Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 04.02.18 14:06  •  Chata Pride [Desperacka apteka] - Page 4 Empty Re: Chata Pride [Desperacka apteka]
Skwitował jego zachowanie sardonicznym, szkaradnym, ukształtowanym na popękanych wargach uśmiechem.
Widzę, że szybko łapiesz zasady gry — pochwalił go, ledwo czując ciężar ciała lekarza, którego koścista budowa wżynała się w jego prawy bok. Poklepał go ostrzegawczo po policzku, zamykając w mocnym uścisku rękę, która uderzyła go w pośladek, by zasygnalizować mu tym samym, że nie jest na pozycji dyktowania warunków. — Yury, mam na imię Yury — przedstawił się, łapiąc w zęby skrawek skóry Pride'a, która znalazła się w jego zasięgu, kiedy opuścili próg baru i wmieszali się w tłum Desperatów.


Otworzył leniwie oko i ziewnął przeciągle, przez chwilę analizując miejsce swojego pobytu z wyraźnym niezrozumieniem wymalowanym na udekorowanej zmarszczkami twarzy, ale kiedy dostrzegł rozsypane na poduszce jasne włosy, jego senny umysł zaczął łączyć ze sobą fakty. Przypomniał sobie wydarzenia z nocy. Obnażył zęby w niebezpiecznym uśmiechu, zerkając kątem oka na wtulonego w swoje ramię ćpuna, który szybko odleciał w objęciach narkotyku. Otarł kciukiem ślinę z kącika jego ust i sięgnął po paczkę fajek, odłożoną na spróchniały, koślawy mebel, pełniący rolę szafki nocnej, by mieć ją w zasięgu zaraz po otwarciu oka. Od paru lat była to pierwsza czynność wykonywana przez niego zaraz po przebudzeniu i nie miał zamiaru rezygnować z niej nawet w towarzystwie swojej nowej własności. Włożył sobie poranną dawkę nikotyny do ust i zapalił, zaciągając się z lubieżnością, a kartonowe pudełko odstawił na wyżarty przez zmutowane korniki blat.
Trzymając papierosa między zębami, dźwignął się na łokciach i usiadł, przez chwilę zadowalając się dymem, który systematycznie wypełniał jego płuca, aż w końcu zainteresował się śpiącym, mamroczącym przez sen ćpunem.
Zerwał z niego kołdrę, a raczej płachtę długiej szmaty i przebiegł wzrokiem po nagim, kościstym ciele, zahaczył nim najpierw o wystające barki, potem widoczne pod ochłapami skóry żebra. Uśmiechnął się drapieżnie pod nosem, po czym usiadł pomiędzy rozchylonymi nogami, zaś nadgarstki oparł po obu stronach jego głowy, pochylając się nad nim. Połaskotał jego skórę ciepłym oddechem i kosmykami czarnych, trochę przetłuszczonych już włosów, muskając go najpierw w krzywiznę szczęki, a potem zaciskając zęby na dolnej wardze i dociskające ją do swoich ust w charakterze szorstkiego pocałunku. Złapał jedną z dłoni mocno za jego gardło, zahaczając palcami boleśnie o skórę, ale jednocześnie zadbał o to, by nie odciąć mu do pływu powietrza. Zaciągnął się kolejny raz, dmuchając mu dymem prosto w blady policzek.
Nie musiałbym używać dużo siły do złamania cię w pół — wycharczał mu w ucho, nadgryzając jego płatek, niby to w formie żartu, lecz pobrzmiewała w tym jednym zdaniu groźba. Druga ręka, zimna, metalowa, powędrowała w kierunku prawego pośladka. Skonfrontowała się z rozgrzaną skórą i zatrzymała się dopiero na kości biodrowej. Ochota, by go znów posiąść, wypełniła go jak dym mały, obskurny pokoik.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 14:07  •  Chata Pride [Desperacka apteka] - Page 4 Empty Re: Chata Pride [Desperacka apteka]
 Ta noc okazała się być jedną z dłuższych w jego życiu. Oddając się Yury'emu zatracił poczucie czasu, a kiedy do jego krwiobiegu trafiła uzależniająca substancja, świat na chwilę zatrzymał się w miejscu.
 Obudził się w momencie zarejestrowania zachrypniętego głosu najemnika, który brzmiał z samego rana niczym tarka. Uszy niemiłosiernie zabolały, jak gdyby dźwięk kościelnych dzwonów brzęczał mu nad uchem.
 Nie uchylił powiek od razu. Pozwolił sobie przyzwyczaić do niekomfortowej i miało codziennej sytuacji. Kołdra odsłoniła jego szczupłe ciało, które ozdobione w siniaki i ugryzienia uwieczniało pamiętną noc.
Czujny sen zmieszany z opadającym upojeniem narkotykowym, nie pozwalał mu na głęboki sen przy boku obcej osoby. Zwłaszcza, że ta pragnęła go zabić.
 Uchylił powieki, dopiero w momencie kiedy zimna ręka Wiecznego, zacisnęła się na szczupłej szyi lekarza. Spojrzał na obdrapaną ścianę, a ból głowy stał się jeszcze bardziej nieznośny. Jego ciało buntowało się ze względu na na zbyt częste spożywanie opiatów. Musiał zrobić przerwę. Musiał odpocząć. Zregenerować się.
Pewnie coś w tym jest.
Wychrypiał,  kątem oka zerkając na niego.
Ale tego nie zrobisz.
Nadmierna pewność. Skąd się brała? Czy mógł powiedzieć cokolwiek o Yurym?
Nie. Nie wiedział o nim nic, lecz intuicja podpowiadała mu, że to nie jest jeszcze jego czas.
Poczuł dłoń na swoim pośladki. Uśmiechnął się nikle pod nosem, prychając cicho rozbawiony.
Popędy. Zwykłe, pierwotne popędy. Czy się dziwił? Nie. Czy spodziewał się czegoś innego? Nie. Więc skąd te rozbawienie, kiedy silna ręka mocniej owinęła się wokół szyi? Odpowiedź nasuwała się sama. Ponownie ta sama. Nadmierna pewność.
Lekarz szybko zauważył w nocy, co ten lubi i jak zagrać na instrumencie, aby właściciel wydał pożądane dźwięki. Potwierdzenie tezy otrzymał nawet teraz, z rana.
No dalej zrób to, Yury.
Cofnął jego dłoń i mimo bólu mięśni, zepchnął go na bok (z wysiłkiem, bo z wysiłkiem), by siąść na nim okrakiem. Pochylił się nad najemnikiem wargami błądził po płatku ucha. Dłoń przesunęła się po klatce piersiowej, lekko ją zadrapując i wolno przesuwając nią  na brzuch. Ciało czterdziestoletniego mężczyzny było niezwykle sprężyste i zadbane. Dopiero teraz się mógł dokładnej przyjrzeć i to co widział, odpowiadało mu. Niestety.
Chcesz mnie zabić czy może...
Zawiesił na chwilę głos.
Zrobić ze mną coś innego?
Jawna prowokacja. Gad zabrał ze stołu karty jakie mu rzucony i zagrał nimi najlepiej jak się dało. Ryzykował wiele, jednak ta partia miała decydujące znaczenie dla jego pozycji. Musiał znać zamiary Smoka. W innym przypadku należałoby szybko uciekać,  a w innym mógł zostać z nim... na dłużej.
Dłoń zsunęła się niżej, na podbrzusze niby to zaczepnie zahaczając palcami o jego przyrodzenie. Owiał gorącym oddechem ucho Wiecznego, zagryzając na nim ostre zęby.
Czas wstawać. Badanie czeka.
I tyle. Zero dalszej zabawy. Z zadziornym uśmiechem na ustach wstał z niego i udał się w stronę bali z wodą. Kiedy znalazł się za podziurawionym parawanem zgiął się w pół, łapiąc palcami za krawędź och wanny.
 Ból. Czuł ogromny, rozrywający ból. Mięśnie płonęły, a on poczuł ogromną ochotę zrzygania się.
 Nikt nie mógł oglądać w tym stanie.
 Nikt.
 Wszedł do wody, wiedząc że ta da chwilowe ukojenie. Zanurzył się cały, a spięte mięśnie odetchnęły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 14:11  •  Chata Pride [Desperacka apteka] - Page 4 Empty Re: Chata Pride [Desperacka apteka]

Wylądował plecami na twardym, cuchnącym potem i spermą materacu, pozwalając gadowi na ten manewr z głębokim obnażającym pożółkłe przez tytoń zęby uśmiechem. Ekspresja ta uwydatniła zmarszczki w okolicy kącików ust i pod oczami, lecz ich właściciel nie przejął się tym zabiegiem, który był wynikiem nieuniknionego dla niego procesu starzenia. Ręka Pride'a z wyjątkową zręcznością prześlizgiwały się po jego skórze, badającą ją centymetr po centymetrze. Opuszki zahaczały o chropowate powierzchnie w postaci różnych - większych lub mniejszych blizn rozsypanych po całej rozciągłości klatki piersiowej biomecha. Wędrował nimi także po pomarszczonej skórze, ulokowanej po prawej stronie ciała, paskudną pamiątką po oparzeniu. Zachłysnął się powietrzem w próbie zaczerpnięcia oddechu.
Jego nowy dobytek był precyzyjny i utalentowany w zakresie pieszczenia obcej skóry.
Masz w tym sporo doświadczenia, co? — zakpił. Jego ręką zabłądziła do pośladka ćpunka. Masował tą gładką, niczym tyłek niemowlęcia, skórę, precyzyjnie, jak masażysta. Wtarł w nią pozostałości po białej substancji, która zalała parokrotnie wnętrze Pride'a w akompaniamencie jego westchnień, jęków, a także rozdzierających gardło krzyków, które były balsamem dla uszu biomecha. Dbał o swoje ciało, a przynajmniej nie usiadł na laurach, kiedy z hukiem i fajerwerkami stracił status wojskowego na rzecz śmierci Kido Araty, który umarł w sławie i chwale na cmentarzu w otoczeniu honorowego żargonu i zbędnych tytułów. Martwy był na nie zobojętniały. Trenował je w każdej wolnej chwili. Seks z lekarzem też był rodzajem ćwiczeń sprawnościowych.
Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to parę minut temu — stwierdził, szepcząc te słowa przeciągłym, chrapliwym pomrukiem. Nie chciał go zabijać. Nie teraz, nie w tym momencie, nie w tej chwili. Drażnił go z premedytacją, aby zapoznać się z jego reakcjami na tego typu zaczepki, jednakże nie wykluczone, że kiedyś, w akcie niekontrolowanej wściekłości, skonfrontuje jego głowę mocno i boleśnie ze ścianą, tymże sposobem łamiąc mu czaszkę, a nawet kark. Doprowadzi tym do wewnętrznego krwotoku i uśmierci go w najmniej spektakularny sposób. Pride musiał uważać, aby nie podrażnić nadwyrężonej struktur układu nerwowego kochanka. siniaki i rozcięcia rozsypane na jego skórze były doskonałym dowodem na to, że ciało, które wiło się pod nim w rozkosznym spazmach przyjemności i bólu, było całkowicie podatne na jego silne palce i ramiona. Kruchy jak lalka z porcelany.
Głębokie, gardłowo westchnienia padło z zaciśniętych w ciasną linię popękanych warg biomecha, kiedy to długie palce z gracją podrażniły jego przyrodzenie – był w tej dziedzinie wirtuozem. Swoimi umiejętnościami dorównywał niejednej dziwce, praktykującej ten zawód od kilkunastu lat, a więc zabicie go byłoby zmarnowaniem potencjału tych zwinnych rąk i dorównującym im umiejętnościom ust, który zostały udowodnione w nocy, gdyż umiejętnie operował językiem, zlizując prochy z stwardniałej męskości Wiecznego.
Zdemaskował jego zamiary, ale nie zatrzymał go. Jedynie patrzył, z jakimś nieprzenikliwym niepocieszeniem błąkającym się w poszerzyłam oko, jak ta mała łajza schodzi z jego bioder i wstaje, aby najprawdopodobniej odkryć ból dolnych partii.
Ej, złotko, po chuj zasłaniasz mi widoki, jaki i tak widziałem cię od dupy strony — mruknął leniwie, śledząc zgrabny tyłek Pride'a do momentu, aż ten zniknął, ku jego najgłębszemu rozczarowaniu, pod prowizorycznym parawanem skonstruowanym z drutów i podziurawionych szmat.
Zaciskając flirt między zębami, skonsultował nogi z posadzką - ta ludzka natychmiast wyłapała chłód desek, bo w końcu chatka przez całą noc nie była ogrzewana; ogrzewała ich natomiast ciepłota rozpalonych przez podniecnie ciał. Kiedy stopy biomecha naparły mocniej na posadzkę, ta zaskrzypiała pod ich ciężarami, a w lewą wbiła się drzazga. Zaklął cicho pod nosem, obdarzając pogardliwym spojrzeniem porozrzucane ubrania, ale nie pochylił się, aby skompletować swoją garderobą. Nie dbając o ciszę, podszedł do wydzielonego obszaru pomieszczenia, który pełnił rolę łazienki i pociągnął z szmatą, niemalże psując konstrukcję zasłony. Bez słowa złapał ćpuna mocno za kark i pociągnął ku sobie, wyżynając twarde płytki paznokcie w skórę. Krew wymieszała się z brudem, który pod nimi zalegał, ale całkowicie to zignorował. Po chwili wypuścił go z tego brutalnego uścisku.
Nie drażnij mnie — warknął, przyciskając szorstkie wargi do odpowiedniczek medyka. Pocałował go brutalnie i niecierpliwie. — Często oddajesz się za prochy? — zapytał niby to zaczepnie, ale w tonie wypowiedzianych przez niego słów czaiła się groźba. Wyrwał mu z ręki namiastkę gołąbki, a z drugiej kostkę mydła. Otarł jej powierzchnie o ten rzadki towar na Desperacji i przycisnął ją mocno do pleców Pride’a, niemalże do krwi. Zjechał nią niżej, szorując ten martwy punkt na ciele, do którego najprawdopodobniej nie sięgnąłby ta wyćwiczona i wprawiona w bojach ręką. Druga, wolna, niemechaniczna, sunęła wzdłuż jego ramienia, zatrzymując się na kości biodrowej. Zacisnął tam palce. — Tylko mi możesz płacić w naturze. Inaczej nogi z dupy ci porywam — wyszeptał i nie żartował. Pride musiał zdać sobie z tego sprawę.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 14:12  •  Chata Pride [Desperacka apteka] - Page 4 Empty Re: Chata Pride [Desperacka apteka]
 Pride badał grunt, sprawdzał jak daleko może się posunąć w swojej pozycji. Wiedział, że nie znajduje się zbyt wysoko na liście osób niezagrożonych, ba! Znali się raptem kilka chwil, nie oczekiwał niczego, jednak musiał mieć pewność, że jego żywot nie jest zagrożony na tyle, aby mógł chociaż na chwilę zmrużyć oko przy najemniku.
Trochę żyję na tym świecie, Yury.
 Schował się w swojej prowizorycznej łazience, pozostawiając Yury'ego samego. Zauważył cień zawodu w jego oku, ale to niestety mu się spodobało. Liczył, że pójdzie za nim, ale jednoczenie wolałby, aby tego nie robił. Ból w dolnych partiach ciała dawał się niesamowicie we znaki i z trudem wpakował się do bali z wodą. Odchylił głowę na krawędź, a migające mu przed oczami fragmenty z upojnej nocy powodowały przyjemne dreszcze podniecenia. Zagryzł wargę i parsknął do siebie.
Szybko się reflektował kiedy usłyszał ciężkie, zbliżające się w jego stronę kroki.
 Taran się zbliżał. Nie zdążył nawet uchylić oczu, kiedy silna dłoń zacisnęła się na szczupłej szyi lekarza, mocno wbijając przydługie paznokcie.
Syknął z bólu. Nie spodobało mu się to, jednak nie miał jak zaprotestować, gdyż szorstkie wargi Wiecznego połączył się z jego własnymi. Pod wpływem chwili i lekkiego podniecenia, oddał mu pocałunek, zaczepnie przesuwając na koniec czubkiem języka po dolnej wardze kochanka.
Wiem, że nie miałbym szans w starciu z tobą, Yury, jestem tego świadom.
Mruknął w jego usta, wcześniej nie odpowiadając na jego pytanie. Uznał, że teraz była właściwsza pora. Połechtanie ego Wiecznego miało na celu, złagodzenie jego brutalności. Na ile się to sprawdziło, miało to się okazać.
 Obserwował reakcję najemnika, zauważając jego nieporadne próby mycia go. Szorował go zbyt mocno, jednak nie komentował tego. Nie zamierzał grymasić, zwłaszcza kiedy biomech posuwał się do prawie ludzkich odruchów. Zaśmiał się wewnętrznie, gdyż ten widok zapewne nie był spotykanym wśród jego współtowarzyszy.
Nie, nie oddaje się za prochy. Nie oddaję się wcale. Nie byle komu, więc doceń to jaki zaszczyt cię kopnął.
Rzucił, odwracając głowę w jego stronę. Przyjrzał się widocznym zmarszczkom na jego twarzy. Przesunął palcami po kurzej łapce tuż przy zewnętrznym kąciku oka. Starość. Po nim nawet nie było widać tej wiekowości. Uroki bycia wymordowanym.
Zaborczy jesteś.
Stwierdził. Nie zamierzał go zapewniać o swojej lojalności czy wierności, bo sam nie był pewien czy w będzie wstanie ją zachować. Pride nie obowiązywały zasady. Nie należał do nikogo. Yury pomimo swojej siły, nie mógł na nim tego wymusić. Oczywiście prawdą było, że lekarz nie sypiał byle z kim, dlatego też dużym prawdopodobieństwem było, że mógł względnie zachować przyzwoitość w stosunku do Wiecznego.
Bez nóg przestanę być atrakcyjny. Nie uważasz?
Zaśmiał się perliście, trochę prowokacyjnie i jednocześnie zaczepnie. Droczył się z nim, jednak domyślał się, że oddziela go cienka granica od gniewu biomecha.
 Wyłożył się wygodniej w balii, prostując nogi. Oparł pięty na drugiej krawędzi wanny, mając lekko ugiętą lewą nogę w kolanie.
Tylko tobie mogę płacić w naturze? Ciekawe.
Zadziorny uśmieszek wkradł się ponownie na jego obolałe, pogryzione przez Wiecznego wargi.
Zamierzasz się też umyć czy tylko na mnie gapić?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 14:13  •  Chata Pride [Desperacka apteka] - Page 4 Empty Re: Chata Pride [Desperacka apteka]
Nie miał zamiaru zabijać Pride'a. Nie na tej stopie znajomości. Na tym etapie czerpał z niej za dużo frajdy, a lekarz nie był wymagającym towarem. Trochę prochów, komplementów, gróźb i agresywnych menerów. Jego organizm był jak instrument. Drażniąc wrażliwe na dotyk partię, mógł niemal bez wysiłkowo wymusić na farmaceucie pożądane relacje, w tym podniecenie, a jego nowy obiekt erotycznych zabaw nie upierał się przed takowymi, również czerpiąc przyjemności z serwowanych mu pieszczot. Pod tym względem dogadywali się perfekcyjnie.
Testujesz mnie? — zapytał z wyraźnym rozbawieniem. — Ależ nie ma takie potrzeby. Dopóki się starasz, nic ci nie grozi. — Poklepał go po policzku, chcąc go o tym zapewnić. Yury nie miał zamiaru go karać za dobre sprawowanie, ale wszystko w tej materii zależało właśnie od dobrej woli kochanka. — Dopóki mi staje, przeżyjesz  — zapewnił go, zaciskając władczo mechaniczną dłoń na jego prawym pośladku, na którym zapewne powstanie sinika. Przysunął go brutalnie ku sobie. —  Musisz być tylko wierny i oddany swojej misji — zapewnił go, znów konfrontując swoje szorstkie usta z tymi, które były wykrzywiony niby to w rozbawionym grymasie. Przedłużył pocałunek, aż do momentu, kiedy skończył im się obu tlen i musieli uzupełnić jego zapasy.
Pochlebiasz mi, ale… — Parsknął z rozbawieniem, ale zanim dokończył zaczętą wypowiedź, zacisnął zęby na jego szyi, szarpiąc za nią, aż w końcu pojawiły się na niej krwawe punkciki. — Przecież poszedłeś ze mną do łóżka za woreczek magicznego, białego proszku.
Zahaczył palcami o jego męskość. Objął ją czule ręką i niemalże od razu go rozluźnił, drażniąc się. Seks polegał na braniu i dawaniu, a jeśli Pride będzie grzecznym chłopcem, to może Yury w nagrodę za oddanie zaopiekuje się tym małym urządzeniem między jego zgrabnym nogami.
Nie, wcale nie  zapewnił go. Wtarł w gąbkę kolejną porcję mydła, po czym odłożył kostkę na podłogę, aby ta nie skonfrontowała się z wodą. Wsunął miękki przedmiot między jego uda, wolną dłoń zaciskając na krawędzi wanny. Szorstkie usta skonfrontowały się z ramieniem, potem barkiem. Zaczepił językiem brodawkę i sunął nim niżej, zostawiając na skórze ślady po swoich zębach w postaci zaczerwienionych plam.  Z wyczuciem pieścił jego skórę  w okolicy krocza, wcierając w nią  mydliny. — Bez nóg nie spierdolisz — podsunął, odrywając usta od mokrego pępka. Zerknął mu w oczy, uśmiechając się przy tym prowokacyjnie — Przykuję cię do łóżka i otoczą cię opieką - wyszeptał, mrugając do niego ostentacyjnie.
Kiedy Pride wyłożył się wygodnie w bali, biomech wycofał dłoń i przestał szorować jego zmęczone po nocy ciało. Patrzył na niego z góry, zbliżając się odrobinę, tak, by jego przyrodzenie mogło zawisnąć na poziomie drapieżnych oczu ćpuna. W pierwszej chwili miał ochotę wepchnąć mu penisa do ust w ramach uciszenia go, ale ta ochota szybko minęła.
Jestem zaborczy, przecież wiesz — stwierdził, z zadziornym uśmiechem na ustach. — Nie lubię się dzielić  — pochylił się nad nim, szepcząc mu te słówka do ucha, po czym, w ramach odpowiedzi na jego pytanie, usiadł w wodzie, zarzucając nogi Pride na swoje barki. Mechaniczną oparł o ściankę bali, aby jej przesadnie nie przemoczyć, gdyż mogło dojść do nieprzyjemnych w skutkach konsekwencji.
Opłukał wodą najpierw twarz, potem szyję i kark. Przeczesał mokrymi palcami włosy, które na skutek tego zabiegu stały się wilgotne i jego wzrok znów spoczął na Wymordowanym.
Przydałaby się większa wanna — stwierdził,. W tej było mu ciasno. Potrzebował przestrzeni, aby w należyty sposób zając się gadem. Sięgnął ponownie po gołąbkę, którą odłożył na niewielką, przybitą do ściany półkę i oczyścił nią stopę u prawej nogi Pride’a, a potem zaczął nią snuć wzdłuż jej długości, zatrzymując w okolicy kolana.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 14:14  •  Chata Pride [Desperacka apteka] - Page 4 Empty Re: Chata Pride [Desperacka apteka]
 Roześmiał się. Yury naprawdę potrafił wywołać w nim rozbawienie. Spojrzał na biomecha z nutką rozczulenia.
To chyba oczywiste, że cię testuje, Yury. Odkąd się poznaliśmy sprawdzam twoje granice.
A także swoje.
Staram się? Ja nic nie robię, najemniku.
Wyszeptał nisko ostatnie słowo, niebezpiecznie mrużąc oczy. N ustach czaił się dziwny, zagadkowy uśmiech, po którym ciężko było ocenić myśli krążące po głowie lekarza.
Nie masz pojęcia co cię czeka, Yury.
Jak ci nie będzie stawał łatwo załatwić viagrę, jestem świetnym lekarzem, więc twój penis jest w bezpiecznych rękach.
 Bo jakże mogłoby być inaczej. Pride należał do grona wybitnych specjalistów, a biomech musiał mieć tego świadomość. Jeśli jej jeszcze nie posiadał to zapewne niebawem przekona się o unikalności jego doświadczenia zawodowego, a nie tylko łóżkowego. Blondyn w głowie ułożył idealny plan całej ich znajomości i żaden były wojskowy nie przeszkodzi mu w realizacji tego.
 Przysunął się pod wpływem siły, aniżeli własnej chęci.
Nie wiem, czy mam ochotę być wierny tobie.
Igrał, kolejny raz.  Mruknął gardłowo w jego usta, zasysając się na dolnej wardze kochanka. Spił z niej resztki śliny, która niechcący opuściła ich złączone usta.
Yury...
Roześmiał się z politowaniem. Pokręcił głową, zerkając na kochanka z nutką ironii.
Ja ci wcale nie pochlebiam. Stwierdzam fakty. Byłbym skończonym kretynem, gdybym uważał, że mam przewagę pod względem bojowym, nie uważasz, że byłoby to naiwne z mojej strony? Ja uważam to za brak realnego ocenienia sytuacji. To, że mówię prawdę, nie znaczy, że cię komplementuję.
 Zbliżył się niebezpiecznie w jego stronę, kiedy ten pochylał się nad blondynem. Złapał go mocno, boleśnie za szczękę palcami, a dobry nastrój, łagodność i wszelka pogoda ducha, nagle wyparowała, odsłaniając ciemne, stalowe oczy.
To, że się z tobą pieprzę, to jedynie mój kaprys. Nie muszę ci udowadniać, że jest inaczej. Mógłbym ci wbić pierdolną strzykawkę ze środkiem nasennym w każdej chwili, a ty zasnąłbyś niczym śpiąca królewna, a ja przepadałbym każdą twoją dziurę.
Rzucił gardłowo wprost do jego ucha, aż w końcu ich oczy się spotkały. Wdarł się bezczelny uśmiech na gadzie wargi. Nie obawiał się, że tymi słowami może nagiąć strunę. W końcu biomech doskonale wiedział z jaką kreaturą ma do czynienia i jakim zachowaniem dysponuje.
 Puścił go, nagle zauważając przed oczami jego penisa. Prychnął, jakby to zachowanie było wprost oczywiste, gdyż wynikałoby z ich stażu znajomości. A ten, jak każdy wiedział był niezwykle krótki. Zapewne było, że zachowywali się tak, jakby znali się od kilku lat.
 Odchylił głowę w tył, palcami zaczepnie muskając podsuniętego penisa.
Widzę, że masz tak samo chore fantazję, jak ja.
Oparł wygodnie nogi na jego ramiona, czując jak woda znacznie się uniosła pod wpływem dodatkowego ciała.
Ja również nie lubię, dlatego skoro mamy mieć układ oparty na seksie...
Zawiesił głos na chwilę, zacierając nogi z barków Yury'ego. Zbliżył się do najemnika, siadając na nim okrakiem na tyle ile się dało i pochylił wargi do ucha kochanka.
Żądam wierności w obie strony. Nie będę pieprzyć się z brudasem, który zaliczył jakąś desperacką wpadkę.
Szepnął, zagryzając zęby na płatku ucha byłego wojskowego. Palcami zahaczył o kark, masując wystające kręgi szyjne. Przywarł szczelniej do ciała tymczasowego partnera, łapiąc za stojącą buteleczkę na niewielkiej półce za jego plecami.
Szampon. Wylał niewielką ilość na dłonie, zabierając się za mycie włosów Yury'ego.
Nie spierdol tego, bo nasza przygoda może się szybko skończyć, a byłoby szkoda.


Ostatnio zmieniony przez Pride dnia 05.02.18 10:10, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 14:42  •  Chata Pride [Desperacka apteka] - Page 4 Empty Re: Chata Pride [Desperacka apteka]
Jęk uchylanych, wysmaganych drzwi i zimny przedzierając się wiatr, miał być początkiem tego niesłychanie parszywego dnia. Śnieg wysyłał się na panele, ozdabiając masywne, wysokie za kostkę buty wymordowanego, którego podeszwa naniosła do zdezelowanej chaty kałużę błota i mokrych od wody plam. Ślady psich łap bezceremonialnie podążyły za jego przykładem, jakby właściciel był ich bezwarunkowym autorytetem, nawet w sprawach burzenia ładu czyjegoś mienia.
 Jedno ze zwierząt sięgające pasa szczupłej lisiej sylwetki szczeknęło gardłowo, jakby informowało właściciela  lichej chaty, że trzy wymarznięte brzuchy zamierzają niebawem wyprawić sobie w tej tandetnej chacie niesłychaną ucztę.
 Shay zatrzasnął drzwi. Ostatni lodowaty powiew owiał pomieszczenie i tak wystarczająco zimne jak na standardy jakie zdawał się pamiętać za dawnego życia. Biały puch ozdabiał ramiona Takahiro i całą długość płaszcza, ale najwięcej osiadło go na kapturze, przez który przebijały się delikatne zarysy zwierzęcych, poszarpanych uszu.
 Złote ślepia błysnęły z cienia, a szczupłe, obdarzone w pazury palce zrzuciły skórzane okrycie z głowy. W świetle ledwo migającej świecy, znów zawitała ta okropna morda. Brudna, o twardych zarysach szczęki z szorstkim podbródkiem; znów zaszczyciła blondyna swa szpetotą, wnosząc za sobą mieszankę indywidualnej woni, drażniącej nozdrza jak i zapach mokrej psiej sierści.
 Labrador ruszył lakonicznie do przodu, wąchając zbrukane deski, Seiryu natomiast wciąż stał posłusznie tuż przy nogach Karasawy jakby tylko delikatne drgnięcie jego mięśni miało pozwolić mu na swobodny ruch.
 Takahiro przemierzył pomieszczenie w parę kroków; kolejne brudne ślady, kolejne drobinki śniegu opadające na podłogę.
 Okutana w rękawiczkę dłoń wysunęły się na blat, a pazury pochwyciły stojący na nim trunek. Powieki zmrużyły się, jakby oszacowywał długość czasu z jaką naczynie musiało się borykać i ilość prochów Pride magicznie w nim zawartym.
  — Nie, nie jestem tu, bo zgodziłem się na twoją irracjonalną propozycję. Kurwa, jaki debil pisałaby się na coś takiego z własnej woli — w tonie pobrzmiewało rozbawienie. I tak rozpoczął się monolog Cara. — Nie wiem ile tupetu mieści ja twoja małą główka, ale wiedz, że jeśli pragnąłbyś mnie oskalpować, musiałbym uprzednio pozbawić cię jaj.
 Przysunął butelkę do siebie. Wrzecionowate źrenice uniosły się ponad naczynie, przemierzając puste pomieszczenie. Powieki zmrużyły się. Zauważył zagiętą zasłonkę, która miała osłaniać drewnianą jacuzzio-balę przed wzrokiem nieproszonych ludzi. Wywrócił oczami, dłonią w tym czasie złapał za kurek i wyłamał zakapslowaną zakrętkę. Pazury wślizgnęły się pod metal i przełamały zapieczętowaną barykadę. Kapsel upadł na ziemię. Nie spuszczał z niego wzorku.
  — Jakby kogokolwiek na tym zgniłym odludziu interesowała czyjaś nagość. — wyrzucił z siebie wewnętrzne rozmyślenie; niski, chropowaty ton poniósł się po pomieszczeniu, dokładnie w chwili, kiedy za oknem dmuchnął solidny podmuch wiatru.
  — Wyłaź roszpunko z tej wanny ile do chuja mogę na ciebie czekać?
 Wypił solidnego łyka i oblizał lubieżnie usta. Zmęczenie i ubóstwo. Shay wyglądał niemal jak bezdomny, który jakimś cudem przetrwał zimę stulecia. Oczy miał podkrążone, skórę suchą i szara. Choroba nie szczędziła go, a mimo to odważnie wymierzał słowa jakby tym apodyktycznym tonem miał zatuszować wszelkie niedoskonałości swojego ludzkiego ciała.
  — Rozumiem, że musisz się wypindrzyć… — mówił. Ruszył zamaszystym krokiem w kierunku zasłony. Złapał ją w palce, a szpony nadszarpały materiał. Wystarczyło jedno szarpiecie, jeden ruch, aby  odsłonić to co skrywał lichy, blady materiał. — Ale mógłby—
  Dopiero wtedy dosłyszał słowa Pride’a:
  „Nie spierdol tego, bo nasza przygoda może się szybko skończyć, a byłoby szkoda.”
 Jedna z dłoni zatrzymała się na parawanie, druga trzymała otworzoną butelkę — automatycznie opadła w dół, na wysokość biodra.  To co zobaczył spowodowało, że na męskim pysku Takahiro pokazało się ogłupienie, jednak nie byle jakie. W uszach mu zadzwoniło, jakby miał we łbie wielki sklep, a w nim na wszystkich półkach zegary bijące północ. Otworzył usta i zamknął je, nie mówiąc ani słowa, ale białe ścięgna i wkurwienie w oczach narastały — malowały się jak woskowe ślady na czarnym papierze. Kiedy miał sześć lat, zwędził kiedyś tanią zabawkę z półki w sklepie. Wepchnął wtedy robota do kieszeni i zadowolony, pewnym krokiem ruszył w kierunku wyjścia. Było mu wesoło i był z siebie dumny, że okazał się być taki cwany. Zatrzymała go jednak czyjaś dłoń już w przejściu. Była to sprzedawczyni. Teraz on czuł się jak ekspedientka, która nakrywa kogoś na ukrywaniu nielegalnej rzeczy.
  — No, proszę. — parskał, na ustach pojawił się nerwowy, jadowity uśmiech — lewy kącik wagi mu drżał (było widać na jego twarzy totalne zaskoczenie, informacje, które nie potrafił przyjąć jego sponiewierany mózg). Pazury, które wcześniej trzymały zasłonę zdarły ją z zaczepów — cisnął nią na ziemię. Furia zdominowała jego złote tęczówki. — „Bo nasza przygoda może się szybko skończyć, a byłoby szkoda”? Słońce chyba wypaliło twoje gałki oczne, bo pojebały ci się kierunki, chuju. — Tu skierował słowa do czarnowłosego skurwysyna.
 Poczuł jak żołądek zsuwa się gdzieś w dół brzucha. Złapał Niklasa pod pachę i wręcz siłą zmusił go do wstania, prawie wyszarpując z wanny. Obrócił jego gębę w swoim kierunku, pazury zacisnęły się na jego pysku. Wzrok Takahiro nie był przyjemny. Ani trochę. Gdzieś w źrenicach pojawiła się czerwona, czająca się iskra.
  — Co to kurwa ma znaczyć? — wysyczał przez zaciśnięte zęby. Czuł jak boli go szczeka. — Co tu robi ta pierdolona szuja?
 Wzrok błyszczał mu miedzy czarnymi jak smoła stonkami. Mało brakowało, aby popadł w białą wściekłość. Bardzo mało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 19:46  •  Chata Pride [Desperacka apteka] - Page 4 Empty Re: Chata Pride [Desperacka apteka]
Groźba. Biomech zdławił w sobie śmiech. Złapał w palce podbródek ćpuna i poklepał go czule po policzku.
Zamknij się już. Psujesz atmosferę tym jazgotem — upomniał go z niezdrowym błyskiem w oku, ale chyba nie musiał tego powtarzać.
Czując ciężar ciała aptekarza na swoich biodrach, jego ręce mimowolnie powędrowały w kierunku kościstych pośladów. Zacisnął na nich palce, wbijając paznokcie do miękkiej skóry. Mruknął gardłowo w jego ustach, zamykając je w leniwym pocałunku.
Myślisz, że jeden wystarczysz, aby zaspokoić moje libido? — zainteresował się, drażniąc zębami dolną wargę kochanka. Nie składał żadnych deklaracji, nie obiecywał. Pogrywał. — Nie padnij z wyczerpania. Będziesz bardzo zapracowany. — Jeden z palców wślizgnął się w Pride'a. Pochylił głowę, wgryzając się w jego szyję, dzięki czemu ćpun miał dostęp do jego włosów. Czując w nich długie palce, z jego ust uleciało westchnienie. Przesunął nosem po jego szyi i ugryzł go w bark, ale po chwili zaprzestał pieszczot. Usłyszał zgrzyt zawisów i skrzypienie drewnianych desek pod ciężarem obcych stopów. Uniósł głowę do góry, niemal uderzając nią o podbródek lekarza. Przycisnął wierzch dłoni do jego ust, aby go ucieszyć, ale nie zdążył. Kolejne słowa padły. Ich lokalizacja została namierzona. Yury spiął się całe, ale to nie to podkręciło ciśnienie w jego ciele, a barwa głosu, wydobywająca się spod kotary, która została po chwili zerwana. Znajoma, krzywda morda zgarnęła jego zainteresowanie. Parsknął.
Obraz nędzy i rozpaczy. Na twarzy Karasawy odbiło się piętno życia na zakażonym przez apokalipsie terenie. Ni to brudna, ni to opalona twarz okalana przez pasma tłustych, zakurzonych włosów zestarzała się. Ojciec trójki dzieciaków stoczył się na samą dno. Wyglądał jak menel. Nie dbał o siebie? Czyżby tęsknota za rodziną miała na niego taki destrukcyjny wpływ? Z gardła biomecha wydostał się śmiech. Był chrapowaty, klęczący słuch. Idiota. Już nikt po nim nie płakał. Łzy zdążyły dawno wyschnąć.
Patrzył, jak Karasawa bierze pod ramię kurewkę i odciągają ją, byle z dala od biomecha jakby ten był zarazą.
Znów pokrzyżowałem ci plany? — zapytał, przeciskając te słowa przez zęby, ale powstrzymał się przed zamachem na te wymizerniałe życie. Na razie Zacisnął dłonie po obu krawędziach bali i dźwignął się na nich. Woda wylała się z drewnianej wanny, ale biomech na to nie zareagował. Stanął w kałuży, ostrożnie, aby się nie poślizgnąć. Krople skapywały po jego ciele i zderzały się z podłożem. Buldog pociągnął nosem. Yury pochylił się, w zamiarze pogłaskania go po twardej, krótkiej sierści, ale ten zaprotestował, obnażając kły. — Jesteś zazdrosny? — zaszydził, prostując się. Prześlizgnął spojrzeniem po pomieszczeniu w poszukiwaniu swojej porozrzucanej odzieży. Musiał się ubrać. Nie miał zamiaru paradować przez tych chujem nago.
Przemieścił się swobodnie, czując na sobie spojrzenie pupilów Takahiro i jego samego. Chwycił w palce materiał wysłużonej bielizny. Nasunął je na pośladki do pary z portkami. Ubrał też buty. Szybko, jakby został nakryty przez rodziców kochanki na seksie z ich córką. Pochwycił też swoją kurtkę, ale nie narzucił je na nagie ramiona. Zacisnął na niej mocno rękę, aż pobielały mu knykcie. Wyciągnął z kieszeni papierosa. Włożył go sobie do ust i zacisnął na filtrze zęby.
Co może robić pierdolona szuja? —  Na jego usta wślizgnął się pogardliwy uśmiech, pogłębiający zmarszczki w kącikach ust. Podobała mu się to określenie, ale w obecnych okolicznościach Wymordowany nie zasłużył sobie na nagrodę. Położył łapy na jego rzeczy, a za to czekała go tylko kara. Musiał odpokutować.
Podszedł do nich, zerkając na ćpuna. Mała kurwa. Jemu też sprzedawała się za woreczek amfetaminy lub innego świństwa? Złapał go mocno za kark, ale nie odepchnął. Odsunął na bok jasne włosy i przycisnął demonstracyjne usta do skóry Pride'a, zaciskając na niej zęby. Po chwili odsunął usta od wilgotnej skóry partnera, ale pozostawił po sobie ślad. Piękną pamiątką w postaci czerwonej plamki na skórze. Maleńki krwiak pełnił rolę podpisu.
Pieprzyć — dodał w ramach podpowiedzi. Nagość biomecha i aptekarza, oraz rozsypane na skórze zadrapania i ślady po zębach tego drugiego stanowiły najlepszą odpowiedź na postawione przez Tahakiro pytanie, ale Yury nie pokładał wielkich  nadziei w funkcjonalność szarych komórek typa, z którym pił.
Zacisnął ludzkie palce boleśnie na nagim ramieniu swojej kurwy, by odciągnąć ją od brudnego, spoconego ciała przybłędy.
Spierdalaj stąd. Psujesz romantyczną atmosferę. — Bruzdy na czole biomecha przekształciły się w głębokie zmarszczki. Potoczył rozzłoszczony wzrok po twarzy mężczyzny. Kątem oka dostrzegł psa. Labradora. Nie był jeszcze szczeniakiem, ale nie prezentował swojej dorosłej formy. Zawarczał i podleciał do nogi swojego właściciela. Waleczna psinka.
Yury szarpnął jeszcze raz za ramię ćpuna, po czym zwolnił uścisk.
Ubierz się — rozkazał, rzucając w niego kurtką.
Zerknął pogardliwie wprost w żółte, wściekłe ślepia Lisa. Uformował mechaniczne palce w pięść, konfrontując stalowe knykcie z policzkiem Takahiro.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.02.18 9:59  •  Chata Pride [Desperacka apteka] - Page 4 Empty Re: Chata Pride [Desperacka apteka]
 Chwila ta zdawała się być przyjemna, jednak Yury zepsuł ją jak bańkę mydlaną. Pride poczuł ruch dłoni pół sprawnego chuja, który chyba zapomniał z kim miał do czynienia. Złapał go za nadgarstek, powstrzymując przed kolejnym frywolnym krokiem w swoją stronę.
Nie spierdol tego, bo nasza przygoda może się szybko skończyć, a byłoby szkoda.
Wtedy usłyszał zawiasy. Podniósł głowę i nie zdążył urwać zdania, gdyż w uszach pobrzmiały mu znajome kroki i smród lisiego dupska.
Obrzydzenie wymalowało się na jego ustach, witając współlokatora grymasem niechęci. Nim zdążył uraczyć go siarczystym czasownikiem, ten szarpnął go pod ramię uwalniając od najemnika. Wściekłość, którą dostrzegł była dla niego idealnym śniadaniem z samego rana. Piękna, czysta i taka brutalna.
Kipiał, a Niklas ani przez chwilę nie zamierzał się tym przejąć.
Ty skończony kretynie. A na co ci to wygląda?
Potrzebował więcej?
Co tu robi?
 Przez chwilę zastanawiał się, skąd oni się znają. Ale trwało to chwilę, gdyż sama frajda z frustracji Shay'a względem biomecha bawiła go niesamowicie.
 Arcywrogowie.
 Idealnie.
 Kątem oka spojrzał sucho na Yurye'go, którym stracił zainteresowanie. Obserwował, jak spierdolił się ubrać niczym ostatnia cnotka i pokręcił głową rozczarowany.
Pieprzyć.
Chyba dosadniej tego nie mógł ująć. Pozwolił mu na prymitywne zaznaczenie terenu, w towarzystwie jego wywracanych oczu.
Nie złapał rzuconej kurtki. Opadła na ziemie z momentem dotknięcia jego ciała.
Jeśli zechce.
Odparł niechętnie, wychodząc spomiędzy gęstej atmosfery tej dwójki. Poszedł do swojej szafy i leniwie, wręcz bez pośpiechu wrzucił na siebie spodnie i koszulkę oraz swój podziurawiony sweter. Usiadł wygodnie na łóżku zawiązując niedbale wysokie buty.
 Kątem oka spojrzał na rozgrywaną scenę.
 Yury miał parę. Niklasowi zostało mu po nim jeszcze parę siniaków, które nabył podczas ich pierwszego spotkania.
Nie zważając na ich przepychanki podszedł do stołu roboczego i zaparzył  sobie herbaty. Siadł przy stole z poszczerbionym kubkiem i upijając wywar,  patrzał z ukrytą radością, jak ta dwójka sama ulega destrukcji.
 Fascynujące.
Kto by przypuszczał, że z całej Desperacji wybierze sobie typa, z którym Takashiro łączyły tak zajadłe stosunki.
 Fascynujące.  
Zerkał na psię podróbki z niechęcią. Nie lubił kundli. Może by tak je otruć?
Co macie separację? Mamusia kurwi się z innymi i tatuś ma zajęty weekend?
Zadrwił.  Obrzucił wzrokiem Shay'a od stóp do głów, oceniając gówniany stan fizyczny swojego pacjenta. Wsparł policzek na dłoni, obserwując prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy.  Ledwo zipał, a najwidoczniej ataki zdarzały się coraz częściej, do czego za cholerę zapewne przyznać się nie będzie chciał. Musiało to się stać na dniach, skoro z podkulonym ogonem pojawił się w chacie w gromadzie swoich bachorów.
Jeden pies zakręcił się koło nogi Pride. Z chłodem i obojętnością spojrzał w wielkie psie oczy, a następnie odepchnął od siebie kundla nogą.
— Zajebie ich. Działają mi już na nerwy.
— Czas przestać się chować, Pride. Czas, abyś wyszedł z cienia i schował fałszywą maskę z powrotem do kieszeni.
— Zamierzam.

Fałszywy uśmiech wkradł się na jego usta, a potem spojrzał na Lorenza, siedzące na blacie roboczym i obserwującego całą scenę z boku.
Tak, Lorenzo. Patrz. Patrz na moje dzieło, które stworzę.
Upił herbatę, ziewając. Podrapał się po malince, którą mu zrobił jeszcze chwilę temu mechaniczny kutas i spojrzał na kilka strupków, jakie mu się zrobiły po zbyt częstym drapaniu, tuż po odstawieniu narkotyków. Chyba Jekyll miał rację. Nałóg coraz bardziej dawał mu się we znaki.
Nie patrz mu w oczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.02.18 22:41  •  Chata Pride [Desperacka apteka] - Page 4 Empty Re: Chata Pride [Desperacka apteka]
Kiedy Pride wyrwał się spod stalowego uścisku wymordowanego, ten niebezpiecznie zmrużyły oczy. Nie spodobało mu się to — kolejny dowód, że rzadko kiedy szedł w swoim towarzystwie na ustępstwa. Wzrok szybko spełznął z rzucającej obelgami twarzy jaszczura i skupił go ponad szczupłe ramię medyka; zmarszczki Karasawy tworzyły zawiła sieć w kącikach oczu. Dłoń na trzymającej szyjce butelki zacisnęła się. Psy wyczuły nerwowość oblegającą pomieszczenie. Automatycznie podniosły łby i ukazały zęby.
  — Pieprzyć.
  Wraz z tym słowem wargi krupiera nadzwyczajnie łatwo uniosły się ku górze. Napięcie zniknęło z jego twarzy — namacalnie — w środku jednak nadal czuł ten przyjemny gorąc buchający z rozegranych organów. Ta krótka scena z udziałem tej dwójki była jak wylewająca się benzyna na rozżarzony węgiel.
  — W twoim sztywnym stanie obawiam się, że nie pomogłaby nawet kamagra.
  Wyprostował się i zadarł pewnie łeb; z wyższością patrzał na niego z dystansu.
  Takahiro posiadał w sobie tak chorą i przeklęta pewność siebie, że nawet w tej parszywej sytuacji miał wrażenie, że króluje. Posiadając moc kontroli zniwelował w swoim umyśle bezsensowne cząstkę odpowiadającą za jakikolwiek strach. Co prawda, był tchórzem, bał się śmierci, a co więcej, bał się fizycznego cierpienia, ale teraz kiedy wyszedł na przeciw przeszłości, wszelkie granice człowieczeństwa zdążyły się zatrzeć. Shay może i swoja posturą nie reprezentował przeciętnego anemika, ale nie mógł się tez pochwalić wielka muskulaturą. Na Desperacji każdy orze jak może.
  Ogon zamachał u łydek i zatrzymał się w oczekiwaniu — no właśnie, ale na co?
  Z uwaga prześledził ubierające się, blade ciało Pride'a — uciskał się w świeże ubrania — potem szybki przeskok na Yuryego — ten wzrok był przeznaczony tylko dla gwałcicieli staruszek i młodych chłopców. Stał tak pośrodku pomieszczenia z niemal uduchowioną mordą, jego usta nie zdradzały nic.
  — Jedyne kwiaty powitania jakie mógłbyś ode mnie uraczyć, to te które położyłbym na twoim grobie.
  Zetknął na jego gołe dupsko i parsknął śmiechem. Upadający łach, który nie pochwycił Pride cholernie rozbawił lisi, fałszywy pysk. Spojrzał wtedy z politowaniem na biomecha, jakby ten znak miał dać mu już wystarczająco do zrozumienia, że nikt nie zamierza się go słuchać. Tym bardziej on. Arata obnażył się przed nim cały, jak biedak, który nic nie posiada.
  — Chyba znamy dwa inne pojęcia romantyzmu — szydził, oczy błyskały złotem w zamierającym świetle. — Nie słucha się ciebie. Jaka szkoda.
  Miał wrażenie, że szkło pęknie mu lada chwila w palcach. Gniew ale i samozadowolenie podrapało go w gardło. Czuł się przez chwile jak Car, który przemierzając długą wyprawę wrócił do swojego królestwa, a służba w popłochu, z wielkim zaangażowaniem sprząta mu sale.
  — Nisko upadłeś Niklas — wydusił, a w ciężkim powietrzu, ten głos zabrzmiał aż nadto enigmatycznie. Obrócił się i odchylił głowę, eksponując swój zarośnięty podbródek. — Brakuje ci chujów, że zadowalasz się społecznym dnem? Gdzie zgubiłeś swoją pedantyczność? Myślałem, że już tę lekcję mamy za sobą.
  Podniósł ironicznie brew. Spokojne, chłodne spojrzenie przemknęło przez odkrytego materiałem blondyna, który przysiadł przy stole.  Posłał Niklasowi swój krzywy uśmiech… tyle, że tym razem absolutnie nie był rozbawiony. Nagle się rozwścieczył. Miał ochotę złapać blondyna za fraki i przygwoździć go do ściany — wyrzucić  z jego głowy  wszystko prócz siebie — z pewnością zrobiłby to, gdyby nie nagły ruch, który umysł zdołał zarejstrować w ułamku sekundy.
  — Wyproś go, albo ja to zro--
  Trzask.
  Zdążył obrócić głowę tylko po to, aby skonfrontować prawy policzek z mechaniczną, silną ręką biomecha. To było zbyt nagłe. Shay zatoczył się. Wydawało mu się, że ledwie złapał pion. Wolną dłonią przytrzymał się stołu. Pochylił łeb, tak, że czarne jak smoła włosy okryły blade, okurzone lico. Chwile milczał. Dłoń, która ściskała szyjkę butelki przysunęła się do warg i brudny rękaw płaszcza zebrał sączącą się z krew z górnej wargi, jaką udało się przeciąć Wiecznemu.
  Ramiona krupiera zadrżały. Z gardła wydobył się chropowaty śmiech – niski i upiorny jak noc. Podniósł łeb i wyprostował się. Zrobił to niesamowicie powoli, jak człowiek, który ma cholernie wiele czasu i nigdzie się mu nie spieszy.  
  ‘ Nie patrz mu w oczy.’
  Strzelił karkiem nie spuszczając wzorku z Yury’ego, jak drapieżnik. Nie mógł uwierzyć, że usłyszał to zdanie z ust Pride’a. Te słowa wkurwiły go chyba bardziej niż krzywa morda tego drugiego. Ogarnęła go furia, czysta, szkarłatna furia, oblewająca oczy, ale nie stracił zdrowego rozsądku — nigdy nie ulegał emocjom. Nie on. Wiek jego twarzy wyraźnie odznaczał się na pobrudzonym licu kiedy patrzał Smokowi w oczy. Niklas póki co musiał poczekać na swoją wiązankę — miała nadejść w odpowiednim czasie.
  — Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę twój mózg rozwalony na ścianie. — odparł bez emocji. Wolna ręka puściła stół i podrapała obity, czerwony policzek. Tarł go i tarł wsłuchując się w szelest zarostu. Oczy miał mroczne i trudno było z nich coś wyczytać.
  — Miałem zrobić to już dawno temu... —  zaczął, ale urwał. Upił łyk z butelki i odstawił naczynie na stół. — Jak odważny jesteś? Opuścisz wzrok?
  Przybliżył się do niego i łatwością pochwycił go za ramię, wbijając w skórę  długie pazury. Nie był to delikatny dotyk — szarpnął nim jak na oprzytomnienie, a potem puścił; odepchnął go od siebie. Zwierzęce źrenice przeczesały twarz jak laser. Nigdy nie zostawiał tego typu spraw przypadkowi. Miał ochotę roztrzaskać mu butelkę na łbie i żałował, że skurwiel go zaskoczył.
  — No dalej pokaż jakim tchórzem jesteś. Pokaż jak potulnie wypełniasz rozkazy. W końcu to wychodzi ci najlepiej.
  Oczy zmrużyły się, a usta znowu wykrzywiły w cynicznym uśmieszku. Prowokował go do kolejnego ciosu, jakby w głowie uwikłał już plan następnej akcji. Psy pojawiły się u jego nóg i łypały ostrożnie na ciało ciemnowłosego mężczyzny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.18 17:28  •  Chata Pride [Desperacka apteka] - Page 4 Empty Re: Chata Pride [Desperacka apteka]
Zatapiając knykcie w naznaczonej zmęczeniem i upływem lat skórze Wymordowanego, skonfrontował je z szorstkim zarostem, ale sztuczna proteza nie wyczuła jej nieprzyjemnej w dotyku powierzchni. W międzyczasie zostawił sobie pole do popisu ludzką rękę, gdyby przyczyna jego pokazu agresji postanowiła kontratakować albo się obronić, ale Tahakiro z opóźnieniem zarejestrował cios. Yury zdążył wycofać dłoń.
Uderzenie było niechlujne, słabe, wprowadzone w ramach ostrzeżenia. Nie włożył w nie dużo siły, a więc konstrukcja szczeki Karaswy nie została naruszona. Miało tylko jeden przekaz: Wypierdalej, zanim stracę cierpliwość, a nigdy nie posiadał jej zapasów w nadmiarze. Nerwy były delikatnym instrumentem. Kruszyła się jak lód pod wpływem ciepła, niemalże w jednej chwili, ale różnica między nimi była zasadnicza. Yury przeciwieństwie do Lisa nie pielęgnował w jego kierunku żadnej urazy. Dostał na co zasłużył. Wykopał sobie grób na własne życzenie, gnijąc w wojskowym więzieniu jako zdrajca, bez żadnych praw. Nawet zabroniono mu widzenia z własną rodzinę. Yury o to zadbał, wykorzystując wpływy Kido Araty i umiejętnie ciągnąć za sznurki. Pochwycił w końcu kogoś, kto krył mutantów i wyposażył ich w lekarstwa. Dobry samarytanin od siedmiu boleści. Żaden z uciśnionych nie przyśpieszył mu z pomocą. Zdychał, aż wreszcie został stwierdzony zgon. Ten pieprzony Morozov musiał pomylić się w obliczeniach.
Słowa były kompana od kieliszka miały charakter groźby, ale biomech był na takowe odporny. Prześlizgiwał swój zdezelowany wzrok w wyniszczoną twarz eks-wojskowego. Był jedyną osobą w pomieszczeniu, która stoczyła się na samo dna, ale przynajmniej w końcu nie zachowywał się jak pizda. Nabył niezbędnego doświadczenia. Zmężniał.
Kawa to jedyne, co mogłeś rozbryzgać na ścianie — stwierdził luźno, podkreślając czas przeszły, który był tutaj kluczowy. Mieszczuch znikł. Takahiro w końcu zasłużył sobie na tytuł Desperata, ale Yury nie skomplementował go za to.
Nie patrz mu w oczy.
Wyposażone w pakiet dobrze rozbudowanych mięśni ramiona zadrżały. Przytknął wierzch ludzkiej dłoni do warg, w celu stłumienia rozbawienia. Pamiętał ich czerwony jak krew kolor, ale nie wzbudziły w nim leku. Zerwał się porywisty wiatr i nic się nie wydarzyło. Były tylko efektem mającym wzbudzić w kimś grozę, a przynajmniej tak biomechowi się wydawało, ale teraz pewność została rozwijana. Pride nie był wylewny. Mógł blefować na korzyść mężczyzny, ale jego reakcja temu zaprzeczała. Po której jesteś stronie, zdradziecko jaszczurko? Cierpliwość zelżała. Żyłka na jego skroni poruszyła się ostrzegawczo.
Jak odważny jesteś? Użyjesz swoich sztuczek, by mnie zmiażdżyć, czy w końcu zademonstrujesz, że masz jaja? — parsknął z rozbawieniem, naśladując ton jego głosu. Sięgnął ręką do opaski, której materiał zasłaniał pusty oczodół. Zerwał ją z oka, eksponując Karasawie okropny ubytek. Był wykonany ręką rzeźnika. Twoją własną, Yury.
Mimika twarzy Takahiro nie wywierała na nim odpowiedniego wrażenia. Na popękanych ustach biomecha pojawił się skąpy, kącikowy uśmiech. Bitwa na spojrzenia. Wolał w tym celu używać pięści. Rozlew krwi, dynamika ruchów, pot spływający po skórze, próba złapania ciężkiego oddechu i adrenalina.
Twoja siła tkwi tylko w niewyparzonej gębie, czy mi w końcu przypierdolisz, Casanovo? — zapytał chrapliwie, sarkastyczne. Zniecierpliwienie zaczęło przyjmować kontrolę.
Uśmiech na ustach rozszerzył się Był paskudny, pełny wyższości i ociekał drwiną. Karasawa zachowywał się tak, jakby podeszwy jego obuwia zostały przyklejone do paneli podłogowych. Ani drgnął. Pieprzona księżniczka. Czy biomech naprawdę zawsze jako pierwszy musiał brudzić sobie ręce posoką?
Nie musiał. Prowokacja poskutkowała. Lis nieoczekiwanie wziął sprawy swoje ręce, ale Wieczny nie zareagował, kiedy brudne paznokcie zatopiły się w jego wilgotnej od kropel wody skórze, która na skutek unoszącego się w powietrzu chłodu nie zdążyła wyschnąć. Zademonstrował swoje żółte przez działanie nikotyny zęby. Płytki głębiej wyrżnęły się w ramię i zdarły z niej ochłapy cienkiej powłoki. Z głębokiego zadrapania zaczęła sączyć się leniwie krew, a z gardła najemnika wydobyło się pojedyncze charknięcie. Tylko na tyle cię stać?
Z premedytacją, skuszony przez pochwałę krupiera, przyłożył opaskę do zdrowego oka i zaczepił ją o ucho. Jeden widział czarny kolor tkaniny, przez która przebiła się nikła wiązka światła, drugi wyglądał jak karaluch, którego wystarczyło zmiażdżyć pod butem. Siły wyrównane.
Nie czekał, aż z tych zjadliwych ust padnie kolejna dawka jadu. Zaatakował. Tym razem pięść próbowała zmiażdżyć krtań, a druga uderzyć Lisa w żołądek. Łapa jednego z psów została zakleszczone przez mechaniczną nogę do naszpikowany drzazgami desek. Skowyt przeszył powietrze.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach