Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Kąpiel? Faktycznie. Przydałaby się jej, jednak Shane również skorzystałby na wykąpaniu się. Zapewne minie sporo dni zanim powróci do Smoczej Góry, gdzie będzie mógł spokojnie wylać na siebie kubek zimnej wody i pozbyć się ziemistego zapachu.
Sklepy meblowe? Tu nic nie ma — parsknął. — Miałaś farta, że trafiłaś na jakikolwiek bar na tym zadupiu. Utrzymanie biznesu równa się z posiadaniem głowy na karku, albo jej szukaniu na dnie jakiego bajora. Mieszkają tu pazerne świnie, które jednego dnia mogą tutaj wpierdolić się i zabić gospodarza, a potem samemu przejąć interes i nikt nawet nie zareaguje. To normalność — powiedział. Warto, aby wiedziała jakimi prawa rządzi się Desperacja. Prawo i sprawiedliwość umarło wraz z wszelką cnotą i nadzieją oraz szansą na lepsze jutro.
Jedynie co jemu brakowało to dostęp do zawsze ciepłej, bieżącej wody. Na Desperacji nawet było ciężko o wodę pitną, a tym bardziej o taką do mycia. Przywileje dla bogaczy.
Wrażenia mogą być mylne, Cedna — Uśmiechnął się półgębkiem. — Może tym chce zdobyć jakieś korzyści? A może to szmaty, które niedawno ukradłem jakiemuś trupowi, bo wiesz, tutaj tak się zdobywa ubrania. Nie kupuje się ich. — Zmierzył ją od stóp do głów wzrokiem, sprawdzając stan jej odzienia. No cóż, dużo odkrywał, co wcale mu nie przeszkadzało. A kiedy kobieta jeszcze bardziej się do niego przysunęła z krzesłem, niechcący (bądź chcący) zobaczył ponownie zbyt mocno wyeksponowany dekolt.  Nie krył się ze spojrzeniem, po cholerę miał udawać przyzwoitego, skoro takim nawet nie był.
No, ale dobra. Niech ci będzie, mam kasę. Chociaż walutą tutaj zazwyczaj jest prowiant, leki, broń, artefakty. To się bardziej liczy niż srebrne monety — dodał. Warto podpowiedzieć jej kilka wskazówek odnośnie jej nowego życia. W końcu posiadanie kasy nie zawsze równało się z dostaniem tego czego się oczekiwało.
Znasz się na broni i mechanice? — Zerknął na nią bardziej zainteresowany. W głowie pojawiło się kilka już myśli dotyczących jej osoby. I to nie samych erotycznych. Jeśli dobrze rozegrałby to, upiekłby dwie pieczenie na jednym ogniu. Wizja tego wydawała się być niezwykle kusząca, jednak nie chciał za bardzo drążyć temu, aby kobiecie nie wyglądało to zbyt podejrzliwe. Chociaż...
Po wypiciu więcej alkoholu zapewne straci jakiekolwiek poczucie rzeczywistości, a język z jeszcze większą chęcią się jej rozplącze. Shane chętnie dowiedziałby się, co jeszcze robiła u łowców i co potrafiła. Jej zdolności mogłyby się okazać niezwykle przydatne.
Zerknął na starego barmana, nazwanego przez nią pieszczotliwie fiutkiem. Parsknął, widząc jak stary się im przygląda i podnosi brew w geście zapytania. Shane pokręcił przecząco głową, a tamten wrócił do swojej roboty.
Mam. Jestem trochę awanturnikiem. Kiedyś zdemolowałem ten lokal, bo nie dostałem szkockiej. Skoczyła się, ale ja bardzo uparłem się, że chce kolejną. Od tamtej pory, stary jak widzi mnie to nikomu nie sprzedaje szkockiej, bo taniej go to wyjdzie — rzucił, wspierając głowę nadal na dłoni. Przesunął wzrokiem po jej smukłej szyi i spojrzał w oczy.
To bimber, stary go sam pędzi. Tak zwana siekierka. Zwala z nóg po kilku głębszych. Wyjadacze wychodzą po tym na czterech, albo rzygają mu po kątach. Nie warto się opierać o ściany. —  Upił łyk bimbru i poczuł gorąc. Alkohol przeżerał się przez jego gardło żywym ogniem, paląc wszystko na swej drodze. Pozostawił po sobie gorzko-słodki posmak.  
Jestem najemnikiem. Należę do organizacji Drug-on i zajmuje się brudną robotą. Zabijam, konfiskuję długi, dostarczam niebezpieczne przesyłki. Wszystko za co mogę dostać kasę. Wielu na Desperacji nie chce mieć jawnie wrogów i wynajmuje się do tego nas. Spece od czarnej fuchy. Mordercy. Wykolejeńcy. Jak kto tam woli. —  Wzruszył ramionami. Upił do końca bimber i dolał kobiecie nim tam zdążyła wychylić do końca swój.
Pokój i kąpiel? - rzucił, a kącik ust niebezpieczne drgnął ku górze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oczywiście, że nie umknęło jej uwadze  zerknięcie rudego na jej bogato odsłonięte piersi, co z resztą sama nie miała mu za złe. Nie żeby specjalnie przed mężczyznami nimi świeciła wraz z prostym czarnym stanikiem. Hah, nawet kobiety by się na nią oglądały widząc tak poszarpane ubrania, które swoją drogą zawdzięcza jednemu, bardzo „namiętnemu” mutantowi sprzed dwóch dni na jakiego się natknęła. Dwójka rozeszła się bez śmierci jakiekolwiek ze stron, ale zarówno napastnik jak i Cedna pozostawili po sobie kilka zadrapań, wydartych piór i rozszarpanych w jej przypadku ubrań. Nieprzyjemny epizod, którego wspomnienia gorzko przełknęła wraz z alkoholem.
—  Mhmm —  mruknęła i pokiwała kilka razy głową w geście zrozumienia. — Towar wymienny, czaję. Tak też z resztą sądziłam, bo po chuja głodującemu kolesiowi na pustyni papierowa forsa? —  wyjaśniła dorzucając żartem pytanie retoryczne z krzywym uśmiechem, który przysłoniła szklaneczka trunku. Jak się bawić to się bawić. Aomame miała mocną głowę, gdy była wypoczęta, najedzona i nie zestresowana. Na obecny stan była kompletną opozycją swojego „normalnego” trybu życia jaki prowadziła w kanałach miasta. Ostatnie dni mocno nadszarpnęły jej nerwy, nieprzespane noce wyczerpały mózg, a bardzo mierne posiłki ze zwierzyny, która sama cierpiała głód dały w kość jej żołądkowi. Można było już dostrzec jak jej twarz nieco się rumieni od wzmożonego przepływu krwi.
Uśmiechnęła się do Shane zuchwale i wyprostowała z dumą. —  No ba! —  rzuciła zarzucając grzywką i po chwili namysłu postanowiła jeszcze dodać — Takiego inżyniera jak ja nie znajdziesz nigdzie skarbie! Jestem niezastąpiona w swoim fachu. — Wyszczerzyła do niego zęby na swój drapieżny sposób i przechyliła się w jego stronę. Rudy miał rację. Pieniądze miały słabe znaczenie, towary więcej, ale jeśli naprawdę chciałbyś przeżyć na tym skurwielskim zadupiu wystarczająco długo, musiałeś się z kimś trzymać, a żeby się z kimś trzymać z pewnością musiałeś być przydatny. Ced potrafiła o siebie zadbać sama, ale zapewne do czasu. Jest realistką, więc po dwóch dniach uświadomiła już sobie, że bez jakiegokolwiek wsparcia długo tu nie pociągnie, szczególnie kiedy biło od niej nowicjatem równie silnie co smrodem. Musiała dokonać targu, sprzedać swoje umiejętności w zamian za pomoc i to właśnie miało teraz miejsce.
Przyglądała się mu z uśmiechem błądzącym po ustach, gdy opowiadał swoją historię z barmanem. Pod koniec nawet parsknęła śmiechem, który jak zwykle zwrócił uwagę siedzących dookoła gości. Aomame przejechała po nich wzrokiem, a ci momentalnie się odwrócili. —  Pogromca Whiskey, haha. Ta historia przypomniała mi moją własną rozwałkę w miastowym klubie kiedyś. —  Wspomniała potrząsając głową. Zmrużyła oczy uśmiechając się do niego już bardziej tajemniczo niż radośnie, kiedy wspomniał, ze należy do najemników. Czyli jednak Ced miała szczęście, ze to tego rudzielca wybrała. No, no, może jednak coś z tej znajomości jednak będzie więcej poza wyłudzonym prysznicem.
—  Najemnik, ha… —  Mruknęła i z uznaniem podniosła swoją na wpół pełną szklankę trunku jak do toastu. — A więc tak jak obieca… — Shane poszczycił się niesamowitą hojnością wypełniając jej szkło po brzeg mocnego ścierwa — …łam. Hah. — Rzuciła pojedyncze „ha” patrząc z lekką niepewnością na porcję przed sobą. Szybka analiza ilości promili w tej cieczy i jej obecnego stanu trzeźwości dała prosty wynik. Oblizała powoli wargi, popatrzyła kątem oka na mężczyznę i puściła do niego kocie oko. —  No to do dna!
Głowa przechyliła się do tyłu. Musiała wziąć zdecydowanie więcej niż jeden soczysty haust, aby przełknąć zawartość palącego wnętrzności alkoholu. Oczywiście nie dała rady i to z dwóch powodów. Pierwszy, było to zwyczajnie niemożliwe, drugi – Rudy nagle zarzucił propozycją jak dla Ced nie do odrzucenia przez co wcześniej przymknięte oczy nagle się otworzyły, a naczynie w ¾ opróżnione uderzyło z brzęknięciem o blat, gdy Cedna wykaszliwała ogień z gardła. Siekiera, jak nazwa dumnie wskazuje, rzeczywiście ścinała od razu szczególnie wypita w tak idiotyczny sposób. Zrobiło jej się niesamowicie gorąco, świat zawirował, a po chwili głowa wypełniła się helem sprawiając, że była lekka jak balonik. Aomame zaczęła się śmiać z tego cudownego uczucia upojenia, ale po chwili przypomniała sobie o Rudej.
A właśnie… w sumie wyznam ci prawdę Shane! — rzuciła nagle podnosząc głowę i patrząc na niego szklistymi oczami i z bardzo poważną miną. — Właśnie dlatego do ciebie się przysiadłam! Aby wyłudzić od ciebie hajs na kąpiel! — Wywaliła prosto z mostu i go jeszcze złapała za ubranie przyciągając do siebie. — No patrz jak ja wyglądam, nawet nie jestem cieniem swojej zajebistości i seksapilu! Ja kompletnie nie rozumiem jak wy w ogóle możecie żyć bez kąpieli co przynajmniej dwa dni. Wszystko tak śmierdzi, lepi się, swędzi, no po prostu masakra nooooo — Wyjęczała mu swoje zażalenia do warunków higienicznych Desperacji żywnie gestykulując i na koniec zdania położyła swoją głowę na jego ramieniu wciskając twarz w zgięcie jego szyi. Omiotła jego skórę gorącym oddechem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No właśnie, sama świeciła swoim biustem, więc nie miała prawa wymagać od niego, aby utrzymywał przyzwoitość. I tak był zdania, że była względna i nie jeden tutaj w barze pozazdrościłby mu ogłady. No cóż, nie był jak cała ta hołota, która niczym zwierzęta, zrzucała się na każdy odkryty skrawek skóry.
No dokładnie —  potaknął na jej słowa. Nic więcej nie trzeba dodawać. Kobieta — tak jak przypuszczał —  była bardziej ogarnięta niż połowa tutejszych pań. Zresztą, na Desperacji płeć piękna mocno się różniła od tych z miast, chociaż Cedna i taka miło go zaskoczyła. Rudzielec wolał odważne i silne kobiety, aniżeli te ciapowate i wiecznie pragnące troski oraz opieki. Był za stary na niańczenie kogokolwiek, a tym bardziej na użeranie się z jakąkkolwiek kobietą.
Nawet alkohol na nią inaczej działał. Shane przyglądał jej się nieco rozbawionym wzrokiem, zastanawiając się czy w innych okolicznościach jej forma byłaby lepsza. Rzadko kiedy zdarzało się, aby ładna panienka dorównywała mu w piciu gorzałki, zresztą... on chyba wolno zaczął aspirować na alkoholika. Cóż zrobić.
Niezastąpiona, powiadasz? — zapytał i upił jeszcze szklankę bimbru, dolewając sobie kolejnej. Dopiero po więcej niż paru zaczął jakkolwiek kopać. — Dobrze się składa, taka niezastąpiona i utalentowana kobieta, to rzadkość... — Tak Shane, słodź jej. Jeszcze bardziej rozmarzy się i popadnie w ramiona swej zajebistości.
Mężczyzna zaśmiał się sam do siebie. No cóż, co tu dużo ukrywać, kobieta zapewne niebawem sama zorientuje się, że czarowanie i miłe słówka, mają drugie dno. Jak wszystko zresztą.
Rudzielca nie interesowały bezużyteczne osoby. Cenne dla organizacji były tylko te, które coś do niej wnosiły. Mechanik w ich szeregach sprawdziłby się rewelacyjnie, zważając na to, że ich ostatni właśnie gryzł piach.
Może nie w jego interesie było zajmowanie się podobnymi rekrutacjami, jednak wątpił, aby obecny Pradawny czy Wieczny znaleźliby na pustkowiu kogoś z podobnymi kwalifikacyjnymi. Rzadko kiedy ktoś przychodził do nich z otwartymi ramionami. Ludzie w drodze do Smoczej Góry przepadali bez wieści, a kiedy docierali, nie wracali już z podziemnych tuneli. Słuch po nich ginął, a grupa nadal liczyła tyle osób w składzie co na początku. Ciężko było o kogoś kompetentnego. Może nadałaby się.
Rozróby w klubie? Nie jesteś taka grzeczna, co? — zapytał, spoglądając na nią równie enigmatycznie. Przymknął na chwilę powieki, pozwalając aby wyobraźnia podsunęła mu kilka obrazów demolującej wnętrze Cedny. Zabawny widok.
A czego spodziewałaś się po mnie? Barona Desperackiego? —  parsknął śmiechem, gdyż sama myśl wydała się komiczna. Spojrzał na kobietę, która coraz gorzej znosiła tolerancję alkoholu w swych żyłach. On sam był o parę szklankę do przodu i dopiero po któreś z rzędu, alkohol rozszed się po jego ciele falowo, przyjemnie łaskocząc. A może był to gorący oddech Cedny na jego skórze? Znalazła się bardzo szybko blisko niego, jednak Shane nie oponował. Chętnie przylgnęła w zagłębiu szyi, a on pozwolił sobie na leniwe przesunięcie palca wskazującego wzdłuż jej ramienia aż po obojczyk. Czysta ciekawość.
Przecież słyszałem, że szukasz pokoju. Wiedziałem od początku po co tu przyszłaś i dlaczego mnie wybrałaś. Mam świetny słuch — odparł, a wzrokiem błądził po suficie. Wrócił do butelki bimbru, czując, że stan upojenia niedługo da o sobie mocno i skutecznie znać. — Wiem. Też żałuję, że na Desperacji nie ma bieżącej, ciepłej wody. Mogę jedynie zaoferować zimną —  dodał. Podniósł się z krzesła, tym samym przerywając ich kontakt fizyczny.
Był wyższy niż mogłoby się wydawać na początku. Metr dziewięćdziesiąt wzrostu raczej było dość ciężkie do niezauważenia. Spojrzał z dołu na kobietę, wsuwając ręce do kieszeń spodni.
Mam pokój numer dwadzieścia — odparł, ruszając schodami na górę. Nie obejrzał się za siebie, słuch mu wszystko rekompensował. Był ciekaw czy Cedna zamierza skorzystać z tej jakże jednoznacznej propozycji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poczuła delikatny dotyk szorstkich opuszków palców na swoim ramieniu, który powoli zaczął się przesuwać w górę jej ręki wywołując na skórze Cedny przyjemny dreszczyk podążający za ruchem. Uśmiechnęła się szeroko i cicho zaśmiała serwując szyi Shane kolejną porcję gorącego oddechu. Była zadowolona, że przynajmniej jedna rzecz nie różniła Desperację od M3. Mężczyźni. Trudno było z resztą wyplenić jedne z prymitywniejszych odczuć utartych w człowieku. I tak jak łatwo było wywołać strach u Wymordowanych, tak samo łatwo było wywołać zainteresowanie wśród płci przeciwnej. Dobrowolnie rozluźniła palce, które jeszcze przed chwilą kurczowo zaciskały się na materiale jego koszulki, gdy ta jęczała o swoich potrzebach. Powoli przejechała dłonią po jego torsie wyczuwając przez tkaninę gładkość jego skóry, a może łusek, albo bardzo gładkiej sierści. Rhoneranger ciągle się zastanawiała co jest z tym facetem nie tak i nie mogła wyrzucić ze swojej głowy wizji wyłuskanego, cztero-rękiego potwora.
Hah, świetny słuch, co? — Mruknęła z przymkniętymi oczami czując, że powoli odpływa. Za bardzo jej się zrobiło przyjemnie na jego ramieniu. Błędnik powoli dryfował w alkoholowym upojeniu kołysząc Aomame do snu, a bijące ciepło od ciała mutanta tylko przyspieszało ten proces. Wszystko co dobre jednak się kończy, a w tym momencie pakiet na darmową podpórkę z rudego jegomościa właśnie się wyczerpał pozostawiając eks-łowczynię z lekkim niezadowoleniem.
Lepsza już taka, niż żadna — rzuciła w odpowiedzi szczerząc swoje zęby, gdy wróciła do oparcia się o własne krzesło. Podniosła wzrok do góry i zdziwiła się, że musi jeszcze odchylić nieco głowę, aby jej karmazynowe tęczówki spotkały się z parą bursztynów osadzonych w jego czaszce. Był wysoki. Bardzo wysoki, co onieśmielało zapewne wielu, ale nie Cednę. Nie Cednę w takim stanie na pewno, która szczerzyła się cholernie szeroko i z satysfakcją. Numer dwadzieścia. Jej szczęśliwa liczba na ten wieczór. Chociaż, czy aby na pewno?
Sięgnęła po szklankę niedopitego trunku i objęła ją palcami chłodząc rozgrzane palce o chłodne szkło. Spróbowała odzyskać chociaż odrobiny trzeźwości tym ruchem. Pokój numer dwadzieścia. Na Desperacji nic za darmo nie szło, a jej samej coś trudno było uwierzyć, aby sam seks był wystarczającą zapłatą za taką „niby” niewinną przysługę. Po tych czterech piekielnych dniach była uprzedzona, czujna i bardzo podejrzliwa. Pokój… Wychyliła nagle szklankę tak zachłannie, jakby znajdowała się w niej odpowiedź na narastające pytania. Gdzieś skrycie, Rhoneranger, z pewnością pragnęła, aby mocny trunek wypalił w jej gardle potrzebne informacje. Jeden głupi ruch i jej truchło dnia następnego będzie leżeć w błocie dołączone do niemałej kolekcji ciał pochłoniętych przez tą ziemię. Westchnęła.
Dziarsko wstała z krzesła, co szybko uświadomiło ją, że było złym pomysłem, bo lokal nagle zawirował jej przed oczami prawie zwalając z nóg, gdyby nie pomocny stolik. Zapomniała o tym, że była pijana. Zdarza się.
Shane już zniknął ze schodów zapewne trafiając do pokoju po niedługim czasie. Aomame chwiejnym, ale stabilnym krokiem ruszyła jego ścieżką podtrzymując się ściany przy wchodzeniu na schody. Wysiliła się po raz kolejny, aby skupić i przeanalizować sytuację. Stawiała ciężkie kroki po korytarzu, gdy błądziła wzrokiem po tabliczkach przybitych do drzwi. Szukała jego numeru, a równocześnie myślała w jaką zasadzkę sama się pcha. Po drodze sięgnęła do pistoletu wsadzonego za pas na plecach, który dobrze leżał jej w dłoni. Chłodna stal w ręce nieco ją ocuciła dodając tej głupiej pewności siebie z racji bycia „uzbrojonym”. Sięgnęła po klamkę pokoju i gdyby tylko jeszcze pijana Cedna pamiętała o pewnym bardzo ważnym detalu dotyczącym jej uzbrojenia… Wtedy z pewnością nie otworzyłaby nagle drzwi pokoju na praktycznie szalonego pewniaka wkraczając do środka z celownikiem wahającym się jak wskazówka metronomu od prawej do lewej.
Dobra złotko, a teraz tłumacz się po jakiego chuja jesteś dla mnie taki miły, bo nie wierzę  w dobroduszność na Desperacji — zarzuciła nie spuszczając wzroku z  mutanta, cokolwiek robił i gdziekolwiek był. Na to, aby ograniczyć ruchy pistoletu do minimum wykorzystała całą swoją siłę umysłu oraz drugą rękę i wszystko było by pięknie i ładnie, gdyby nie najważniejsza rzecz. Amunicja do tej pukawki skończyła jej się przecież wczoraj.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dotyk Cedny był przyjemny dla skóry rudzielca. Miękkość i wyczuwalna kobieca delikatności nagle wydała mu się dziwnie nieznana, obca. Przymknął dosłownie na chwilę powieki, nie pozwalając mięśniom na rozleniwienie się i zapomnienie. W pełni świadom własnych czynów, podniósł się z krzesła z niechęcią odsuwając się od kobiety.
Zostawił ją za sobą, pokonując z lekkością kolejne stopnie schodowe. Wydawać się mogło, że krążących w jego żyłach alkohol jedynie dodawał mu wigoru, a nie osłabiał. Instynktownie wyczuł, że łowczyni podąży za nim. Nie wiedział jedynie na ile posiada włączone trzeźwe myślenie, aby przeanalizować całą tą absurdalną sytuację. Shane wbrew pozorom, bawił się w świetnie.
Podniosła się.
Jeden krok. Drugi. Trzeci. I kolejne.

Zniknął za pierwszym zakrętem, docierając do pokoju numer dwadzieścia. Wszedł do środka, cicho domykając za sobą drzwi, czując się jak dziecko, które chowa się przed dorosłym. Rozejrzał się po obskurnym pokoju, który bronił się standardem, pomimo lokalu na niższym piętrze. Podszedł do starej żeliwnej wanny, wspierającej całą konstrukcję na dwóch parach niewielkich nóżek. Wsunął palce do chłodnej wody. Nie było czego więcej się spodziewać.
Przymknął powieki i nasłuchiwał. Na korytarzu zajęczały deski pod wpływem niewielkiego ciężaru Cedny. Ich krzyk nie był głośny dla zwykłego człowieka, jednak dla Shane znającego to miejsce od podszewki, to wystarczyło. Napawał się swoim małym zwycięstwem.
Szósty. Siódmy. Ósmy. I kolejne.
Zbliża się.
Już jest. Czeka. Waha się?

Klamka zawisła w bezruchu pchana ku dołowi, drzwi uchyliły się, a wówczas rudzielec stojący plecami do kobiety usłyszał jej głos. Jeszcze większa była jego radość kiedy padły słowa pełne groźby i podejrzeń.
Wolno odwrócił się. Oparł się tyłkiem o kant biurka stojącego przy niewielkiej wnęce okiennej, przez którą wpadała przygnębiająca, deszczowa aura. Pokój wypełniał stukot deszczu za oknem, oraz ich oddechy. Jeden całkowicie spokojny, drugi nieco przyspieszony. Czyżby się zmęczyła? Ulatywała z niej jasność i trzeźwość myślenia?
Rudzielec obserwował ją spokojnie, skupiony na jej szkarłatnych oczach, które zapewne niejednokrotnie spowodowały ogień w sercu niejednego mężczyzny. On pomimo tego, pozostawał niewzruszony. Czy podejrzewał, że nie ma naboi? A może kierował się swoim przeczuciem, kiedy zbliżył się do niej i wyciągając rękę ponad jej ramieniem, zamknął drzwi. Domknęły się z cichym brzdękiem, a Shane stał dosłownie parę centymetrów od Cedny, czując lufę pistoletu na swojej piersi.
Zabijesz mnie?
A jestem dobroduszny? — Zaśmiał się trochę rozbawiony jej podejścia. Czy faktycznie sprawił aż tak mylne wrażenie człowieka uprzejmego? Całkiem nieźle, Maccoy, jak chcesz potrafisz być uroczy.
Dłonią opuścił lufę pistoletu w dół, nachylając się nad kobietą i jeszcze bardziej zabierając przestrzeń osobistą. Dmuchnął gorącym oddechem na jej lekko rozchylone usta, nie odrywając miodowych oczu od szkarłatnych.
Mieliśmy się razem wykąpać z tego co pamiętam — powiedział mimowolnie muskając wargami usta Cedny. No cóż, było to nieuniknione patrząc w jakiej pozycji nagle się znaleźli.
Gdyby ktoś chciał opisać Shane jednym słowem, zapewne byłby to spokój. Charakteryzował się dużym opanowaniem i zachowaniem zimnej krwi nawet w najbardziej krytycznych sytuacjach. Jednak prawdziwą stronę rzadko kto poznawał. Wiedziony złością, stawał się niesamowicie agresywny i brutalny, nijak przejmując się otoczeniem. Wówczas liczyły się jego cele.
Zawsze równie dobrze możesz wyjść — Prawda? Pozostawiał drogę wyjścia, jawnie sprawdzając jej reakcję. Kobieta mogła się poczuć lekko zmanipulowana, jednak podejrzewał, że Cedna nie jest jedną z tych dam, które podkulają ogon kiedy rzuca się im wyzwanie prosto w twarz.
Czy Shane w tym wszystkim chodziło o seks? Niekoniecznie. Od kiedy zdobyła jego zainteresowanie, przestał ją postrzegać jako jednorazową przygodę. Pokładał w jej osobie nieco większe i dalekosiężne plany, niekoniecznie związane z bliskim, emocjonalnym związkiem z nim. Ale wykorzystaniem jej wcale nie pogardziłby.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stał na tle jasnej szyby idealnie wykrawując ciemny kształt w prostokącie przytłumionego światła. Na szczęście kontrast cieni nie był tak mocny, aby nie mogła zauważyć spokoju i opanowania z jakim na nią patrzył. Niczego innego nie spodziewała się po wyrachowanym najemniku z Desperacji, chociaż… naiwna, pijana część Cedny zdecydowanie zirytował brak reakcji, brak strachu czający się w bursztynowych oczach mężczyzny, kiedy ta jakże groźna i wielce czujna kobieta celowała do niego z pustego pistoletu.
Oddychała nieco szybciej z gorąca, które grzało ją od środka oraz z podniecenia jakie towarzyszyło jej od zawsze, gdy stawała w obliczu niebezpieczeństwa. Trudne sytuacje, potencjalne zagrożenie życia, zastrzyk adrenaliny – wszystko to wywoływało w niej lekką euforię porównywalną do stanu dwóch kochanków aluzyjnie sugerujących przejście do rozkoszy fizycznych w najbliższym czasie.
Jego kroki zostały nieco zagłuszone w szumie deszczu, który uderzał równomiernie o szybę okna i parapet. Zapowiadała się burzowa noc… chociaż na zewnątrz jeszcze było widno, ale okres pomiędzy półmrokiem wieczora, a kompletną ciemnością nocy trwa tutaj bardzo krótko, co wie z resztą każdy mieszkaniec. Zapewne nawet taki skurwiel, jak on, który miał tupet od tak sobie ruszyć w stronę „uzbrojonej” Aomame, jakby wiedział lepiej, niż ona, że nie ma amunicji. Według niej, miał szczęście, że nie nacisnęła od razu spustu. Zmieszało ją zachowanie wymordowanego przez co stała nieruchomo, gdy ten się zbliżał, ale niepewnie postąpiła krok do tyłu, gdy nadział się piersią na jej lufę. Wygięła pełne usta w niezadowoleniu, gdy ten dalej napierał do przodu, wyciągnął rękę, ona wstrzymała oddech, a powietrze wypełnił cichy i bardzo rozczarowujący klik, który zmieszał się z jękiem przymykanych drzwi.
Kurwa serio…? – mruknęła z goryczą patrząc na oręż. Zgięła ręce nie oponując, aby mężczyzna się zbliżył i pozostawiona na jego łasce zadarła głowę do góry. W jej karmazynowych oczach, obecnie przyćmionych alkoholową mgiełką, dryfowały buńczuczne ogniki. Parsknęła śmiechem dla towarzystwa i wypuściła z palców bezużyteczną broń. Zważając na absurdalność sytuacji i niesamowitego pecha – rzeczywiście był póki co dobroduszny… i jakże drapieżny i seksowny przejmując inicjatywę. Oho ho ho.
Co prawda wywołać pozytywne wrażenie na Cednie wywołało, ale nie zaskoczyło. Czuła, że Rudy chce ją zdominować, a nawet zastraszyć swoją wszechobecnością i pewnością siebie. Pech chciał, że trafił na kobietę, która taka postawa bardziej nakręcała, niż przerażała.
Ah, taaak… – mruknęła w odpowiedzi i korzystając z okoliczności sytuacji złapała dolną wargę mutanta w swoje zęby. Wolnymi dłońmi objęła jego szyję i w mało delikatny sposób pociągnęła go za sobą na drzwi, o które się oparła plecami. Dopiero wtedy puściła jego usta żegnając się delikatnym liźnięciem po linii, na której odcisnęły się jej zęby. – … a więc chodźmy się kąpać!– uśmiechnęła się tym samym do Shane’a perfidnie i poklepała go po policzku.
Z zaskakującą, jakby się mogło wydawać zważając na jej niedawny stan, zręcznością nagle zanurkowała pod Rudym wyswobadzając się podbramkowej sytuacji i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę bali z wodą. – Rany, rany. Całe cztery dni chodzenia po tym zadupiu w tych samych ubraniach robi swoje – zrzuciła swój płacz, który ciężko opadł na ziemię. – Chociaż nie zdziwiłabym się, jeśli co niektórzy chodzą cały miesiąc w tym samym stroju i to bez żadnej kąpieli. – Kolejny krok i poszarpany podkoszulek również wylądował na ziemi. – Pewnie taka pełna wanna wody kosztuje tutaj kurewsko drogo, – rozpięła swoje wysłużone spodnie z paskiem i pozwoliła im się sunąć z kształtnych bioder podczas dwóch ostatnich kroków – co Shane? – usiadła na krańcu wanny walcząc z butami zaplątanymi w opadłą część garderoby. Jeden but zszedł nawet i szybko lądując z ciężkim hukiem na ziemi. Z drugim mocowała się o kilka sekund dłużej, klnąc na twardą gumę pod nosem, aż w końcu jakby w odwecie za wyzwiska obuwie zsunęło się ze stopy Rhoneranger wraz ze spodniami, ale nagle uwolniona siła zepchnęła ją z krawędzi wanny wrzucając kobietę w bieliźnie w taflę chłodnej wody, która przyjęła ją w ochoczo w swoje objęcia z głośnym pluskiem.
Pierwsze uderzenie serca, Cedna zorientowała się, że wstrzymuje oddech i znajduje się pod wodą.
Drugie uderzenie serca, z początku delikatne mrowienie chłodu w koniuszkach palców przerodziło się w lodowatą falę igiełek wbijających się w jej skórę, która momentalnie otrzeźwiła Aomame z całego alkoholu jaki dzisiaj wypiła.
Trzecie ude-, usiadła w pionie zachłystując się powietrzem, pokaszlując i zgrzytając zębami.
O ch-chuj, j-jak z-zimno… – wymamrotała odgarniając mokre włosy z twarzy, która już wyglądała inaczej po tym lekkim zanurzeniu. Brud i krew się nieco rozpuściły przez co lepiej można było zobaczyć brzoskwiniową cerę i krągłą twarz eks-łowczyni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kierował się instynktem oraz liczył na łut szczęścia kiedy bezczelnie przekroczył granice i pomimo wyciągniętej broni w jego stronę, złamał strefę osobistą Cedny. Liczył się z tym, że może zostać postrzelony. Ba, wręcz zakładał, że tak się stanie, jednak pewność siebie mimowolnie pchała go w przód, zagłuszając zdrowy rozsądek.
Oboje mieli jedno ze sobą wspólnego — towarzyszące podniecenie, które pojawiało się wraz z obliczem niebezpieczeństwa w jakim stawali. Rudzielec najwidoczniej należał do tej garstki osób lekceważących życie degeneratów, którzy nijak przejmowali się śmiercią szepczącą im najpiękniejsze pieśni do ucha. A może on po prostu chciał zginąć? Chciał umrzeć w tak nędzny i żałosny sposób? Tak głupio w ludzki i naiwny?
Każdy najemnik zaciągający się do Drug-on miał świadomość śmierci podczas walki bądź wykonywania zlecenia. Shane również pogodził się z podobnym losem, wykonując swoją robotę i nieraz dziwiąc się jak za każdym razem wychodził obronną ręką z podbramkowej sytuacji. Inni nazwaliby to fartem, drudzy wolą walki, a jeszcze inni chęcią życia. Jego chęć życia skończyła się kilkaset lat temu, pogrążając go w gorzkiej tafli szkockiej oraz krwi, którą codziennie ścierał ze swych rąk.
Kiedy znalazł się blisko Cedny zapomniał o świecie za drzwiami. Zapomniał o mordach, które siedziały piętro niżej bardziej obleśne niż ludzka wyobraźnia mogłaby sobie stworzyć twór fantastyczny. Teraz stał naprzeciw niej, spoglądając wyzywająco w oczy.
Liczyłaś na coś innego? — zapytał z nutką złośliwości. Czy chciał ją jeszcze bardziej obnażyć?
Opuściła broń, jednak nie zamierzała być bierna. Wgryzła się w jego wargę, boleśnie ciągnąć go za sobą. Drgnął jego jeden kącik ust, podążając za nią. Wpadł na łowczynię z impetem i przez chwilę przygniatając ją własnym ciałem do drzwi. W końcu wyprostował się na rękach, które ulokował po obu stronach jej głowy, dając kobiecie niewielką swobodę. Nie nacieszył się długo własną przewagą, gdyż jaskółka umknęła pod jego ręką. Czmychnęła z gracją ku bali, a on chwilę stał tyłem, aż nie odwrócił się. Wsunął dłonie do kieszeń spodni i z nieukrywanym zadowoleniem obserwował przedstawienie jakie Cedna mu zaprezentowała. Oczywiście, daleko jej było w pewnych momentach do seksowności, jednak odsłaniane ciało rekompensowało wiele tych niedociągnięć. W końcu parsknął pod nosem, widząc jak zanurkowała w lodowatej wodzie.
Trzeba było zaciągnąć właściciela lokalu do pokoju to załatwiłby ci ciepłą wodą. — Zbliżył się. Zastanawiał się czy czuła strach. Pozbawiona broni (która leżała pod drzwiami), praktycznie naga i z obcym dla siebie mężczyzną, który mógł się okazać kimkolwiek. Desperacja rządziła się swoimi prawami. Rządziła się kłamstwem, chaosem i krwią. A Shane poznał dogłębnie każdą z tych rzeczy.
Stanął przy bali, obserwując Cednę z góry. Wyglądał jakby się nad czymś przez chwilę zastanawiał, a potem nagle parsknął. Czyżby go rozbawiła?
Jednym sprężystym ruchem zrzucił z siebie ciężką kurtkę, a potem zwykłą koszulkę z krótkim rękawem. Wiecznie podwyższona temperatura ciała w podobnych momentach miała wiele plusów. Za koszulką pognały spodnie wraz z butami. Zagrał na jej zasadach, pakując się do lodowatej wody. Przyzwyczajony do podobnej temperatury nawet się nie skrzywił. Siedział naprzeciw eks-łowczyni.
Pytałaś się czemu jestem taki dobroduszny. Faktycznie ze mnie kłamliwa świnia, bo mam w tym wszystkim interes i bynajmniej nie kierowałem się jedynie wykorzystaniem cię seksualnie. — Przemieścił się nagle, zmuszając brunetkę do przywarciami plecami do ściany bali. Nachylił się nad nią, jedną dłonią zaciskając na krawędzi wanny i blokując jej drogę ucieczki z prawej strony. Pochylił się mocniej, parząc oddechem pełne wargi Cedny.
Pytanie jak mocno jesteś pijana, aby podjąć poważną decyzję — wychrypiał z typowym dla siebie głosem, jak gdyby miał chore gardło.
Nie zdążyła odpowiedzieć. Zamknął jej usta pocałunkiem, również chcąc mieć nikłe korzyści z ... werbowania nowego członka do organizacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czy to nie ironia, że właśnie takich chorych wyrzutków społeczeństwa nieświadomie pragnących śmierci najtrudniej było zabić? Oraz fakt, że takie skurwiele nic sobie z życia nie robiące żyli najdłużej? Aomame często się nad tym zastanawiała, gdy słuchała u Łowców starszych już wojowników wiecznie narzekających na życie, praktycznie gloryfikujących śmierć, ale nigdy nie znajdujących odwagi by samemu sięgnąć lufą do skroni. Ona sama była stosunkowo młoda, nawet bardzo młoda. Trzydzieści dwa lata, no proszę. Ile mógł mieć ten rudy mutant, oto było dobre pytanie. Wpadło jej to na myśl, gdy przycisnął ją do drzwi swoim ciałem, ale nie poświęciła swoim głębszym rozmyślaniom zbyt wiele uwagi. Urokliwie odurzona alkoholem i rozbudzona podnieceniem wolała bardziej skupić się na odczuciach fizycznych takich jak przyjemne ciepło uderzające z ciała Wymordowanego, czy drgnięcie jego ust pomiędzy jej wargami. Bardzo satysfakcjonujące odczucia. Niby dobrze znane kobiecie, a jednak wydawały się kompletnie nowe, jakby odkrywała nowy świat pełen brutalności, krwi i zapachu stęchlizny, gdziekolwiek pójdziesz.
Była w dobrym nastroju do zabaw, ale wszystko rozpłynęło się w okrutnej bali lodowatej wody, gdy tylko przez nieszczęsny przypadek w niej zanurkowała. Przeszywające do szpiku kości momentalnie ją otrzeźwiło przywracając mózg do logicznego myślenia w przeciągu kilku sekund. Dosłyszała głos Shane’a i pomimo zgrzytania zębami zdołała posłać mu zadziorny uśmieszek. – T-t-tego knura? Hah! W jego marzeniach. – prychnęła odsuwając się na koniec wanny, aby móc się oprzeć o zimną stal ścianki i udawać, że wcale nie jest jej zimno. – Obecne widoki mocno rekompensują mi niską temperaturę.
Zamiast jednak wyobrażać sobie seksownego, nagiego mężczyznę, przed jej oczami stanęły różne sceny, w których Aomame kończyła żywot na kilka sposobów. Zastanawiała się jak zareagowałaby, gdyby złapał ją teraz za szyję i pociągnął pod wodę topiąc z szerokim uśmiechem, albo wyciągnął własną broń, skrywaną gdzieś po kieszeniach ubrania, która wypaliłaby szkarłatne dziury w jej miękkiej skórze. Mógł równie dobrze podciąć jej gardło własnym nożem, zadźgać serce, rozszarpać pazurami jak na mutanta Desperacji przystało… nie spuszczała wzroku z jego bursztynowych oczu, ale dopiero jego parsknięcie, gdy znajdował się już bardzo blisko wyłowiło ją z oceanu mrocznych myśli. W pierwszej sekundzie uniosła brwi do góry w zdziwieniu, po chwili jednak ściągnęła je ku sobie rozchylając delikatnie wargi i tym samym zadając nieme pytanie, w trakcie którego Smok zdążył się sprawnie rozebrać. Wystawiła łokieć na krawędź wanny, przysłaniając swoje usta dłonią, jakby podczas tej czynności, chciała przysłonić swój uśmieszek zadowolenia tym samym nie przyznając się, że podoba jej się to co widzi, chociaż wzroku nie omieszkała zawieszać na każdym nowo odsłaniającym się elemencie ciała najemnika. Całe szczęście, że jednak nie miał dodatkowej pary rąk, albo co gorsza odnóży i żadnej grubej sierści na klacie, pomyślała sobie z ulgą, gdy zgięła nogi do siebie, dając mu miejsce w wannie naprzeciwko siebie.
Hah! Wiedziałam! – rzuciła z pełną satysfakcją. Wytknęła go swoim palcem wskazującym z szerokim uśmiechem. Nagle ten sam palec znalazł się na lewej piersi mężczyzny, gdy niespodziewanie naruszył przestrzeń Cedny swoim własnym ciałem. Zmusił ją do poniekąd cofnięcia i zanurzenia się bardziej w wannie, gdy tak nachylił się nad nią. Kompletnie odciął wszelaką drogę ucieczki. Wpierw była nieco zaskoczona tym aktem dominacji, ale szybko jej usta wykrzywiły się w zaczepnym uśmieszku, bo Aomame sama w sobie nigdy nie potrafiła się grzecznie podporządkować jakiemukolwiek autorytetowi. Na sekundę rzuciła spojrzeniem na prawą rękę mężczyzny, ale szybko wróciła do jego drapieżnych oczu, które swoją przenikliwością zdawały się wyparzać dziury w murach chroniących myśli eks-łowczyni. Mimowolnie rozchyliła bardziej usta z ochotą wdychając płomienny oddech rudego spoczywający na jej wargach. W tym momencie wszystkie przerażające wizje śmierci w jej głowie, wymieszały się z błogimi scenami rozkoszy, co koniec końców doprowadziło Cednę do konkluzji, że w tę czy w tamtą stronę nie miałaby chyba nic przeciwko, aby tak skończyła się jej przygoda na Desperacji.
Uśmiechnęła by się jeszcze szerzej, gdyby tylko zdążyła przed nagłym atakiem Maccoy’a na jej wargi. Wcześniej wbijająca palec w pierś ręka, teraz spoczęła płasko na jego sercu w pierwszej sekundzie stawiając mu nikły opór, który tak szybko jak się rozpalił, tak i zgasł przyćmiony uczuciem znacznie silniejszym od chęci zachowania trzeźwości umysłu.
Rhoneranger nie zapomniała, że była to część układu. Podpunkt w ich nieistniejącej, domyślnej umowie spisanej aluzjami i wątłym flirtem na brudnych deskach stołu lokalu. I chociaż każde z nich miało w tym czysty biznes do uzyskania, to jednak pomimo to w Smolistej rosło coraz to większe pragnienie wykonania tej „roboty” dla własnej czystej przyjemności. Wargi mężczyzny wydawały się parzyć swoim gorącem, a równocześnie były urokliwie miękkie.
Przesunęła ręką po jego przyjemnych w dotyku mięśniach klatki, przez ładnie wyrzeźbione ramię, aż na kark, gdzie wsunęła palce pomiędzy kosmki jego włosów i po chwili przyciągnęła go bardziej do siebie ochoczo pogłębiając agresywny pocałunek. Jej plecy odruchowo wygięły się w łuk, a jej wolna ręka powędrowała do zapięcia mokrego stanika. Pod wodą nie było słychać kliknięcia z jakim haczyki odskoczyły od stalowych pętelek, ale dało się wyczuć wypływający na wierzch materiał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Życie drwiło na okrągło z wszystkich tych, którzy pragnęli żyć długo i szczęśliwie. Na każdym kroku przypominając o tym, że nie należy mieć złudnych, bajkowych marzeń, gdyż one w zastraszającym tempie pryskają niczym bańka mydlana.
Shane jakiś czas temu także pragnął, aby świat wrócił do normy, aby ktoś wynalazł lekarstwo na cholerstwo krążące w jego żyłach, i aby mógł w końcu żyć tak jak dawniej. Jednak niestety.
Świat stanął w miejscu.
Świat pragnął krwi i bólu, a ziemia martwych ciał, które pochłaniała z rozkoszą, a następnie wydawała swe zgniłe plony.
A co, spodziewałaś się łusek lub sierści? — zapytał z nikłym uśmieszkiem na ustach. Mógł domyślić się, że kobietę zapewne frapowała myśl o wymordowanych, zwłaszcza o nim, tym który należał do grona mutantów, a wyglądał całkowicie normalnie. Nie posiadał żadnego dziwnego defektu ciała, zero nienaturalnych nalotów. Wyglądał jak każdy normalny mężczyzna w M-3. I gdyby nie systemy zabezpieczające w mieście na wykrywalność wirusa, śmiało mógłby przedrzeć się tam, a następnie zacząć całkiem wygodne życie. Niestety. SPEC doskonale broniła swojej twierdzy i każde anomalie były tropione listem gończym, a następnie karane ścięciem głowy (tak to sobie wyobrażał).
Shane, jak na desperata, miał zadbane ciało utrzymywane w dobrej formie fizycznej. Nie posiadał nadmiernej tkanki tłuszczowej, a raczej zbite i ładnie zarysowane mięśnie. Szkolenia oraz treningi jakie były organizowane w Smoczej Górze nie pozwalały, aby żaden Smok stał się grubą i ociężałą jaszczurką.
Sporo niewidocznych blizn zdobiło go, niczym zasłużone trofea po walce.
Zawsze mogę ci pomóc się zagrzać — szepnął do ucha kobiety, kiedy nagle dzieląca ich odległość zrobiła się intymna.
Płasko położona, chłodna dłoń czuła każde spokojne i rytmiczne uderzenie serca. A może kobieta myślała, że będzie martwe? Całkowicie pozbawione rytmu i duszy?
Bo jesteś martwy, Shane. Martwy i bez duszy.
Złamał całkowicie barierę łącząc ich usta w gorącym pocałunku, w którym chwilę musiał sam dominować. Dopiero po chwili Cedna dała się namówić i podjęła zabawę. Rudzielec przeniósł rękę opierającą się o wannę na kark eks-łowczyni, wpijając się w jej wargi znacznie zachłanniej i namiętniej, jakby chciał odebrać ostatni oddech. Cedna znacznie rozluźniła się, ale wygięła plecy w łuk. Shane uchylił jedno oko sprawdzając co kobieta próbuje wyczyniać, ale widząc pływając materiał, kącik ust powędrował zadziornie w górę upewniając go we własnych domysłach.
Dłonią z karku spokojnie przesunął wzdłuż klatki piersiowej łowczyni, pomiędzy jej piersiami, docierając na brzuch, a stamtąd przedostał się na ładne wcięcie w tali. Złapał ją za biodro i stanowczo przyciągnął do siebie. Wciągnął na swoje uda, obejmując szczupłą talię w silnym uścisku. Mimo zimnej wody, w której oboje siedzieli praktycznie po pas, rudzielec czuł gorąc bijący od niej. Była niesamowicie seksowna, aż przez chwilę przeszło mu przez myśl, że odziana we wściekłość również wyglądałaby korzystanie. Ba, dla niego, zapewne najbardziej. Ta myśl wywołała w nim przyjemne dreszcze podniecenia, przebiegające wzdłuż kręgosłupa.
Szorstkimi palcami pogładził wystającą kość biodrową, zaczepnie zahaczając o udo, które krótką chwilę ścisnął.
Za drzwiami przechadzali się pijani goście, którzy w akompaniamencie innych śpiewów podłapywali zmyślone melodie, nucąc sami do siebie. Podłoga co rusz skrzypiała, a doskonały słucha najemnika wychwytywał każdy najmniejszy szelest poza ich małym królestwem, w którym odcięci od całego świata próbowali się zdobyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jest kilka typów muskulatury, które Cedna lubiła określać własnymi nazwami, jak taka „wojskowa”, gdzie wszystkie mięśnie mają prawie, że podręcznikowe gabaryty, objętości i zarysy, jakby każdy rekrut wyszedł prosto ze szkicu człowieka witruwiańskiego. Był też typ laikowy, wielce szerzona wśród łowieckich partyzantów-żółtodziobów, których mięśnie były równie sprawne, ale zwykle ukrywały się pod skórą z braku rygorystycznej diety i treningów. Był też trzeci typ, dotychczasowo widziany przez kobietę tylko parę razy. Muskulatura prawdziwego drapieżnika, którego mięśnie są użytkowane w sposób w jaki zostały stworzone, praktycznie wyrzeźbione w ciele, ale za to kompletnie nie ujmujące swoją funkcjonalnością wyglądowi. Tego Aomame spodziewała się po mężczyźnie Desperacji, smoczym najemniku, który na kilometr rozsiewał wokół siebie zwierzęcą aurę predatora. Shane ją nie rozczarował.
Ale... Rhoneranger była też łowczynią - i to nie tylko z profesji.
Tak jak na polowaniu bywa, z reguły ukrywała się za gęstym listowiem mylnych pozorów i stawała po zawietrznej pozwalając, aby wiatr zmył niebezpieczną woń jej dobrze zbudowanego ciała. Sama wytropiła sobie ofiarę w lesie mutantów nie wiedząc, że inaczej wyglądający osobnik od dotychczasowo spotkanych, wcale a wcale nie był bezbronnym zwierzęciem jakie mogłaby wrzucić dzisiejszej nocy na ruszt. Stanęli poniekąd w niebezpiecznej sytuacji. Konfrontacji jednego drapieżnika z drugim i żadne nie miało zamiaru ustąpić. Dało się to wyczuć już w samym sposobie ich patrzenia na siebie, w buńczucznym zachowaniu Cedny, jej równocześnie rozluźnionych, ale ostrożnych gestach.
Położyła dłoń na jego klatce, aby móc go odepchnąć w każdej chwili, ale nie spodziewała się, że pod mostkiem wyczuje bicie jego serca. Dotychczasowo była święcie przekonana, że Wymordowani byli… no martwi. Tak kompletnie, jak zombie, a tu jednak w ciele tego mutanta wyczuwalnie biło serce. Z medycznego punktu widzenia – ciągle żył.
Nie mogła sobie jednak teraz pozwolić na chwile zawahania, czy uległości. Toczyli tutaj bitwę i to nie byle jaką. Każde szarpnięcie, każdy uścisk i pocałunek markował symboliczną wiadomość, które podsycały gorący konflikt.
Gdy mokry stanik opuścił piersi Cedny, ta mogła wykorzystać swoją rękę, aby przesunąć delikatnie paznokciami po żebrach partnera, aż na plecy, pomiędzy łopatki. Uchyliła powieki wyłapując chwilowe spojrzenie mężczyzny i nie hamowała uśmieszku jaki wypełzał na jej usta, gdy Shane przesunął rękę z karku na jej klatkę piersiową i niżej.
Mruknęła zaczepnie, kiedy odległość jaka dzieliła ich ciała momentalnie się zmniejszyła, zamykając czarnowłosą w stanowczym objęciu Maccoya. Dotychczasowo jej ciało drżało z zimna wody, ale obecnie dreszcze zmieniły swoje źródło. Były wynikiem czystego podniecenia, które dyktowało kolejne ruchy Smolistej otoczonej ciepłotą ciała partnera. Przez te kilka krótkich chwil zdawało jej się, że wcześniej boleśnie mroźna woda, teraz kojącą gasiła ich własną temperaturę.
Po jego kręgosłupie przeszły nie tylko dreszcze wywołane jego myślą, ale i palce Ced podążające za wgłębieniem pomiędzy mięśniami, które gdy tylko dotarły poniżej pasa przesunęły się po boku rudego, aby zadziornie zahaczyć o jego podbrzusze w odpowiedzi na ściśnięte udo. Szorstkość jego dłoni na jej skórze zadziwiająco przyjemnie drażniła Cednę roznosząc dreszcze po jej ciele. Nic wielkiego nie robił, przez co ciało dopraszało się o znacznie więcej, co stawiało limit cierpliwości Aomame pod dużym znakiem zapytania.
Przejechała paznokciami po jego brzuchu, klatce i położyła obie już dłonie po bokach jego twarzy, co wspomogło ją przy złamaniu płomiennego pocałunku, który i tak odbierał jej już dech. Sapała mu w usta zaledwie kilka centymetrów od jego twarzy z soczystymi wypiekami na twarzy. Po tych kilku sekundach czuła się jakby ledwo co wyszła z sauny, zaskoczona, że w tak krótkim czasie temperatura w pokoju wzrosła o tyle stopni. Wyszczerzyła się zadziornie.
Rzeczywiście jesteś całkiem pomocny, jeśli chodzi o  zagrzanie – przesunęła dłonie nieco niżej i palcami prawej ręki odchyliła jego twarz, aby móc dostać się wargami do jego szyi. Złożyła delikatny pocałunek pod jego uchem. – tak samo z resztą z kąpielą – mruknęła przesuwając się o centymetr niżej i powtarzając czynność – i alkoholem. – kolejny fragment skóry został muśnięty jej rozgrzanymi wargami. Uśmiechnęła się drapieżnie. – Jak poważny musi być ten interes, aby najemnik tak się poświęcał? – Spytała nieco rozbawiona i złapała czuła skórę szyi pomiędzy swoje zęby przysysając się w tym miejscu mocniej, niż poprzednio, aby zostawić tam znak po swojej obecności – czerwoną malinkę. Gdy wystarczająco długo, ku swemu własnemu zadowoleniu, wymęczyła ten jeden punkt kontynuowała dalsze kąsanie szyi rudego nasłuchując jego reakcji. Jednak z błogiego stanu wybiły ją hałasy za drzwiami, które przykuły jej uwagę, gdy co raz delikatnie skubała wargami skórę Maccoya. Otworzyła oczy wbijając czerwone ślepia w drzwi pokoju nie przerywając pieszczoty, ale w jednej chwili po pomieszczeniu rozszedł się nagły huk, jakby ciało z całym impetem uderzyło w drzwi i prawie je wyłamało, co po chwili zostało skomentowane gromkim rechotem pijaczynego śmiechu kilku innych gości lokalu. Ten jeden, krótki epizod wystarczył, aby natychmiastowo zareagowało ciało i instynkt eks-łowczyni, której mięśnie spięły się w jednej sekundzie nieświadomie ściskając biodra Shane'a swoimi udami. Zadarła głowę do góry z wyczekiwaniem patrząc na drzwi, w pełni gotowa, aby w następnej sekundzie wyskoczyć z wanny, gdy zajdzie taka potrzeba. Jegomoście zza ściany jednak nie mieli zamiaru taranować sobie przejścia do zamkniętego pokoju, a przeszli dalej korytarzem nie nękając dłużej dwójki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shane nie miał zielonego pojęcia, że znalazł się liście Cedny, ba, że zdobył tak wysokie noty, na które najpewniej odpowiedziałby jej zadziornym uśmieszkiem. On nie skupiał się na swoim pokrytym bliznami ciele. Wolał przesuwać wzrokiem po ładnie wyeksponowanym biuście łowczyni, prześlizgując się na dolne partie. Podobała mu się smukła talia, płaski brzuch i ładnie zaokrąglone biodra, które ginęły pod wodą, a dzięki czemu jego wyobraźnia mogła pognać znacznie dalej niż on sam chciałby.
Drapieżna kobieta, która próbowała przejąć nad nim władzę. Oboje doskonale wiedzieli, że ta potyczka będzie pełna namiętności, gwałtowności oraz butności.
Shane pozwalał Cednie na chwilowe triumfowanie kiedy zaatakowała jego usta z pełnym impetem odbierając mu oddech. Mocniej zacisnął palce na jej biodrze, w które pozwolił sobie wbić palce. Z nikłym uśmiechem na ustach, zasugerował kobiecie, że nie zamierza odpuścić batalii na rzecz seksownego wroga. No bo cóż, tego odmówić jej nie mógł.
Była łowczyni miała na swej drodze najemnika, który również zaliczał się do gatunku drapieżcy. Jednak rudzielec podejrzewał, że jest ona tego całkowicie świadoma i wręcz z premedytacją wykorzystała swoją atrakcyjność, aby zamydlić mu oczy i całkowicie pozbawić go władzy. Wyglądała na taką, która nie lubiła kiedy mężczyzna dyktuje jej warunki.
Poczuł jej chłodną dłoń na swojej klatce piersiowej i przeszedł go dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Była miękka i delikatna. Pomimo, że Cedna nie trudniła się łatwą pracą, jej dłonie nadal pozostały niesamowicie aksamitne. Jej chwilowe zawahanie zostało rozproszone nagłą bliskością, z której Shane korzystał jak najwięcej. Wargami oderwał się od ust łowczyni — zanim ta zdążyła pochwycić jego twarz w obie dłonie — i przeniósł swoje na szyję. Całował ją chwilę, aż w końcu nie zjechał na ramię, które zaczepnie podgryzł. Zostawiał po sobie niewidoczne, wręcz lekkie ślady po zębach, jednak zaprzestając tego zabiegu, kiedy zauważył jak stanik Cedny dawno jest poza ich zasięgiem wzroku. Pochylił się, nieco cierpiąc na własnej wygodzie, jednak wargami sięgnął mostku, a następnie jednej piersi, nad którą znęcał się jakiś czas.
W końcu wyprostował się jak struna, pozwalając na nowo zgarnąć władzę Cednie, którą ochoczo brała. Ponownie wpił się w jej wargi, samemu po chwili tracąc oddech, jednak nie zamierzając odpuszczać. Głośno sapnął zaczerpując chwilowego oddechu podczas tej gonitwy.
Mówiłem, a nie chciałaś mi wierzyć — odparł z zadziornym uśmieszkiem na ustach, kiedy pozwoliła mu zachłysnąć się powietrzem. — Mam też inne ukryte talenty — rzucił i wiedział, że ta zaczepka nie zostanie pozbawiona odpowiedzi zbyt długo.
Odchylił posłusznie głowę w bok, szykując się na sporej wielkości malinkę. Wcale się nie rozczarował kiedy Cedna pozostawiła po sobie pamiątkę. Nagrodził ją niskim, gardłowym pomrukiem zadowolenia. Zazwyczaj to on znaczył swoje partnerki, nawet te, których imion i twarzy nie pamiętał, jednak tym razem role odwróciły się. Parsknął zadowolony, gdyż Cedna okazywała się doskonałym przeciwnikiem w tej walce. Nie była uległą damulką, która oczekiwała. Sama również dawała z siebie. Nie chciała być na jego łasce, dzięki czemu w jego oczach zyskała jeszcze więcej atrakcyjności.
Widzę, że woda otrzeźwiła twoje myśli — powiedział z nutką rozbawienia, ale jego dalsze ruchy nijak się z tym miały. Palcami przesunął wzdłuż jej boku, a potem wsuwając się między jej uda. Palcami zahaczył o brzeg bielizny, za którą pociągnął. — Podnieś się — mruknął jej na ucho. Odsunął twarzy i nosem podniósł jej brodę do góry, dzięki czemu zyskał lepszy dostęp do wyeksponowanej szyi i polizał ją wzdłuż.
Posiadasz wiele zdolności. — Dwuznaczny uśmiech ukrył w jej obojczyku, który kąsał. — A ja potrzebuję różnorodnych umiejętności. Może nie ja, a moja organizacja. Drug-on. To co ci proponuję to nie tylko seks, a przystąpienie w nasze szeregi — wyrzucił na jednym wydechu. Propozycja do odrzucenia. Chociaż nie w jego mniemaniu. Nie przewidywał odmów. Przecież w końcu w jej oczach tak się poświęcał.
Słysząc głosy za drzwiami i obijające się mordy meneli, zerknął kątem oka na drewnianą dyktę, robiącą za prowizoryczne drzwi. Na szczęście wytrzymała napór ciężaru męskiego ciała, a jej właściciel niepocieszony musiał gnębić kogoś innego.
Shane jednak wolał skupić się na łowczyni aniżeli na jakimś śmierdzącym pijaku. Nie czekając na jej pozwolenie podniósł ją, samemu wstając z kolan. Było mu cholernie niewygodnie, a kiedy mógł wyprostować nogi, poczuł ulgę. Wziął ją na ręce nie chcąc tkwić w lodowatej wodzie. Zabrał ją na  łóżko, gdyż będą  mieli pod sobą względnie pachnącą szarym mydłem pościel.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach