Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 12.12.13 1:20  •  {Sun Tower} Apartament Tamira Empty {Sun Tower} Apartament Tamira
Centrum miasta, gdzieś w dzielnicy apartamentowców stoi sobie Sun Tower. Ot, wysoki na jakieś sześćdziesiąt pięter budynek zawierający w sobie całą masę najróżniejszych mieszkań. Jedne większe, inne mniejsze, tańsze, droższe, co kto woli. Traf chciał, iż Jarrah zamieszkał na piętrze pięćdziesiątym ósmym, dzięki czemu z wielkich okien rozpościera się widok na bardzo dużą część dzielnicy. Doskonale widać bliskie i odległe budynki oraz wiecznie zatłoczone ulice.
Apartament urządzony został dość nowocześnie, elektronika gości tu prawie że co centymetr. Po wejściu od razu trafia się do pokoju dziennego pełniącego też funkcję jadalni. Całkiem spory kącik zajmuje kuchnia, nieodgrodzona ścianą, a szafkami, przy których stoją wysokie krzesła. Drzwi po jednej stronie kierują do łazienki, a po drugiej do sypialni.


Dziesięć minut jazdy autobusem i znaleźli się w centrum. Tu życie jak zwykle istniało i to w ilościach nadzwyczaj dużych. Czy ktoś się przejął wykolczykowanym blondynem i arabem z dredami w sukience? Nikt. Wszyscy mieli na to wywalone, a to oznaczało, że mogli spokojnie iść trzymając się za ręce i rzucając dziwne spojrzenia. Apartamentowiec, w którym przyszło żyć Jarrahowi, stał dość niedaleko przystanku. Parę kroków, aż wreszcie znaleźli się pod wejściem. I... tu nastąpił problem. Tamir uświadomił sobie, że nie wziął kluczy ani karty otwierającej. Westchnął ciężko, wystukując jakiś krótki numer na domofonie. Po chwili odezwał się głos młodej dziewczyny. Ciche "tak?" przywróciło naukowcowi wiarę w to, że może dziś nie będzie spać na wycieraczce.
- Otworzysz? - zapytał zmęczonym tonem. Już wiedział, co się szykuje. Zawsze tak było. Za każdym cholernym razem. Pewnie dlatego starał się zazwyczaj nie musieć prosić o otwarcie sąsiadki...
- Podaj hasło - odpowiedział głos.
- Over the battlefield brave men long way from home, few are the chosen ones sent to the sky to die - rzucił umówione słowa piosenki. Mówił je takim głosem, jakby miał zaraz umrzeć. Standardowo próbował ominąć "procedurę" poprzez udawanie jeszcze bardziej zmęczonego niż był w rzeczywistości.
- Śpiewane!
- Amy...
- No już. Śpiewaj.
Tu rozległo się kolejne westchnięcie Jarraha. Spojrzał na Azrela, zwilżył wargi i powracając wzrokiem do domofonu, wypełnił polecenie. Dwukrotnie powtórzył słowa, za drugim razem zmieniając nieco melodię.
- Tak śmiesznie wymawiasz "r"...
- Spier...
- No już, już. Otwieram ci!
Arab pokręcił głową i mruknął coś po swojemu, żeby zaraz pociągnąć Azrela do środka. Następnym przystankiem była winda. Pusta, całe szczęście, więc Tamir... Ciężko było się tego po nim spodziewać, ale... Po wciśnięciu guzika ze swoim piętrem naparł ciałem na blondyna tak, by ten oparł się o ścianę. Zaczął go całować z nietypową jak na niego namiętnością. Zjeżdżał co chwila do jego szyi, którą delikatnie lizał. Dłonie opierał na biodrach chłopaka. Niestety do niczego większego nie doszło, naukowcowi przerwało piknięcie oznaczające właściwe piętro. Przerwał i zerknął z tajemniczym uśmiechem na twarz gościa. Trzymając wymordowanego za rękę, poprowadził go pod drzwi swojego mieszkania. Przykucnął przed czytnikiem kart i ostrożnie zdjął obudowę, by następnie połączyć odpowiednie kabelki, jednocześnie wpisując kod. Drzwi otworzyły się, więc "naprawił" czytnik. Wpuścił wykolczykowanego i wszedł zaraz za nim. Włączył światło, ustawiając je na niską intensywność. Od razu ruszył do sypialni, gdzie z szafki zgarnął małe pudełeczko. Podszedł do chłopaka od tyłu i objął go dość mocno, znacząc jego szyję pocałunkami. Wsunął mu kwadratowy przedmiot w dłonie. Już jakiś czas temu znalazł dla niego dwa kolczyki-kółka do uszu, ze srebra i białego złota. Ciągle jednak zapominał mu je dać.
- Kocham cię - wyszeptał mu do ucha, które zaraz skubnął zębami. Odsunął się od niego i zrzucił wreszcie buty. Zgarnął ze stołu białą kopertę, otworzył ją, przeczytał zawartość listu i rzucił na mebel. Podszedł do ściany, na której po chwili pojawił się holograficzny pulpit. Złapał do lewej ręki coś wyglądającego jak długopis i zaczął pisać. Arabskim pismem szlaczkowym, jak zwykle. Prawa ręka zakręciła dwa kółka po drugiej stronie niematerialnego ekranu. Pojawił się szkic przedstawiający prawdopodobnie jakieś nowe urządzenie. Według rysunku, "lewitowało" sobie kilka centymetrów nad ręką. Jarrah wymazał parę informacji przy opisie i dopisał coś innego. Z uśmiechem zgasił notatnik i uwolnił włosy z nieznośnej gumki. Roztrzepał nieco pasma dredów, uśmiechając się do siebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.13 7:33  •  {Sun Tower} Apartament Tamira Empty Re: {Sun Tower} Apartament Tamira
Ta reakcja na łańcuszek naprawdę poprawiła mu humor. Nieczęsto dane mu jest zobaczyć tą uroczą stronę Tamira poza łóżkiem. A szkoda, bo to przecież taki miły widok. No i ten pieprznięty Az jednak ucieszył się, iż potrafi kogoś uszczęśliwić. Taki głupi gest, a tyle radości. Obserwował z uśmiechem jak dredowłosy zakłada łańcuszek. Pasował mu, jednak miał rację. Bardzo mu pasował. Chociaż dwukolorowe oczy mogły widzieć to trochę inaczej. Chyba bardziej skupiały się na osobie noszącej niż przedmiocie noszonym. I to nie tak, że łańcuszek pasował do Tamira. To Tamir pasował do łańcuszka. Idąc tym pokrętnym tokiem myślenia można dojść do wniosku, że we wszystkim byłoby mu dobrze. I jest, nawet w tej cholernej sukience. A gorset to już w ogóle. Fun fact: widzi to tylko Azrel.
Nie było problemu z zaciągnięciem go do autobusu i choć chłopak nienawidzi komunikacji miejskiej to przecież nie będzie robił scen o byle co. Było już późno i ciemno, a w dodatku wszędzie pusto. A puste autobusy nie są takie złe. W drodze obserwował te pojedyncze osoby, które wsiadały i wysiadały z pojazdu. Obserwował jak bardzo szarzy i zwyczajny są, śmiejąc się w duchu z ich żałosności. Tak, wszyscy wiemy, iż Az jest niezwykle miłą osobą. To przecież takie oczywiste. I jego wahania osobowościowe wcale nie mają z tym nic do czynienia. Nie kłamię.
Całe szczęście, że ten kolos był tak blisko przystanku. W ogóle co za budynek, takie to wielkie... Blondyn chyba nigdy nie przyzwyczaiłby się do mieszkania w czymś tak wysokim. Zwłaszcza na piętrze od dwudziestego wzwyż. Nie, to wcale nie lęk wysokości. To była zwykła niechęć, taka jakaś bezpodstawna. Ale co się czepiać, przecież po nim nigdy nic nie wiadomo. Stanął zboku i wsadził łapy w kieszenie spodni, przechylając lekko głowę. Ciapowaty jak zwykle czegoś zapomniał. Ale to nic, przecież wejdą do domu, prawda? Chyba, szczerze mówiąc nawet truposz w to wątpił. W końcu różne rzeczy się zdarzają. Trudno, najwyżej zaczną kopulować na wycieraczce. Wtedy ktoś ich na pewno wrzuci do środka, nie chcąc oglądać tych pięknych scen i zdolności naszej prostytutki. Doprawdy, nie znają się na tym co dobre. Młody głos wytrącił go trochę z zamyśleń. Wrócił do rzeczywistości, do obrazu araba w sukience, stojącego przy domofonie. I w tym momencie zaczął się przysłuchiwać krótkiej wymianie zdań. A właściwie nie zdań, tylko słów. Zaraz, moment. Czy to był śpiew?
Ha--! - twarz wymordowanego rozpromieniała, a on z trudem wstrzymał wybuch śmiechu. Nie no, przecież to było piękne. Takie melodyjne i w ogóle, no i głos starszego taki wspaniały... Azrel musiał jednak zasłonić usta dłonią, żeby nie parsknąć śmiechem. Oborzejakicyrk.
Winda, winda. Pusta winda. Windy to miejsce niezbyt lubiane przez chłopaka. Zawsze miał stresa, że w pewnym momencie to cholerstwo się zatrzyma i utknie. I co by wtedy było? Sayid wiedział jednak jak zadbać o to, aby młodszy nie zamartwiał się zbytnio. Wcisnął się plecami w ścianę, wcale nie udając zaskoczenia. To było zachowanie dość nietypowe dla naukowca. Mimo to z chęcią odwzajemnił jego pocałunek. Jednak i ten szybko się urwał, a szkoda bo był taki przyjemny. Przygryzł wargę, odchylając głowę. Skupiał się na uczuciu wilgotnego języka na swojej skórze. Mówi się, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, ale to nie prawda. Nie do tego. Każdy człowiek robi to inaczej. I nie każdy jest tak wyjątkowy jak dredowłosy. Różnooki zerknął na ten tajemniczy uśmiech z ciekawością. To całe zachowanie było dziwne, ale podobało mu się. I to bardzo.
Spokojnie obserwował jak mężczyzna bawi się w małego włamywacza i to z jego własnym apartamentem. Dobrze, że miał taką wiedzę, bo by teraz tu siedzieli na korytarzu tak bezradnie. I biorąc pod uwagę wcześniejsze akcje to pewnie jeszcze by się zaczęli gwałcić. Jebać sąsiadów, hm? To mieszkanie chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać. Regulowane światło, cała ta nowoczesność... On się po prostu nie potrafi do tego przyzwyczaić. Nie zdążył nawet ogarnąć sytuacji, a już był obejmowany od tyłu. Otworzył podarowane mu pudełeczko i obejrzał jego zawartość. Były piękne. Niby takie zwyczajne, a zarazem piękne. Bo były prezentem od ukochanej osoby, ot. Zastanawiał się jak mu podziękować, ale jego myśli zostały przerwane dotykiem na uchu i tymi czułymi słowami. Twarz Aza zalała się czerwienią, a on nerwowo zagryzł wargi. Kiedy Tamir się od niego odsunął, zakrył dłońmi zarumienioną całkowicie twarz i odwrócił do niego, spoglądając przez palce.
Dz-dziękuję... - mruknął, spalając się ze wstydu.
Ale mimo wszystko był niezmiernie szczęśliwy. Schował pudełeczko do kieszeni, próbując się uspokoić. I szybko mu to przyszło, na całe szczęście. A tu znowu ta technologia. Takie to dziwne, takie odmienne, takie... no, nowoczesne! Blondas naprawdę nie potrafił w żaden sposób przyzwyczaić się do postępu technologicznego, a przede wszystkim do ogromu wiedzy jego kochanka. Czasem czuł się przy nim po prostu głupi. Zresztą naukowiec i męską dziwka. Jak to w ogóle brzmi. Jak to wygląda. Jasne, jebać zdanie innych, jednak nie zmienia to faktu, że są raczej nietypową parą. Wręcz wyjątkową. Westchnął cicho, podchodząc do niego. Przesunął dłońmi po jego plecach i oparł je na jego biodrach.
I co teraz? Ja nic nie mówię, ale wyglądasz na zmęczonego.
Uśmiechnął się troskliwie, przyciskając palce do jego ciała. Zastanawiał się czy arab pamięta o jego wcześniejszym pytaniu. Powinien, było dość istotne. Chyba, że nie chce na nie odpowiadać. W takim razie mógł udać, że nie pamięta. Teraz już wszystko zależy od niego. Chłopak nie będzie naciskał, nie będzie go wypytywał na siłę. Nie to nie. Miał jednak cichą nadzieję, iż uzyska odpowiedź. Przesunął wargami po skroni Tamira i odsunął się, po czym usiadł pod ścianą. Bo tak, bo jest dziwny. Przecież wszyscy to wiedzą. Poza tym lubi podłogi, o. I nikt nie będzie mu kazał siadać na meblach, oj nie. Zresztą, ten chłopak i tak robi co chce. Zaczął bawić się kolczykami w jednej z jego dłoni. Wsuwał palec między nie, wpatrując się w srebrne kulki. Miejsce pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym też nie należy do typowych. Cóż poradzić, on jest przecież cały inny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.13 21:10  •  {Sun Tower} Apartament Tamira Empty Re: {Sun Tower} Apartament Tamira
Nie przejmował się reakcją blondyna, kiedy został zmuszony do śpiewania. Przewrócił tylko ślepiami, starając się nie rozpraszać. I tak jakimś cudem przemiła sąsiadeczka Amy nie zwróciła uwagi na dodatkowy głos, za co Sayid podziękował wszelkim możliwym bogom. Jeszcze tylko brakowało, by najbliższe pół godziny spędzić kłócąc się z dziewczyną, a na koniec uzyskać stalkera. Opcja śledzenia 24/7 nie wydawała mu się zbytnio przyjemna. Cenił sobie spokój i ciszę oraz prywatność osobistą. Tylko jedna osoba na chwilę obecną miała prawo go obserwować, ale była w tym momencie tuż obok.
Gdyby winda się zatrzymała... Cóż. Mieliby dużo czasu dla siebie, zanim ktoś by się zorientował, że coś jest nie tak i zorganizowałby "akcję ratowniczą". Ewentualnie zanim Jarrah sam spróbowałby pobawić się z elektroniką, co raczej nie byłoby zbyt bezpieczne. O ile byłaby to wysokość zaledwie kilku pięter, to mieliby szansę wyjść cało, gdyby pułapka miała spaść, jednak kilkadziesiąt to już duża odległość. Znał się na zamkach, androidach, ciekawszych urządzeniach... Ale windy lepiej mu nie dawać do naprawy. Szczególnie, że pewnie musiałby wyleźć gdzieś do góry, czy coś. Nie, po prostu by się bał...
Mruknął cicho, czując jego dotyk i zerknął do tyłu. Uśmiech zagościł na jego zmęczonej twarzy, jednak na początku w ogóle się nie odezwał. Przymknął oczy, na moment, ale poczuł, iż ciemność otula go za mocno. Nie miał zamiaru usnąć.
- A czy kiedyś na takiego nie wyglądałem? - zapytał zerkając na niego w chwili, w której się odsuwał. W następnej chwili spojrzał w kierunku drzwi do pokoju, gdzie rozległo się ciche miauknięcie. Biała, puchata kulka gapiła się na nich i zaraz podbiegła kocim truchtem do swojego właściciela. Zwierzak otarł się o nogi Tamira, przechodząc kilkukrotnie obok niego. Arab pogłaskał kłakowaty grzbiet, który wygiął się mocno w górę. Kociak olał zaraz Sayida i podszedł bliżej blondyna. Obwąchał ostrożnie jego rękę, a po chwili miauknął głośno i uwalił się na jego nogach, ocierając się łbem o jego brzuch. Zaraz gdzieś z kąta pokoju niczym z procy wystrzelił rudy pocisk będący drugim kotem. Usiadł obok wymordowanego i zaczął go lizać po ręce swoim szorstkim jęzorkiem. Naukowiec uniósł lekko brwi, widząc cały ten cyrk i zaśmiał się. Przykucnął przed chłopakiem.
- Co do pytania... ZWX to takie trujące rośl... - urwał na moment, patrząc mu w oczy. Przestał się uśmiechać i przyłożył dłoń do czoła. Odetchnął głęboko i podniósł się. - Nie... Nie będę cię okłamywać... - wymamrotał i zerknął na niego z góry. - ZWX to... khm... Zarażeni Wirusem X. Żyją poza murami miasta. Mutanty, potwory, istoty, które nie są ludźmi, choć w większości przypominają ich do złudzenia. Większość mojej pracy opiera się o próby znalezienia szczepionki na wirusa albo sposobu pokonania go. Niestety, cały czas bezskutecznie. Nie da się go nawet porządnie zbadać, bo często umierają nam pod skalpelami. Właściwie, to się nie dziwię. Niektórzy tak ich męczą, że są ledwie żywi podczas zwykłych badań - wzruszył ramionami i odwrócił się na pięcie, nie zwracając uwagi na osobliwe zachowanie sierściuchów, które dziwnie polubiły Azrela. Po odejściu paru kroków, spojrzał przez ramię na chłopaka.
- Swoją drogą. Czemu nie miałeś przepustki?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.13 22:39  •  {Sun Tower} Apartament Tamira Empty Re: {Sun Tower} Apartament Tamira
Czy nie wyglądał kiedyś na zmęczonego? Cóż, zdarzało się, choć faktycznie przez większość czasu snuje się jak truposz. No właśnie, truposz... Hah, i pomyśleć, że to nie o tu jest tym martwym. Dobrze było, iż obaj są nieświadomi swoich prawdziwych "form". Szkoda tylko, że zaraz to wszystko się rozleci na kawałki i potoczy po podłodze.
Spojrzał na kociaka, który ocierał się o swojego pana. Kilka chwil, a już był oblegany przez te małe kłębki sierści. Ale nie przeszkadzało mu to. Chłopak uwielbia koty, a one uwielbiają jego. Od zawsze tak było, a po zarażeniu wirusem jeszcze bardziej się nasiliło. Zresztą w tym momencie było to bardzo dobrze zauważalne. Pogłaskał białego kocurka, pozwalając mu rozwalać się na jego nogach. Kiedy tak pieścił białą kulkę, kolejna - ruda - przyczepiła się do jego wolnej dłoni. Zaczął miziać drugiego kota, uśmiechając się. Nic dziwnego, że tak do niego ciągną. W końcu wirus wykreował w nim jakieś rybie geny, a każdy kot uwielbia ryby. No bo przecież rekin to ryba, prawda? Chyba, że się nie znam. Nie mnie to określać, Azrel sam nie wiedział czym dokładnie jest i szczerze nigdy go to jakoś bardziej nie obchodziło. W końcu nie polega na tej swojej zmutowanej stronie zbyt często, do tego nie wpłynęła jakkolwiek na jego psychikę. Zawsze był pierdolnięty.
Obserwował Tamira jak przy nim kuca, wciąż głaszcząc małe sierściuchy. Przechylił głowę, zauważając tą przerwę w jego słowach. Zaraz, okłamywać? Czyżby jego ukochany miał zamiar go okłamać? Hola, Azrelu! Sam to robisz od samego początku tego związku, mała kurwo. Okrutnie okłamujesz jedyną osobę, na której ci zależy. Ukrywasz bardzo istotną rzecz, bojąc się jego reakcji. Bojąc się, że go stracisz. Spokojnie wysłuchał jego słów, po czym zamarł. Delikatnie rozchylił wargi, nie bardzo wiedząc jak zareagować na to wszystko. Czyli jego chłopak zajmował się torturowaniem pobratymców. No, świetnie. To nie tak, że Azraela jakkolwiek obchodzili inni wymordowani. Z grubsza nikt, poza dredowłosym go nie obchodził. Ale teraz miał dylemat. Następne było pytanie o brak przepustki. No właśnie o tym była mowa. Az nie miał wyjścia, musiał się przyznać do tego czym jest. Musiał mu wyjawić prawdę. Westchnął ciężko i odwrócił wzrok. Oczy mu się zaszkliły. Poczuł niesamowitą złość na siebie, że wcześniej mu o tym nie powiedział. Już na samym początku. Wtedy zapewne nigdy nie skończyliby w związku, ale przynajmniej teraz nie musieliby przez to wszystko przechodzić. Chociaż nie wiadomo co gorsze - nie mieć ukochanej osoby czy mieć i cierpieć razem z nią. Młodszy zdjąć z siebie kocurka i odłożył go na bok, po czym wstał. Podszedł do Tamira i objął go ramieniem w pasie, prowadząc ku kanapie. Musieli usiąść do tej rozmowy. Spokojnie i po kolei. Inaczej się nie da. Zmusił araba, aby usiadł i sam zrobił to samo, przysuwając się blisko niego. Stykali się kolanami. Blondyn ujął jego dłonie w swoje i spojrzał mu w oczy. Na jego twarzy malowała się gorycz. Policzki poczerwieniały od natłoku emocji, oczy świeciły się. Różnobarwne tęczówki bacznie śledziły wyraz twarzy jego ukochanego. Wargi zaciskały się. Drżał.
Był zdenerwowany.
Cholernie.
Zacisnął dłonie mężczyzny w swoich i spuścił wzrok, a jego spojrzenie potoczyło się po podłodze. Westchnął ciężko. Nie chciał, ale musiał zacząć mówić. Ale co? Co miał mu niby powiedzieć? Nie, tak się nie da. Musi to zrobić inaczej. Przygryzł wargę. Trudno, już nie ma odwrotu.
Tamir... - zaczął spokojne, ściszonym tonem. - Muszę się przyznać do czegoś. Ciężko mi. Jestem głupi, że nie powiedziałem ci o tym na początku. Przepraszam. Nie chcę, aby to jakkolwiek zmieniło naszą relację, choć na to nie mam wpływu. Po tym co zobaczysz możesz uciec, ale... Nie chcę tego.
Puścił jego dłonie i odsunął się minimalnie. - Nie bój się. - dodał nędznie. Podciągnął rękaw swetra na lewej ręce do łokcia. Tym samym ukazał światu masy blizn i świeżych ran ciętych na swoim przedramieniu. Wszystko za sprawą samookaleczania. Być może jego moc uzdrawiała drobne rany, ale blizny i tak pozostawały. Innymi słowy łapa Abe była cała w blade i ciemniejsze paski, naznaczona masą szram. Chłopak wypuścił powietrze przez zęby, ściskając i rozluźniając pięść. Zerknął na mężczyznę, chcąc sprawdzić jego reakcje dotąd. Dobra, trzeba to zrobić. Przez chwilę siedzieli w zupełnej ciszy, a wzrok ich obu skupiony był na poranionej ręce. Nagle dało się zauważyć pewne zmiany. Rany zaczęły zabliźniać się na ich oczach, stopniowo, aż do pozostawienia po sobie jedynie śladu jak każda inna bruzda. Zaraz po tym kształt ręki zaczął się zmieniać. Jego palce powoli wydłużały się, a łapa zaczęła nabierać nieco masy. Skóra siniała z każdą chwilą coraz bardziej, a także wyraźnie twardniała. Paznokcie chłopaka wydłużyły się, przybierając szponowaty kształt. Cała jego ręka pociemniała, pokrywając się warstwą sinej skóry, która kojarzyła się z tą rekina. I nie ma co ukrywać, zmiana ta była ściśle powiązania z rekinami. Minęło kilka minut, a ręka blondyna całkowicie się przemieniła. Twarda niczym pancerz, szara skóra, długie i śmiertelnie ostre pazury, ostre rysy dłoni, a także nieco nienaturalny kształt. Spoglądał smutno na ten widok. Jego usta wykrzywiły się w melancholijnym uśmiechu.
Wygląda na to, że jestem jednym z twoich szczurów doświadczalnych... - rzucił z nieukrywaną goryczą w głosie.
I nie mógł już dłużej wytrzymać presji, związanej z tą sytuacją. Chciał coś powiedzieć, ale głos mu się załamał. Rekinia łapa przysłoniła jego twarz, chłopak zaczął drgać. Po jego policzkach spłynęły łzy. Był niesamowicie wkurwiony na samego siebie, ale jednocześnie przerażony jaka może być reakcja Sayida na to wszystko. Tak bardzo się bał znowu zostać sam... Zagryzł mocno wargi, łkając cicho. Starał się to wstrzymać, ale po prostu nie mógł. Ręką, której nie przemienił ocierał swoje łzy, które nie chciały przestać się pojawiać. Szlochał nędznie, czując się jak ostatni chuj. Emocje się w nim kotłowały. Złość, smutek, żal i strach jednocześnie. Nie miał odwagi spojrzeć na naukowca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.13 14:48  •  {Sun Tower} Apartament Tamira Empty Re: {Sun Tower} Apartament Tamira
Zwierzaki zaczęły mruczeć jak szalone, przymilając się do Azrela. Ich właściciel kompletnie olał to zachowanie, nadal w duchu twierdząc, że są jakieś nienormalne. Raz miały cały świat gdzieś, raz rzucały się bez powodu z pazurami, a kiedy indziej zaczynały udawać węże boa, rozwalając się na ofierze i wyciągając. Tamir był do nich przyzwyczajony i po prostu przestał na to zwracać uwagę. Póki nie musiał interweniować, bo nagle postanowiłyby skorzystać z żywej drapaczki, to było dobrze. A nie było się co martwić nagłym atakiem. Zarówno biała jak i ruda kulka futra radośnie poddawały się głaskaniu, będąc chwilowo w raju.
W oczekiwaniu na odpowiedź, naukowiec wyjął z oczu soczewki i włożył je do małego pojemniczka wypełnionego przezroczystą cieczą. Musiał dać trochę oczom odpocząć, więc zgarnął okulary leżące obok i wsunął je na nos. Póki co mogło się przydać widzenie na odległość dalszą niż kilka centymetrów. Odstawiony kociak skoczył na drugiego przedstawiciela swojego gatunku, przewracając go. Zaraz zerwał się na wszystkie łapy z zabawnym podskokiem i uciekł, prawie że gubiąc swoje kończyny. Rudzielec pognał za nim, o mało co nie wpadając na nóżkę stolika. Ostatecznie wylądowały w "kociej fortecy", którą był specjalny domek dla małych czworonogów. Tamir zaś całkowicie ignorując hałasujące zwierzęta, spojrzał na blondyna z lekkim zdziwieniem. Dał się prowadzić, ale trochę nie wiedział, o co chodzi. Szczególnie, że chłopak wyglądał, jakby zaraz miał zacząć oczami udawać małe wodospady.
- No ej... J-ja ich nie męczę... Przez te kilka lat do tej pory tylko trzech mi padło na stole, ale to przez ich własne mutacje... - wymamrotał sądząc, że to przez niego Azrel wyglądał tak, jak wyglądał. Skąd niby miał wiedzieć, że to wcale nie jest człowiek? Patrzył uważnie na jego twarz, uśmiechając się bardzo delikatnie. Nienawidził, kiedy jego partner był smutny, a szczególnie w jego obecności. Przejechał lekko kciukami po brzegach jego dłoni. Gest uspokajający, głupi wręcz. O co mu niby chodziło?
- Spokojnie... Przecież wiesz, że zrozumiem - odpowiedział cicho, łagodnie i przysunął lekko głowę do niego, by złożyć krótki pocałunek na jego policzku. Co zobaczyć? Dlaczego uciec? Wpakował się w jakieś kłopoty? Zrobił krzywdę? Mimo utrzymywania przyjaznego wyrazu twarzy i uśmiechu, w głowie miał kompletny mętlik i nawet nie wiedział, które emocje ma ukazać. Słowa blondyna były dziwne, trochę niezrozumiałe. Dlatego też arab spojrzał na jego rękę. Zmarszczył lekko brwi. I co? Przecież nie pierwszy raz widział u niego rany. Dobrze wiedział, że sam się kaleczył, że czasami klienci byli brutalni... Nawet on kiedyś go drapał. Może nie do krwi, może nie tak, żeby zostały po tym trwałe ślady... Ale kiedyś się zdarzało. Zanim jeszcze uświadomił sobie, że go kocha, że chce z nim być i zanim stał się delikatniejszy.
Rozchylił lekko wargi widząc to, co się działo. Oczy zdradziły strach, rozszerzając się nieco, źrenice zajęły nieco większy obszar ślepi. Serce Tamira przyspieszyło. Bał się tak bardzo, że nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku ani nawet odsunąć. Bezpieczna odległość, to mu zawsze wmawiano i to wiedział z własnego doświadczenia. Ile to razy zaledwie centymetry dzieliły ostre szpony od jego twarzy, gdy obiekt badań w szale machnął przed nim ręką zza krat klatki. Oprzytomniał nieco dopiero po tym, jak Azrel się odezwał. Wzrok Sayida powędrował powoli w górę, na twarz chłopaka. Podniósł się nagle i odsunął, cały czas będąc przodem do wymordowanego. Wolał go mieć na oku, nawet, jeśli by się okazało, że dysponuje dodatkowo morderczą prędkością. Z kącika popłynęła pierwsza łza, po chwili kolejna. Przez tyle czasu był przy wrogu, dał się podejść, mógł w każdej chwili zginąć. A przecież jeszcze niedawno mówił innym naukowcom, że spokojnie rozpoznałby mutanta i absolutnie nie dałby się im zaskoczyć. Że jest bezpieczny.
Tak bardzo się mylił...
Zatrzymał się parę kroków od ściany. Po prostu nie dał rady iść dalej. Zrobiło mu się słabo, do tego wszystko mocno pociemniało. Nawet się nie zorientował, kiedy stracił przytomność i osunął się na kolana, a zaraz po tym wylądował na podłodze, całe szczęście nie uderzając o nią głową zbyt mocno. Trafił na brzeg miękkiego dywanu, który nieznacznie pomógł mu uniknąć poważniejszego urazu. Mogło teraz powstać pytanie o przyczynę. Cóż... Mogły być dwie. Albo to przez zmęczenie, bo często urywał mu się film z niewyspania i przepracowania, albo to przez emocje. A jeszcze bardziej prawdopodobne, że przez jedno i drugie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.13 16:14  •  {Sun Tower} Apartament Tamira Empty Re: {Sun Tower} Apartament Tamira
Czas zamarł, zastygł. Przez kilka chwil wszystko stało w miejscu, nastała kompletna cisza, przerywana tylko cichym szlochem chłopaka. Nic wokół się nie poruszały, oni obaj trwali niczym kamienne figury. W głowach ich obu kotłowały się setki myśli. Kompletną ciszę przerwała jedna z nich. Przynajmniej w głowie Azrela. Przez jego myśli przemykały barwne wiązanki przekleństw. Czuł niewyobrażalną złość na siebie samego. Przecież mógł sobie tego oszczędzić. Przecież mógł oszczędzić tego im obu. Dlaczego nie uciekł przy pierwszej lepszej okazji? Dlaczego tak się zmanipulować przez głupie uczucia? Nie, nie mówmy tak. Nie są głupie. Są prawdziwe, szczere. Zakochał się w tym walniętym naukowcu z dredami nic nie mogło w tym przeszkodzić. Wpadł w pułapkę emocji. Podjął walkę z własnym sercem. I przegrał.
Musiał się uspokoić. W innym wypadku mógłby stracić kontrolę nad tą cholerną mutacją. Tego nie chciał, nikt by tego nie chciał. Zwłaszcza z jego różnoraką psychiką. Nie wiadomo co by się stało, gdyby władzę przejęła bestialska strona jego osobowości. Nie można wykluczyć rozszarpania ciała araba na strzępy. To chyba najgorsza wizja, jaką blondyn mógłby sobie wyobrazić. Do tego w tej chwili. Zacisnął zęby, próbując uspokoić płacz. Tymczasem dredowłosy zerwał się na nogi i zaczął cofać. Młodszy zerknął na niego ze łzami w oczach. Widział jego przerażenie, widział strach w jego oczach i terror wymalowany na twarzy. Coś ścisnęło go w gardle. Wstał i zrobił krok w kierunku naukowca, starając się wyglądać jak najłagodniej. Rozchylił usta, ale głos ugrzązł mu w gardle. Nagle jego ukochany zaczął mdleć. Upadł na podłogę zanim Azrel zdążył jakkolwiek zareagować. Nawet chwilę zajęło mu zrozumienie co się właściwie stało. W jednej chwili doskoczył do niego i klęknął obok. Ujął bezwładne ciało w ramiona, oplatając go zmutowanym ramieniem.
Przepraszam... - załkał, spoglądając na jego zmęczoną twarz. W tej chwili nie potrafił powiedzieć niczego innego. Ciemne szpony wbiły się trochę mocniej w ramię Sayida, jednak na tyle delikatnie, aby nie zrobić mu jakiejkolwiek krzywdy. Swoją normalną dłonią zaczął czule gładzić jego policzek. Przesunął kciukiem po jego dolnej wardze, wpatrując się w twarz zemdlałego. Zaraz po tym schylił głowę i zamknął mocno oczy. Wziął swojego chłopaka w objęcia, nie wiedząc w ogóle co robić. W tym momencie pomyślał, że powinien przywrócić swoją łapę do zwyczajnego stanu. Może to chociaż trochę ukoi przerażenie jego partnera. Ręka powoli zaczęła jaśnieć i zmieniać kształt, pazury łagodniały, a skóra robiła się miększa. Cały proces trwa dłużej niż poprzedni, więc pewnie nie zdąży jej przemienić przed powrotem przytomności Tamira.
Wróćmy jednak do kwestii jego strachu. Zdecydowanie była to najgorsza reakcja, jaką Az mógłby sobie kiedykolwiek wyobrazić. Kiedy myślał o tym, że osoba, którą kocha jest przestraszona na śmierć, gdy go widzi... Nie, po prostu nie. Nie potrafił znieść bólu w piersi, który się nasilał przy takich wyobrażeniach. Niestety rzeczywistość aktualnie z żołnierską brutalnością bije go po twarzy. Tak jakby spuchnięty policzek mu nie wystarczał. Uniósł spojrzenie dwukolorowych oczu z powrotem na twarz naukowca. Łzy cisnęły mu się do oczu, ale z całych sił je wstrzymywał. Jego wargi drżały, tak samo jak ramiona. Oddech był nierówny, a ciało roztrzęsione. Musiał się uspokoić, nie powinien teraz płakać. Musi coś zrobić. Cokolwiek, żeby Jarrah się go tak nie bał. Ale co? Wydawało mu się, iż to sytuacja bez wyjścia. Historia bez szczęśliwego zakończenia. Był zupełnie bezradny, a dalsze losy tej dwójki w pełni zależały od reakcji starszego z nich. Niestety nie zapowiadało się na dobry rozwój spraw. To bolało, tak cholernie bolało.
Pierdolony wirus.
Był to pierwszy raz, kiedy Azrael przeklął swoje piętno. Nigdy nie obchodziło go, iż jest zarażony, póki mógł sprzedawać swoje ciało. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek przywiąże się do kogoś emocjonalnie. Wszystko co się działo od początku w ich związku było kompletnym szokiem. Nowością. Czymś dotychczas nieodkrytym. I to właśnie teraz robił. Odkrywał czym jest ból z racji drugiej osoby. Jak to jest, kiedy ci na komuś bardzo zależy. Jak to jest, gdy się o kogoś troszczysz. Nie podobały mu się te uczucia, ale nie miał wyboru. W tym momencie pomyślał, iż na pewno to przetrwają. Muszą. Otarł łzy, obserwując mężczyznę w swoich ramionach. Teraz to on był tym, który się bał. Nie... Obaj bali się tak samo, jednak różnych rzeczy. Azrel bał się uczuć, a Tamir bał się potwora, w którym się zakochał. Hah, jak Piękna i Bestia. Tylko w bardziej żałosnym wydaniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.13 23:18  •  {Sun Tower} Apartament Tamira Empty Re: {Sun Tower} Apartament Tamira
Nie miał pojęcia co robić, więc utrata świadomości była chyba najlepszym rozwiązaniem. I najłatwiejszym do zrealizowania. Jego nagłe omdlenia jednak nigdy nie trwały zbyt długo, w końcu będzie musiał się obudzić. Co wtedy? Tak cholernie się bał... Póki był nieświadomy zagrożenia, wszystko było dobrze. A teraz nie wiedział, kiedy Azrel się na niego rzuci. Inaczej niż zwykle, nie z zamiarem przeruchania, a po prostu zabicia. Ot tak, za nic. Bo miał taki kaprys. Bo w zwierzęcej części umysłu poprzestawiały się jakieś trybiki i nagle zacznie czuć nienawiść do wszystkiego, co go otacza. Wymamrotał coś niezrozumiale, ściągając nieco brwi. Powoli rozchylił powieki. Jego wzrok nie był zbyt przytomny, kiedy patrzył w górę na twarz blondyna.
- Co się...? A... No tak... - mruknął bez ładu i składu. Dopiero po zaczęciu zdania dotarło do niego, że znowu przemęczenie dało o sobie znać. Przetarł palcem jedno z oczu. Cały czas wydawał być się nieco cięższy niż zwykle, jakby jeszcze nie do końca panował nad swoim ciałem. - Rany... Miałem jakiś pojebany sen... Mówiłeś mi, że jesteś moim szczu... - urwał na moment, patrząc na zapłakaną twarz. Źrenice znów się rozszerzyły, arabia twarzyczka nagle przybrała dość bladych barw. - T-to nie był s-sen... P-p-prawda? - przełknął ślinę zaraz po zadaniu tego jakże retorycznego pytania. Próbował się jakoś opanować, wmawiać na siłę, że przecież jest dobrze. Co z tego, że właśnie był w objęciach bestii, która mogła go zabić jednym ruchem? Wyciągnął drżącą rękę, przejechał palcami po jego policzku i zjechał na wargi, gdzie patrzył w milczeniu przez parę sekund. Uniósł delikatnie wzrok, by spojrzeć mu w oczy. Te różnokolorowe ślepia, które tak kochał. Uśmiechnął się lekko, spokojnie. Tak, jakby to była sytuacja całkowicie normalna. Ujął twarz partnera w obie ręce.
- Az... Nieważne jest kim lub czym jesteś... Nadal cię kocham. Nie wybrałem cię ze względu na myślenie o tobie jako o człowieku. Zakochałem się w całości ciebie. W wyglądzie, charakterze, zachowaniu i całej masie innych czynników. Jedna informacja niczego nie zmieni - mówił cicho i z opanowaniem. Wolnym ruchem odgarnął jasny kosmyk z twarzy wymordowanego, zaraz powracając ręką na poprzednie miejsce w pobliżu policzka. Uniósł się i złączył ich wargi pocałunkiem. Spokojnym, długim i jednocześnie pełnym pozytywnych uczuć. Nie robił tego przez to, że chciał uspokoić chłopaka i nie robił tego z przymusu. Po prostu chciał go pocałować, pokazać, iż naprawdę mu to nie przeszkadza. Zsunął ręce na jego ramiona, sekundę później objął jego szyję. - Zakazany owoc smakuje jeszcze lepiej... - wymruczał, odklejając się od niego i opierając swoje czoło o jego czoło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.13 0:14  •  {Sun Tower} Apartament Tamira Empty Re: {Sun Tower} Apartament Tamira
Chwila jego przebudzenia było chyba najgorszą w życiu Azrela. Było to kilka sekund czystego terroru, samego przerażenia. Strachu przed reakcją na to czym jest. Lęku przed odrzuceniem. Nigdy wcześniej tak bardzo się nie bał. Obserwował cały w nerwach jak jego kochanek otwiera oczy. I jeszcze te słowa... Sen. Azraela coś ścisnęło za serce. Ah, chciałby, aby to było snem. Koszmarem, który mógłby się w każdej chwili skończyć. Niestety taka była rzeczywistość i nic nie da się na to poradzić. Pokręcił powoli głową, zaciskając wargi. I wtedy uderzyło go spojrzenie Tamira i lęk w szok w jego oczach. Blondyn zamknął piekące od płaczu oczy i pochylił głowę, jakby w twierdzącej odpowiedzi na jego niewyraźne słowa. Całym sobą pragnął, aby to wszystko było zwykłą fikcją. Żeby cała ta sytuacja nigdy nie miała miejsca i żeby nigdy nie musiał niczego przed nim ukrywać. Niczego tak ważnego... Bo jakby nie patrzeć chłopak jest na wpół martwy i nosi w sobie część tej okropnej zarazy, przez którą zmarło tak wielu. Dopiero teraz dotarło do niego na jakie niebezpieczeństwo narażał swojego ukochanego. Przecież wystarczyło, aby zakażenie ze strony wymordowanego dostało się w jakikolwiek sposób do krwioobiegu Tamira i już byłoby po nim. Musiałby cierpieć katusze, które kończą się śmiercią i to przez kogoś, komu tak ufał. Az czuł się okropnie, żywił wobec siebie nienawiść. W tym momencie poczuł dotyk drżącej dłoni na swoim policzku. Gwałtownie otworzył oczy i spojrzał na araba, którego wciąż trzymał w objęciach. Spojrzał mu głęboko w oczy. Był zupełnie zdezorientowany. Zagubiony w całej tej sytuacji i niezdolny do pojęcia do dzieje się wokół niego. Otrząsnął się dopiero, gdy zaczęły docierać do niego słowa dredowłosego. I właśnie te słowa sprawiły, że cały stres sprzed chwili zaczął się powoli ulatniać. W sercu nosiciela wirusa znów zajaśniał płomyk nadziei, iż wszystko może być w porządku.
Tamir... - szepnął, patrząc na niego z lekkim niedowierzaniem. Nawet nie zareagował w żaden sposób na jego pocałunek. Odruchowo rozchylił usta w odpowiedzi na ten gest. Zsunął dłonie na jego biodra i nie zrobił już nic. Jego ramię powoli wracało do swojej normalnej formy. Dokładniej było już w połowie drogi powrotnej do normalności. Jedynymi oznakami mutacji aktualnie były jeszcze zsiniała skóra i wykrzywione pazury. Wzrok dwukolorowych oczu padł na wargi Sayida, gdy ich usta się rozdzieliły. Zaraz po tym spojrzał nieco nieprzytomnie w jego oczy. Przemiana ręki za kończyła się wraz z jego następnymi słowami, lecz blondyn wciąż nie mógł się ruszyć lub czegokolwiek powiedzieć. Był trochę zmieszany przez to wszystko. Czyli ostatecznie został zaakceptowany? Mógł już przestać się bać? Nawet nie był tego pewien. Nie wiedział co myśleć. Masakra jakaś, nigdy nie czuł się tak skołowany. A do tego serce waliło mu jak młot.
Przesunął dłonie na jego ramiona i delikatnie, ze spokojem go od siebie odsunął. Ciągle spoglądał mu w oczy, jednak z każdą chwilą coraz bardziej się uspokajał. Zabrał od niego ręce i na nie spojrzał. Ręka, która się przemieniła była zupełnie zdrowa. Po ranach pozostały tylko nowe blizny. Chłopak westchnął ciężko i wstał. Tym samym pomógł Tamirowi podnieść się na nogi. Chwycił jego dłonie i spojrzał mu w oczy ze zdecydowaniem.
Nie boisz się mnie, prawda? Wiesz, że nigdy w życiu bym cię nie skrzywdził. Być może jestem psycholem, ale nawet psychole nie robią krzywdy osobom, którego kochają. - puścił jego dłonie i objął go w pasie. - Nie chcę cię tracić przez to, że jestem inny, że noszę w sobie tego cholernego wirusa... Nie prosiłem się o niego.
Tu się na chwilę zatrzymał. Mógłby mówić dalej, ale nie miało to zupełnie żadnego sensu. Teraz raczej czyny lepiej przez nich obu przemówią. Chłopak zaczął się cofać, nie zwalniając objęcia, co skutkowało tym, iż ciągnął ze sobą araba. W końcu uderzył nogami o brzeg kanapy i runął w tył prosto na mebel, ciągnąc mężczyznę ze sobą. Skończyło się tym, iż blondyn znalazł się pod ciałem dredowatego. Na jego ustach w końcu zawitał łagodny uśmiech. Wyciągnął się ku niemu i złożył na jego ustach delikatny pocałunek.
Nic się między nami nie zmieni, prawda? Tamir, kocham cię... - wyszeptał, obejmując jego szyję.
Przytulił go do siebie z całej siły i westchnął, wciąż był nieco roztrzęsiony. Wszystko powoli wracało do normy. Jego nerwy, strach, złość, rozpacz... Wszystko łagodniało, kiedy myślał o uśmiechniętej twarzy ukochanego. Nie chciał go teraz puszczać. Chciał trwać z nim w objęciach lub w jego objęciach. Wszystko jedno, liczyło się tylko, aby byli blisko siebie. Jeszcze bliżej. Jak najbliżej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.13 13:05  •  {Sun Tower} Apartament Tamira Empty Re: {Sun Tower} Apartament Tamira
Skoro do tej pory się jeszcze nie zaraził w warunkach laboratoryjnych, gdzie zakażona krew często przypadkiem chlapnęła na niezasłoniętą skórę, to i tu nie powinno się tak stać. Chociaż... Hn. Trzeba by było uważać, kontrolować wszelkie skaleczenia. Jarrah cały czas nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ryzykuje. Nie miał pojęcia, jak można się zarazić i chyba lepiej było, jak pozostawał w owej błogiej niewiedzy. Nie wiadomo, jak mógłby zareagować na wieść o możliwości darmowej, bolesnej i dość powolnej śmierci. O ile jeszcze z lekkim strachem był w stanie pozostać przy wymordowanym, tak na możliwość zachorowania zareagowałby jeszcze gorzej niż po dowiedzeniu się o tym dość ważnym kłamstwie chłopaka.
Naukowiec prowadził teraz wewnętrzną walkę. Z jednej strony przemawiał czysty rozsądek, mówiący o naturalnym wrogu, strachu, chęci natychmiastowej ucieczki i najlepiej przeprowadzeniu odkażania całego terenu dookoła. Z drugiej stały uczucia, które jako swojego dowódcę wybrały samą miłość. Konflikt póki co przegrywał rozsądek i wszystko wskazywało na to, że nie wyjdzie zwycięsko. Arab w milczeniu przyglądał się blondynowi. Nie musieli nic mówić, cisza idealnie wpasowała się w ten moment. Dredowaty uśmiechał się lekko i z każdą sekundą wyglądało to coraz pewniej. Chciał przy nim teraz być. Tak po prostu, w pobliżu. Został jednak odsunięty, przez co przywołał na twarz nieco niezadowoloną minę. Zaraz jednak znowu się uśmiechnął, zaciskając delikatnie palce na dłoniach Azrela.
- Jest dobrze... Nawet jeśli ci odbije, to śmierć z ręki ukochanej osoby jest najlepszą śmiercią na świecie - odpowiedział ze spokojem. Wydawał się być pogodzony z tym, co może go spotkać, jeśli za bardzo straci kontrolę nad sytuacją. A to mogło przyjść bardzo łatwo. Zwykły, chuchrowaty naukowiec raczej nie da sobie rady z furią wymordowanego w pełni sił, skoro ledwie radził sobie z wymęczonymi bestiami z pracy. Jeden silny ruch i mogło zostać po nim jedynie wspomnienie. A mimo to postanowił z nim zostać. Miłość potrafiała jednak oślepiać...
Zaśmiał się cicho, kiedy wylądowali na kanapie i również lekko go cmoknął. Siedział okrakiem, kolana opierając o siedzenie. Oparł dłonie na klatce piersiowej blondyna, pochylił się nieznacznie, by pocałować go nieco dłużej i skubnąć jego dolną wargę zębami. Zsunął powoli dłonie nieco niżej, ostatecznie obejmując go i kładąc głowę na jego ramieniu. Odetchnął głęboko.
- Nic, kochanie. Jesteś dla mnie całym światem - rzucił cicho, przymykając oczy. Spod zamkniętych powiek wydobyły się kolejne łzy. Teraz dopiero zaczął się czuć podle. Potwory też miały uczucia, mogły mieć rodziny, znajomości, plany na przyszłość. A on skutecznie uniemożliwiał im powrót do w miarę normalnego życia, skazując ich na przebywanie w więzieniu często ze skutkiem szybkiego zgonu. Nie miał zbytniego wpływu na ich losy, ale jednak mógł coś zrobić, by nie czuły tak wielkiego bólu. Albo mógł im chociaż pomagać uciekać... Wzmocnił lekko uścisk i zaczerpnął urywany wdech. Tak charakterystyczny dla płaczu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.13 16:00  •  {Sun Tower} Apartament Tamira Empty Re: {Sun Tower} Apartament Tamira
Nieświadomość naukowca być może nie była taka zła. Przynajmniej nie pilnował się przy każdym swoim ruchu, aby ich krew się ze sobą nie zmieszała. Natomiast Azrel na to uważał. Zakrywał swoje rany cięte rękawami lub bandażami. Nie pozwalał mężczyźnie ich dotknąć ani opatrzyć. Nie pozwalał mu nawet na nie spoglądać. Z czasem utarło się, iż chłopak zwyczajnie nie chce, aby temat był rozdrapywany i obaj zachowali milczenie w tej sprawie. Nie było rozmów o jego samookaleczeniach, nie było krzywych lub przepełnionych zmartwieniem spojrzeń. Nie było nic, a temat był zwyczajnie ignorowany. Poza tym był jeszcze inny powód do skrywania swoich pociętych rąk. Gdyby arab zauważył w jakim tempie goją się szramy wymordowanego na pewno nabrał by jakichś podejrzeń. W końcu używał mocy, kiedy ten nie widział, a wtedy wszystkiego jego rany momentalnie się goiły. Dla zwykłego człowieka byłoby to cholernie dziwne. Jest sobie taki Azrael z poharataną ręką, a następnego dnia jedynym wspomnieniem po szkarłatnych cięciach są delikatne blizny. Teraz jednak już nie będzie musiał się tak kryć ze swoimi ramionami. Nadal będzie bardzo uważał, aby tylko nie zarazić swojego ukochanego. Zrobi wszystko, aby ten drugi nie musiał się tym tak przejmować. Gdyby zachorował, to byłby dla blondyna najgorszy koszmar. Wiedział jak przebiega choroba i choć on sam jej nie przebędzie to nie chciał, aby coś takiego spotkało tak ważną dla niego osobę. Mimo posiadania w sobie wirusa jest technicznie zdrowy, bo przecież jako nosiciel nie będzie miał objawów zarazy. Po prostu los chciał, aby natężenie wirusa w jego organizmie było wysokie do stopnia, w którym zachodzą zmiany w jego DNA. Swoją drogą, ciekawe ilu ludzi Azrel zdążył już zarazić podczas swoich sesji. Nigdy nie był ostrożny przy osobach zupełnie dla niego obcych. Nie obchodziło go czy klient po spotkaniu z nim zejdzie z tego świata czy będzie dalej żył. W końcu dlaczego miałby się przejmować kimś kto musi płacić za seks? Jednakże z Tamirem było inaczej. Kiedy się z nim kochał, uważał na swoje rany. Najwidoczniej od samego początku podświadomie czuł, że z nim będzie inaczej. I dobrze. Nie wybaczyłby sobie, gdyby mężczyzna zaraził się podczas jednego z ich pierwszych spotkań. A wiecie co jest w tym najgorsze? Nawet nie mógłby się zabić, ponieważ jest nieśmiertelny. A bez głowy da się żyć, o. Wymordowani są niczym karaluchy.
Nawet tak nie mów! Nie skrzywdzę cię nigdy, nawet w bestialskim szale! - warknął donośnie w odpowiedzi na jego słowa. - Nie jestem stuprocentowym potworem...
Różnoraka osobowość chłopaka znowu się ujawniła. W jego oczach paliła się złość, a w głosie słychać było jego przejęcie. Myśl o śmierci Tamira z jego własnym rąk prowadziła prosto do furii, czego symptomy właśnie widać, więc lepiej było o tym nie mówić. Temperament młodszego spadł równie szybko jak wzrósł i już więcej się na ten temat nie odezwał.
Azrel objął go czule i przycisnął go do siebie w mocnym i pełnym uczucia uścisku. Pragnął go mieć tak blisko siebie... W dodatku słowa Sayida sprawiły, iż jego serce zabiło mocniej.
Jestem na wpół martwą dziwką... Teoretycznie nie powinienem przywiązywać się do innych. Nikt nie powinien mnie szanować. Dlaczego w jego przypadku jest inaczej? Dlaczego on odwzajemnia to ciepło? Czemu to uczucie jest tak silne? Tak dziwne...
Mimo, iż nigdy o tym nie myślał to tak naprawdę w głębi serca blondyn siebie nienawidzi. Nie cierpi swojego dziwczenia się, szanuje siebie mniej niż niektórzy klienci. Jednak tak jak było wspomniane - nie myślał o tym. Stąd prawdopodobnie ciągłe zadawanie sobie ran i robienie krzywdy, ale sam Az nie był tego świadomy. Świr i tyle.
Z zamyślenia wyrwał go nagły wdech Tamira. Przez chwilę spoglądał w sufit, obejmując go mocno i słuchając ciszy przerywanej jego cichym płaczem. Nie wiedział o co chodzi i czy przypadkiem mu się nie wydaje, lecz zaraz poczuł pod palcami drżenie jego ciała. Spojrzał na niego badawczo, nie wiedząc w czym rzecz. Przytulił go do siebie mocniej, ale zaraz odsunął go delikatnie i ujął jego twarz w dłonie. Kciukami otarł jego łzy i spojrzał mu głęboko w oczy.
Co się stało? - spytał najłagodniejszym tonem, na jaki mógł się zdobyć. - Nie płacz...
Szepcząc te słowa zbliżył usta do jego czoła i czule je ucałował.
Płaczesz przeze mnie? Powiedz, nie chcę widzieć twoich łez. - pocałował go w policzek i zebrał się na delikatny uśmiech. W końcu. Uśmiechnął się chyba pierwszy raz odkąd tu trafili. A przynajmniej był to pierwszy szczery uśmiech. Niby szaleniec, a tak rzadko wyraz radości gości na jego twarzy... Nic dziwnego, w tym momencie raczej żadnemu z nich nie było do śmiechu. To był jednak gest pocieszający, troskliwy. Azrel musnął wargami jego policzek, zbierając nimi kolejne łzy. Zacisnął palce jednej dłoni na jego ciele, drugą zaś zaczął spokojnie gładzić jego plecy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.13 17:11  •  {Sun Tower} Apartament Tamira Empty Re: {Sun Tower} Apartament Tamira
Miewał do czynienia ze świeżo zarażonymi, obserwował postępy tajemniczej choroby, zmiany mutacyjne w ciele, słuchał krzyków nieopisanego cierpienia i szeptów umierających. Jeśli takie osoby szukały pomocy w laboratoriach, już nigdy stamtąd nie wychodziły. Umierały w kilka dni lub w wiele miesięcy, żeby na koniec trafić do krematoriów, a ich prochy wysypywane były do szczelnych, strzeżonych pomieszczeń. Nigdy nie było wiadomo, czy nie ożyją, więc podejmowano wszelkie możliwe środki ostrożności. Najgorsze było tłumaczenie rodzinom ofiar, co się stało z ich bliskimi. Wszystko trzeba było utrzymywać w tajemnicy, więc najczęściej wciskana była historyjka, iż chory uciekł poza mury, gdzie zapewne zginął przez czynniki przyrodnicze. Dlatego też Tamir bał się wirusa. Ktoś, kto widział tak potworne cierpienie chciał go uniknąć za wszelką cenę. Ból opisywany był takimi porównaniami, że włosy potrafiły się zjeżyć na głowie.
Odsunął się lekko, kiedy zaczął warczeć. W jasnobrązowych oczach znów zawitał strach. Nawet zaczął myśleć nad planem ewentualnej obrony, bo zerknął na ręce chłopaka, jakby oceniając, jak prędko mogą dotrzeć do jego szyi. Nie widział dla siebie żadnych szans będąc w tej pozycji, a jednocześnie coś nie pozwalało mu zsunąć się z kolan blondyna i po prostu odejść gdzie indziej. Serce naukowca zabiło szybciej niż powinno, ale wytrwał w miejscu, próbując się jakoś uspokoić. Skoro mówi, że nic nie zrobi, to nie zrobi... Co się boisz?
Przytulił się do niego, nieznacznie poprawiając swoją pozycję, przez co lekko się o niego otarł. Kiedyś, gdyby to był początek ich znajomości... Po prostu można by to było uznać za zaczepkę. Teraz jednak dwuznaczne momenty zdarzały się tak często, że aż ciężko było określić, o co może chodzić. Nie... Teraz po prostu nie chciał się zsunąć na ziemię. Ale może chodziło też o zaczepkę? Kto wie...
Spojrzał na niego poprzez łzy. Zsunął okulary i przetarł rękawem szkiełka. Choć nie widział teraz zbyt ostro, zerknął na twarz Azrela. Wymusił uśmiech, chociaż kolejne mokre stróżki płynęły po ciemnej twarzy. Pokręcił lekko głową w odpowiedzi na jego pytanie i spróbował się choć trochę uspokoić. Wyobraził sobie jakieś przyjemne momenty, spróbował odrzucić czarne myśli o pracy. O! Studia~!
- Bo... Bo ja ich t-torturow-w-wałem... C-cierp-pieli, a ja się temu p-przy-ygląd-dałem... - urywał co chwila, ale starał się wytłumaczyć powód tego płaczu. - A j-jeśli też k-ko-kogoś ko-kochali? Albo... Albo j-jeśli g-g-gdzieś tam s-siedzi jakiś twój z-znajomy? M-może uczyniłem j-jakieś dz-dz-dziecko sierotą? - zaczął się cicho śmiać i oparł głowę o jego ramię, ściskając okulary w dłoni. To nie był naturalny śmiech. Brzmiał tak, jakby należał do jakiegoś psychola. - To ja jestem potworem... - wymamrotał i przejechał wargami po obojczyku wymordowanego. Skubnął zębami skórę na jego szyi, uważając, by nie zrobić tego za mocno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach