Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

CEDNA X KOKA
3 lata temu || Późna jesień
Apogeum Desperacji || Nowa Desperacja



W Desperacji jak zwykle pada, a smętne, ołowiane chmury wisiały nisko nad ziemią już od dobrego tygodnia. Nic tylko deszcz, powodzie i błoto. Dodatkowo było zimno, sakrucko zimno. Cały czas wiał ostry wiatr, który swym zlodowaciałym powietrzem zniechęcał wszystkich do wychodzenia w tę barową pogodę. Nowa Desperacja chociaż ciężko by było nazwać ją „tętniącą życiem”, w takowe popołudnie była wyjątkowo wymarła. Przynajmniej ściemniało się szybko, a to był wielki plus dla Cedny, która pomimo przeciwności losu przedzierała się przez siekający ją w twarz ostry deszcz w swym długim płaszczu z kapturem. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że jest jedną z niewielu niefortunnych Desperatów, którzy dzisiaj nie zdążyli wrócić do domu przed ulewą, ale tak naprawdę tylko Aomame wiedziała, że pod swoim płaszczem kryją się dwa glocki, 4 magazynki, 6 noży do rzucania i szeroki uśmiech. Oj tak, uśmiechała się i to z ekscytacji. W ten chłodny dzień nic tak nie rozgrzewało jak porządna porcja zemsty. Bo w końcu zemsta najlepiej smakuje na zimno.
Nieszczęśnik, który podpadł Cednie miał dzisiaj pecha. Chociaż kto wie, mógł jeszcze mieć asy w rękawie i się wykazać, ale raczej nie spodziewał się, że jego prześladowczyni za niedługo wbije do jego lokum. Sporego lokum na dodatek, bo „Handlarz Ross” (jak to prosił się nazywać) ściskał w garści sporą część Desperackiej mamony i biznesu przez co mógł sobie pozwolić na wykup aż całego PIĘTRA w pewnym czteropiętrowym zakładzie. Niestety jak to w życiu bywa wcale nie zdobył tych pieniędzy legalnie, a licznymi oszustwami, przekrętami i zastraszeniami. Miał po swojej stronie przydupasów, którzy w obawie przed jego gniewem mu służyli i nawet zaczęły krążyć plotki, że facet tworzy swoją własną mafię na terenie Desperacji, która ma niby rywalizować siłą z DOGSami. Jednakże Rhoneranger nie szła do niego w tej sprawie. Ten kutas zwyczajnie złożył u niej spore zamówienie na generatory i naprawę pięciu urządzeń, a potem zwyczajnie nie zapłacił. Co jak co, ale Smolistej Hydry się nie okrada z hajsów.
Stała już przed tylnym wejściem do budynku i spokojnie przekręcała gałkę w lewo zostawiając za sobą martwe truchło ochroniarza Rossa, który teraz leżał twarzą w błotnej brei. Po pomieszczeniu rozległ się jedynie cichy szmer zamykanych drzwi i jej kroków, które pozostawiały za sobą mokre, brudne ślady błota.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nigdy nie widziała siebie w roli skrytobójcy. Zazwyczaj działała w duecie ze swoim bratem, który ze skrytością miał tylko tyle do czynienia, że jego mózg był najwyraźniej mistrzem w chowanego. Przez długich dwadzieścia siedem lat nikomu nie udało się odnaleźć tego jakże ważnego organu, więc koniec końców poddała się i zaakceptowała w mniejszym czy większym stopniu specyficzność brata. Czyli fakt, że był debilem. Teraz jednak nie była obarczona jego towarzystwem, co miało swoje rozliczne zalety. Żadnych głupich gierek z rodzaju "to, co widzę...", żadnego narzekania, żadnych głupich, dziecinnych odzywek. Błogosławiona cisza była dla Nadii nieocenioną odmianą w ten i tak już brzydki dzień. Z nieba lało i lało, jakby ktoś tam w górze zapomniał zakręcić kurek przy szykowaniu kąpieli. Do tego późnojesienne zimno przenikało przez wszystkie warstwy ubrania i docierało do najgłębiej ukrytych komórek ciała, sprawiając wrażenie, jakby żywy organizm zamieniał się stopniowo w kostki lodu. Nie pomagało owinięcie się w kurtkę i naciągnięte na głowę kaptury - nieprzemakalny od wiatrówki i nieco cieplejszy od założonej pod spodem bluzy - było tak niemożliwie zimno, że aż chciało się zabijać.
Przyklęła pod nosem w ojczystym języku, czego przez szumiący dookoła deszcz i tak nikt nie mógłby usłyszeć. Mimo swoich niepodważalnych zalet nieobecność Koli zmuszała Nadię do samodzielnego działania. Zlecenie zabójstwa niejakiego Rossa nie było tym, na co akurat miała ochotę, szczególnie że była sama. Jak już to zostało zaznaczone, nie zaliczała się do uzdolnionych w dziedzinie skrytobójstwa, a na otwartej jatce też jej nie zależało. Byłoby o wiele lżej, gdyby ktoś jej przy tym zadaniu pomagał, ale zdana na siebie też nie zamierzała siedzieć bezczynnie. Dokonała już uważnej obserwacji budynku, w którym handlarz miał swoją siedzibę. Zajmował calutki parter, więc właśnie tam Volkova spodziewała się na niego trafić. Złodziejska żyłka dała się poznać z jak najlepszej strony; po niedługiej chwili Rosjanka zlokalizowała odpowiednie okno i przy pomocy kilku narzędzi utorowała sobie przejście do środka. W końcu drzwiami to każdy potrafi!
Ostrożnie wślizgnęła się do ciemnego pomieszczenia, przyświecając sobie kieszonkową latarką. Trafiła na coś w rodzaju niewielkiego holu doczepionego do prostego korytarzyka, z którego dało się przejść do pozostałych pomieszczeń. Z tego, co zdążyła zauważyć z zewnątrz, po zakręceniu w dowolną stronę powinna dotrzeć do frontowych lub tylnych drzwi, w zależności od wyboru. Na razie jednak nie ruszyła się z miejsca, chcąc wkroczyć do akcji jak najlepiej przygotowana. Zgasiła latarkę i schowała ją do kieszeni, nie chcąc sygnalizować swojej obecności; sprawdziła, czy ulubione glocki łatwo wychodzą z przypiętych do paska pokrowców i ostrożnie przybliżyła się do jednej ze ścian, chcąc dyskretnie wyjrzeć w jedną z odnóg korytarza. W końcu kto mógł wiedzieć, ile ochrony jej cel porozstawiał wokół siebie.
Zmarszczyła brwi. Z interesującej ją strony dobiegały jakieś przytłumione dźwięki, które w kilka sekund zidentyfikowała jako kroki. Serce mimo woli przyspieszyło bicie. Czyżby to był któryś z karków Rossa? Wycofała się o krok od zakrętu i ujęła jeden z pistoletów w prawą dłoń. Przez głowę przebiegło jej kilkanaście różnych opcji i planów wydarzeń w zależności od tego, czy przeciwnik ją zauważy i w którym momencie się to stanie. Nie mogła sobie pozwolić na błąd ani na niewykonanie zadania. Chociaż krew wydawała się pędzić w jej żyłach z zawrotną prędkością, wypuszczona do niej adrenalina nie ujmowała nic ze zdolności Volkovej. Zamierzała zrobić, co do niej należało i nikt nie miał prawa jej w tym przeszkadzać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy tylko sufit pojawił się nad głową Cedny, ta momentalnie odrzuciła kaptur do tyłu próbując zdmuchnąć z środka twarz przyklejony, mokry kosmyk włosów. Koniec końców przejechała mokrą dłonią po włosach ściągając je wszystkie do tyłu jak na żelu.
No to po przystawce, czas na danie pierwsze – przydupasy Rossa. Rzuciła w myśli i rozpięła swój płaszcz z krzywym uśmiechem na ustach. Nie przejmowała się skradaniem, sprawdzaniem każdych drzwi, czy nasłuchiwaniem wroga. Była Wiwernem, była Cedną – szybką, wściekłą i niecierpliwą. Miejscówkę już znała, więc wiedziała gdzie się kierować. Nie wiedziała co jest poukrywane w połowie pomieszczeń budynku, ale wiedziała, że aby dostać się do biura szefa musiała przebić się przez „Salonik Karków” jak to lubiła nazywać w głowie. Wiecie, taka pseudo recepcja, w której rezyduje kurwa udająca sekretarkę i siedzi pięciu goryli chlejących, palących, grających w karty. Taka tam rozrywka ludzi ze stałą pracą.
Koka znalazła się w ciekawej pozycji. Korytarz łączący wszystkie pomieszczenia ze sobą miał kształt litery T, gdzie u podstawy tej litery znajdowały się drzwi frontowe, a na daszku, po lewej stronie drzwi boczne, których zwykle w godzinach otwarcia lokum pilnowali strażnicy. Na końcu prawego korytarza znajdowało się nieszczęsne biuro szefa.
Cedna nadchodziła z lewej strony, a Koka była na złączeniu korytarzy dokładnie po środku. Z pewnością by na siebie wpadły, gdyby Aomame ciągle szła do przodu, gdyby nie to, że drzwi po drugiej stronie korytarza (na prawo od Koki) się otworzyły.
Barczysty facet, ogolony na łyso ze szramą na twarzy wyszedł z pomieszczenia klnąc jak to sakrucko jest dzisiaj zimno i jak bardzo chce mu się szczać. Rhoneranger się zatrzymała, zaledwie 10 metrów od Koki. Łysol też się zatrzymał. Widząc drobną sylwetkę w płaszczu odruchowo sięgnął po broń, ale się zatrzymał, aby zadać głupie pytanie.
- Firma zamknięta. Co ty tutaj robisz? – Jego tłuste palce spoczęły na miernym pistolecie jaki miał przy pasie.
- O, to tutaj ktoś pracuje? Nie wiedziałam. Chciałam się zwyczajnie schronić przed deszczem, sądziłam że to rudera. – Powiedziała z cynicznym uśmieszkiem. Kark ruszył w jej stronę, zbliżając się do Koki, o której istnieniu póki co nikt nawet nie wiedział.
Rhoneranger natomiast liczyła jego kroki do śmierci. Zastanawiała już się w głowie jak go upierdolić, gdy w końcu przytarga swoje tłuste dupsko do niej. Złamanie karku jest zbyt oczywiste, zmiażdżenie tchawicy nieco lepsze, nie wie czy chce jej się marnować nóż na goryla… Hmmm…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Powoli wypuściła powietrze przez nos, nadal nasłuchując. Znajdowała się przy prawej ścianie korytarza i już miała wychylić się nieco za zakręt, gdy do jej uszu dotarł dźwięk kroków. Natychmiast cofnęła się o kilka kroków i bezszelestnie schowała się za wąską szafką, która lata swej świetności miała za sobą pewnie jeszcze przed apokalipsą. Nie wiadomo w ogóle, po co ktoś postawił takiego grata w przejściu; chodziło chyba tylko o to, żeby znajdowało się tam cokolwiek. Teraz ten bezsensowny stan rzeczy był Smoczycy na rękę, gdyż zza mebla była nieco mniej widoczna od złączenia korytarzy, a równocześnie mogła dyskretnie obserwować i wypatrywać nadchodzącej osoby.
Zaraz też rozległ się kolejny niepokojący dźwięk i do Nadii dotarło, jak bardzo niewygodne jest teraz jej położenie. Z obu stron poprzecznego korytarza nadchodzili przeciwnicy, z czego z prawej kroki wydawały się jakby cięższe. Skuliła się bardziej za przeżartym zębem czasu meblem i mając wciąż broń w pogotowiu, pozwoliła trybikom w mózgu przemyśleć kilka możliwych opcji.
- Firma zamknięta. Co ty tutaj robisz? - Wraz z ochrypłym głosem draba w umyśle Rosjanki kliknęła nowa informacja. Jedna z nadchodzących osób musiała być w tej ruderze nie mniejszym intruzem od niej samej, co mogło zadziałać zarówno na jej korzyść, jak i utrudnić złodziejce zadanie. Każda dodatkowa postać po drodze była zawadą dla kobiety, która chciała jak najdłużej pozostać niezauważona. Nie mogła zakładać, że nieznajoma stanie po jej stronie w potrójnej walce, a więc najrozsądniej było w ukryciu poczekać, jak tamta dwójka rozwiąże sprawy między sobą. Z drugiej zaś strony awantura na korytarzu mogła narobić niepotrzebnego zamieszania lub, co gorsza, znacznie wzmóc czujność pracowników Rossa.
Zacisnęła zęby w nieprzyjemnym grymasie, którego nikt w tej chwili i tak nie mógł dostrzec. Po cichu kibicowała nieznanej sobie (tak przynajmniej zakładała) kobiecie, gdyż wyeliminowanie osiłka na starcie byłoby dla Koki sporym odciążeniem. Gdyby tamtej się udało, miałaby o wiele lepsze warunki niż w przypadku zwycięstwa mężczyzny. Póki sprawa pozostawała nierozstrzygnięta, Volkovej pozostawało czekać. Mimo bezczynności nie nudziła się; w myślach wciąż analizowała możliwe wydarzenia i następujące po nich strategie działania, nieustannie czuwając z bronią gotową do strzału i sporadycznie oglądając się za siebie, w kierunku drzwi głównych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Karczycho, jak na karczycho przystało ciężko stąpało po już nadwyrężonym drewnie miejscówki. Cedna mlasnęła ustami, wręcz znudzona czekaniem, aż cielsko raczy wejść w zasięg jej ruchów. Normalnie, gdyby to była normalna sytuacja, to by się narażała. W końcu nie jest wysoka, jest lekka, więc lepiej by było stawiać na zręczność i szybkość. Jakoś z cichacza gościa zajebać, odstrzelić mu łeb, albo chociaż nóż w czachę zatopić, tak głęboko, aby rękojeść jeszcze się zaklinowała (nie no to głupie i nieopłacalne. Nie ma co marnować czasu na wyciąganie rękojeści, a tym bardziej tracenie dobrego noża w Desperacji!). Tyle, że Aomame to Łowca. Dezerter, czy nie. Wirus czerwonki dumnie krąży w jej żyłach. Nie w sposób ogarnąć to na pierwszy rzut oka. Pani Inżynier nosi kontakty, ale jednak. Ma się tężyznę trzech chłopa, toteż jak tylko nadarza się okazja do zawalenia komuś z sierpowego - Rhoneranger pierwsza stoi w kolejce.
- Czyli co? Nie mogę tu poczekać, aż przestanie padać, tylko mnie wyprowadzisz spaślaku? - Rzuciła patrząc półgłówkowi prosto w oczy. Dzika furia rosnąca w jego świńskich oczkach była szokująco satysfakcjonująca.
- Tsa, suko. Wypierdolę cię na zbity pysk.
Był już w zasięgu, ale musiał być jeszcze bliżej. Zaledwie metr. Wyciągnął rękę. Zwiększona tężyzna i zwiększona szybkość idąc ze sobą w parze. Czas reakcji zmniejszony do minimum.
Strażnik ledwo co ogarnął, że dziewczyna złapała go za rękę, bo już w następnej sekundzie kopniak między nogi wysłał jego cały móżdżek w stratosferę pozwalając łaskawie przez ćwierć sekundy być w stanie nieważkości, aby następnie zostać przygniecionym niesamowitą grawitacją bólu jaki wywołują zmiażdżone jądra. Nie mógł jednak krzyknąć, bo Smolista Hydra szybko przerzuciła go przez swoje ramię mocno uderzając cielskiem o podłogę. Kark zaparło dech. Najemniczka wyprostowała się i po chwili z całej siły nadepnęła na odsłonięte gardło. Tchawica i delikatne chrząstki zapadły się od razu. Chrzęst złamanych kości krótko odbił się od ścian.
- Eh, to ci szumu narobiłam... - Powiedziała odwracając się ponownie w stronę biura i rozpinając swój płaszcz. Dwie berettki dumnie zalśniły w jej dłoniach, gdy pewnym krokiem zaczęła iść ponownie przed siebie przechodząc obok/albo i nie Koki.
W biurze można było dosłyszeć jak rozmowy i śmianie się nagle ucichły, a po chwili słychać bardzo cichy szczęk broni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z ukrycia obserwowała starcie pomiędzy ową dwójką i wciąż potęgowało się w niej dziwne wrażenie, że nie zauważa czegoś oczywistego. Ta natrętna myśl nie chciała jej opuścić, a równocześnie uparcie nie dawała odpowiedzi na pytanie, które wciąż dobijało się do czaszki Volkovej niczym nieustępliwy akwizytor. Zapomniała o czymś? A może zauważyła coś, czego nie potrafiła teraz odpowiednio umiejscowić? Nie miała czasu na rozmyślanie o tym, w końcu o wiele ważniejsze było stojące przed nią zadanie. Nadal jednak drogę zagradzali jej tłuścioch i tamta dziewczyna, której Rosjanka w duchu kibicowała, by udało jej się zlikwidować oprycha. Dla jednej i dla drugiej byłoby to znaczne udogodnienie w dalszych działaniach, bez względu na to, czy łączył je ten sam cel.
Późniejsze wydarzenia nastąpiły tak szybko po sobie, że nawet błyskotliwa Nadia dopiero po kilku sekundach dogoniła ich tok. W jednej chwili tamci wyzywali się od najgorszych, w następnej grubas już leżał na ziemi bez życia. Takiej zręczności, szybkości i siły nie widywało się codziennie, przez co Koka tym bardziej miała wrażenie, że powinna coś dostrzec. Ale co?
Odpowiedź na to pytanie stała się oczywista, gdy z pozoru nieznajoma kobieta odwróciła się znów w stronę biura, a tym samym bokiem do przyczajonej w korytarzu złodziejki.
- Cydrówna - wydostało się półszeptem spomiędzy spierzchniętych już nieco warg Rosjanki. Odpowiednie zakładki dopasowały się do siebie jak po włożeniu ostatniego puzzla w układankę. To dlatego znała głos kobiety, a jej sylwetka wydawała się tak dziwnie znajoma, tylko wcześniej ciemność uniemożliwiała dostrzeżenie twarzy. Teraz Nadia już nie musiała przejmować się konwenansami i wychynęła ze swojej kryjówki, dzięki czemu Ced mogła bez większego problemu ją rozpoznać. Może i nie znały się jakoś bardzo osobiście, ale ile to osób spośród wszystkich Smoków kojarzyło się tylko z twarzy i ksywki? Nie było w tym nic niezwykłego. Bardziej dziwić mogło to, że znalazły się w tym samym budynku i najwyraźniej miały ten sam cel, nie wiedząc przy tym o swojej obecności nawzajem.
- A ty tu skąd? - dodała jeszcze, chcąc uzyskać pełny obraz sytuacji. Nie lubiła pozostawiać spraw niedokończonych, nawet jeżeli zaalarmowane hukiem grubego cielska towarzystwo w biurze już szykowało się na atak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ledwo słyszalny pół-szept został wyłapany przez nadwyraz czułe uszy uszy eks-łowczyni, która momentalnie zareagowała na dźwięk dochodzący od jej boku. Odwróciła się, lew ręka wycelowała w korytarz w przeciągu milisekund znajdując cel, na którym ma zatrzymać celownik. Palce nie opadły jednak na spust. Nie od razu. Cedna zmrużyła oczy podejrzliwie, ale gdy w półmroku dostrzegła znajomą postać współnajemniczki zrozumiała, że mogła się rozluźnić i opuścić broń. Naszło ją tylko pytanie, dokładnie to samo, które zadała jej Volkova wychylając z kryjówki.
Aomame wyprostowała się, zdmuchnęła zagubiony kosmyk włosów z twarzy i odchyliła nieco głowę lustrując dziewczynę wzrokiem.
- Mogłabym zadać dokładnie takie samo pytanie.
Szmer, zgrzyt i cichy stukot kroków. Rhoneranger obnażyła zęby w niezadowolonym grymasie i popatrzyła w stronę zamkniętego gabinetu.
- Kurwa. Nie mam zbytnio czasu na ploteczki Pinky, - Zaczęła iść. - bo świniak mi zaraz spierdoli, a mam z nim spory rachunek do wyrównania. Chyba możesz strzelać i mówić równocześnie nie? - Spytała będąc już w połowie drogi do pokoju. W międzyczasie zaczęła się zastanawiać jak rozegrać sytuację. Z dźwięków dosłyszalnych przez cienkie ściany wywnioskowała, że w pierwszym gabinecie jest może z czwórka ludzi czekających na poruszenie się klamki, aby wyładować cały ołów w idiotę próbującego wejść do środka. W tym czasie szefunio Ross, wraz ze swoim jednym przydupasem będą w stanie wyskoczyć przez okno. Hmmm, może warto by było jebać to wszystko i od razu wybiec na zewnątrz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nasilające się szmery i głosy z pokoju po prawej także i Kokę postawiły w stanie czujności, zaburzonego na kilka sekund prze ujrzenie znajomej twarzy. Choć zapewne wypadałoby teraz podzielić się powodami przybycia do owego budynku i innymi smaczkami, obie zdecydowanie nie miały na to czasu. Co nie oznaczało wcale, że nie mogły tego czasu dla siebie zyskać, eliminując zagrożenie i jednocześnie wypełniając zadanie spoczywające wciąż na barkach Rosjanki. Dlatego tez żwawo wyskoczyła zza komody i w dwóch krokach dopadła Cedny, obie dłonie opierając przy tym na swoich ulubionych towarzyszkach. Zapewne chwila, moment i będą stawać przeciwko niewesołej kompanii Rossa, więc lepiej było być przygotowanym.
- Wiadomo. Chodź słonko, spuścimy im wpierdol - potwierdziła wraz ze skinięciem głową i ruszyła w stronę pokoju, w którym już pewnie spodziewano się ich przybycia. Od początku przyjęła za pewnik dowództwo Ced jako wyższej rangą, a także bardziej zorientowaną w sprawie - w końcu skoro przyszła na własną rękę, musiała mieć tu jakieś osobiste porachunki - i była gotowa zrobić cokolwiek, co ta jej wskaże.

//Btw mamy źle wpisane pseudonimy na liście. Koka jest Mózgiem, a Kola Pinkym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

tu piszę posta bejbe
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

//Wybacz za ten błąd, Móżdżku~


Rhoneranger uśmiechnęła się półgębkiem słysząc, że jej towarzyszka pali się równie mocno do walki co ona. Dobrze było mieć pod ręką kogoś z zapałem i mózgiem. Co dwie głowy to nie jedna, no nie? Tym bardziej w tej sytuacji, gdzie Cedna rozdwoić się nie mogła, ale z taką ekipą dwóch zabójczych Smoków była w stanie sukcesywnie poprowadzić akcję. W końcu Koka i Kola znani byli ze swej niezawodnej pracy zespo...
- Zaraz. - Rhoneranger staneła oglądając się na Kokę i przestrzeń za nią w poszukiwaniu nieodstępującego dziewczyny na krok brata. Skrzywiła się w zdziwieniu. - A gdzie twój Pinky, Mózgu? - Spytała patrząc na Nadię, ale po chwili oprzytomniała i przewróciła oczami opieprzając samą siebie. - Z resztą nieważne. Nawet sama twoja obecność wystarczy, aby ich zapierdolić. W gabinecie jest czwórka osiłków czekających na ostrzał. Ross ze swoją ciotą pewnie w tym momencie się ewakuują z budynku, ale ty... - Skierowała na nią lufę jednego z pistoletów z krzywym uśmiechem. - ...na to nie pozwolisz. - Kiwnęła głową w kierunku okna za nią, które znajdowało się na końcu korytarza. Smolista Hydra w tym czasie stanęła przed drzwiami gabinetu. - Wybijesz szybę przeskakując na zewnątrz, gdy te kutasy zaczną strzelać. Świnia cię nie usłyszy, ale natychmiast ruszy swoje tłuste dupsko, gdy zrozumie, że jego gnojki faszerują mnie ołowiem. Poradzisz sobie raczej z jego przydupasem, żaden z niego ochroniarz, a bardziej ciota do ruchania. Rossa zostaw jednak żywego. Mam mu coś do powiedzenia, zanim jego ryj zostanie roztrzaskany. - Cedna strzeliła karkiem i pokręciła ramionami stając przodem do drzwi. Popatrzyła jeszcze kątem oka na nią i uśmiechnęła się rozbrajająco. - Dajesz, bejbe. Nie pozwólmy panom na siebie czekać.
Po kilku sekundach Aomame zaszarżowała na drzwi od gabinetu uderzając w nie ramieniem i dzięki lowieckiej sile wyłamała je w całości z framugi. Jako, że oprychy Rossa nie miały w swoim posiadaniu nic więcej poza zardzewiałymi Coltami, skrzydło drewna nadało się na początkową osłonę. Głośna salwa strzałów rozbrzmiała w całym budynku dając znak handlarzowi, aby się wynosił i równocześnie tworząc idealną osłonę dźwiękową dla Koki, która ze spokojem mogła wypieprzyć okno w pizdu i dopaść sukinsyna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzała na Cednę nieco zdumiona i zamrugała parę razy, nie mogąc przez chwilę pozbyć się z twarzy nieco głupkowatego wyrazu. Niestety, część genów mieli z Kolą wspólnych.
- Co? - Pogubiła się trochę w rozumowaniu eksłowczyni. Jeszcze przed minutą ustaliły, że nie mają czasu na pogaduszki, a tej się zebrało na gadkę-szmatkę. Taki nagły zwrot potrafił nieco zbić z tropu, ale z drugiej strony po Ced można się było różnych rzeczy spodziewać. Grunt, że szybko się ogarnęła i wróciła na właściwy tor, bo w końcu banda oprychów nadal na nie czekała, gotowa rozprawić się z intruzem.
Tylko że nie wiedzieli, na kogo się porywają.
Wbiła spojrzenie w Rhoneranger, chłonąc każde słowo planu. Jako zwyczajowy mózg operacji nie miała problemu z przyswojeniem go ot, tak, w biegu. Zresztą schemat działania był tak prosty, że chyba nawet jej brat dałby sobie z nim radę... chociaż nie. Niekoniecznie. Cokolwiek co miało więcej niż jedno zdanie treści było raczej domeną młodszej.
Cedna trafiła na lepszą opcję z tej dwójki, jak nic.
- Jasne, słonko - prychnęła nieznacznie pod nosem i ruszyła w stronę okna, gotowa do działania. Wiedziała, że jej partnerka w zbrodni świetnie poradzi sobie z oprychami czekającymi na nią w pokoju, robiąc przy okazji tyle hałasu, by Koka mogła swobodnie działać i nie odsłonić się tak od razu. Gdy huknęły strzały, natychmiast chwyciła jakiś stojący w korytarzu bibelot, który akurat idealnie nadawał się do wybicia szyby. Jeden silny ruch wystarczył, by stara, marnej jakości szyba rozpadła się w drobny mak. Tuż po uderzeniu odsunęła się szybko, pozwalając odłamkom spaść na ziemię, po czym sprawnie wyskoczyła przez powstały otwór na zewnątrz. Zbiegom okoliczności nie było końca - o mało nie wpadła na Rossa i jego pożal się Boże ochroniarza, którzy właśnie usiłowali nawiać w ciemność. Nie przewidzieli tylko tego, że napastniczki są dwie i jedna z nich dwoma celnymi strzałami pozbawi życia bezużytecznego przydupasa. To wydarzenie nieco zbiło z tropu szefa bandy, który zatrzymał się i obejrzał w kierunku kobiety. A ta już miała go na celowniku.
- Nawet nie drgnij - warknęła, podchodząc o dwa kroki, lecz nie opuszczając pistoletu ani na milimetr poniżej linii serca ich celu. - Nieładnie wymykać się tyłem, kiedy ktoś przychodzi z wizytą. A już tym bardziej, gdy sprawa dotyczy damy. Poczekasz więc grzecznie aż do nas dołączy. Łapki w górę i ani słowa, bo nie będę miała problemu z załatwieniem ci paru dziur w tym brzydkim cielsku.
Kto zamawiał szczającego w gacie Rossa, raz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach