Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 8 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

Go down

O przechuj
To jedyna myśl, jaka wdarła się do jego umysłu, kiedy zobaczył jak sklepienie zaczyna lecieć na nich. O dziwo nie odczuwał strachu. Po prostu przyjął to jako kolejna podróż w nieznane. Pomimo bólu klatki piersiowej, wyprostował się, chcąc spotkać się ze śmiercią z wysoko uniesiona głową.

A potem nastąpiła ciemność.

Warknął, jak zwierze, kiedy świadomość brutalnie wdarła się do jego umysłu, wyrywając z głębokiego snu. Zajęło mi kilka sekund, kiedy w pełni oprzytomniał, niechętnie rozglądając się na boki. Przynajmniej nie było już tak wykurwiście zimno. Poruszył zesztywniałymi palcami, a potem napiął mięśnie, próbując zerwać sznur krępujący jego nadgarstki, jednocześnie uderzył bokiem buta w siedzącego najbliżej Growa sprawdzając czy żyje. W sumie skoro sceneria się zmieniła, to istniało małe prawdopodobieństwo, że ich moce wróciły, dlatego też spróbował użyć jednej z nich. Chciał sprawić, żeby z jego dłoni wysunęła się ostra kość, dzięki której mógłby bezproblemowo rozciąć szorski sznur. Jeżeli jednak moce dalej były zablokowane, to dalej próbował za pomocą mięśni je zerwać.
Nie spuszczał wzroku z leżącej sylwetki mężczyzny, jakby ten lada chwila miał wstać. Wolał, żeby taki scenariusz się nie ziścił, a jeżeli tak... no cóż, pozostawała czysta improwizacja. Zupełnie zignorował leżącego na stole gościa, a raczej jego nogi. Najpierw musiał martwić się o swój własny tyłek, który w końcu był niezwykle cenny.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Koniec sceny trzeciej.
Głos w głowie wypełnił jego czaszkę głośnym echem, jakby usiłował zagłuszyć dźwięk spadających kamieni, które okazały się być niczym innym, jak tylko kolejną iluzją. W przeciwieństwie do głazu, który – jak zdążył wyczuć – poważnie i już nie na niby uszkodził jego stopę. W innych okolicznościach to nie zrobiłoby na nim większego wrażenia, jednak teraz każde obrażenie i każda wylana kropla krwi usiłowała zdegradować go do roli tych wszystkich słabych istot, które w ewolucyjnym wyścigu znajdowały się daleko za nim. Świadomość tego, że nie chciał upaść tak nisko jako jedyna napędzała go do działania, pozwalała na to, by umysł przekraczał naturalne bariery i wydostawał organizm z okowów bólu, który niejednego zmusiłby do złożenia broni.
Znów zrobiło się ciemno.
A później nawet promienie powoli chowającego się za horyzontem słońca, które zaciekle wdzierały się do pomieszczenia przez każdą szparę, na którą napotkały, zdawały się razić zmęczone oczy wymordowanego. Rottweiler niechętnie uchylił powieki, a każdy ruch, który wykonywał, przybierał irytująco zwolnione tempo. Uniesienie głowy, poruszenie nadgarstkami, kolejne mrugnięcie, uniesienie klatki piersiowej w głębokim oddechu.
Minęła chwila, zanim zmarszczył nieznacznie nos, rejestrując w jak kiepskim położeniu się znajdowali. Zerknąwszy z ukosa na Koirę i Jinxa, przeskoczył spojrzeniem na leżącego w pobliżu mężczyznę, który w swoim obecnym stanie nie wydawał się być dla nich zagrożeniem, aż wreszcie na dłuższą chwilę skupił się na stole. Z tej perspektywy trudno było dostrzec, co dokładnie się tam znajdowało, jednak zapewne mogło im to zarówno pomóc, jak i zaszkodzić. Pewnie w zależności od tego, kto pierwszy dorwałby się do stołu. Różnica pomiędzy nimi, a osobą w drugim pomieszczeniu była taka, że oni byli związani, a nieznajomy mężczyzna już nie. Irytujące.
Poruszył rękami jeszcze raz, starając się ignorować nieprzyjemne otarcia o szorstkiego sznura. W dość dyskretny sposób starał się odzyskać wolność, choć jednocześnie wkładał w to na tyle dużo siły, by zwiększyć szansę na wyrwanie się z więzów.
A potem co?
Potem miał zamiar przynajmniej spróbować dostać się do stolika.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Płaskie, poobgryzane części sufitu; twarde, małe kawałki w kształcie grotów włóczni i wielkie elementy bez żadnego kształtu. Fragmenty sklepienia runęły w dół. Za nimi ciągnęły się dymy piasku i kurzu. Grow zdążył jedynie zamknąć oczy. Wtedy nastała ciemność.
Ale dudnienie w czaszce nie ucichło.
Było wręcz głośniejsze i boleśniejsze. Trzęsło nim, jakby nierozważnie położył rękę na skrzynce z napisem: „uwaga, pod wysokim napięciem”. Nagle wziął głęboki wdech i na krótką chwilę zamarł. Na języku czuł gęstą ciecz, wypełniała mu całe gardło, tamowała dopływ tlenu. Ściekała po dolnej wardze, wypływała z kącików ust, lała się po brodzie i szyi. Wilgoć szerokimi strużkami spływała za koszulkę; wielkie krople krwi zdążyły prześlizgnąć się po torsie, brzuchu i wsiąknąć w mocno zaciśnięty pasek spodni.
Irytujące.
Powoli uchylił powieki. Widział swoje nogi, rozrzucone byle jak na podłodze. Kołysały się na boki, tak jak cała ziemia, ściany poprzebijane jasnymi smugami słońca i w ogóle wszystko. Uderzenia wewnątrz czaszki nie zniknęły, ale jeszcze nie zorientował się, że to nie trzęsienie korytarzy, a jego własny ból.
Poczuł nowy impuls.
Wtedy spojrzał w prawo. Nie uniósł pochylonej naprzód głowy (wyglądał jak pijak, którego banda dzieciaków przywiązała do płotu, i który nie był już w stanie trzymać prosto sylwetki; zgarbił się więc i przekrzywił, z twarzą skierowaną do dołu). Jedynie oczy przekręciły się na bok. Rozmazane kształty wyostrzały się i na powrót zlewały w plamy, ale udało mu się wyszczególnić Jinxa. Wykrzywił się i splunął krwią i śliną pod jego buty, zaraz odsłaniając zęby we wściekłym grymasie. Pierdol się. Żyję.
Całą twarz zalaną miał czerwienią; rany wyglądały na świeże. Growlithe miał wrażenie, że wraz z posoką, wyciekają z niego resztki sił; myśli, plany, doświadczenie zbierane przez tysiąc lat. Sen. Pragnął snu. Poruszył ramionami, ale ostry ból od razu odwiódł go od tego pomysłu. Spróbował zacisnąć palce, jakby sprawdzał, czy coś w nich ma.
Nóż. Masz nóż.
Niczego nie miał.
Bo sen... SEN jest ważniejszy.
Zmusił się, aby wyprostować plecy. Przywarł do ściany, zaciskając obnażone, brudne od szkarłatu zęby i poruszając nadgarstkami. Tnący sznur wżynał mu się w staw kciuka, kiedy postanowił pociągnąć mocniej dłonią. Lina napierała coraz silniej, jakby starała się wybić kość w drugą stronę, ale ignorował to. Szum w skroniach był głośniejszy. To on głównie zajmował jego uwagę.
Nie dostrzegł też wystających zza drzwi butów — nawet jeśli, nie dodałby dwa do dwóch. Nigdy nie spotkał się z tym mężczyzną, a przynajmniej takie wnioski wpadłyby mu do głowy przy pierwszej okazji.
Grow skupił się więc na tym, aby — jak zresztą reszta — pozbyć się więzów (skrępowane przeguby były jedynym bodźcem zewnętrznym, który naprawdę do niego docierał), ale w porównaniu do towarzyszy, prezentował się, jakby dopiero co wyszedł z maszyny do mielenia mięsa i to pewnie główny argument, dla którego szło mu gorzej niż lepiej.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wbrew wszelkim przeczuciom, moc, którą pragnął uaktywnić Jinx nie posłuchała się go, wciąż będąc zakopana pod grubą warstwą głazów i kamieni. Jej krypta musiała znajdować się gdzieś w tym bajzlu, ale czas na archeologiczne wykopaliska był czymś czego —  ani on, ani żadne z nich —  z pewnością nie powinno teraz próbować.
  Wystarczyło trochę siły —  jak się okazało, naprawdę niewiele. Uparte przedzieranie włókien poskutkowało poluzowaniem supłów i wyswobodzeniem dłoni. Pomimo uporczywego poszczypywania w tej części ciała towarzyszył im również ból, który doświadczyli niespełna kilka chwil temu. Było to irracjonalne i niedorzeczne, ale gdy teraz spróbowali choć stanąć o swoich siłach, mogli mieć pewność, że mają styczność z czymś materialnym i żywym, coś co wcześniej zostało im brutalnie wyrwane.
  Kiedy Grow spojrzał na swoją poobijaną dłoń mógł dostrzec, że siniaki i rany są tak samo wyraźne jak wcześniej, jednak co mogło wzbudzić w nim lekki niepokój —  ślady zbrunatniały, a wcześniej siniejący palec, wydawał się nie reagować na ruch; dokładnie tak jakby ktoś zamroził mu staw i obłożył go gipsem. Wyglądało to na poważna infekcję, która mogła już przeżreć się w komórki serdecznego palca i postępować dalej, o ile nie pozbędzie się problemu na czas (nim nie wdrąży się w głąb ręki).
  Stopa Ryana wyglądała nadal paskudnie. Z pewnością nie był w stanie utrzymywać na kończynie - w jakikolwiek sposób - ciężaru swojego ciała. Gdyby regeneracja, którą posiadał była w stanie już interweniować w jego ciało z pewnością, krew sącząca się ze zranienia nie byłaby tak gęsta jak teraz. Stopę zalewała taka ilość posoki, że ledwie można było zobaczyć jak wielkie są szkody. Jedno pozostawało jasne —  kości musiały był połamane.
  Sheba mógł dojrzeć, że mężczyzna leżący na ziemi ma zamknięte oczy. Nie poruszał się w żaden sposób i nie zareagował gdy cała trójka wyswobodziła się z wiązów. Nie zareagował również gdy poruszyli się i starali przedostać dalej, do stołu, który dla niektórych stał się wystarczająco interesujący. Jinx miał problemy z oddychaniem. Każde większe zaczerpnięte powietrze wydawało się go przyduszać, ale musiało mieć to związek z ranami jakie odniósł. Mógł posiadać dużą odporność na ból, ale szkody nadal pozostawiały na sobie paskudne piętno.
  Mężczyzna był średniego wieku. Miał brązową czuprynę i wyglądał na człowieka, aniżeli wymordowanego —  ale takie aspekty nigdy nie były jednoznaczne. Nie wyróżniał się niczym specjalnym —  ot, nikt nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby mijał go na chodniku pustego miasta. Teraz wyglądał jakby spał po wielkim, męczącym maratonie. Miał uchylone usta i oddychał miarowo, tym samym wprawiając w ruch klatkę piersiową. Gdy przyjrzeli mu się bliżej mogli zauważyć, cienką strużkę krwi spływającą po jego szyi i umykającą gdzieś w materiał koszuli.
  Na stole znajdowały się stare narzędzia. Był na nim solidnych rozmiarów tasak, krótki nóź i nożyczki, których ostrza strawione było rdzą oraz ich osobiste własności, które musiały być im odebrane zaraz po spętaniu. Poza tymi przedmiotami blat pozostawał pusty, nie licząc parę papierów, które nie kryły w sobie nic nadzwyczajnego. Ktoś musiał mieć plan, aby rozegrać wszystko właśnie w tym miejscu. Przez zdezelowane wnęki okienne, nie było widać żadnych charakterystycznych punktów Desperacji. Nic. Tylko oślepiające zachodzące słońce.
  Pokój obok skrywał w sobie więcej tajemnicy. Kiedy zdecydowali posunąć się dalej mogli zauważyć przez uchylone drzwi ułożonego na stole mężczyznę. Jego ubiór był rozpoznawalny dla Sheby i Ryana, ale i również Growa, który przez parę chwil mógł zapamiętać jego potężny oręż i zawalistą budowę ciała. Jednak w porównaniu do szatyna leżącego na ziemi nie poruszał się. Krew ściekała mu z palców opuszczonej dłoni i barwiła ziemię. Z tej odległości mogli czuć tylko zapach śmierci.
  Coś zaszurało.
  Znowu.
  Dźwięk łańcuchów poruszających się po ziemi.
  Jedna z ciemnych łap wysunęła się na ich pole widzenia. Wielkie trzy psiska leżały w rogu małej wnęki.  Ukryte za rogiem —  w pomieszczeniu ich pana. Miały zamknięte oczy i wyglądały jakby śniły. Nie reagowały na głosy. Ich kończyny drgały jak rażone prądem. Problem był jeden. Ich stalowe obroże były połączone grubym, matowym łańcuchem.


► Wasze moce zostały zablokowane.
Arcanine: niewielkie skaleczenia na dłoniach. Pęknięta warga. Bolące siniaki na nadgarstkach — rany cięte w poprzek żył, płytkie; nie dotknęły naczyń krwionośnych. Krwawiące zadrapanie na biodrach. Ślady po wbitych pazurach w mięśniu podkolanowym (prawa noga) —zatrzymanie nadmiernego krwawienia. Odrętwienie palców (zranienie na serdecznym lewej ręki, kolor brunatny – brak ruchu) i prawej nogi — Problem w poruszaniu tymi kończynami. Znaczny spadek temperatury ciała.
Fucker: twarz pokryta płytkimi zadrapaniami, ślady po linie na kostkach. Drapanie i pieczenie w gardle. Problemy z oddychaniem i mówieniem. Sącząca się krew z ust i z nosa — niewielkie ilości. Obdrapane przedramiona i dłonie, na których przez upadek pojawiło się kilka krótszych, zabrudzonych kurzem ran. Obite prawe biodro. Rana po zębach na lewym ramieniu — wyrwany płat skóry. Poparzony wierz dłoni i lewa część policzka. Pogruchotana lewa stopa (przygnieciona przez ciężki głaz).
Jinx: zmarznięty. Przechodzą go dreszcze zimna. Ból w ramieniu — uporczywie pieczenie, ruchy w tym stawie są ograniczone. Poparzony wierz dłoni, prawa część szyi oraz obszar wkraczający na kość policzkową. Cztery głębokie cięcia na klatce piersiowej (jedno z nich odsłoniło mostek).
Temperatura około 15°C. Odczuwalny głód i pragnienie.
► Odpisy w kolejności dowolnej.
► Całkowita swoboda w działaniach.
Deadline: 21.09.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pogruchotana stopa stanowiła marną podporę dla rosłego ciała mężczyzny. Gdy opuścił na nią wzrok, zmarszczył nos z wyraźnym obrzydzeniem. Nie było to powodem tego, że podobny widok wywoływał w nim faktyczne zdegustowanie – w swoim życiu widział i robił znacznie gorsze rzeczy – a tego, że ograniczenia własnego ciała bywały upierdliwe. Gdyby tylko był w stanie rozpocząć proces regeneracji, nie byłoby żadnego problemu, jednak teraz wiedział, że niezależnie od tego, ile czasu zdążyło już upłynąć, nic się nie zmieniało. Jego ciało było równie ranne i równie osłabione, co wcześniej, a ściana lub dobra wola dwójki jego towarzyszy, były teraz jego jedynymi kompanami.
Bok ciężko przylgnął do zniszczonego i niezbyt szczelnego muru budynku, gdy zauważywszy, że na tym etapie nic im nie zagraża, zaczął przesuwać się wzdłuż swojej podpory do stołu. Chociaż narzędzia na nim już na pierwszy rzut oka wydawały się wysłużone, były znacznie lepsze niż brak jakiekolwiek broni w ręce. Ciemnowłosy oparł się ciężko o blat, a palce jego rannej stopy ledwo dotykały ziemi. Mimo że nóż wydawał się znacznie wdzięczniejszym i łatwiejszym do ukrycia przedmiotem, jego palce zacisnęły się kurczowo na rękojeści tasaka, dzięki któremu znacznie łatwiej było utrzymać innych na dystans, którego teraz definitywnie potrzebował.
Jinx ― jego głos wydawał się zaledwie szmerem, który niewiele różnił się od umęczonego oddechy nieznajomego mężczyzny. Wiedział jednak, że tyle wystarczyło, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, gdy wolną ręką sięgnął po nóż, by zaraz podrzucić go czarnowłosemu. Wilczur wydawał się znacznie gorzej radzić sobie z przyswajaniem rzeczywistości, dlatego dał mu jeszcze kilkanaście sekund na tę niezbyt miłą pobudkę. Póki co nie warto było ciskać w niego żadnymi ostrymi przedmiotami, choć pozostałe na stoliku nożyczki nie prezentowały się zbyt chwalebnie.
Kolejne szurnięcie w drugim pomieszczeniu sprawiło, że mimowolnie napiął mięśnie pleców i wyprostował się na tyle, na ile pozwalał mu obecny stan. Dłoń, w której dzierżył szerokie ostrze, zawisła luźno wzdłuż jego ciała, jakby tym samym chciał ukryć je przed potencjalnym przeciwnikiem. Zwłaszcza, że już po chwili mozolnie dokuśtykał do progu kolejnego pomieszczenia, by dokładniej ogarnąć, co znajdowało się w środku. Chociaż nie odezwał się ani słowem, obejrzał się za siebie, obrzucając dwójkę Psów dość wymownym spojrzeniem – to na pewno zwiastowało kłopoty, a nie było o nie ciężko, zważywszy na to, że kiedy tylko powoli i niemalże bezgłośnie wsunął się do drugiego pomieszczenia, przylegając plecami do ściany, dostrzegł całą trójkę zwalistych psów, z którymi – jak mu się wydawało – mieli do czynienia już wcześniej.  Teraz jednak wszystko wskazywało na to, że właściciel miał w planach stworzenie swojego własnego Cerbera.
Odczekał chwilę na pozostałych. Z początku nie zamierzał ruszać się ze swojego miejsca, choć palce mocniej zacisnęły się na rękojeści, gdy zaczął uważnie przyglądać się pomieszczeniu w poszukiwaniu nie tylko jakichś drzwi ucieczki, ale także szafek, które mogliby przeszukać, jakichś bezsensownie zawieszonych na zardzewiałych haczykach kluczy albo... przeniósł wzrok na ciało, które wciąż okryte było przez warstwy ubrania. Pytanie tyko, czy mężczyzna faktycznie był tak martwy, na jakiego wyglądał? Jeśli nie, zawsze mógł się upewnić, odrąbując mu łeb od reszty ciała. Wykonał pierwszy krok w stronę stołu, chwytając się pierwszej lepszej rzeczy, która nawinęła mu się pod rękę. Nie mógł powstrzymać się od zerknięcia w stronę pogrążonych we śnie psów, bo jeśli dźwięki z drugiego pomieszczenia nie zrobiły na nich żadnego wrażenia, jak miały oswoić się ze szmerami w pobliżu?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Śmierć ma sto centymetrów wzrostu [Arcanine, Fucker, Jinx] - Page 8 Xxxxjpg_qeanpwx



Zdawał sobie sprawę, że kiedy oddycha to brzmi jak stary emeryt, który przeszedł pięć metrów i się zmęczył. Oddech świszczał, miał mroczki przed oczami i najchętniej położyłby się spać. Mimowolnie przeniósł wzrok niżej, na swoją klatkę piersiową, gdzie ujrzał cudowne trzy głębokie rady. Lewy kącik ust uniósł się ku górze, gdy spomiędzy rozszarpanej skóry dumnie lśniła kość. Jak małe dziecko uniósł palec i z ciekawości wsunął go w ranę, by dotknąć kości. Szybko tego pożałował.
- O jebany skurwysynu. - wycharczał pod nosem, ale po chwili roześmiał się cicho. Czego też pożałował, kiedy silny ból objął jego klatkę piersiową jakby zamknął go w swym żelaznym uścisku.
Odetchnął płytko parę razy, wreszcie dochodząc do siebie i ruszył głębiej.
W ostatniej chwili złapał nóż, na który spojrzał beznamiętnie, leniwie obracając go w palcach. W sumie trzy psy zainteresowały go najbardziej, chociaż łańcuch jakim były zapięte nieco go zaniepokoił. Musieli znaleźć jakiś sposób, żeby je wyswobodzić, bo nikt nie zasługuje na zdychanie w takich warunkach. Tylko raz, na krótko, powiódł wzrokiem po zwłokach leżących na stole. Nie czuł absolutnie nic z tego powodu, chociaż chyba najdłużej z ich trójki spędził czasu z nieznajomym. Czy on w ogóle mu się przedstawiał? Jeżeli tak, no cóż, nie miał w sobie nawet na tyle szacunku, by pamiętać jego imię.
Wracając do łańcuchów. Istniał nikły cień szansy, że leżące truchło drugiego mężczyzny mogło skrywać w swych kieszeniach jakiś klucz, dlatego też odwrócił się i podszedł do niego. Nim przykucnął, szturchnął butem opasły policzek mężczyzny sprawdzając jego reakcje. Żył, ale zdawał się, że ledwo dycha. Niestety, Jinx nie należał do tych dobrych wymordowanych, którzy przyjmują się byle rannym stworzeniem, w końcu nie był Matką Jinresą Desperacji. Przykucnął i nie spuszczając wzroku z jego twarzy zaczął go przeszukiwać wolną dłonią, po kieszeniach czy też innych zakamarkach, drugą trzymając nóż blisko jego szyi. Był gotowy do poderżnięcia jego gardła, jeżeli sytuacja będzie tego wymagała.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Przekręcił sylwetkę.
Dźwignął się na nogi, opierając ścierpnięty w mięśniach bark o ścianę, do której przylgnął także płasko przeciwległą ręką. Pionowa powierzchnia stanowiła jedyny wspornik, któremu zdołał zaufać, choć nawet w momencie, w którym wreszcie wyprostował kolana i uniósł się nad poczerwieniałą, lepką podłogą, cały pokój zdawał się przekręcić nieco na bok. Zbyt ciężka głowa przechyliła się nagle bardziej w prawo i opadła skronią o wyszczerbioną ścianę.
Nabrał głębokiego wdechu.
Sam już nie wiedział co czuł, a czego nie. Czy dygoczące uda były wytworem jego wyobraźni, czy naprawdę się tak trząsł — z zimna, głodu, utraty krwi, której tak potrzebował? Czy płytki oddech był efektem zbyt intensywnego snu, czy jednak zmęczenia? Mroczki pojawiły się dlatego, że zbyt gwałtownie wstał, a może naprawdę ciemniało mu przed oczami?
Ze świstem wciągnął kolejny haust powietrza; zęby zaciskały się aż ból w szczęce zaczął być nieznośny. Growlithe wyłapywał pojedyncze dźwięki i obrazy; skupił się na rozejrzeniu dookoła, ale na analizę sytuacji nie chciał się zdobywać.
Wysnucie jakichkolwiek wniosków, przy tak niewielkiej ilości informacji, jakie zdobył, byłoby głupotą, o którą nawet on nie chciałby się pokusić. Przeciągnął nogą po deskach i to był pierwszy krok w mozolnej wędrówce do stołu, do którego wszyscy po kolei wpierw podeszli. Kiedy dopadł do blatu, położył ręce na meblu i przeciągnął zamglonym wzrokiem po kartkach.
Niewiele dla niego znaczyły, nie sądził też, żeby zawarte w nich teksty miały im teraz pomóc. Czuć było tu swąd ciał, futra i drewna; to wszystko z okropnym fetorem posoki, którego nie pomyliłby z żadną inną wonią. Opierając palce o stertę papierzysk jednym pchnięciem zepchnął je ze stolika. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że mógłby tym wybudzić jakieś demony ze snu.
Zignorował nożyczki, przekręcił się tyłem do stołu i znów rzucił okiem na pomieszczenie. Spróbowałby dopaść do półprzytomnego ciała, ale Jinx zrobił to jako pierwszy. Ryan z kolei szedł — próbował iść? — w stronę leżącego w drugim pokoju mężczyzny. Tasak wydawał się tu nienaturalny; nie na miejscu. Jakaś część Growa chciała odebrać broń Grimshawowi, ale zamiast tego sam ruszył ku nieżywemu.
Zrobię to — wychrypiał, kiedy znalazł się wystarczająco blisko ciemnowłosego. Kątem oka dostrzegł ruch; był to jeden z tych momentów, gdy coś przemyka ci na samym brzegu rejestracji pleneru i choć zrozumiesz, że coś ujrzałeś, nie będziesz w stanie skonkretyzować co dokładnie. Przeciągnął więc nadgarstkiem wzdłuż czoła, chcąc zetrzeć przynajmniej część krwi z twarzy i spojrzał w bok, ku pochrapującym psom.
Dopiero je dostrzegł.
Cicho szurając butami dotarł do martwego mężczyzny. Wyglądało, że nawet w takim stanie był skory podjąć ryzyko; gardła psów opinały obroże, ale nie mógł mieć pewności, że okażą się one wystarczające, aby chronić go przed kłami i pazurami. Teraz te cholerne kundle chrapały aż miło, ale kto powiedział, że nie wyrwą się z drzemki w momencie, w którym ktoś dotknie ich pana, jakby wewnątrz mózgów posiadały alarmy?
Skostniałe palce wsunęły się od razu pod pierwszą warstwę ubrań na klatce piersiowej, w poszukiwaniu uwypukleń i kieszeni, które mogłyby skrywać w sobie cokolwiek. Ryan był blisko; jeżeli miał zrobić z tasaka użytek, musiał trzymać się pionu.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Psy pochrapywały. W powietrzu unosił się zapach rozgrzanych struktur, które podczas dnia musiały być poddane słonecznej kąpieli. Zamaskowany mężczyzna jednak się nie poruszał. Nie wypuścił nawet drobnego podmuchu spomiędzy swoich ust, w akcie miarowego oddychania. Leżał nieruchomo niczym mumia, która wyjęta z sarkofagu zostaje ułożona w muzealnym piedestale. Kiedy Grow postanowił go przeszukać, a dłonie przekroczyły pierwszą warstwę ubrań, psie bestie nadal opierały łby na przednich łapach. Nie zareagowały na kontakt z ich panem, były jak pogrążone w sennym transie. Co jakiś czas drgały im uszy, łapy i szurały ogony, jak dotknięte bardzo złym koszmarem, z którego próbowały się wyrwać. Na nic — żaden bodziec dźwięku nie dotykał ich narządu słuchu. Mogli teraz wyobrazić sobie jak oni sami mogli wyglądać podczas tej wyczerpującej nocy pełnej mgły.
  Growlithe nie znalazł nic. Kieszenie mężczyzny były opróżnione, tak samo jak ich własne. Może faktycznie zamaskowany był tylko ofiarą? Kiedy jednak palce albinosa osłoniły skórzany płaszcz, wielkie, szkarłatne rozcięcie na szyi ujawniało piekielną głęboką ranę. W krwi zalewającej szyję mógł bardzo wyraźnie przyjrzeć się chrząstką jego aparatu mowy, który został doszczętnie pogruchotany. Nie było już żadnych wątpliwości. Pozostał jednak niedosyt, ich poszukiwania okazały się płonne. Psy nadal spały, a oni nadal tu byli.
  Czujne spojrzenie Grimishawa mogło wyłapać, parę możliwości opuszczenia budynku. W pokoju znajdowała się wysoka wnęka, trochę ponad trzydzieści centymetrów od podłogi, prowadząca na kolejne ruiny — z tego punktu obserwacyjnego, można było dostrzec zdezelowane schody wychodzące na rozlaną cieniem Desperację. Nie zostali tu zamknięci, możliwości ucieczki okazało się podejrzanie wiele i chyba to wydało się najbardziej zastanawiające i trochę niepokojące.
  Brązowowłosy nieznajomy zdawał sobie nic nie robić z przytwierdzonego do jego gardła noża. Nadal pochłonięty snem, zagryzał wargę, z której zaczęła sączyć się krew. Kiedy jednak dłoń Sheby powędrowała do jego ubrania w celu przeszukania degenerata, ten powoli uchylił oczy. Zrobił to wręcz lakonicznie, jak człowiek, który doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego marnego położenia. Zimny, lodowaty wzrok wbił się w ciemnowłosego dokładnie w momencie gdy ten zdawał się w ogóle o tym nie wiedzieć, a potem wszystko potoczyło się zbyt szybko. Złapał go silnie za nadgarstek, w momencie, gdy Sheba odnalazł klucze. Siłował się z bronią, czując jak ostrze musnęło jego skórę i przebiło się przez pierwszą warstwę naskórka.
  — Jak się wam udało — syczał przez zaciśnięte zęby. Wpatrywał się w twarz Sheby nie poruszając się; miał nadzieję, że wygra ten pojedynek, że wyrwie się i obróci ostrze w kierunku wymordowanego i poderżnie mu gardło, nic jednak na to nie wskazywało. — Zginiecie. Myślicie, że rzeczywistość was uchroni?
  Z pewnością nie. Ale objęcia snu, już dawno opuściły ich umysły. Nozdrza psów poruszyły się nagle, jak wiedzione aromatycznym zapachem.
  — To jeszcze nie jest skończona gra. Ten świat nadal istnieje. Wrócisz tam, a wtedy...
  Z nosa szatyna lała się krew. Obrażenia jakie na sobie posiadał przypominały łudząco te, które posiadał potwór w momencie, gdy kamienie zasypały otaczający wokół obraz.
  Naparł na broń, a kiedy ręka zadrżała mu w konfrontacji z siłą Jinxa, otworzył szeroko oczy i zatrzymał w ustach oddech. Krew trysnęła z jego szyi i zabarwiła podłogę, nie była to jednak sprawka wbitego noża — ten wtopił się w ciało zaraz potem, kiedy siła opadła z mężczyzny i runął na ziemię. Na jego obojczyku pojawiła się ogromna — jak malowana pędzlem — przerażająca rana, a w niej ślady po ostrych, psich zębach.
  Łańcuch poruszył się niespokojnie, a zwierzęta lakonicznie uchyliły ślepia. Ich ślepe spojrzenie powędrowało w kierunku Growlithea i Rayana, jakby doskonale wiedziały, że się tam znajdują. Były spokojne i przez chwilę mogło się wydawać, że z szacunku kłaniają przed nimi głowy.


► Wasze moce zostały zablokowane.
Arcanine: niewielkie skaleczenia na dłoniach. Pęknięta warga. Rany po pazurach na lewej części twarzy. Bolące siniaki na nadgarstkach — rany cięte w poprzek żył, płytkie; nie dotknęły naczyń krwionośnych. Krwawiące zadrapanie na biodrach. Ślady po wbitych pazurach w mięśniu podkolanowym (prawa noga) —zatrzymanie nadmiernego krwawienia. Odrętwienie palców (zranienie na serdecznym lewej ręki, kolor brunatny – brak ruchu) i prawej nogi — Problem w poruszaniu tymi kończynami. Znaczny spadek temperatury ciała.
Przerwane więzadła w mięśniu podkolanowym — wymagana konsultacja medyczna! jeśli nie zostanie opatrzony w przeciągu dwóch sesji, wedrze się zakażenie i związane z nim konsekwencje).
Zranienie na palcu serdecznym — wymagana konsultacja medyczna! jeśli nie zostanie opatrzony w przeciągu sesji, zakażenie przeniesie się na wnętrze dłoni. Wymagana amputacja.

Fucker: twarz pokryta płytkimi zadrapaniami, ślady po linie na kostkach. Drapanie i pieczenie w gardle. Problemy z oddychaniem i mówieniem. Sącząca się krew z ust i z nosa — niewielkie ilości. Obdrapane przedramiona i dłonie, na których przez upadek pojawiło się kilka krótszych, zabrudzonych kurzem ran. Obite prawe biodro. Rana po zębach na lewym ramieniu — wyrwany płat skóry. Poparzony wierz dłoni i lewa część policzka. Pogruchotana lewa stopa (przygnieciona przez ciężki głaz).
Poparzony wierz dłoni i lewa część policzka — wymagana konsultacja medyczna! jeśli nie zostanie opatrzony w przeciągu dwóch sesji, wedrze się zakażenie i związane z nim konsekwencje).
Pogruchotana lewa stopa — wymagana konsultacja medyczna! jeśli nie zostaną opatrzone w przeciągu jednej sesji, wedrze się zakażenie i związane z nim konsekwencje).

Jinx: zmarznięty. Przechodzą go dreszcze zimna. Ból w ramieniu — uporczywie pieczenie, ruchy w tym stawie są ograniczone. Poparzony wierz dłoni, prawa część szyi oraz obszar wkraczający na kość policzkową. Cztery głębokie cięcia na klatce piersiowej (jedno z nich odsłoniło mostek).
Poparzony wierz dłoni i prawa cześć szyi oraz obszar wkraczający na kość policzkową — wymagana konsultacja medyczna! jeśli nie zostanie opatrzony w przeciągu dwóch sesji, wedrze się zakażenie i związane z nim konsekwencje).
Cztery głębokie cięcia na klatce piersiowej — wymagana konsultacja medyczna! jeśli nie zostanie opatrzone w przeciągu jednej sesji, wedrze się zakażenie i związane z nim konsekwencje).
► Odczuwalny ogromny głód i pragnienie.
► Czas działania waszych umiejętności przez okres jednej sesji są skrócone o 50%.

MISJA ZAKOŃCZONA SUKCESEM
Każde z was otrzymuje Piekielnego Kundla. Dziękuje za wytrwałość.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 8 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach