Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Skarcony przez dziecko…
Przyjął słowa dziewczynki bez specjalnego komentarza. Jeżeli faktycznie znała ich „zagrożenie”, to głupstwem byłoby się wykłócać czy włażenie na drzewa w istocie mogłoby być tak fatalnym pomysłem. Zresztą; bez znaczenia, skoro i tak zdecydowali się na wybór innego rozwiązania. Zamiast szczekać w obronie własnej dumy, wolał skupić się na tym, co ta smarkula miała im do powiedzenia.
Yudokuna?
Spojrzał ukradkiem na blondyna, próbując wyczytać choćby z samego spojrzenia, czy chociaż sekretarz miał większe pojęcie z kim ewentualnie mieliby się mierzyć. Nie podobał mu się skrócony opis przedstawiony przez dziewczynkę. Momentalnie zrobił się czujniejszy na słowo „pułapki”, jakby już zakładał, że nadzieją się na którąś w przeciągu od dwóch do dziesięciu minut. Za to zdecydowanie czuł pewne istotne pominięcie w zdanej przez dziecko relacji.
Na cholerę mu informacja, że ten kamień należał do jej ojca?
- Co on robi? – Inaczej, dlaczego jest tak cenny? Ubrał ton w konkretne brzmienie, malując się jako kompletne przeciwieństwo owładniętego przez współczucie blondyna. Sullivan nie czuł ani krzty żalu wobec dziecka. Wręcz przeciwnie: w jego oczach widniała jako ktoś obcy, a więc z automatu bliżej jej było do wroga, aniżeli przyjaciela. Czyżby owładnięta przez strach lub widmo wspomnień, wbitych do głowy przez „Yudokunę”, dziewczynka nie była w stanie z miejsca określić, że nie przekonała ich do siebie? A przynajmniej nie całą dwójkę?
Użyła zbyt odważnych ruchów…
Momentalnie znalazł się przy przyjacielu, nie chcąc dawać mu choćby możliwości na upadek. Niewiele mógł mu pomóc z bólem, który wyraźnie kąsał go po ciele, więc ograniczył się do robienia mu za podporę, co Skoczek wykorzystywał bardzo zachłannie. Ai musiał użyć własnej siły, by wesprzeć napierające na niego ciało, a choć sekretarz wydawał się szczupły, drobniejsza postura Charta nawet z takim chuderlakiem miała pewien problem, by sobie poradzić. Uważał pytania pokroju „Co się stało? Gdzie cię boli? Co mam robić?” za wyjątkowo zbędne, przypuszczając, że Chris potrafił je od niego „usłyszeć” po samym wyrazie twarzy bruneta, a więc od razu przeszedł do fazy zdenerwowania.
- No chyba sobie kurwa kpisz-…?! – wysyczał, mocniej zaciskając rękę na ramieniu Skoczka, by podciągnąć go ku górze. Nie upadaj. Irytacja była lekkim określeniem tego, co w danym momencie czuł. Bez wątpienia cały gniew kierował się w stronę dziewczynki, która jak gdyby nigdy nic, ruszyła przodem.
„Nie zdziwcie się jak natrafimy na jakieś zwłoki, możliwe, że w lesie jest ich pełno.”
- Już widzę pierwsze…. – zagroził, wcale nie musząc podnosić głosu, by brzmieć wiarygodnie. Jasne, mierzył niewiele, ale był realnie gotów usmażyć dziewczynkę, tak jak stała, razem z tym jej pchlarzem i niestety Skoczek był pierwszym, który mógł to odczuć. Ailen podtrzymywał go oczywiście dłońmi, które momentalnie zaczęły przybierać na temperaturze, jak czajnik, w którym powoli zaczynała gotować się woda. Z tego względu wolał czym prędzej zabrać od niego łapska, licząc na to, że Chris zdoła utrzymać się sam na nogach.
Ja pierdolę, a jak te skrzydła zostaną mu na stałe?
„Była jedna dróżka”
Że co-..?
Natychmiast wrócił pytającym spojrzeniem do blondyna.
- Właśnie gwałtowanie rozerwano ci plecy i wydarto z nich jakieś ptasie kończyny, a dla ciebie to jest całkowicie w porządku?! - sekretarz dalej zamierzał jej ufać? Jeżeli za nią pójdą, będą zdani na jej znajomość terenu. Mało tego, właśnie pokazała, że bez żadnego uprzedzenia jest gotowa manipulować ich… ciałami? O nie.. on nie da sobie przyprawić wąsów, ani kociego ogona... nawet jeśli skrzydła faktycznie miały pomóc Skoczkowi w podróży, to cały ten ruch był cholernie podejrzany: wiedziała, że Chris zmienia się w harpię czy wymyśliła sobie tego ptaka, ot tak? Jeśli wiedziała, to skąd? Usłyszała ich rozmowę? Dobrze pamiętał, że szeptał… wobec tego musiała być wymordowaną, by to usłyszeć..?
Miał wiele pytań, a z każdym kolejnym marszczył nos i odsłaniał kły coraz chętniej. Był wściekły.
No i co mieli robić..?
Yudokuna mogła być tylko bajeczką, a dziecko doskonałym kłamcą.
Mogło też okazać się całkowicie odwrotnie, co brzmiało równie beznadziejnie.
Jedno było pewne: nie ufał jej.
Aktywował artefakt, zmuszając ziemię, by rozstąpiła się pod drobnymi nóżkami dziecka, oraz łapami lisa, wciągając ich kończyny. Być może miał na tyle litości, by jeszcze nie miażdżyć im kości, jednak nie ręczył za swoje wyważenie siły. Najważniejsze było uziemienie ich w miejscu, póki co niekoniecznie kosztem ich życia czy zdrowia.
- Chris, do jasnej kurwy, nie wydaje ci się to podejrzane? – zasyczał, nie spuszczając wzroku z nowych wrogów. – Pomijając te pieprzone skrzydła… nagły przypływ motywacji za sprawą naszego widoku? Teraz wyrywa się do przodu, chętna na pokazanie drogi, choć wcześniej słaniała się na nogach? No i ten pchlarz… coś bardzo rozumny, nie sądzisz? – może właśnie witał się z paranoją, ale cholera wie czy pod skórą lisa nie kryje się wymordowany; Ailen też potrafił świetnie udawać kota. - Potrafisz wzbić się w powietrze? – gwałtownie zmienił temat, choć nie przedawnił rzuconych przed sekundą oskarżeń. Był w gotowości, by w razie problemów od drugiej strony (potencjalna Yudokuna), na szybkiego zmajstrować skalisty mur, który przysłoniłby ich od pierwszych ciosów.
Jakim cudem tak się zestresował w przeciągu kilku sekund?



Użycie artefaktów:
x geokineza: czas trwania: 1/3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lis plątał się gdzieś między nogami dziewczynki — łeb trzymał blisko, pewnie dlatego, że przez tą całą sytuację był nieco wystraszony. Co jakiś czas delikatnie trącał pyskiem łydkę, bądź kolano właścicielki. Na szczęście mała dawała sobie jakoś radę i szła bez jakiejkolwiek dodatkowej pomocy. Jej twarz zdobił ledwo widoczny grymas bólu, który zdawała się skrzętnie ukrywać, jakby nie chciała obnażyć przed nieznajomymi jakichkolwiek słabości. Była tylko dzieckiem, młodą dziewczynką, ale nie miała zamiaru być łatwym celem, chciała pokazać, że jest silna, nawet jeśli wewnętrznie powoli pękała i niesamowicie się bała tych, którzy ją wcześniej gonili. Jakimś cudem udało jej się uciec, więc jednak nie była takim totalnym przegrywem — i tylko ta myśl ją pocieszała.
Co robi ten kamień? Nie mogę powiedzieć, nie ufam Wam aż tak. — Pokręciła na boki głową, robiąc bardzo krótką przerwę. — Domyślam się jednak, że Wy również nie ufacie mi, dlatego... trzymajcie go na razie, w razie gdybym miała Was wykiwać. Ma dla mnie dużą wartość. Pomogę Wam, a Wy pomożecie mi. Później mi go oddacie, jak już będzie po wszystkim, jak już uda nam się uciec. — Ostatnie zdanie powiedziała nieco wątpliwym głosem, jakby nie do końca była pewna, czy całej czwórce uda się wyjść z lasu w jednym kawałku. Zdawało się, że uciekinierka jest całkowicie świadoma zagrożenia, które mogło czyhać na nich niemalże na każdym kroku. Za jej wymuszonym uśmiechem, osadzonym na brudnej, dziecięcej twarzyczce kryła się jakaś dziwna mądrość albo zrozumienie całej sytuacji. Ten gównianej sytuacji, bo Ci, którzy ją wcześniej złapali nie mieli zamiaru tak łatwo odpuścić. Gdzieś dalej było słychać ich kroki.
Ból, który odczuwał Skoczek szybko osłabł na tyle, by dało się go spokojnie znosić. Tylko pierwsza fala cierpienia, wzbogacona o nieprzyjemne skurcze i gorąc była tak intensywna. Chwila wystarczyła, by odczucia zelżały, a Pudel mógł poruszać się w miarę normalnie, choć zdecydowanie bardziej pokracznie niż zwykle — w końcu pierwszy raz miał na plecach ptasie skrzydła, które mimowolnie rozkładały się, a poruszanie nimi jeszcze nie było takie jasne. Fakt, mógł sobie nimi poruszać, a nawet próbować wzlecieć w powietrze, jednak mogło to się okazać nieco ryzykowne, bo obsługa nowego nabytku mogła się okazać nieco bardziej skomplikowana niż by się wydawało, nawet jeśli Skoczek już wcześniej radził sobie ze wszystkim w swojej biokinetycznej formie.
Ciszej i chodźcie — powiedziała właścicielka lisa, skierowawszy swoją główkę do tyłu, próbując wypatrzeć trucicieli. Jej oczy zabłyszczały zupełnie tak, jakby dostrzegła we mgle jakiś ruch. Aż zadrżały jej nogi, gdy pomyślała o tym, że kolesie w maskach gazowych mogą być kilka metrów za nią. Pospiesznie powróciła wzrokiem do Ailena i Skoczka, jakby chciała znaleźć pocieszenie, którego niestety nie znalazła, bo chwila nieuwagi sprawiła, że została skutecznie unieruchomiona — ona i jej lis. Ziemia rozstąpiła się pod nimi zdecydowanie za szybko, nawet nie zdążyła odskoczyć w bok. Dała się złapać w pułapkę. Mina od razu jej zrzedła, a rudy pupil zajęczał żałośnie.
Dziewczynka zadrżała. W jej dużych oczach zakręciły się łzy, których nie potrafiła zbyt długo trzymać na wodzy, bo minęła sekunda lub dwie, a te rozlały się po jej policzkach. Wcześniej mocy dodała jej świadomość, że może uda im się uciec, ale teraz, gdy nie była w stanie wydostać się z uścisku straciła wszelką nadzieję. Straciła nadzieję, ale postanowiła jeszcze raz zawalczyć o swoje... życie. Bo tak, pozostawienie jej w wyrwie było dla niej niemalże wyrokiem śmierci.
Jesteś niewdzięcznikiem, Ailen. Chciałam Wam pomóc, a Ty robisz mi coś takiego... — zaszlochała, wycierając brudną dłonią mokry policzek. — N-noga mniej mnie boli, bo ślina mojego lisa ma magiczne właściwości. Pomaga w rege-neracji ran i koi ból. Podczas plątania się między moimi nogami kilka razy polizał moją ranną nogę, ale Wam o tym nie mówiłam, bo nie było takiej potrzeby — jąkała się trochę, ale nic dziwnego, w końcu została postawiona w dość nieciekawej sytuacji. — Udowodnię to. — Natychmiastowo ugryzła się dość mocno w dłoń, zostawiając na niej wyraźny ślad, z którego wyciekła krew. Zasyczała z bólu, ale rękę skierowała w stronę swojego zwierzaka, który przymknął oczy i nieśmiało przejechał po kończynie właścicielki językiem. Ślad zbladł, a mina dzieciny nabrała bardziej naturalnego wyrazu. Wciąż drżała, lustrując Ailena przestraszonym wzrokiem. Potem spojrzała na Skoczka, jakby to u niego szukała ostatków zdrowego rozsądku, jakby niemo wołała, że jest przydatna.
Myślałam, że skrzydła Chrisa są jedną z mutacji o których wie — dodała, wpatrując się w skrzydła wymordowanego. — Moglibyście przestać się wydurni--
Przerwał jej świst strzały, która wbiła się w ziemię tuż przed stopami Charta. Strzała z łuku lub kuszy z grotem ubrudzonym jakąś zielonkawą substancją. Ze mgły doszły do nich dwa głosy — oba męskie. Głosy i głębokie oddechy, jakby coś utrudniało nieznajomym wymianę tlenu. Gdyby się lepiej przypatrzeć, to można było dostrzec ich ledwo widoczne sylwetki, które powoli wyłaniały się z mlecznej osłony. Ostatnia minuta, a może nawet sekundy został by podjąć DOBRĄ decyzję, która wcale nie była taka prosta — mogli zostawić małą, by truciciele zajęli się nią (a nie nimi) albo pomóc jej, uciekając gdzieś. Wszystko wskazywało na to, że dzieweczka nie kłamała — lis miał medyczną moc, a strzała, która wyleciała z mgły i prawie trafiła w stopę Ailena była czymś wysmarowana, możliwe, że jakąś trucizną, skoro namierzyli ich prawdopodobnie członkowie Yudokuny.


Termin:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach