Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Uczestnicy misji: Kesil
Wymarzona nagroda: Oswojenie lwa nemejskiego, samca, kolor sierści: biały
Poziom misji: Trudny, rozłożony na trzy misje o poziomie łatwym. Dla wygody zostaną przeprowadzone w jednym temacie.
Mistrz Gry: Najlepszy (Lilo)

I tak to się właśnie robi, frajerzy! [Kesil] Y5z8TX9

Wędrówka przez Czerwoną Pustynię trwała już nieco zbyt długo. Jeszcze do niedawna był pewien, że znajduje się w znanej sobie okolicy; teraz powoli zaczynało wygrywać przeświadczenie, że zgubił drogę co najmniej kilka godzin temu. Wyczerpujący marsz był bardzo nużący, ale przynajmniej było na co popatrzeć. Po prawej aż po horyzont rozpościerały się wydmy, po lewej, w odległości może kilometra wznosiły się niewysokie góry. Było już popołudnie, może około siedemnastej. Jakiś czas temu po wodzie nie został nawet ślad; dobrze więc, że słońce przestało już prażyć tak niemiłosiernie. Niestety to oznaczało, że niedługo całkowicie się schowa, a wraz z tym wydarzeniem zrobi się ciemno. Samotne podróżowanie w nocy z pewnością nie należało do bezpiecznych i wypadałoby już rozejrzeć się za jakimś schronieniem na noc. Pustynia, jak sama nazwa wskazuje, świeciła pustką. Przy górach zaś dało się z daleka dostrzec niewielkie skupisko krzewinek, nawet jakieś drzewo - cóż za ewenement w tej części świata! - ogólnie krajobraz dający nieco więcej nadziei na znalezienie w miarę bezpiecznego kąta... ale równocześnie jeśli dało się tam żyć, Kesil nie mógł liczyć na bycie jedynym oddychającym stworzeniem w okolicy.

Możesz zabrać tylko taki ekwipunek, który mieści się w większych kieszeniach/w rękach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lubi ciepło i słońce. Lubi się wygrzewać - nic dziwnego, zważywszy na fakt, iż jest stworzeniem posiadającym cechy zmiennocieplności. Ah te mutacje... Tu dodadzą, tam odejmą. Czasem nawet trafią w coś przydatnego. W tym wypadku jego zwiększona temperatura ciała była jak najbardziej pożądana. Mógł znieść upał pustyni, a podkręcony metabolizm tylko dodawał mu czujności. Miał za dużo energii... Którą od bardzo długiego czasu pożytkował na truchtanie po piachu. Zatrzymał się w pewnym momencie i rozejrzał, strzygąc uszami.
Zdawał sobie sprawę, że pustynia nie należy do małych. Ale przeszedł już ładny kawałek, powinien zbliżać się ku granicy? Nie? Skręcił w złą stronę?
Ciężko mówić o jakichkolwiek dobrych stronach, kiedy nie ma nawet drogi, a wokół tylko piach. Niemniej starał się pilnować, aby góry niezmiennie były po lewej. Jakikolwiek punkt orientacyjny na tym płaskim, piaszczystym terenie.
Zerknął na słońce. Jeszcze trochę i zrobi się zimno. Noce na pustyni są przeraźliwie lodowate. Mógłby próbować wykopać norę, ale piach bardzo szybko by ją zasypał. Potrzebował stabilniejszego gruntu, jeśli chce mieć jakieś miejsce do spania. W miarę możliwości osłonięte i zachowujące choć trochę ciepła.
Po chwili zastanowienia skierował się w stronę drzewek. Jeśli nadal tam będzie równie piaszczysto, przynajmniej wejdzie na gałąź i przenocuje w koronie. W górze bezpieczniej niż na poziomie gruntu. Szczególnie dla samotnego liska, który nie miał przy sobie nic poza własnymi pazurami.
W trakcie drogi rozglądał się uważnie, tworząc już plan działania. Twardszy grunt... W zasadzie nie ma znaczenia twardość, między korzeniami wykopie nieckę tak czy tak. Nad ranem powinna zebrać się w niej woda. Przy odrobinie szczęścia użyje kory do wyłożenia niecki, aby cała wilgoć nie wsiąkła zaraz w piach. Woda pewnie zwabi zwierzęta, kto wie, jeśli los zacznie mu sprzyjać, uda mu się też coś złapać na śniadanie.
Chcąc czy nie, pewne doświadczenie w życiu na Desperacji już posiada. Może nie jest mistrzem przetrwania, ale parę sztuczek opanował przez te lata.
Wciąż strzygł uszami, starając się wyłapać każdy niepokojący dźwięk na swojej drodze ku drzewkom i  krzaczkom.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Im bliżej zagajnika się podeszło, tym bardziej było widać jego rzeczywisty rozmiar. Zwały piach pod łapami powoli zamieniały się w stabilniejszy grunt - wciąż nie typowo leśny, ale o wiele bardziej zwarty i nadający się na podparcie dla zwykłych roślin. Skupisko łysawych krzewów było dość spore i rozciągało się dość daleko na zbocze góry, choć przy szczycie nieco rzedło, odsłaniając skalisty szczyt, przecięty gdzieniegdzie kępkami traw. U samego podnóża rosło sporawe drzewo, jak na okolice pustyni rozmiar miało wręcz imponujący. Między drzewem a pustynią znajdowała się niewielka polanka, porośnięta niską trawą. Okolica wydawała się bardzo spokojna; świergot kilku przesiadujących na konarach drzewa ptaszyn dodawał jej nieco sielankowej atmosfery. Bardziej niepokojące mogły się wydawać zapachy: poza dość oczywistą wonią zieleni dało się wyczuć w powietrzu delikatną krwawą nutkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Trzeba przyznać, że był mile zaskoczony. Twardszy grunt i dość spora połać zieleni dobrze wróżyły w kwestii wykopania schronienia. Niestety, żywa roślinność oznaczała wilgotną glebę, a to nie zapowiada nic innego jak zimno. Co innego skryć się w chłodną norę w czasie parnego dnia, a co innego spędzać w takiej lodowatą, pustynną noc. Będzie musiał przemyśleć, czy opłaca mu się w ogóle kopać. Nie chciał się całkiem wyziębić, nawet pomimo futra. Ospałość spowodowana spadkiem temperatury mogłaby być zgoła niebezpieczna.
Niemniej takie otoczenie sprzyja gromadzeniu wody. Nawet na trawie może osiąść sporo rosy. Zatem odzyskał nieco nadziei w pozyskanie tego życiodajnego płynu. Więcej niż oczekiwał.
A woda, roślinność i świergoczące ptaki na środku pustyni oznaczają jedno - więcej chętnych do skorzystania z dobrodziejstw tego skrawka pseudo-oazy. Utwierdził się w swych domysłach, wyczuwając w powietrzu delikatną woń krwi.
Uniósł pysk, wpierw węsząc w powietrzu, potem przystawił go do ziemi, starając się ustalić, jak świeża jest to jucha i skąd niesie się zapach. Może to tylko resztka posiłku jakiegoś większego drapieżnika? Cóż, nie pogardziłby kawałkiem padliny... Chyba powinien się pospieszyć przed innymi ścierwojadami? Póki co jest spokojnie. Za spokojnie.
Spiął się lekko, zanim postanowił wejść na drzewo. Chciał z góry rozejrzeć się w nadziei, że dostrzeże truchło. Ewentualnie drapieżnika, którego pysk i łapy niedawno zostały schlapane posoką.
A kto wie, może znajdzie tam też jakie gniazdo? Nie pogardziłby jajkami... Bądź pisklakami. Ale zdecydowanie bardziej wolałby jajka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Coraz intensywniejsza woń tak czy owak prowadziła do drzewa. Wspięcie się na nie mogłoby być sporym wyzwaniem, gdyż pierwsze boczne odgałęzienia zaczynały się dopiero półtora metra od poziomu gruntu. Tak czy owak zajęcie wyższej pozycji obserwacyjnej nie było konieczne do zlokalizowania źródła zapachu. Za drzewem, ukryte do tej pory przez gruby pień, znajdowały się poszarpane zwłoki średniego rozmiaru zwierzęcia. Trudno było określić, czym było owo stworzenie, gdyż zostały z niego głównie kości, pokryte jeszcze gdzieniegdzie resztkami miękkiej materii. Cokolwiek tutaj ucztowało, miało nieco za dużą głowę, by dostać się do wszystkich zakamarków zwierzęcego ciała i pozostawiło co nieco jadalnych części, ku uciesze padlinożerców. Po truchle już gdzieniegdzie wędrowały owady. Ślady krwi rozciągały się dalej, w pewnych odstępach barwiąc trawę na ciemną czerwień. Między krzewami prowadziła ścieżynka, może kiedyś wydeptana przez zwierzęta i teraz na powrót przyrośnięta trawą, może wynikająca z naturalnego ułożenia krzewów. Jedno nie ulegało wątpliwości - cokolwiek zjadło swoją ofiarę pod drzewem, udało się tą dróżką, w lewo i w górę zbocza. A stamtąd, co porządne ucho było już w stanie wychwycić, dobiegał dźwięk płynącej wody.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Truchło. Toż to prawie jak prezent na tym jałowym pustkowiu. A dobiegający z oddali szum wody? Ha! Prawdziwa oaza. Trafiło się i ślepej kurze ziarno, Kesil zupełnie przypadkiem trafił na istny raj, tak pożądany przez każdego Desperata.
Szczególnie chyba przez obecnego lokatora, biorąc pod uwagę ogrom mięsa, jaki został pożarty. Cokolwiek to było, musiało być bardzo głodne. I niedokładne w swoich działaniach. Lis - niewątpliwie spory jak na przedstawiciela swojego gatunku ale nadal mniejszy od poprzedniego ucztującego - zdołał dorwać kilka ochłapów. Nie przejmował się muchami, wszak nie pierwszy raz ucieka się do roli padlinożercy. Na tym świecie się nie wybiera ani nie daj Boże wybrzydza - jest jedzenie, to się łapie, ile się zdoła. Nigdy nie wiesz, kiedy los ześle kolejny posiłek i jak długo będziesz musiał pościć.
Strzygąc uszami pilnował otoczenia, aby nic go nie zaszło znienacka, kiedy będzie zajęty ścierwem. Słuch miał naprawdę dobry, lisy wykształciły go w ciągu tysięcy lat ewolucji. Kesil jedynie owy ukradł w czasie mutacji, ale... To osobna historia, którą na tej moment wypada pominąć.
Warto skupić się na szumiącej wodzie. Mięsa nie było tyle, aby się najadł, ale ta odrobina powinna starczyć na najbliższe parę godzin. Za to woda... Wody potrzebował o wiele mocniej. Ostatni raz pił zbyt dawno, by to można było uznać za bezpieczne, szczególnie będąc na pustyni. Niemniej prowadzące między krzaczki, krwawe ślady nie zachęcały do wycieczek w tamtą stronę. Cokolwiek tu ucztowało, zapewne też pomyślało o ugaszeniu pragnienia. Czy zdążyło się najeść na tyle, aby pogardzić polowaniem na lisa?
Gdyby był człowiekiem, zagryzłby wargę, ale w obecnej sytuacji mógł tylko w podenerwowaniu drobić łapkami w miejscu. Pomijając inne kwestie, to było bardzo miłe, aby dotknąć poduszkami soczystej trawy po tylu godzinach marszu na piachu... Ale samo chodzenie w miejscu mu nie pomoże. Spięty, z nosem nisko przy ziemi i uszami na sztorc, ostrożnie spróbował podejść, aby przekonać się, gdzie znajduje się druga bestia. Starał się wykorzystać krzaki, coby go choć trochę przysłoniły przed oczami przeciwnika.
Miał szczerą nadzieję, że jednak nic tam nie było... A jeśli już, to spało po posiłku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nic nie przeszkodziło liskowi w konsumpcji resztek po większym drapieżcy. Nie zagrażała mu też konkurencja ze strony innych większych zwierząt; nie licząc owadów, kilku ptaków i wciąż niezidentyfikowanego łowcy był jedynym żywym stworzeniem w najbliższej okolicy. W truchle nie pozostało bardzo dużo mięsa, ale lisi pyszczek był w stanie wcisnąć się w miejsca, w które poprzedni ucztujący już nie dotarł. Dzięki temu posiłkowi przez najbliższe kilka godzin nie powinien mu grozić uporczywy głód.
Otoczona krzewami ścieżka pięła się w górę. Rośliny liściaste szybko ustąpiły miejsca iglakom, niskim i solidnie wczepionym w glebę. Wciąż jednak były na tyle duże, że w większości były w stanie zasłonić podążającego śladami krwi Kesila. Minęło pięć, może dziesięć minut, gdy coraz rzadsze, zanikające wręcz poszlaki doprowadziły wymordowanego na otwartą przestrzeń. Przed nim rozciągał się niewielki górski stawek, otoczony głównie kamieniami z jasnozielonym porostem. Na drugim skraju jeziorka dało się dostrzec spływający z wyższej partii góry strumień, który nieopodal opuszczał zbiornik w stronę przeciwną. Przy dużym, wystającym z tafli wody kamieniu spało ogromne zwierzę, wyraźnie odcinające się od otoczenia. Przy imponującej grzywie o barwie śniegu nie dało się nie zorientować, że ma się do czynienia z samcem lwa nemejskiego. Biała sierść wciąż nosiła ślady krwi po niedawnej uczcie, a więc to on musiał odpowiadać za polowanie.
Kiedy Kesil pojawił się na polance, musiał trącić przypadkiem któryś z krzewów. Szelest wystarczył, by zbudzić drapieżnika; uchylił leniwie oczy i nie poruszając się ani o milimetr wbił spojrzenie w znajdującego się po drugiej stronie stawu lisa. Nie wykazywał oznak zdenerwowana, ale z pewnością zauważył towarzystwo i nie tracił czujności.


Rysunek poglądowy (skala nie została zachowana)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mając tyle łap czasem ciężko nad wszystkimi zapanować. A to był okropny moment na niezdarność. Przyłapany, spiął się i zamarł. Przez moment można było wahać się, czy nadal żyje, czy lew zdążył go spetryfikować spojrzeniem. Prawdą jednak było, że lekko zdjął go strach. Kesil nie należał go najodważniejszych stworzeń na tym świecie. Wręcz przeciwnie, parał się kolokwialnie rzecz ujętym spierdalacyzmem ilekroć sprawy przybrały nieodpowiedni obrót. Nieważne czy to atak, czy trudny wybór moralny, można być więcej niż pewnym, że ucieczka będzie pierwszym, co przyjdzie mu na myśl w nieprzychylnej sytuacji.
Teraz też by chętnie się wycofał, niemniej potrzebował wody. Oblizał dokładnie pysk z resztek krwi i po dłuższej chwili zaryzykował postawić krok. Spoglądał na lwa, aby przekonać się, czy nie odbierze tego nie odpowiednio. Jeśli nie, postawił następny. Kolejny zapewne też. Kroczek po kroczku, zamierzając podejść do brzegu.
Lew nie wyglądał na złego czy specjalnie agresywnego. Nie wspominając o tym, że dzieliła ich spora odległość. Niemniej był... wielki. Nawet z drugiego brzegu stawu lis widział jego ogrom. Potężne i majestatyczne bydlę. Zachodzące Słoce oświetlało jego sylwetkę, wydobywając zarys imponujących mięśni i ogromnych łap, zdolnych powalić większość przeciwników.
Kogo taka bestia mogła się obawiać? Lis, jakkolwiek spory, nie był dla takiego potwora zagrożeniem. Zapewne stopniem zirytowania tylko trochę przewyższał brzęczącą muchę. Wobec tego miał spore nadzieje, że uda mu się napić bez problemów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kesil wciąż się przybliżał, a lew w gruncie rzeczy wyglądał na niewzruszonego. Wyrwany z poobiedniej drzemki, najwyraźniej wciąż był nieco ociężały po obfitym posiłku. Przyglądał się nowej postaci nie spuszczając z niej wzroku, jednak nie zareagował w żaden inny sposób. Wymordowany mógł bez obaw podejść do brzegu i zaspokoić pragnienie. Kilka maleńkich rybek pierzchło głębiej w toń.
Po kilku minutach bestia podniosła się i stanęła na solidnych łapach, ukazując się w jeszcze bardziej majestatycznej postaci. Niespiesznie okrążył prawy brzeg jeziorka, zatrzymując się nie więcej niż sześć metrów od lisa. Wyglądał teraz o wiele mniej spokojnie i przyjaźnie. Przyczyny nie było trudno się domyślić; miejsce, na którym stał, zapewne upatrzył sobie na nocne legowisko. Nie zamierzał pewnie przesypiać do rana na kamieniu, niewielki trawiasty obszar osłonięty krzewami i górskim zboczem musiał sobie bardziej upodobać. Jedyną dla niego przeszkodą okazywał się niespodziewany gość, którego teraz należało się pozbyć. Z gardła olbrzyma wydobyło się ostrzegawcze warknięcie. Słońce miało lada moment skryć się za horyzontem, toteż każda żywa istota powinna pomyśleć o swoim własnym noclegu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był niesamowicie zadowolony, że może spokojnie się napić. Przez moment rozmyślał nawet nad złapaniem kilku rybek, ale moczenie się tuż przed zimną, pustynną nocą to raczej zły pomysł. Jakkolwiek by nie uwielbiał pływać, przede wszystkim lubił, kiedy było mu ciepło. Przetrwanie do świtu bez wychłodzenia się stanowiło w tym momencie priorytet.
Uniósł pysk, zauważając poruszenie. Lwu widać znudziło się już leżenie na nagrzanej skale. Może po prostu ostygła? Albo bestii zrobiło się twardo. Cokolwiek umotywowało ten ruch, lis spiął się.
Był psowatym, lew zaś wielkim kotem. Tu zawsze istniał nieprzyjemny konflikt i problemy z komunikacją. Ale tym wyjątkowym razem przekaz był aż nazbyt jasny - znikaj z mojego miejsca.
Ani myślał protestować. Może i bywał nierozważny, ale nie aż tak, by stawać na drodze półtonowej bestii, która właśnie idzie wybrać sobie wygodne miejsce do spania. Odszedł bardzo szybko, kładąc uszy po sobie i unikając patrzenia lwu w oczy. Nie oddalał się jednak zbyt mocno. Zależało mu, aby trzymać się nieopodal stworzenia. Z jednego bardzo ważnego powodu - lew nie wydawał się agresywny, ale inne bestie o tym nie wiedziały. Sama jego obecność zapewne odstraszała te mniej inteligentne potwory, a te bardziej zapewne również trzymały się na stosowną odległość. Kesil zobaczył w tym swoją szansę. Wystarczy, aby ułożył się w odległości kilku metrów od lwa, by zapewniło mu to w miarę spokojną noc, bez żadnych niespodziewanych gości. Tylko czy kot na to pozwoli?
Zachowując stosowny dystans, cierpliwie czekał aż olbrzym się wygodnie ułoży. Dopiero po tym spróbował się zbliżyć. Powoli i ostrożnie, nisko na łapach i starając się w miarę możliwości jak najbardziej zrozumiale przekazać, że nie jest agresywny. Tak, aby nie wyglądać dla bestii na zagrożenie czy natręta. Jeśli lew nie zareagował negatywnie, zapewne usiadł kilka kroków od niego, a potem niespiesznie się położył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lew dotarł na upatrzoną przez siebie pozycję, jednak nie wyglądał na zrelaksowanego. Przymusił lisa do wycofania się, a zagniewanym wzrokiem życzył sobie utrzymać go na dystans. Przez chwilę wpatrywał się w intruza, obserwując uważnie każdy ruch. Gdy ten odsunął się na odpowiednią odległość, dopiero wtedy większy drapieżnik zaczął się mościć do snu. Ułożył się wygodnie i oparł łeb, ale wciąż nie zasypiał. Odszukał spojrzeniem Kesila i obserwował uważnie, czy mniejsze stworzenie przypadkiem nie pozwoli sobie na zbyt wiele. Drgnął nieznacznie, gdy wymordowany zaczął się przybliżać. Uniósł odrobinę łeb i przyglądał się, mierząc zbliżającego się osobnika bez mrugnięcia okiem. Z każdym centymetrem ubywającej z odległości między nimi, lew wyglądał na coraz bardziej niezadowolonego. Gdy jednak jego natrętny towarzysz zatrzymał się, z gardła grzywiastego olbrzyma wydobył się gardłowy pomruk. Trudno było zinterpretować, czy był to wyraz niezadowolenia, czy też bestia informowała wszystko mi jedno, jeśli będę chciał, to cię rozszarpię. Upewniwszy się, że lis pozostaje na swoim miejscu, dopiero pozwolił sobie na ułożenie głowy i zamknięcie oczu. Choć obecność innego stworzenia nie była dla olbrzyma zbyt radosnym zjawiskiem, koniec końców nie stanowiła też zbyt wielkiego zagrożenia.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

I tak to się właśnie robi, frajerzy! [Kesil] Y5z8TX9

Nie dalej jak trzy tygodnie później, w tej samej okolicy.
Warto było wrócić w góry, to nie ulegało wątpliwości. Jak się okazało, przy odrobinie zręczności i sprytu można się tu było nieźle najeść, a przed większymi drapieżnikami - schować w gęstych górskich krzewach. Był to dobry przystanek podczas dłuższych wędrówek i nie ma się co dziwić, że wymordowanemu znów zdarzyło się minąć ową okolicę. Nawet polowanie na niewielkiego gryzonia zakończyło się sukcesem, dzięki czemu lis nie musiał się martwić o śmierć głodową. Jak wiadomo, po posiłku miło byłoby zaspokoić także pragnienie, a przecież doskonale pamiętał położenie jeziorka i wpadającego doń strumienia. Bez problemu trafił do tej części potoku, która wypływała ze zbiornika w dół zbocza. Nie zdążył jednak nawet powąchać wody, kiedy od strony jeziorka dotarły do jego uszu niepokojące odgłosy. Najpierw rozległ się donośny skrzek jakiegoś ptaka, później lwi ryk, a następnie oba te dźwięki zaczęły mieszać się ze sobą oraz z oznakami poważnej szarpaniny. W chwilę później ogromne ptaszysko wzbiło się w powietrze, w szponach trzymając spory, bliżej niezidentyfikowany kawał padliny. Powietrze przeciął tryumfalny wrzask złodzieja, zaś po nim rozległ się słaby, zbolały pomruk kotowatego. Wystarczyło spojrzeć w tamtą stronę, by zobaczyć, jak niegdyś śnieżnobiały, a teraz bardziej ciemnoczerwony lew ledwie przeczołguje się przez strumień, a po chwili znika za osłaniającymi jezioro krzewami. Jedna z tylnych łap zwisała bezładnie, szurając tylko po kamieniach za swoim utykającym właścicielem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach