Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Rozejrzał się po wnętrzu. Z początku nie widział w nim nic ciekawego, jednak jego umysł nie był nastawiony na szperanie i poszukiwanie. Jedyne co o interesowało to leki, plasterki i maści. Ucieszyłby się z jakichś ziół, ale niestety nic takiego nie widział. Pogoda również nie pomagała. Czuł, jak jego kaptur zaczyna przemakać, a włosy delikatnie zaczynają się skręcać. Nikt nie chciałby zobaczyć go z owcą na głowie, więc schował się pod resztką dachu, która nadal trwała na górze.
Jego spojrzenie w pierwszej kolejności przyciągnął leżący materac. Jeśli on sam miałby coś schować, to schowałby to pod nadpleśniałym, przegryzionym i zniszczonym materacem. Zrozumiał jednak, że skoro wpadł na to on, to i inni ludzie by to zrobili. Podszedł tam jednak i podniósł materac. Szybko jednak puścił materac, bo zauważył, że było pod nim pełno robactwa [jeśli było tam coś jeszcze, to też to zauważył].
Powinniśmy w pierwszej kolejności pójść do tego pokoju – powiedział, skazując podziurawione drzwi. Nie chciał schodzić pod podłogę. Pod podłogami nigdy nie było fajnie, przynajmniej z tego, co słyszał. Wolał skupić się na pokoju obok, bo wiedział, że niczego złego tam nie było, gdyż w innym wypadku usłyszeli by już jakieś dźwięki, lub nabrali podejrzeń.
Mam złe przeczucia, co do tej klapy podłogowej – mruknął bardziej do siebie niż innych, bo wątpił nawet, że go słuchają. – Zapewne jednak właśnie tam znajdziemy to, czego szukamy – dodał po chwili i skrzyżował ręce na piersi, obejmując się nieco, żeby było mu cieplej. Podszedł do drzwi i spojrzał przez jedną z dziur, przez którą najłatwiej było zobaczyć, co jest po drugiej stronie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przerywający ciszę świst wiatru i szum padającego deszczu wcale nie odejmowały atmosferze niepokoju. Deski podłogi kropka po kropce przyjmowały ciemniejszy kolor mokrego drewna. Opad nie był intensywny, ale na pewno nie ułatwiał poszukiwań... czegokolwiek tam szukaliście. Prawda była taka, że nie podano wam żadnych konkretów; może coś w opuszczonym domu zostało, a może nie. Przynajmniej nie wyglądało na to, by ktokolwiek miał zamiar do was dołączyć - za oknem nie dało się dostrzec żywej duszy.
Oględziny komody nie przyniosły wiele. Szuflady, poza kłębkami kurzu i drzazgami, nie zawierały w sobie nic. Interesujący mógł się wydać tylko fakt, że ich fronty były podziurawione, jakby ktoś zamiast przy pomocy uchwytu, próbował je otwierać zębami, za brzegami. I te zęby z pewnością nie były ludzkie. Pod materacem też nie objawiło się nic interesującego. Ot, trochę bardziej przetarte panele, mnóstwo robactwa i jakaś plama, zapewne sprzed wielu miesięcy.
Na ciekawsze zjawisko trafił Azizel, który odważył się zajrzeć przez dziurę w drzwiach. Spojrzenie przez nawet największą z nich wymagało podejścia dość blisko ze względu na panujący dookoła półmrok. Gdy tylko stróż znalazł się bezpośrednio naprzeciwko otworu, po drugiej stronie ukazały mu się dwa błyskające czerwienią ślepia i rozwarty dziób, z którego w tym samym momencie wydobył się donośny, przenikliwy skrzek. Nie minęła nawet sekunda, gdy wyposażone w potężne pazury łapsko uderzyło w drzwi, tworząc w nich jeszcze większą wyrwę. Stworzenie miało cztery łapy, ale zdecydowanie ptasią głowę i skrzydła. Mierzyć mogło może nieco ponad metr w kłębie, ale miało zdecydowanie bojowe nastawienie. Syknęło wściekle, zniżając nieco swoją postawę, jakby w przyczajeniu do skoku, a podłużny czerwony ogon uderzał z głuchym odgłosem o ściany niedostępnego dla was pomieszczenia.
Najwyraźniej zaniepokoiliście nowego lokatora.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Westchnął z emfazą i zamknął puste szuflady. Jak się domyślał, zostały splądrowane kilkadziesiąt godzin temu. Docisnął palcami brzeg zamknięcia, czując jak w opuszki wbijają mu się odstające drzazgi. Syknął i odsunął dłonie. Spojrzał na swoje palce i bardzo ostrożnie wyciągnął jeden z odłamków. Nieruchomy wzrok spoczął następnie na matowej nawierzchni antyku. Brwi się ściągnęły. Oczy zabłyszczały w panującym mroku. Bardzo uważnie podążył wzrokiem za podłużnymi, wydrążonymi śladami. Usta uchyliły się, ale nie wypowiedział słowa.
  Właśnie wtedy usłyszał trzask. Obrócił zaskoczony głowę w kierunku dźwięku, automatycznie sięgając dłońmi za siebie i zaciskając palce na rękojeści kam. Nogi rozsunęły się, kolana lekko ugięły — był gotowy do odparcia ataku jaki miał zaraz na niego naprzeć. Ale zamiast niego zdążył zobaczyć tylko przebijającą się przez dziurawe drzwi łapę. Nie była ona jednak taka zwyczajna. Włochata, uzbrojona w ostre pazury. Z łatwością powiększyła jeden z otworów próbując złapać za ubranie Azizela, a może nawet za skórę?
  — Co jest...
  Zdążył tylko złapać anioła za kaptur i odciągnąć go dalej od wzburzonej bestii. Przez ten nagły ruch ściągnął chłopakowi materiał z głowy i pojedyncze krople deszczu poplamiły jego czoło i policzki.
  Wyciągnął kamy przed siebie, będąc w pogotowiu. Jego wzrok automatycznie przeskoczył na Duda, jakby próbował w tym ułamku sekundy odczytać jego zamiary. Potem spojrzał na klapę. Trzaski i syki wydobywające się z pokoju obok wyraźnie odbijały się od jego czaszki. Nie mieli czasu. Zwierz zniszczy drwi w następnych paru sekundach. Jedyne wyjście to walka, albo otworzenie klapy, na której najemnik trzymał teraz dłoń. Gdyby udało im się ją uchylić i zniknąć w skrytce w podłodze... Ale skąd pewność, że jest bezpieczna? Znów spojrzał na szarowłosego i kiwnął mu w porozumieniu głową. Prawie niewidocznie. Czasem słowa są niepotrzebne. Musieli podjąć decyzję.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W dalszym ciągu kucał przy klapie, która wciąż kusiła otwarciem. Nadal nie wiedzieli co się za nią znajduje, choć Dudley podejrzewał, że za drewnianymi drzwiczkami znajduje się jakaś skrytka lub coś podobnego, w końcu nie bez powodu zakryto je tym poniszczonym dywanem. Jeśli ktoś zakrywa tajemnicze przejście w podłodze to z pewnością musi być tam coś cennego albo coś, co nigdy nie powinno wyjść na światło dzienne — i głównie ta druga, bardzo prawdopodobna opcja powstrzymywała skrzydlatego przed szarpnięciem za klapę. Straszliwie się wahał, nie wiedział co powinien zrobić, dlatego pomocy szukał u swoich kompanów.
Nie podniósł się, wciąż tkwił przy postrzępionym dywanie, który wydawał mu się podejrzany, w końcu kto normalny zakrywałby przejście czymś co nie spełniało zbyt dobrze swojej roli? Może do schowka dostał się ktoś, kto był tu przed nimi? O ile w ogóle można było nazwać to znalezisko „schowkiem”. Równie dobrze za włazem mogła kryć się zamurowana podłoga albo coś cholernie niebezpiecznego.
Zerknął ponownie w stronę Tyrella, a następnie skupił się na Azizelu, który postanowił zbadać pokój, który znajdował się ze podziurawionymi drzwiami. Szarowłosy miał już wstawać i dołączyć do pozostałych, ale powstrzymał go przeraźliwy skrzek, który zwiastował jedynie kłopoty. Nie widział dobrze bestii, bo jako pierwszych dostrzegał swoich kompanów. Ale może to i lepiej, nie chciał wiedzieć jak bardzo przerażająco wygląda monstrum.
Dosłownie chwilę później Tyrell posłał mu porozumiewawcze spojrzenie. Dude musiał podjąć decyzję i miał na to jedynie chwilę. Zamknął oczy, wziął głębszy wdech, a następnie odsunął resztki dywanu na bok, chwytając za uchwyt włazu.
Wchodzę pierwszy, Wy chwilę odczekajcie i jeśli nie usłyszycie mojego krzyku to macie do mnie dołączyć, nie zapominając o zamknięciu klapy. Jeśli pod podłogą nie będzie bezpiecznie uciekamy oknami. — Jego głos był spokojny, choć we wnętrzu panikował. Nic lepszego nie mógł wymyślić, jego moce były całkowicie nieprzydatne w walce, rozsądniejsza była ucieczka.
Dosłownie moment później fioletowooki z całej siły pociągnął za klapę i jeśli tylko udało mu się ją unieść to z od razu zerknął do środka tajemniczej skrytki — o ile w ogóle jakaś była. Dzięki tej krótkiej obserwacji miał zyskać pewność, że nie czekają go żadne przykre niespodzianki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisnął, gdy tylko potworna łapa wystrzeliła w jego kierunku. Kwęknął, gdy długie pazury musnęły jego sweterek, zahaczając o nosek wystającej kociej główki. Myślał, że właśnie tak będzie wyglądać jego koniec. Nie mógł umrzeć w taki sposób. Musiał wypełnić swój cel, a jak na razie nie wyglądało, żeby Ogórek stawał się lepszym człowiekiem. Nie mógł go przecież zawieść. Na szczęście coś go odciągnęło. Anioł zatoczył się do tyłu, gdy tylko poczuł jak coś ciągnie go za kaptur, ściągając go z jego głowy. Całe szczęście że Tyrell miał w miarę dobry refleks i szybko zareagował, ratując Aziego przed bestią.
Bestia zawyła. Azizel schował się za Tyrellem i zza jego ramienia obserwował ogromną dziurę w drzwiach, przez którą widział wpatrzone w nich czerwone ślepie tajemniczego zwierzęcia. O ile Azizel był ciekawski, to tym razem nawet nie miał zamiaru dowiadywać się, co to było za stworzenia. Miał dość i gdyby mógł, to już w tej chwili wyskoczyłby przez okno i wrócił do siedziby Smoków. Wziął kilka głębokich wdechów, by uspokoić oszalałe serce.
Nie wiem, czy mamy chwilę. Ten zwierz może się przebić tutaj w każdym momencie – powiedział, gdy tylko przestał drżeć. – Mam jednak pomysł. Możemy iść tam niewidzialni i w razie kłopotów wrócimy niezauważenie
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co racja, to racja - czasu mieliście niewiele. Podczas gdy trwały wasze przepychanki, układanie planu i inne oczywiście poważne sprawy, ptaszysko cofnęło się i zamachnęło na drzwi po raz kolejny. Nim drewno całkowicie ustąpiło naporowi bestii, zdążyliście się dowiedzieć następujących rzeczy:
Pod klapą znajdowały się schodki prowadzące w dół ciemnego pomieszczenia. Nie widać tam za wiele, ani też nie słychać żadnych podejrzanych odgłosów. Wyglądało jak zejście do piwnicy, takie jak za dawnych czasów widywało się raczej w altankach działkowych niż w zwykłych domach.
Drzwi posypały się w drzazgi, co na chwilę skłoniło bestię do pozostania w swoim pomieszczeniu i umożliwiło szybką zamianę na linii frontu. Kolejny wściekły skrzek stworzenia został wycelowany już w kierunku Tyrella, który znalazł się na pierwszym miejscu listy potencjalnych celów zwierzęcia. Wielka, czerwona masa futra i piór sprężyła się, napięła, po czym w kilka sekund wyskoczyła w kierunku anioła, wyciągając szyję i kłapiąc zajadle dziobem.
Potrzebujecie szybkiej decyzji. Czy i dokąd uciekacie? Czy i jak walczycie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W ułamku sekundy zdążył zobaczyć błysk porozumienia w fioletowym oku Dude'a. Ta szczodra iskra rozluźniła mięśnie stróża i nagły stres wynikający z tak niespodziewanej konfrontacji. Ufał mu; cokolwiek by nie zrobił opcja podjęta przez niego zawsze będzie słuszna, w końcu znali się nie od dzisiaj.
  Jeszcze wyraźniej osłonił swoim ciałem Azizela, który schował się za nim, tylko odrobinę wystawiając głowę. Obrócił się i spojrzał na anioła katem oka. Próbował w tej nerwowej chwili zebrać w serwowanym dla niego spojrzeniu odrobinę łagodności, ale nie był do końca pewien, czy udałoby się osiągnąć swój cel. Sine cienie pod oczami i spalony policzek od bardzo długiego czasu nie ułatwiał mu przyjaznych kontaktów wzrokowych.
  Zrobił krok w tył i wstawił rękę w bok, jakby chroniąc Azizela od natarcia przez bestię  z boku. Teraz liczył się czas. Musieli rozegrać to szybko, bo inaczej... konsekwencje ich urokliwego spotkania przejdą sprawnie do historii. Wykonał kolejny ostrożny krok, cofając się wraz z Azizelem w kierunku klapy w podłodze. Jeśli mieli się nią udać, chciał aby dzieciak znajdował się teraz blisko niej i w razie ataku mógł szybko pod nią wskoczyć. A jeśli już o ataku mowa...
  To był impuls. Głośny skrzek rozniósł się w jego uszach jak dźwięk pękającego balona. Odepchnął Kenjiego w bok, tak silnie i sztywno, że jego ciało wykonało kilka niekontrolowanych kroków w stronę Dude'a. Nie zdążył się tym przejąć.
  Właśnie wtedy bestia pojawiła się tuż przy Tyrellu, otwierając szeroko dziób i podnosząc łapę. Wyciągnął przed siebie przygotowane w pogotowiu kamy, będąc gotowy zranić zwierze, gdy najdzie taka potrzeba. Był gotowy na 5 rund ze zmutowanym ptaszyskiem.
  Odskoczył w bok, gdy te rzuciło się w miejsce w którym dotychczas stał. Musiał unikać ataków. Nie chciał ryzykować bezpośrednią walką. Rzucił szybkie spojrzenie w kierunku Dude'a. Musiał poczekać aż oboje zniknął w podziemnym przejściu, dopiero wtedy on będzie mógł do nich dołączyć, a póki co... pierwsza runda wciąż trwała. Osłonił się bronią, czekając aż bestia zaatakuje ponownie i znów spróbuje uciec jej spod łapy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na szczęście klapa otworzyła się bez jakiegokolwiek problemu, ujawniając wnętrze piwnicy. Dudley wciąż wytężał wzrok, chcąc dostrzec więcej szczegółów, które mogłyby pomóc w ustaleniu, czy w schowku jest bezpiecznie, czy też nie. W ciemności nie dobiegł go żaden niepokojący dźwięk, a to już wiele znaczyło — o ile wcześniej bardzo się wahał i podjęcie słusznej decyzji zdawało mu się być niemożliwe, tak teraz myśl o tym, że w piwnicy panowała grobowa cisza jakoś dziwnie go uspokoiła.
Przypomniał sobie o zapalniczce, którą zabrał ze sobą. Nie do końca pamiętał do której kieszeni spodni ją schował, dlatego też dość szybko przeszukał obydwie, a gdy tylko zapalarka znalazła się w jego dłoni od razu jej użył, pozwalając by pojawił się jeden, samotny, choć trochę rozświetlający te egipskie ciemności płomień.
Są schody. Az, ruszaj się. — Zerknął w stronę najemników naprzeciw których stało zmutowane ptaszysko. Pozwolił sobie bez jakiegokolwiek uzgadniania z innymi zmienić plany. Uznał, że to Aziziel powinien pierwszy ruszyć w ciemności. — Chodź, trzymaj. Ja pomogę Tyrellowi. — Wręczył Divie zapalniczkę, wskazując palcem na schody. — Przytrzymaj chwilę klapę.
To były jego ostatnie słowa, bo po nich od razu ruszył w kierunku ciemnowłosego, który toczył zacięty bój z bestią, która chaotycznie kłapała swoim dziobem. Dość szybko znalazł się tuż przy walczącym najemniku, którego to starał się pochwycić na materiał bluzy i odciągnąć nieco do tyłu. W tym samym momencie wbił spojrzenie w ptaszysko, unosząc dłoń na wysokość zwierzęcych ślepi stworzenia. Wystarczyła chwila, by z kończyny wystrzelił dość silny strumień wody, który miał być skierowany prosto w oczyska ptaka. Ta drobna „akcja” miała dać im dodatkowe sekundy, które w tej chwili mogły przynieść im zwycięstwo.
Do piwnicy, przytrzymaj mi klapę — sapnął w stronę Tyrella, ponownie koncentrując się na swoim przeciwniku, którego w razie potrzeby mógł potraktować kolejnym, wymierzonym pluśnięciem.
Teraz miało pójść z górki — jego przyjaciele mieli mu przytrzymać otwartą drogę ucieczki, by ten, zaraz po rozprawieniu się z kulą piór mógł do nich dołączyć.
Łatwizna, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Został postawiony przed trudnym wyborem. Nie wiedział, co zrobić, bo klapa i to co pod nią nie było zachęcające. Westchnął. Na szczęście, lub też nie, zdecydowało za niego to, że ogromne potworzysko rozwaliło drzwi i wyskoczyło na nich. Dude nie musiał nic już do niego mówić. Azizel szybko pochwycił zapalniczkę i czmychnął między Dudley'em a klapą. Wszedł do środka i stanął na stopniach, mając nadzieję, że te się nie zawalą pod jego ciężarem, chociaż co prawda nie był ciężki, więc raczej nie powinien był się przejmować. Nie wiedział jednak w jakim stanie były drewniane stopnie. Nie chciał nagle runąć na ziemię, nie wiedząc co tam jest.
Obserwował walkę dwóch aniołów a dziwną bestią. Nie miał bladego pojęcia, czym zwierze jest. Mogło być mieszanką dwóch różnych gatunków i dzikim zwierzęciem, które atakuje w ramach obrony, bo w końcu trzej intruzi wtargnęli na jego terytorium. Nie dziwił mu się w ogóle, jednakże nie chciał mieć z nim do czynienia, z uwagi na fakt, że to co już przeżył, było wystarczające.
Po chwili skierował swój wzrok w dół. Ciemność, którą tam zastał była niepokojąca. Nie widział w niej nic, więc szybko odpalił zapalniczkę i skierował ją w dół, by móc oświetlić jak najwięcej się dało. Przestąpił kilka stopni w dół, dotąd dopóki, jego ręka sięgała i podtrzymywała klapę na odpowiedniej wysokości, by dwójka aniołów mgła bez problemów wejść w razie ataku zwierzęcia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ptaszysko skoczyło w kierunku Tyrella, kłapiąc zajadle dziobem, a uzbrojona w szpony łapa aż świsnęła w powietrzu. Aniołowi udało się odskoczyć, jednak problemem okazało się bezpieczne hamowanie. Podłoga była mokra od deszczu, stąd też zachwiał się, tracąc kilka cennych sekund. Zwierzę postanowiło je wykorzystać i siekło łapą w nogę najemnika, rozrywając materiał spodni i boleśnie raniąc skórę. Pozostawił po sobie trzy podłużne rany, nie na tyle głębokie, by poważnie naruszyć mięśnie, jednak krew już zaczynała się zbierać, a bólu nie dało się zignorować. Ratunkiem dla Tyrella okazał się fakt, że z jakiegoś powodu ptaszysko nie zaatakowało z pełnym impetem, a przesunęło się w bok, uparcie odgradzając intruza od pomieszczenia, które najwyraźniej zamieszkiwało. Szykowało się już do kolejnego ataku, kiedy uderzyła je w oczy fala wody. Bestia cofnęła się i potrząsnęła opierzonym łbem, próbując odzyskać swobodę widzenia. Ta chwila mogła wystarczyć, by kolejny ze Smoków zdążył schować się w piwniczce. Z tej zaś nadal nie wydobywał się żaden dźwięk ani kształt - najwyraźniej była całkiem pusta.

Obrażenia:
Tyrell: trzy podłużne rany cięte >rysunek poglądowy<, średnio głębokie, krwawią;
ból przysparza problemów z poruszaniem nogą i chodzeniem;
Użycie mocy:
Dude: Hydrokineza [1/3]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy jego stopa dotknęła niestabilnej powierzchni, zawahał się próbując złapać równowagę; odrzucił ramiona na boki i oparł się ma jednej z kam, którą wbił w ziemię. Ta krótka chwila wystarczyła, aby zdezorientowany nie zauważył przodującego do ataku zwierzęcia. Odchylił się gwałtownie, kiedy te drasnęło jego skore rozrywając ciemne spodnie w okolicy kolana. W pierwszym odruchu nie poczuł nawet bólu. Jego mózg był teraz w pełni skupiony na przeżyciu, adrenalina pulsowała w jego żyłach, dodając odwagi. Czarna źrenica powierzyła się wyraźnie, kiedy zauważyła kolejny ruch. Tyrell odskoczył gwałtownie, tym razem wpadając na zdezelowany parapet plecami i rzucając zaskoczone spojrzenie w stronę Dude'a, kiedy strumień wody powstrzymał bestię przed kolejnym szybkim susem. Gdyby nie on...
  — Szybko, póki trzyma dystans.
  Podniósł głos — w panującej cichy zabrzmiały jak chropowaty krzyk. Przerzucił bronie do jednej reki. Złapał chłopaka za nadgarstek i pociągnął sztywno w stronę uchylonej klapy. Nie mógł pozwolić mu zostać. To był impuls. Nawet nie spojrzał na swoja nogę, choć ból jaki rozlał się po chwili w okolicy jego łydki zaczynał kuć grubymi igłami. Prawie potknął się na prostej powierzchni kiedy zmierzał ku skrytce. Ale byli już blisko. Te parę kroków trwały dla niego jak długie minuty. Pod koniec już kuśtykał. Miał wrażenie, że zaraz runie jak długi. Kleknął, lądując ślizgiem. Obrócił tylko głowę za siebie, aby upewnić się, że Dude jest przy nim, a bestia nadal trzyma dystans. Przez chwile pomyślał, ze może im się udać. Puścił fioletowookiego i złapał za klapę, wyrywając ją z ręki Azizela, który cały czas czuwał w pogotowiu. Żwawo wskoczył do środka, prawie potykając się już o pierwszy stopień. Przywarł do zimnej ściany i zaczął dyszeć. Jego dłoń zaciskała kamy w drugiej ręce. Otworzył zmęczone spojrzenie w kierunku drugiego najemnika licząc, że ten zdążył wejść.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach