Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 17 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14, 15, 16, 17  Next

Go down

Pisanie 20.03.17 23:45  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Anioł mógł przysiąc, że na twarzy jego rozmówcy przez okres paru uderzeń serca zawitał ledwo zauważalny cień uśmiechu. Jednakże ciężko było wywnioskować, co tak naprawdę myśli. Przedrzeć się przez plątaninę myśli kłębiących się w głowie niebieskowłosego. Podniósł się zeskakując z kamienia i stanął naprzeciwko anioła, wpatrując się przez dłuższą chwilę w jego oczy, aż wreszcie wyciągnął dłoń w jego stronę i położył ją na jego głowie, powoli czochrając, jak ojciec swoje dziecko.
- Nie zmieniaj się, bez względu na wszystko. Nie pozwól na to. – powiedział tak cicho, że można było mieć wrażenie, że był to jedynie odgłos wiatru. Tsuki cofnął się o krok zabierając dłoń i spojrzał w bok, na horyzont.
- Mamy niecałe dwie godziny aż zacznie się ściemniać. – poinformował anioła, ponownie skupiając na nim swoją uwagę. - Nie chcę wracać po ciemku, ale z drugiej strony musimy w pełni wykorzystać możliwość przebywania tutaj. Sprawdzę co jest na górze. – wskazał palcem na jeden z wyższych śmieciowych pagórków, który mienił się przeróżnymi kolorami muskany przez promienie zachodzącego słońca.
- Zrobię to sam. Będzie szybciej. Nie wyciągaj skrzydeł. Przyciągają niebezpieczeństwo. – dodał wpatrując się w jego oczy w sugestywny sposób. Nie od dziś wiadomo, że Desperacja nie przepadała za przedstawicielami skrzydlatej rasy. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, jakie miały na terenie edeńskich ogrodów. I nieważne czy do tej pory dany anioł był lubiany w kręgu zepsutych Desperatów czy też należał do jakiejś organizacji. Anioł to anioł.
Tak więc… po co kusić los?
Tsukishimaru ściągnął z siebie te rzeczy, które zdawały się mu przeszkadzać, pozostając w wygodnym odzieniu. Zostawił nawet broń, wierząc, że na górze będzie mógł polega jedynie na swoich umiejętnościach i ewentualnie mocach. Ugiął lekko jedno kolano, po czym niczym kot czy inne zwinne stworzenie, bez jakichkolwiek problemów zaczął przeskakiwać po śmiechach, wspinając się coraz wyżej i wyżej. Aż wreszcie stanął na szczycie. Nie rozglądał się, nie chciał tracić drogocennego czasu, dlatego też już po chwili przykucnął i zaczął szperać. Tak, jak można było się spodziewać, w miejscach najmniej dostępnych można napotkać najwięcej skarbów. Pospiesznie zaczął zgarniać je, niektóre rzeczy zrzucając na dół, by jego towarzysz mógł się nimi zaopiekować i przejrzeć. „Zabawa” w zbieracza zajęła mu z dobre dwadzieścia, może nawet i trzydzieści minut, kiedy wreszcie zsunął się na dół, mając całe ręce załadowane przeróżnymi rzeczami. Kable, przedłużacze, złącza, baterie a nawet toster.
- Tyle wystarczy? – spojrzał na niego pytająco kucając i obracając w palcach puszkę z… brzoskwiniami. - Zabieram. – powiedział krótko, przyciskając znalezisko do chuderlawej piersi.
Nic nie mógł poradzić na to. Uwielbiał owoce z puszek. A zwłaszcza syrop, w jakich były zanurzone. Nieważne, że znalezisko mogło mieć kilka setek lat. Jego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.17 13:39  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Oczy skrzydlatego rozbłysły jeszcze bardziej, gdy dostrzegł ten nikły cień uśmiechu na twarzy swojego towarzysza. Wcześniej wydawało mu się, że niebieskowłosy unikał okazywania jakichkolwiek zbędnych emocji, jakby to pozwalało mu przetrwać w Desperacji. Dudley doskonale wiedział, że tym, którzy byli pozbawieni jakichkolwiek zdrowych, ludzkich odruchów było dużo łatwiej przetrwać w tym popieprzonym świecie — przynajmniej ich czające się we wnętrzu człowieczeństwo nie nakazywało im wtryniać nosa w nieswoje sprawy. Dude zapewne sam wiele by dał za to, żeby choć na jeden dzień wyzbyć się wszystkich emocji i zobaczyć jak to jest. Ale nie, mylił się co do Tsukiego, on nie był jedną z tych bezuczuciowych bestii. Ta myśl uświadomiła szarowłosego, że właśnie dopiął swego, odniósł małe zwycięstwo.
„Nie zmieniaj się, bez względu na wszystko.”
Kiwnął głową, mrugając przy tym energicznie oczyma. Skrzydlaty zdołał dosłyszeć ciche słowa niebieskowłosego, choć w pierwszej chwili zrozumiał zupełnie coś innego. Na szczęście dość szybko zdołał domyślić się o co dokładnie chodziło.
Nie zmienię się. — Ton jego głosu stał się jakby jeszcze bardziej przyjazny niż wcześniej. Nie miał zamiaru się zmieniać, takiej opcji nawet nie brał pod uwagę. Faktycznie, w niektórych sytuacjach dość ciężko było dokonać tego najlepszego wyboru, biorąc pod uwagę swoje anielskie zapędy do pomocy innym. Zdarzało się, że ryzykował zbyt wiele, choć gdzieś w jego umyśle mały, samolubny Dude krzyczał, że powinien brać nogi za pas.
Faktycznie, powinniśmy się pospieszyć — odpowiedział, skupiając się na swoim rozmówcy, ale kątem oka zahaczył również o tygrysa, który wciąż był w zasięgu ich wzroku.
„(...) Nie wyciągaj skrzydeł. Przyciągają niebezpieczeństwo.”
Aż przypomniał sobie o pewnej sytuacji, która miała miejsca w przeszłości i przez którą wpadł w niemałe kłopoty. Został wtedy schwytany i więziono go kilka dni. Pewnie skończyłby marnie, gdyby nie pomoc pewniej nieznajomej dziewczyny.
Doskonale o tym wiem. — Zaśmiał się głupio, a jego twarz ozdobił grymas, któremu daleko było do uśmiechu. Przywołanie wspomnień, które nie należały do najprzyjemniejszych nie było zbyt fajne. Przymknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył od razu skierował wzrok w stronę kupki złomu, o której wcześniej mówił Tsuki. Dość szybko udało mu się zająć myśli, by na nowo nie przywoływać przykrych obrazów minionych lat.
Z lekkim zaciekawieniem przyglądał się Wiwernowi, który pozbywał się niepotrzebnego balastu, który jedynie spowolniłby go i utrudniłby mu wdrapanie się na górę żelastwa i innych śmieci. Uważnie patrzył na Tsukiego, który rozpoczął swoją wspinaczkę. Był gotowy w razie potrzeby rzucić się w jego stronę i łapać go, gdyby jednak okazało się, że coś poszłoby nie tak, a najemnik miałby spać. Na to nie mógł pozwolić. Oczywiście złapał te kilka przedmiotów, które zrzucił mu partner wędrówki, odkładając je na bok. Trochę im zeszło, ale ostatecznie wzbogacili się w naprawdę wiele przydatnych przedmiotów.
„Tyle wystarczy?”
Pewnie, że tak. Kable, przedłużacze i baterie na pewno się przydadzą. Ostatnio słyszałem, że... — Musiał zrobić krótką przerwę, by przypomnieć sobie imię Cedny. — Słyszałem, że Smolista potrzebuje kabli i innych rzeczy, by załatwić elektryczność. Chyba. — Bo sam nie był do końca pewny. Miał problemy z zapamiętywaniem różnych rzeczy, szczególnie imion. Może powinien je zacząć zapisywać w jakimś notesiku?
Jasne, jest Twoja. — Zaśmiał się, zapominając o słodkim smaku brzoskwiń, z którym jego kubki smakowe tak dawno nie miały jakiegokolwiek kontaktu. — Będziemy spać na zmianę? Szkoda by było gdyby ktoś nas okradł, mamy dużo wartościowych rzeczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.17 21:47  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Spojrzał na niego wysłuchując tego, co miał do powiedzenia, po czym skinął jedynie głową na znak, że rozumie I przyjął do wiadomości. Podszedł do Sarutahiki i położył obie dłonie na jego miękkim grzbiecie, przesuwając opuszkami po sierści, aż dotarł do tabołów, do których zaczął upychać zebrane rzeczy.
- Wybacz za to, Sarutahiko. – powiedział cicho do tygrysa, jednakże ten wydał z siebie jedynie ledwo słyszalny pomruk, który oznaczał, że nie ma nic przeciwko. Sarutahiko był właściwie jedynym stworzeniem, z którym Tsuki tak długo przebywał. Był jego jedyny przyjacielem i towarzyszem, i to właśnie w jego towarzystwie wymordowany czuł się najlepiej. Przynajmniej nie zadawał nigdy zbędnych pytań. Kiedy załadował wszystko na grzbiet bestii, na niebie zaczęły przebijać się pierwsze błyszczące gwiazdy. To była kwestia trzydziestu, może nawet i czterdziestu minut aż zapadnie ciemność. Do gór nie zdążą, to było pewne.
- Tak, ale nie tutaj. – odezwał się, kucając I wyciągając mały nóż zza paska. Postawił puszkę z brzoskwiniami pomiędzy swoimi nogami, przycisnął ostrze do wieczka i wymówiwszy jedno nieme słowo, nacisnął mocniej. Materiał puszki puścił bez większego problemu, jakby był masłem albo do nóż był zarówno na tyle ciężki i twardy, by bez problemowo poradzić sobie z przeszkodą.
- W nocy grasuje tutaj wiele niebezpiecznych istot. Złomowisko to jak skarby dla nich. – dodał po chwili, otwierając puszkę bez większego pośpiechu, aż wreszcie podniósł się na nogi. Przesunął ostrzem od płaskiej strony po materiale swojego kimona ścierając resztki soku i schował go na powrót za pasek.
- Musimy znaleźć bezpieczniejsze miejsce. Gdzieś, gdzie będziemy mogli rozpalić ogień. Chodź. – nie czekając na anioła ruszył pierwszy, jednocześnie wciskając palce do puszki i chwytając słodki kawałek owocu. Wgryzł się w niego, a w jasnych oczach pojawił się nieokiełznany błysk zadowolenia. Uwielbiał je. Szkoda, że tak ciężko było je zdobyć.
- Weź. – podsunął puszkę bliżej anioła. Jasne, mógł uwielbiać owoce z puszki, ale z drugiej strony nie potrafił być na tyle chciwym skurwysynem, który nie podzieliłby się swoim skarbem z towarzyszem. Z pewnością i on sam nie jadł od dawna, o ile kiedykolwiek w ogóle jadł, brzoskwinie.
- Tamte ruiny. Będą dobre. – wskazał brodą przed siebie w stronę zawalonego budynku, który zapewne w latach świetlności robił za jakiś biurowiec albo wieżowiec. Zawalone gruzy wyglądały jak cmentarzysko, w niektórych z licznych okien znajdowały się jeszcze nienaruszone szyby, a szyld, teraz do połowy wyblakły i zwisający na jednej śrubie, głosił nazwę „Joe’. Cokolwiek to znaczyło.
- Potrafisz rozpalić ogień?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.03.17 18:04  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Omiótł spojrzeniem niebieskowłosego, w momencie, w którym znalazł się przy swoim tygrysie. Całe szczęście, że kocur towarzyszył mu w wędrówkach, z pewnością dzięki swojej aparycji niebezpiecznego zwierzęcia działał na innych jak straszak, tym samym zmniejszając szanse na niechcianą konfrontację z desperatami. Poza tym nie trzeba było być jakoś specjalnie inteligentnym, by bez problemu dostrzec, że to nie był zwykły tygrys — końcówka jego ogona była płonęła. Jasne, ogniste języki tworzyły płomień, który w mniejszym stopniu rozświetlał pobliską okolicę.
„Wybacz za to, Sarutahiko.”
Na twarz skrzydlatego mimowolnie wstąpił pogodny uśmiech. Miło patrzyło się na to, że w parszywej Desperacji istniały jeszcze istoty, które dobrze dogadywały się ze zwierzętami, nawet tymi zmutowanymi. Większość bezmózgich wymordowanych widziałoby w takim tygrysie jedynie porządny posiłek. Na szczęście Tsuki był inny — oczywiście w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Wbił spojrzenie w zwierza, słysząc jego pomruk, który na szczęście nie oznaczał nic złego. Nawet jeśli Tsuki był przyjacielem stworzenia, to Dudley i tak wolał być ostrożny.
„Tak, ale nie tutaj.”
Domyślam się — odparł, rozglądając się na boki, jakby starał się dostrzec lepsze miejsce na nocleg. Lepsze i bezpieczniejsze, bo bezpieczeństwo było w tej chwili najważniejsze i co do tego nie było żadnych wątpliwości. Dopiero po chwili wrócił wzrokiem do niebieskowłosego, który zaczął otwierać puszkę z brzoskwiniami, którą wcześniej udało mu się znaleźć. — Wiem, noce nigdy nie są bezpieczne, nie w takim miejscu jak to. — Kiwnął głową, bo doskonale wiedział, że w słowach Tsukiego jest masa prawdy. Nie mogli tu dłużej zostać, powinni znaleźć jakieś bezpieczniejsze, chociaż prowizoryczne schronienie, w którym nie byliby aż tak bardzo widoczni. Niebezpieczeństwo mogło czaić się na każdym kroku, aż dziwne, że do tej pory nie napotkali na swojej drodze żadnych nieprzyjemności, choć rozmowa z tym dziwnym, zielonowłosym popaprańcem nie należała do najnormalniejszych, a co za tym idzie — nie należała również do najprzyjemniejszych.
Idę — poinformował krótko, widząc że Tsuki rusza przed siebie. Od razu pognał za nim, a nawet dostosował się do jego tempa i szedł obok niego.
„Weź.”
Bez najmniejszego namysłu zanurzył dwa trzy palce — kciuk, wskazujący i środkowy — w zawartości puszki. Udało mu się pochwycić jeden kawałek miękkiego owocu, a następnie delikatnie rozgryźć go w połowie. Przymknął nawet oczy, bo kawałek brzoskwini rozpływał mu się w ustach, i nawet nie smakował tak źle. Syrop był wciąż dość słodki, a zanurzone w nim kawałki były równie dobre. Łapczywie przełknął pozostałą połówkę, by następnie oblizać brudne, lecz wciąż wilgotne w pysznej mazi palce.
Dzięki. — Posłał mu uśmiech, mrużąc przy tym oczy. Następnie zerknął w stronę ruin, które kilka chwil wcześniej zaczęły być dla nich o wiele bardziej widoczne. Kiwnął porozumiewawczo głową, a następnie całą trójką ruszyli w stronę zdewastowanego budynku.
„Potrafisz rozpalić ogień?”
Kilka razy mi się udało. Ale jeśli ja nie podołam, to na pewno Twój kocur da sobie z tym radę. — wskazał podbródkiem na palący się ogon zwierzaka.
Potem to pewnie rozpalili ogień, pogadali sobie trochę i spali na zmianę — tak jak wcześniej planowali. Rankiem ruszyli w stronę Smoczej Góry z plecakami pełnymi kupy przydatnych rzeczy.

✘ _ zt x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.05.17 23:18  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Wydarzenie Fabularne

Znalezienie dobrego miejsca zawsze jest problemem. Cy to miejsce do spania, jedzenia, czy jak w tym wypadku - walczenia. Bowiem miejsce to podstawa, dla rzeczy wszelakich. A co lepiej nadaje się na arenę jak stare koszary? To pytanie retoryczne... Na Desperacji wszystko się nadaje do wszystkiego.
Dzień jak każdy inny dzień w okresie suszy. Temperatura w granicach czterdziestu pięciu stopni, suche i gryzące powietrze, które nie dawało złudzeń, co do tego, ze w nocy będzie można wymarznąć na śmierć przy zeru stopniach Celsjusza, ale być może nie trzeba będzie do nocy zwlekać. Może.
Główny procent mieszkańców desperacji to bezmózgie istoty, które pragną tylko i wyłącznie jedzenia. Nie trudno sobie obliczyć o ile wzrasta poziom trudności, kiedy te bezmózgie patałachy żyją na tyle długo by używać swoich mocy w sposób niebezpiecznie umiejętny. Właśnie tego typu przeciwnicy prawdopodobnie staną na drodze tym, który będą chcieli zagarnąć dla siebie koszary. Ale bez walki nie ma wygranej, więc jak lepiej ochrzcić miejsce areny, jak krwią wrogów?


INFORMACJE:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.17 16:58  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Bieg przemienił się w chód w momencie, gdy dotarła do celu. Według rozkazów miała pomóc w zdobyciu tych terenów. Postanowiła więc, przeprowadzić zwiad okolic i zorientować się co może ich tu czekać i z kim mogą mieć do czynienia. Otworzyła pysk i łapczywie połykała powietrze. Gorąca temperatura była dokuczliwa, ale zignorowała ją na tyle ile może. W ostateczności, może się przemienić. Znalazła miejsce, które mogło ją w miarę ukryć, albo przynajmniej utrudnić ewentualne zauważenie jej. Tam położyła się na brzuchu w taki sposób, aby móc wyskoczyć do ucieczki bądź ataku. Wolała być ostrożna
Alpha, skup się. Misja.
Jej zmysły od razu ruszyły do pracy. Wpierw słuch. Nasłuchiwała dokładnie, starając się wyłapać każdy odgłos. Niebezpieczeństwa lub nie. Zwierząt, bestii bądź wymordowanych. Wszystko było ważne. A zaraz po tym przeszła do węchu. Jemu ufała najbardziej.
Zaraz po rozpoznaniu się w okolicy wstała i ruszyła przed siebie. Spokojnym krokiem, chowając się za czymkolwiek co jej pomoże zostać niezauważoną. Bacznie obserwowała wszystko co się wokół niej dzieje. Najmniejszy błąd może sprawić, że zostanie zauważona. Tego nie chciała.
Dobra, nie za daleko.
Rzekła do siebie w myślach. Alpha przemierzała dalej tereny prowadząc zwiad. Wszelkie niepokojące zapachy starała się zapamiętać i policzyć. Zresztą. Wszystko było ważne. Gdy uznała, że koniec skierowała się do punktu gdzie rozpoczęła licząc, że spotka się tam z resztą.
Zobaczymy...
Stwierdziła wracając się tą samą dragą, jaką wcześniej szła starając się dostać do punktu od którego zaczęła.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.17 23:40  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
To w zasadzie smutne.
Tyle osób się zgłosiło a w ostateczności poszedł tylko on I Alpha. I to wszystko. A zapowiadało się na szybkie zdobycie terenów i powrót. Co prawda wrodzona arogancja mężczyzny nie pozwalała mu wątpić w jego zdolności i siłę, i gdzieś tam w środku złośliwy głosik podpowiadał mu, że nawet w pojedynkę dałby radę, to jednak im więcej pysków pełnych ostrych zębisk, tym szybciej mogliby załatwić sprawę.
Do tego ten przeklęty upał był wkurwiający.
W ogóle to wszystko go wkurwiało.
Wsunął nieco buta pod kupkę wyschniętego piachu i przesunął nim. Nawet ziemia zdycha od tego upału. Jego wzrok uniósł się w chwili, kiedy usłyszał odgłos łap należący do nabiegającego wilka. Gwizdnął w jej stronę, jasno dając jej do zrozumienia, żeby do niego podbiegła. Co prawda oficjalnie nikt nie dawał mu pałeczki dowódcy tej misji, ale znowuż, jego wrodzona arogancja nie pozwalała mu na ugięcie karku przed kimkolwiek. I kiedy była okazja, samoistnie przejmował dowodzenie. Chyba że wyruszali gdzieś wspólnie z Wilczurem. Ale to były wyjątkowe sytuacje.
- Nie biegaj tak wszędzie. – powiedział unosząc jedną rękę I położył na jej głowie. - W ten upał bardzo szybko się zmęczysz i zgrzejesz. I wtedy nie będziesz przydatna. – skwitował z dosadną szczerością. Taka prawda. Na co mu przerośnięty pies, jeżeli nie będzie w stanie walczyć ani nic innego zrobić?
- Ten teren jest dobry.

Spoiler:
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.06.17 1:27  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Po grze w barze z Kaijin//

Luna została poinformowana o trwającej akcji zdobycia nowych terenów. Akcji, która bez wątpienia będzie wymagać umiejętności Luny. Umiejętności prawdziwego dobermana. Zebrała się więc tak szybko jak tylko mogła, czerwona kurtka, rękawiczki, czarne spodnie, z chustką przewiązaną na udzie, chustką z której była bardzo dumna i ciężkie buty po czym udała na miejsce. Odnalazła punkt, który był wskazany jako wyjściowy. Tam zobaczyła Alphę w zwierzęcej postaci jak mężczyznę, którego kojarzyła całkiem dobrze z Desperacji. O ile pamiętała chciał on wstąpić do DOGS. To będzie ciekawy chrzest bojowy. Przystanęła obok nich skinęła lekko głową Alphie, którą szanowała po czym zwróciła się do Jinxa.
-Jak wygląda sytuacja? Jakieś wrogie jednostki zauważone? Nie było co wymieniać uprzejmości, byli tutaj żeby wykonać zadanie. Luna miała nadzieję, że zostanie wykonane szybko i sprawnie. A co więcej poleje się krew ich wrogów. Im więcej tym lepiej. Zacisnęła dłoń na swoim ostrzu, czekająca na to co mają jej do powiedzenia, i gotowa by przystąpić do ataku w każdej chwil. Dobrze wyszkolona maszyna do zabijania.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.06.17 13:41  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Dotarł na miejsce niedługo później niż reszta, choć biorąc pod uwagę charakterystyczne zapachy, które unosiły się w powietrzu, znalezienie całej reszty nie stanowiło dla niego większego problemu. Kawałek gruzu, który przypadkiem znalazł się na drodze Grimshawa, potoczył się po popękanym betonie, zdradzając wszystkim jego obecność. Kto zdążył już poznać się na Rottweilerze, wiedział, że ten brak dyskrecji był czymś w zupełności zamierzonym – gdyby tylko chciał pozostać niezauważony, niektórzy zapewne do teraz nie zdawaliby sobie sprawy, że byli obserwowani.
I pomyśleć, że sam Jay musiał zjawić się tu tylko dlatego, że bardziej sumienna część zespołu została wychujana przez resztę.
Przynajmniej nie wiązałeś z nimi większych nadziei.
Poprawił na ramieniu pasek plecaka, umyślnie poruszając się tak, by w miarę możliwości pozostać w cieniu rzucanym przez to, co zostało z niegdysiejszych budynków, choć wysoko zawieszone, palące słońce skutecznie chciało mu to utrudnić. Co tu dużo mówić – pogoda była chujowa, a tego roku lato znów nie chciało oszczędzić ani jednego mieszkańca Desperacji. Każdy oddech stopniowo wysuszał jego gardło, co tylko uświadamiało mu, że pustynia nie była aż tak dobrym terenem, jednak pozbawiona wyrazu twarz nie zdradziła jego sceptycyzmu co do wyboru lokalizacji. Nie był typem, który narzekał – każda oznaka niewygody mogła zostać odebrana jako słabość, którą się brzydził.
Nawet znalazłszy się obok reszty, nie odezwał się ani słowem, chociaż spojrzenie srebrzystych tęczówek, które dosięgnęło Sheby nasuwało myśl, że wymordowany wcześniej nie do końca wierzył w to, że stary znajomy któregoś dnia postanowi wrócić do gry.

Spoiler:

Tak by the way – nie wiem czy przypadkiem Luna jako biomech już w momencie znalezienia się na terenie nie powinna zostać zarażona. Niby ma te mechaniczne płuca, co nie zmienia faktu, że chyba są po to, by pompować powietrze do żywych tkanek jej ciała, także tego.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.07.17 21:55  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Ze względu na to, jak ostatnio wahał się jego stan zdrowia, nie powinien nawet myśleć o pójściu na jakąkolwiek akcję związaną z podbojem i walką. Nie przy jego stylu życia kamikadze, który prezentowany był przy praktycznie każdej okazji. Medycy pewnie urwaliby mu wszystkie pozostałe kończyny, gdyby widzieli co wyprawia.
I jakby wiedzieli, że właśnie ignoruje ich zalecenia, raźno podskakując do miejsca, w które dłuższy czas przed nim ruszyła reszta załogi.
Przyjemne ciepełko sprawiało, że blondynowi aż chciało się położyć na najbliższym kamieniu i wygrzewać przez następne pół dnia. Cholerne wężowe geny. Ale z drugiej strony był na tyle zniszczony od środka, że nawet nie zauważał, iż większość normalnego społeczeństwa słało właśnie wiązanki na słońce i jego upalne fochy. Problemy w prawidłowym odczytywaniu temperatury już takie niestety były.
- Hej, Alphie~ - rzucił radośnie do znajomej wilczycy. Jego dobry humor mógł zniszczyć humor całej reszty, ale miał to głęboko w poważaniu. Dużo bardziej wolał upały niż deszcze. - I cała reszto~ - dodał, unosząc prawą dłoń w geście pozdrowienia. Rozwidlony język smagnął powietrze, sprawdzając czy dociera do niego jeszcze jakiś zapach. Poprawił przefarbowane na morski błękit kłaki, a następnie wsadził dłonie w kieszenie spodni, zatrzymując się nieopodal gromadki.

Ekwipunek:


Sssh, nie wkopuj koleżanki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.07.17 21:17  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Kek
Alpha, Jinx, Luna, Fucker, Arthur
Poziom Średni | Cel: Zdobycie miejsca na arenę do walk | Możliwość zgonu: (Teoretycznie) Brak
"Wal­ka jest wycho­waw­czy­nią wolności."

Nagrzane, suche powietrze falowało konwulsyjnie, nieprzerwanie w tym niemiłosiernym, bezlitosnym upale, jaki spadł w tym roku na i tak pogrążone w żałości ziemie Desperacji - jak widać nawet natura nie ma zamiaru oszczędzać tutejszych mieszkańców, męcząc ich wysokimi, dla większości nieszczęśników bolesnymi na dłuższą metę temperaturami, piekielnym, lejącym się z szafirowego nieboskłonu skwarem oraz niebezpiecznymi dla zdrowia suszami. W takich właśnie warunkach przyszło pracować piątce różniących się od siebie, acz pchanych do przodu wspólnym zamysłem osób, którzy przywędrowali w to miejsce w celu podbicia go, przywłaszczenia dla swojej organizacji oraz przerobienia go w majestatyczną arenę do walk. Pierwszą personą, która postawiła stopę - łapę, tak naprawdę - na tych przyozdobionych sporymi, pokiereszowanymi i zakurzonymi gruzami terenach była Alpha, która nie czekając na resztę zdecydowała się wziąć na siebie przeprowadzenie wstępnego rekonesansu i poczęła skradać się przed smętnymi, dominującymi w tutejszym wystroju i okolicy Koszarami. Czujna i ostrożna węszyła zawzięcie oraz nasłuchiwała wszelkich rozlegających się od strony zdewastowanego budynku i jego pobliży odgłosów - zwłaszcza tych, które wydawać mogły się kluczowe dla ich delikatnej, ważnej sprawy. Zwiad ten przeprowadzony był z ogromną uwagą i rozwagą, co nagrodziło ją paroma ciekawymi odkryciami - uszy jej puchate wychwyciły lekkie, nieregularne drapanie po kamienistej powierzchni, przetaczające się po gruncie głaziki oraz ledwo wykrywalny, chrapliwy oddech, podczas gdy nos wyłapał przytłaczające wonie upału, wysuszonych roślin, czegoś kwaskowatego i przypalanego mięsiska.

Drugim członkiem tej zacnej wyprawy przybywającym w te progi był Jinx, który już po pierwszym omieceniu spojrzeniem rysujących się przed nim ruin zadeklarował na głos, iż miejsce to jest dobre - czyli że nadaje się do tego, co planowali z nim uczynić. Przed tym, jednakże, dał gwizdnięciem znak Wilczycy, ażeby ta dołączyła do niego w jego aktualnej pozycji i zalał ją krótką lekturą na temat zbędnego, niepotrzebnego przemęczania się i wystawiania na barbarzyński upał. Następna zjawiła się Luna, która bez przywitania się zapytała o sytuację oraz ewentualne, czające się pośród zgliszczy jednostki mogące narobić im kłopotów. Niedługo później Fucker zakomunikował im poprzez kopnięcie przypadkowego, biednego gruzu swoje przybycie i bez słowa ulokował się w niezbyt pomagającym, lecz zdecydowanie lepszym od wystawiania się na te mordercze promienie górującego nad nimi słońca cieniu. Nie odzywał się - nawet jednym, malutkim i samotnym słówkiem nie rzucił w ich stronę - miast tego wbijając po prostu swoje śliczne, zakrapiane aktualnie sceptycyzmem ślepia w dawnego znajomego i w ten sposób czekając sobie na rozpoczęcie całej tej mającej przynieść ich organizacji spore korzyści misji. Ostatnim biorącym w niej udział Wymordowanym był wesolutki, pogodny i zadowolony z panujących tu warunków Arthur, który nie przejmując się niezbyt pozytywnymi, uradowanymi nastrojami poniektórych kompanów radośnie się z nimi przywitał, jako priorytet obstawiając tu Alphę. I tak oto cała drużyna Pierścienia zebrała się w tymże szanownym, atakowanym przez okrutny żar sączący się garściami z niewzruszonych niebios zakątku, mogąc podziwiać w spokoju niezbyt zachwycające, lecz przy tym zadziwiająco obiecujące dla nich widoki podupadłych Koszar. Początek jakiś już mają, niteczki jakieś już są ze sobą luźno pozwiązywane i teraz... co dalej?

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: gorąco (około 40 stopni Celsjusza), zero wiatru praktycznie, suche i gryzące w gardło powietrze, słońce jest w położeniu mniej więcej dwunastej godziny.
  • Stoicie na placu przed Koszarami, jakieś piętnaście metrów przed samym budynkiem (cóż, gruzami jego, tak naprawdę).
  • Dźwięki: skrobanie i drapanie po głazach, kamyczki toczące się po ziemi i spadające z wyższych miejsc, cichy i ledwo słyszalny ruch powietrza, jakby coś ciężko i chrapliwie oddychało.
  • Zapachy: gorąc, susza, wyschnięte gałęzie, kwiaty i inne rośliny, coś kwaśnego, lecz ledwo wyczuwalnego, przypiekane mięsko.
  • Rzut dla możliwości zarażenia się Wirusem X przez Lunę: 1-95 niezarażona | 96-100 zarażona (z każdą kolejną kolejką szansa na zarażenie będzie stopniowo rosnąć).
  • Termin odpisów: 3.08.17r. (Jak ktoś nie będzie w stanie się wyrobić, proszę o pw)


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 08.09.18 22:02, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 17 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14, 15, 16, 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach