Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 16 z 20 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17, 18, 19, 20  Next

Go down

Pisanie 03.04.18 21:28  •  Wiśniowy skwer - Page 16 Empty Re: Wiśniowy skwer
- Dobrze się stało - przytaknęła lakonicznie. Właściwie choć wymagało to całego stresu związanego z zamknięciem nocą w opustoszałym supermarkecie, praktycznie rzecz biorąc włamania do sklepowego magazynu i jeszcze wycieczki do pokoiku dozorcy, co wcale nie było takie łatwe w tamtych egipskich ciemnościach, to było warto - właśnie ze względu na Bajzla. Tak samo jak panna Greenwood i jej przypadkowy towarzysz zbrodni okazali się wybawieniem dla uwięzionego nie wiedzieć jakim sposobem psiaka, tak czworonożny przyjaciel okazał się dla dziewczyny najprawdziwszym skarbem. W gruncie rzeczy jeszcze do niedawna jej życie świeciło pustkami; odkąd porzuciła swoje środowisko i przyjaciół z M-1, nie można powiedzieć, żeby miała kogokolwiek bliskiego. Może stary, dobry Adrian nadawałby się do tego tytułu, jednak przewrotny los nie dał im zbyt wiele czasu. Dopiero teraz, kiedy odważyła się wziąć sprawy w swoje ręce, można było zauważyć jakąś poprawę. Odważyła się zamieszkać z praktycznie obcymi ludźmi i o dziwo zamiast się standardowo dla siebie wyalienować, zyskała przyjaciół. Koleżanki ze studiów okazały się całkiem dorzeczne. Adoptowała znalezionego przypadkiem psiaka i jak na razie wyglądało na to, że nie doprowadziła tym do żadnej katastrofy.
Czy to właśnie tak wygląda, kiedy człowiek wreszcie dojrzewa?
- Musisz być mistrzem w zgadywanki - stwierdziła, uśmiechając się z rozbawieniem. - Studiuję i mieszkam w wynajętym pokoju. Jest nas czwórka w jednym mieszkaniu, plus teraz ten mały huragan. - Choć porównanie było oczywiste, lekkim skinieniem głowy wskazała na szarą chmurkę, która właśnie zapoznawała się ostrożnie z drugim obecnym czworonogiem. Wszystko wskazywało na to, że pierwsze lody zostały przełamane, a oba psiaki nie zapałały do siebie żadną straszliwą nienawiścią.
- A, to tak... sama nie wiem. - Wzruszyła lekko ramionami. - Podoba mi się ciemna zieleń. Jest taka jakby... spokojna. Ale jednak całkiem mocna. Tak mi się przynajmniej kojarzy - zdążyła jeszcze powiedzieć, nim podszedł do nich- wróć, nie podszedł, podleciał robocik. Mówił w sposób na tyle oryginalny, że Greenwood zacięła się na kilka sekund jak stary, dobry Windows, nim wreszcie opanowała zaskoczony wyraz twarzy i przemieliła przez umysł zdania wypowiedziane przez androida.
- Emm... chyba w porządku - odpowiedziała niepewnie, kątem oka spoglądając na swojego współtowarzysza z ławki, doszukując się w jego osobie jakiegokolwiek wsparcia. Może on będzie rozumiał z tej nietypowej sytuacji więcej, niż nigdy nieogarniająca niczego Ver.


Ostatnio zmieniony przez Verity dnia 24.05.18 21:32, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.04.18 11:10  •  Wiśniowy skwer - Page 16 Empty Re: Wiśniowy skwer
 — Musisz być mistrzem w zgadywanki.
 Usta okularnika wygięły się subtelnie w akcencie skromnego uśmiechu.
 — Nie pogardziłbym takim tytułem. Chociaż to rzadko zgadywanki same w sobie, wszystko opiera się głównie na obserwacji i wyciąganiu właściwych wniosków. Czasami również na przeczuciu. Umysł ludzki potrafi być dość zaskakujący, wciąż nie zagłębiliśmy się w jego działanie wystarczająco, by wykorzystać w pełni skrywany potencjał. — Ułożył jedną dłoń na uszkodzonym kolanie w odruchu i zacisnął palce na skórze, rozmasowując ją przez krótką chwilę, by pozbyć się nikłego bólu. — Właśnie sobie uświadomiłem, że poznałem imię Twojego psiego towarzysza, ale nie jego właścicielki. A skoro już wywiązała się konwersacja… jestem Satoru. — I chociaż japońskie standardy nie obejmowały podawania sobie dłoni w tego rodzaju sytuacjach, okularnik wyciągnął w jej kierunku rękę, co wynikało bardziej z nawyku nabytego przez częste kontakty z obcokrajowcami podczas rozkwitu sportowej kariery.
 — Oddaje Twój charakter? — zainteresował się, a później jego uwagę przykuło przybycie androida. Zareagował na niego w podobny sposób co dziewczyna, nie dysponując wielkim doświadczeniem w obyciu z tak zaawansowaną technologią. Na dobrą sprawę nie był pewien, jak powinien potraktować maszynę — to wciąż tylko sztuczna inteligencja pozbawiona głębszych emocji.
 W pierwszej sekundzie się wręcz zaniepokoił, ale prędko powrócił do przyjaznego wyrazu twarzy, obdarzając robota niepewnym uniesieniem kącików warg.
 — Dzień dobry… — Stłamsił w sobie ochotę wstawienia bezpośrednio zwrotu z powodu niewiedzy na temat nazwy napotkanej jednostki. — Zgoda przydzielona. — Dodał po słowach zielonowłosej. — Co rozumiesz przez rzadko spotykane wydarzenie? — zapytał, ciekaw, czy inicjatywa androida w dołączeniu do ich dwójki wynikała z obecności zwierząt czy może po prostu ludzi w parku… nie było chyba jeszcze tak źle, by nieczęsto odwiedzano tereny zielone, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.18 18:01  •  Wiśniowy skwer - Page 16 Empty Re: Wiśniowy skwer
Jednostka nie potrzebowała zbyt dużo czasu na przetworzenie wszystkich informacji i po udzielonej zgodzie skierowała swoje spojrzenie - a właściwie całą swoją telewizorkową głowę - w stronę zwierząt. Zarówno Verity jak i Satori mogli usłyszeć kilka melodyjnych plumknięć, jeżeli choć trochę się wsłuchali. Nie było jednak żadnych fajnych laserów niczym w niektórych filmach czy bajkach.
- Wyszukiwanie w bazie danych... Znaleziono. Aparycja dopasowana do: samojed, owczarek niemiecki, łajka. Szansa na powtórne spotkanie zwierząt przy wyjściu na tereny Miasta-3 - niska - wszystko to brzmiało bardziej jakby maszyna mówiła sama do siebie - Interesujący wynik. Jednostka wciąż wykazuje zainteresowanie zwierzętami  i ma "nadzieję", że obywatele, z którymi właśnie rozmawia, nie będą mieli nic przeciwko jej obecności.
W końcu warto być ciekawym i testować wszystko, co się tylko da, nawet jak było się latającą puszką z monitorem na głowie. Większość informacji na temat tych jakże uroczych stworzeń Æther znajduje tylko i wyłącznie w internecie, a jednak widok na żywo nieco się różni. Szkoda by było to zmarnować, ale jeżeli zielonowłosi zdecydują, że nie chcą Monitora w trakcie rozmowy, to uszanuje ich decyzję.
Zaraz jednak Æther zwrócił się w stronę chłopaka, który zadał mu pytanie.
- Odpowiedź: Jednostka rozumie przez to obecność zwierząt, z którymi nie ma zbyt częstej styczności ze względu na swoje stanowisko i miejsca, w których się pojawia - maszyna w trakcie odpowiedzi rozłożyła ręce - Jest również zainteresowana obywatelami, z którymi w tej chwili rozmawia. Jednostka nie zna jednak imion młodych ludzi, stąd prośba: poznanie godności w celach bardziej spersonalizowanego doboru określeń.
Podobno zapytanie o imię jest bardziej na miejscu aniżeli chamskie skanowanie wszystkiego co popadnie w celach dorwania wszystkich informacji, stąd odpuścił sobie całkowicie próby skanu przepustek i zwyczajnie zdecydował się wyrazić swoje zainteresowanie prostym dialogiem, wciąż będąc gotowym na odpowiedzi na pytania, niezależnie jakie by były. Rozmowy na żywo również pomogą mu się rozwinąć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.05.18 21:55  •  Wiśniowy skwer - Page 16 Empty Re: Wiśniowy skwer
- Tak czy inaczej, idzie ci nieźle - stwierdziła, przyjąwszy wyjaśnienie lekkim skinięciem głowy. Czy była to dobra intuicja, czy zdolność wyciągania wniosków na podstawie obserwacji, jej przypadkowy rozmówca najwyraźniej dobrze sobie z tą dziedziną radził. A może po prostu Greenwood była taka łatwa do przejrzenia, jako że często brakowało jej tej stereotypowej dla dziewcząt zawiłości. Nie zdziwiłaby się, gdyby odgadnięcie innych faktów odnośnie jej życia okazało się równie proste. No, może nie na tym etapie, ale później w miarę rozwijania się kolejnych tematów rozmowy. Momentami żałowała, że sama nie dysponuje tak przydatną umiejętnością. O ile wprawiony towarzysz konwersacji był w stanie poznać ją na wylot po kilkudziesięciu minutach wymiany zdań, o tyle dla niej mógłby pozostawać całkowitą zagadką. Skoro jednak nie czuła potrzeby, by cokolwiek w tym kierunku zmienić, nie mogła też narzekać.
- Och, racja - przyznała, nerwowo odgarniając kilka zielonych pasemek do tyłu. - Verity.
Zgodnie z wszelkimi znanymi sobie standardami ścisnęła lekko dłoń teraz-już-znajomego i uśmiechnęła się ciepło. Interesująco było widzieć swój rodzimy zwyczaj stosowany na obcej ziemi, jak zresztą zauważyła - dość szeroko. Dziwnie by jej było kłaniać się w pas, tak jak to nakazywała japońska tradycja i na szczęście nikt tego od niej nie wymagał. Wiele dawnych zwyczajów odeszło w niepamięć lub było jeszcze praktykowanych jako opcja, nie jako wymóg. Nie dziwota, skoro wymiana kultur trwała w najlepsze pomimo utrudnień geograficznych. Podróże między Miastami nie były łatwe, jednak utrzymywano je cały czas, pozwalając ludziom na realizację marzeń o zwiedzaniu świata chociaż w ten ograniczony sposób.
- Oddaje twój charakter?
- Możliwe. - Zaśmiała się wdzięcznie. - Chociaż nie mnie to oceniać, nie umiem opisać swojego charakteru, a już tym bardziej przyrównywać do koloru. Jednak... wydaje mi się, że w części się zgadza. Chciałabym być spokojna i mocna, tak jak ta zieleń.
Zaraz później zaciekawiły ją poczynania androida, który wyraźnie zainteresował się zajętymi zabawą psiakami. Nie wydawało się to niczym szkodliwym, a wręcz prowokowało do zastanowienia, kim (czym?) jest tajemniczy robocik i jak będzie się dalej zachowywał. Greenwood nie miała zbyt częstej styczności ze sztucznymi formami "życia", dlatego też rozmowa z monitorogłowym była dla niej osobliwym, a fascynującym doświadczeniem.
- Verity, Satoru - przedstawiła oboje, odpowiednio wskazując ręką najpierw na siebie, a potem na sąsiada z ławki. - Czy poznamy twoje imię? - zwróciła się też do androida.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.18 11:17  •  Wiśniowy skwer - Page 16 Empty Re: Wiśniowy skwer
 Gdyby nie nagły telefon ze szpitala, Satoru z chęcią kontynuowałby osobliwą rozmowę z zielonowłosą studentką oraz robotem. Niestety w tej chwili priorytet stanowiło zainteresowanie stanem najbliższego przyjaciela, który właśnie uległ pogorszeniu. Jego rodzina obiecała informować o każdej zmianie, dlatego nie mógł przejść obok tego obojętnie — niemal zeskoczył z ławki, poprawiając pasek torby na ramieniu i oglądając się na psy. Jedno gwizdnięcie przywołało je do siebie, a gdy już czekały pod nogami, okularnik zwrócił się do ludzkich towarzyszy, by przeprosić za gwałtowne zakończenie konwersacji i pożegnać się z nadzieją na ponowne spotkanie w bliższej bądź dalszej przyszłości. Chwycił za laskę, mimo to zapominając o dokuczającym mu kolanie, i udał się w stronę wyjścia, niesiony złym przeczuciem.

zt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.18 21:51  •  Wiśniowy skwer - Page 16 Empty Re: Wiśniowy skwer
Napisałabym tu jakiegoś sensownego posta, gdzie dzieją się rzeczy i wszystko się sensownie uzasadnia, ale nawet nie mam pomysłu, jak stąd teraz wyjść. Oficjalnie uznaję, że coś się wydarzyło, po czym postaci rozchodzą się grzecznie każde w swoją stronę. Dziękuję za uwagę

[zt wszyscy]
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.10.18 10:06  •  Wiśniowy skwer - Page 16 Empty Re: Wiśniowy skwer
/Jestem tu legalnie bez rzutu za zgodą S.Specu i @. Fabuła związana z akcją na prośbę niebieskich.

Struktura miasta przypominała mu ciągnące się w każdym kierunku akwarium z mrowiskiem i mrówkami. Podmieniona skala niewiele zmieniała w jego odczuciach względem rozwijającej się prężnie metropolii, którą obserwował z emocjonalnym dystansem. Ta część świata nie należała do niego, był tutaj gościem, właściwie też po prostu intruzem. Wkradł się w łaski szczęśliwego losu i jakimś sposobem znalazł we wnętrzu pilnie strzeżonych murów niezauważony, prawie jak duch, którym przynajmniej częściowo mógł się stawać. Tony betonu i ziemi przechodzące przez całe ciało gdy to właściwie on przez nie przechodził jeszcze teraz napawało go pełnymi obawy dreszczami. Nie był w stanie powiedzieć, kiedy zaczynał masz przez mur, jak długo wytrzyma w swojej ówczesnej, niematerialnej formie, ale udało się. Wszystko powróciło do normy gdy czekał już bezpiecznie schowany w ciemnym przesmyku.
Wracały wspomnienia, chociaż przecież przenigdy w swoim potwornie długim życiu nie miał okazji żyć dłużej w wielkim mieście. Wychował się w niewielkiej miejscowości pełnej turystycznych obiektów. Przypomniał to sobie pewnej nocy i oszalał ze szczęścia. Pamiętał coś, czego straty nie mógł przeboleć przez kilka ostatnich dekad. Wypełnione kredowymi ścianami uliczki i setki ludzi wędrujące po wyłożonych zaokrąglonymi kamieniami chodnikach. Nic co widział teraz przed sobą nie przypominało mu młodzieńczych lat, ale w tej chwili musiało starczyć.
Jak ślepiec badał dłonią szorstkie powierzchnie gmachów, ślizgał palcami po metalicznej pokrywie śmietnika, trącał czubkiem znoszonego buta fundamenty schodów prowadzące do tylnych drzwi jakiegoś przybytku. Chłonął widoki z każdą minutą odważając się na więcej. Początkowo krył się gdzieś na uboczu, lecz wszystko dookoła wyciągało po niego swoje ręce.
Chodź do nas, Vincent. Zobacz jak wiele mogłeś mieć.
Zatapiał paznokcie w policzkach zakrywając usta, powstrzymując gorzki śmiech. Nie odczuwał żalu, ale jakaś ogromna emocja zalewała jego ciało i umysł, trawiła wnętrzności wypełniając je kwasem. Zaciskał szczękę, próbował opanować drżenie kolan, ale stopy prowadziły go dalej, wgłąb miasta, ku ludziom i ich wykrzywionym w karykaturalnych uśmiechach twarzom.
Wiedział, że tu nie pasuje. Coś w jego wyglądzie, nawet teraz gdy przypominał najbardziej ludzką wersję siebie, odróżniało go od otoczenia. Brud? Zniszczone ubrania? Twarz pełna blizn i ogień w pozłoconych oczach? Nerwowym odruchem zwijał palce w pięść i prostował je gwałtownie kierując się aleją wiśniowych drzew. Rozglądał się drapieżnie, łypał z góry na płoche kobiety, spinał mięśnie przy równie spiętych mężczyznach. Oblizywał usta na widok ludzkich szczeniąt.
Były wszędzie. Jego najgorsze koszmary. Małe, rumiane, szczęśliwe dzieciaki.
Jak długo będzie w stanie ukrywać to kim teraz naprawdę jest?
Co musi się zdarzyć, by zaspokoić ten przemożny głód, który wykręcał nienaturalnie jego umysł?
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.10.18 20:50  •  Wiśniowy skwer - Page 16 Empty Re: Wiśniowy skwer
Droga do domu jakoś niespecjalnie jej się dłużyła, ale też nie zamierzała zwlekać z powrotem. Musiała podać braciom kolację i ogarnąć coś na powrót jej matki z pracy. Czuła przyjemne upojenie alkoholowe, ale nie było jeszcze tak źle, żeby była pijana. A przyjemna, jesienna pogoda tylko poprawiła jej stan. Wyciągnęła telefon i od razu zaczęła pisać wiadomość do przyjaciela, chcąc pochwalić się dzisiejszym spotkaniem. Nie mogła się doczekać aż wreszcie się spotkają, i będzie mogła zdać mu całą relację z tego, co wydarzyło się w barze. A jako swoje trofeum miała cudowne zdjęcie z Seiji.
Uśmiechnęła się sama do siebie czując wypieki na policzkach, których nawet delikatny powiew wiatru nie był w stanie złagodzić. Tyle emocji, tyle niespodzianek dzisiejszego wieczoru!
Przyspieszyła kroku wrzucając telefon do torby, chcąc wybrać drogę na skróty. Wtedy też dostrzegła sylwetkę osoby, która wydawała się jej... dziwna. Nie tyle co pijana, a po prostu chora. Chcąc czy też nie przystanęła, przyglądając mu się początkowo w ciszy. Z jednej strony gdzieś z tyłu czaszki bił czerwony alarm. Powinna zawiadomić odpowiednie służby, które zajmą się jegomościem, a ona sama nie chcąc wtrącać się w cudze problemy powinna odwrócić się i ruszyć w stronę domu.
Ale Ylva nie byłaby sobą, gdyby nic nie zrobiła.
Już od dawna wiadomo było, że pierwsze co zawsze robiła to rzucała się z pomocą, jeżeli ktoś takiej potrzebował. Tak w końcu poznała Ruukę.
Ruu.... już w chwili, kiedy kierowała swoje pierwsze kroki w stronę mężczyzny słyszała jego ostrzegawczy głos w głowie, że ma na siebie uważać i czasami najpierw pomyśleć, a potem działać. Ale i tym razem uciszyła go skutecznie, zatrzymując się w odległości niecałych trzech metrów od nieznajomego.
Jak mu się przyjrzeć, to naprawdę wyglądał paskudnie. Blady, chudy, z widocznymi zadrapaniami oraz siniakami na ciele. Jakby od dawna nie jadł, nie spał a na dodatek ktoś spuścił mu porządne lanie.
- Przepraszam? - zagaiła łagodnie, chociaż nadal wolała, mimo wszystko, utrzymać w miarę bezpieczny dystans. W końcu zawsze będzie miała czas na ewentualną ucieczkę, prawda?
- Wszystko w porządku? Może zadzwonię po kogoś dla pana? Albo po pogotowie?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.18 21:54  •  Wiśniowy skwer - Page 16 Empty Re: Wiśniowy skwer
 Pamiętał obsypane ludźmi ulicę Paryża, szeroką aleję prowadzącą prosto pod najsłynniejszą na świecie wieżę. Latarnie rzucające chłodne, niebieskawe światło na betonowe płyty u jego stóp i turystów bez twarzy, którzy popychali go w zwartym tłumie starając się oddzielić go od młodszej siostry.
Rzadko miewał takie prześwity do zamkniętej dotychczas przeszłości, przywykł już do tego, że głębia umysłu skrywała twardy mur amnezji. Nauczył się żyć od nowa za każdym razem, gdy wspomnienia ostatnich lat umykały gdzie w eter bez ostrzeżenia. Pamiętał o tym dopiero teraz, gdy wszystko co robił w ostatniej dekadzie zniknęło z jego umysłu. W dzienniku pojawiły się czyste karty, które mógł zapisać wedle uznania.
 Świat wewnątrz murów przyprawiał go o dreszcze, irytował, niepokoił. Był marnym odbiciem tego, co pamiętał sprzed setek lat, a jednocześnie skokiem na głębinę technologicznego postępu. Życie pędziło do przodu jak szalone, ale ludzie za nim nie nadążali. Znowu miał wokół siebie te same rozmazane twarze nieznajomych, które próbowały oddzielić go od czegoś, co dotychczas trzymał zawzięcie w garści.
 Przechylił się na bok, chwiejnym krokiem przystanął na skraju ulicy, przy odnodze wychodzącej na zaplecze jakiegoś sklepu. Oparł tyłek o ścianę i nachylił się nad stopami. Szorstkie dłonie zasłoniły twarz nieszczelnie, oczy otwierały się i zamykały na zmianę, źrenice chwytały zbyt wiele światła, jakby ktoś potraktowałby go jakimś nieprzyjemnym lekiem. Szybki oddech miał za zadanie uregulować szalone bicie serca, ale sprawdzał się tylko połowicznie.
To nie jest coś, co znam. Nie zwierzęcy szał, którego doświadczał za każdym razem, gdy ciało odmawiało posłuszeństwa. Zazwyczaj tracił świadomość dużo wcześniej, nie musiał doprowadzać się do krawędzi, by pozwolić monstrum wyjść na wierzch. Teraz było inaczej, ciśnienie w klatce piersiowej narastało, ale nic więcej się nie działo. Musiał stawiać czoło swojej paskudnej naturze wiedząc, że środek miasta to najgorsze miejsce na szczerzenie kłów.
 Głosy mieszały się w niekształtnej kakofonii, słowa łączyły się ze sobą losowo tworząc wypowiedzi pełne zdenerwowania, niepokoju, przypadkowego śmiechu wyrzuconego w środku zakończonego początku zdania. PRZEPRASZAM.
 Wyrazy, niemal namacalne dobijały się do jego świadomości, z siłą młota wybijały rytmicznego marsza na powierzchni czaszki.
 PRZEPRASZAM. WSZYSTKO W PORZĄDKU?
 Czuł jak gęsta ślina ścieka mu z pomiędzy palców, otarte usta zamknęły się natychmiast. Wilgotna skóra wytarła się o nogawki, oddech na moment ustał, a potem uleciał z ust w formie spokojnego wydechu. Dreszcze powoli mijały, chociaż nie wiedział, co je powstrzymało.
 Coś małego stało obok niego, ukryta pod rudą czupryną twarz spoglądała na niego oczekując odpowiedzi. W jeden chwili zapomniał, jak brzmiała treść pytania.
 — Co? — zapytał mrużąc brwi zdezorientowany. — Co mówisz?
 Wyprostował się powoli, testował równowagę. Dopiero wtedy, gdy ostrożnie ustawił ciało do pionu mógł widzieć, jak spora różnica wzrostu dzieliła go od dziewczyny. Co zabawniejsze, wizualnie musieli być w bardzo podobnym wieku. Nie było jednak mowy, by ta chuda, wąska, płaska nastolatka mogła mu w czymkolwiek dorównać. Pomogło mu to odzyskać spokój. Na moment.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.18 19:02  •  Wiśniowy skwer - Page 16 Empty Re: Wiśniowy skwer
Przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, samej momentalnie się prostując, kiedy i nieznajomy to uczynił. W jego spojrzeniu było coś dzikiego, coś, czego nie była w stanie dokładnie określić. Ale przerażało ją to. Miała wrażenie, że zaraz wyrwie pazurami jej duszę i zmieli mocnymi szczękami, a potem splunie. Instynktownie zrobiła krok do tyłu, chociaż nie spuszczała z niego swojego spojrzenia.
- Pytałam czy wszystko dobrze z panem. - odezwała się wreszcie, czując jak zasycha w jej gardle, jakby nie miała od tygodnia żadnej wody w ustach. Może rzeczywiście nie powinna do niego podchodzić a od razu zadzwonić po kogoś? Jakieś służby. Pogotowie albo może i nawet policje? Kogokolwiek, kto był o wiele bardziej kompetentny do załatwiania takich spraw. Przecież była jedynie zwykłym cywilnym, który powinien trzymać się z daleka od wszelkiego niebezpieczeństwa.
Powinna. Ale tego nie robiła.
Przełknęła niemo ślinę, nabierając nieco więcej pewności siebie. Skoro i tak już zagadała, to nie może podwinąć pod siebie ogon i czmychnąć, tylko załatwić sprawę do końca.
- Wydaje się pan po prostu chory, dlatego się zatrzymałam. - dodała po chwili, mimowolnie robiąc jeszcze jeden krok do tyłu, tak na wszelki wypadek. Wolała jednak zbudować między nimi dystans. Nie była typem sportowca, ale potrafiła szybko wystartować i ruszyć biegiem w bezpieczniejsze miejsce.
- Zadzwonię po pogotowie jednak. - tym razem już nie pytała go, czy tego potrzebuje. Sama podjęła taką decyzję, jednocześnie sięgając do torby, by wyciągnąć z niej telefon komórkowy. Nie było co zwlekać.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.18 19:55  •  Wiśniowy skwer - Page 16 Empty Re: Wiśniowy skwer
 — Nie — odezwał się machinalnie tonem pełnym przekonania. Odpowiedział jednym zamachem na wszystkie trzy wypowiedzi dziewczyny, chociaż zakładał, że nie odebrała tego w taki sposób. Musiał wyglądać niepokojąco, skoro rudowłosa uznała, że łatwiej będzie zostawić go w łapach jakiegoś pogotowia, którego nigdy na oczy nie widział, niż podjąć próbę samodzielnego opanowania sytuacji.
 To w dużej mierze różniło ludzi z zewnątrz i wewnątrz murów. Ci tutaj zawsze mogli zrzucić odpowiedzialność za problemy swojego życia na kogoś z góry, uciec od odpowiedzialności powierzając swój los w ręce władzy, policji, jakiegoś kurwa pogotowia. Irytowało go to, chociaż nie potrafił nazwać emocji wywołującej zdenerwowanie. Zazdrość?
 Odchrząknął głośno, by odzyskać panowanie nad swoim głosem. Mimo to nadal brzmiał jak traktor po całotygodniowej orce.
 — Tylko się źle poczułem — odparł, po raz pierwszy siląc się na zdania pewne sensu. Zarówno odpowiedział na jej zadanie z niepokojem pytanie, jak i udowodnił, że potrafi mówić coś więcej poza 'co?'. Może w ten sposób zbliżył się odrobinę do swojej zagubionej dawno ludzkiej egzystencji.
 Nie było jednak szansy na to, by dziewczyna, głupia czy mądra, dała się wodzić za nos zwykłymi tłumaczeniami, kiedy stał przed nią sporych rozmiarów facet o ciele tak wytatuowanym, że zaczynało brakować oddechu dla czystej skóry. Poza tym miał na sobie łachmany, masę nieprzyjemnych dla oka blizn i co ważniejsze, złote jak monety ślepia, które zdradzały całą jego dziką naturę.
 Nachylił głowę chcąc jeszcze przez kilka sekund ukryć przed nią ten fakt.
 — Nie. Nie potrzebuję pomocy. Nie chce żadnego... pogotowia. La vache. Nie trzeba.
 Szybkim ruchem przeniósł wzrok w stronę nieba. Z tej perspektywy nadal nie powinna móc widzieć jego paskudnych, zwierzęcych ślepi dlatego przez moment oddawał się widokowi chmur sunących leniwie po błękicie. Opanował drżenie i oddech, ale nadal nie wiedział jak ulotnić się z tego niezręcznego spotkania. Dziewczyna miała czyste intencje, ale denerwowała go samym sugerowaniem jakiejś choroby.
Oczywiście, że jestem chory. Tutaj nazywacie to wirusem X, nie?
 Kiedy był już pewny tego, że ciało odzyskało pełną sprawność, a chwilowy napad nie zamieni się w długotrwały objaw szału postanowił skonfrontować wizję nastolatki z jego paskudnym ryjem. Łysą, wykrzywioną głową z ustami popękanymi od ciągłego kłamania paszczą i spojrzeniem zwierzęcia. Był pewny, że ten widok od razu ją wystraszy, ale zamiast tego on sam przeżył chwilę grozy dostrzegając zgrabny telefon w dłoni dziewczyny.
 — Ej! — warknął i zamachem ręki podjął się próby wytrącenia jej z ręki urządzenia. Szeroko rozłożonymi paluchami sięgał już tak blisko jej twarzy, że mógłby chwycić ją za krtań i udusić, ale resztki opanowania kazały mu chwycić dziewczynę za ramię.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 16 z 20 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17, 18, 19, 20  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach