Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Ptaszysko było szybsze niż sądzili, bo bez problemu zamachnęło się łapą w ich stronę, choć oberwało się jedynie Tyrellowi, który stał najbliżej. Szpony bestii ze świstem rozdarły spodnie czarnowłosego, dodatkowo znacząc jego skórę trzema, ciągłymi cięciami. Dudley skrzywił się na sam widok pokiereszowanej nogi medyka. Nie zdążył zareagować na czas, a gdyby się pospieszył to być może obyłoby się bez jakichkolwiek ran.
Na szczęście strumień wody, który posłał w stronę zwierzęcia trafił prosto w oczy — tak jak planował od samego początku. Udało mu się na chwilę oślepić ptaka, na te kilkanaście sekund wykluczyć go z zabawy. Wciąż stał przed nim, choć ostrożnie się cofał, chcąc jak najszybciej dotrzeć do klapy, którą wciąż trzymał Azizel.
„Szybko, póki trzyma dystans.”
Nie zdążył odpowiedzieć, poczuł jedynie jak dłoń Tyrella zaciska się na jego nadgarstku i ciągnie w swoim kierunku. Postąpił za nim te kilka kroków, jednak wzrokiem powrócił do ptaszysko, które powoli odzyskiwało wzrok. Nie mieli tak dużo czasu, nie zdążyliby wejść do piwnicy we dwójkę, bo bestia znowu mogła zaatakować.
Nie mamy tyle czasu — burknął, pozwalając medykowi w spokoju oddalić się w stronę klapy. Sam z pewnością nie miał do niej daleko, ale był niemalże pewny, że nie udałoby się mu bezpiecznie do niej dojść, musiał raz jeszcze stawić czoła pierzastemu przeciwnikowi.
Zatrzymał się, by w miarę możliwości móc osłonić czarnowłosego własnym ciałem, podczas gdy ten wchodził do piwniczki. Musiał to mądrze rozegrać, nie chciał odnieść szkód, już wystarczająco spowolnieni będą rannym Tyrellem.
Stanął pewniej na nogach, stukając kilkukrotnie podeszwę buta w podłogę, jakby chciał się upewnić czy jego podeszwa nie wywinie mu podobnego numeru to bosa stopa rannego anioła. Postawę przyjął bardziej obronną — dłonie uniósł na wysokość klatki piersiowej, jakby walczył z nieprzyjacielem na pięści, a on jedynie chciał mieć dogodniejszą pozycję, by w odpowiednim momencie trysnąć jeszcze większym strumieniem wody.
Odczekał, spokojnie odczekał. Ptak miał zaatakować pierwszy, bo Dude postanowił się skupić jedynie na defensywie. W razie ataku chciał odskoczyć jedynie w bok, posłać w oczy monstra kolejną dawkę wody, która ułatwiłaby mu ucieczkę. Potem mógł już tylko odepchnąć bestię, jeśli ta znalazłaby się zbyt blisko niego i rzucić się w stronę klapy, którą ktoś trzymał, a przynajmniej miał taką nadzieję.

PS. Post edytowany, bo poprawiłem drobny błąd, który rzucił mi się w oczy.


Ostatnio zmieniony przez Dude dnia 17.04.17 11:00, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obserwował czarną głębię, w której niestety nic nie był w stanie zauważyć. Przeniósł swój wzrok na dwójkę pozostałych aniołów, którzy nadal toczyli bitwę z paskudą. Brrrrrrrry, po plecach Hydry przeleciał dreszcz przerażenia. Cały czas przed oczami miał te czerwone ślepia, które wpatrywały się w niego kilkanaście minut temu, zanim silna łapa machnęła w jego stronę. Cudem uniknął obrażeń. Kwęknął, gdy bestia dostała wodą w dziób. Ucieszył się, chociaż nie powinien być zbyt optymistycznie nastawiony do niczego, w końcu sytuacja mogłaby się zmienić w ciągu ułamku sekundy.
Azizel odsunął się, gdy Tyrell wbiegł pod klapę. Puścił ją. Białowłosy zszedł kilka schodów niżej. W końcu mógł zagłębić się w mrok nieco bardziej. Ponownie zapalił zapalniczkę, by rozświetlić sobie drogę. Nie wiedział, co działo się z Dudem, ale miał nadzieję, że i on kieruje się pospiesznie w stronę klapy, a nie stara się zgrywać bohatera, bo mógł tym samym sprawić sobie więcej kłopotów niż pożytku.
Postawił stopy na pewnym gruncie podłogi. Cieszył się, że zszedł z drewnianych schodów i że spadł z nich, robiąc sobie krzywdę. Teraz jednak był sam w ciemnościach, w których mogło kryć się znacznie gorsze potworzysko niż to na górze. Westchnął cicho, biorąc głęboki wdech.
Chyba jest bezpiecznie tu na dole – powiedział, przeczesując mokre włosy, by te nie wpadały mu do oczu. Miał nadzieję, że się nie pomylił i że nagle znów ich coś nie zaatakuje. – Jak sytuacja na górze i twoja noga? – zwrócił się bezpośrednio do Tyrella.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mimo dobrego przygotowania, Dudley nie miał zbyt wielkiej szansy na wykazanie się brawurową defensywą. Bestia zagrodziła mu drogę do zajmowanej przez siebie kanciapki, ale nie podjęła dalszego ataku; zaskrzeczała wściekle parę razy i cofnęła się o pół kroku, nie spuszczając spojrzenia z jasnowłosego anioła. W tym czasie kolejny ze Smoków zdążył schować się w piwnicy, a także przytrzymać klapę koledze. Ptaszysko najwyraźniej nie miało żadnego interesu z bronieniu podziemnego pomieszczenia, gdyż zniknięcie kolejnego agresora bardziej je uspokoiło niż rozwścieczyło. Zatrzymało się w miejscu, na każdy ewentualny ruch anioła reagując tylko zagrodzeniem mu widoku na maleńki pokoik i wściekłym skrzekiem.
Azizel bezpiecznie wylądował na podłodze piwnicy. Poruszanie się po niej siłą rzeczy musiało się odbywać niemal po omacku, gdyż nikły płomień zapalniczki nie oświetlał zbyt wiele ponad to, co i tak było widać dzięki działalności słońca. Gdy stanęło się tuż przy schodkach, można było zauważyć, że pomieszczenie nie jest szerokie - trochę mniej niż rozpiętość ramion. Za stopniami znajdowała się lita ściana, zaś do czwartej jak na razie nie docierało żadne światło.
Rzucenie się w stronę klapy nie było do końca dobrym pomysłem. Podłoga wciąż była pokryta warstewką deszczówki, przez co kolejny z panów stał się gwiazdą programu Smoki tańczą na wodzie. Dudley, chcąc szybko znaleźć się wśród towarzyszy, dotarł do nich ślizgiem i niekontrolowanie wylądował na tyłku tuż przy zejściu do piwnicy. Zahamować pozwoliło mu chyba tylko odruchowe oparcie stóp o płaski schodek i złapanie się ręką otwartej wciąż klapy.

Obrażenia:
Tyrell: trzy podłużne rany cięte na nodze, średnio głębokie, krwawią; ból przysparza problemów z poruszaniem nogą i chodzeniem;
Dudley: Boleśnie posiniaczone okolice kości ogonowej;
Wszyscy jesteście nieprzyjemnie zmoknięci.
Użycie mocy:
Dude: Hydrokineza [1/3]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy zdołał złapać oddech, wbił stalowe spojrzenie w nieruchoma klapę. Nadal tkwiła tam niezmienna i martwa. Nie dojrzał na górze żadnego ruchu. Dudley nie zdążył. Poczuł jak samotna kropla wody skrapla się z jego podbródka.
  Jego turkusowe oczy spoglądnęły w następnej kolejności na Azizela. Trzymany nikły płomień oświetlał twarz jasnowłosego w tajemniczy, trochę diaboliczny sposób.
 — Kiepska — zreasumował sytuacje na górze. Potem zbadał wzrokiem łydkę, której zaczerwieniona skóra wydostawała się przez rozpruty materiał spodni. Dopiero teraz był w stanie przyjrzeć się ranie, która zaczynała wręcz płonąć żywym ogniem. Spróbował dotknąć jednego z draśnięć ale tylko skrzywił się wyraźnie. — Nie najgorzej. Ale parszywie rwie.
 Na nowo przywarł plecami do zimnej ściany. Krople potu zebrały się pod jego czarna grzywną. Oblizał zaschnięte usta. Mokre ubrania ciążyły na nim jak dodatkowy kilku kilowy bagaż.
 — Wydostaniemy się stąd. — powiedział patrząc w oczy medyka, niesamowicie trzeźwo, ale kiedy na moment obrócił się w kierunku piwniczego tunelu, który niknął w mroku miał co do tego coraz mniejsze przekonanie. — Jesteś cały?
 Zapytał i kucnął ostrożnie przysiadając na jednym ze stopni. Było ślisko. Musiał uważać. Zsunął szybko plecak z ramienia i wyciągnął z jego materiałowego, wilgotnego wnętrza czysty materiał i bandaż. Musiał zatamować krwawienie. Nie wiedział jak czyste zmysły ma ta bestia i co czeka ich dalej — nie mógł narażać nikogo więcej. Pospiesznie zaczął oblewać swoją ranę wodą utlenioną, zaciskając szczękę z przeszywającego bólu tak mocno, że na jego policzkach można było dojrzeć białe ścięgna. Potem zaczął bandażować nogę, ze wzrokiem utkwionym w klapie. Robił to szybko, ale sprawnie. Spieszył się. Słyszał jakieś dźwięki. Wiedział, że zwierz wykonał kolejny ruch. Słyszał jego kroki pod deskami. Bestia była blisko. „Dudley. No dalej.” Przez moment dźwięk bicia jego serca wydawał się tak mocny, ze słyszał go w uszach. Napięcie wzrastało. Wszystko do momentu gdy...
 Trzask.
 Poderwał łeb, choć jego twarz nadal pozostała niezmienna. Nieodgadniona. Błysk w oku roziskrzył się w ciemnościach. Zobaczył postać Dude'a. Ręka zaciśnięta na bandażu owijającym zranioną nogę, automatycznie się zatrzymała. Napięcie zniknęło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zdziwiło go, gdy bestia nie zaatakowała kolejny raz. Przez chwilę przyglądał się ptaszysku, jakby chciał wyczytać jego dalsze zamiary. Miał wrażenie, że zwierzę zachowywało się jakby broniło swojego terytorium. Wciąż uparcie stało twardo przed przejściem do tajemniczego pomieszczenia, jakby to właśnie tam był jakiś skarb. A może po prostu matczyny instynkt bestii nakazywał jej bronić swoje małe, które w słodkiej niewiedzy leżały w tym pomieszczeniu, nawet nie wiedząc o tym, ze do ich „gniazda” wparowała trójka aniołów. Tak też mogło być, ale Dudley nie rozmyślał o tym dłużej, bo nie miał czasu na aż tak rozbudowane domysły, musiał działać.
Starał się nie dać się rozkojarzyć, choć zajadłe skrzeczenie wcale tego nie ułatwiało. Skrzydlaty powoli zaczął się wycofywać. Robił małe kroczki, wciąż wpatrując się w ptaka, który za nic w świecie nie wpuściłby ich do pokoju którego bronił. Ale może to i dobrze? Przynajmniej w miarę bezpiecznie mogli zajrzeć pod klapę i dokładniej zbadać piwniczkę.
Dude postanowił jak najszybciej dołączyć do pozostałych, wykorzystując to, że bestia nieco się uspokoiła i nie miała zamiaru zaatakować. Pośpiech okazał się być jego zgubą, bo śliskie podeszwy butów sprawiły, że zmysł równowagi szarowłosego nawalił. Wyrżnął się tuż przed wyjściem do piwnicy, robiąc przy tym zabawny piruet. Całe życie przeleciało mu przed oczami, a w głowie ułożył mu się jeden z najczarniejszych scenariuszy — myślał, że przetoczy się po wszystkich stopniach, łamiąc się w każdym możliwym miejscu. Na szczęście w ostatniej chwili zdążył ułożyć nogę tak, że zahamował, a ręką chwycił się klapy. Obił sobie tyłek, czemu oczywiście towarzyszyło syknięcie i grymas bólu, który pojawił się na jego twarzy.
Otwartą dłoń ułożył na podłożu, pomagając nią sobie wstać, by postem jak najszybciej pokonać ten niewielki dystans, który dzielił go od medyków. Miał tylko nadzieję, że hałas, który towarzyszył upadkowi nie skupił uwagi bestii.
Tym razem nieco uważniej zaczął schodzić po schodkach, a gdy jakimś cudem udało mu się wejść do środka to zwyczajnie zamknął klapę.
Wszyscy cali? — Że też akurat on o to pytał...
Trzymał się ręką w okolicy lędźwi, delikatnie schodząc niżej w celu rozmasowania obolałej kości ogonowej. Stał w bardzo dziwnej pozycji, choć właśnie dzięki niej bolało go trochę mniej. — Jestem straszną fleją... Co robimy dalej?  
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na dole było ciemno, a zapalniczka na niewiele się zdała, gdyż Azizel i tak nie widział nic więcej niż swoje kolana. Niemniej jednak nie pozwalał płomieniowi gasnąć. Pomieszczenie było wąskie. Wszędzie panowała wilgoć, a on dalej miał niesamowicie złe przeczucia. W pewnej chwili zabolał go kciuk, od ciągłego przyciskania zapalniczki. Zwolnił swój uścisk i płomień zgasł. W pomieszczeniu zapanował kompletny, niemniej jednak i tak nie zmieniło się tu za wiele. Na szczęście dzięki słonecznym promieniom, dało się zobaczyć nieco więcej.
Mam wrażenie, że tutaj nic nie znajdziemy – mruknął, gdy reszta smoków znalazła się obok niego. Byli zziębnięci i przemoczeni. Azizel nie tak wyobrażał sobie swoją drugą wielką wyprawę. Miało być lepiej od poprzedniej, a w efekcie w ogóle mu się nie podobało. Nie miał jednak zamiaru narzekać na głos, bo w końcu sam chciał iść. Nie chciał tylko siedzieć bezczynnie i nie robić nic. Pragnął, by inni zauważyli, jak bardzo przydatny może być.
Co jeśli nic tutaj nie znajdziemy? Co jeśli to czego szukamy jet w tym pomieszczeniu, z którego wyszło to ptaszysko? – zapytał, chcąc odwieść swój umysł od myśli, że będą musieli stawić kreaturze czoło raz jeszcze. – Przeszukajmy ten pokój, a jak nic tu nie będzie to będziemy musieli pozbyć się ptaka. Proponuję, żeby wepchnąć je tutaj na dół i zatrzasnąć klapą – rzucił, może nieco śmiało, ale akurat to przyszło mu do głowy w tym momencie. W końcu była ich trójka, a Azie mógł stać się niewidzialny, więc przy odrobinie pomyślunku udałoby im się zwabić ptaszynę do klapy i wepchnąć ją do środka.
Skierował się w głąb korytarza, mając nadzieję, że natrafi na coś ciekawego. Uważnie stawiał swoje stopy, uważając by nie było przed nim żadnego uskoku, dziury czy wystających przedmiotów, o które mógłby się potknąć. Uważał tez na ty, by nie uderzyć głową o jakieś wystające elementy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wraz z zamknięciem się klapy dopływ promieni słonecznych do piwniczki stał się jeszcze bardziej ograniczony. Na zewnątrz i tak było dość ciemno ze względu na potężne zachmurzenie, ale zgaszenie zapalniczki dopełniło dzieła. W pomieszczeniu zapanowała niemal całkowita ciemność, tak że z trudnością mogliście dostrzec siebie nawzajem. W takich warunkach zwiedzanie było dość ryzykowne, ale Azizel i tak mógł szybko przekonać się, że nie potrwa to długo. Po przejściu powolnym krokiem może trzech metrów natrafił na przeszkodę. Była to prawdopodobnie przypróchniała półka. Anioł stuknął o nią lekko przodem ciała, na co odpowiedział mu najpierw cichy brzęk jakby obijającego się o siebie szkła, potem suchy, drewniany trzask, a na koniec coś spadło na betonową podłogę i rozbiło się. Mogło to być cokolwiek, najpewniej stara butelka, którą chybotanie strąciło z półki. Teraz wszyscy musicie uważać, gdzie stawiacie stopy - kawałków szkła nie widać w ciemnościach. Ale przynajmniej wiecie już, że piwnica ma tylko trzy metry długości, zakończona po jednej stronie starym regałem, po drugiej ma schodki i wyjściową klapę.
Deszcz powoli przestaje padać.

Obrażenia:
Tyrell: trzy podłużne rany cięte na nodze, średnio głębokie, krwawią; ból przysparza problemów z poruszaniem nogą i chodzeniem;
Dude: Boleśnie posiniaczone okolice kości ogonowej;
Wszyscy jesteście nieprzyjemnie zmoknięci i zmarznięci.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zawiązał bandaż na łydce i podniósł się ostrożnie ze schodka. Zlustrował wzorkiem Dudleya, jakby wyszukiwał na jego ciele zranień. Na pierwszy rzut oka wyglądał dobrze, choć szybko zauważył dłoń, którą ulokował na kości krzyżowej. Domyślił się w czym rzecz i posłał mu porozumiewawcze spojrzenie.
  Klapa się zamknęła. Ogarnęła ich smolista czerń. Bez zawahania uniósł dłoń na wysokość swojej klatki piersiowej. Obrócił jej wnętrze do sufitu, pozwalając by figlarny, pomarańczowy płomień rozbłysł ostrym światłem. Przez bardzo długi czas, patrzał na Azizela spod kurtyny czarnej grzywki, mając nadzieję, że jego przypuszczenia okażą się mylne. Oddech Tyrella zdążył się już uspokoić, choć klatka piersiowa nadal unosiła się i opadała szybko. Pulsowanie w nodze nie ustawało. Musiał zmienić pozycję. Oparł się barkiem o ścianę.
  Wszystko w jego oczach pociemniało wraz z brzękiem tłuczonego się szkła. Był zawiedziony. Pozwolił sobie westchnąć z emfazą. Skierował swój wzrok w stronę klapy, którą oświetlał teraz  trzymany w jego ręku płomień.
  — Blue ma rację. Trzeba będzie wyjść tam ponownie.
  Cały czas miał nadzieje, że piwniczy tunel jest pewnego rodzaju przejściem do zabitego deskami pokoju, ale teraz jego domysły przestały mieć już znaczenie. Musieli zacząć od nowa.
  — Blue — skierował swoje słowa do Azizela, skupiając na nim nieruchomy wzrok. — Potrafisz stać się niewidziany, racja?Przydatna umiejętność. Mówił spokojnie i mechanicznie, bez krzty strachu i napięcia. — Myślisz, że udałoby ci się zwabić tutaj tego ptaka?
  Obrócił wtedy głowę w kierunku Dudleya. Oblizał zaschniętą dolną wargę i powiedział:
  — Gdyby się udało... — zawahał się. — Moglibyśmy stąd wyjść. Zawsze mogę spróbować użyć zasłony dymnej. Była tam u góry jakaś kanapa? — przypomniał sobie. — Zabarykadujemy wejście gdy zwierze będzie już w środku.
  Zamilkł na chwile i spojrzał po nich ponownie.
  — Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Wam pewnie też — przyznał przed nimi otwarcie nadal uduchowionym tonem. Liczył, że obydwoje podzielą się swoimi planami. W końcu chodziło o ich życie. Żaden z nich nie zamierzał przecież skończyć ostatnich godzin w zamkniętej piwnicy. Całe szczęście, że była pusta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zapalniczka zgasła — jej wątły, słaby płomień, który jeszcze chwilę wcześniej choć trochę rozświetlał małą piwniczkę zniknął w ciemnościach. Czerń wypełniała tajemnicze pomieszczenie, w którym cała trójka z pewnością zdążyła się już odnaleźć. Dudley starał się stać w pobliżu innych, nie chcąc ryzykować tym, że ktoś mógłby sobie coś zrobić — w zmroku nietrudno było sobie coś zrobić.
Na szczęście oczy Fairchilda powoli zaczynały przyzwyczajać się do nowych warunków, choć wciąż były nieco zmęczone, o czym świadczyły sińce pod oczami i przekrwione białka. Jego wzrok z pewnością radził sobie znacznie gorzej na tle innych i głównie dlatego stał w miejscu, nie oddalając się od reszty. Wciąż masował dłonią obolałą kość, mrużąc oczy i próbując dostrzec więcej szczegółów w wystroju piwnicy.
Było mu zimno. Ubrania miał całkowicie mokre — ciemne spodnie wydawały się jeszcze ciemniejsze, ciaśniej opinały się na chudych nogach chłopaka, klejąc się do skóry. Podobnie było z bluzą i koszulką, które lepiły się do pleców i brzucha skrzydlatego. Chłód wywoływał u niego drżenie z zimna, a jego ciało nawiedził nieprzyjemny dreszcz, który spowodował, że szarowłosy aż wzdrygnął. Później zaszczękał jeszcze z zębami, ale dosłownie po kilkunastu sekundach ogarnął się, starając się nie wydawać z siebie żadnych dziwnych dźwięków, choć było ciężko.
W międzyczasie hałasu narobił jakiś szklany przedmiot, który spadł z jednej z półek. Dudley niemalże od razu odwrócił wzrok w stronę szafki, jakby chciał namierzyć gdzie dokładnie znajdują się ostre odłamki. Nie powinni się tam zbliżać, bo ktoś mógłby niepotrzebnie zrobić sobie krzywdę i dodatkowo spowolnić wyprawę. Już i tak wpadli w tarapaty, nie potrzebowali więcej nieprzyjemności.
Ten ptak zrezygnował z ataku, gdy się chowaliśmy. Czegoś bronił, czegoś co znajdowało się za nim. Czegoś lub kogoś. Niełatwo będzie go tu zagonić. — Powątpiewał w ten cały ich plan, ale co do jednego się zgadzał — musieli wyjść z piwnicy, bo prawdopodobnie nie było w niej nic ciekawego, a nawet jeśli było to nie mieli możliwości by to znaleźć, bo ciemność skutecznie im to utrudniała.
Może Azizel stałby się niewidzialny i rozejrzał po tym tajemniczym pomieszczeniu? Coś musi tak być, skoro to ptaszysko wciąż tam patroluje. Chyba. — Powoli poruszył się w stronę klapy, by unieść ją nieco do góry i przez małą szparę spojrzeć czy bestia wciąż jest w pobliżu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie chciał wystawiać się na odstrzał. Nie dlatego, że nie chciał ryzykować dla dobra innych, ale głównie ze względu na to, że nie był aż tak odważny, jakim chciałby być. W końcu był medykiem a nie jednostką bojową, która mogłaby sobie poradzić w trudnych sytuacjach. Wiedział też, że jeśli wylezie sam i nawet uda mu się stać niewidzialnym, to istnieje szansa, że ptaszysko go zaatakuje, a wtedy będzie bardziej niż biedny.
To że może stać się niewidzialny działało na jego korzyść. Musiał być wtedy jedynie cichutko i miał stuprocentową pewność, że nikt go nie zobaczy. Trzeba to było jednak przemyśleć, gdyż stres działał na niekorzyść i jeśli zobaczyłby ptaszysko, to mógłby się rozkojarzyć i zrobić coś niewłaściwego.
Potarł dłonie o siebie, ponieważ nieco zmarzł. Był przemoczony i zziębnięty i chciałby wyjść stąd jak najszybciej. Wydawało mu się, że i tak za długo już siedzą w tym budynku.
Musimy wyjść stąd wszyscy. Ktoś zwabi ptaka obok klapy, wtedy Tyrell może rzucić na niego zasłonę dymną, a ja będąc niewidzialnym kopnę go i wepchnę tutaj na dół. Potem zastawimy klapę kanapą, żeby zwierz nie uciekł, gdy my będziemy się rozglądać – zaproponował. W jego głowie już rysował się ten dość ryzykowny plan. Wydawało mu się jednak, że miał on duże szanse na powodzenie. – Co myślicie? – zapytał, mając nadzieję, że reszta jego towarzyszy się zgodzi.
Ja mogę wyjść pierwszy, rozejrzę się czy ptak tam jest. Wszystko będziemy musieli zrobić bardzo szybko, gdyż nie mogę być niewidzialnym zbyt długo – powiedział, wspinając się na górę. Delikatnie otworzył klapę, by zerknąć, czy zwierzę jest w pobliżu, czy też nie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szczęście wam nie dopisywało. Mimo waszego zniknięcia pod klapą do piwniczki, bestia wcale nie zapomniała o waszym istnieniu. Cofnęła się co prawda, tak że tylko jej przednia połowa znajdowała się w największym pokoju, jednak jarzące się ślepia cały czas czujnie obserwowały otoczenie. Ptaszysku nie umknął ruch w okolicach podłogi - zauważył nieznaczne uniesienie klapy przez Azizela. Syknął ostrzegawczo, ale nie poruszył się ani o milimetr od strzeżonej przez siebie kryjówki.
Deszcz przestał padać, na zewnątrz robi się nieco jaśniej.

Obrażenia:
Tyrell: trzy podłużne rany cięte na nodze, średnio głębokie, krwawią; ból przysparza problemów z poruszaniem nogą i chodzeniem;
Dude: Boleśnie posiniaczone okolice kości ogonowej;
Wszyscy jesteście nieprzyjemnie zmoknięci i zmarznięci.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach