Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Poczuła stal bez większego wysiłku zagłębiającą się w szyję Maccoy’a  jak nóż w roztopione masło, jednak sama Smoczyca nie czuła się w obowiązku, aby go powstrzymywać czy chronić od konsekwencji rozciętej tętnicy. Sam podejmował śmiertelne ryzyko sięgając po swoją rzekomą należność, a pokładanie wiary i zaufania w Cednie, było trochę jak granie w rosyjską ruletkę - nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi śmiertelny klik. Tego dnia jednak rudemu się poszczęściło, bo zatrzymana w potrzasku Aomame jedynie zamruczała z udawaną irytacją i westchnęła po fakcie, niby to zawiedziona tanim chwytem casanovy. Przełamujący jej usta uśmieszek zdradzał jednak, że jego działania osiągnęły swój zamierzony skutek wymuszając na Rhoneranger ponowne zakwestionowanie własnej decyzji o ubraniu się. Wahanie trwało tylko krótką sekundę, w której Shane zdążył zapalić papierosa. Nie miała zamiaru tak łatwo oddawać się jego podstępnym zagrywkom - przynajmniej nie dzisiaj, bo jeszcze jeden taki chwyt, a reszta dnia przestałaby mieć znaczenie.
Zawiasy drzwi zaskrzypiały nieprzyjemnie, gdy wychodziła, a do ich symfonii dołączył zaczepny szczek rudego. Zatrzymała się w pół kroku wypuszczając z ust krótki śmiech, który zatrząsł jej ramionami. Pokręciła powoli głową, jakby litowała się nad biednym wszarzem, po czym, ciągle pośmieszkując pod nosem, zamknęła za sobą drzwi z cichym trzaskiem.

***


Olej zasyczał wściekle, tuż przed wybuchem kolejnej rury, gdzieś wewnątrz wraku motorówki. Płomienie na tyle maszyny na moment buchnęły gorętszym żarem, który ledwo co tłamsiły strumienie wyrzucanej w powietrze wody. Ryk silnika wymieszał się z obrzydliwym charkotem trójki wymordowanych jacy próbowali utrzymać równowagę na pokładzie pędzącej łodzi. Jakby mało było problemów z pożarem i utratą sterowności.
- Nadal uważam, że to był zajebisty pomysł! - krzyknęła Cedna z dziobu motorówki, próbując się swoim donośnym głosem przebić przez gwar na pokładzie. Najbliższy, rybio-podobny typ ze szponami jak harpia rzucił się na nią myśląc, że zdąży ją dopaść przed mocnym kopniakiem na pysk. Ciało wpadło do rwącej wody za burtą i łodzią nieco zatrzęsło, gdy śruba przemieliła mutanta. - Przynajmniej jesteśmy prawie na miejscu, nie?! - Maszyna podskoczyła nagle na silniejszej fali i Aomame prawie, że sobie nie wybiła zębów na metalowych prętach dzioba. Popatrzyła jak radzi sobie Shane, po czym spoglądnęła do przodu zaciskając zęby. Pędzili prosto na zderzenie czołowe z jakimś starym wrakiem ogromnego transportowca. Nie mieli jak sterować łodzią. Płomienie wewnątrz kokpitu tak nagrzały metal, że ruszenie sterów równało się ze spaleniem skóry żywcem, a obydwoje woleli tego uniknąć. Dodatkowo, wszystko to było zasługą trójki wodnych mutantów, jaki nagle ni stąd ni zowąd wyskoczyli z wody chcąc wciągnąć nieodpowiednich ludzi do swojego królestwa. Wróciła wzrokiem do Rudego mocno niepocieszona. Przeskoczyła zwinnie z dzioba na środek motorówki i wyrzuciła nagle: - Emmm... jak u ciebie z pływaniem, kotku?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shane Maccoy w swoim życiu podejmował wiele nieroztropnych decyzji, które swoimi konsekwencjami wbijały go w ziemię, sponiewierając niczym szmatę.  Nigdy jednak nie żałował swoich decyzji, aż do momentu w którym pozwolił Cednie wpaść na genialny pomysł porwania motorówki z bandą wymordowanych, która akurat paliła  się, a oni w ogniu walki musieli pozabijać wszystkich tych, którzy chcieli ich zajebać.
Shane Maccoy już żałował tego pomysłu, a dopiero najgorsze miało nadejść.
Wbił jakiemu Wymordowanemu łokieć w twarz, aby drugą ręką, w której trzymał broń, pociągnąć za spust i wpakować kolejnemu kulę między oczy. Przeklinał siarczyście na własną naiwność względem tej kobiety. Mógł od razu domyślić się, że ta słowa „musimy ich zaskoczyć” odbierze niezmiernie dosłownie.
Świetny?! — krzyknął, spoglądając na nią przez ramię, a jego wzrok wyrażał więcej niż złość. — Tak, Ced, GENIALNY! — zadrwił z jawnym podkreśleniem ostatniego słowa i strzelił do kolejnego typa, wpakowując w niego kilka kul naraz, potrzebując rozładować nagromadzoną frustrację i agresję. Gdyby była możliwość siwienia, on byłby pierwszą osobą, która ten stan osiągnęła w rekordowym tempie.
— Przynajmniej jesteśmy prawie na miejscu, nie?!
Prawie na miejscu. Tak. Świetnie. Shane nie mógł się doczekać, aby wbić się dziobem motorówki w wielką, drewnianą łajbę, z którą zapewne również pójdą na dno, a w najgorszym wypadku wysadzą wraz z poronionymi zapędami Smolistej.
Spojrzał na nią ponownie w wirze walki, o mało co nie tracąc ucha, kiedy ostrze świsnęło mu tuż koło niego, a potem zirytowany takim obrotem, wbił kolejnemu nóż między żebra.
A co? Zjebałaś już wszystko całkowicie?! — zapytał z irytacją w głosie. Podszedł do krawędzi łajby, widząc Hydrę tuż obok siebie. Z impetem i chorą satysfakcją pchnął ją do wody, samemu również do niej wskakując. Zanurkował głęboko, płynąc pod wodą z dala od motorówki, która chwilę potem wybuchnęła, a odrzut popchał go mocniej w stronę statku. Wręcz w ekspresowym tempie znalazł się twarzą przy brudnej burcie, na której osiadło się stado glonów. Skrzywił się nieznacznie, palcami błądząc po obślizgłej mazi, mocno odpychając się nogami i zmierzając ku powierzchni. Wypłynął, łapiąc głośno powietrze. Wzrokiem przeleciał po całej tafli wody, szukając Cedny. Miał nadzieję, że kobieta potrafiła pływać, a nie liczyła  w tej materii na jego pomoc.
Podpłynął do połowy opuszczonej kotwicy i wdrapał się na nią, siadając na jednym z jej haków.
No dalej Cedna, nie będę cię szukać. Dawaj, dawaj — mruknął cicho pod nosem, dopingując Smolistą. Wątpił, aby jej się coś stało, chociaż zważając na okoliczności mogło wyjść różnie. Siła odrzutu z motorówki była ogromna, jemu samemu ledwo udało się uciec. Ba, gdyby nie odpowiedni kierunek, nie wiadomo gdzie by wylądował i czy wówczas miał wszystkie organy całe.
Czas mijał, a Cedna nadal nie wynurzała się z wody. Rudzielec podniósł głowę ku górze, słysząc na podkładzie dobiegające zewsząd głosy. Załoga statku również musiała zainteresować się z eksplozją i z niemałym zainteresowaniem wypatrywać jakiś wyrzutków, których chętnie dobiją albo wpieprzą na obiad. Tuż nad głową usłyszał kroki. Ktoś zbliżył się do krawędzi i wpatrywał się w czarną wodę, na której tańczyła benzyna połączona z ogniem. Syknął pod nosem, mając cichą nadzieję, że typek sobie pójdzie, a Smolista nie wybierze tego nieidealnego momentu, aby zakomunikować wszystkim o swojej obecności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach