Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Musiał przyznać, że odczuł wewnętrzną ulgę, gdy Nathaniel przystał na jego prośbę. Czyli nie był do końca skończonym skurwielem pozbawionym serca. Przyglądał się jego twarzy w milczeniu, z zaskoczeniem obserwując plejadę emocji, jaka się przez niego przetoczyła. Nie zapytał jednak o nic. Nie odezwał się na ten temat. To nie był czas i miejsce na pogaduszki. Możliwe, że Nathaniel w pewien sposób się bał. Przeżywał to na swój sposób. Shion nie mógł w to ingerować, wgryzać się w jego problemy i je rozdrapywać pazurami. Po prostu nie.
- Czekaj. – złapał go za ramie, lecz o wiele delikatniej, niż zrobił to Nathaniel.
- Nie będziemy niepotrzebnie ryzykować. Nasze życie jest najważniejsze. – powiedział cicho, chcąc, by drugi z Psów miał pewność, że w razie niebezpieczeństwa Shion go nie zostawi i nie porzuci.
- Jesteśmy DOGS, a nie nim. – dodał nawiązując do jego wcześniejszych słów. Ruszył z Nathanielem w stronę Smoków, ostrożnie i jeżeli tylko szalejący ogień w chacie na to pozwolił, zbliżył się na tyle, by mogli go usłyszeć.
- Co z nią? Będzie żyła? – zapytał rozglądając się dookoła, trzymając się jednak blisko niskiego towarzysza.
- Nie powinniśmy tutaj siedzieć. Ogień szaleje. Wciąż tu niebezpiecznie. Najlepiej jak się oddalimy gdzieś. – dodał po chwili, nie wspominając już o mężczyźnie, który parę chwil wcześniej wesoło go topił, a potem dusił. A  którego motywu Shion do tej pory nie poznał. Nie zabił go, a jedynie ogłuszył, więc prawdopodobieństwo niebezpieczeństwa z jego strony wciąż było cholernie wysokie.
- Dacie radę iść?
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Odebrał dziewczynę z rąk Shane’a w momencie gdy obaj wyskoczyli z zawalającej się rudery. Kolejne podtrzymujące płonące belki upadły na podłogę, tym razem poddając się jarzącym językom zniszczenia. Posada stanęła w płomieniach, jakby ktoś uprzednio wylał na jej powierzchni benzynę. Mieli szczęście, że wybrali właśnie ten moment — innym wypadku mogliby stać się teraz co najwyżej płonącymi pochodniami, grzejącymi się nad rozżarzoną podłogą.
  Sora uklęknął przy dziewczynie, obracając ją na bezpieczną pozycję. Jeśli chciał ją uratować musiał działać szybko. Wyciągnął dłonie w kierunku korpusu; jej ubranie było już mokre od krwi.
  Rana postrzałowa.
  Nie przebiła dziewczyny na wylot. Kula nadal tkwiła w środku organu jak korek powstrzymujący siłę wody przez wypłynięciem na drugą stronę. Wiedział jak to działa. Jeśli postara się wyciągnąć obcy przedmiot, krwotok może się powiększyć — nawet dwukrotnie.
  Zamknął oczy i wziął wdech, nadal nie dowierzał w to co czuł w sobie jeszcze chwilę temu. Kiedy otworzył turkusowe ślepia, obejrzał się tylko za Rakshą i Shane’m spoglądając na jego plecy jakby nadal uważał, że to co widział jeszcze chwilę temu było zwykłym, niewyraźnym majakiem.
  Miał brudne ręce — uwalone w piachu, ziemi i krwi Pradawnego. Wyciągnął je przed siebie jak to zazwyczaj robią chirurdzy zaraz po zdezynfekowaniu sobie dłoni. On niestety nie miał magicznego spirytusu. Nie miał też rękawiczek. Próba uratowania małej zaczynała diametralnie spadać.
  W pośpiechu otworzył torbę. Wyciągnął z niej folię termiczną i bez zawahania zaczął owijać sobie nią palce. Ruchy w dłoni stały się ograniczone, ale w ten sposób mógł wyciągnąć ciało obce. Miał tylko nadzieję, że pocisk nie zbezcześcił innych organów wewnętrznych.
  Wsunął palce w ranę, dokładnie wyczuwając wetkniętą samotną kulę. Poczuł się spokojniejszy, ale to był dopiero początek problemów.
  Ledwie usłyszał kroki Shiona, który w jednej chwili stanął tuż przy nich — przy jego anielskim ciele. Czarnowłosy chłopak jednak tylko zerknął na niego ukradkiem, znów wracając do swojej pracy. Musiał się skupić. Musiał wszystko przemyśleć.
  — Nie wiem. Potrzebuje chwili — odparł sucho — mogło się wdawać, że umyślnie odpychająco, ale to był jego naturalny ton.
  Kiedy spod kwitnącej czerwieni wydobył pocisk  cisnął nim w bok.
  Czas uciekał.
  Zaczął zamaszyście rozmywać folie z dłoni. Złapał za czystą szmatę i przywarł ją do rozległej rany dziewczyny, powstrzymując krwotok. Coś zapulsowało mu w skroni. Zębatka jego umysłu znów przeskoczyła na nowy tryb pracy. Podniósł głowę i odszukał spojrzenie Pradawnego. W jego ciemnej osnutej cieniem twarzy nie było widać strachu — odzyskał kontrolę.
  — Nie jestem pewien czy przeżyje.
  Twardość jego głosu i brak jakiejkolwiek emocjonalności spotęgowało tylko istotność sprawy.
  Ale może…
  Znów zapulsowało mu w skroni. Palce jednej dłoni wyśliznęły się z podtrzymującego materiału i przesunęły się po odsłoniętym, gładkim ciele dziewczyny. Znów natrafiły na krew, ale tym razem nie cofnął dłoni — przywarł ją jak opatrunek; coś kazało mu tak zrobić.
  Dziwna podświadomość znów szepcząca do jego ucha.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Baterie niczym w zabawce wolno zużywały się w Shane, który musiał chwilę odpocząć, dlatego też w tym celu przykucnął tuż obok Tyrella, stabilizując własny oddech. Ubranie nasączone krwią, potem i deszczem przyległo do jego ciała, niczym druga skóra, jednak on w tej chwili nie myślał o tym.
 Przeniósł wzrok z dziewczynki na Shiona, oceniając stan w którym się znajdował. Wyglądał znośnie jak na sytuację, która miała tutaj do niedawna miejsce. Żył, a Shane poczuł dziwną ulgę. Odetchnął.
Zwrócił ponownie twarz ku Tyrellowi.
Uratuj ją, byle szybko. Shion ma rację, zaraz ogień i nas dosięgnie.
Nie mieli zbyt wiele czasu, a wielkie nadzieje pokładali w Hydrze, który dziwnym sposobem potrafił wyleczyć za pomocą dotyku. A przynajmniej tak jemu się wydawało. Palce anioła pomogły w zasklepieniu jego ran, dzięki czemu nie krwawił się jak świnia w rzeźni.
 Zerknął w bok na szalejący w domu ogień. Płomienie trawiły resztki desek, delektując się ich nawet najmniejszymi drzazgami, które chrupały pod ich gorącymi zębami.
Siedział wpatrzony w ogień, jednak po karku przemknęło mu uczucie niepokoju. Czuł na sobie czyjeś spojrzenie, a szelest liści uświadomił mu, że ktoś nadal im się przygląda. Czy nadal to coś z nimi było?
 Wstał, ruszył w kierunku źródła hałasu, musząc to sprawdzić.


Ten uczuć kiedy napiszesz posta i jesteś przekonany, że go wstawiłeś. Tak, przekonany.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nathaniel, w chwili, gdy zbliżali się do najemników, złapał drżącymi palcami rękę Shiona i zamknął ją w delikatnym uścisku, po chwili jednak, zdając sobie sprawę ze swojego postępowania, wycofał ją szybko.
Trzymał się trochę z tyłu, w bezpiecznej odległości od ognia wygryzającego się w drewniane ściany i Drug-onów. Jego nastawienia, pod wpływem słów Shiona, nie zmieniło się w żadnym aspekcie. Złapawszy z zęby dolną wargę, włożył rękę do kieszeni, zaciskając profilaktycznie palce na małym, poręcznym nożu. Wszedł na pole minowe. Jeden nieuważny ruch i zostanie rozerwany na strzępy. a jego wzrok zatrzymał się najpierw na Hydrze, a potem wbił go w Shane’a. Wpatrywał się w jego masywną sylwetkę, jak sroka w gnat, nie spuszczając z niego czujnego spojrzenia, ale żaden komentarz nie opuścił jego ust, mimo iż takowy miał na końcu języka.
Zrobił parę kroków w tył, gdy mężczyzna podszedł do czającego się w zaroślach niebezpieczeństwa. Z krzaków wyskoczył kogut. Odbił się od ziemi, wymachując chaotycznie skrzydłami. Uderzył nimi o klatkę piersiową Shane’a, wbijając pazury boleśnie w jego skórę. Poruszył niespokojnie dziobem, na którym połyskiwała krew, trafiając w nim w ramię najemnika. Spadł na ziemie i zaskrzeczał żałośnie, podbiegając do kurnika, po którym pozostały tylko zgliszcza. Okrążył go dookoła, zamachnął parę razy opierzeniem i zniknął w ciemnościach nocy, piejąc głośno.
Kiedy Tyrell przystawił palce do rany dziewczynki, opuszki znów zostały otoczone przez srebrzystą poświata, a jego ciało zalała fala przyjemnego ciepła. Nadya, po upływie trzech minut, otworzyła oczy. Zacisnęła drobną rączkę na rękawie bluzy anioła, a jej bladą twarz rozświetlił niewyraźny uśmiech. Poruszyła ustami, jakby chciała coś powiedzieć, ale jej słowa zostały zagłuszone przez wykrzyczane „Pomocy! Tutaj jestem!”. Załkała, a po jej policzku popłynął strumień łez.
— T-to m-m-ój dz-i-adek.
Z czwórki obecnych na podwórku osób, tylko Tyrell znajdował się na tyle blisko, by wypłać sens wypowiedzianych przez nią słów.


Obrażenia:
Shane:  Przemoczenie. Głęboka rana na plecach (między łopatkami) i dwie płytsze w okolicy pierwszych kręgów szyjnych. Podrapany i podziobany przez koguta.
Shion:  Przemoczenie. Odczuwanie przenikliwego zimna z tego tytułu. Wyraźnie odznaczający się siniak na kostce. Oblepiony błotem.
Tyrell:  Krwawy ślad po szponach na przedramieniu i pazurach na barku. Rozcięta wewnętrzna części dłoni i palce.
Raksha:  Utrata paru piór i fragmentu skóry na poziome brzucha.
Nathaniel:  Czerwone ślady po przyduszeniu. Pobrudzony błotem.
Nadya: Drgawki. Głód. Szaleństwo w oczach. I łzy na policzkach. Spalone usta i drogi oddechowe. Przestrzelone prawe ramie. Zdarta skóra z nadgarstków. Stłuczone kolana. Nad prawym wbity nóż. Postrzelony bark. Uszkodzony organ – częściowo zoperowany. Odzyskanie przytomności.

Obecna temperatura to 3°C.

Macie wolną rękę. Czekam na odpisy do 2 lutego.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Kiedy poświata rozjaśniła ciemnice, Tyrell zamrugał oczami, jakby to co przed chwilą stanęło mu przed twarzą było zwykłym, niewyraźnym majakiem, czymś, co mógłby z łatwością zetrzeć z powiek — notabene tak zrobił zaraz potem; otarł bladą skórę pod oczami wierzchem dłoni, ale widok nie znikał.  
  Pomimo niepokoju, jaki osiadł w jego wnętrzu nie przestawał przywierać rąk do jej ciała. Im bardziej było dla niego to wszystko niezrozumiałe, tym bardziej zmotywowany się czuł. Jeśli był to dar od Boga, z którym pożegnał się już przez dziesiątki lat, nie zamierzał odrzucać powiężonej mu siły — a tak, właśnie w taki sposób zaczął to postrzegać. Bo co myślisz kiedy spoglądasz w szybko gojące się rany, kompletnie słabym i bezsilnym wzrokiem? Zawsze myślisz o Bogu i cudach jakie jest w stanie stworzyć — o ile jesteś wierzący, a jeśli nie? O kim myślisz w takiej chwili?
    Dopiero agresywny skrzek wyrwał go z dotychczasowej pracy. Obrócił szybko wzrok. Zawieszona na plecach torba zatrząsała się, a przyczepione do niej kamy zabrzęczały ostrzami o żwirowa ziemie. Jego wzrok padł na Shane'a. Przez chwilę było widać w nich obawę, ale szybko ustąpiła niewzruszonemu, ale na pewno spokojnemu wyrazowi jasnych ślepi. To tylko ten durny kogut.
  — Wszystko w porządku? Nie rozdzielajmy się. To ryzykowne. To coś nadal może gdzieś tu być
  Wydawać się mogło, że czarnowłosy nadal nie ufał psom — nie na tyle aby swobodnie kierować do nich swoje słowa.
  I właśnie wtedy to usłyszał. Przez chwilę myślał, że to trzask zawalającej się chaty zniekształca chargot w ludzki, niemal rozpaczliwy krzyk. Ale to był człowiek. Utwierdził go w tym delikatny, słaby głosik dziewczyny, który popędzany ciepłym oddechem z jej ust, ocieplił jego blade lico. Sora spojrzał spokojnie w jej twarz — zmiękła, oczy zabłyszczały. Widział jej uśmiech i choć nie potrafił odwzajemnić zadowolenia, poczuł rozlewające się spełnienie. Przeżyła. Rany zasklepiły się. Magicznie.
  Spojrzał na swoje dłonie, jakby miał dojrzeć w nich wizualną zmianą, kiedy jednak na ich wnętrzu nie zobaczył ani krzty zmiany (poza czerwonym prowizorycznym opatrunkiem), podniósł wzrok i pochylił się na jej kruchym ciałem.
  — Co powiedziałaś? — zapytał cicho. Jego głos pomimo iż twardy, wydawał się dziwnie przyjazny. — To jej dziadek. On tu jest.
  Wyprostował się gwałtownie i spojrzał na Prawdawnego, tylko ukradkiem spoglądając na DOGSów.
  — Rozpoznała go.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaskoczenie przyszło nagle, tak, jak dotyk Nathaniela. Shion spojrzał na niego ukradkiem, a potem go olśniło. Chodziło o ogień? Czy to właśnie płomieni się bał? To by wyjaśniało jego zachowanie, zdenerwowanie, strach i chęć jak najszybszego oddalenia się od tego miejsca. Przez moment odczuł wyrzuty sumienia, że chciał postawić na swoim i zmusił go do przebywania tutaj, w pobliżu źródła strachu. O ile rzeczywiście był to ogień.
Niemniej instynktownie przysunął się bliżej niego, niemal dotykając swoim ramieniem jego. Chciał, by chociaż tym banalnym gestem wiedział, że nie jest tu sam. Co prawda zbyt heroicznie brzmiałby, gdyby powiedział, że go ochroni, biorąc pod uwagę swoje gabaryty i brak zdolności jako takich bojowych, ale na pewno go nie zostawi.
Przeniósł spojrzenie na anioła, mrużąc nieznacznie oczy. Dziadek, nie dziadek, ale nie mieli na to czasu. Miał złe przeczucia.
- Dziadek czy nie dziadek, nie mamy ku temu pewności. Gdzie był wcześniej? – zapytał cicho spoglądając to na jednego Smoka, to na drugiego. Nie przypominał sobie, by mężczyzna napatoczył się, kiedy po raz pierwszy zawitali w chacie. Nie przypominał sobie również, by jego temat był poruszany. Albo ewidentnie coś przeoczył. Zresztą, wydawało mu się, że mają o wiele poważniejszy problem.
- Można ją przenieść? Naprawdę uważam, że lepiej będzie się przenieść dalej od ognia. Lada moment dym zacznie nas drapać gardła, a przed tym już nie uciekniemy. Ponadto nie wiemy co jeszcze może się czaić w ciemnościach. Musimy iść. – rzucił z naciskiem. Powinni ewakuować się w miarę bezpieczne miejsce, a dopiero potem myśleć co dalej.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

 Przeklęty kogut.
Pomyślał. Spojrzał za uciekającym pierzastym kuprem, dotykając palcami niewielkiej rany jaką wyrządził mu ptak.
 Nienawidzę kogutów.
Dodał z wyrzutem. Odwrócił głowę przez ramię, oceniając stan Nadyi. Tyrell miał w niewielu kwestiach rację, jednak w tej trzeba było mu ją przyznać.
Nadyi zależało na odnalezieniu go. Zauważ Shion, że to jest dziecko.
Rzucił z naciskiem na ostatnie słowo, akcentując je dosadnie.
Wątpię, że będzie potrafiła sama się sobą zająć po tym...wszystkim.
Burknął, doskonale wiedząc, że w większej mierze przyczynił się do złej kondycji dziewczynki. Spojrzał w stronę palącego się domu.
Pójdę sprawdzić szopę. Zostańcie tu i przenieście ją z dala od ognia. Zaraz wrócę.
 Nie czekał na ich reakcję, ani na protesty. Zresztą, nie znał się na medycynie. Potrafił się tylko opatrzyć, nie był im potrzebny na obecny moment. Zawadzałby.
 Udał się za dom, gdzie znajdywała się szopa. Rozejrzał się uważnie, sprawdzając czy nic nie zamierzało na niego wyskoczyć. Zbliżył się do szopy, uderzając w nią ramieniem. Jeśli udało mu się ją otworzyć bez problemu, to wszedł do środka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ręka Nathaniala odnalazła rękawa ubrania Shiona. Zacisnął delikatnie palce na materiale, ale nadal nie miał odwagi, by spojrzeć mu prosto w oczy. Wypuścił z ust powietrze, potem je nabrał i otworzył usta, na których uformowały się słowa, jednak żadne takowe nie padło z jego gardła. Zacisnął je w wąską kreskę. Drżał. Nogi ugięły się w kolanach, więc, by nie skonfrontować ich z mokrą do deszczu trawą, podparł ciężar swojego ciało o jego ramię. Jej wilgoć w tym momencie była bez znaczenia - był pokalana w błocie, ale nie chciał demonstrować swoich słabości.
— Niech idzie — wyrzucił z siebie, na wydechu, po czym zacisnął mocno zęby, odprowadzając Drug-ona wzrokiem, aż ten nie zniknął w mroku. Po chwili poluzował uścisk i rozglądnął się dookoła, w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby im posłużyć za prowizoryczne noszę. Shion miał rację. Musieli przetransportować dziewczynkę w inne, nienarażone na ogień miejsce. Jego wzrok prześlizgnął się po otoczeniu, zatrzymał się na porzuconych w trawie taczkach. Podszedł do nich, zataczając się, ale nie stracił równowagi. Pociągnął za rączkę przedmiotu, w celu wydostania kółka spod wilgotnej ziemi, w którym ugrzęzło. Szarpnął parę razy, ale ani drgnęły.
— Shion, pomóż mi! — krzyknął w kierunku kompana, pierwszy raz zwracając się do niego po imieniu. Przełamał się.

Shane, by dostać się do szopy, musiał pokonać niezbadaną część ogrodu w postaci sięgających mu przynajmniej do ramion kolczastych krzewów. Igły wbijały się do jego ubrań, targając je i naznaczającą jego skórę małymi, płytkami zadrapaniami. Były niczym malutkie, ale ostre kocie pazury. W tle słyszał pianie koguta. Irytująco głośne, jakby pierzaste zwierzę naśmiewało się szyderczo z jego poczynań. W końcu, po przynajmniej pięciu minutach krwawego marszu, przedostał się do zbitej z desek, obskurnej, prymitywnej budowli. Złapał za klamkę i syknął z bólu, czując jak coś przebija skórę na jego plecach, w miejscu, gdzie Tyrell wbił parę razy nóź. Mimowolnie sięgnął ręką do tego miejsca, a palce zacisnęły się na kości, grubej kości. Po chwili odkrył, że niemal cała powierzchnia jego ciała była nimi pokryta. Niektóre były małe, chude, inne duże i grube. Wyrosły, stanowiąc wydłużenie jako szkieletu. Wyglądał jak jeż, chociaż takowe stworzenie z pewnością nie było narażoną na taką dawkę bólu.
Chwila słabości, otępienia nie trwała długo. Została zagłuszona przez głuchy łomot. Ktoś walił podeszwą buta w jedną ze ścian szopy, która pod wpływem uderzeń drżała w fundamentach.
— Tutaj jestem! Pomóżcie! — Rozpaczliwy krzyk zabrzęczał w uszach Shane’a.

Obrażenia:
Shane: Przemoczenie. Głęboka rana na plecach (między łopatkami) i dwie płytsze w okolicy pierwszych kręgów szyjnych - załatana. Podrapany i podziobany przez koguta. Z jego ciała wyrastają kości.
Shion: Przemoczenie. Odczuwanie przenikliwego zimna z tego tytułu. Wyraźnie odznaczający się siniak na kostce. Oblepiony błotem.
Tyrell: Krwawy ślad po szponach na przedramieniu i pazurach na barku. Rozcięta wewnętrzna części dłoni i palce.
Raksha: Utrata paru piór i fragmentu skóry na poziome brzucha.
Nathaniel: Czerwone ślady po przyduszeniu. Pobrudzony błotem.
Nadya: Drgawki. Głód. Szaleństwo w oczach. I łzy na policzkach. Spalone usta i drogi oddechowe. Przestrzelone prawe ramie. Zdarta skóra z nadgarstków. Stłuczone kolana. Nad prawym wbity nóż. Postrzelony bark. Uszkodzony organ – częściowo zoperowany. Odzyskanie przytomności.

Obecna temperatura to 3°C.

Macie wolną rękę. Czekam na odpisy do 8 lutego.


Jesteście na ostatniej prostej. Kończymy.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Nie zamierzał podążać za Shanem. Nawet jeśli chciałby, to nie przydałby mu się w żadnym wypadku. Właściwie to najpewniej jedynie przeszkadzałby, kręciłby się pod jego nogami niczym niesforny szczeniak. O wiele więcej mógł tutaj zrobić. A przynajmniej miał taką nadzieję. Krzyk Nathaniela skutecznie wyrwał go z krótkiego zastanowienia, kiedy odprowadzał spojrzeniem znikające plecy rudowłosego. Odwrócił głowę podążając wzrokiem za drugim z Psów. Bez jakiegokolwiek zbędnego słowa skinął jedynie głową na znak zgody i ruszył pospiesznie w jego stronę, chcąc jak najszybciej mu pomóc.
Złapał taczkę z drugiej strony i wytężając wszystkie swoje mizerne siły, naparł na nią z całej siły, próbując ją poruszyć i lekko unieść. Jeżeli to nic nie pomogło, to przykucnął i zaczął dłońmi odkopywać koła, aby nieco ją poluzować, co ostatecznie powinno ułatwić im wydobycie prowizorycznego pojazdu dla rannej dziewczynki.
Gdy wszystko się udało (o ile), to podprowadził taczkę najbliżej, jak to tylko było możliwe, aby przy transporcie dziewczynki jak najmniej poruszać jej ciałem, po czym przykucnął przy niej, wpatrując się wyczekująco na anioła, czekając aż powie, jak ją przenieść na taczkę.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

 Przedarł się przez kolczaste krzewy, które delikatnie przeorały jego ubranie i fragmenty skóry. Był coraz bliżej. Szopę miał na wyciągnięcie ręki, kiedy poczuł świszczący dźwięk w uszach. Zatrzymał się w półkroku, tuż przed drzwiami szopy, nie mogąc pozbyć się natarczywego altu.
 Oddech dziwnie przyspieszył, a na czole pojawiło się kilka kropelek potu. Gorąc uderzył go nagle, a on nie potrafił określić jego nagłego źródła.
 Do czasu. Ostudził go ból w okolicach pleców. Przeraźliwy ból, rozrywające się skóry. Jakby ktoś od środka próbował się wyswobodzić za pomocą noża. Ostre kolce uderzały raz po raz, miejsce koło miejsca. Zakręciło mu się w głowie, a dłonią nieświadomie sięgnął do pleców. Poczuł kość. Swoją własną kość, wystająca z jego pleców. Do niej dołączyła kolejna, a do piania koguta jego krzyk, który szybko stłumił, zagryzając własną pięść. Zasłonił usta dłonią, sapiąc w nie i starając się zachować zimną krew.
 Oparł czoło o spróchniałe drewno, słysząc głos dziadka Nadyi. Byli tak blisko, tak blisko.
Weź się w garść.
I wziął. Pomimo bólu rozrywającego jego plecy, wszedł do środka szopy.
Hej! Jesteś tu?!
Syknął przez zęby, mając nadzieję, że niebawem dostrzeże starca. Wszedł głębiej rozglądając się po szopie. W końcu w jednym z rogów szopy siedział obolały starzec. Wyglądał mizernie i słabo, gorzej niż ich cała czwórka razem wzięta.
Chodź.
Powiedział, kiedy zbliżył się do mężczyzny. Nie miał ochoty, ani tym bardziej sił na dyskutowanie z nim. Podniósł go z ziemi za łokieć i postawił do w miarę prostego pionu.
Twoja wnuczka cię potrzebuje, rusz dupę.
Warknął, a kości wystające z jego pleców, jedynie dodawały agresji jego wypowiedzi.
Pociągnął go za sobą. W końcu wyszli z szopy, a następnie zmierzyli swe kroki w stronę pozostałych.
Czuł obawę. Nie wiedział dlaczego kości nadal starczały z jego pleców, a on czuł się coraz bardziej słaby. Spojrzał na Tyrella.
Zbadaj go czy z nim okej.
A potem sprawdź czy ze mną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Miał złe przeczucia, ale nie było teraz czasu na gdybanie jaka droga wydałaby się najrozsądniejsza; która niosłaby ze sobą mniej szkód. Może właśnie dlatego odprowadził Pradawnego wzrokiem nie pozwalając swoim struna głosowym na żaden — nawet najmniejszy — sprzeciw.
  Położył głowę dziewczyny na swoich kolanach. Pomimo iż jej rana się zasklepiła (nadal niedowierzał w to co zobaczył/co zdołał zrobić), to wydawała się być wyczerpana. Jej twarz nabrała odcieni szarości. Nadal była w niebezpieczeństwie.
  Nie tylko ona.
  Brudne od krwi dłonie anioła pobrudziły ubranie dziewczyny gdy trzymał ją na tyle sztywno, aby dać jej potrzebna podporę, wtedy też pojawi się Shion. Spojrzał na taczkę i podniósł się lekko, szybko odnalazł wzrok DOGSa. Wszelkie uprzedzenia musiał schować do kieszeni.
  — Złap ją pod ręce. Ja wezmę jej nogi.
  Jak powiedział tak uczynił, a kiedy dzieciak uraczył go pomocą i dziewczyna bezpiecznie znalazła się na prowizorycznych noszach, spojrzał na niego tym razem na dłużej, jakby w ramach niemej podzięki.
  — Zbadaj go czy z nim okej.
  Dopiero ten głos wyrwał go z chwilowego ogłupienia. Obrócił łeb przez ramię i spojrzał na Shane’a. Wcześniej ciążący kamień spadł mu z klatki piersiowej. Wyglądał słabo, jak staruszek, który zataczał się tuż obok jego boku. Obrzucił go szybkim spojrzeniem, zauważając na twarzy tylko parę zadrapań, ale nigdy nie było wiadomo co kryło się pod starym odzieniem.
  — Odejdźmy stąd. Jeśli potrafi iść najlepiej abyśmy odsunęli się jak najdalej od ognia — przystanął przy racjonalnej propozycji rudowłosego, która padła wcale nie tak dawno. — Wszystko dobrze? — Dopiero po chwili skierował swoje suche słowa w kierunku starca, bo wydawało mu się, że tak właśnie wypada. Wzrok jednak szybko posunął na sylwetkę Shane’a. I to co zobaczył spowodowało, że zamarł w półkroku. Dziwna jasna iskra niepewności zakręciła się w jego tęczówce.
  — Shane ty… — głos utkwił mu w przełyku. Oddech na chwilę zaniknął, a paraliż jaki objął jego ciało zatrzymał go i niemożliwi dalszą podróż. Pobladł — a jego jasna cera wydała się być jeszcze bielsza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach