Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 17.04.17 18:13  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Empty Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" BIFtoAX

Jeden z wielu małych sklepików przy rozległym deptaku wtopiony w ścianę kamienic. W godzinach otwarcia (9:00-17:00) przed wejściem stoi rozkładana tabliczka z pogodnym wierszem, codziennie innym, a dookoła stoją poukładane wielkie wiadra z setkami wszelkiego gatunku kwiatów. Przez szybę wystawy widać odrobinę wnętrza kwiaciarni, jednak większą część jej powierzchni zajmują gotowe już wieńce, bukiety czy ułożone na modernistycznych podstawkach rośliny doniczkowe, najpiękniejsze akurat w porze roku, którą można zastać na zewnątrz.

Wnętrze być może w oryginalne było przestronne, jednak feeria barw skutecznie zmienia je wizualnie w dżunglę rozmaitości. Dokładnie na przeciw otwartego zazwyczaj na oścież wejścia znajduje się lada, a na niej kilka drobiazgów, jednak na obie strony rozchodzą się krótkie alejki wśród stołów pełnych rzadkich roślin. Przy ścianie jest jeszcze regał z najróżniejszymi specyfikami do opieki nad florą, a także niezbędne ku temu akcesoria. Ukryte dzięki fototapetom z roślinnymi motywami drzwi prowadzą do magazynu, a także na górne piętro kamienicy - prywatne



- Ten konkretny gatunek nie wymaga wiele opieki, wystarczy go podlewać raz na kilka dni i umożliwić dostęp do światła słonecznego, kwitnie w okolicach maja i czerwca na intensywnie niebieski kolor, porównywalny z Irysami. - wskazywał ruchem głowy na rząd ceglastoczerwonych doniczek z niepozornie wyglądającymi, jasnozielonymi kikutami wyrastającymi z czarnej ziemi. Starsza kobieta poprawiała okulary zerkając w zgięciu na cenę przyklejoną na pierwszej z brzegu roślinie z wyraźną dezaprobatą dla jej wysokości.
Codziennie trafiali mu się tacy klienci, lepsi czy gorsi, póki w kwiaciarni był ruch, nie było powodu do narzekania. Nawet najbardziej cięta starsza pani z małym pieskiem prędzej czy później da się skusić na ostatni okaz, jeżeli będzie wiedzieć, że jej sąsiadka takiego samego nie zdobędzie.
Otarł wnętrza dłoni o bok fartucha w firmowych kolorach by z czystym sumieniem i rękami sięgnąć do kasy, po resztę dla kobiety płacącej grubą gotówką i z rumieńcem na twarzy udającą, że metaliczny brzdęk w portfelu to tylko guzik od koszuli, a nie drobne, których rzekomo nie ma.
Zapakował doniczkę w papier, a następnie do reklamówki, którą z paragonem podał klientce. Odprowadził ją do drzwi i oparł się o białą framugę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Większość ludzi nie zwracała uwagi na takie powszechne sytuacje, a on łapiąc w płuca wiosenne powietrze obserwował ich bez skrępowania.
- Tylko kwiaciarniom udaje się jeszcze jakoś utrzymać. - pomyślał głośno, spoglądając na sąsiednią placówkę, gdzie jakaś kobieta po czterdziestce rozwieszała na szybie ogłoszenia o wyprzedaży z powodu zamknięcia biznesu w swoim sklepie z ekologicznymi kosmetykami.
- Jeszcze się głupio uśmiechasz! - zareagowała wspomniana właścicielka, rzucając mu mordercze spojrzenie.
Faktycznie się uśmiechał, być może był nieco bardziej zadowolony niż powinien z takiego obrotu sprawy, ale myśli wymsknęły mu się w końcu tylko przypadkiem, no i były zgodne z prawdą. Raz za razem ktoś zamykał i otwierał kolejny mały sklepik w tej okolicy, niewiele branż miało szansę długo się utrzymać, ludzi było bardzo dużo, a dostatek sprawiał, że każdy czuł się na siłach spróbować szansy z własna firmą. Ostatecznie jednak niemal wszystkiego było po prostu za dużo.
- Przepraszam, ale może na pocieszenie chce pani kwiatka? W promocyjnej cenie. - uśmiechnął się szerzej i odskoczył na bok, a w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał trafiła rolka taśmy klejącej ciśnięta przez kobietę, która jednak natychmiast zaśmiała się krótko.
To już trzeci sklep, który zamykała. Zapewne niedługo otworzy nowy. Nie wiodło jej się za dobrze, ale żyła w przyjaznych stosunkach w okolicznymi właścicielami, a Pipa znała od momentu, gdy uczył się chodzić wśród alejek kwiaciarni jego babci.
Pomachał jeszcze do młodej kelnerki z kawiarni na przeciw i wrócił do swojego rozmyślania w oczekiwaniu na kolejnych klientów.


Ostatnio zmieniony przez Miki dnia 22.05.18 10:20, w całości zmieniany 3 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 23:23  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Nacisnęła klawisz w telefonie i wysłała maila. Kolejnego. I zapewne znów nie będzie odzewu. Trzy miesiące, co? Przestała mu wypisywać, jak bardzo za nim tęskni, i jak bardzo chce, by wrócił. Albo żeby chociaż przyjechał na trochę, dał znać, że u niego wszystko dobrze. Zdecydowała, już jakiś czas temu, że bez względu na wszystko, będzie robiła dobrą minę do złej gry. Nie chciała go martwić. Wierzyła, że cisza z jego strony nie jest zależna od niego. Pewnie ciężko mu w tej całej wojskowej szkole. Zapewne tylko dlatego się nie odzywał, miał bardzo ważny powód.
Nic mu nie jest. Jestem tego pewna
Odetchnęła ciężko, wsuwając telefon do kieszonki szkolnej torby i przybrała swój zwyczajny wyraz twarzy, czyli szeroki rogal pełen optymizmu. Nie ma co się martwić na zapas. Nie teraz.
Pchnęła drzwi prowadzące do ostatnio jej ulubionej kwiaciarni, od razu zahaczając spojrzeniem o znajomą sylwetkę chłopaka. Co prawda znali się niecałe półtora miesiąca, ale jasnowłosy okazał się naprawdę miłym, sympatycznym i na swój sposób uroczym chłopakiem, którego Ylva od razu polubiła. I bardzo chętnie odwiedzała wracając ze szkoły, zwłaszcza, że kwiaciarnia, w której pracowała znajdowała się po drodze.
- Dzieeeń dooobry~ – rzuciła na wstępie i ruszyła w jego stronę, po drodze kłaniając się starszej pani, okazując jej tym samym szacunek. Uniosła wyżej papierową, różową torbę oznaczoną logiem cukierni, w której ostatnio rudowłosa się zakochała.
- Dostawa przepysznych, świeżych bułeczek. – wyszczerzyła się szeroko, stawiając torebkę na blacie. Szkolną torbę rzuciła na mały taboret, po czym zaczęła pospiesznie wyciągać z torebki plastikowe pudełko, w którym znajdowały się wciąż ciepłe, pulchne bułeczki.
- Proszę się częstować. – zachęciła ich, po czym sama zgarnęła jedną, cynamonową I usiadła na krzesełku, a szkolną torbę ułożyła obok nogi.
- Jak mija dzień w pracy? Dużo klientów? – zapytała, powoli kręcąc się na stołku, jednocześnie wpychając do ust bułeczkę, która dosłownie zaczynała sie rozpływać. - Mhmbejbj pyszna! –rzuciła z rumieńcami na policzkach i wskazała brodą w stronę reszty. - Jedz, Miki~ Musisz zacząć lepiej się odżywiać, bo nadal będą cię mylić z rośliną. – parsknęła pod nosem nieco rozbawiona.

Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Mn7ORfd
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.17 11:56  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Zapatrzył się na białe obłoki sunące po idealnie niebieskim niebie. Odbijały się w jego szeroko otwartych oczach znajdując tam znajomy błękit. Nie było powodu do obaw, tego dnia zapowiedzieli bardzo ciepłą, wiosenną pogodę, wszystko co żyło, ciągnęło w stronę światła, tak samo jak i on, znajdując w postaci deptaku ciekawszy obiekt do obserwacji.
Myślał o różnych sprawach, ale nie było to tak zajmujące zajęcie, by znajomy głos przebijający się przed codzienne odgłosy ulicy nie zwrócił od razu jego uwagi.
- Ylva. - rzucił - Dzień dobry.
Odepchnął się bokiem od framugi i pomachał do niej kilka razy patrząc jak zmierza w jego kierunku, w kierunku jego kwiaciarni. Przechylił głowę rozpoznając powoli kolorowe logo cukierni, okrągłą pandę z okruszkami pączka na pyszczku. Uśmiech tak czy inaczej obecny był na jego twarzy, ale w jakiś sposób uśmiechnął się nawet bardziej. Niedługo i tak miał mieć przerwę obiadową, która jednak ograniczała się zazwyczaj do kupienia czegoś w kawiarni na przeciw, chyba że babcia uparła się, by znieść mu coś, co akurat pichciła. Tego dnia była poza budynkiem, wybrała się do biblioteki, a więc i jemu nie pozostał duży wybór.
- Zamawiam melonowe! - podniósł ręce na wysokość oczu machając palcami w powietrzu, a gdy tylko wieczko pudełka uległo naciskowi dłoni dziewczyny dorwał okrągłą, parującą bułeczkę z jasnozieloną, zapieczoną posypką i bezceremonialnie wpakował ją sobie do ust.
Jeżeli za pomoc, którą jej swego czasu udzielił, całkiem z resztą przypadkiem, miała odpowiadać mu w taki sposób, to mógłby ratować jeszcze więcej dziewczyn w potrzebie, gdyby tylko tak chętnie wpadały pod rowery przed jego drzwiami. Wtedy zrobił to bezinteresownie, ale za sprawą krótkiej wymiany zdań szybko zdał sobie sprawę, że się dogadują, a dalej już poleciało. Wcisnął jej kwiatka do rąk, zanim sam zdołał sobie wytłumaczyć, dlaczego to robi. Nie lubił patrzeć, jak ktoś cierpi, nawet jeżeli chodziło tylko o obdarte kolana.
- Ay kam tfooua oslaaa, mm naaaje edoble? - zaczął z pełną buzią i rumieńcami na policzku, nic tak nie poprawiało dnia, jak ciepłe bułeczki prosto z piekarni. Przełknął głośno i skończył. - W razie czego mogę Ci z nią pomóc.
Kiwnął głową, żeby weszła do środka. Na progu było kilka staromodnych, białych, drewnianych stołków, na których sam czasami zasiadał, gdy długo nikt nie zaglądał do środka. Wejście było na tyle szerokie, że mogli tam siedzieć, we wnętrzu, a jednocześnie z szerokim widokiem na dwór. Przysiadł na jednym, co kilka chwil nadgryzając posiłek z nieukrywaną rozkoszą.
- Na wiosnę zawsze robi się ich nieco więcej, ale to dobrze, każdy klient przynosi ze sobą jakieś opowieści z innych części miasta. Godzinę temu była tu matka z trojaczkami, wszystkie paplały jak najęte o tym, że na placu przy przed akademią szykuje się wiosenny festiwal. Ach, chciałbym jeszcze raz móc pomóc w przygotowamnmnac. - ostatnie słowo utonęło w kolejnym kęsie, a w zamian za to wokół nich rozległo się rytmiczne stukanie. Pip zaczął kiwać się na stołku.
Spojrzał na nią krytycznym spojrzeniem, gdy tylko zarzuciła mu bycie zbyt tyczkowatym. Hej, w końcu pracował w kwiaciarni, a nie ma lepszego oparcia dla roślin, niż naturalne tyczki. Nie odpuścił jej jednak dlatego, że sama była bardzo szczupła, pełnie objąłby ją jedną ręką, był pewny że mógłby. Sama wyglądała jak młody kiełek wychylający się pod ciemnej ziemi mineralizowanej, który jeszcze chwiał się na boki, chociaż kwiat, który miał niebawem z niego zakwitnąć, miałby być wielki, ciężki, ale za to piękny.
Powstrzymał się od wypowiedzenia tego florystycznego porównania na głos, ale za to gdy tylko jadła jedną bułkę, wziął drugą i wpakował jej do ust.
- Posłucham cię w tym względzie dopiero wtedy, jak będziesz ode mnie szersza. - Odgryzł się jej, wiedząc doskonale, że nie będzie to możliwe. No, chyba że postanowi przejść na dietę złożoną z racji wojskowych, bez żadnego ruchu, czy wyląduje w pizzeri, na kuchni.
- A jak tam u ciebie, w szkole? Pewnie macie masę zabawy... i obowiązków, ale jednak więcej zabawy. Słyszałem, że wszystkie placówki biorą udział w corocznym oglądaniu kwitnących wiśni. - kiwną głową na bok, pokazując jej gdzieś w oddali na deptaku jedno, samotne drzewo, które miało jednak dość mizerne kwiaty. Posadzono je tu głównie dla zatrzymania pozorów, ale wśród betonowych kamienic nie rozwijało się zbyt dobrze. A on musiał to oczywiście zauważyć, był mocno wkręcony jeżeli chodzi o tematykę flory.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.04.17 23:25  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Zakręciła się jeszcze raz na stołku, wsuwają o ust ostatni kawałek bułki, która dosłownie rozpływała się. Zamierzała sięgnąć po kolejną, aczkolwiek w ostatniej chwili powstrzymała się. Przy Ruuce mogła pozwolić sobie na łakomstwo, zwłaszcza, że chłopak znał ją najlepiej. Niejednokrotnie wyrywali sobie jedzenie, albo zżerali najlepsze kawałki tuż przed nosem drugiego. Przy Ruuce mogła być w pełni sobą. Rozumiał ją i akceptował taką, jaka była. Przy innych… no cóż. Nie chciała ich wystraszyć już na początku swojej znajomości. Zwłaszcza wtedy, kiedy takie osoby wydawały się naprawdę miłe. Dlatego też tym razem postanowiła nieco przeczekać, nim sięgnie po kolejny, przepyszny kawałek pełen pustych kalorii.
- Mhm. – skinęła głową podnosząc się ze stołka, I podeszła do rządku innych roślin, przy których kucnęła. - Co prawda raz zdawało mi się, że liście zaczynają żółknąć, ale dodałam trochę tego proszku do wody, tak jak mówiłeś, i od tamtej pory ma się nieźle. – uśmiechnęła się do chłopaka, jednocześnie przesuwając opuszką po łodyżce samotnego tulipana.
- W sumie, miałam cię o coś zapytać. Od dawna interesujesz się kwiatami? Znaczy się, nie chcę, byś zrozumiał mnie źle, ale nie każdego dnia spotyka się chłopaków z zamiłowaniem do kwiatów. W sumie widzę kogoś takiego pierwszy raz, dlatego jestem ciekawa. Czemu kwiaty? – to pytanie kłębiło się w jej głowie wielokrotnie, za każdym razem, kiedy opuszczała kwiaciarnię, po każdym spotkaniu z jasnowłosym. Chciała poznać odpowiedź, nie ukrywając, wewnętrznie chcąc poznać bliżej jej wybawiciela od krwiożerczych rowerów.
Nie chciała wyjść na wścibską. Raczej zainteresowaną, choć była gotowa przystopować z pytaniami, jeżeli zauważyłaby jakąkolwiek, nawet tę najdrobniejszą, zmianę w mimice nowego znajomego.
- A ty wybierasz się na festiwal? Ja na pewno pójdę. Bracia mi nie odpuszczą. – zaśmiała się cicho pod nosem na samą myśl jak Kouta łapie ją za rękę i ciągnie od stoiska do stoiska, a Kira w milczeniu, choć z błyszczącymi od ekscytacji oczami wodzi po wszystkich kolorowych rzeczach.
- Do tej pory co roku Ruuchan z nami chodził, teraz nie wiem czy pójdzie. Wiesz, jest w szkole wojskowej i jest bardzo zajęty. – powiedziała nieco ciszej, a do jej głosu wdarł się niemal wyczuwalny smutek. Smutek, którego musiała pozbyć się bardzo szybko. Już jakiś czas temu powiedziała sobie, że nie może pozwolić sobie na chwile słabości. Nie ona.
- Bardzo zajęty… no ale pewnie zabiorę jego młodsze siostry. Wątpię, by pani Koryou pozwoliła Haru-chan opiekować się Momo-chan. Tak więc będę mieć na pewno trójkę dzieciaków na głowie. – roześmiała się podnosząc na nogi i odwróciła się do Mikiego, uśmiechając szeroko.
Czas minął.
Podeszła niemal tanecznym krokiem do blatu i wsunęła dłoń do kolorowej torby, wyciągając tym razem bułeczkę z nadzieniem truskawkowym.
- W sumie rozważam, czy nie iść na studia, żeby zostać przedszkolanką. Druga opcja to pielęgniarka. Chociaż sama nie wiem. Nie wiem co chcę robić w przyszłości. – spojrzała na swoją bułeczkę, którą powoli zaczęła obracać w palcach. - Ruuchan wiedział. Był tego pewien. Moje koleżanki też. A ty, Miki? Wiedziałeś od razu co chcesz robić? – uniosła głowę i spojrzała na swojego towarzysza wyczekująco.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.04.17 10:28  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
W porównaniu do dziewczyny, on nie karmił pozorów. Zachowywał się swobodnie niemal przy każdym od pierwszych chwil znajomości. Trudno było mu wiele zarzucić, ale chociaż był dobry i łagodny, na pewno nie był przy tym głupi czy naiwny. Znał swoją wartość, wiedział kim jest i nie chciał nigdy udawać kogoś innego. Prędzej czy później i tak zjednywał sobie nowych ludzi, znajomych mu nie brakowało. Nie mógł Ylvie jednak nic zarzucić, kiedy tak na prawdę znali się wcale nie tak długo.
Wszystko było kwestią czasu, nawet jeżeli ten właśnie czas w kwiaciarni leciał niezwykle leniwie.
- To pewnie dlatego, że mało z nim rozmawiasz. - zaczął i urwał. Natychmiast jednak odkrył swoje niedopowiedzenie i sprostował. - Do kwiatu oczywiście. Na pewno słyszałaś, że rośliny lubią gdy się do nich mówi? Albo słuchać muzyki klasycznej.
Oblizał palce i wytarł je dla pewności o skraj fartucha od wewnętrznej strony. W głowie już miał reprymendę od babci, gdyby go na tym złapała.
"Wizerunek firmy jest najważniejszy! Fartuch ma być czysty i pachnący!"
Na szczęście nadal przebywała poza domem, nie było obawy, że zaczaiła się nagle na schodach za drzwiami ukrytymi z boku lady.
Rozłożył ręce na boki, a potem od razu machną ręka w stronę całego wnętrza. Rzędy kwiatów, bukiety, donice, wiadra pełne roślin, klimatyczne nadruki, narzędzia, nawet naklejka ze stokrotką naklejona na stacjonarny telefon.
- Wychowałem się tutaj, myślę że to naturalne, zainteresowanie roślinami. Nie mogę powiedzieć, że zawsze to lubiłem, ale... z czasem jakoś tak się stało. Moja mama była chora, dlatego przesiadywałem tu zawsze całymi dniami z babcią, a ona kocha to miejsce. To uczucie przeniosło się na mnie, no i to bardzo miłe, kiedy dajesz całego siebie roślinom, a one się odwdzięczają. - Nie mówił ze zbytnim przejęciem, raczej tonem bardzo naturalnym. Opowiadał o czymś, co dla niego było już przeszłością, cała walka z rodzinnym biznesem, pogodził się z nim już kilka lat temu, a obecnie nie mógł narzekać, że przyszło mu pracować, chociaż w tak młodym wieku w kwiaciarni, a nie chociażby w brudnej fabryce części, których zastosowania nie znał nikt.
- To się tyczy chyba wszystkiego... jeżeli wkładasz w coś serce, a ono odpowiada Ci tym samym, to czujesz w sobie taką satysfakcję, to jest takie coś... że aż chce Ci się to robić. - Zacisnął dłoń na koszuli w miejscu serca rozanielony, gdy mógł opowiadać o swojej pasji. Tym właśnie stało się dbanie o florę, kiedy już przebolał fakt, że z powodu rodzinnej sytuacji niczym innym nie będzie mógł się zająć. Chociaż nie marzył o motorach, szybkich pojazdach czy sporcie. Nie widział siebie w innym zawodzie, przy innym zajęciu.
- Nie do końca. - podparł podbródek dłonią i spojrzał ku sufitowi. - Nigdy nie uczyłem się opieki nad roślinami, chodziłem do szkoły medycznej. Chociaż to pewnie miałaś okazję zauważyć, nie lubię pozostawiać ludzi bez pomocy, nieważne jak lekka jest rana, każda może być niebezpieczna.
Uśmiechnął się zakłopotany, z tych dwóch rzeczy, kwiaciarni i szpitala wolał to pierwsze. Nie miał dobrych skojarzeń z zawodem lekarza, ale gdyby nie wiek babci, poszedłby na studia z tym związane. Lepiej mu się słuchało, kiedy Ylva opowiadała, jak sama zastanawia się nad wyborem następnego etapu nauki.
- Z tego co mówisz, przedszkolanka by do Ciebie pasowała. Wychowanie nowego pokolenia to poważna sprawa. Jak byłem mały, miałem prywatną opiekunkę, ale wpychała mi łyżkę z jedzeniem do gardła kiedy nie mogła mnie inaczej przekonać do wyczyszczenia talerza. - Zakradł się palcami do opakowania z bułkami i porwał kolejną. - A tobie to przychodzi z łatwością, nawet jeżeli nie mam już sześciu lat.
Pokiwał głową przeżuwając kęsa, by dodatkowo poprzeć swoje słowa.
- Niezależnie od okoliczności lepiej wybrać to, co tobie samej się podoba i w czym czujesz się dobrze. Jeżeli miałabyś podjąć decyzję ze względu na kogoś, prędzej czy później byście tego żałowali, to mogę Ci obiecać. - mówił tonem przesadnie mądrym, machając wyciągniętym palcem wskazującym przed twarzą. Cały efekt legł jednak w gruzach, kiedy z dziecięca radością złapał bułkę w obie ręce i chapnął głośno kolejny kawałek.
- Raczej się nie wybiorę, skończyłem już szkołę, więc teoretycznie nie mam wstępu na obchody organizowane przez poszczególne placówki, a ten miejski jest w godzinach otwarcia kwiaciarni. - zamyślił się, analizując to, co powiedziała dziewczyna. - Twój kolega... wydaje mi się, że akademia wojskowa także obchodzi takie święta, jako że związane są z tradycją kraju. Jesteś pewna, że się dla ciebie nie wyrwie? - Trącił ją łokciem w bok niby przypadkiem, a gdyby spojrzała w jego kierunku, zobaczyłaby tylko, że nadal zajmuje się słodką bułką.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.17 13:40  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Gdzieś kiedyś słyszała teorie, że ponoć rośliny lubią słuchać muzyki czy też kiedy się o nich mówiło. Oczywiście Ylva nigdy nie brała tego na poważnie. No bo kurde, to rośliny. Dlatego też w pierwszej chwili chciała roześmiać się, kiedy usłyszała słowa jasnowłosego chłopaka, ale szybko zdała sobie sprawę, że jeżeli ona czegoś nie rozumiała, i coś dla niej brzmiało po prostu nierealnie, nie oznaczało, że tak jest. Równie dobrze mogła to być prawda i to ona żyła w niewiedzy.
- Szczerze powiedziawszy nadal brzmi dla mnie to co najmniej jak jakaś opowieść z książek oznaczonych baśniami, ale wiesz co? Chyba spróbuję. Może akurat to prawda! – powiedziała wesoło postanawiając, że kiedy tylko wróci, to zacznie zdawać relacje ze swojego dnia przed doniczką. W sumie będzie to całkiem nowe i interesujące doświadczenie.
- Ty często z nimi rozmawiasz? – zagadnęła, ciągnąc dalej temat, nie ukrywając swojego zainteresowania. Nie znała zbyt długo Pipa, a co za tym idzie – nie znała g zbyt dobrze. Ale im częściej się z nim widywała, im częściej spędzała z nim czas, rozmawiała, poznawała go, tym bardziej chciała wiedzieć więcej i więcej. Chłopak wydawał się zupełnie inny na tle osób, jakie do tej pory zawitały w życiu licealistki. Pip był spokojny i delikatny, jakby… Ylva czasami miała wrażenie, jakby Pip sam był jakimś cudownym kwiatem, który przybrał ludzką powłokę. A jego obecność działała na nią relaksacyjnie. Lubiła ją. I dlatego chciała wiedzieć o nim więcej.
- Ale to fajnie, że lubisz to, co robisz. Ja do tej pory nie wiem w czym jestem dobra. Nie wiem co mi się podoba i co robiąc czuję, że żyję. Jakbym była w ogóle pozbawiona jakiś konkretnych celów. – uśmiechnęła się do niego słysząc słowa, które zapewne miały dodać jej otuchy. - Cieszę się, ale sama nie do końca wiem czy właśnie to, bycie przedszkolanką byłoby dla mnie. Zawsze mogę spróbować podejść do jednego i spróbować jako wolontariuszka opiekować się dzieciakami i zobaczę. Z drugiej strony są momenty kiedy mam dość opieki nad moim rodzeństwem, gdzie jedno jest aniołkiem a drugie totalnym diabełkiem. A co dopiero jakbym miała opiekować się większą gromadą takich małych potworków. – roześmiała się kiwając lekko na boki. Choć jej twarz wyrażała pełną pogodę ducha, tak prawdę powiedziawszy, Ylv już od jakiegoś czasu męczyła się z brakiem jakiegoś konkretnego celu w życiu. Chciała porozmawiać o tym z Ruuką. On zawsze potrafił znaleźć złoty środek na wszystko. Zawsze wiedział, co robić. Chcę z tobą porozmawiać, Ruu.
Ale Ruuki nie było.
Westchnęła cicho kończąc jeść swój ostatni kawałek bułeczki, po czym sięgnęła do swojej torby, skąd wyciągnęła najpierw chusteczkę w którą wytarła palce a następnie jasną kosmetyczkę, którą ułożyła sobie na kolanach.
- Mam nadzieję, że prędzej czy później znajdę coś, co będę chciała robić. – dodała po chwili wyciągając z kosmetyczki gleukometr. Wsunęła mały pasek w urządzenie, a następnie ukuła się w koniuszek palca za pomocą igły.
- Ale mi chodzi o miejski festiwal. A wieczorem są fajerwerki. Naprawdę nie uda ci się wyrwać? – uniosła na niego spojrzenie chowając glukometr do kosmetyczki i wyciągnęła podłużną insulinę nastawiając odpowiednią ilość jednostek do podania. Ściągnęła za ramion szkolną marynarkę, kładąc ją na krzesełku obok, po czym wyczuła palcami odpowiednie miejsce na ramieniu, po czym wbiła się bez problemu w skórę.
- Jasne, festyn jest głównie w czasie godzin pracy, ale trwa do nocy, więc pewnie zdążyłbyś, chociaż na jakiś czas. – wyszczerzyła się szeroko do niego, chowając pen na swoje miejsce, jednakże w chwili, kiedy Miki poruszył temat jej przyjaciela, palce dziewczyny zacisnęły się mocniej na kosmetyczce.
- Nie mam pojęcia. Ale wiem, że Ruuchan jest bardzo zajęty, dlatego też nie chcę mu zawracać głowy jakimś tam festiwalem, ehehehe. Przecież jak raz spędzimy go osobno, to nic się nie stanie. Ale naprawdę, mam nadzieję, że kiedyś go poznasz. Myślę, że polubilibyście się. – zaśmiała się wesoło, wsuwając na swoje ramiona na powrót marynarkę.
- I została ostatnia bułeczka, z budyniem. Jest twoja~
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.17 13:49  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Zaśmiał się pogodnie na jej reakcję.
- Co nie? Brzmi całkowicie fantastycznie i nawet jeżeli efekty nie są tak widoczne jak by się chciało, to jednak nie mija się to całkiem z prawdą. No i trzeba mieć dobry głos. - poklepał się po piersi - przynajmniej jak ja.
Wyszczerzył się przyjaźnie, bo wcale nie uważał, że jego talent śpiewacki, którego tak na prawdę nie miał był jakiś szczególny. Nigdy nie ćwiczył, a mimo to, gdyby kazano mu coś zanucić, okazałoby się, że właściwie robi to całkiem dobrze. W jego życiu jednak ważniejsza była kwiaciarnia, a śpiewać zdarzało mu się cicho, pod nosem, kiedy podlewał rzędy doniczek gdy dookoła nie było klientów.
- Oh no wiesz... głupio się do tego przyznać, bo niektórzy uznaliby, że mówię sam do siebie... - podrapał się po głowie z zakłopotaniem, ale pokiwał potwierdzająco głową. Co lepszego miał robić całymi dniami? Niekiedy myślał na głos, więc mógł równie dobrze czasami odezwać się do którejś z roślin, a poza tym... od kilku lat wcale nie uznawał tego za coś całkowicie głupiego, bo rośliny mu odpowiadały. Czasami jakiś liść pomachał do niego, kwiat zakwitł szybciej, a korzeń wykręcił się tak, że Pip dokładnie wiedział, że brakuje mu wody. O tym jednak wolał nie wspominać, nie chciał wyjść na dziwnego.
Zakręcił się na stołku wysłuchując jej wątpliwości. Nie mógł się nie zgodzić, poszukiwanie tego, co chce się robić w życiu jest ważne, szczególne w takim miejscu jak to, gdzie równie dobrze nie trzeba wcale martwić się o prace, bo każdy jakoś godnie przeżywa swoje życie. To było chyba tym bardziej dołujące, że jeżeli samemu nie odnalazło się drogi, nie było żadnego bodźca, który by nas kopnął do przodu. Pijący w beznadziejności alkohol po ciemnych zaułkach ludzie szybko znikali, służba miejska dbała o wizerunek miasta.
- Masz jeszcze czas na podjęcie takich decyzji, dużo czasu... tutaj nikomu nigdzie się nie śpieszy. - odchylił się tak, by widzieć niebo. Chmury lekko sunące po niebie, leniwie jak czas, leniwie jak ludzie idący po chodniku. I on był trochę leniwy, nigdzie mu się w życiu nie śpieszyło, bo nie było do czego.
Był ustawiony do końca życia, taka była prawda. Nie musiał już niczego szukać, ani o nic się martwić. I chyba właśnie to go... martwiło najbardziej. Mimowolnie zerkał na Ylvę z dawką insuliny w duchu powstrzymując się od tego, by jej nie pomóc. Widać było, że ma już wszystko wyćwiczone. Cukrzyca? Może nawet od urodzenia... tego nie byłoby łatwo uleczyć, ale nakłucie strasznie go denerwowało. Nie lubił nigdy pozostawiać kogoś ze zranieniem, nawet najmniejszym. Świerzbiły go palce, dosłownie, bo gdy kogoś leczył 'tym dziwnym światłem', używał dłoni. Nie kontrolował tego do końca, więc czuł, jak moc zbiera się w opuszkach palców. Niedoczekanie, nie zrobi tego teraz i nie przy niej.
- Z dachu widzę cały park w którym odbywa się festyn. - Odparł wymijająco. Chodziło bardziej o to, że nie chciał zostawiać babci samej. Niby była twardą kobietą, ale miała swoje lata, jego matkę urodziła w późnym wieku, więc teraz przepaść między nim a staruszką była spora. Nie chorowała na nic otwarcie, ale czasami podczas wybuchów dostawała ataków paniki, trauma z czasów gdy była w wojsku. Nie mógł... nie chciał zostawiać jej samej.
Wzdrygnął się na chwilę, gdy przez myśl przeszło mu zdanie: Całe życie czekam, by ktoś umarł, żebym mógł być wolny.
Wcale tak nie myślał, więc dlaczego hasło pojawiło się nagle w jego głowie? Owszem, dopiero kiedy zmarła jego matka mógł wybrać kwiaciarnię zamiast medycyny, ale nawet teraz wolał nie opuszczać za często budynku ze względu na wiek babci. Nie przeszkadzało mu to aż tak... a może?
- Poszedł do szkoły wojskowej, tak? - Przechylił głowę spoglądając na ostatnią bułkę. Nie powinien, ale jednak podniósł ją z pudełka i wpakował do buzi przeżuwając kawałek leniwie. - Ja raczej nigdy tam nie pójdę, jestem wykluczony z poboru.
Nie mówił tego z wyrzutem, smutkiem ani radością, Po prostu znowu głośno myślał i nic z tego nie wynikało.
- Właściwie myślałem, że to twój chłopak, tak często o nim mówisz. Nie widujecie się teraz?
Kolejny kawałek bułki wylądował w jego buzi, pełen słodkiego, waniliowego budyniu. Słodkie życie, nie ma co.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.05.17 23:59  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Zaśmiała się wesoło na jego stwierdzenie. Możliwe, że dla normalnego zjadacza chleba ujrzenie kogoś, kto z pasją oddaje się konwersacjom z roślinami mogłoby wydawać się co najmniej dziwaczne, aczkolwiek istniało w mieście sporo osób z o wiele gorszymi i bardziej dziwnymi dziwactwami, o jakich innym się nie śniło. Przy tym wszystkim rozmowa z roślinami wydawała się czymś totalnie niewinnym.
- To, że z nimi rozmawiasz sprawia, że wyróżniasz się na tle zwykłych, szarych ludzi, którzy każdego dnia gonią do pracy, a ich życie przypomina schemat I plan odgórnie ułożony. Sprawia, że znajdujesz w swoim życiu czas na drobne rzeczy, które sprawiają ci radość. – uśmiechnęła się z dziwna nostalgią namalowana na jej ustach, kiedy wpatrywała się w swoje palce. - Może i na tę chwilę nie wiem co chcę robić w przyszłości, ale… wiem jedno. Nie chcę stać się jak oni, cień, który egzystuje, a nie żyje. – dodała po chwili z charakterystycznym dla niej błyskiem w błękitnych oczach. Była jeszcze młoda, miała całe życie przed sobą. Życie, które w każdym momencie mogło się skończyć, dlatego też nie mogła sobie pozwolić nawet na chwilę stagnacji.
Podniosła się i podeszła do doniczki z roślinką, przy której przykucnęła i przesunęła opuszką po jej liściu.
- Można powiedzieć, że to twoje powołanie. Czasami cie obserwowałam przy pracy I wiesz, wyglądasz na kogoś, kto to naprawdę lubi. – przeciągnęła się, siadając na ziemi i skrzyżowała nogi. Dla kogoś takiego jak ona, siadanie na ziemi nie było czymś strasznym. Wiele dziewczyn z jej klasy na samą myśl o ubrudzeniu się dostawała białej gorączki, a co dopiero mówić o siadaniu na podłodze. Ale Ylva była inna. Od dziecka. Ona i kobiecość nie miały po drodze. Może właśnie dlatego on nigdy nie zwracał na nią uwagi…?
Chwyciła w palce jeden z rudych kosmyków, który w geście buntów uciekł z luźnego koka na czubku głowy i zaczęła go pocierać między opuszkami.
- Czemu jesteś wykluczony? Zdrowie? – zapytał z zainteresowaniem. Fakt, chłopak nie wyglądał na kogoś, kto nadawał się do wojska, z drugiej zaś strony chyba każdy mógł się wyuczyć… Chyba. A przynajmniej każdy powinien dostać szansę. Ale możliwe, że była w błędzie.
- Co. Nie, nie, nie. Ruuchan to nie jest mój chłopak, ahahaha. – zaśmiała się i zaczęła machać rękoma na obie strony, chcąc podkreślić te absurdalność. Absurdalność, do której w sumie powinna przywyknąć. Wiele osób w jej otoczeniu myliło się, że są parą. Przynajmniej połowa z nich. A druga połowa twierdziła, że powinni się zejść. W tym zarówno jej matka, jak i rodzicielka chłopaka.
- Jesteśmy przyjaciółmi. – dodała po chwili, a do jej głosu wdarła się nuta czegoś innego, obcego, jakby w jej gardle powstawała niewidzialna gula.
- Nie, tak jak mówiłam, jest w szkole wojskowej. Na początku często dzwonił, jednak z czasem telefon pozostał głuchy. Obiecał też, że będzie co dwa albo trzy tygodnie przyjeżdżał do domu, ale… od miesięcy go nie ma. Od miesięcy się nie odzywa. – podciągnęła nogi, zaciskając mocniej wargi w wąską linię. - Jestem na niego wściekła. Bo obiecał. Nie wiem co się z nim dzieje. Martwię się i tęsknię za nim. Z drugiej strony powtarzam sobie, że pewnie jest bardzo zajęty i dlatego się nie odzywa. Musi mieć jakiś powód. To nie w jego stylu. Ruuchan zawsze dotrzymywał słowa. Zawsze. – zamilkła, zdając sobie sprawę, że naprawdę ciężko jej bez Ruuki u boku.
Aż tak się uzależniłam od niego?
Z drugiej strony taka rozłąka powinna dobrze im zrobić. Powinna.
Uniosła głowę zdając sobie sprawę, że atmosfera zrobiła się ciężka, dlatego uśmiechnęła się szeroko, dodając żartobliwie na rozładowanie
- Normalnie ukręcę mu łeb przy samej dupie jak go zobaczę, ahahaha
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.17 23:27  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Pokiwał głową, jakby wcale jej nie wierzył.
- A znasz takich, co nazywają swoje rośliny? - Zakręcił się na krześle i wstał z niego z impetem. Chwycił pierwszą z brzegu doniczkę i podstawił ją dziewczynie pod nos. - To Patrick, kaktus Patrick. Nie lubi się z bambusem Remusem. To się nawet rymuje! A w kącie stoi mroczny Derek - kiwną głową na wielką jukę, która powoli sięgała ponad ramy okna. Przystawił dłoń do ust i wyszeptał jej do ucha. - Nikt go tutaj nie lubi, kiedyś spadł na nogi babci. Jego donica waży kilka kilogramów. To istny potwór!
Ostatnie krzyknął wyrzucając ręce do góry, jakby miał zaraz zamiar panikować.
Na końcu tego przedstawienia parsknął krótko i odstawił kaktusa w bezpieczne miejsce.
- Już jesteś unikatowa. Każdy człowiek jest, więc niech każdy robi to co chce, bez konsekwencji. Tutaj nie ma konsekwencji. Możesz założyć domowe przedszkole, albo klub liczenia cegieł brukowych. Zawsze chciałem wiedzieć ile dokładnie jest ich przed kwiaciarnią. - Poskrobał się czubkiem palca po podbródku. - Wierze, że kiedy nadejdzie ten dzień, będziesz już wiedzieć co chcesz robić. Dajmy Ci czas. Damy, prawda Derek?
Spojrzał za siebie na jukę, jakby spodziewał się otrzymać odpowiedź.
Sam sobie odpowiedz kędzierzawy blondasie.
Wzdrygnął się i otworzył usta w niemym szoku. Chwila, czy roślina mu właśnie odpowiedziała?
Ah, nieeee... musiał to sobie wyobrazić. Za bardzo wczuł się w rolę, chociaż odrobina strachu popsuła mu nagle humor. Wokół niego działy się bardzo dziwne rzeczy, szczególnie gdy chodzi o florę, ale tego jeszcze nie było. Wzdrygnął się i miał nadzieję, że Ylva tego nie widziała.
- M-myślę, że na prawdę powinniście ze sobą chodzić. Z tego co mówisz, pasujecie do siebie, mogłabyś swoje matczyne zapędy przelać na niego. Wiesz... zamiast przedszkolanką byłabyś idealną dziewczyną. - Zawahał się na początku, gdy to mówił. Nie wyrzucił z siebie tego szoku tak szybko, jakby chciał. Nadal czuł się dziwnie, teraz gdy wredna roślina mogła na poważnie mieć charakter. Kontynuował jednak, bo dziewczyna była bardziej spanikowana od niego. Machając rękami prawie trafiła go w twarz, ale zrobił unik na czas. - Może to los wystawia was na próbę? O tak, widzę to dobrze. Odbieram sygnały od losu!
Przystawił sobie dwa palce do skroni i zamknął oczy w pełnym skupieniu. Wyprostował rękę, dłonią odciągając ją od kończenia ostatnich słów, potem przystawił jeden palec do ust.
- Shhhh. Odczytuje to, co przygotowała dla ciebie przyszłość. Chwila... kurczaki? Co mają do tego kurczaki? Chyba mamy zakłócenia na linii, ale na pewno widzę tam szczęśliwą przyszłość dla Ciebie. - wyprostował się w końcu i ponownie opadł na skraj krzesła przy framudze. - Nie będzie łatwo, nigdy nie jest łatwo, ale powiedz mi, darzysz go jakimiś uczuciami, prawda?
Spoważniał, nie odstawiał już teatru na jej oczach. Patrzył na nią spokojnie parą przenikliwie błękitnych oczu.
Przez to wszystko chyba nie odpowiedział jej na pytanie o zdrowie. Nie, żeby chciał na nie bardzo odpowiadać. Łapał choroby jak lep na muchy swoje ofiary. W jego przypadku panika z powodu kichnięcia nie była nieuzasadniona. W dokumentach lekarza było chyba jeszcze coś o szoku z powodu śmierci matki, ale to było lata temu... nie, bardziej obawiał się tego, że specjalistyczna medycyna mogłaby wykryć to, co jest z nim nie tak. Że jest... trudno mu się o tym myślało... że nie jest człowiekiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.07.17 20:37  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
Ylva nie wiedziała czy chłopak zdaje sobie sprawę z tego, że był naprawdę uroczy I rozkoszny w tym wszystkim co robił I mówił. A przede wszystkim w tym, w jaki sposób zwracał się do roślin. Możliwe, że inni ludzie mieli go za dziwaka, który gada z warzywkami, ale Ylva postrzegała go zupełnie inaczej. A przede wszystkim jako osobę godną zaufania i szczerą. Naprawdę była wdzięczna, że zaprzyjaźniła się z kimś takim, jak Mike. Osobą, która prezentowała sobą prawie same dobre cechy.  
- Unikatowa? – parsknęła śmiechem, sięgając za jeden z rudych kosmyków, I wsunęła go za ucho. Jeżeli był to komplement, to z pewnością go nie wyczuła i nie wyczytała. No cóż, ona i komplementy, czy chociażby inne kobiece rzeczy, którymi zajmowały się inne nastolatki, zdecydowanie nie były jej po drodze.
- Chyba z naszej dwójki to ty jesteś o wiele bardziej unikatowy – dodała po chwili, obdarzają go lekkim uśmiechem.
Jak by nie był, Ylv naprawdę lubiła spędzać z nim swój wolny czas. Zahaczać o tę małą kwiaciarnię, otoczona cudownymi zapachami kwiatów w doborowym towarzystwie. Czego chcieć więcej?
Na pewno nie rozmów na TEN temat.
Gdyby właśnie coś piła, z pewnością zakrztusiłaby się i zeszła z tego świata.
Uniosła gwałtownie obie ręce, i zaczęła nimi wymachiwać, chcąc w ten sposób totalnie zaprzeczyć, jakoby miała cokolwiek czuć do jej przyjaciela z dzieciństwa. Po chwili ręce opadły na jej uda, a na ustach pojawił się nieco melancholijny uśmiech. Miała wrażenie, że kogoś takiego właśnie potrzebowała. Kogoś, z kim mogłaby porozmawiać o swoich uczuciach, a kto nie będzie jej oceniał.
- To nie ma znaczenia. – odezwała się wreszcie, wpatrując w swoje palce. - Jest moim najlepszym przyjacielem. Dla niego jestem jak trzecia siostra. Nie mogę i nie chcę tego zburzyć. Jest dobrze tak, jak jest. – zaśmiała się, chociaż w jej śmiechu na darmo doszukiwać się radości. Wręcz przeciwnie.
- Cieszę się, że jest obok. To mi wystarczy. Zresztą, Ruuchan ma już kogoś, kogo bardzo lubi, hehe. Nie chcę wchodzić pomiędzy nich. – spojrzała na jasnowłosego, i uśmiechnęła się do niego. Sięgnęła do kieszeni, gdzie znajdował się jej telefon i odblokowała go, by spojrzeć na godzinę. Gwałtownie poderwała się, łapiąc za swoją torbę.
- Kurde, zasiedziałam się, a muszę odebrać braci. Dziękuję za wszystko, jeszcze wpadnę. Na razie! – pomachała do niego, po czym wybiegła z kwiaciarni, i tyle jej było.

| zt |
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.07.17 21:16  •  Kwiaciarnia "Papierowe Motyle" Empty Re: Kwiaciarnia "Papierowe Motyle"
- Chyba bardziej niż bym chciał. - Machnął rękami na boki w bezradności.
I nie miał na myśli jedynie rozmawiania z roślinami, krył w swoich słowach nieco więcej. Prawie nawet się wygadał czując w Ylvie dobry obiekt do zwierzania, ale w ostatnim momencie udało mu się, mniej bądź bardziej przypadkowo, ugryźć w język. I to dosłownie. Poczuł jak smak krwi rozchodzi mu się w ustach i to na dobrą chwilę wykluczyło go z rozmowy. Dał za to rudowłosej się wygadać, czy bardziej, wykrzyczeć. Jeszcze pomachała rękami, kilka razy wzdrygnęła się na krześle i wiedział już, że trafił w sendo. Nie miał jednak ochoty jej za to piętnować, miłość rzecz normalna, jeżeli się komuś przytrafi, należy się cieszyć.
Kłucie na języku odrobię mu w tym przeszkadzało, bo krzywił się, zamiast uśmiechać, ale chociaż próbował. Zanim jednak zabrał się za kontynuowanie rozmowy, dziewczyna zerwała się z krzesła i wystrzeliła ku ulicy. Prawie nie zdarzył się pożegnać, pomachał jej i miał nadzieję, że zdołała to wychwycić, nawet kątem oka.
Został więc sam i ze swoją pracą. Odpowiedział ją wzrokiem i odwrócił się ku wnętrzu.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach