Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 28.02.18 22:00  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" - Page 2 Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Nie po raz pierwszy i na pewno nie po raz ostatni zdarzyło się tak, że Pip przywlókł coś do domu. To znalazł rannego ptaszka, to odnalazł kota z przetrąconą łapą, były i psy, podtrute myszki, motyl z naderwanym skrzydełkiem, ale jaszczurka tej wielkości trafiła pod jego anielskie skrzydła po raz pierwszy. Nie miał doświadczenia, jeżeli chodzi o konkretne gatunki, ale moc zdawała się działać niezależnie od tego, jak małe bądź duże było stworzenie, które leczył. Miał za to sporych rozmiarów akwarium - pamiątkę po grupce rybek, która kiedyś mieszkała w gabinecie babci na piętrze. Obecnie stało puste, szklane i przestronne nadawało się i na terrarium, a przynajmniej na tymczasowe miejsce odpoczynku dla gada, którego gatunku nie był w stanie rozpoznać.
 W jednym momencie, kiedy wracając z miasta niósł już stworzenie na rękach przeszły go dreszcze niepokoju. Co jeżeli ranny pacjent pochodzi zza murów?
 Pokręcił głową. Niezależnie od pochodzenia, powinien pomagać tym, którzy znaleźli się akurat w potrzebie, szczególnie tym mniejszym i słabszym od niego, a takich przecież nie było zbyt wielu. Do tego przecież nie chodziło o nic wielkiego, zwierzątko wyglądało co najwyżej na zmęczone, pewnie było głodne i spragnione, w końcu w tamtych okolicach nie było żadnego strumienia, ani nawet miejskiej fontanny. Może uciekło komuś i teraz plątało się biedne bez celu ze swoim malutkim jak orzeszek móżdżkiem?
 Ułożył więc ostrożnie gadzinę na dnie pustego akwarium i ruszył na poszukiwania czegoś wygodniejszego na podłożę. Zmięty ręcznik, który i tak miał niedługo trafić do prania nadawał się idealnie. Wyścielił więc dno chwilowego domku jaszczurki i dopiero wtedy przyjrzał się jej z bliska.
 Kolczasty ogon nie napełniał go optymizmem, ale z pyszczka patrzyło jej dobrze. To wystarczyło, by zdecydował się wsadzić rękę do środka i przesunąć palcem wskazującym po malutkiej główce szukając reakcji. Chociaż dużo łatwiej byłoby mu zacząć działać od razu, pamiętał, że niektóre przypadki nie wymagają użycia tej okropnej mocy, czasami wystarczy czas, trochę dobrego jedzenia i wody.
 Tylko, że nie za bardzo wiedział, co jedzą jaszczurki.
 — Babciu...? — zaczął ostrożnie. Nie chciał, by kobieta zbyt szybko dowiedziała się o kolejnym zwierzaki, którego przytaszczył do domu. Starsza kobieta nie przepadała za domowymi pupilkami, jej jedynymi towarzyszkami od zawsze były pszczoły zapylające kwiaty, które wpadały do kwiaciarni tylko na chwilę. — Wiem, że to może zabrzmi trochę dziwnie, ale... wiesz co jedzą jaszczurki? Takie... w kolorze piasku... z małymi kolcami na ogonie i szyi?
Robaki? Jakieś larwy?
 Tylko to przychodziło mu na myśl, ale nie miał pewności. Ze zdobyciem jednego i drugiego nie byłoby najmniejszego problemu, tyle że nie chciał stworzeniu zaszkodzić jeszcze bardziej. A babcia, być może zbyt zajęta na dole, w sklepie, by przejąć się wołaniem wnuka, nie odpowiadała. Musiał ryzykować.
 — Nie wiem, czy będzie Ci to smakować, ale... — Upewnił się, że akwarium nie spadnie, zwierzak nie ucieknie, a babcia nie wejdzie nagle do jego pokoju udał się na najniższe piętro, do piwniczki, gdzie trzymali zapasy ziemi i nawozu do kwiatów. Bez większego niesmaku wyłapał kilka larw, które żyły sobie w glebie użyźniając ją i wbiegł znowu na górę. Kontynuował tak, jakby wcale nie zniknął na kilka minut. — ... jadasz może te białe glutki?
 Wbił spojrzenie w pyszczek jaszczurki, która w międzyczasie ocknęła się. Dobry znak, pomyślał od razu, kwestią musiało być więc może tylko wyczerpanie.
 Przechylił rękę z białymi larwami much i nasypał ich kilka w kącie akwarium. Przetarł ręce o boki spodni i obserwował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.18 19:55  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" - Page 2 Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
 Pride faktycznie wyglądał, jak egzotyczna jaszczurka, która uciekła nieodpowiedzialnemu hodowcy. Ktoś nieświadom zagrożenia czyhającego za murami, nie mógł nawet przypuszczać, że ta urocza jaszczurka o smoczym pyszczku, należy do wąskiego grona desperackich lekarzy, tzw. rzeźników, którzy z lubością kroili i ćwiartowali, równie mocno co przedstawiciele SPEC.
 Miki, jak na porządnego samarytanina przystało, nawet nie podejrzewał śpiącego gada o sadyzm i chęć zabijania, gdyż nawet mając zamknięte oczy wyglądał jakby się uśmiechał. Czy można było w takim układzie przypisywać temu stworzeniu zło świata?
 Spał, regenerując wyczerpanie jakiego doznał podczas niewielkiej podróży, jaką udało mu się odbyć — czyli kilkaset metrów w formie zwierzęcej i przeciśnięcie się przez mury. Czuł się, jakby przebył całą pustynię i jeszcze więcej, a głód coraz bardziej odbijał się na jego niewielkim ciele. To on wybudził go nerwowo ze snu, nawet wcześniej nie reagując na mizianie po łebku. W innym wypadku odgryzłby ten gruby, niczym parówka palec i miętosił go w pysku jak rasowy pitbull.
 Kiedy pojawił się Miki, Pride dawno nie spał. Nerwowo dreptał po akwarium, nagle zauważając, że ten wkłada rękę do jego tymczasowego lokum. Biegł do niego, chcąc dostać się na koło ratunkowe, które mogło go wydostać na powierzchnię, jednak zamiast ratunku w rogu lokum zagościły biały larwy.
 Zatrzymał się w półkroku. Wytrzeszczył gały na ruszające się robaki, czując obrzydzenie. Ciarki przebiegły mu po plecach, a on nastroszył ostre kolce na kręgosłupie, jak gdyby zamierzał polować na pełzające jedzenie. Jednak prawda była zupełnie bardziej bolesna. Gad wbił pełne urażenia spojrzenie w Mikiego, mając wypisane na pysku czy ty sobie, kurwa, żartujesz?! Co ja mam z tym zrobić?!
 Odsunął się od larw nie zamierzając tego dotykać. Jego ludzkie obrzydzenie kazało mu unieść się dumą i odepchnąć posiłek, jednak gadzia natura szeptała. Pragnęła zaspokoić instynkt, chciała przetrwać. Walka między tymi głosami była wyrównana. Pride nie kontrolował w takim stopniu, jak inni swych zwierzęcych odruchów, gdyż przebywanie w tej formie było rzadkością. Nie lubił mieć jedenaście centymetrów i nic do powiedzenia (gdzie gadać przecież uwielbia!), to zdecydowanie uwłaczało jego dumę.
 Zwłaszcza w tym momencie.
 Wpatrywał się w larwy, a ślina napełniła mu pysk, aż prawie się zaślinił. Nawet nie wiedział kiedy znalazł się pyskiem przy larwach i buszował między nimi, pozbawiając ich życia. Rozrywał je i potrząsał głową na boki, jak gdyby należał do rodziny kotowatych, na przykład lwów i właśnie dorwał ofiarę.
 Kiedy skończył pałaszować — czując obrzydzenie względem siebie, ale również Mikiego, szczerze nienawidząc go i już myśląc jak go zabije — zastanawiał się czy zdemaskować swoją formę i narazić tym samym na niebezpieczeństwo, czy nadal gnić w szklanym domku. Nie chciał skończyć jak zwierzątko domowe. Jeszcze jego mózg zaniknie, a największym osiągnięciem będzie zapolowanie na świerszcza.
 Psia mać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.18 21:58  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" - Page 2 Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
 Nie przeszkadzało mu prowadzenie monologu. Zwracał się do jaszczurki, ale nie łudził się, że mu odpowie. Z grzeczności jednak zachowywał się tak przyjaźnie, jak mógłby w obecności innego człowieka. Kochał wszystkie zwierzęta, chociaż nie miał okazji trzymać jakiegoś w swoim domu. Babcia była pedantką i nie życzyła sobie, by Miki i jego brudni towarzysze niszczyli idealnie zamiecione podłogi i wyprane dywany. Gdyby tak zobaczyła pogryzione kanapy czy nóżki stołu to nawet sam Philip wyleciałby frontowymi drzwiami.
 Musiał ukrywać nawet obecność małego, uratowanego zwierzątka, które na jego oczach pochłaniało przyniesione larwy. Nie spodziewał się, że aż tak zasmakują gadzinie, żałował nawet, że nie złapał ich jeszcze trochę. Może z jaszczurkami było jak ze szczeniakami, które zjadały tak dużo, jak im się podsunęło pod nos? Lepiej nie ryzykować. Brzuch stworzenia się zaokrąglił, więc pewnie porcja była odpowiednia.
 - Ciekawe co robiłaś samotna w parku... ludzie raczej pilnują swoich zwierzątek, a nie słyszałam, by ktoś wyprowadzał takie cudaczki jak ty. - Oparł łokcie na blacie stołu i ułożył podbródek na dłoniach. Obserwacja sprawiała mu przyjemność, chociaż twarz wyrażała smutek. Nie wiedział, co dalej robić, by było dobrze.
 Stuknął paznokciem o szybę starając się zwrócić uwagę stworzonka.
 - Słodka jesteś, wiesz? Pewnie masz jakieś imię, ale dziwnie mi mówić do Ciebie pani Jaszczurko, dlatego na czas mieszkania ze mną zostaniesz Księżniczką. - spojrzał od góry na nastroszone łuski i ciemne spojrzenie malutkich oczek. Chociaż zwierzak wyglądał całkiem bojowo, w jego oczach jako malutki, uśmiechnięty gad musiał być uroczą dziewczynką.
 Prawie tak, jakby jemu samemu brakowało towarzystwa jakiejś przedstawicielki płci pięknej i to wcale nie tak, że czuł się beznadziejnie, bo nadal z nikim nie chodził. Pomaganie innym starczało, by żył usatysfakcjonowany, ale pomaganie Księżniczce było odrobinę ciekawsze, niż gdyby chodziło o przypadkowego, anonimowego gada.
 - Nie dałem Ci wody! - stwierdził nagle i odjechał na krześle do tyłu. Złapał w ręce nakrętkę od słoika i nadał do niej odrobinę wody z butelki stojącej na biurku. Ustawił przedmiot w przeciwnym rogu akwarium. - Jak byłem młodszy, to łapałem zwinki, ale twojego gatunku w ogóle nie poznaję. Jesteś jakąś egzotyczną jaszczurką, Księżniczko?
 Przechylił głowę zapatrzony w błyszczące oczy zwierzaka. Uśmiechnął się lekko do wykrzywionego ku górze pyszczka i podniósł się, żeby móc sięgnąć ku półce z książkami. Obszerna encyklopedia zwierząt była jedną z jego ulubionych lektur od kiedy był mały, chociaż spora część prawiła o wymarłych gatunkach, kolorowe ilustracje pomagały mu marzyć o poznaniu tych wszystkich cudownych stworzeń. Tworów boskich.
 - Może będzie tu coś więcej o hodowli... - przewertował kilka stron z działu gadów i zatrzymał się w połowie przechylania strony. Usta zwinęły się w drugą stronę, westchnął. - Nie powinienem tak myśleć... pewnie masz kogoś, kto się o Ciebie martwi. Może na mieście są jakieś ogłoszenia o zaginionej jaszczurce? Co myślisz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.18 20:29  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" - Page 2 Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
 Cholera, ale się nażarł.
Inaczej nie mógł określić tego stanu. Napełnił brzuch, a on automatycznie zaokrąglił się jak piłka. Zerknął na jego bok, mrużąc ślepia i w myślach przeklinając na formę, w której przyszło mu się znajdywać. Jaszczurka była tak głupia i bezużyteczna, że Pride coraz bardziej żałował, że kiedykolwiek sam posiadał to cholerstwo w domu.
 Zamlaskał zniesmaczony, co Miki mógł odebrać jako komplement za posiłek.
 Guzik prawda, jednak skąd dzieciak mógł wiedzieć, że przemycił do domu desperackiego terrorystę, który tylko szukał dogodnej okazji, aby uciec, nie wzbudzając zbytnich podejrzeń.
Samotna.
Drgnął, jednak zbytnio nie przywiązał wagi do słów anioła. Nie bardzo go słuchał, zajmował się oblizywaniem pyszczka.
Księżniczka.
Że.co.kurwa.
 Odwrócił łeb w stronę szyby, za którą widział zadowoloną gębę Mikiego.
Jakże on tego dzieciaka nienawidził. Z oczu cisnął w niego piorunami, mając ochotę zrównać chude truchło z ziemią. Niech go...
Pani Jaszczurko.
Czy ta poczwara miała go za kobietę? Za SAMICĘ?!
Próbował się uspokoić.
Naprawdę.
Nawet próbował technik relaksacyjnych.
Wdechów i wydechów.
Jednak Pride należał do osobowości tak zwanych tykających bomb. Niestety licznik z czasem wskazał zero-zero, przez co chłopak miał naprawdę przekichane.
 Poczuł niesamowitą falę wściekłości. Gadzi mózg przysłonił nagle całkiem racjonalnie myślący ludzki, który kipiał gniewem. Zacisnął szczękę, aż ta go zabolała od zaciskania i nie wytrzymał.
 Przemiana była bolesna. Towarzyszył temu niesamowity, przeszywający ból, który tylko on był wstanie opisać, kiedy kości rozrastały się, rozmieszczały i szukały swojego miejsca chcąc przybrać ludzki szkielet.
Ciało rozbiło akwarium w drobny mak, ranią nagie ciało lekarza. Stanął bosymi stopami w szkle, raniąc boleśnie stopy i plamiąc krwią posadzkę kwiaciarza.
 Pięść Bellmana skonfrontowała się z policzkiem Mikiego, kiedy ten najmniej świadom ujrzał wściekłe oblicze desperata. Jego bezinteresowna pomoc małemu stworzeniu przybrała złą formę, którą w całej okazałości przyszło mu oglądać.
Nie jestem żadną, pierdoloną, księżniczką!
Warknął jadowicie, drżąc od wściekłości.
 Przekrzywił parę razy kark to w lewo to w prawo, a następnie wbił spojrzenie w krew.
Uświadomił sobie, że właśnie stoi przed obcym facetem, w obcym mieszkaniu i na obcym terenie, bez swoich ubrań, przyrządów i ochrony, całkiem nagi.
Zaklął głośno, wyprowadzony z równowagi przez cholernego dzieciaka, który nazwał go pieprzoną księżniczką.
Brawo Niklas. Nawet Shay, nie aż tak zdolny jest to dziecko.
 Zmiana taktyki.
Wypuścił powietrze z ust. Pomasował sobie dwoma palcami zamknięte oczy, nie wytrzymał długo. Wybuchnął znowu.
Jak do cholery mogłeś mnie nakarmić pieprzonymi robalami! Pogięło cię już do reszty! Bóg nie jada podrzędnych larw!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.03.18 23:14  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" - Page 2 Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
 Cały gniew, który emanował z jaszczurki był dla niego niewidoczny. Okrągłe, lśniące oczka i wywinięte do góry kąciki pyska sprawiały wrażenie ciepłego uśmiechu. Miki uznawał więc za oczywistość, że stworzeniu musi być tutaj dobrze. Jedzenie, woda, którą doniósł, akwarium pod lampą, którą starał się zapewnić lubiane przez gady ciepło... dostała wszystko, czego potrzebowała, racja?
 A jednak, kiedy zwracał się do niej z lekkim uśmiechem nie chciała odwzajemnić jego radości. Głupiutka, mała jaszczurka. Nie spodziewał się od niej żadnej odpowiedzi, dlatego kiedy jakakolwiek nadciągnęła, blondyn skamieniał.
Zaczęło się od nieprzyjemnego poruszania każdego mięśnia na ciele malucha, potem ona w całej swojej okazałości zaczęła się jak gdyby powiększać i rozciągać. Dla anioła to było już za wiele. Nie dlatego, że był raczej delikatny i widoki tego pokroju wywoływały w nim mdłości. Doszło raczej do tego, że zbyt szybko skojarzył fakty i po raz kolejny zamarł w przerażeniu. Na ciele nadal miał bruzdy po ataku tamtego kolesia, a teraz pojawił się jeszcze jeden...?
 - Zostaw mnie! - krzyknął łamiącym się głosem. Szukał na biurku czegokolwiek, co nadałoby się do obrony, ale w jego dłoni wylądował jedynie ołówek mechaniczny, raczej kiepska broń w starciu z wymordowanym. Mimo to, wyciągnął ostrą końcówkę narzędzia w stronę jaszczurki, która kończyła swoją przemianę, ale zanim zdecydował się na użycie śmiercionośnego wkładu 2mm, pięść wymierzona w twarz powaliła go na ziemię.
 Przeleciał przez fragment swojego pokoju i wylądował na ziemi, zaraz obok łóżka. Z rozciętej wargi natychmiast zaczęła lecieć krew, bolały go plecy i cały policzek pokrył się natychmiast zaczerwienieniem.
 Nie stracił ducha walki od razu. W głowie jasnowłosego nadal krążyły słowa tamtego kolesia, który mówił mu, że musi nauczyć się bronić, inaczej zawsze będzie wykorzystywany. Do tego dochodziła sprawa babci... gdyby przypadkiem weszła nagle do środka to wcale nie martwiłby się o jej zdrowie. Bałby się, co pomyślałaby o swoim wnuku, który siedzi zamknięty w pokoju z nagim kolesiem sam na sam.
 - Ubierz się, Księżniczko! - krzyknął, ciskając poduszkami w napastnika. Łapał wszystko, co miał akurat pod ręką i chociaż absurd sytuacji nie pozwalał mu zebrać myśli, instynktownie uznał za ważniejsze upewnić się, że nieznajomy nie jest chory, ani ranny. Ani właśnie, czy nie jest mu zimno przez brak ubioru. W taki sposób objawiała się jego anielska natura, której do końca nie rozumiał.
 Pozostał jednak skulony na podłodze, spoglądając przerażonym spojrzeniem zza ramion, które osłaniały jego twarz przed kolejnym ciosem, gdyby ten miał nadejść. Nie czuł się komfortowo patrząc na nagie ciało kogoś, kogo widział pierwszy raz na oczy. Widział gorsze rzeczy. Widział także lepsze, nie ukrywajmy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.18 12:05  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" - Page 2 Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
 Chłopak nawet nie bronił się przed ciosem. Atak nastąpił niespodziewanie i z siłą z jaką sam napastnik się nie spodziewał. Gniew dodał mu sił. Zniwelował ból towarzyszący powrotowi do ludzkiej formy, jednak na krótko. Para opadła, a wówczas każdy mięsień dał o sobie znać.
 Cofnął się w tył, zataczając. Wpadł na szafkę ze stłuczonym akwarium i wsparł się dłonią, a drugą przysłonił twarz. Czarne plamy przysłoniły mu jasność widzenia. Dźwięki wyostrzyły się, a piskliwy głos Mikiego przyprawił go o mdłości. Żołądek przechodził prawdziwą rewolucję tuż po posiłku z larw, a ludzka świadomość nie mogła zdobyć się na przetrawienie tego, w efekcie czego zawartość opóźnił na dywan chłopaka. Starł wierzchem dłoni niesmaczną ślinę i spojrzał na niego spod przymrużonych powiek. Kurtyna gęstych, czarnych rzęs okalała stalowe tęczówki. Niezdrowe cienie pod oczami rażąco kontrastowały się z brzoskwiniową cerą.
Wyglądał upiornie, niezdrowo. Prawdziwa zmora, która łypała złowrogo spode łba.
Stul gębę, nie zamierzam ci nic robić. Na razie
Wymamrotał, czując ból w lewej podeszwie stopy. Klika odłamków szkła wbiło się w nią, a krew zapaskudziła posadzkę. Niklas tępo wpatrywał się w niewielką plamę jaka powstała na skutek burzliwej przemiany.
Krwawił.
Parsknął rozbawiony zaistniałym stanem. Rzadko przychodziło mu marnować tak krew. Praktycznie nigdy. Ćpuny  — tak, większe od niego — dałyby się zabić za kilka kropli cudotwórczej krwi.
W co mam się ubrać? Widzisz tutaj jakieś ubrania?
Warknął, zirytowany jego głupotą.
 Przez myśl mu przeszło, aby go zabić. Lekarz wpatrywał się w cienką szyjkę, którą bardzo łatwo byłby wstanie skręcić. Wiotkie ciało ułożyłby w łóżku, stwarzając fałszywe wrażenie, dzięki czemu zyskałby na czasie. Jednak, z drugiej strony straciłby źródło informacji o mieście pod wpływem impulsu.
 Z letargu wyrwała go lecąca w jego stronę poduszka. Osłonił się nią przedramieniem, warcząc gardłowo. Zdenerwował się.
Uspokój się, gówniarzu.
Odrzucił pocisk w postaci poduszki gdzieś w bok pokoju.
 Rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu, starając się zlokalizować coś, co mógłby znać. Potrzebował ubrań. Nie mógł pokazać się na mieście kompletnie nagi. Nawet w M3 ludzie nie należeli wyzwolonych, aby tolerować golasów. Wpakowaliby go prędzej do wariatkowa, a stamtąd miałby nie lada problem, aby się wydostać. Zważając na fakt, że telefon pozostał za murami miasta. Czas spotkania z Lazarusem zbliżał się nieubłaganie, a on tkwił w obcym mieszkaniu, z obcym bachorem. Zabawniej być nie mogło.
Daj mi coś ubrać.
Polecił, podchodząc do okna i wyglądając na ulicę. Po wąskich chodnikach spieszyli się gdzieś ludzie. Wielu z nich prowadziło dzieci za ręki, idąc z nimi w bliżej nieokreślonym kierunku.
 Przeszłość.
 Dawne życie.
Z tyłu głowy szeptały głosy.
Niespodziewanie pojawił się w ból w skroniach. Syknął, uderzając nieświadomie czołem o szybę. Zamknął oczy przesuwając długimi paznokciami po niej, rysując połowę szklenia.
 Pustka. W głowie pojawiła się pusta. Przerażająca, czarna nicość.
Otwarł szeroko oczy.
Co z tymi ubraniami?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.18 13:19  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" - Page 2 Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Był na straconej pozycjo, w jego naturze nie było walczyć. Wszystkie problemy starał się rozwiązywać rozmową, w spokoju, ale kiedy na dzień dobry obca pięść lądowała na jego twarzy czuł się natychmiastowo pokonany. Nie można pokojowo? Nie, najwyraźniej nie z tym osobnikiem, kolesiem... wymordowaną jaszczurką? Dla blondyna definicja wymordowanych była prosta, był to każdy potwór z nienaturalną siłą, mocą i wyglądem. Jeżeli przeobrażanie się z małego gada w człowieka nie świadczyło o byciu jednym, to Miki całkowicie by zgłupiał. Chwilowo jednak przyjmował, że ma rację. Przed nim stał wymordowani, nagi i niebezpieczny.
...nie zamierzam ci nic robić. Na razie
 Przetarł krew na podbródku. Czy babcia słyszała huk? Przyjdzie tu zaraz po schodach i zajrzy zaniepokojona do wnętrza pokoju Pipa? Przytłumiona rozmowa dochodząca z dołu świadczyła o tym, że klienci nadal znajdowali się w przestrzeni sklepowej. Pewnie starsza kobieta machnęła ręką, albo w ogóle uznała, że jeżeli jej kochany wnuczek walczy o życie, to najwyższa pora, by wreszcie się wykazał. Ona była wojskową, on tylko ciamajdą.
 — To ty się uspokój! — odwarknął zaskoczony, że stać go na taki czyn. Normalnie trząsłby się jak osika, ale teraz... teraz w głowie huczały mu słowa tamtego kolesia. Musi nauczyć się bronić, jeżeli chce żyć... a jeżeli nie we własnym domu, w swojej fortecy otoczony roślinami, to gdzie? — Pomogłem Ci.
Odrzucił mechaniczny ołówek gdzieś na bok i zadarł ręce do góry. Jeżeli napastnik ma zamiar znowu uderzyć, to przynajmniej osłoni twarz. Cała jego wiedza o walce skupiała się na zachowaniu życia. Tylko tyle, ale może aż tyle nauczyła go była pani generał.
 — Możesz poprosić.
Zniżył brwi. Czy pomoc wymordowanemu nie była przypadkiem karana? Ale co innego miał zrobić, skoro nie miał dostępu do żadnego komunikatora? Mógłby w jakiś sposób powiadomić władze, może dać znać babci by sama się tym zajęła. A tak tkwił przyciśnięty plecami o bok łóżka w oczekiwaniu na ruch Księżniczki... jaszczurki, tego kolesia. Fuj, a on go nawet głaskał po tej małej, uśmiechniętej mordce.
 — Co wymordowany robi w mieście? To nielegalne. — rzucił, zastanawiając się, czy taktyka uświadamiania o zasadach M-3 kogoś, kto najwyraźniej włamał się tu by kraść, niszczyć, demolować i zabijać jest odpowiednia. A co, jeżeli nie zdawał sobie sprawy, że nie może tutaj przebywać? W końcu za murami nie mieli władzy, może nie rozumieli co to jest regulamin.
 Przesunął się powoli w stronę szafy. Nie spuszczał mężczyzny z oczu, ale on najwyraźniej doznawał jakiejś chwili słabości. Nie wyglądał za dobrze i aniołowi ściskało się serce. Gdyby nie to, że dostał pięścią w twarz na powitanie, mógłby mu pomóc swoją mocą, uleczyć. Ale teraz to było wykluczone. Nie zdradzi swojego cennego sekretu bez powodu. Jeżeli przyjdzie taka potrzeba, będzie walczył.
 Ręka wślizgnęła się do środka mebla, przeczesała rzędy ułożonych w idealną kostkę ciuchów. Nieznajomy był nieco od niego wyższy, więc musiał odgrzebać luźne koszulki, jakieś miękkie spodnie. Nie przyglądał się temu, co wyciągał, tak więc kiedy rzucił w końcu ubrania pod nogi wymordowanego był to liliowy t-shirt z nadrukiem w dwa puszyste jednorożce na tle tęczy (używał jej do spania) i szare spodnie z trzema paskami po boku (babcia kupiła mu je do ćwiczeń, ale nigdy ich nie używał).
 — Proszę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.18 13:36  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" - Page 2 Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
 Ból spowodowany przemianą trawił jego ciało, pozbawiając chwilowej koncentracji i zawziętości. Przemilczał wiele epitetów, które cisnęły się na wąskie, blade i popękane usta. Cisza deptała po jego umyśle ciężkimi butami, powodując widoczne ślady.
 Żałował pochopnej decyzji. Wybuchowy temperament ponownie wprowadził go na manowce, stawiając obecną sytuację na szali niepewności. Wielki znak zapytania pojawił się nad głową Mikiego, kiedy smętnym wzrokiem prześlizgnął  po sylwetce chuderlawego anioła. Dopiero teraz mógł zwrócić uwagę na wygląd swojego wybawcy.
Dzieciak mierzył praktycznie tyle samo wzrostu co on. Miał ciemną, zdrową skórę i chęć do życia. Błękitne niebo spoglądało wprost w jego zgniłą duszę, jakby przejrzał go na wylot.
 Pride poczuł niepokój.
 Poruszył się niespokojnie tuż przy oknie, nadal zachowując zdrowy dystans między nimi. Wystarczająco napędził chłopakowi stracha, a on  — czego Miki nie musiał wiedzieć  — prawdę mówiąc, nie miał najmniejszej ochoty terroryzować go.
— Pomogłem Ci.
Co aż dziwne. Jemu nie chcieli pomóc nawet najbliższe dla niego osoby.
 Wróć.
Nie posiadał takich. Wszyscy tak zwani zaufani, wbiliby mu nóż między łopatki, dopychając rękojeść do samego końca, aby mieć pewność, że Niklas zdechnie.
Nie miał im tego za złe. W swoim długim życiu robił naprawdę okropne i nieludzkie rzeczy, przez co przestał definiować się mianem człowieka. Stał się koszmarem dla słabszych. Upiorem.
 Stojąc przy oknie, mimowolnie wyjrzał ponownie przez szybę na ulicę, po których przechadzali się ludzie.
Długie paznokcie zaśpiewały w akompaniamencie szyby. Uszy zabolały od wysokiego pisku, jednak on zdawał się tego nie słyszeć.
 Ból rozrywał go na strzępy.
Trawił.
Lecz w całej tej sytuacji, odczuwał dziwną ulgę. Ulgę, którą odczuwał w obecności tego dzieciaka. Spojrzał w jego kierunku sprawdzając, skąd pochodzą te niezdrowe wibracje.
 „Pomogłem Ci.”
Niestety. Miki mógł wyrządzić wielką przysługę desperackiej ludności, jednak jego dobre serce ocaliło małą jaszczurkę przed pożarciem przez jakiegoś ptaka, człowieka o gadzim, fałszywym sercu.
Nie poproszę.
Pycha. Paskudna pycha, która kierowała nim w życiu. Nie ugnie się przed nikim.
Bóg nie klękał. Nie prosił.
Zwiedza. Słyszałem, że macie tutaj ładną wystawę w muzeum.
Zakpił.
Jego twarz nie wyrażała nic. Wydawać się mogłoby, że mówił całkiem poważnie. Poważnie dla kogoś, kto nie rozumiał sarkazmu.
 Jednak Miki musiał rozumieć doskonale sarkazm, gdyż pod nogi Pride rzucił coś obrzydliwie paskudnego.
Śmiechu nie było końca.
Wewnętrznego, oczywiście.
 Marmurowa twarz została zachowana w nieskazitelnej powadze, aż do koszulki nie dołączyły dresowe spodnie.
 Wtedy nie wytrzymał.
Parsknął perlistym śmiechem. Przyjemny dla ucha dźwięk, rozniósł się po pokoju, ale nie na tyle głośno, aby zainteresować krzątającą się po dolnej partii kwiaciarni babcię.
Serio. Jednorożce? O losie.
Kucnął i oglądał koszulkę z każdej strony. Nie była zła. Nie miał nic do  puchatych jednorożców, problem polegał na tym, że Niklas od tysiąca lat nie widział podobnych ubrań. Jego garderoba składała się z poszarpanych, naciągniętych swetrów, które podziurawione były niczym ser szwajcarski. Koszulki zazwyczaj ozdobione były krwawym graffiti, dlatego też jego rozbawienie było szczere.
 Oczy pojaśniały, a rysy zrobiły się bardziej łagodne; groźba śmierci zniknęła na chwilę z jej oblicza.
Zabrał ubrania z ziemi, zaraz naciągając koszulkę na swoje chude ramiona. Nie ukrywał jakoś specjalnie blizn po kłuciach igłą, nie przywiązywał do tego większej wagi.
 Ćpun, jak ćpun. Zapewne i takich w mieście było na pęczki. Jedni bardziej, drudzy mniej żałośni, ale żadni nie lepsi.
Ubrania okazały się leżeć dobrze ze względu na wychudzenie Niklasa. Mężczyzna praktycznie dorównywał w sylwetce Mikiemu.
Masz jakieś buty? Nie mogę chodzić na boso. Nie jestem Jezusem.
Mruknął, siadając na sofie. Obejrzał swoją stopę, która brzydko krwawiła.
—  Daj mi igłę i jakąś nić, muszę zszyć sobie ranę. Wtedy zniknę stąd.
Powiedział, spoglądając na twarz anioła. Wątpił, aby ten chciał go tutaj zatrzymać na dłużej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.18 9:51  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" - Page 2 Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Westchnął teatralnie. Jemu też wcale nie było łatwiej, nawet jeżeli nie musiał przemieniać się z małej jaszczurki w całkiem przyzwoitych rozmiarów człowieka. Na dzień dobry został poczęstowany pięścią, a potem wcale nie było lepiej tylko dlatego, że nie dochodziło do rękoczynów. Agresywny, opryskliwy ton wymordowanego wywoływał u kwiaciarza dreszcze, które nieudolnie starał się maskować. Jego ręce cały czas drgały mimowolnie, dlatego starał się znaleźć dla nich jakieś zajęcie.
 — Nie wydaje mi się, by to było legalne... — Zasugerował powoli, bo tak na prawdę nie miał bladego pojęcia. S.SPEC zajmował się przypadkami wymordowanych, ale im, zwykłym mieszkańcom nie podali zbyt wielu detali. Chociażby tego, że jaszczurka, bestia zza murów może zamienić się w wyglądającego całkiem dobrze człowieka. Aż trudno było mu uwierzyć, że wojskowym tak łatwo było likwidować takie zagrożenia, skoro miały ludzkie twarze. — Wydaje mi się, że powinienem zgłosić twoją obecność odpowiednim służbom... o ile oczywiście nie zgubiłeś się tutaj przypadkiem. Może jednak będzie lepiej, jeżeli wrócić do siebie...?
 Zniżył brwi w zastanowieniu. Jego postawa wyrażała niezwykłą naiwność względem niebezpieczeństwa, ale na dobrą sprawę, co innego miał robić? W jego naturze nie leżało krzywdzenie innych, nieważne czy chodziło o przyjaciela, czy wroga. Pięść zginała się w rulon tylko i wyłącznie wtedy, gdy musiał stawać w czyjejś obronie, nie inaczej.
 — Naprawdę jesteś wymordowanym? — zapytał, bo definicja narzucona im przez władzę nie byłą wystarczająco dokładna — Nie wyglądasz bardzo groźnie...
 Zasłonił twarz, ale zaglądał na ubierającego się mężczyznę przez palce. Nie pasowało mu takie podglądanie nagiego człowieka, ale nie mógł całkowicie zrezygnować z wizji. To byłoby zbyt głupie, gdyby z powodu kultury odwrócił się plecami do osoby, która zdolna była, bazując na wcześniejszych doświadczeniach, wbić mu nóż w plecy.
 — Oczywiście, że nie jesteś Jezusem. - Naburmuszył się, nawet jeżeli nie wyznawał tej religii. — Jezus nie uderzyłby niewinnego. Winnego pewnie też nie.
 Tak przynajmniej sądził. M-3 było bardzo otwarte na różnorodne wyznania, dlatego słyszał to i owo. W domu posiadali biblię, ale tylko dlatego, że jego ojciec podobno był apostołem właśnie tego boga. On sam, nawet jako anioł, nigdy nie przejmował się chrześcijaństwem. Zabawne.
 Jego twarz zachmurzyła się odrobinę, jednocześnie starał się odszukać pamięcią jakąś parę butów, które były nadal dobre, a których już nie używał. Nie mógł oddać mu swoich najlepszych par, a szczerze wątpił, by mieli okazję spotkać się jeszcze raz. Z jednej strony niezwykle by się z tego cieszył, nie lubił podejrzanych typów, z drugiej jednak ciekawość wyżerała go od środka.
 — Jak się nazywasz? Skąd pochodzisz? — wyrzucał z siebie szybko, garbiąc ramiona z powodu wstydu odnośnie swojej śmiałości - Jaki masz numer buta? Coś znajdę... i jak jest za murem?
 Odsłonił twarz, kiedy ubrania znalazły się wreszcie na chudym ciele nieznajomego. Nadal czuł nieprzyjemny posmak i w głowie odbił mu się obraz nagiego, innego mężczyzny, który nie był ilustracją z książki medycznej. Nie miał zbyt wielu okazji by coś takiego widzieć na żywo, więc czuł się bardzo nieswojo.
 — Nie! — Wyrwało mu się na słowa o igle. — Znaczy się... m-mogę zobaczyć tą ranę... trochę znam się na leczeniu, a wydaje mi się, że szycie bez wcześniejszego zbadania może się okazać zgubne na dłuższą metę... — Pomachał rękami z odrobiną paniki. Było jeszcze to, że po prostu bał się wypuszczać kogoś niebezpiecznego dla społeczeństwa ze swojego przybytku. Co jeżeli ktoś zobaczy, a potem go oskarży? — Mam rozpuszczalne szwy i igły chirurgiczne, mogę Ci je dać, ale może lepiej przemyć chociaż ranę... jeżeli Ci się śpieszy... — westchnął i odwrócił wzrok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.18 13:44  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" - Page 2 Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
 Pride rozluźnił się. Znowu przybrał nonszalancką postawę niczego nieprzejmującego się gnojka, który znajdywał się na łasce... no właśnie kogo? Dzieciaka.
 Zlustrował wątłe chuchro wzrokiem, zastanawiając się jak bardzo chłopak jest podatny na manipulację. W oczy kuła dobroć i chęć niesienia pomocy, naiwność zapewne podyktowana była młodym wiekiem Pipa, który nie doświadczył okrucieństwa życia w tak dużym stopniu co Pride. Wszelkie nieregulaminowe zagrania przemawiały na korzyść lekarza.
—  Nielegalne jest również przetrzymywanie wymordowanego, prawda?
Zapytał, doskonale zdając sobie sprawę do czego zmierzał anioł. Pride potrafił przejrzeć go na wylot. Wydawał się krystalicznie czysty w porównaniu do niego. Stanowili całkowite przeciwieństwo, jak gdyby dwaj bliźniacy stojący po dwóch różnych stronach barykady. Różnili się od siebie praktycznie wszystkim. Zaczynając od przynależności rasowej, aż po etykę moralną.
—  Chcesz iść do więzienia? Zapewne nie pomyślałeś o tym, że policja nie będzie pytała o twoje powody udzielenia pomocy. Co im powiesz, że miałem być jaszczurką, którą nie jestem? Sądzisz, że w to uwierzą? Stanowie zagrożenie. To ty uratowałeś zagrożenie, wpuściłeś wgłąb miasta. Jesteś współwinnym.
Odparł spokojnie tłumacząc mu jak dziecku. W duchu uśmiechał się pokracznie do siebie, czekając aż zasieje ziarno niepewności, a wówczas ono zacznie kiełkować i wolno rosnąć z każdą chwilą, aż do momentu opuszczenia przez niego mieszkania.
—  A co, macie w mieście takich cudaków jak ja?
Parsknął rozbawiony, szczerząc jeden wystający kieł.
—  Nie wiem co oni tu wam mówią. Kogo nazywacie wymordowanym? Macie jakąś definicję?
Był cholernie ciekaw. Obawiał się, że wojskowi doskonale przedstawili ich w skali jeden do jednego, a opis ten w stu procentach będzie odwzorowywał Niklasa. Nie chciał się śmiać i płoszyć Pipa, zwłaszcza, że współpraca z nim zaczynała w końcu nabierać kształtu.
—  Jezus nie uderzyłby niewinnego. Winnego pewnie też nie
Roześmiał się ponownie. Perlisty śmiech rozniósł się po pokoju, jak zapach świeżo upieczonych, korzennych ciasteczek.
—  Jestem Bogiem. Na wakacjach. Nie słyszałeś o tym? Wy w mieście naprawdę mało wiecie co dzieje się za murami miasta. Tam nawet Jezusa byś zdenerwował.
Zabawne. Nie rozumiał dlaczego tak długo zwlekał z wyruszeniem do miasta, zwłaszcza gdy wyczuwał wyśmienitą zabawę.
 Desperacja poczeka. Jego przybytek również.
—  Mówią na mnie Pride.
 Pycha.
Podejrzane? Bardzo. Jednak czy Pip naprawdę odgadnie prawdziwe oblicze nadania pseudonimu? Bellman był niezwykle ciekaw jego dedukcji.  Obserwował gładką twarz.
 Skąd pochodzisz?
No właśnie skąd?
 Chwilę zamyślił się, zawieszając między własnymi myślami, a głosem chłopaka.
Nie słuchał go.
42.
Odparł mimowolnie, trochę mechanicznie.
Kiedy ostatni raz ktoś pytał go o numer buta, a nie o bilet w jedną stronę?
Roześmiał się do siebie. Zasłonił dłonią twarz i pokręcił głową z absurdalności sytuacji, ale przez chwilę.
Dzieciaku, znam się na leczeniu. Jestem lekarzem. Dezynfekcja jest podstawą.
Wywrócił oczami przez wygłaszanie takiej oczywistości.
„Znam się na leczeniu.”
Naprawdę? To udław się tym.
 Zirytował się nagle, co wpłynęło na mimikę jego twarzy. Nie lubił kiedy ktoś próbował go pouczać na temat medycyny.  Nawet osobisty wybawca, który swoją drogą nabił sobie sporo minusów u jaszczurki, nazywając go uprzednio księżniczką. Ta zniewaga nadal siedziała mu z tyłu głowy i podpuszczała go, aby zemścić się za haniebne rozpoznanie gatunku. I nie. Tu nie było mowy nawet o tym, że chłopak MÓGŁ się NIE ZNAĆ na terrarystce.
 Próżność.
—  Daj te szwy. I nie rób niczego głupiego. Jesteś młody, a ja nie mam ochoty wyrzucać twoich zwłok do śmietnika. Szkoda koszulki.
Prawdziwy samarytanin. Gad o gołębim sercu.
—  Jak tylko opatrzę stopę wrócę do siebie.
Jak tylko jeszcze trochę napsuje innym krwi w mieście.
—  Jak się nazywasz? Masz dziewczynę? Powinieneś mieć, wyglądasz na takiego, który niewiele widział ciała. Chyba, że wolisz małe zwierzątka.
Zauważył. Obnażył zębiska, mając nikłą nadzieję na jeszcze większe speszenie anioła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.04.18 17:15  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" - Page 2 Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Nie odpowiedział od razu, ale przytaknął na jego pierwsze pytanie. Ciekawy był rozwinięcia tych słów, które także w końcu nadeszły i miały formę niemal dokładnie idealnie taką, jakiej się spodziewał. A więc groźby, próby wplątania go w przestępstwo, którego nie popełnił.
 — Policja wie lepiej ode mnie, jakich brudnych sztuczek używają wymordowani, jeżeli jesteś jednym z nich. Myślę, że prędzej uwierzą mieszańcowi miasta, który od dwudziestu lat żyje w M-3 zgodnie z prawem niż komuś kto nawet nie posiada przepustki. — Stwierdził krytycznie, bo przecież doskonale widział, że mężczyzna nie miał przy sobie niczego, czym w razie wpadnięcia żołnierzy mógłby się bronić. Nawet jeżeli sam w sobie stanowił pewne zagrożenie, to w samotności, bez broni i w obcym miejscu miał zdecydowanie mniejsze szanse na wyjście z tego cało. — Nie uważam więc, że takie kwestie w czymkolwiek Ci teraz pomogą. Na twoim miejscu zachowywałbym się pokorniej.
 No i nie wiedział, że Miki jest aniołem. To także zmieniało wiele.
 Jego szalona wręcz regeneracja i moce, których często używał przypadkiem, ale z których mógł skorzystać by się bronić. Skoro i tak wyszło już na jaw, że nie ma do czynienia ze zwykłym człowiekiem nieco mniej bałby się ujawnienia. Babcia była jeszcze jedną osobą, która znała jego sekret, a nikt inny nie wejdzie na piętro bez zgody właścicieli.
 W tym nie udało mu się zastraszyć chłopaka, wywołał reakcję wręcz odwrotną. Blondyn skupił się wyraźniej na sytuacji. Tym razem nie da się tak łatwo zaskoczyć przez nadlatującą pięść, a wszelkie kolejne słowa będzie traktował z nadmierną ostrożnością. Skoro już zauważył, że nieznajomy próbuje go zmanipulować na swoją korzyść, zachowa czujność.
 Dokładnie dlatego, że Gilard wierzył w siłę policji, która przybyłaby na pomoc w razie groźnego rozwinięcia tej sytuacji.
 — Nie ma oficjalnej... władza nie mówi za wiele na ten temat, ale przecież nie możesz być człowiekiem. To już wiem sam. Aniołem też nie możesz być, wiem kim są anioły. — Nie był do końca pewien, czy powinien wspominać o swojej wiedzy na temat skrzydlatych ludzi. Dotychczas starał się negować jakiekolwiek dowody ich istnienia, ale nie chodziło przecież o miejscowego. Poza tym, czuł się odrobinę lepiej pokazując mu, że nie jest pierwszym lepszym gówniarzem. — Łowcą też nie jesteś. Musisz więc być wymordowanym.
 To było niemal pewna, ale mimo wszystko wolałby usłyszeć potwierdzenie ze strony Pride'a, jak to przedstawił się mężczyzna. Nie znał angielskiego, ale kilka słów przewijało się tu i tam, dlatego bez problemu skojarzył obco brzmiące miano z jego znaczeniem. W myślach stwierdził, że to pasuje idealnie do osoby, która stała przed nim w liliowej koszulce z jednorożcami.
 — Nie jesteś bogiem i chyba masz za wysokie mniemanie o sobie. — Odłożył ołówek i wrócił się do szafy. Co prawda jego stopa była nieco mniejsza, nosił zaledwie numer czterdziesty, ale podejrzewał, że rozchodzone trampki które nosił jeszcze za czasów akademii medycznej mogłyby spełnić rolę butów dla tego człowieka. Znowu gryzł się ze swoją natychmiastową potrzebą udzielenia pomocy, to było silniejsze od niego, wrodzone, odziedziczone z krwią aniołów, a różniło się od charakteru który przejawiał. Wbrew pozorom Pip nie był największym naiwniakiem, jakiego dało się spotkać w mieście.
 — Usiądź na łóżku i się nie ruszaj. — Rozkazał i przesunął po podłodze nieco zniszczone już niebiesko-białe trampki z poszarzałymi sznurówkami. Po sprzęt i wszelkie medykamenty musiał udać się do innego pokoju, a niekoniecznie widziało mu się zabierać nieznajomego ze sobą. Z drugiej strony zostawienia go samej w pokoju było równie ryzykowne. Stanowczo więc wskazał na gładko zaścielony mebel z puszystym, żółtym kocem na wierzchu. Zanim wyszedł spojrzał jeszcze za siebie kilka razy upewniając się, że Pride nie płonie chęcią dokonania przymusowego przemeblowania jego włości.

 Stary pokój matki przerobili na coś w rodzaju magazynu. Nadal jednak na środku pomieszczenia znajdowało się łóżko w którym spędziła ostatnie dni swojego życia. Biały materiał pościeli był nieco przykurzony, nikt nigdy więcej jej nie używał. I na pewno nie będzie. Dodał w myślach blondyn. Ważne było jednak to, że nawet po śmierci rodzicielki sala zagracona była wszelkiej maści przyborami medycznymi, lekarstwami o długich terminach, a nawet ziołami, które kwitły w doniczkach gdzieś w kącie. To było małe królestwo chłopaka, który chociaż nie czuł pociągu do kontynuowania nauki medycyny znał się na niej na tyle, by w razie czego móc użyć wszystkiego, co zostało tutaj zmagazynowane.
 Odgrzebał potrzebne rzeczy i cicho domknął za sobą drzwi. Babcia twierdziła, że chodzi do tamtego pokoju płakać, ale zazwyczaj siedział tam po to, by porozmawiać z roślinami. Uwielbiał obserwować jak rozwijają kwiaty na jego widok, jak gałązki prostują się a liście zielenią w mgnieniu oka.
 Nie mógł jednak zostawiać na długo wymordowanego, dlatego gdy tylko to co najważniejsze znalazło się w jego rękach wrócił natychmiast do własnego pokoju. Przekręcił zamek drzwi upewniając się, że starsza kobieta nie wparuje tutaj nagle, całkiem przypadkowo przyłapując go w tej dziwacznej sytuacji.
 — Proszę. — Wręczył naręcze czystego materiału, opatrunki, wodę utlenioną, a także to o co faktycznie prosił nieznajomy - igłą chirurgiczną i szwy. Usiadł na skraju łóżka szczerze zaciekawiony tym, co ma zamiar zrobić mężczyzna. Nie krył nawet tego, że zapatruje się na niego. Oczy w kolorze nieba były spokojne i ciepłe, nawet pomimo tego, że na wardze nadal miał zaschnięta krew.
 — Miki. To też przezwisko i nie mam dziewczyny. Nie wiem co to ma do rzeczy. — Skrzyżował ręce na klatce piersiowej jak raz nie tracąc rezonu. Tak właśnie działo się w chwilach, gdy bardziej o siebie martwił się o kogoś innego. Przechodził dostrzegalną przemianę. — Lubię zwierzęta, ale to o czym mówisz jest absurdalne. Nie wziąłem Cię na ręce, bo mi się spodobałeś w ten sposób. — Odpowiedział zauważając, jak głupio to wszystko brzmi. — Na prawdę byś wtedy umarł, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach