i…
 – A… obiecałem ci coś do jedzenia! Chodź! – Wstał, starając się nie skrzywdzić lisiego ogona, po czym zrobił kilka kroków w kierunku wioski i poklepał się po udzie, kojarząc taki gest z wołaniem psów. Jeśli Lis pójdzie za nim, dzieciak poprowadzi go do jednej chatki na uboczu, przeszuka jedną z podniszczonych szafek i zaoferuje mu nieduży kawałek surowego mięsa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.17 14:33  •  Oko za oko, lis za lwa [Kesil] Empty Re: Oko za oko, lis za lwa [Kesil]
Nie było trudno się domyślić, że chłopak jest zabiedzony, ale też męczony czymś psychicznie. Szczególnie po tym śmiechu. Lis miał wrażenie, że jest wręcz zardzewiały. Jakby młody nie przejawiał radości od dawna i zapomniał, co powinno się wówczas robić. Otarł się o jego ramię, siedząc obok i osłaniając lekko od wiatru. Przynajmniej do momentu, aż nie usłyszał opowieści.
Desperacja jest okrutna. Wymaga poświęceń. Ale poświęcenie życia dziecka wydawało mu się już szczególnym okrucieństwem. Niemniej to było jak najbardziej zrozumiałe. Młody nie ma rodziny, a nikt inny tak chętnie i łatwo nie zgodzi się wziąć kolejnej gęby do wykarmienia. Jeśli to są zwykli ludzie - a dzieciak nie wyglądał mu w żaden sposób na wymordowanego - to byłoby jak samobójstwo. Ludzie nie dadzą rady polować z taką samą sprawnością jak mutanci o sile i zmysłach podkręconych przez wirusa.
Powiódł za nim wzrokiem, za moment wstając i idąc za chłopcem. Prawdopodobnie ojciec chronił go przed parszywą rzeczywistością tego pustkowia, zatem nie podejrzewał, aby młody zdał sobie sprawę z tego, jaką głupotę wcześniej zrobił... I jaką ma teraz dobrą okazję do zabicia mutanta i pożywienia się nim.
Chociaż bądźmy szczerzy, lisy z natury to prawie samo futro i kości. Gdyby nie gęsta, puchata sierść, byłby szczurowatym wypłoszem, straszącym tyczkowatymi łapami.
Lew. Spory problem. Bardzo duży problem. Przecież tego szczupłego dzieciaczka poważniejszy podmuch by porwał, a co tu mówić o wielkiej bestii. Idąc za nim, pokręcił lekko łbem. Oj, Kesil... Plączesz się w kłopoty. Poważne kłopoty.
Kiedy młody szukał jedzenia, mutant usiadł na środku izby, podkulając ogon. A gdy chłopak odwrócił się, zastał już nie lisa, ale młodego mężczyznę, przysłaniającego krocze kitą. Dociskał futro jedną ręką, wspierając się dwoma. Ostałą czwartą wziął na podołek, nie mając, co z nią zrobić. Przyglądał się uważnie rozmówcy, zaskakująco - jak na niego - poważny.
- Przegonienie lwa może się udać... - Zaczął wolno, zamyślony. Na tyle, na ile miał doświadczenie ze swoją mruczącą kupą sierści, są bardzo podobne do innych kotów. Leniwe i wybredne.
- Ale prościej byłoby zwabić go mięsem i odciągnąć od wioski. Bo one to raczej za mocno się niczego nie boją. A już na pewno nie mnie czy ciebie. - Przestraszyć... Zdał sobie z czegoś sprawę i uciekł szybko spojrzeniem, wodząc nim po otoczeniu. Po biednym wnętrzu chatki.
- Ah... Musiałem cię wystraszyć. Przepraszam. - Machnął ręką (nareszcie ta wolna do czegoś mu się przydała - gestykulacji) w geście bezradności. - Wirus nie był zbyt łaskawy, co? - Uśmiechnął się w wyrazie zawstydzenia i zakłopotania.
- Zachowaj mięso dla siebie. Bardziej go potrzebujesz. Ja mogę sobie coś złapać. Tobie też. Co prawda specjalizuję się w szczurach... - Lekko nerwowy śmiech. - Ale coś smaczniejszego też dam radę upolować.
Spojrzał w końcu na młodego niepewnie.
- Jestem Kesil. - Znowu się uśmiechnął. Nieco pewniej, jakby chcąc dodać odwagi tako sobie, jak i jemu. - Nie musisz się mnie obawiać.
W co ty się pakujesz, Kesil...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.17 1:28  •  Oko za oko, lis za lwa [Kesil] Empty Re: Oko za oko, lis za lwa [Kesil]
Chłopak obrócił się jak poparzony w kierunku swojego rozmówcy, gdy ten stał się faktycznie zdolną językowo. I o ile nie można było się absolutnie dziwić temu, że zaskoczył go i zachwycił widok lisiej formy nowego znajomego, to tym bardziej nie jest czymś dziwnym fakt, że tym razem zareagował lękiem. Odsunął się, porzucając poszukiwania mięsa, a jego oczy wgapiały się w intruza jak w zagrożenie. Dłuższą chwilę milczał, wyraźnie będąc wciąż w osłupieniu. Dopiero po jej upływie odważył się odezwać.
 – K-kim ty… – Zaczął niepewnie, jakby nie docierały do niego słowa Kesila. – A… aha… – Bąknął lakonicznie i potrząsnął głową. – Arata – Przedstawił się krótko, spuszczając wzrok i wbijając go w coś, co kiedyś dało się nazwać podłogą.
 – Nic się nie stało. Dzięki… Widuję wymordowanych. Ale zwykle z daleka… Mówią tutaj, że są groźni. – Uniósł spojrzenie na Kesila, dopiero teraz nabierając raczej wstydu niż lęku. Co ciekawe, nie uciekał ani nie krzyczał nawet, kiedy się jeszcze go bał. Może to znak braku nadziei?
 – T-to… – Znowu zaliczył zwiechę. Widocznie z lisim Lisem było mu łatwiej rozmawiać niż z takim ludzkim. – Zwabić? Proponujesz mi to, żebym rzucił się pod jego pazury…? Zabił wielu naszych. A miało być tak dobrze, gdy zabiliśmy innego lwa. Cudem. Chyba, że… Faktycznie byłbyś skłonny mi pomóc. Kesil. Czy masz jakąś moc, która pozwoli nam go przenieść gdzie indziej…? – Oho, czyżby jednak nadzieja wróciła do młodego serca? – Czy gdyby ktoś z dorosłych wskazał nam miejsce, gdzie poluje obecnie lew, potrafiłbyś mnie w tym wesprzeć? – Wyjrzał za okno. Albo raczej przez dziurę, którą można by było uznać za prowizoryczne zastępstwo okna. – O-och… ściemnia się powoli. Myślisz, że to dobry pomysł… żebym spytał teraz, a na jakieś zwiady ruszymy przy kolejnym polowaniu…? – Mówił ostrożnie, jakby traktując Lisa jak faktyczny autorytet.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.01.18 21:29  •  Oko za oko, lis za lwa [Kesil] Empty Re: Oko za oko, lis za lwa [Kesil]
I mają rację, pomyślał, słuchając chłopaka. Potarł losowe ramię jeszcze bardziej losową dłonią, zanim westchnął.
- Bardzo wielu wymordowanych naprawdę jest niebezpiecznych. Następnym razem... Uważaj, dobrze? - Szkoda mu się dzieciaka zrobiło. Autentycznie i szczerze mu współczuł. Jeszcze brakuje, aby do kompletu coś go zagryzło, bo zachwycony kolorowymi łuskami podszedłby pod pazury farosa. Młodość bywa taka naiwna. To aż przerażające.
- Woah, woah, nie wkładaj mi do pyska słów, których nie wypowiedziałem. - Zaprzeczył dość szybko, unosząc ręce przed siebie w uspokajającym geście. Przystopuj nieco dziwne domysły, młody. - Nie wysłałbym cię na pewną śmierć. - Opuścił dłonie na własne kolana.
Moc. Ha. Dobre sobie. Co on umie? Wspinać się, dobrze kopać, świetnie uciekać i kamuflować się. No po prostu idealny zestaw umiejętności młodego mordercy, dostępny w każdym desperackim sklepie. Kup teraz, a w promocji otrzymasz drugą parę rąk.
Nie ma szans, aby pokonał lwa. O tym trzeba zapomnieć. Ale nie powie tego tak wprost i nie zniszczy już całkiem resztek nadziei chłopaka.
- Lwy mają skórę, której nie przebije broń. - Zaczął powoli, ostrożnie ważąc słowa. - Są też bardzo silne. Dlatego chciałem go odciągnąć. Zwabić jakoś. Pokonanie go samemu jest prawie niemożliwe. A ja nie mam mocy, która zabiłaby taką bestię na raz. Bardzo szybko biegam, więc może starczy, jak wezmę w pysk kawałek mięsa i spróbuję go zachęcić, aby pobiegł za mną. - Spojrzał w sufit. Niestety lwy potrafią też być leniwe. I terytorialne. Jeśli uznał to za swoje terytorium, nie ma szans, nie dadzą rady go ruszyć. A żaden atak z zaskoczenia nie zadziała. Nie przebije skóry. Musiałby go udusić. Albo co najmniej oślepić i potem celować w pysk. Nie... Zdecydowanie nie jest jednostką bojową. Muszą wymyślić inny plan. Lepszy podstęp. Ale to nadal tylko puste gdybanie bez rozeznania w sytuacji.
- Myślę, że to dobry pomysł. - Spojrzał znowu na chłopaka. - Pójdziemy spytać o miejsce, gdzie widziano lwa. Inne informacje też się przydadzą. A z rana ruszymy na zwiad. Wolałbym nie iść tam z myśliwymi z twojej wioski. Duża grupa mocniej zwraca na siebie uwagę i może sprowokować lwa do ataku. - Potarł policzek, myśląc i wbijając spojrzenie teraz w podłogę. Myśl, Kesil, myśl. W końcu ostatnio idzie ci to coraz lepiej. Rozruszaj porządnie ten lisi móżdżek. Może nawet jeszcze trochę i przestani ci ów akt sprawiać fizyczny ból.
- Wyruszymy o świcie. Świt jest bezpieczną porą. Większość nocnych drapieżników już się chowa, a te dzienne nie zdążyły wstać. Będziemy mieć trochę spokoju. - Dzieciak oddał dowodzenie lisowi... Nie zapowiada się, aby ta decyzja była zbyt mądra. To nie tak, że Kesil był głupi. Ma wiele zwierzęcych odruchów, to prawda. Tak samo nie można zaprzeczyć, że wielokrotnie instynkt góruje nad zdrowym rozsądkiem. Ale za życia to był bystry dzieciak. Musi tylko odkopać tkwiący w nim potencjał i dobrze go wykorzystać. Najlepiej jak najszybciej. Do świtu zostało mało czasu.
Musi poznać otoczenie. Cały styl "walki" lisowatego bazuje na wykorzystaniu otoczenia. Jeśli się uda, spróbują zrobić pułapkę. A nawet wykopanie dołu, by uwięzić w nim lwa, mogłoby przejść. Jeśli tylko teren jest dobry, ten zaś musi obejrzeć osobiście.
Uśmiechnął się nagle do chłopaka.
- Pójdę z tobą. Myślisz, ze powinienem iść w tej formie? - Niezaprzeczalnie wygląda bardziej groźnie. I nikt nie musi wiedzieć, że jest fajtłapą w kwestii walki. Ale czy to konieczne? Pokazywać się jako człowiek? - Czy lepiej, bym był lisem? - Młody zna swoich ziomków z wioski. Niech sam mu powie, która postać zyska większa przychylność tubylców.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.18 20:37  •  Oko za oko, lis za lwa [Kesil] Empty Re: Oko za oko, lis za lwa [Kesil]
Wyglądało na to, że chłopaczek z uwagą słuchał lisiastego, a jego słowa zdecydowanie do dzieciaka trafiały. Pokiwał głową w reakcji na jego słowa o ostrożności; dało się zauważyć, że mimo spędzenia całego życia na Desperacji, jej warunki dalej są dla niego w pewien sposób obce. Najpewniej nie osiągnął jeszcze wieku, w którym młodzież ruszała na polowania z dorosłymi. Część o lwie również przyjmował z pokornym kiwaniem łebkiem, patrząc cały czas na Kesila jak na wyrocznię. Oczy młodzika wyrażały bardzo dużo, gdyby się tak na nich skupić — począwszy na strachu, frustracji, przechodząc przez niesłabnącą wiarę, kończąc na determinacji i gotowości do działania.
 Poruszał ustami zupełnie tak, jakby powtarzał co ważniejsze słowa po wymordowanym. Wyglądało na to, że i w jego głowie zaczynał się kotłować niby to klarowny, ale w jakiś sposób zagmatwany i pełen dziur plan. Uniósł głowę, jakby wyrwany z transu, i spojrzał raz jeszcze na wymordowanego. Nie wyglądał na szczególnie skrępowanego sytuacją, a przynajmniej już tak nie było; najwyraźniej o wiele bardziej skupiał się na tym planie.
 – N-nie, lepiej żebyś poszedł  jako lis, wiesz – Uniósł dłonie przed siebie, chcąc w ten sposób zatrzymać go przed podjęciem decyzji udania się na tę rozmowę w ludzkiej postaci. – Nie za bardzo lubią tu obcych… Zwierząt też nie, ale jeśli będziesz spokojny, to nie powinno być problemu. – Między innymi dlatego, że ktoś, kto jest większy, po prostu więcej je, a dzielenie się czymkolwiek nie wchodziło w rachubę. I tak mieli tutaj zbyt wielu ludzi do wykarmienia.
 – Dlatego – Odezwał się raz jeszcze, spojrzeniem odbiegając od twarzy młodego mężczyzny i zatrzymując je za oknem. – Powiedz mi, o co powinienem zapytać. Postaram się zapamiętać wszystko! A… A jak nie, to zawsze mogę wrócić potem z pytaniami. Jak myślisz? Ty będziesz  słuchać, a ja będę twoimi ustami – Zaproponował, zaraz potem nastawiając się na zapamiętywanie pytań, jakie padną ze strony lisa. Biedaczek nie potrafił pisać, więc pozostawało mu poleganie na własnej pamięci.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.18 14:44  •  Oko za oko, lis za lwa [Kesil] Empty Re: Oko za oko, lis za lwa [Kesil]
Cieszył się, że w dzieciaku odżyła nadzieja. Wszak trzmiele nie powinny latać z punktu widzenia praw fizyki. Ale latają, bo nikt im nie powiedział, że nie mogą. Wystarczy czasem odrobina wiary, determinacji i samozaparcia, a zdziałać można prawdziwe cuda.
Skinął głową na znak, że rozumie. To dość logiczne, obcy bardzo łatwo może okazać się zdrajcą, a zwierzę podstępnym wymordowanym. Na Desperacji nigdy nie można czuć się zbyt bezpiecznie ani nadmiernie przejawiać zaufania względem innych. Czyli robić dokładnie tego, co do tej pory czynił i Kesil, i Arata... Tylko chyba cud ich uratował, ze ten wspólny koncert naiwności nie skończył się rozlewem czyjejś krwi.
- Jesteś bardzo bystry. - Pochwalił dzieciaka z uśmiechem. Podobał mu się i zapowiadało się, że ta współpraca będzie niezwykle przyjemna. Chociaż był młody, miał naprawdę potencjał wyrosnąć na mądrego, rozważnego mężczyznę. Aż przykro, że żyje w takich warunkach, odrzucony przez błędy własnego ojca.
Musiał jednak skupić się na ważniejszym problemie. Odchylił głowę w tył i myśląc wpatrywał się w sufit.
- Przede wszystkim, gdzie lew był widziany. Jak się zachowuje. Wszystkie ważne wskazówki o tym, co robił. Może też, czy był widziany na polowaniu ostatnio. - Potarł policzek jedną z rąk. Myślenie naprawdę ciężko mu przychodziło. - Wszystko, co o nim wiedzą. Co już z nim robili może też. Czy próbowali go straszyć albo atakować. Jakieś wskazówki o tym miejscu, gdzie lew jest, też będą potrzebne. Jeśli są tam ruchome piaski albo może inne przeszkody. - Nie potrafił powiedzieć, czy coś jeszcze będzie konieczne. Chyba nie? Nie potrafił wymyślić nic lepszego.
- Oh! Czy dostaniesz coś, co pomoże ci się zakamuflować. To może być przydatne. Ja umiem się wtapiać w otoczenie, ale ty to co innego. Pamiętasz wszystko? Powtórz, co ci powiedziałem. - Sprawdził chłopaka parę razy, każąc mu powtarzać dotąd, aż nie miał pewności, że żadna ważna kwestia nie uleci z jego pamięci.
Przypatrywał się chwilę dzieciakowi, milcząc dłuższy czas, zanim pochylił się, opierając łokcie o kolana.
- Może jak to wszystko się skończy... Przeniesiesz się do Edenu? Zabrałbym cię tam i pomógł przygotować sobie kawałek miejsca. - Zaproponował nagle. - Wiesz w ogóle, czym jest Eden? - Fair będzie rozwiązać problem lwa, a potem zająć się swoim życiem. W tej wiosce Arata i tak nie ma przyszłości. Sierota, którą nikt nie chce się zająć. Na Desperacji takie albo mutują i dziczeją, albo zostają mięsem na rzeź. Więc jeśli Kesil mógłby jakoś pomóc choć jednej osobie, zrobiłby to. Reszta ksenofobicznej wioski i tak skreśliła młodego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.18 16:35  •  Oko za oko, lis za lwa [Kesil] Empty Re: Oko za oko, lis za lwa [Kesil]
Mała, wychudzona pszczółka, jaką był młody chłopiec, dosłownie rozpromieniła się na pochwałę. Zupełnie tak, jakby nie słyszał tego albo za często albo od bardzo dawna. Kiwał głową co jakiś czas na znak tego, że rozumie i że zapamiętuje (w końcu ludzie w sytuacjach, gdy nie zaśmiecają sobie głów rozrywkami nowoczesnymi, są w stanie zapamiętać więcej, na przykład tacy Grecy w starożytności!). Wpatrywał się w Lisa z wyczekiwaniem, w jego spojrzeniu było widać, że niecierpliwi się i nie może  doczekać bez wątpliwości genialnego planu.
 – Położenie, zachowanie, czas, zachowanie naszych, utrudnienia… – Wymienił pod nosem trochę nieobecnym głosem, jednak po wyrazie jego twarzy dało się zauważyć, że wszystko załapał. I już-już miał nawet zbierać się do wyjścia, jednak na kolejne wskazówki zareagował wstrzymaniem się z tym ruchem.
 – Tak! Pamiętam. Mamy wiedzieć, gdzie był lew, co robił, co robili myśliwi, co o nim wiadomo, jakie jest wokół niego otoczenie, gdzie przesiaduje i czy dostanę coś, pod czym mogę się chować. To ostatnie mam, po tacie! Co prawa trochę podarte…
– Powtórzył tonem takim, jakby recytował dobrze wyuczony wierszyk na ocenę i był pewny, że dostanie piątkę. Szkoda tylko, że nigdy nie będzie miał szansy pójść do szkoły.
 – Edenu? Kiedyś jakiś podróżnik przechodzący przez wioskę pytał o drogę do tego miejsca, ale uznano, że to tylko jakaś bajka. Takie miejsce nie brzmi realnie… – Podobnie zresztą jak gadanie z Kesilem. Lisem, który został człowiekiem. Na twarzy chłopca wykwitły rumieńce oddające jego ekscytację, a mina dodawała do tego swego rodzaju bezradność. Chyba nie wiedział, jak należy odbierać bodźce tego typu. Zrobił dłuższą pauzę, zastanawiając się, czy to dobre  wyjście i czy może ot tak zostawić swój dom.
 – Jeśli mówisz, że istnieje, to ja… Ja chcę – Odparł, po czym odczekał parę chwil, aż tamten przybierze znowu postać zwierzęcia i przeszedł z nim do jednego z domów w lepszym stanie, znajdującego  się raczej w centrum wioski. Nie był większy niż inne, raczej  klasycznych rozmiarów, wyróżniał się jedynie tym, że jego ściany naznaczało więcej prób naprawienia niż w przypadku innych budynków w wiosce.
 Wnętrze było skromne, jedną z niewielu względnych ozdób zdawały się wiązanki suszonych ziół, kilka skór zwierzęcych, które w przyszłości prawdopodobnie będą użyte jako ubranie. Ciężko było uświadczyć tu mebli w stanie lepszym niż nieszczęsna komoda w domu młodego. Traf chciał, że akurat natknęli się na gospodarza — wyglądał znacznie lepiej niż Arata, niż jedna czy dwie twarze, które mignęły w pozostałościach mijanych domostw. Brunet odziany w szmaty podobnej jakości co te chłopca, przeciętnego wzrostu i budowy prawie takiej, jak przeciętni ludzie żyjący w umiarkowanie dobrych warunkach. Gdyby nie ubrania i brak higieny, mógłby z powodzeniem uchodzić za kogoś z M3.
 – A ty czego szukasz? Jednak postanowiłeś iść do lwa? – I choć mężczyzna odezwał się chłodno, to w jego głosie była słyszalna kpina. Chłopiec wyraźnie się skulił z pokorą, a przywódca wioski skrzywił się na widok lisa, jednak nie skomentował jego obecności.
 – J-ja… Chcę tylko wiedzieć kilka rzeczy o nim. Chcę wiedzieć, co zabiło mojego ojca – Arata spuścił wzrok i pochylił głowę, a jego palce zacisnęły się w pięści. Nie spotkał się jednak póki co z odpowiedzią inną niż pytający pomruk-przyzwolenie do kontynuowania wypowiedzi. – Gdzie… Gdzie poluje? Co o nim wiadomo? Zachowania… I… Czy lepiej unikać go czy próbować wystraszyć? Jak robią nasi łowcy?
 – Lew? – Przywódca wioski wydawał się zdumiony pytaniem o bestię. Milczał przez chwilę, zastanawiając się nad tym, jak powinien się zachować. W końcu jednak podjął wypowiedź na nowo. – Arata, to zwierzę jest samotnikiem. Nikt nie wie skąd ono przyszło. Poluje w zasadzie tam gdzie my,na północ stąd, przy lasku, ale zwykle nas ignoruje. My jego też, tamten atak… – Dorosły poruszył barkami na znak niewiedzy. – Nie wiemy, czym był wywołany. I czemu lew nie ma stada. Wiadome, że to samica albo bardzo młody samiec,  ze względu na grzywę. Może być rozjuszony po tamtym ataku na twojego ojca. To wszystko?
 – Czy… Mógłbym ruszyć na polowanie następnym razem? Nie chcę być bezużyteczny!
 – Polowanie? Poluj. Nauczysz się czegoś. Teraz już idźcie stąd… Jest późno. Łowcy ruszają za kilka dni na kolejne łowy.

 Zgodnie z nakazem dorosłego, dzieciak skinął głową na lisa i wraz z nim udał się do własnego domu. Wyglądał na zmęczonego.
 – Jak myślisz… Co powinniśmy zrobić?


dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach