Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 14 z 20 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 20  Next

Go down

Pisanie 20.11.17 16:53  •  Wiśniowy skwer - Page 14 Empty Re: Wiśniowy skwer
- To Ja. - Rzucił jak echo, uśmiechając się szeroko, choć nie w swojej twarzy. Dopiero jednak gdy zdjął tą maskę, postanowił mówić dalej. Niewygodnie mu było korzystać z tej twarzy, nie wiedząc czemu. Może zwyczajnie nie lubił facjaty tego gościa? Ta, to by miało sens. Brzydki był, niezbyt interesujący. Kompletnie nie w stylu Hexa.
- W tamtej chwili chyba jedyne co robiłem, to starałem się by mnie nie zabiła, a skoro tu jestem - spojrzał po swoim ciele i tyknął się w paru miejscach dłońmi, jakoby dla pewności że na pewno jest na tym planie materialnym i nigdzie nie uciekł. - To chyba się to powiodło, aye? - Dorzucił do poprzedniej wypowiedzi, ponownie splatając dłonie za plecami. Problematyczne teraz okazywało się to że by móc na nią normalnie patrzeć to musiał się trochę schylać, albo być w odległości solidnego metra by do tego nie być zmuszanym. Może i imię nie z tych okolic, ale wzrost typowy.
- Dopiero mówiłaś że pamiętasz wszystko, a teraz jednak nie? - Podparł biodra dłońmi i pokręcił głową z dezaprobatą. - Oj Marcelino, a myślałem że to ja tu ze starości tracę pamięć. - Posłał jej dowcipny uśmiech, może to dla rozluźnienia, może po prostu by nie ściągać ciągle jej myśli w kierunku tego, raczej nieprzyjemnego dla niej epizodu w życiu. Nie żeby, wedle jej opowieści, miała dużo lepsze w innyc momentach. - Nie śledziłem twojej ucieczki, więc tu ci nie pomogę. - Dodał, ponownie powracając swoimi dłońmi za plecy, do jako takiej "pozy domyślnej", można by ująć.
Wzruszył barkami, nie drążąc tematu. Skoro Aragot nie miał chęci na rozmowę, nie zamierzał się do niej narzucać.
- Rozumiem że masz inne sposoby na zdobycie tego jedzenia niż kupienie jak cywilizowany człowiek, mam racje? - Spytał, w zasadzie ciekawym w jaki sposób kobieta ma w planie zdobyć pożywienie. A on? Hmmm. Mógłby w sumie z tego skorzystać. Dotąd determinacja w celu znalezienia lekarstwa pozwalała mu nie przypominać sobie o głodzie.
To i fakt że zazwyczaj najadał się ryby do tego stopnia, że aż na myśl o jedzeniu chciało mu się zwrócić staw. Coś innego, coś smacznego byłoby dobrą odmianą. Nie że ryba jest zła, tylko każda rzecz w dużej ilości może się przejeść.
A on miał już zdecydowanie dość ryby.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.12.17 23:18  •  Wiśniowy skwer - Page 14 Empty Re: Wiśniowy skwer
Kilka dni później.

Delikatny wietrzyk zmierzwił marcelinowe policzki oraz włosy, marszcząc idealnie gładką do tej pory tafle stawu. Jej wyraz twarzy, tak kamienny i zimny nie zdradzał przez najmniejszą zmarszczkę bądź grymas mieszanki rozczarowania, złości i pogardy. Uczucia te jednak uformowały się w ostrze, które przeszywało boleśnie jej serce na wylot. - Remus Makela to ojciec Hadriana, Lokstara i Elisabeth. - kiedy ostatnio rozmawiałaś sama ze sobą? - Te skurwysyny oszukiwały mnie od samego początku.
Człowiek, który zabił Hadriana na oczach Marceliny, celując w jego serce był jego ojcem. Ojcem, który - według wersji wydarzeń braci - zginął, gdy Ci mieli dziewiętnaście lat. Kłamstwo wyszło przez Elisabeth - siostrę dwójki, która wraz z Lokstarem pracowała w kasynie Marceliny. Doskonała krupierka okazała się być słabym kłamcą, czego nie można było powiedzieć o najlepszych przyjacielu i nieżyjącym już ukochanym. O, ironio... Po jej policzku spłynęła łza. Pierwszy raz od wielu, wielu lat jej suche lica poczuły na swojej szorstkiej, zimnej powierzchni łzę. Nie pot, nie krew... Łzę. Czuła się w tamtym momencie podle - tak podle, jak nigdy wcześniej. Bo nigdy wcześniej nie poczuła zawodu na Hadrianie, a w tej sytuacji również i najlepszy przyjaciel okazał się zwykłym, suczym lisem.
Dlaczego tutaj przyszła? Czemu wybrała miejsce, w którym spotkała osobę, przed którą wolała schować się w łazience i od której pragnęła stronić? W głębi serca czuła, że potrzebuje rozmowy. Ostatnie tygodnie jej życia to jedna, wielka szamotanina, ciągłe rozczarowania, nowe obowiązki i nowe prawdy, których już nie potrafiła unieść. Z jakiegoś powodu nie mogła wymazać z pamięci twarzy dżina; nie potrafiła zapomnieć o jego miłym dla jej nozdrzy zapachu, nie była w stanie zwrócić myśli w inną stronę. Wciąż słyszała jego kojący głos, za co karciła się w myślach. Nie, nie, nie! Marcelina, opanuj się, do jasnej cholery!
Wstała z impetem, czując, jak alkohol, który wypiła wcześniej zaczyna zbierać żniwa. Na dyskotece, w której przehulała kilka dobrych godzin w jakiś sposób zgubiła część negatywnych emocji. Jak się jednak okazało, sporo z nich włóczyło się za nią nadal, nie pozwalając jej odetchnąć, odciąć się. Westchnęła głęboko, siadając na trawie i z rezygnacją oddając się cichemu łkaniu. To zbyt dużo dla niej, nie pociągnie tak dalej - nie chce.
Kolejna łza spłynęła po jej policzku. Mary, które otaczały ją ze wszystkich stron również płakały, ale po swojemu. A może to był śmiech, ironiczny chichot? Ich szum gubił się gdzieś w nocnym, chłodnym wietrze...
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.12.17 0:05  •  Wiśniowy skwer - Page 14 Empty Re: Wiśniowy skwer
Po pozbyciu się większości problemów z jego organizmem jakie męczyły go dotąd, postanowił załatwić jeszcze jedną kwestię, jaka trapiła jego umysł. Miał wrażenie że nie dokończył tego, że mógł zrobić coś więcej, że czegoś zabrakło.
Czemu więc nie stawił się osobiście w jej domu? Być może pierwszy raz odczuł, że to byłaby zbyt silna inwazja jej prywatności. Tak, to zaskakujące, ale Hex pierwszy raz miał wrażenie że wbicie komuś do domu to coś, o mój borze, złego! Jak to możliwe? Nie miał pojęcia, acz w pewnej dozie naiwności stwierdził że być może te same okoliczności i ta sama pora sprawią że odnajdzie Marcelinę, w tym samym miejscu, acz niekoniecznie w tym samym stanie.
Stąd też, po drodze biorąc kolejną z porcji jego leku na Minoris Adversaris i grypę, postanowił sprawdzić swoją, naiwną teorię. Nie spodziewał się dużych efektów.
"Sentymentalny tchórz. Nie jesteś nawet w stanie przyjść do jej domu jak normalny mężczyzna."
"Od kiedy się zrobiłeś taki dobry w kontaktach z innymi, Ex?"
"Od kiedy ty zrobiłeś się miękki i słaby. Byle choroby cię powstrzymują, byle kobieta ci mąci myśli i serce. Gdzie jest ten Hex jakiego pamiętam? Gdzie jest potwór jaki rozszarpywał ciała, zjadał serca i śmiał się do rozpuku, gwałcąc jeszcze ciepłe zwłoki?"
"Wciąż tam jest, Ex. I jeśli wierzysz w mojego stwórcę, módl się by nigdy nie zdołał się wydostać."
Ta rozmowa została jednak przerwana, gdy Hex dojrzał coś, czego w sumie nie spodziewał się odnaleźć w swojej naiwności. Praktycznie tuż obok jeziora przy jakim się spotkali, zauważył znajomą figurę, zwiniętą w sobie. Zbliżył się, po cichu, nie chcąc zwrócić na siebie większej uwagi, choć spodziewał się być wyczutym.
Łkała. Być może więc jeszcze go nie wyczuła? Ciekawym powodu ale także chętnym do zrobienia jakiegoś kroku w stosunku przeprosin za to, co zrobił kilka dni wcześniej, podkradł się do niej i przyklęknął za nią. Gdy nastąpiła odpowiednia chwila, przysłonił jej oczy swoimi dłońmi, uśmiechając się.
- Zgadnij kto? - Spytał, lekko przeciągając "a" dla nadania sytuacji nieco bardziej zabawowego nastroju, chcąc ją odciągnąć od złych myśli które z pewnością trapiły jej osobę.
Acz Hex, co dopiero było mówione na temat prywatności? Wbicie komuś do domu to naruszenie prywatności, ale bawienie się w zasłanianie oczu i tak bliski kontakt z kimś z kim ledwie się poznałeś i kto od ciebie uciekał ostatnim razem jak się widzieliście jest ok?
Ech, Hex.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.12.17 14:01  •  Wiśniowy skwer - Page 14 Empty Re: Wiśniowy skwer
Obraz Hadriana zanikał powoli, acz jego smugi wciąż dręczyły umysł kotowatej. - Minęło tyle lat, dlaczego nie możesz przestać mnie dręczyć?! - niemalże krzyknęła, ze złością prychając gdzieś w przestrzeń, wzrokiem wertując nocny nieboskłon. Gwiazdy migotały, rozkładając bezradnie ręce w jej stronę. Wymordowana domyśliła się już dawno, że dusza upadłego anioła prawdopodobnie nigdy nie trafi do... no właśnie. Do raju? Wiedziała też, że brat Lokstara zbyt bardzo ją kochał, by teraz dręczyć ją samą na wieki. Musiała dokonać obiecanej przez siebie zemsty, w przeciwnym wypadku i ona nie zazna spokoju do końca swoich długich dni. Chciała być szczęśliwa - pragnęła otworzyć kolejny raz serce, a jeśli nie znalazłaby się osoba, która doceniłaby ten gest, jej serce pozostałoby chociaż puste, a nie zapełnione goryczą, jak teraz.
Kiedy tak wiatr wprawił zgniłe liście w taneczny ruch, a źdźbła trawy zmusił do pokłonu przed bezimiennym twórcą, światło sztucznego księżyca, który wychylił się nieśmiało zza gęstych, ciężkich chmur rozświetliło ginącą gdzieś pośród mroku sylwetkę Marceliny. Dziewczyna próbowała powstrzymać lawinę gorzkich łez, odczuwała jednak pewną ulgę, jakby w skład kropel goryczy wchodziły jej złe emocje. Westchnęła głęboko, próbując nabrać więcej powietrza; wytarła twarz, by ta prezentowała się zwyczajnie i codziennie, by nie zdradzała burzy emocji szalejącej wewnątrz kotowatej. Mimo, iż dziewczyna osiągnęła perfekcję w panowaniu nad własną mimiką, ciałem i głosem, tak oczy niezmiennie stanowiły zwierciadło jej wewnętrznych rozterek. I chociaż płacz był dla niej stanem już zapomnianym, tak zdradzieckie, lewe oko przybierało barwy w zależności od zmiany nastroju. Choć udało się szakalicy częściowo nad tym zapanować i jej oko nie przybiera przybranej barwy na długi czas, tak najprawdopodobniej nigdy nie wyeliminuje tej dziwnej cechy. A nie chciała, by ktokolwiek wiedział o...
Zgadnij, kto? Marcelina prawie podskoczyła, gdy ktoś zasłonił jej oczy. Nie usłyszała cichych kroków, nie wyczuła cudzej obecności, tonąc we własnych smutkach i goryczy; głos jednak poznała szybko - wszak bez przerwy jego brzmienie męczyło jej własne myśli. Wiedziałam, że przyjdziesz. No powiedz to! Położyła swoje chłodne dłonie na jego, zsuwając je z twarzy i odwracając wzrok w stronę Hex'a. Uraczyła go tylko uśmiechem, bez zbędnych słów. Nie powiedziała.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.12.17 14:31  •  Wiśniowy skwer - Page 14 Empty Re: Wiśniowy skwer
Nie miał okazji zobaczyć Marceliny w aż tak potwornym stanie jak była przed chwilą. Nie ujrzał jej gorzkich łez, nie słyszał jej krzyków w przestrzeń. Dotarł dopiero wtedy, gdy zamknięta w sobie kobieta łkała cicho. Oczywiście, istniała duża opcja że mógł być w mieście ktoś o podobnej posturze, podobnym wyglądzie, może nawet głosie, i że to akurat nie była Marcelina.
Ale nawet gdyby się pomylił, to nie byłby problem. Nie pomylił się jednak.
Poczuł jeszcze odrobinę wilgoci na jej twarzy. Łzy, zapewne. Jak rozumiał po jej zachowaniu sprzed chwili nie były to łzy szczęścia czy zadowolenia. Oj, raczej nie. Nie zaskoczyło go praktycznie podskoczenie dziewczyny od jego gestu, ale zaskoczył go fakt że nie odskoczyła jak poparzona od jego dotyku. Miast tego, objęła swoimi dłońmi jego i zsunęła je, odwracając się ku Dżinowi. Z faktycznie widocznym zaskoczeniem aż przysuną się bliżej, spoglądając na nią to z boku, to od frontu, wijąc szyją od lewej do prawej jak wąż.
- Coś jest chyba nie tak. Jeszcze nie uciekłaś ode mnie z wrzaskiem. Chyba coś ci naprawdę siedzi na sercu, prawda, Marcelino? - Przysuną swoje dłonie, a zarazem jej nieco bliżej siebie i złożył jeden, delikatny pocałunek na wierzchu najpierw jednej dłoni, a potem drugiej, posyłając kobiecie ciepły, uczynny uśmiech. Następnie przesuną się po trawie tak, by usiąść obok niej i przyjrzeć się dokładnie. Jeśli nie chciała go puszczać, cóż, trochę się powykrzywiał przy tym, ale ostatecznie udało by się tak ułożyć by wciąż trzymała jego dłonie przed nimi. No, chyba że je puściła a nie ściskała jakby zaraz miał wybuchnąć czy coś.
Nie chciał siedzieć na przeciwko, z dwóch powodów. Po pierwsze, niekoniecznie musi chcieć patrzeć tylko na niego. Po drugie zaś, już raz wylądował w jeziorze podczas rozmowy z kimś, i wolałby uniknąć powtórki. Wyglądała znacznie gorzej w porównaniu do tego, jak spotkali się pierwszy raz. Była wyraźnie podminowana czymś, zasmucona, ale zarazem chyba próbowała to ukryć przed nim?
- No, dalej Marcuś. Powiedz dziadziu Hexowi co ci dręczy serduszko. Mówienie o tych rzeczach otwarcie przynosi więcej ulgi niż ściskanie ich w sobie. - Zaproponował łagodnym, głębszym, kojącym tonem, chcąc by jego głos sam w sobie jej pomógł się rozluźnić i powiedzieć co siedzi na serduchu. Sam wielokrotnie zdał sobie sprawę z tego, że ściskanie w sobie emocji czy słów, jakie cisną się na język w niczym nie pomaga, a potem jedynie co, to marudzi się na to że nie miało się dość odwagi by je wypowiedzieć. By działać.
Tia. W tej chwili zatem jest hipokrytą, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.17 1:48  •  Wiśniowy skwer - Page 14 Empty Re: Wiśniowy skwer
Oto te pełne smutku chwile przerwane zostały przez nagłe pojawienie się zielonowłosego dżina. Marcelina przyszła tu z cichą nadzieją w sercu, że i jego w głębi duszy zawoła jakiś nieznany głos, zagra hipnotyczna melodia tęsknoty i sentymentu, a dziewczyna spotka go tu - w miejscu, w którym otworzyli do siebie usta i serca po raz pierwszy. - Ja... - zaczęła, obserwując, jak Hex unosi jej zimne dłonie i delikatnym, czułym gestem obdarza je subtelnym pocałunkiem. Przełknęła bezgłośnie ślinę. Gdy mężczyzna zmienił pozycję na wygodniejszą dla siebie szakalica nie zamierzała trzymać jego rąk w niewoli własnych - gdy zaś jego dłonie utraciły kontakt z jej, wymordowana poczuła dziwną ich suchość i niepełność. Tak, jakby dotyk hex'owej skóry był dla nich niczym upragniony deszcz dla ledwo już zipiących, polnych kwiatów w porze suchej. Dziewczyna po raz pierwszy od wielu lat nie ukrywała tak skrzętnie potrzeby wysłuchania i kontaktu fizycznego w jakiejkolwiek formie - choćby głupiego trzymania się za ręce. Była pewna, że anioł nie zaprotestuje w momencie, gdy Marcelina znowu pochwyci jego ręce; jeżeli Hex jej nie umknął, już po chwili mógł cieszyć się delikatnym masażem nadgarstków, palców i delikatnej skóry od wewnętrznej strony śródręcza. Dziewczyna, zatopiona w jeziorze trudnych myśli i emocji robiła to nieświadomie, acz z należytą finezyjnością, zdradzając wrażliwą i czułą stronę własnej osobowości. - Dręczy mnie... wszystko. Wszystko mnie dręczy, począwszy od teraźniejszości, czyli codziennych obowiązków; przyszłych, wielkich planów a skończywszy na przeszłości, która drepcze za mną uparcie i odpuścić nie chce.
Wiatr złagodniał, acz jego nagłe podmuchy dawały się dwójce we znaki, ta noc zaś nie była już tak ciepła. - Niedługo spełni się moje przeznaczenie. Ten dzień zmieni absolutnie wszystko, a przede wszystkim uwolni mnie od ciężaru, który noszę w sobie od wielu, wielu lat. Boję się jednak, że nie udźwignę tego... - uniosła swoje smutne, melancholijnie błękitne oczy. Skierowała je w oczy mężczyzny, nie bojąc się zajrzeć w ich daleki głąb. Zadrżała jednak, nie wiedząc, jaka będzie odpowiedź anioła - ludzie często bali się w nich bowiem czegoś, uciekając wzrokiem od ślepi Marceliny, nie potrafiąc nawet wyjaśnić własnego lęku przed nimi. Wymordowana wiedziała jednak doskonale, że oczy to zwierciadło duszy, która w jej przypadku była skażona mrokiem. - ...a drugiej szansy nie będzie.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.17 9:57  •  Wiśniowy skwer - Page 14 Empty Re: Wiśniowy skwer
Może i nadzieja Marceliny okazała się słuszna, ale jednak żadne z wymienionych przez nią rzeczy się nie wydarzyły. Tutaj, jedyne co się wydarzyło, to typowa naiwność jakiej niebianin nie jest w stanie się wyzbyć. Naiwnie uwierzył w to, że być może pojawienie się w podobnych okolicznościach i w podobny sposób sprawi, że wszystko się powtórzy. Że Marcelina tu będzie.
Oczywiście, wyjątek potwierdza regułę, bo zapewne gdyby nie fakt że oboje są wyjątkowi, to by się to nie wydarzyło. Jaki inny człowiek przyszedłby do tego samego miejsca, cicho wierząc w to, że znowu spotka bliską sobie osobę? Choć oczywiście, Hex nie wiedział o tym że dla Marceliny wydaje się być teraz bliższy niż ktokolwiek.
Wiedział tylko że Marcelina coś dla niego znaczy. Coś... Nie wiedział co. Nie potrafił tego nazwać, nie chciał tego nazwać, w obawie że wszystko się powtórzy.
Że Elisabeth... Że Ex... Że sam świat nie da mu szansy na szczęście, jak dotąd było.
Nie oponował przed jej pochwyceniem, czerpiąc swoistą przyjemność z bycia spętanym przez jej chłodne acz czułe dłonie. Cyrkulacja krwi w ciele nigdy nie była dla niego problemem, bez względu na to czy to było jego ciało, czy kogoś innego.
Mimo to jednak, wszystkie gesty kotołaczki były dla niego... Zaskakujące, acz nie chciał tego nazbyt okazywać, by jej nie odstraszyć. Jeszcze kilka dni temu rozmawiali i się bawili ze sobą jak przyjaciele znający się od zawsze, by w jednej chwili oddalić się od siebie i traktować się jak obcy, żeby potem wrócić do... Właśnie. Do czego? Ta czułość nie jest czułością przyjaciółki, koleżanki. Próbował zrozumieć co kobiecie siedzi po głowie, ale wszystko wydawało mu się sprzeczne.
Pewnie dlatego że nie jest człowiekiem i nie rozumie aż tak dobrze tych emocji, heh.
Pomimo uderzeń wiatru prosto "w papę", Hex pozostał czujny, dokładnie wysłuchując jej słów, obserwując jej gesty. Nie przerywał, nie odwracał wzroku. Ludzie może i mogli się bać, lecz Hex... Głęboko za jego pionowymi źrenicami i złotym blaskiem krył się mrok. Krył się ból. Nienawiść wyrośnięta na ziarnie zniewag i upokorzeń, iskierki niepokojącego obłędu i, i... I on. Ex.
Stąd też nie obawiał się. Nie uciekał wzrokiem od jej oczu, od jej mroku, miast tego bez obaw ukazał własny. Nauczył się do dziś dnia że ludzie niechętnie patrzą sobie nawzajem w oczy, uznają to za coś zbyt prywatnego. Lecz on się tego nigdy nie obawiał.
Ani wcześniej.
Ani teraz.
Ujął jej dłonie we własne, wychylając się nieznacznie w jej stronę. Nie łamał swojego ciepłego uśmiechu, nie łamał ich linii wzroku. W odbiciu oczęt Marceliny można było teraz dostrzec oczy dżina, i vice versa jego. I tylko to, jeśli kobieta sama nie złamała tego kontaktu.
- Nie znamy się długo, Marcelino, acz zdążyłem poznać wiele z twoich stron. I wiem, że podołasz temu. Jesteś silną osobą, kimś, kogo nie jest łatwo złamać. Przeszłość nie złamała cię do dziś. Teraźniejszość daje ci w kość, ale wciąż jesteś w stanie jej skopać tyłek, a przyszłość powinna drżeć przed tobą, nie ty przed nią. Uwierz mi, mam doświadczenie. Wszak przeżyłem... - Na moment skierował swoje oczka nieco do góry, w ramach liczenia swojego wieku, by po krótkiej chwili wrócić spojrzeniem do oczek Marceliny. - ... No w sumie to zajebiście długo, więc wiem o czym mówię. Mam solidne dwa miliardy lat na karku, choć niekoniecznie jako to ciało. Tak, możesz mówić o mnie że jestem wapnem i skamieliną, to prawda. - Uniósł kąciki ust nieco wyżej, chcąc scharakteryzować swój uśmiech w tej chwili jako dowcipny, albowiem taka była prawda.
I miał w sumie cichą nadzieję że nie będzie go nazywać wapnem.
- A jeśli się obawiasz jednak... Nie zamierzam się pozbyć tego ciała zbyt prędko. - Puścił jej oczko z uśmiechem. Miał nadzieje że zrozumie aluzje. Jak zazwyczaj nie miał problemu z dosłownością, tak w tym wypadku coś solidnie pętało mu język.
"Żałosne."
"Powiedział najlepszy bawidamek po tej części globu."
Ciekawe czy kobieta będzie w stanie zauważyć po nim tą krótką wymianę zdań z jego "wewnętrznym ja"?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.17 12:16  •  Wiśniowy skwer - Page 14 Empty Re: Wiśniowy skwer
Nie bała się patrzeć mu w oczy wciąż i wciąż, nie przerywając kontaktu ich czarnych, zgniłych dusz. Nie odwróciła spojrzenia nawet na moment ciesząc się faktem, że ktoś w końcu nie ucieka od nich, a podziwia ich surowe piękno. - Wszystko zwaliło mi się na głowę, ten głaz, który pcham stał się znacznie cięższy. Moje słabe barki powoli odmawiają posłuszeństwa... - spalenie kasyna, śmierć kuzyna Dżerarda i gryficy Atrity, utracenie ręki przez Lokstara, choroba, która prawie ją zabiła, ponowne dostanie się w ręce Josepha Mengele. Niedługo później dobiła ją podle wiadomość, że najlepszy przyjaciel i ukochany, który do tej pory w jej głowie trwał jako obraz nieskalany żadną rysą to dwójka podłych kłamców - a Marcelina, naiwna, która ufała im najmocniej na świecie tak naprawdę nie znała ich w stopniu adekwatnym do poziomu znajomości. Dziewczyna przerwała wyliczania w myślach, próbując odnaleźć w tym wszystkim coś pozytywnego. Od Mengele podstępem udało jej się zdobyć informacje i fotografie mordercy Hadriana, na którego polowała; wie już, gdzie szukać szpiegmistrza łowców, który z pewnością będzie zainteresowany wizją zemsty na zabójcy własnej córki; Lokstar otrzymał nową, całkowicie zmechanizowaną i naszpicowaną niesamowitą technologią rękę z której zadowolony jest bardziej, niż ze swojej własnej. W dodatku poznała jego... Hexa. I właśnie w tym momencie siedzi obok niego, trzymając go za dłonie i pokazując mu przysłowiowy brzuch - dowód kiełkującego zaufania.
Oh, Marcelinko - ty zawsze znajdziesz pozytywne aspekty w nawet najgorszym gównie; to chyba dzięki tej cesze jeszcze nie rzuciłaś się w otchłań rozpaczy, prawda? - No nieźle, stary. - słowo to w tym kontekście było akurat trafne. -Dobrze się trzymasz jak na swój wiek. - Uśmiechnęła się ładnie acz lekko złośliwie, odsłaniając równiutkie, białe zęby. Ona nie mogła pochwalić się tak pokaźną sumą zer we własnym liczniku - miała zaledwie sto pięć jesieni, w tym sześć przeżytych w śpiączce. - Oh, to doskonale. Szkoda by było takiego cielska. - zarechotała, bez zbędnej ilości siły packając go w przyjaznym geście w klatkę piersiową.
Ponieważ obserwowała go ciągle dokładnie, dostrzegła tą dziwną burzę wewnątrz niego. Sama doświadczała podobnych rozterek i szarpanin, dlatego rozpoznanie podobnych stanów u osoby, którą w dodatku obserwowała w dużym skupieniu nie stanowiło problemu. Nie pytała jednak - czuła, że anioł w końcu wyrzuci z siebie chociaż część tego, co go dręczy.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.17 14:11  •  Wiśniowy skwer - Page 14 Empty Re: Wiśniowy skwer
- Jeśli się nie obawiasz, możesz zawsze podzielić się nim ze mną. Moje barki się jeszcze nieźle trzymają i myślę, że dadzą radę podtrzymać nieco więcej niż koszulkę. Ewentualnie mogę cię pomasować. Specjalistą nie jestem, ale zawsze to może coś pomoże. - O ile rzucił to z lekką dozą dowcipu, tak miał prawdę na myśli. Jeśli coś ją dręczyło, jeśli z czymś miała problem - mogła się podzielić z nim. Może i to z jego strony trochę dziwne by odczuwać chęć pomocy osobie jaką ledwie zna, ale w głębii duszy... Gdzieś, głęboko na dnie, jest wciąż po części niebianinem. I jeśli tylko może zaproponować swoją pomoc i faktycznie coś zrobić, to zrobi to.
Nie dla każdego, przez te wszystkie lata.
Ale dla niej? Dla niej czuł że może i jego wysiłki nie zostaną wzgardzone, jak w wielu, innych przypadkach. Ludzie są u niego spisani na straty jako rasa.
Ale są wyjątki. I jeden z nich siedzi tuż obok i trzyma jego dłonie, dzieląc się swoimi problemami i bólami. Ufając mu. A on, jak raz, a w zasadzie drugi raz, nie chce wzgardzić tym gestem. Chce go przyjąć, chce wesprzeć. Niewiele osób na coś takiego zasługuje.
Ale Marcelina? Być może.
- A dzięki, choć jak się poznaliśmy to zżerały mnie łącznie 3 choroby. Teraz została tylko jedna, druga jest leczona, trzecia została wyleczona. Solidny progres, prawda? - Stwiedził z niejaką satysfakcją i zadowoleniem z siebie. Co prawda w jednym wypadku pobił Bogu ducha winnego aniołka a w drugim wykorzystał dobroć ludzkiego lekarza, ale hej! Cel uświęca środki!
No, może nie zawsze. Ale w tym wypadku mu to pasowało, choć serio nie chciał wrzucić chłopaka do śmietnika. Niestety, jakoś tak, heh, wyszło.
- Ha! - Lekko szturchnął ją w bark, uśmiechając się triumfalnie. - Wiedziałem że ci się podobam. - Stwierdził bez cienia wątpliwości. Tu ją ma, ha! Teraz się nie wywinie! Podoba jej się!
Mógłby narcystycznie stwierdzić że się tego spodziewał, ale biorąc pod uwagę jak wielu ludzi i nieludzi poznał, to niezależnie jak piękną formę by przyjął wciąż mogliby nie być dość zadowoleni. Ech, fetyszyści. Jakby nie mogli kochać wszystkiego w ten sam sposób, bez względu na to czym i kim jest, tylko muszą wybierać sobie swoje ideały.
On nie ma z tym problemu. Emocje wybierają, nie wygląd. Wybiera osobę, nie jej ciało.
- Hmmmm... - Zamruczał, przyglądając się nagle nieco mocniej Marcelinie. - Zauważyłaś już to, prawda? Jesteś spostrzegawczą osobą, więc raczej spodziewam się że to nie byłoby dla ciebie problemem. - Trochę zmarkotniał, bo możliwe że temat rozmowy zaraz zejdzie na mniej przyjemny temat. Miał wrażenie że tłumaczył jej na czym to polega, acz...
nie wyjaśnił dokładnie wszystkiego. Nie wyjaśnił faktu że wewnątrz jego umysłu siedzi druga świadomość, będąca czystą esensją jego gniewu, bólu, rozpaczy i nienawiści, zmieszanej w wirującym pandemonium emocji, jaki będąc uwolnionym, cóż. Miesza innym w głowach.
Ale zapewne powinien to wytłumaczyć, prawda? Ech.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.17 19:39  •  Wiśniowy skwer - Page 14 Empty Re: Wiśniowy skwer
Na gęstym, atramentowym nieboskłonie pojawiła się spadająca gwiazda, której doskonałe oko Marceliny przeoczyć nie było w stanie. - Pomyśl życzenie! - zawołała, zamykając oczy i z błogim westchnięciem układając słowa opisujące jej skromne marzenie, którego spełnienie zapewne rozwiązałoby wiele jej problemów. Do nozdrzy Marceliny dotarł dziwny, herbaciany zapach nieznanego pochodzenia. Dziewczyna próbowała nawet bezskutecznie zlokalizować jego źródło.
Kiwnęła twierdząco głową. - Ja też nie należałam do najdorodniejszych okazów zdrowia. Przez te kilka dni jednak udało mi się wykurować i załatwić parę spraw. - Sama zdziwiona była faktem, że udało jej się zrealizować aż tyle zadań w tak krótkim czasie! Przyda jej się kilkudniowy odpoczynek. Musi być wypoczęta na własną imprezę...
- Może trochę - parsknęła, modląc się w duchu, że jej policzki nie zapłonęły właśnie buraczkowym ogniem. Nie mogła zaprzeczyć, że hex'owa sylwetka przypadła jej do gustu. Był wysoki, szczupły, dobrze zbudowany, miał delikatne, zgrabne, męskie dłonie - żałowała, że nie mogła ocenić jego pleców, ta część ciała od niepamiętnych czasów była dla niej niesamowicie pociągająca. Chyba najbardziej - zaraz po oczach, które w przypadku zielonowłosego były równie piękne. Jego ślepia, złote i przeszywające zapewne komponowały się doskonale z chabrową głębią jej oczu.
- Tak. Zauważyłam.
Nie była to trudna rzecz. Marcelinę można było nazwać szamanką, która wchodzi bezpardonowo do umysłów innych i wybiera pośród regałów myśli te, które najbardziej ją interesują. Nie zamierzała zmuszać dżina do zwierzeń w tej kwestii, acz jeśli ten zdecydował się trochę o tym porozmawiać, Marcelina wysłuchałaby go z ogromną chęcią.
Ale nie tu. Wiatr zrobił się zimny i doskwierał dwójce. Marcelina, choć ciepło ubrana zaczęła zgrzytać zębami - było to dość zaskakujące, wszak nie należała do osób, której często doskwierał nawet największy chłód i niedogodności pogodowe. Była po prostu zmęczona - najchętniej położyłaby się spać do swojego miękkiego, ukochanego łóżka. Czuła jednak, że nie może teraz wstać i po prostu ruszyć w kierunku mieszkania. Na pewno nie sama. - Chodźmy do mnie. - wstała powoli i poprawiła szalik, starając się zakryć jak największą przestrzeń w okolicach szyi, która w momentach silnych ataków wiatru cierpiała najbardziej. - Zostałabym tu z największą przyjemnością, ale nie w taką pogodę. U mnie przynajmniej napijemy się ciepłej herbaty bądź kawy.
Wyciągnęła z kieszeni długie, chude papierosy o ulubionym smaku jagodowym, wsuwając jednego do ust i sięgając w tym samym momencie po ukochaną, czarną zapalniczkę żarową od Djikstry. Niebiesko-zielonkawy płomień szybko zajął się końcówką papierosa. Marcelina spojrzała na nowy nabytek z nieukrywanym zachwytem - kasynowy zaopatrzeniowiec miał dostęp do towarów luksusowych i pięknych, cieszących marcelinowe oko i łechtających jej naturę estety-kolekcjonera. Uwielbiała otaczać się pięknymi rzeczami - kilka ładnych łupów trzymała w swoim mieszkaniu, nie było ich jednak zbyt wiele z uwagi na niebezpieczeństwo idące za takim działaniem. To tylko niepotrzebne dołożenie dowodów na siebie samego - w przypadku rewizji jej mieszkania władze mogłyby połączyć je ze skradzionymi łupami a Marcelina nie byłaby już w stanie wykaraskać się z oskarżeń.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.17 20:24  •  Wiśniowy skwer - Page 14 Empty Re: Wiśniowy skwer
- Ale wiesz że jest nieprawdziwa, prawda? - Machnął w stronę nieboskłonu i spadającej gwiazdy, z jakiej okazji Marcelina chciała pomyśleć życzenie.
Nie zaszkodzi w sumie, prawda? Cóż, Hex nie był pasjonatem przesądów bo sam był kulminacją paru takowych, ale być może choć raz będą one dla niego na plusie. Stąd też, spoglądając na gwiazdę, pomyślał życzenie. Nie było ono skomplikowane, ale zarazem byłoby bardzo... Bardzo miłe.
Pewnie się nie spełni, ech.
- Czyli dla obojga z nas te dni były dość pracowite, prawda? - Stwierdził z niejakim zadowoleniem dla postępów ich obojga. Oboje się wykurowali z bardziej męczących chorób, oboje załatwili kilka rzeczy.
Problem był w tym, że Hex wciąż posiadał tą jedną, nieprzyjemną chorobę o jakiej nie chciał wspominać, ale może powinien? Nie zdradza tego nikomu, ale biorąc pod uwagę że Marcelina się przed nim otwiera... Powinna wiedzieć. Naprawdę powinna.
Pokiwał głową, wetując bezgłośnie, acz z wyraźnym uśmiechem swoje zwycięstwo. W sumie nie miał wiele do wygrania - sylwetki i wygląd aniołów są właśnie tworzone w taki sposób, by były piękne, zjawiskowe i pociągające, choć ciężko powiedzieć czy taki był ich zamiar. Mieli wydawać się "cudni" i "idealni", ale czy to miało ich pociągnąć w grzech pożądania? Zapewne nie.
Ale Hex nie jest aniołem! Jest niebianinem, prawda, ale nie jednym z tych pierzastych przepiórków, więc on dostaje przepustkę na bycie takim, jakim chce.
A czy Marcelina podobała się mu? Owszem. Jej uroda nie była powalająca jak u malowanych modelek, ani też zjawiskowa w magiczny sposób jak u aniołów. Była to surowa uroda, uroda charakteru i sposobu bycia, jaki zwyczajnie pasował Hexowi, w jakim odnajdywał bratnią duszę. Była to uroda feralna, zwierzęca i tajemnicza, a zarazem jednak ludzka, cywilizowana. Ten kontrast, to połączenie... Było pociągające.
Ale Marcelina nie pytała o komplementy, więc zapewne szybko się o tym nie dowie, heh.
- Tia. - Wymruczał markotnie na jej potwierdzenie, zbierając myśli na wytłumaczenie się z tego. Technicznie nie musiał i nawet nie powinien, ale jednak czuł potrzebę wyjaśnienia, dlaczego tak jest. Ona mu się obnażyła z tego, powiedziała o Aragocie, o marach. On jednak nie opowiedział o Exie i o pragnieniu krwi. Warto więc to naprostować, zwłaszcza jej. Heh, jak dotąd o tak prywatnych rzeczach wiedziały tylko dwie osoby. Marazm... i Lilo.
I wkrótce będzie w tym trzecia osoba.
Nim zdążył zebrać myśli do wyjaśnienia wszystkiego, kobieta zaproponowała pójście do jej mieszkania. Nie dziwił się w sumie, o ile jemu aż tak nie przeszkadzały warunki pogodowe, tak jej, dość drobnej osóbce z pewnością ten wiatr nieźle dawał w kość. Pokiwał głową na zgodę, podnosząc się pierwszym do pionu by następnie pomóc Marcelinie wstać na równe nogi. Do teraz w zasadzie wciąż trzymali swoje dłonie, acz w końcu musiał je puścić, by kotołaczka mogła zaspokoić swój nikotynowy głód.
- Rozumiem że korzystasz z tego że palenie cię nie zabije, nay?

[z/t x2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 14 z 20 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 20  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach