Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

I co teraz? ― Może nie było to najlepsze pytanie, które mogło paść w tak podbramkowej sytuacji, jednak nie był w stanie zdobyć się na nic ambitniejszego, gdy ból wściekle pulsował w jego czaszce. Nie na co dzień obrywało się w skroń kokosem – i kto by pomyślał, że to cholerstwo było aż tak twarde – i nie na co dzień miało się okazję tkwić przywiązanym do pala za sprawą tajemniczego plemienia Uga Buga. Tak naprawdę była to tylko wymyślona na poczekaniu nazwa, biorąc pod uwagę, że czarnoskórzy i umalowani członkowie plemienia, najczęściej wyrzucali z siebie dźwięk przypominający właśnie ugabuga.
Pozycja, w której się znaleźli była co najmniej niewygodna. Czuł, jak chropowate liny nieprzyjemnie wgryzały się w jego nadgarstki, a każda próba szarpnięcia skutkowała tym, że uczucie szczypania stawało się jeszcze bardziej dokuczliwe. I pomyśleć, że miała to być przyjemna wyprawa na rajską wyspę, a tymczasem zgraja wygłodzonych kanibali właśnie szykowała się do uczty, starannie układając gałęzie pod ich bosymi stopami, którymi ledwo dotykali ziemi.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

W przeciwieństwie do jego towarzysza, dla niego cała ta sytuacja wydawała się zabawna. Od momentu złapania i przywiązania, nie przestawał chichotać jak opętany, czerpiąc z tego radość i zabawę, jak dziecko, które właśnie zaczęło budować zamek z piasku.
Nie wiem, umrzemy? - rzucił wesoło i ponownie się roześmiał.
Gdzie mi z tym badylem. - warknął, gdy jej z ugabuganczyków rzucił badylem wprost w jego stopę. Jinx nie pozostawał dłużny i zamachnął się nogą odkopując badyl niczym Lewandowski, trafiając patykiem wprost w łeb zdziwionego mężczyzny.
Widziałeś jaki piękny kop? Widziałeś?! - spojrzał w stronę Zero i mrugnął do niego zalotnie.
A teraz żarty na bok. Weź spal te sznury czy coś.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

O tym, że Jinx był dziwny, wiedział już od dawna. Dlatego bynajmniej nie zaskoczyło go podejście mężczyzny do całej tej sprawy. Jasnowłosy wypuścił ciężko powietrze ustami, jakby miał do czynienia z dzieckiem, a nie z kimś starszym od siebie. Chyba ich role powinny wyglądać zupełnie inaczej, jednak w tym momencie nie było czasu, żeby specjalnie zastanawiać się nad tym, jak by to było.
― AAA, UGAAA BUGAAAAAAA ― wrzasnął ten od oberwania kijem w łeb, przyciskając rękę do głowy i kręcąc się przez chwilę dookoła własnej osi, przeskakując przy tym z nogi na nogę, jakby pod jego stopami znajdowały się rozżarzone węgle.
Dwukolorowe tęczówki przyglądały się ciemnoskóremu z politowaniem.
Chyba nie jest zbyt bystry.
Co ty powiesz.
A-ha, godne podziwu ― przyznał bez szczególnego entuzjazmu i poruszył się nieznacznie, co poskutkowało dźgnięciem go badylem w udo.
― Uuu...gaaa buga!
No zaraz mu zapierdolę ― wymruczał pod nosem. Z drugiej strony takie podjudzanie mogło wyjść im na dobre. Lesliemu znacznie łatwiej było skupić się na wykorzystaniu swoich umiejętności, pomimo obolałej głowy. Zerknął z ukosa w bok, jakby próbował obejrzeć się za siebie i wygiął nadgarstki, chcąc sięgnąć palcami do sznurów. Te już zdążyły zajarzyć się barwnymi płomieniami, które łakomie zaczęły dobierać się do splotów, nie robiąc mu żadnej krzywdy.
Upadek na gałęzie na boso nie należał do najprzyjemniejszych. Jasnowłosy skrzywił się, ignorując wrzaski bojowe dookoła, choć kolejny patyk boleśnie zaczął wbijać się w jego ciało, jakby chciano go zmusić do wrócenia na pal. Dobre sobie. Gdzieś z daleka zaalarmowana armia już pędziła z kokosami, a on właśnie przepalał więzy na nadgarstkach Sheby, w pośpiechu przypalając jego skórę. Coś za coś.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nim mu zapierdolisz, pospiesz się się z uwalnianiem mnie. - odpowiedział zaskakująco spokojnie, nawet w ostatniej chwili przechylając głowę w bok, dzięki czemu uniknął pierwszego spotkania z lecącym w jego stronę kokosem. Szkoda kokosa. Lubił kokosy. Zerknął ukradkiem na Zero, który wydawał się czerpać niezwykłą radość z podpalania jego skóry. Wargi drgnęły, a gdy sznury wreszcie puściły, on chwycił mocno i stabilnie za nadgarstek anioła i szarpnął nim w swoją stronę. Ich twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko, dzielone zaledwie marnymi i ulotnymi milimetrami.
Hej, kotku, na pierwszej randce bądź delikatniejszy. Takie zabawy zostawmy na później. - uniósł drugą dłoń i przesunął językiem po czerwonych plamach oparzenia odznaczających się na bladej skórze. Wreszcie rozluźnił palce, wypuszczając z ich żelaznego uścisku wątły nadgarstek anioła i miną go, zeskakując na ziemię. Wsunął obie dłonie do kieszeni bermudów i poruszył karkiem na boki, spoglądając na biegnących w ich stronę murzynków bambo. Wykrzywił się w uśmiechu i pochylił lekko sylwetkę, opierając stabilniej stopy na ziemi, by odbić się od niej i z całym impetem w pierwszego lepszego ugabusa.
Wooo jeden zero! - krzyknął łapiąc za gardło drugiego i bez najmniejszych oporów wyrwał z jego rąk dzidę, a samego oponenta posyłając w stronę słomianego domu.
Dalej Zero, w las! - krzyknął a potem uniósł dłoń z dzidą ku niebu i ruszył w stronę lasu, czując powiew wiatru we włosach.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Tak, tak ― rzucił lekceważąco, uznając, że tak czy inaczej miał sporo czasu, a nawet więcej – nie sądził, żeby był cokolwiek winien czarnowłosemu i równie dobrze mógł zostawić go na pastwę losu bandzie kanibali. Właściwie przez chwilę żałował, że tego nie zrobił, zwłaszcza że jego pomoc nie została doceniona, a niechciany dotyk przyprawiał go o niesmak w ustach.
Celowo wyprostował się, nie chcąc dawać brunetowi żadnej satysfakcji. Różnica pomiędzy ich wzrostami była dość drastyczna, a blondyn nie zawahał się tego dodatkowo przypieczętować. Sam też szarpnął gwałtownie ręką, chcąc uwolnić się od uścisku i ściągnął brwi w tak oczywistym wyrazie, że trzeba było być ślepym, by nie zauważyć, że mu to przeszkadzało.
Powinieneś docenić, że uznałem, że nie jesteś aż taką pizdą, kotku ― wymruczał, cedząc ostatnie słowo przez zęby, jednak powstrzymał się od przywalenia wymordowanemu, mimo poważnego dylematu pomiędzy zajęciem się właśnie nim, a zajęciem się stadem rozwścieczonych małp.
Zmierzający w jego stronę kokos pozwolił mu na dokonanie wyboru.
Zamiast uchylić się przed tym jakże osobliwym narzędziem zbrodni, wyciągnął ręce, chwytając go niczym zawodowy rugbista. No, powiedzmy, że zawodowy – z początku mogło się wydawać, że kokos za moment wyleci mu z rąk, ale kiedy tylko uzyskał stabilny chwyt, z impetem posłał go z powrotem w stronę nadciągającego tłumu. Zaraz po tym nie tylko Sheba miał okazję poczuć wiatr we włosach. Zero machnął ręką i zdawało się, że ten jeden gest wzburzył otaczające ich powietrze, posyłając silną falę wiatru ku przeciwnikom. Może nie odepchnął ich na dobre, ale na pewno znacznie spowolnił i zszokował, biorąc pod uwagę, że do tej pory mieli do czynienia jedynie z lekką, morską bryzą.
Myślisz, że nie są wielbicielami pułapek? ― spytał, puszczając się biegiem za brunetem. Był niemalże pewien, że pomiędzy drzewami dużo łatwiej było ukryć zasadzkę, jednak z drugiej strony nie mieli za wiele opcji, chyba że planowali wybić wszystkich mieszkańców tej wyspy.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pewnie są! - krzyknął w stronę biegnącego za nim jasnowłosego, ale niekoniecznie przejmował się takimi błahostkami. Od dawna nie czuł tak dobrej zabawy, dlatego też nie zamierzał zamartwiać się jakimiś duperelami, kiedy w końcu w jego monotonnym życiu pojawiła się jakaś szczelina. A ciemnowłosy wymordowany zdecydowanie zamierzał to w pełni wykorzystać, dlatego też biegł przed siebie nawet nie oglądając się za ramie, niczym zwinna gazela pomykał pomiędzy drzewami, przeskakując krzaki i kamienie. I być może to wiatr dodał mu skrzydeł, dobry los nad nim czuwał, albo miał szczęście głupiego, że po chwili wybiegł na plażę niczym zawodowiec, który przecina swoim ciałem kolorową wstęgę. Cokolwiek by to nie było - udało mu się przemknąć ten skrawek dżungli bez wpadnięcia w pułapkę.
Wyrzucił obie dłonie ku górze, nadal dzierżąc włócznię jako swoje trofeum i zaśmiał się, czując przyjemne ciepło piasku pod bosymi stopami.
Pierwszy! Widzę, że kondycja ci siada i dyszy. - zerknął przez ramie na anioła, wreszcie opuszczając dłonie wzdłuż ciała i wbijając włócznię w piasek. Wyglądało na to, że ugabugi zaprzestały pościgu. Pewnie zdały sobie sprawę, że nie miały zbytnio szans na otwartej przestrzeni, więc istniało spore ryzyko, że przyczają się w nocy. Ale jakby nie patrzeć, mieli jeszcze trochę czasu nim zapadnie zmrok.
Ty, wasza wysokość, nie możesz zamienić się w jakiegoś wieloryba? - zagaił blondyna, chociaż z drugiej strony nie miał jeszcze ochoty wracać do szarej rzeczywistości. Złapał za materiał podkoszulka i zrzucił go z siebie, odsłaniając przed światem swoje seksowne ciało.
Trzeba złapać trochę egipskiej opalenizny. W sumie zjadłbym banana. - spojrzał w stronę bananowca rosnącego na skraju dżungli.
Zrzucić ci jednego? - nie czekał jednak na jego odpowiedź, tylko niczym ninja-małpka zaczął wspinać się po drzewie, by dotrzeć do słodkich owoców. Usiadł na gałęzi i zaczął wpieprzać jednego, drugiego rzucił w Zero, wprost w jego złotą łepetynę.
W sumie masz podobny kolor włosów. Nie jesteście spokrewnieni?
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

„Pewnie są!”
No to całe szczęście, że przynajmniej jeden z nich chciał spełnić się w roli mięsa armatniego. Zero już nie oglądał się za siebie, choć jeszcze przez jakiś czas zza jego pleców dobiegały bojowe okrzyki czarnoskórych. Te jednak stawały się coraz to odleglejsze, a wreszcie nie zostało nim już nic poza szelestem zarośli, przez które zawzięcie się przedzierali i szumem morza, które musiało być niedaleko.
Tak jakby to w ogóle była zabawa ― rzucił pod nosem bardziej do siebie niż do czarnowłosego, kompletnie niezrażony tym, że jego bose stopy trafiły na miękki, ciepły piasek dopiero w drugiej kolejności. Blondyn zerknął za siebie przez ramię, przez chwilę nasłuchując dźwięków zza drzew, ale nic nie wskazywało na to, by póki co byli zagrożeni.
Mogę. Ale im mniejsze zwierzę, tym lepiej dla mnie ― stwierdził, przesuwając wzrokiem po odległym horyzoncie. Właściwie było tu całkiem przyjemnie i gdyby nie depczący im po piętach osadnicy, może nawet poczułby się jak na wakacjach, na których nigdy nie był. Brunet wydawał się tym jednak kompletnie niezrażony, co sprawiło, że Leslie mimowolnie wywrócił oczami w niemej rezygnacji.
Nie dało się jednak ukryć, że to lekkie podejście pozwalało zapomnieć o tym, że powinni wziąć swoje dupy w troki i odnaleźć jak najszybszą drogę powrotną.
Nie, dzięki. ― Jedzenie było ostatnią rzeczą, o której teraz myślał, jednak wyglądało na to, że wymordowany i tak miał co do niego inne plany. Gdy tylko owoc odbił się od jego głowy, uniósł niezadowolony wzrok na mężczyznę, który już po chwili musiał mocniej przytrzymać się gałęzi, gdy silny wiatr niebezpiecznie poruszył drzewem w kilka różnych stron.
Za to twoje włosy przypominają ich skórę. Nie masz ochoty zostać z krewnymi? ― Przy odrobinie szczęścia mogli nawet znaleźć wspólny język. Paplanina Sheby była równie bezsensowna, co to całe ugabuga.
Przesunął ręką po pokrytym bliznami policzku w wyraźnym zrezygnowaniu, zanim mimo wszystko zdecydował się podnieść banana z piachu, obrać go i zjeść, by na koniec cisnąć skórką gdzieś w krzaki. Podszedł do wody, zanurzając stopy w chłodnej, ale nie lodowatej wodzie, będącej przyjemnym ukojeniem w upalnym słońcu. Zastanawiał się, w którą stronę powinni się udać, a biorąc pod uwagę, że otaczała ich nicość, nie było to łatwym zadaniem.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Posłał w jego stronę zawadiacki uśmiech na komplement odnośnie koloru jego włosów. Wręcz w teatralny sposób przeczesał palcami posklejane i poplątane kosmyki pełne gałązek i piasku. No cóż, życie na takiej rajskiej wyspie nie przedstawiało się aż tak źle. Zawsze mógł żyć nic nie robiąc, wpieprzając banany i mięsko ugabugów, nie przejmując się niczym, nie żyjąc przeszłością, a jedynie tym, co aktualnie los mu sprezentował.
Ale to była jedynie marna utopijna myśl, na którą właściciel burdelu koniec końców nie mógł sobie pozwolić.
Zeskoczył z gałęzi, a ciepły piasek od razu otulił jego stopy. Podrapał się po karku, podchodząc bliżej swojego towarzysza, również wchodząc do wody po samej kostki, rozglądając się po horyzoncie. W zasadzie pozostawała jedno, bardzo ważne pytanie.
Właściwie w jaki sposób się tutaj znaleźliśmy? - zapytał, a ciepły wiatr poruszył jego włosami i materiałem spodni.
Nie pamiętam zbyt wiele. Urwał mi się film, jak siedziałem u siebie, więc domyślam się, że coś albo ktoś chciał, żebyśmy się tutaj znaleźli. Wątpię, by pierwszy lepszy chuj bez problemu podszedłby do ciebie lub do mnie tak blisko, żeby nam coś dosypać albo w jakiś inny magiczny sposób uśpić instynkty. - spojrzał kątek oka na jego profil. Mogli się nie lubić i nie trawić. Zapewne jeden i drugi najchętniej utopiłby swojego towarzysza niedoli w łyżce z solą. Nie zmieniało to jednak sytuacji, że żadne z nich nie dałoby się aż tak łatwo podejść. Nie było najmniejszego (bo największy należał do Sheby) chuja we wsi i na Desperacji, żeby coś takiego miało rację bytu.
Póki co musimy odpocząć, a jutro zastanowić się co dalej. To wyspa na jakimś zabawny zadupiu. Jedyną opcję, jaką widzę na ucieczkę z tego szajsu to zbudowanie jakiejś tratwy i wypłynięcie. - wzruszył ramionami, a jego ton głosu wyraźnie sugerował, że przestał już żartować i poważnie myślał o takim rodzaju ucieczki. Zero, nawet jeżeli przemieniłby się w małego kraba czy inną makrelę, z pewnością nie odpłynąłby zbyt daleko, biorąc pod uwagę wielkość oceanu.
Wymordowany odwrócił się wychodząc na ląd i spojrzał na las, na dłuższą chwilę milknąć.
Swoją drogą świat wydawał się zaskakująco... czysty. Zero smrodu zanieczyszczeń, zero zabrudzeń i zakażeń. Tak, jakby ktoś wyrwał kolorową stronę z książki czy innego magazynu, który dawniej kobiety w poczekalniach kartkowały w znudzeniu, a potem postanowił wkleić dwa niepasujące pionki.
Uniósł głowę, wpatrując się w piękne, błękitne niebo.
Można się do nich podkraść i lepiej rozejrzeć. - zaproponował nagle, nie czując potrzeby na dalsze wyjaśnienie o co dokładnie mu chodzi. Liczył, że anioł zrozumie aluzje bez najmniejszego problemu.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach