Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 20 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 16 ... 20  Next

Go down

Pisanie 19.11.17 14:14  •  Wiśniowy skwer - Page 13 Empty Re: Wiśniowy skwer
Uwielbiała, gdy wybory pozostawiano dla niej. Tia. Ona, jej dość beztroskie i nierzadko nieodpowiedzialne wybory i pozwalanie jakiejkolwiek odpowiedzialności spocząć na jej obolałych barkach chyba nie było dobrym pomysłem. Ale w jej przypadku innej opcji nie było - w końcu była bardzo dumną istotą. Czasami za bardzo. - Dzięki uporowi mojej matki. - powiedziała, przyglądając się przy okazji atakowi kaszlu Hex'a - Była polką. Gdyby to mój rodziciel uparł się przy swoim pomyśle z pewnością nazywałabym się jak spora większość w okolicy - Hatsuma, Yuka bądź Kishimodo.
Jej mama również nosiła piękne imię - Anastazja. Marcelina kochała swoje imię, czuła, że jest wyjątkowe i samo w sobie stanowi pseudonim - sporo osób zna przecież Marcelinę. Tak, TĄ Marcelinę. - Cóż... - zaczęła, ukrywając fakt, że pytanie bardzo ją zaskoczyło. Udawała, że się zastanawia. -Tak, wierzę. - powiedziała w końcu, spoglądając na pagórkowe wzniesienia, które rozpościerały się przed dwójką spacerowiczów. Przed sobą ujrzała dobrze znaną sobie twarz, za którą tęskniła. Hadrian był upadłym. Lokstar, jego brat bliźniak i najlepszy przyjaciel Marceliny również. Nie powiedziała już nic więcej; wolała nie przyznawać się do tego, że nie przepadała za skrzydlatymi, którzy traktują z pogardą upadłych.  
-Taki miałam zamiar - wzruszyła ramionami, wspinając się na dość grubą, jedyną gałąź wybranej przez siebie wierzby. Zrobiła to zwinnie i szybko. Rozsiadła się wygodnie, siedząc teraz niemal dwa metry nad ziemią.  Jej oczy uraczyły mężczyznę niebieskim błyskiem. - Owszem, mam - parsknęła, palcem wskazującym celując na północny wschód. - Chyba w tamtym kierunku. - dodała, milknąc i zakładając obie ręce za siebie, robiąc z nich koszyczek, o który oparła swoją głowę. Nie chciała więcej zdradzać - stwierdziła, że nie może teraz zbyt dużo o sobie powiedzieć, tym bardziej, że nie wie, z kim ma tak naprawdę do czynienia. Może to kolejny zbir wynajęty przez Josepha? A co, jeśli ten pracuje dla s.specu? - Mieszkam na desperacji, tutaj jestem... wypoczynkowo. Czasami.
A co, jeśli to jeden z wyznawców Ao? Wszak mają z władzą sojusz, ich obowiązkiem jest dostarczanie informacji sojusznikom. Marcelina była wymordowaną - nie miała prawa przebywać na terenach miasta. Nie chciała więc zdradzać, że posiada w m-3 mieszkanie i właściwie zamieszkuje to miejsce.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 14:42  •  Wiśniowy skwer - Page 13 Empty Re: Wiśniowy skwer
- I... Dobrze... - Wypowiedział gdzieś pomiędzy kaszlnięciami w odpowiedzi na jej słowa o tym, ze to upór matki sprawił by miała na imię Marcelina. I dobrze, oryginalność to cecha jaką zawsze lubił w innych. Wszak na co być takim jak każdy inny, jeśli można być sobą. Kimś specjalnym. Kimś innym. Tak jak i Hex nie jest aniołem, a zarazem jednak do nich mu najbliżej. Ha, tak. Dobre.
Wierzyła więc, to ułatwiało sprawę i nie zmuszało Hexa do tego by udowodnić że one istnieją, przywdziewając się w sztuczne, anielskie skrzydła jakich zresztą nigdy nie posiadał, a jedynie mógł stworzyć złudne, sztuczne twory. Tia.
To zawsze coś jednak, nie? ... Nie. Zdecydowanie nie.
- No tak, gdzie indziej jak na drzewie. - Pokręcił głową z uśmiechem, czego miał się spodziewać po wymordowanej kojarzącej się z kotem? Postanowił więc zająć miejsce mniejwięcej pod nią, siadając na ziemi i opierając się o drzewo. No, trochę z boku, by mogła na niego zerknąć i on również na nią.
- Bez obaw, nie będę podglądał. - Rzucił od razu kolejnym żarcikiem, biorąc pod uwagę że był pod nią i mógł podejrzeć ją pod strojem. Nie zamierzał jednak tego robić, o czym od razu poinformował, choć zapewne ona sama by nawet na to nie wpadła gdyby nie powiedział, nie?
Ech, teraz już za późno, nie? Tak, wiadomo, Hex to zboczeniec, jasne, oczywiście.
- Nie wiem jak bardzo mi to pomoże, więc odstawię cię najwyżej w losowym domu w tamtą stronę. - Skoro nie zamierza powiedzieć konkretów, to i on niekonkretnie jej pomoże w razie potrzeb, i tyle, heh.
- Mmm, rozumiem. No nic, miałem ci opowiedzieć historyjkę. Skoro wierzysz w anioły, zapewne wiesz o nich coś nie coś. Jakie są dobre, piękne, cnotliwe i tak dalej. - Parskną, niemal rozśmieszając się tymi ostatnimi słowami. Tak. Dobre. Cnotliwe. Miłe. Może jeszcze coś?
- Ja... Jestem czymś na styl anioła. Kiedyś było więcej takich jak Ja, ale wiesz, aniołki nie lubią odmienności. Więc wybijali nas. Zabijali nas. Nienawidzili nas, i teraz... Nie wiem czy ktoś poza mną został. Dlatego też dołączyłem do Kościoła Nowej Wiary. Wiesz, wszystko idealnie dla mnie. Zabijanie aniołów... W sumie to jedyny powód dla jakiego tam dołączyłem. - Rozłożył bezradnie ręce z uśmiechem, po czym kontynuował, nie bojąc się że właśnie opowiada jej o sobie dość... Długą historyjkę życia. W skrócie, ale i tak będzie wiedzieć o nim dość dużo. Z drugiej strony, w jego pokręconym spojrzeniu uratowała mu życie, stąd uznaje że zasługuje na to? Chyba tak.
- Było całkiem dobrze przez jakiś czas. A potem... Pierwszy raz, od samego początku mojej egzystencji, poczułem miłość do innej osoby. Do zwyczajnej, ludzkiej kobiety. Ja... I było świetnie. Potwór skryty wewnątrz mnie, bestia jaka rozrywała ciała, spijała krew i zjadała serca był zabijany przez miłość do kobiety... - Błogi uśmiech jaki zaczął majaczyć od momentu gdy wspomniał o Echo w jednej chwili przekształcił się we wrogi wyraz, wraz z tym jak Hex uderzył pięścią w drzewo, od którego też uderzenia całość zadrżała w korzeniach. To nie była siła uderzenia.
To była siła jego niestabilnej mocy niszczenia i kreowania rzeczywistości, która wzruszyła ziemią wokół drzewa. Opuścił dłoń, kontynuując bardziej przybitym tonem. - Którą zabito. Odebrano mi jedyny sens mojego życia... I wtedy znalazłaś mnie. - Ton ponownie się "rozjaśnił", jak i jego oblicze. - Chciałem umrzeć, a ty byłaś wysłannikiem losu. Tym, kto miał mnie zabić... I odrzuciłaś to. Dałaś mi żyć. Dlatego też ocaliłaś mnie, Marcelino. Byłaś głosem losu, głosem jaki powiedział mi, że mam żyć. Więc żyje, jestem... I dziękuję ci. I przy okazji zastanawiam się jak wyciąć sobie ze skóry tatuaż wyznawców Ao. To duży skrót tej historii. - Zerknął w górę, oczekując odpowiedzi od Marceliny. To był bardzo duży, dość chaotyczny skrót całej tej historii. Co ona na to powie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 17:30  •  Wiśniowy skwer - Page 13 Empty Re: Wiśniowy skwer
Rozsiadła się jeszcze wygodniej, zakładając prawdą łydkę na lewą. Westchnęła błogo, wodząc wzrokiem po sztucznym niebie, gwiazdach, które idealnie odwzorowywały te na desperacji. Nadal jednak pozostawały tylko kopią prawdziwego nieba, tak samo jak wiatr, który delikatnie pieścił skórę, zapachy, kolory i wszystko, co ich otaczało. Z uśmiechem na ustach pokręciła głową, parskając nieudawanych śmiechem. - No co ty, przecież nie mam na sobie spódnicy... - poza tym była dość szczupłą osobą. Nie należała do szczęśliwych posiadaczek obfitych kształtów, w dodatku jej figura była dość... specyficzna. Miała długi tułów, dość krótkie jak na swój wzrost nogi, szerokie ramiona, długą szyję i długie ręce. Chyba dość niespotykana sylwetka. Słuchała go uważnie. Nie umknęła jej informacja, że ten faktycznie należał do organizacji Kościoła Nowej Wiary, dlatego nie odpowiedziała na zaczepki odnośnie jej dokładnego adresu.
Nie przerywała mu, pozwoliła wygadać się do końca. Już po kilku pierwszych zdaniach z zaskoczeniem doszła do wniosku, że Hex - mimo, iż sam aniołem był - nienawidził skrzydlatych, a do sekty dołączył właściwie tylko po to, by legalnie je mordować. Uśmiechnęła się w duchu. Mieli ze sobą trochę wspólnego. - Łooo, spokojnie - syknęła, trzymając się mocniej gałęzi, która na wskutek uderzenia zatrzęsła się potężnie. Marcelina upewniła się, że zarówno miejsce jej spoczynku jak i sam Hex uspokoili się nieco, po czym przyjęła dokładnie tę samą pozę. Wzruszyła ramionami i słuchała dalej, po drodze odczuwając jeszcze większą więź z tym mężczyzną. Stracił kobietę, którą kochał... Marcelina zamyśliła się na chwilę. Tak, z pewnością mieli wiele wspólnego. Różnica była jednak znacząca - od dramatu Marceliny minęło cholernie dużo czasu, zaś Hex'owy dopiero się zaczynał. Ta kobieta musiała umrzeć stosunkowo niedawno. Wymordowana zastanawiała się, w jaki sposób dotarła do tego dziwnego, jedynego w swoim rodzaju anioła? Jak jej pojawienie się, tylko chwilowe, miało być aż tak brzemienne w skutkach? Marcelina zastanawiała się chwilę. Po tym streszczeniu dość obszernej historii zrodziło się w jej głowie wiele pytań. Mieli dużo czasu - noc była jeszcze młoda, a wymordowanej wcale nie chciało się spać. - Skoro nie jesteś, a jednocześnie jesteś aniołem, to... to kim jesteś? Jaką rasę reprezentujesz? - zapytała, spoglądając nań z ukosa.
Zastanawiała się też nad wspomnianym potworem, który zabijany był powoli przez miłość. Zainteresowało ją to, a uczucie podobieństwa do zielonowłosego jeszcze wzrosło. Ją też męczyły... potwory. Jednak Marcelina traktowała je już dawno jak swoją... rodzinę?
- Ja też jestem przeklęta. - powiedziała w końcu, słysząc chichoty, które jak na zawołanie rozbrzmiały w jej głowie.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 18:10  •  Wiśniowy skwer - Page 13 Empty Re: Wiśniowy skwer
- To wcale nie broniłoby mnie od podglądania. - Nie musi wszak podglądać jej bielizny pod spódnicą, nah? Może zwyczajnie lustrować ją wzrokiem i podpatrywać jej figurę. Może i nie była standardowa, ale czy to mu przeszkadzało? Lubił unikalność, odmienność, bez względu na to czy chodziło o charakter, strój, wygląd czy ciało. Zwyczajnie lubił... Niestandardowość. Niezwykłość. Tylko tyle. Lubił to.
Nie zamierzał jej strącić stamtąd, stąd też wibracje po tej jednej się nie powtórzyły już. Jakby nie było, spodziewał się pytania jakie zadała. Skoro nie anioł, a zarazem jednak coś w tym stylu, to co dokładnie?
- Słyszałaś opowieści o Dżinach? Wiesz, potrzesz lampę, wychodzi ci z niej dziwny stwór jaki spełni twoje życzenia. O ile być może istnieją takie stwory, czego ja nie wiem - Rozłożył bezradnie ręce, po czym kontynuował. - To, kim jestem Ja, można uznać również za "dżina". A wy, o ciele i sercach ze złota, będziecie służyć i wspomagać anielskie legiony w ich pracach. - Parskną pod nosem śmiechem jakim żałował samego siebie. Co w dużej mierze powodowało, że byliśmy powiązani przez Jego samego złotym łańcuchem, jakiego wodzę trzymały przepiórki. Byliśmy jeszcze niżej, niż anioły służebnicze. Gdy On zniknął, byliśmy traktowani czasami gorzej niż popychadła... Lecz nasze serca i dusze ze złota nie pozwolały nam się z tego zerwać. Musieliśmy robić wszystko... Wszystko czego od nas chcieli. Ja... - Wziął głębszy oddech, odchylając głowę i spoglądając w sztuczne niebo kopuły M-3. Ciemność. To w niej mógł narysować twarze aniołów. Nie w świetle, nie w bieli. We wszechogarniającej ciemności nocy. - Widziałem jak moja rasa wymiera. Jak giniemy. Rosłem w nienawiść. W gniew. Przeradzało się to w potwora, bestię wewnątrz mnie. Te emocje zlały się w jeden, stały twór. Coś, co wyzwoliło mnie ze złotych kajdan... Coś, co podszeptuje mi w głowie gdy jestem w najsłabszych chwilach, słodkie słowa o rozlewie krwi. O masakrach. O mordowaniu... I wiele razy skutkowało. Chciałem umrzeć, przestać istnieć. Wielokrotnie, ale on mi nie pozwalał. Ex jest nawet w stanie uzyskać materialną postać, i podzielić się tym, co miliardy lat mojej niszczonej duszy robią z umysłem. Lecz dzięki tobie, i dzięki śmierci Echotale... Teraz ja jestem u władzy. Nie On. Nie gardzę sobą. Nie chcę umrzeć, nie chcę zamordować każdego anioła, człowieka czy wymordowanego. Nie gardzę każdą żywą istotą na tym padole już więcej... Dlatego też milczy. - Od momentu gdy w końcu przestał być tym, który kontroluje ich ciało. Gdy w końcu Hex wyrwał się z jego wpływu. Teraz milczy, lecz jest gotów... Nie. Jest zmuszony pojawić się na każde wezwanie zielonowłosego dżina.
- Heh, witaj w klubie. Niestety nie mam ciasteczek. - Wzruszył bezwiednie rękoma. - Wybacz też że zatrząsłem drzewem. To... To wciąż świeża rana. - Nie minęło wiele czasu od jej śmierci. Nie dla Hexa. Nie gdy to była jego pierwsza miłość, jaką kiedykolwiek poczuł.
I jaką mu odebrano nim zdołał się nią nacieszyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 18:46  •  Wiśniowy skwer - Page 13 Empty Re: Wiśniowy skwer
Siłą rzeczy musiała odczuć odrazę. Trwała ona jednak tylko dwie sekundy, potem bowiem górę nad złymi emocjami przejęło jej poczucie humoru i dystans właściwie do wszystkiego. To, co zdążył jej zrobić Joseph było niewybaczalne, lecz nie mogło też przejąć kontroli nad jej czynami, odczuciami i stanami emocjonalnymi. Dalej była po prostu sobą. Wiedziała jednak, że trauma jeszcze długo będzie się odbijać echem w jej życiu i decyzjach. Na szczęście nie ubierała się kuso i wyzywająco, wolała luźniejszy styl, który zakrywał wszystko, co zakrywać miał. - Słyszałam. - potwierdziła, przypominając sobie księgę, tę samą, w której jeden, mały rozdzialik był poświęcony przeznaczonemu jej Aragotowi.
Albo to ona była mu przeznaczona. Marcelina nie odezwała się już do końca opowieści, pozwalając otulić się głosem towarzysza. Analizowała tę dziwną, pokręconą wręcz historię. Westchnęła cicho, delektując się wietrzykiem, który znów popieścił jej policzki i zmierzwił włosy. Doskonale wiedziała, co oznaczało poniżenie. Sama przeżywała go w najpakudniejszej formie przez rok, żyjąc w chłodnej celi laboratoriów s.spec. Z bratem bliźniakiem niedawno zmarłego partnera. Koszmar. Cholera, jak wiele mieli ze sobą wspólnego... -Ja też jestem ostatnia... - zaczęła, znów odpływając myślami do tamtego feralnego dnia.
Krzyki, dźwięk trzaskanych kości, wszędzie popiół lepiący się do spoconego ciała, jęzory ognia liżące nieboskłon, WRÓG W MUNDURZE. Krew, płonące zwłoki i swąd temu towarzyszący, w końcu cisza. Zdawałoby się, że nikt nie przeżył, a jednak... powstali Ci, przeklęci, którzy otrzymali drugie życie. Zmutowani, zabrani przez władze. Kilka jednostek, wszystkie wcześniej czy później wybite. Wszystkie prócz...
- ...jestem ostatnią żyjącą mieszkanką Starej Desperacji.
Tak, ostatnią. Udało jej się przeżyć dzięki własnemu sprytowi, niesamowitemu szczęściu i... i jemu. To Hadrian wraz ze swoją bandą przygarnął ją i pozwolił wędrować wspólnie. Uratowali ją. A teraz... znów jest sama. - Nie mów mi nic o ciasteczkach. Głodna jestem. - Dopiero teraz poczuła ssące, irytujące uczucie w żołądku. Nie jadła od kilku dni. Pizzy z ananasem zaproponowanej przez Josepha nawet nie tknęła. - Kim była ta kobieta? - zapytała w końcu. To pytanie musiało paść wcześniej czy później... głupia, wścibska baba!
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 19:36  •  Wiśniowy skwer - Page 13 Empty Re: Wiśniowy skwer
Ech, nie wiedział o co chodziło że jej stan nie był zbyt dobry, więc nie mógł wiedzieć iż chodziło to. A Hex, jak to Hex, bywa bezpośredni, a nawet i sprośny gdy czasem chce. Tak wyszło w praniu, i takowoż jest tu i teraz. Nie kontynuował jednak tematu, widząc że Marcelina mu nie odpowiedziała na kolejną zaczepkę. Choć nie zawsze się tak wydaje, to jednak potrafi się wstrzymać, gdy widzi że lepiej nie drążyć tematu. To też zrobił.
Długa ta historia mu wyszła, ale miał nadzieje, że wyczerpująca na tyle by nie musiał jej powtarzać. Spodziewał się dopytywania o to i owo, i póki miał na to chęci, to miał w planie odpowiadać, co też właściwie robił.
- Starej desperacji? Czymś to się różni od obecnej? - Spytał, zerkając ku Marcelinie z lekko ściągniętymi brwiami w zastanowieniu. Nie wiedział w zasadzie o co konkretnie mogło chodzić ze "starą" i "nową" desperacją, bo nie zawsze przywiązuje dużą uwagę do konfliktów i działań ludzi i ludzio-podobnych istot, za murami czy w nich. Woli się zajmować sobą, a czasem wpaść, zamieszać i wypaść. Taki jest. I taki będzie.
- Zaproponowałbym rybę, miałem nawet jedną w plecaku, ale moje rzeczy zostały z garnizonem gdy mnie wpuszczano. - W sumie to może nie był to najlepszy pomysł by wspominać o rybie, biorąc pod uwagę że dziewczyna była kotołakiem. Och, cóż.
Hm... Ta.
- Elisabeth, Echotale... Była Prorokiem Kościoła Nowej Wiary. - Urwał na moment, spoglądając w stronę tafli stawu. Nie była piękna... Nie była specjalna. Nie była nikim, kogo by się nie spotkało na ulicy. Ale była człowiekiem, jaki się go nie bał. Była człowiekiem, jaki podziwiał Hexa za to, kim był i w jaki sposób był. Była na tyle silna, by wytrzymać wszystko, co tylko Dżin i jego alter ego na nią rzuciło. Była... Niesamowita.
Ale świat nie dał mu się długo nią nacieszyć, heh. Potrząsnął głową, wzdychając cicho. - Nie dbam o to kto zajął jej miejsce. Nie dbam już o wiarę w Ao, który nigdy nie istniał i nie istnieje. Byłem tam, od samego początku. Ao nigdy nie powstał i nigdy go nie było. To tylko wyobraźnia naćpanych desperatów, tak jakbyś się zastanawiała nad tym. - W końcu mógł przy okazji ostrzec nowo-poznaną wybawicielkę o tym że jeśli aby chciała ulec ich wierze, to serio nie ma w co wierzyć. Ao nie istnieje. Nigdy nie istniał. Wiadomości prosto z frontu.
- Znasz jakiś sposób na pozbycie się tatuażu bez wycinania sobie całej skóry? Ciężko byłoby mi ciąć się po plecach, a nie chcę mieć już nic wspólnego z Kościołem. Nigdy więcej. Wolę łazić po pustkowiach, samemu, niż znieść kolejną minutę kontaktu z nimi. - Utrata Echo przekierowała jego nienawiść na tą organizacje. Dlaczego? To proste.
Gdyby się do niej nie dołączył, nigdy by ją nie poznał.
Gdyby nigdy jej nie poznał, nigdy nie odebrano mu jej.
Gdyby nie odebrano mu jej, byłoby dobrze. Ta logika jest pokrętna, ale pasuje zielonowłosemu w tej chwili.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 19:52  •  Wiśniowy skwer - Page 13 Empty Re: Wiśniowy skwer
Coś przykuło jej uwagę po drugiej stronie stawu. Jakiś ruch. Dwójka ludzi, trzymających się za ręce kroczyła po alejach, zatopieni we własnej rozmowie. Świat dla nich mógł nie istnieć. Och, jak Marcelina doskonale znała ten stan... i och, jak dawno nie otwierała mu drzwi! - Nie są to oficjalne nazwy. - powiedziała, wzruszając ramionami. - Jedna z większych osad znajdująca się na Nowej Desperacji została spalona w całości przez s.spec. Szukali króliczków doświadczalnych - wymordowanych, którzy powstali wtedy z martwych. - Wyciągnęła z kieszeni zawieszonego na wyższej gałązce skórzanego plecaka kolejnego, chudego papierosa smakowego. Szybko odpaliła swoją ulubioną zapalniczkę i przysunęła tańczący, ujarzmiony płomyk do końcówki papierosa. Zaciągnęła się porządnie, delektując swoim ulubionym, jagodowym smakiem i kontynuowała. - Nazywam to Starą Desperacją. Teraz pewnie znajdują się tam ruiny naszych domów, nic więcej... natura i dzikie zwierzęta opanowały tamte tereny, nie wpuszczając do siebie już nikogo. Miejsce raczej nie nadaje się do zamieszkania. - kichnęła. Chyba złapała katar. Na wspomnieniu o rybie tajfun w jej brzuchu rozszalał się na dobre. Pogładziła swój brzuch, zaczynając poważnie zastanawiać się nad ruszeniem na poszukiwanie pożywienia. Frytki, soczysty burger z najlepszą wołowiną, hotdogi, pizza i do tego coś bardzo niezdrowego do picia. Ponownie chwyciła za plecak i wyciągnęła z niego telefon w celu sprawdzenia, czy nie doszła do niej jakaś wiadomość.
Nieznane napisał:Spotkajmy się w Barze "Przyszłość" pod wieczór za trzy dni. Będę tam na Ciebie czekać.
Zmrużyła oczy. Asterion.
Kiedy usłyszała imię jego kobiety, zamarła. Echotale? Ta prorokini, która podobno zmarła zaraz po feralnej akcji napadu na Szpital Ostatniej Nadziei? - Jak umarła? - zapytała, przełykając ślinę. Wolała nie wspominać, że była wtedy tam, w środku, pomagając walczyć sekciarzom. Nie była pewna, jak Hex przyjąłby tą informację. Mógłby chociażby pomyśleć, że ucieczka Marceliny to dowód na jej tchórzostwo i w jakiś sposób oskarżyć ją o pewny współudział w śmierci Echotale. Oparła się o drzewo i zajęła swoim papierosem. Stwierdziła, że po odpowiedzi Hex'a urwie ten temat. Lepiej wygadać się o swoim bólu, jednak kiedyś trzeba zamknąć rozdział...
-Jasne. - powiedziała Marcelina, odchylając się i spoglądając na mężczyznę. - Kiedyś byłam tatuatorką w Shallow'ink, małym salonie tatuażu w zachodniej części miasta. Tatuaż możesz usunąć laserem. Bezboleśnie.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 20:33  •  Wiśniowy skwer - Page 13 Empty Re: Wiśniowy skwer
O ile zauważył to samo, co Marcelina, tak on nie przykuł temu uwagi. Ot, nocne marki, dwa zakochane ptaszki. Nie jest dziś w nastroju na przerywanie niczego, ani bycie natarczywym, ani zabijanie. Można powiedzieć że swój wydział agresji wyzwolił już na tym biednym aniołku.
- Jak rozumiem, ciebie nie zabito. Wzięto cię do niewoli? Jeśli tak... W jaki sposób się wydostałaś? - Po jej opisie tej "Starej Desperacji" coś mu zaczęło świtać. To było już dłuższy czas temu, i miał wrażenie że maczał palce w uwolnieniu się wymordowanych pewnego razu... Być może to był ten raz, i właśnie Marcelina odpłaciła swój dług poprzez nie zabijanie swojego wybawcy z wcześniej? Hmmm. To by było zaiste ciekawe gdyby faktycznie taki zbieg okoliczności zaszedł.
- Zapadła w śpiączkę po nieudanej akcji ataku na Szpital na Desperacji. Nie wybudziła się. Jeden ze starszyzny przejął jej rolę i dobili ją. A to wszystko działo się gdy byłem mile od Kościoła. Wróciłem gdy była już zimnym trupem... - Dłoń, która dotąd wygodnie opierała się o chłodną powierzchnię podłoża na jakim siedział zacisnęła się w pięść, zgarniając materiał ziemny jaki miała pod palcami. Nieważne. Już tego nie zmieni. Nigdy nie miał możliwości bycia szczęśliwym. Nigdy nie powinien poznać tego uczucia.
- Nieważne. Nie drążmy tego. - Dopowiedział po dłuższej chwili ciszy, stwierdzając że nie ma co wspominać tych chwil. Ale och, jaki to był błogi stan. I ile by chciał, by móc znowu go odczuć...
Wypuścił z garści ziemię, strzepując jej resztki z niej drugą dłonią. Nie ma co o tym myśleć.
- Brzmi kusząco, dzięki za pomysł. Planujesz w sumie całą noc spędzić na tym drzewie? - Spojrzał z ciekawością ku góry. Czy dziewczyna serio miała plan tu siedzieć do ranka, czy może jednak ma inne plany? Może by jej potowarzyszył, biorąc pod uwagę że raczej nie ma w tej chwili nic lepszego do roboty.
I nie ma dokąd pójść, bo raczej gabinet tatuażu działa dopiero w ciągu dnia, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 21:27  •  Wiśniowy skwer - Page 13 Empty Re: Wiśniowy skwer
Objęła się ramionami. Zrobiło jej się trochę chłodniej. Zabawne - w końcu sama nie należała do zbyt ciepłych osób. Na pewno pod względem fizycznym - jej ciało mogło poszczycić się temperaturą nieco niższą od przeciętnego 36,6oC, personalnie zaś... no cóż, życie trochę zmieniło kurs rozwoju jej charakteru. Nieznacznie, ale w tym przypadku życzliwość musiała zejść na boczny tor i ustąpić zdystansowaniu oraz nieufności. - Uciekłam. - Nagła retrospekcja uderzyła w nią niczym ciężki kamień. Zimna podłoga, chłodne posadzki drażniące nagie ciała, nieustępliwy, metaliczny zapach i ten nieustanny, drętwy smak w ustach. Mrok, cisza, brutalne przenoszenia, krępowania, wiązania, eksperymenty, igły, dziwne substancje. To tam jej oko zaczęło zmieniać się pod wpływem chwilowych zmian emocjonalnych. Marcelina spojrzała na swoje ręce, teraz wydziarane od ramion po nadgarstki. To one kryły blizny, które nabyła właśnie tam, w piekle, pod tą idealną metropolią, pod nogami głupiego, nieświadomego ludu. - Tułałam się długo po desperacji. Popadłam w nałogi, było coraz gorzej, a później już chciałam tylko umrzeć... Któregoś razu trafiłam na wędrowną bandę, której hersztem był upadły anioł.
Zamknęła oczy. Teraz ona odpłynęła we wspomnienia, pozwoliła sobie na to, choć nie było to wskazane z racji na to, iż nie do końca pogodziła się ze śmiercią Hadriana. Tylko na chwilę. - Szakale. Tak się nazywali.
Ile by dała, by znowu go przytulić...
- W tej małej grupce wyrzutków wędrowaliśmy po całej desperacji, rabując, napadając, wywołując awantury. Potrzebowaliśmy adrenaliny, mocnych wrażeń, by w jakiś sposób wyrzucić z siebie te frustracje. Odwiedzaliśmy podziemne ringi, demolowaliśmy bary, podpalaliśmy burdele. Wszyscy znali Szakali... wszyscy znali Marcelinę i Hadriana. - dziewczyna wbiła wzrok w łabędzia, który zbliżył się do brzegu. Obok jej głowy przeleciał chwilę później świetlik, na którego od razu zwróciła uwagę i powiodła za nim wzrokiem, dopóki ten nie zniknął gdzieś w powietrzu.
Któregoś razu jeden z Nas zginął. W drugiej rundzie, w podziemnym ringu prowadzonym przez cyborga Gonzaleza. - Marcelina zacisnęła pięści. - Wtedy postanowiliśmy przekroczyć mury i zamieszkać w mieście. Hadrian znalazł pracę, ja zatrudniłam się w salonie tatuażu, kupiliśmy mieszkanie, ale... ale niestety, byłe życie nie dało nam o sobie zapomnieć. Wróciliśmy do tego, rabując bogate dzielnice. Któregoś razu mieliśmy po prostu pecha... w budynku, który był naszym celem trzymany był syn jakiegoś szaleńca, który przez swojego ojca stał się wymordowanym. Prawdziwą bestią, która uciekła ze swojego azylu. Alarmy przywołały s.spec. Hadrian zginął tam, trafiony w samo serce... - ...przez własnego ojca. Marcelina znowu wyciągnęła zdobyte od Josepha zdjęcie. Spojrzała nienawistnie na fotografię. Idę po Ciebie, gnoju.
- Mnie także trafili. Straciłam przytomność. Obudziłam się w laboratorium s.spec... w celi z bliźniakiem Hadriana, z którym nie utrzymywał kontaktu od bardzo dawna. Cóż, los ze mnie zakpił. Przez rok tam siedziałam, eksperymentowali na moim ciele, poniżali mnie. Złamali mnie psychicznie...
Zeskoczyła z gałęzi, odchodząc parę kroków. Rozciągnęła się przeciągle, ziewnęła i zwróciła ku mężczyźnie. - Nie. Jestem głodna. Muszę coś zjeść! Nie jadła trzy, cholerne dni. Miała ochotę na porządnego, soczystego i bardzo niezdrowego kebaba. Przystanęła przy zielonowłosym i postanowiła dokończyć swoją historię. Im szybciej, tym lepiej. Nienawidziła do tego wracać.
- Postanowiłam zrobić coś, w co w sumie nie do końca wierzyłam. Mój pradziadek był znachorem, pokazał mi księgę pełną okultystycznych wierzeń i bytów. Jednym z nich był ON. Rytuał był prosty i zapamiętałam go. Przywołałam zapomnianego Boga zemsty i sprawiedliwości, czarnego jaguara - Aragota. Wiesz, co dzieje się z zapomnianym bóstwem? Przemienia się w demona, który do życia potrzebuje dusz. Aragot wylonił się z mroku, jego skóra była niemożliwie czarna, czarniejsza od smoły, nocy, nicości... przemówił do mnie. Pomógł mi wydostać się stamtąd. Mary, jego słudzy, którzy oddali swoją duszę pod postacią czarnych panter rozszarpały pół personelu... uciekałam dwa dni. W końcu przewróciłam się i straciłam przytomność, gdy zaś obudziłam się nie pamiętałam nic. Przez długi czas walczyłam z amnezją. Teraz jednak pamiętam wszystko. - wyciągnęła dłoń i próbowała złapać swawolnego świetlika. Zamknęła delikatnie dłoń, któa teraz świeciła na zielono. - Widziałam własną śmierci. Aragot mi ją pokazał.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 22:00  •  Wiśniowy skwer - Page 13 Empty Re: Wiśniowy skwer
Widać pora na odwrócenie ról, i tym razem to Hex stał się słuchającym długiej historii czyjegoś życia. Kto by pomyślał, że ich życia są do siebie tak podobne. Że są do siebie tak podobni...
I że ich losy splątały się dużo wcześniej, niż to co stało się kilka dni temu, lecz do tego wniosku dotarł dopiero później. Póki co, słuchał. Agresja, walka, awantury, napady, morderstwa, jak on. Czy więc może bliżej mu do upadłego niż do anioła? Hmmm, to ciekawa myśl. Odrzucił ją jednak na bok, chwilowo zatapiając się w historii jego towarzyszki. Chciał rzucić że "wszyscy" znali Hadriana i Marcelinę, choć Hex w ogóle o nich nie słyszał, ale postanowił że na razie tego nie będzie robił. Może później się upomni?
Splótł dłonie na brzuchu, kręcąc kciukami wokół siebie nawzajem, słuchając dalej. Próbowali uciec od tego, kim byli, nie udało się, ponieśli konsekwencje, Marcelina została uwięziona...
Powiódł wzrokiem za lądującą sylwetką kobiety, podnosząc się do pionu i wysłuchując końca historii.
I ten moment go najmocniej zaciekawił. O ile o pogańskich bóstwach i tym, co się z nimi działo wiedział, tak jej opis sytuacji przywiódł mu na myśl pewną rzecz, jaką zrobił w przeszłości.
Uniósł kąciki ust wyżej, uśmiechając się nader wyraźnie. Kto by pomyślał.
- Nawiązując do tego że byliście znani - ja o was nie słyszałem. - Rozłożył bezradnie ręce na boki z cwaniackim uśmiechem. Nie, serio. Nie słyszał. - Kto by pomyślał jak podobni jesteśmy, Marcelino... A co najważniejsze, nasze losy już się kiedyś skrzyżowały. Pamiętam to, co opisałaś. - Podszedł bliżej, naciągając kaptur na twarz by nie pozwolić przypadkowej kamerze ujrzeć to, co chciał teraz pokazać tylko i wyłącznie Marcelinie. Użył swej mocy zmiany wyglądu, i przywdział twarz S.Speca jakiego wtedy użył by otworzyć cele. Był tam. To był jeden z jego momentów, gdy robił to, co chciał, bo chciał i gdyż chciał. Gdy zabił jednego z żołnierzy i zamienił się miejscami, po czym... - To ja otworzyłem cele, w których ty i inni wymordowani byliście przetrzymywani. - Zdjął "twarz" S.Speca z własnej i wrócił do swojego wyglądu, ściągając kaptur i przyglądając się jej oświetlonej dłoni. - Widziałem na kamerach jak chaos jaki powodujesz rozpala cały budynek, jak wymordowani uciekają ze swoich cel i mordują każdego na ich drodze. Z ogromną przyjemnością oglądałem to przedstawienie, nie zaprzeczę. A co do Aragota... - Przekręcił głowę lekko na bok, zaciekawiony w tej chwili czy "demon" jaki jest z nią powiązany zareaguje na to, co powie. - Czy może zna Jeneviera? - Specjalnie nie powiedział dlaczego o to pyta, bo jeśli Aragot nie kojarzy kim jest ta osoba, to nie ma sensu drążyć tego tematu ani faktu, że właśnie przed nim stoi. Jeśli jednak...
To może być ciekawe.
- Chcesz bym ci potowarzyszył, czy wolisz ruszyć sama? I tak nie mam nic do roboty póki nie wstanie świt i nie będę mógł pozbyć się tego tatuażu. - Spytał, tak dla pewności czy się nie narzuca w tej chwili, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Nie żeby miał co robić, bo nie miał. Spuścił wzrok w ziemię, wzdychając cicho. - A potem znów tułaczka bez celu... - Nie oczekiwał odpowiedzi, rzucił to raczej sam do siebie. Albo do Exa, choć ten nie słuchał. Może był bardziej zadowolony z tej perspektywy? Znowu tylko oni dwaj, znowu tylko on by zatruwać zielonowłosemu myśli. Znowu tylko pustka, wypełniona bólem i cierpieniem.
Idealnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.17 9:08  •  Wiśniowy skwer - Page 13 Empty Re: Wiśniowy skwer
Jak to: spotkały?
Zaciekawiona przyjrzała się mężczyźnie, który... - to ty! - zawołała, otwierając z nieukrywanego zaskoczenia usta i jeszcze szerzej oczy. Niemożliwe! - Pamiętam. Kątem oka Cię dostrzegłam. Widziałam, jak krzyczysz coś do... do Dimness. To była moja niedaleka sąsiadka ze Starej Desperacji.
Świetlik się chyba niecierpliwił. Marcelina wypuściła go, pozwalając cieszyć się temu stworzeniu wolnością. O ile można było mówić o jakiejkolwiek wolności w obrębie tych murów... - Nie pamiętam tego tak naprawdę. Widziałam tylko podłogę i szare ściany, krzyki i przerażenie jakoś do mnie nie docierały. Po prostu szłam... chciałam się wydostać, jak najszybciej. Nie obchodziło mnie już nic i nikt, a gdy w końcu wyszłam na zewnątrz i ujrzałam wolność, po prostu biegłam. Nie wiem, jakim cudem przeżyłam ten maraton. Wydaje mi się, że to przez adrenalinę i siłę, którą dał mi demon.
Pokręciła przecząco głową. Demon nie kontaktował się z nią za dnia - robił to tylko w snach. A i tak pojawiał się w nich rzadko. Sytuacja opisywana przez dwójkę zdarzyła się - z perspektywy człowieka i jego raczej krótkiego żywota - wiele lat temu, przy okazji podnosząc na równe nogi całe zaplecze naukowe i wojsko s.spec. Ich zabezpieczenia bowiem zostały poddane próbie, której nie zdołały przejść - obywatele nie mogli dowiedzieć się, że z laboratoriów uciekli jacyś wymordowani. Większość z nich zabito zanim Ci przekroczyli mury,
Ale nie wszyscy. - Jasne. Chodźmy w stronę nocnych stoisk. Jestem strasznie głodna. Nie jadłam... - czekaj, Marcelino. On nie może za dużo wiedzieć. - ...cały dzień.
Ruszyła w stronę chodnika wyłożonego kostką, po czym skierowała się do wspomnianych przez siebie stoisk. Powinny być całkiem niedaleko, z pewnością jednak muszą opuścić wiśniowy skwer.

z/t
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 20 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 16 ... 20  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach