Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Kryjówka 40 Rozbójników | 3-4 lata temu

......Burdel. Jeden wielki burdel. Chris zacisnął wargi w wąską kreskę, wpatrując się z irytacją w stertę papierów zalegających w magazynie. Nie wiedział, kto wcześniej zajmował stanowisko Pudla, ale raczej nie lubił swojego zajęcia. Pismo było niechlujne, spisy niedokładne, często przestarzałe. Do tero raporty, kronika i multum innych wiadomości zostało pomieszanych.
Cholera.
Christopher nie był nawet pewny, ile osób należy aktualnie do gangu, kto zginął, kto zaginął, a kto zdradził. Reasumując, wzorcowy bałagan. Cóż, wymordowany nie wykluczał możliwości, że jego poprzednik miał po prostu wspaniałą pamięć, ale postępy w odkryciu jego tożsamości stanęły na zerze. Zresztą, być może to sam Wilczur zajmował się tym wcześniej, a to była jeszcze mniej przyjemna opcja. Krótko mówiąc, musiał radzić sobie sam. Do DOGS dołączył niecały miesiąc temu, w dalszym ciągu gubił się w plątaninach korytarzy, a jego równowaga była regularnie wystawiana na trudne wyzwania. Fakt, że odnalazł magazyn i zakurzone papiery był powodem do dumy. Chociaż prawy bark dalej od czasu do czasu pulsował ostrzegawczo, to jednak po ranie zadanej pazurami została już tylko czerwonawa blizna, mógł więc bez przeszkód zabrać się do pracy, którą ostatnio mu przydzielono. Oficjalnie nie był jeszcze Pudlem, ale umiejętność pisania i czytania sprawiła, że miał szansę objąć to puste stanowisko.
O ile się nada, psia krew.
Przecież to nie mogło być takie trudne, tak? To tylko robota papierkowa, ale najwyraźniej na przestrzeni ostatniego tysiąclecia nic się nie zmieniło - dalej wszyscy zawzięcie nienawidzili tej części pracy. Kiedyś nie było w tym nic dziwnego, a teraz... teraz, no cóż, większość społeczeństwa dopadł analfabetyzm, więc w sumie nie było zbyt dużego wyboru. No nic, przynajmniej konkurencja mniejsza - o ile ktokolwiek miałby ochotę pchać się na to stanowisko.
Przyszłemu Pudlowi nie pozostało więc niż innego niż powolne i mozole porządkowanie dotychczasowych papierów, przepisywanie ich, a następnie starannie zaktualizowanie. Poznanie wszystkich członków DOGS, określenie, kto co potrafi i za co odpowiada. Chciał się z tym jak najszybciej uporać, jednak podobna praca mogła trwać długo. On jednak miał za przyjaciół determinację, pracoholizm i świetną pamięć. Jeszcze im wszystkim szczęka opadnie.
Nie chcąc już więcej zwlekać wymordowane zabrał się za układanie grup papierów, które będzie do siebie przenosił. Podzielił to na trzy partie i ruszył z pierwszą do przydzielonego mu pokoju 222. Odnalezienie drogi zajęło mu trochę czasu (chyba najwyższy czas zainwestować w nici, by odnaleźć wyjście z tego podziemnego labiryntu), ale w końcu zobaczył znajomy sobie korytarz.
Co innego, że drzwi do jego mieszkania były otwarte. A mógłby przysięgnąć, że zostawił je zamknięte. Hmh. Czyżby jednak po raz kolejny się pomylił? Z niejakim zmieszaniem wszedł do środka, ignorując fakt, że przez pliki kartek prawie nic nie widział. Był to błąd, bo zapomniał o delikatnym obniżeniu bezpośrednio za drzwiami (a miał to usypać), a oczywiście musiała mu wpaść tam stopa. To pociągnęło lawinę zdarzeń i już po chwili Chris leżał twarzą na ziemi, a kartki fruwały sobie niespokojnie w powietrzu.
Chłopak dotknął czoła ręką, chcąc odgarnąć sobie niesforne włosy z czoła i zbadać stan łuku brwiowego, bo coś czuł, że mocno się poobijał. Znowu.
A w dodatku chyba nie był sam.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Od dnia 29.03 (środa) macie tydzień na napisanie postu. Jeśli po tym czasie post się nie pojawi, wątek ponownie znajdzie się w archiwum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niemal stuletnia przynależność Hyde’a do DOGS miała to do siebie, że nie słynął ze zbytniej towarzyskości, a samych jej członków nie traktował ani jako jakichkolwiek swoich sprzymierzeńców, ani tym bardziej rodzinę, co wynikało poniekąd z powierzonej mu roli i tego, że Jekyll na ogół trzymał go blisko siebie, jakby w obawie, że jego obsesja zacznie spędzać czas z kimś innym, a zazdrość i idąca z tym w parze mściwość Lisa nie znała bowiem granic. Ciężko byłoby również oczekiwać wylewnej ekstrawersji od zdziczałego, w którego to organizmie szalało aż nader wysokie stężenie wirusa X, w efekcie czego Wąż był najzwyczajniej w świecie nieobliczalny i siał zagrożenie dla bezpieczeństwa pojedynczych jednostek, które weszły mu kiedykolwiek w drogę. To z jakiej organizacji były i czego oczekiwały lub chciały nie miało żadnego znaczenia przy jego niemal zerowej samokontroli i pełnemu oddaniu zwierzęcym instynktom, co samo w sobie musiało skończyć się boleśnie dla ów śmiałka, który mniej lub bardziej świadomie wywołał charakterystyczne błyszczenie w intensywnie zielonych ślepiach. O ile oswajany na przestrzeni pięćdziesięciu lat przez Królowę Angielską Hyde, uczony tym samym od początku pewnych określonych, pożądanych przez Anglika reakcji, nie został jednak obdarowany subtelnością (tej Doktor nie posiadał, więc nie można się temu dziwić), którą były pianista wykazywał się za ludzkiej egzystencji, nim został zarażony i uprowadzony na japońskie terytorium przez Lisa.
Jednak nowiutkie mięso w siedzibie DOGS — Chris — stanowiło pewien wyjątek od reguły, gdyż przykuł uwagę Dobermana na tyle, by ten przyglądał mu się z zainteresowaniem, w opozycji do takiego stanu rzeczy na przestrzeni jego ponad stuletniej przynależności do DOGS, w której nie raczył nawet zapamiętywać niczyich imion, traktując członków w najlepszym razie jak powietrze. Zdawać, by się mogło, że zachowanie Skoczka wyraźnie odcinające go na tle większości osób pewną znaczącą linią, stanowiło kwintesencję tego dlaczego nie budził u Węża agresywnych odruchów, a wręcz przeciwnie zdawał się je minimalizować. Można, by nawet pokusić się o stwierdzenie, że budził w Dobermanie coś na wzór sympatii. Parokrotnie już zdążył obserwować go, znajdując się nieopodal w biokinetycznej formie, kiedy to parszywy Lis zdążył go urazić i Hyde pozwalał mu w ramach tego posiedzieć w samotności w pokoju, gdzie trawiła go niewątpliwie złość. Nawet ta jego niezdarność była w stanie go rozbawić, więc od czasu do czasu wydawał z siebie odgłosy zbliżone do śmiechu, będące poniekąd imitacją jego prawdziwej wersji przez swój obecny stan Wymordowanego. Gdyby stosunek Węża miał się inaczej — kandydat na stanowisko pudla musiałby narazić się częścią swojej pracy jaśnie Jekyllowi, ograniczając konieczność pozyskiwania informacji jedynie do niego, uznając go tym samym jako jedyne źródło faktycznej wiedzy na temat Zdziczałego.
Pokój 222 nie znajdował się w zbyt wielkiej odległości od pokoju numer 139, choć sama wizyta w tym miejscu Hyde’a nie była przemyślana, tak jak zatrzaśnięte przed nosem Jekylla i to z niemałym hukiem drzwi, który bez wątpienia postanowi go za ten akt samowolki niewątpliwie ukarać, jakoby zapobiegawczo. Grożenie ożywionemu szkieletowi ptaka nigdy nie było ze strony Doktora rozsądnym posunięciem i przekonał się o tym już nie raz, choć same reakcje na coś podobnego ze strony Węża stawały się na przestrzeni lat coraz to ostrzejsze i niestabilne, by w przyszłości doprowadzić nawet do spoliczkowaniem długowłosego. Sam fakt, że Hyde trzymając w lewym ręku wspominanego już Earla, postanowił wejść do tego konkretnego pomieszczenia, nie było szczególnie przemyślane, a tym bardziej zaplanowane. Co samo w sobie stałoby w pewnego rodzaju konflikcie z naturą Zdziczałego. Wąż zajął jednak miejsce na łóżku, mając na ramionach charakterystyczny płaszcz z puchatym kołnierzem. Szkielet ożywionego ptaka zaś umieszczając tuż obok siebie, głaszcząc wybryk natury niczym najzwyklejszego pupila, jakby to miało mu pomóc w zabiciu złości odczuwanej względem dumnego Anglika. Jednakże sposób wejścia do pomieszczenia z jakże efektownym runięciem wielkiego stosu, który rozsypał na ziemię niczym domek z kart, rozjeżdżając na wszystkie możliwe strony, wzbijając w powietrze pył pokrywający podłogę przez długi czas niezamieszkałego pokoju, zdecydowanie zaskoczył Wymordowanego na tyle, by choć na moment o niedawnym zdarzeniu zapomniał.
Niezdara — stwierdził Zdziczały po chwili przyglądania się temu zdarzeniu w milczeniu. Z jego ust nieoczekiwanie wydobył się krótki, perlisty śmiech, kiedy rozpoznał leżącego kandydata na pudla. Następnie Wąż skupił swój rozbieganym tymczasowo wzrok na pojedynczych, wirujących jeszcze chwilę w powietrzu kartkach. — Po co rozrzucasz te papiery? — zapytał z brakiem zrozumienia w głosie, przekrzywiając głowę w bok, przyglądając się Chrisowi z zaciekawieniem. Widziana niemal od zawsze pedantyczność Jekylla wchodziła w kontrast ze stworzonym w bardzo krótkim czasie bałaganem w tak niewielkim pomieszczeniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

......Chris nie miał jeszcze szczególnej wiedzy na temat relacji interpersonalnych pomiędzy poszczególnymi Psami. Zresztą ledwo ogarniał, czy pająk na ścianie to jeden z członków gangu, czy jednak nieproszony gość. Ostatnio ganiał za jakąś przerośniętą myszą, święcie przekonany, że to jeden z DOGS. A akurat pilnie potrzebował pewnej informacji. Jednak koniec końców upolował ją Rudzik, jeden z oswojonych wymordowanych, posyłając mu przy okazji zdezorientowane spojrzenie. Robiąc dobrą minę do złej gry Skoczek zgarnął mysz, dziękując za tego rodzaju przysługę i odnotowując, że to nie był nikt z organizacji. Cóż, przecież każdemu mogła się zdarzyć taka pomyłka, prawda?
Black jakoś niekoniecznie miał ochotę zaakceptować zgoła inną prawdę, trwając w nadziei, że nie wyróżnia się aż tak swoim zachowaniem na tle innych Psów. Na pewne cechy swojego charakteru niewiele mógł poradzić, a jego skłonność do potykania się była po prostu kwestią serii niefortunnych zdarzeń. Towarzyszących mu od bardzo dawna, ale i tak zwalał to na ciążące nad nim fatum, ot co. Pech zdawał się nieustannie trzymać blisko niego, a przecież z tym nie mógł nic zrobić. Proste i logiczne. Przynajmniej według niego, inni zdawali się sceptycznie podchodzić do tego rodzaju tłumaczeń.
"Niezdara".
O tym właśnie mowa. Przyszły Pudel starannie przemilczał niewygodną dla siebie kwestię, woląc skupić się na ogarnięciu, kto złożył mu niespodziewaną wizytę. Odgarnął z czoła niesforne kosmyki blond włosów i podźwignął się do siadu, nie chcąc jeszcze gramolić się na równe nogi. Z tej perspektywy też mógł prowadzić w miarę racjonalną rozmowę, a miał wrażenie, że w aktualnej chwili proces wstawania może przerosnąć jego możliwości. A przecież należy znać własne granice.
- Ugh. Liczę, że nauczą się latać i same uporządkują - mruknął niemrawo, wlepiając niebieskie ślepia w Dobermana. - Hyde, prawda? Miło mi w końcu ujrzeć ciebie w ludzkiej postaci.
Kojarzenie poszczególnych członków DOGS sprawiało mu pewną trudność, jednak w tej kwestii powoli szedł do przodu. Dotychczasowo nie miał jeszcze przyjemności, by ujrzeć zdziczałego w postaci człowieka, ale słyszał o nim dostatecznie dużo. No dobra, raczej sam szukał informacji i dopytywał o niego innych. Gdy po raz któryś dostrzegł obserwującego go węża poczuł się naprawdę nieswojo, dodatkowo wtedy w dalszym ciągu nie był pewny, czy to czyjś pupil, czy też członek gangu. Dla pewności więc postanowił się kogoś spytać i w końcu został uświadomiony, z kim najprawdopodobniej ma do czynienia. Po zdobyciu opisu wyglądu, ewentualnych cech szczególnych oraz masie plotek wiedział jedno. Jeżeli nie zrobi nic głupiego, to Hyde najprawdopodobniej nie rozszarpie go na strzępy. Gorzej, jeśli podpadnie Jekyllowi. Chris nie był jeszcze pewien, o co dokładnie chodzi między tą szczególną dwójką, ale na słowo "Jekyll" większość Psów krzywiła się w specyficzny sposób i odradzała mu wchodzenie głębiej w relacje pomiędzy Dobermanem a Bernardynem. Odruchowo budziło to ciekawość opętanego, jednak od czasu do czasu budził się jego instynkt samozachowawczy, więc póki co Black trzymał się od tych kłopotów z daleka. Jednak znał siebie, a więc automatycznie wątpił w to, że długo będzie trzymał swój nos z daleka od tej sprawy.
- Hmh. Coś konkretnego sprowadza cię do mnie? - Christopher przekrzywił głowę, uważnie obserwując niespodziewanego gościa. - Nie, żebym miał coś przeciwko towarzystwu. Jednak raczej mało kto wpada tutaj bez powodu. W sumie to również mi nie przeszkadza.
Bo to, że Christopher ma smykałkę do inżynierstwa, Psy odkryły już jakiś czas temu. Black nie miał nic przeciwko drobnym pracom naprawczym, właściwie odprężało go to w pewnym stopniu po całej tej robocie papierkowej. No i mógł wtedy nagadać się do woli, a to też miało pewne plusy.
- To... twój towarzysz? - wskazał głowę na ptasi szkielet z nieco zmieszaną miną.
Jeszcze nie był przyzwyczajony do wszystkiego.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Istniały też niewielkie szanse na to, że Chris miałby szanse na znalezienie się tak blisko Hyde'a, gdyby nie fakt, że charakterem i zachowaniem wyraźnie wyróżniał się na tle innych psów. Zapewne w alternatywnym wariancie, gdy ten znalazłby się w koszyku z resztą członków DOGS — Lis mógłby cieszyć się spokojem własnego ducha, podpierając się tym, że Wąż ma większe i ważniejsze zajęcia na głowie. Ten w końcu na przestrzeni czasu skutecznie ucinał jego towarzyskie zapędy, ściągając je niemal do stanu zerowego, dlatego też nie sposób byłoby dziwić się temu, że idea przyświecająca DOGS jako jednej wielkiej rodzinie nie miała w jego przypadku faktycznego odniesienia. Hyde sprawdzał się jako indywiduum, działające na własną rękę w ramach własnego zezwierzęcenia i idącego z tym w nieodłącznej parze — wysokiego stężenia wirusa X, byłby zdolny do zrobienia krzywdy każdemu kto wszedłby mu w drogę lub kręcił się w pobliżu. Niestabilność i nieobliczalność robiły w tej materii swoje. Nie bez powodu określano go mianem bestii. W jego dotychczasowej obecności względnym bezpieczeństwem mógł cieszyć się Jekyll i Wilczur, tego drugiego bowiem tolerował na tyle, by wykazywać względną samokontrolę nad własnymi odruchami. Nikt inny nie miał cieszyć się nigdy podobnym zaszczytem... Aż do tego skromnego momentu.
Och i całe szczęście, że Chris nie zdecydował się na tak gwałtowny ruch, gdyż w najgorszym razie wpadłby jeszcze w ramiona Hyde'a, a to stanowiłoby stosowny, zapobiegawczy powód dla zaborczego jak diabli Jekylla, aby przyszłego kandydata na stanowisko Pudla w DOGS zapobiegawczo sprzątnąć, nim wszyscy zaczęli go na dobre z nim utożsamiać. Jednakże kwestia samego Skoczka, jak i ożywionego przez artefakt Earla, którego to ciemnowłosy miał akurat pod ręką — stanie się w przyszłości poważną kością niezgody między Wężem a Lisem.
Chyba to nie będzie im dane — stwierdził, patrząc na rozrzucone dokoła Pudla na tak niezbyt wielkiej przestrzeni dokumenty, które opadły na ziemię niczym kurz, pokrywając podłoże niemal w całości. W dalszym ciągu nie rwały się do lewitacji i składania na tematycznie określone kupki. Następnie były pianista przeniósł zaciekawione spojrzenie na właściciela tegoż pokoju, choć w jego intensywnie zielonych oczach pojawiły się typowe dla niego niezdrowe iskierki, koncentrując się na jego niebieskich ślepiach. — Miło? — powtórzył z zaintrygowaniem w głosie, po czym ponownie się roześmiał. Niewiele osób raczej zdecydowałoby się tak powiedzieć, widząc go nie tylko w ludzkiej formie, ale i biokinetycznej. — Mówisz, jakbyś na to czekał. Musisz mieć dziwne upodobania, Chris. — W rzeczy samej Hyde orientował się doskonale w tym jednym konkretnym imieniu, kiedy to pozostałych członków DOGS nie raczył nawet zapamiętywać.
W biokinetycznej formie Hyde znajdował się czasami, wijąc się wówczas po siedzibie wedle własnego uznania i z dala od gderliwego Lisa, lecz większość osób miała na uwadze, że połyskujące czarne łuski na kobrze nie należą do najnaturalniejszych widoków typowych dla tegoż gatunku — cóż, wynik posiadania dwóch węży z tej samej rodziny mówił w tym względzie sam za siebie. W tej postaci nikt go nie niepokoił i mógł cieszyć się świętym spokojem. W ludzkiej formie rzadko kiedy można było go gdziekolwiek dojrzeć. Chyba że składał raport u Wilczura lub dostał wychodne od Jekylla, choć to drugie zdarzało się rzadko.
Nie sądziłem, że to twój pokój — przyznał szczerze, choć wyraźnie zmrużył oczy, jakby w dowodzie ostrożności, wciąż nie odrywając spojrzenia od swojego towarzysza. Nie zamierzał jednak rozmawiać o Jekyllu z nikim, więc realny powód zagoszczenia w pomieszczeniu zamierzał najzwyczajniej w świecie pominąć. — Nie powinno zatem przeszkadzać ci to, że tutaj przebywam, jeśli nie mam ukrytego celu i nie zrobię ci żadnej krzywdy, mam rację? — Wąż przekrzywił głowę w bok, jakby oczekiwał jasnej i klarownej odpowiedzi w tej materii.
Hyde miał na sobie to co zazwyczaj, co poniekąd stanowiło bardzo charakterystyczny dla niego ubiór — ciemny płaszcz z puchatym kołnierzem (bowiem w pierwotnym zamyśle istniała możliwość wyjścia z siedziby), a brak odczuwania różnic temperatur wyraźnie tylko temu sprzyjał, koszulkę i obszarpane na kolanach spodnie, które nowością szczycić się nie mogły. Całość zwieńczona była czarnymi, nieodłącznymi wręcz rękawiczkami na długich palcach byłego pianisty. Siedzący z kolei na posłaniu ożywiony szkielet ptaka dla osoby nieprzyzwyczajonej wyglądał na pewno przerażająco z pustymi oczodołami w miejscu oczu. Unoszące się części ciała martwego zwierzęcia były połączone w niewidzialny sposób za sprawą działania artefaktu Jekylla. Earl miał stanowić bowiem stosowne i jedyne towarzystwo dla Hyde'a, które ten dopuszczał na myśl.
Tak — potwierdził, cofając nieco rękę, żeby ożywione stworzenie miało więcej przestrzeni, a tym samym mogło się podnieść, co wyglądało dość dziwnie. Nie wydawało ono żadnych dźwięków i na ogół nie opuszczało zbytnio swojego właściciela. — To Earl. Jesteś jednym z niewielu, którzy mogą oglądać go z bliska.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

......Cóż, Chris nieszczególnie zdawał sobie sprawę z tego, że jego specyficzne zachowanie przyciągnie uwagę zdziczałego, a co z tym idzie, sprowadzi na niego jednocześnie kłopot o imieniu Jekyll. Skoczek niewątpliwie był bezkonfliktowym osobnikiem, jednak jak tu zachować status neutralnego, gdy z jednej strony chce utrzymać kontakt z dobermanem, a z drugiej nad głową wisi mu dyszący z powodu zazdrości bernardyn? No, na szczęście chwilowo przyszły Pudel nie wiedział, jak rozwinie się cała ta sytuacja, chociaż może gdyby był świadomy, w jak wielkie bagno wpada, to... nie, jednak nie. Zapewne nic nie zmieniłby. Wbrew pozorom był z niego bardzo uparty osobnik oraz, o zgrozo, o bardzo niskim instynkcie samozachowawczym.
- Obawiam się, że faktycznie nie przejawiają chęci współpracy - czyżby w głosie blondyna faktycznie dało się wyczuć nutę rozczarowania? - Szkoda. Teraz jeszcze raz trzeba je segregować, eh.
Najwyraźniej abstrakcyjne tematy w ogóle go nie odrzucały. W gruncie rzeczy, w razie niezręcznej ciszy potrafiłby nawet zacząć wygłaszać poematy na temat zalet ściany znajdującej się naprzeciwko. W końcu nie ma to jak kreatywność, w szczególności w czasach apokalipsy. Co prawda pewnie bardziej liczyła się w inżynierii, ale Chris nie zwracał na to większej uwagi. Zdolność do podtrzymania rozmowy również była bardzo ważna, a przynajmniej dla niego.
- Zaraz tam dziwne - parsknął cicho, przerywając tym samym wypowiedź, ale szybko wrócił do urwanego wątku. - Po prostu cenię możliwość rozmowy z drugą osobą. Tudzież samą okazję do zapoznania się. Poznawanie ludzi jest interesującym doświadczeniem... rzecz jasna o ile nie próbują uczynić z ciebie drugiego śniadania. Wtedy ta przyjemność płynąca z zawierania nowej znajomości jest znacznie mniejsza.
Myślał w inny sposób od większości Psów. Być może wynikało to z jego amnezji, w końcu pamiętał tylko ostatnie dziesięć lat życia plus pewne urywki sprzed apokalipsy, a może po prostu miał w sobie więcej ludzkich odruchów, niż teoretycznie powinien. Chociaż jego myśli podążały z reguły wieloma torami, to jednak trzymały się pewnych moralnych wytycznych, co w sumie również było rzadkie na Desperacji. Cóż, więcej mu z tego przychodziło kłopotów, niż pożytku, ale niespecjalnie miał ochotę podejmować próbę zmiany samego siebie. Mimo wszystko aktualny stan rzeczy odpowiadał mu.
- Och, a więc to tak. W sumie nic dziwnego. Zapamiętanie, kto zajmuje jaki pokój jest ciężkim zajęciem i raczej mało kogo to interesuje - nieważne, że przyszły Pudel miał już opracowaną połowę wszystkich psich mieszkań. - Ja pewnie wywieszę jakąś tabliczkę. Tak dla informacji ogólnej.
Nie zamierzał dopytywać, dlaczego Hyde upatrzył sobie akurat ten pokój. W gruncie rzeczy jego obecność faktycznie w żaden sposób nie przeszkadzała sekretarzowi. Nie miał problemów z akceptacją innych osób na "swoim" terenie, przynajmniej dopóki nie próbowały pozbawić go głowy.
- W ogóle mi to nie przeszkadza, więc o ile nie zanudzisz się w moim towarzystwie, to możesz tutaj siedzieć ile chcesz. Ewentualnie do momentu, w którym zacznę ciebie irytować - pozwolił sobie na nieco krzywy uśmiech. - Co prawda panuje tutaj jeszcze lekki bałagan, ale powinienem w ciągu najbliższego tygodnia to ogarnąć. Dzisiaj raczej nie dam rady uporać się ze wszystkim, co mam zaplanowane, więc wybacz za ewentualny dyskomfort.
Teoretycznie zgodnie z zasadą "wolność Tomku w swoim domku" nie powinien się aż tak przejmować tym tematem, ale w gruncie rzeczy... był jak był. Kiedyś pewnie doprowadzi go to do zguby, chociaż w życiu różnie bywało. Może jakaś sytuacja zmusi go do zmiany systemu wartości, a może zawsze pozostanie taki sam. Doceniłby jednak możliwość przypomnienia sobie czegokolwiek z ostatnich paru setek lat.
- Earl? Ciekawy wybór- Chris przekrzywił ptasim gestem głowę, wpatrując się uważnie w ożywiony szkielet, po czym niespodziewanie uśmiechnął się. - Ciebie również miło poznać, chociaż to dość niespodziewane spotkanie.
No tak. Czego innego można było się po nim spodziewać. W końcu jednak podjął decyzję o pozbieraniu papierów, jednak na razie nie spieszył się do tego, by podnieść się na równe nogi. W końcu wtedy musiałby się co chwilę schylać, a tak mógł na klęczkach z powrotem zbierać wszystkie upuszczone wcześniej papiery. Nawet lekki ból głowy spowodowany upadkiem zdążył już minąć.
- Długo jesteś w gangu, Hyde? - skoro już ma towarzystwo, to miał zamiar z tego skorzystać.
Co prawda zaczął od bardzo standardowego pytania, ale Chris miał to do siebie, że doceniał nawet strzępki informacji w ramach powiedzenia "ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka".
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Od dnia 19 sierpnia daję tydzień na pojawienie się posta. Jeśli po tym czasie go nie będzie, wątek z powrotem przeniosę do archiwum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyciągnięcie uwagi i zaciekawienie Hyde'a było zjawiskiem rzadkim, dostrzegalnym jedynie w przypadku samego Jekylla i kotowatych wszelkiego rodzaju. Chris rozpoczynając znajomość z byłym pianistą, bądź co bądź najzwyklejszym zbiegiem okoliczności i pomyłki, nie zdawał sobie sprawy z przyszłych wydarzeń i dalekosiężnych konsekwencji z tego tytułu, której znaczącym podłożem była zazdrość jasnowłosego Anglika.
Po co? — zapytał Hyde, stale lustrując Chrisa uważnym spojrzeniem. Zasadność sprzątania i utrzymania względem czystości, zdawała się być czymś oczywistym i podtrzymywanym przez Lisa, lecz segregowanie bezwartościowego stosu dokumentów, wydawało się ich pozbawione. Wiedział, że książki skrywały treść fabuły lub wiedzę, ale nie dostrzegał czegoś zbliżonego w tych porozrzucanych na podłodze niewielkiego pomieszczenia. — To tylko papier nieposiadający znaczenia. — dodał ciszej, jakby bardziej do siebie, gdyż znów odezwało się w nim to dziwne uczucie, jakby o czymś zapomniał, a wspomniane papiery miałyby go jakkolwiek nakierować. Czyżby gdzieś zachowało się cokolwiek, również zapisane, a posiadało coś co kiedyś rozumiał? Nie był pewien. Niczego nie był pewien, lecz na szczęście do wrażenie niepokoju zawsze mijało. Szybko jednak zmarszczone brwi wróciły na poprzednie miejsce, a lekkie zmarszczki się wygładziły, pozostawiając tę ulotną zagadkę nierozwiązaną.
Intensywnie zielone oczy Hyde'a błyszczały niezdrowo, a na jego twarzy nagle wymalował się szeroki uśmiech, by niedługo potem roześmiał się dźwięcznie, jakby Chris opowiedział wyjątkowo zabawny żart. Wąż przechylił głowę w bok, przyglądając mu się teraz z żywym zainteresowaniem, choć, rzecz jasna, nie w celach konsumpcyjnych. Chris zatem nie poznał jeszcze Jekylla, to właśnie przeszło mu przez myśl i nie odczuwał obaw przed wsadzaniem ręki do paszczy lwa. Pudel miał więcej szczęścia niż rozumu, o instynkcie samozachowawczym nie ma co, nawet w tym układzie sił, wspominać.
Nie wspominaj Jekyllowi, że tu byłem. Dla własnego dobra. — na ostatnie zdanie Hyde zrobił nacisk dość poważnym tonem, który wchodził w znaczący kontrast z niedawno słyszalnym, choć przyjemnym dla uszu śmiechem. — Chyba że chciałbyś stać się drugim śniadaniem dla jego skalpeli bądź planował umrzeć śmiercią niekoniecznie naturalną. — Wzruszył po chwili ramionami, jak gdyby rozmawiali o standardowej, niezmiennej pogodzie panującej zaciekle na Desperacji. W zasadzie nie mógł takiego manewru zabronić, ale zasugerował to w miarę grzecznie, bez standardowego syczenia, a nawet można, by się w tym dopatrywać oszczędnego zainteresowania losem Pudla, na którego czyhać będzie wściekłość, uświadomionego w jakimkolwiek stopniu Lisa, a który odbierze to jako stosowny powód do zazdrości i zemsty.
Nie dało się zaprzeczyć, że pojęcie moralność nie zostało wprowadzone do słownika Hyde'a i to za sprawą Jekylla, który dawno temu zatracił pierwotne znaczenie słowa, uznając je za zbędne. Sama funkcja, którą doberman sprawował mówiła sama za siebie. On sam jednak nie nadawał się z przyczyn oczywistych, wynikających bezpośrednio ze znikomych umiejętności samokontroli, czy panowania nad adrenaliną, czy pnącą się ku górze agresją, czego głównym podłożem było nadprogramowe stężenie wirusa X w organizmie, do wspólnych misji, które skończyłyby się urazem jakiekolwiek sojusznika stojącego przy jego boku zdecydowanie zbyt blisko, a którego Wąż nie potraktowałby łagodnie.
Słysząc wzmiankę o tabliczce, skinął jedynie głową, jakby potwierdzał, że idea ta jest odpowiednia. Nie wspominał jednak wcale o tym, że w siedzibie przebywał rzadko, wypełniając indywidualnie powierzone zadania, a znajomość imion członków DOGS, czy numerów ich pokoi wydawało mu się niepotrzebne. W momencie, gdy Chris wyraził słowną zgodę na przebywanie Węża w niewielkim rozmiarowo pokoju, zdawać, by się mogło, że były pianista nieco się rozluźnił. Przebywanie w tej chwili z Jekyllem, zdecydowanie nie zaliczało się do przyjemności, z której chciałby chętnie korzystać.
Dyskomfort — powtórzył z lekkim rozbawieniem. — Nie jest dla mnie niczym nowym. Jestem do niego przyzwyczajony. — oświadczył Hyde, jakby nie wypadało niczego oczekiwać po takim miejscu jak Desperacja. O poczuciu komfortu i wygody nie należało nawet wspominać. Warunki były jakie były, a ciemnowłosemu wiele do szczęścia nie było potrzeba. Czasem pewnie do ich niewielkiego grona zaliczała się towarzyskość, której Lis odmawiał mu z jasnych, acz egoistycznych powodów, trzymając go blisko siebie, gdy raczył wrócić (zwykle w marnym stanie) do siedziby DOGS.
Earl okazywał się za to nieszkodliwym towarzyszem Hyde'a, który zwykł trzymać się blisko swego właściciela, lecz budził najróżniejsze emocje u jednostek, które ujrzały ten dziwny twór podtrzymywany przy życiu przez artefakt Jekylla. Hyde przyglądał się poczynaniom Chrisa, ponownie zatrzymując rękę na łebku martwego zwierzęcia, po którym pozostały już same kości i puste oczodoły. Rzucone przez Pudla pytanie odbiło się najpierw od ścian, a następnie wkręciło się w jego czaszkę, lecz odpowiedź na nie została odnaleziona. Hyde nie wykazywał zdolności do określania czasu, zresztą sam nie wiedział od kiedy i w jakich okolicznościach znalazł się w obecnej formie.
Tego nie wiem — odpowiedział brunet, wyciągając drugą dłoń w stronę Earla, by ten posłusznie wszedł na jej wewnętrzna stronę, nie ważąc przy tym nic a nic. — Nie mam pojęcia ile czasu minęło odkąd jestem wymordowanym, ani tym bardziej od kiedy jestem w gangu, Chris. O takie informacje musiałbyś pytać Jekylla. — Hyde nie wydawał się w ogóle tym stanem rzeczy przejęty, choć taka odpowiedź nie mogła zadowolić ciekawości Skoczka, który zapewne oczekiwał bardziej wartościowej odpowiedzi. — A ty jak długo jesteś w gangu, Chris? — były pianista zadał niemal to samo pytanie, kierując je do swojego towarzysza i notabene właściciela tego pokoju. Jakby nie spojrzeć udzielenie odpowiedzi na nie stanowiłoby dla Węża pewną płaszczyznę odniesienia, której aktualnie nie posiadał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

........Wzrok przyszłego sekretarza lekko zbystrzał, gdy usłyszał kolejne słowa wypowiadane przez Dobermana. W jego oczach rozbłysły delikatnie iskierki rozbawienia, a on sam pozwolił sobie na subtelny uśmiech. Hyde nie był pierwszą, ani też z pewnością ostatnią osobą, która najwyraźniej negowała wartość papierów, czy też dokumentów, do których nadzwyczajnym cudem dorwał się Black.
- Właśnie, że mają - zaprzeczył słowom mężczyzny i potrząsnął krótko głową, przez co blond grzywka opadła mu na oczy. - I to duże. Nie było mnie tu wcześniej, więc żeby zapoznać się z systemem gangu, potrzebuję pewnego oparcia. Jeśli wcześniej nie było żadnego schematu, to również muszę to wiedzieć, by wypracować nowy. Te papiery nie tylko pozwalają mi zapoznać się z organizacją, ale też po odpowiednim ułożeniu są źródłem informacji. Czasem niedokładnych, ale teraz każda informacja jest cenna. Ludzka pamięć była zawodna, poza tym tutaj niewiele osób koncentruje się zapamiętywaniu danych i statystykach. A są one potrzebne, by wyciągać wnioski. Gdy wyciągamy wnioski, możemy poprawić błędy. Gdy poprawiamy błędu, to mniej osób ginie. Zakładając, że odpowiednio się do tego zabrało. Tak więc w aktualnym momencie ten stos papierzysk ma dużą wartość. Tyle że jeszcze nieodkrytą.
Kolejny słowotok. Gdyby nie brak oddechu to zapewne kontynuowałby wywód, aż stałby się jeszcze mniej jasny i jeszcze mniej klarowny. Cóż, pewnie powinien popracować nad jakimiś skrótami swoich wypowiedzi oraz umiejętnością logicznego wysławiania się, ale im bardziej się ekscytował (lub oburzał), tym bardziej tracił kontrolę nad swoim ośrodkiem mowy. Najpewniej część Psów zdążył już wprawić w migrenę z powodu nieustannego kłapania szczęką, ale z drugiej strony był też naczelną maskotką - kwestia jego znacznie zaburzonej równowagi wciąż była według nich cudownym tematem do żartów. Jak to się mówi; coś za coś.
Słysząc śmiech Psa drgnął zaskoczony i wlepił intensywne spojrzenie w jego twarz, przekręcając przy tym głowę lekko w lewo. Nie był do końca pewien, która kwestia aż tak bardzo rozbawiła dobermana, ale mimo wszystko pozwolił sobie na uśmiech. Zakłopotany, ale jednak.
Nie wspominaj Jekyllowi, że tu byłem. Dla własnego dobra.
Uch?
Nieme pytanie od razu odmalowało się wyraźnie na twarzy blondyna.
- Jekyllowi... - zamilkł, usilnie próbując coś sobie przypomnieć. - To bernardyn, tak? O rany, jesteś ranny? Oberwie mi się, bo nie wygoniłem ciebie z powrotem do medycznego?
Przekrzywił z widocznym zmartwieniem głowę, co prawda bardziej martwiąc się o Dobermana, niźli siebie.
Naiwność.
Tak. Nawet nie wiedział, jak wiele jeszcze musiał nauczyć się w temacie relacji panujących pomiędzy Psami. Na własne szczęście, czy też nieszczęście, nie miał jeszcze okazji, by zapoznać się z Jekyll'em. Nie znał więc ani jego charakteru, ani przyzwyczajeń, no i co najważniejsze (a także najbardziej niebezpieczne dla zdrowia przyszłego Pudla) nie miał pojęcia o jego obsesji na punkcie siedzącego przed nim dobermana. Hmh, niewątpliwie będzie musiał jakoś to przeżyć, choć pewnie im szybciej zostanie poinformowany, tym lepiej. Nie, żeby miał na tyle wysoki instynkt samozachowawczy, by się tym przejąć. Pod pewnymi względami bywał zaskakująco uparty. Zapewne na własne nieszczęście.
Niebieskie ślepia ponownie przesunęły się po sylwetce Węża. Doberman zachowywał się zadziwiająco... no cóż, cywilizowanie. Na chwilę obecną przyszły sekretarz miał już na koncie spotkania z bardziej szajbniętymi osobnikami, ale chwilowo wolał nie zapeszać. On na przykład wyglądał niepozornie i... ech. To chyba zły przykład.
- Och. Niezaprzeczalnie dyskomfort jest bardzo szerokim pojęciem - mruknął, odrzucając palcami grzywkę z oczu. - Różnie rozumianym w zależności od stopnia czyjejś, hah, powiedzmy, że delikatności. Ale nawet w naszym wypadku da się go ograniczyć. A przynajmniej do tego wszyscy dążą, czy też raczej większość.
Earl przykuwał uwagę. A przynajmniej takie wrażenie odnosił Chris, którego wzrok co chwilę wracał do tego specyficznego zjawiska. Nie chciał być zbyt wścibski, dlatego nie zadawał więcej pytań na temat dziwnego stworzenia, zapominając, że jego twarz przypomniała otwartą książkę; ciekawość niemalże wyzierała z jego oczu. Z drobnego zamyślenia wyrwała go dopiero następna wypowiedź mężczyzny. Blondyn zamrugał szybko i ponownie skupił spojrzenie na dobermanie.
- Czyli dobrze znasz się z Jekyll'em? - spytał, po czym przeszedł do kolejnej kwestii. - Uhm. Krótko. Jakieś dwa, może trzy miesiące.
Wzruszył krótko ramionami nie mogąc zaprzeczyć temu, że był tutaj naprawdę krótko. Nie przejmował się tym jednak specjalnie, stąd też dawał się wszystkim we znaki. Jakby nie było - taki miał po prostu charakter. Teraz co prawda nieco się hamował, ale...
W końcu zdecydował się wstać. Poruszanie się po zagraconym pokoju nie było łatwe, ale przynajmniej i tak bez większych przeszkód dotarł do biurka, gdzie mógł spokojnie odłożyć papiery. Mimowolnie odetchnął z ulgą, jeden punkt był już za nim.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Hyde nie widział celowości prowadzenia dokumentacji, a już tym bardziej nie potrafił dostrzec jej pośród kart, które utworzyły zwarty dywan na podłodze w niewielkim pomieszczeniu, które stanowiło miejsce zamieszkania nowego Pudla. Wąż nie podjął się dalszej polemiki dotyczącej zasadności zapoznawania się ze starymi, być może dawno niewartościowymi danymi, ale za to przyglądał się z wyraźnym zainteresowaniem jasnowłosemu mężczyźnie, tak jakby właśnie rzucił w eter słowa doprawdy niespotykane. Doberman nie podzielał jego zdania, lecz czemu, by się tu dziwić, gdy jego robota należała do tych najbrudniejszych i zarazem najbardziej brutalnych, bolesnych w skutkach? Nie zajmował się papierową robotą, analizą danych, czy wspominanym wnioskowaniem, w przypadku skazanego na zastraszająco wysoki poziom wirusa X u zdziczałego, nie sposób byłoby oczekiwać czegoś podobnego, o wyrzutach sumienia nawet nie racząc wspomnieć w tym nieskromnym zestawieniu. Ich funkcje w organizacji przypominały poniekąd przepaść, nic dziwnego, że trudno tu odnaleźć płaszczyznę umownego porozumienia.
Dr Jekyll był osobowością doprawdy specyficzną, która w dziedzinie medycyny nie miała sobie równych i co najważniejsze — nie przepadała zbytnio za uspołecznianiem się swej obsesji w skromnej postaci narwanego Dobermana. Jednostki, które z Wężem się zaznajamiały zwykle trafiały na niewłaściwą listę. Hyde nierzadko za serię odniesionych ran, które wyprawiały Bernardyna w stan częstej szewskiej pasji za jego lekkomyślność i brak poszanowania dla własnego życia, zmuszony był się kurować pod jego bystrym, czujnym okiem, jakby w formie dodatkowej kary z jednoznacznym zakazem opuszczania ich wspólnego pokoju.
Początkowo Hyde uśmiechnął się nieznacznie, w taki sposób, że nie do końca można, by odczytać co to właściwie oznacza. Och, Jekyll nie był osobą, której należało zachodzić za skórę. Jego mściwość i wyniosłość, na czele z jego ego osiągnęły już tak niebezpieczny pułap, że zdolny mógł być w ostateczności wszystkiego — cel uświęcał bowiem wszelkie środki, które miały wieść do osiągnięcia pożądanego przez Lisa rezultatu. Brunet pochylił się jednak trochę do przodu, a Earl pod jego dłonią poruszył się niespokojnie.
Na twoje szczęście nie — odpowiedział spokojnie, choć sama wypowiedź Hyde'a nie zawierała niewiadomo jak szczegółowych informacji. W jego spojrzeniu nietrudno było doszukać się znajomych, dzikich iskierek w intensywnie zielonych tęczówkach. — Jekyll nie będzie na pewno zadowolony z tego, że złożyłem ci niezapowiedzianą wizytę. Lepiej dla twojego dobra, aby o tym zajściu nie wiedział. — dodał, jakby te dwa zdania mówiły wszystko o usposobieniu Jekylla i wskazywały jasno na to, że należy się przy nim mieć na baczności, który jakby nie spojrzeć był jednak szerzej znany w środku organizacji, aniżeli sam wycofany, znajdujący się często poza siedzibą, Doberman. Na samej Desperacji zarówno Wąż, jak i Lis nie cieszyli się dobrą sławą, choć poprawniej należałoby to ująć za pomocą pojęcia pozytywny. Każdy z nich wykonywał swoje zadania w odrębny, lecz efektowny sposób.
Chris cieszył się tym wyjątkowym przywilejem, że nie działał na Węża w sposób budzący do życia jego w pełni zezwierzęcone odruchy i instynkty, bez cienia wątpliwości wynikało to z usposobienia i sposób zachowania nowego Pudla. Ponadto jego osoba na swój sposób ciekawiła Hyde'a, a jego wrodzona niezdarność potrafiła go rozbawić, a to zdarzało się doprawdy bardzo rzadko, samo zaś usłyszenie śmiechu z jego strony zaliczyć można, by śmiało pod osobliwość lub jawny ewenement. Niewątpliwie wiele jednostek, które miało z Hyde'em jakąkolwiek styczność nie powinno czuć się w jego towarzystwie pewnie — jeśli było w nim cokolwiek pewnego to fakt, że jego działania nie do końca zaliczały się do logicznych, a co więcej przewidywalnych.
Pojęcie czasu stanowiło dla Węża płaszczyznę nie do końca jasną i sprecyzowaną, jakby stanowiła coś na wzór niepełnego w swym znaczeniu ciała stałego, podatnego na wgniecenia czy zmianę kształtu, odnosił wrażenie, że sam nie do końca mógł jej dosięgnąć. Hyde nie zaliczał się osób, które dokumentowały każdy swój dzień, nie zajmował się tym, nie czując ku temu żadnej potrzeby, zatem jedyny stosowny punkt odniesienia stanowiła tu jego pamięć z kilkunastominutowymi dziurami, z których nie do końca zdawał sobie sprawę, a o jakich nikt go nie informował. Zdawał sobie jednak sprawę, że w DOGS znajdował się już bardzo długo, zdecydowanie o wiele dłużej niż wspomniane przez nowego członka na stanowisku Pudla — dwa, trzy miesiące. Sto lat, to jednak bardzo długi, poniekąd wiążący okres współpracy, a zarazem przyzwyczajający do czyjejś obecności.
Bardzo dobrze — potwierdził bez cienia zawahania Wąż, chwytając Earla za tułów i powoli umieszczając go na podłodze, na której jasne kości widocznie się odznaczały, wchodząc w wyraźny kontrast; zwierzę zamarło, jakby w oczekiwaniu na to co się wydarzy. Z tej perspektywy można było się ożywionemu szkieletowi ptaka przyglądać, gdyż poruszał się wedle swego uznania, choć nie zwykł do oddalania się od swego właściciela. — Jeszcze chyba nie poznałeś Jekylla… — mruknął bardziej do siebie, przez chwilę obserwując poruszające się stworzenie złożone jedynie ze swego szkieletu. — Da ci popalić za wszystkie czasy, jeśli się zranisz albo zachorujesz. — dodał, rzucając mu znaczące spojrzenie. Doprawdy cywilizowane zachowanie, jak na jego osobę. Dr Jekyll nie zaliczał się do osób zbyt delikatnych w swym lekarskich fachu, o czym Wąż mógł się na swojej skórze niejednokrotnie przekonać podczas bolesnego zszywania bez jakiegokolwiek znieczulenia czy łagodności podczas tejże czynności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach