Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 20 z 20 Previous  1 ... 11 ... 18, 19, 20

Go down

Pisanie 02.10.19 0:29  •  Wiśniowy skwer - Page 20 Empty Re: Wiśniowy skwer
Aha – powtórzył za nią beznamiętnie. Hoshi tymczasem podlazł do nich i uwalił się centralnie na stopach Hayesa. Wywalił jęzor, ziejąc z zabiegania i wdzięcząc się ogonem do drugiego psa. Ładował chwilę energię, którą niebawem zapewne wyzwoli w postaci próby wskoczenia na kolana opiekunowi albo próbę obślinienia dziewczyny siedzącej po drugiej stronie ławki. W sumie skrzydlaty nie miał co się spodziewać innej reakcji, już wcześniej zetknął się z dość ostrym tłumieniem wszelakich emocji. Poza tym, to mogło być zatkanie z wrażenia. Przy jej kolejnych słowach rozglądnął się namierzając wszelkich przechodniów i ewentualne kamery. Nie wiedział czy iluzje docierają do sprzętów elektronicznych i utrwalają się na nagraniach. Wątpił, ale wolał nie kusić i tak zawziętego na niego losu.
Straszne to jest to – oznajmił rozchylając bluzę. Na białym materiale koszulki z początku pojawiły się czerwone pręgi, które szybko przemieniły się w rosnące plamy. Dokładnie w miejscach, w których zimą pewien jegomość postanowił go poszatkować żywcem. Wszystko zniknęło po zaledwie paru sekundach pozostając jedynie osobliwym wspomnieniem, a sam Will odwrócił głowę, pochylając ją lekko. Wygrzebał z kieszeni chustkę, którą przyłożył do nosa i ucisnął. Zdecydowanie za dużo ostatnio korzystał z tego wszystkiego, ale bez trenowania równie dobrze mógłby dalej siedzieć na zadku w Edenie i popijać wywar z granatów.
Witam w świecie odrodzonego – mruknął stłumionym przez materiał głosem. Dla niego ten natłok informacji pomiędzy śmiercią a powrotem do M-3 był ciężki do objęcia umysłem. A przecież nie zdradzał jej szczegółów z tych czterech miesięcy, które były niezłą karuzelą zdarzeń. Po zatamowaniu krótkiego krwotoku schował chustkę znów do kieszeni. Musiał wreszcie zrobić sobie wolne od czarowania, poudawać choćby cały dzień normalnego człowieka. Dwadzieścia lat doświadczenia, nie mógł przecież zapomnieć jak to jest być w miarę normalnym.
Właściwie to tak jakby mieszkam tu. Awansowałem na stróża, więc powinienem wisieć w pobliżu podopiecznego. – Towarzysząca mu zapluta bestia podniosła mu się ze stóp i oparła łapy o ławkę domagając się uwagi. Czarnowłosy podrapał go za uchem, na co zwierz położył mu łeb na udzie i sapnął. – A skoro już mnie nie dręczy, że mogło ci się coś stać, to zaraz mogę wracać do obowiązków – dodał wzruszając ramionami i nie odwracając wzroku od pyska Hoshiego. Domyślał się, że pies już marzy o swoim ulubionym pospacerowym smakołyku. Generał go zdecydowanie za bardzo rozpieszczał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.10.19 21:10  •  Wiśniowy skwer - Page 20 Empty Re: Wiśniowy skwer
 Informacje zdawały się docierać do niej z pewnym opóźnieniem, nie do końca zdolne przecisnąć się przez szczelną barierę logiki. To, co zazwyczaj pomagało pozbyć się przynajmniej części niepotrzebnych zmartwień prostym nie przesadzajmy, przecież to bez sensu, teraz znacznie utrudniało przyswojenie rzeczywistości. A co do tego, że miała do czynienia z rzeczywistością, chyba nie powinno być żadnych wątpliwości! W końcu halucynacje do tej pory się jej nie zdarzały, nie mogło też być mowy o żadnym głupim dowcipie. Pod tym względem miała do Hayesa ogromne zaufanie i żadna myśl o tym, że mógłby sobie z niej tak okrutnie zażartować, nie miała prawa bytu.
 — Przepraszam, to jest... po prostu, to tyle nowych rzeczy nagle... — zająknęła się, trochę jednak zawstydzona swoją powierzchowną reakcją. Z zewnątrz mogła przecież sprawiać wrażenie, jakby w ogóle się niczym nie przejęła. Tymczasem tego przejęcia miała aż nadmiar, a nie mogąc ustabilizować ani swoich myśli ani emocji, nie była zdolna przełożyć ich w żadne działanie. System się zawiesił, program nie odpowiada. Niby po tych wszystkich przemówieniach, wiadomościach i innych podanych do informacji publicznej rewelacjach miała — podobnie jak każdy rozumny obywatel — jakieś pojęcie o istnieniu różnych osobliwych stworzeń... ale co innego tylko słyszeć o nich w wiadomościach, a co innego, gdy jednym z nich zostaje twój szkolny kolega. A potem oznajmia to wszem i wobec, pokazując dodatkowo dowody.
 Nawet aż za wiele dowodów.
 — Matko jedyna! — zawołała szeptem, wciągając gwałtownie powietrze na widok rozprzestrzeniających się na koszulce czerwonych plam. Jedna z zaciśniętych dłoni już była w połowie drogi do ust w wyrazie przestrachu, zastygła jednak na moment w powietrzu i opadła wraz z powolnym wydechem. — Nie rób tak, proszę — dodała, wzdrygnąwszy się ostatecznie na ten jakże makabryczny widok. Nie był to co prawda ten sam obraz nędzy i rozpaczy, na jaki zimą natknęła się w jednym z miejskich zaułków, ale wystarczył by przywołać koszmarne wspomnienia. Wystarczająco już musiała się wysilić, by pozbyć się powracających w pamięci migawek z tragicznego wieczora. Nie potrzebowała więcej.
 — Wszystko w porządku? — Na szczęście mogła zająć myśli czymś nieco innym, naturalnie przejęta stanem zdrowia Williama. Wyglądało, jakby dokuczał mu tylko krwotok z nosa, ale i tak wolała się upewnić. Może dla anioła utrata krwi była jakąś większą trudnością? Brzmiało raczej mało prawdopodobnie, ale i tak wolała się upewnić, czy kolega przypadkiem nie zejdzie zaraz z tego świata... po raz kolejny. Chyba zgadzali się w tym, że jeden zgon zdecydowanie mu wystarczy.
 Na szczęście do wykrwawienia się miał jeszcze daleko, chwała Bogu.
 — A, rozumiem. — Kiwnęła głową, zaciskając lekko wargi z powodu nadal trwającego zamyślenia. — Znaczy, tak myślę, że rozumiem — uzupełniła pospiesznie, pozwalając kącikom ust podskoczyć w pełnym zakłopotania uśmiechu. Powiodła wzrokiem od Willa do wesołego psiaka, którego najwyraźniej miał pod opieką. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że może powinna coś jeszcze powiedzieć; tylko co właściwie powinno się mówić w takich sytuacjach? Żadna szkoła, żadne nawet wychowanie nie byłoby pewnie wystarczające, by przygotować młodego człowieka na tak oryginalne zawirowanie. Pozostawała improwizacja.
 — Dzięki, że przyszedłeś. To znaczy... napędziłeś mi potwornego stracha, ale i tak dobrze jest wiedzieć, że mimo wszystko jesteś cały i zdrowy. Miałam na myśli... no, pewnie wiesz. To bardzo miłe z twojej strony.
 Bardziej zmieszane są już tylko kolory farbek w wodzie do płukania pędzli, ale hej! Naprawdę się starała.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.19 22:38  •  Wiśniowy skwer - Page 20 Empty Re: Wiśniowy skwer
Kiedyś anioły były dla niego po prostu wymysłem, elementem nadającym nieco większy sens całej religii, która i tak się nie trzymała logiki, ale coś tam w to wierzył, bo nigdy nie wiadomo. Teraz nagle był jednym z tych skrzydlatych "wymysłów" i dalej nie radził sobie z rozmawianiem w cztery oczy. Ale nie był w tym osamotniony, bo pierwszy anioł jakiego bliżej poznał tak samo miewał trudności z wyrażeniem emocji. Widać boscy posłańcy byli równie przetrąceni jak śmiertelnicy, część z nich na pewno.
Byłby fajny kostium na Halloween – zastanowił się na głos zaraz po jej prośbie. Bo w sumie takie nagłe pojawienie się krwi mogłoby zrobić wrażenie na sąsiadce, u której żebrałoby się o garść słodkości, uznałaby to za niezłe efekty specjalne i może sypnęłaby więcej. Minus tej akcji był taki, że tym razem chyba na serio wystraszył dziewczynę, czego nie miał właściwie w zamiarze. Przynajmniej mogła wiedzieć, że na pewno on to on, a nie jakiś przebieraniec, który próbował ją wpuścić w maliny ponurym żartem. Kto normalny znałby aż tak wiele szczegółów? Tym bardziej kto nienormalny?
Tak, to też normalne – odpowiedział zerkając jeszcze na chusteczkę. – Ludzkie ciała ciężko sobie radzą z całą tą magią. Za jakieś sto lat będzie lepiej, jak już się wszystkiego nauczę i w ogóle – dodał uspokajającym tonem. Stulecie było dla niego teraz niczym. Sam fakt, że miał dopiero 21 lat był dobijający, bo w oczach pozostałych skrzydlatych był dosłownie dzieckiem, w dodatku takim, które niewiele tak naprawdę jeszcze umiało. Ale przynajmniej podstawowa, pasywna anielska zdolność mu wychodziła, bo regenerował się chociaż jak powinien. Chociaż co z tego, skoro ostatnio więcej się przemęczał niż cokolwiek działał w kierunku odpoczynku? Hayes zepchnął lekko psi pysk z kolan nim bestia go zapluje po samą szyję. Hoshi w odpowiedzi westchnął ciężko jak męczennik, ale nie pchał się więcej, tym bardziej, że został w nagrodę podrapany za uchem.
Też dziękuję, chociaż powinnaś na siebie uważać. Co gdybym był tamtym kolesiem? – odezwał się z prawdziwą troską w głosie. Niby nie była w miejscu całkowicie odludnym i ktoś mógłby jej pomóc gdyby powstało realne zagrożenie życia, ale równie dobrze diabelski stwór mógłby ją skrzywdzić nim mrugnęłaby chociażby kawałkiem oka. Wymordowani to istne potwory, Will miał wrażenie, że każdy osobnik był zły od podeszew stóp aż do czubka głowy. Nie spotkał żadnego dobrego, więc póki co - tacy dla niego nie istnieli. Skrzydlaty wstał i obrócił się na pięcie, patrząc na nią z góry.
Ale no. Na szczęście nie jestem. Dostanę tulka? – uśmiechnął się ciepło i wyciągnął do niej ręce przechylając głowę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.19 0:21  •  Wiśniowy skwer - Page 20 Empty Re: Wiśniowy skwer
 — Na pewno niepowtarzalny — przytaknęła, próbując nabrać nieco lżejszej nuty mimo wciąż galopującego w piersiach serca. Cóż, nie co dzień widuje się tego rodzaju magiczne sztuczki — tym razem dosłownie nadnaturalne — a wspomnienie zmasakrowanego ciała w śnieżnych zaspach nieszczególnie pomagało w podejściu do widowiska na luzie. W innych przypadkach była raczej oswojona z widokiem krwi; w przeciwnym razie naprawdę ciężko byłoby jej czynić postępy na studiach medycznych, szczególnie w bardziej praktycznym wymiarze tej dziedziny. Nadal jeszcze nie zdecydowała się konkretnie co do najbardziej interesujących specjalizacji, jednak póki co chirurgia i jej podobne plasowały się o wiele wyżej od grzebania ludziom w uszach.
 — Sto lat? — powtórzyła na wpół bezwiednie, wyłapawszy intrygującą frazę. — Czyli jako... jako anioł możesz... żyć dłużej? — Nie do końca była pewna jak sobie to wszystko wyobrazić, ale hej! Póki jeszcze miała przed sobą przedstawiciela tej osobliwej rasy — w dodatku w osobie kogoś, kogo znała od dziecka — warto było zadać te najbardziej nurtujące pytania. To nie był zresztą wynik przemyślanych kalkulacji, bardziej odruch ciekawości. Zresztą w tym samym momencie, w którym wydusiła z siebie ostatnie słowo, wzrok opadł znów w chodnik. Gdzieś z tyłu głowy uderzyło ją przeświadczenie, że może takie wtykanie nosa w sprawy niebiańskich posłańców jest w jakiś sposób nieuprzejme. Ani zasady savoir-vivre, ani żadne otrzymane przez Verity wychowanie nie przewidywały takich okoliczności jak konwersacja z niedawno zmarłym kolegą. W kwestiach granic uprzejmości zmuszona była błądzić po omacku.
 — Zawsze się trochę ryzykuje — odpowiedziała z już nieco wyraźniejszą pogodą ducha. Mimo tych wszystkich zawirowań, dało się znaleźć bardzo wyraźne pozytywy. Choćby to, że tajemniczy osobnik po drugiej stronie telefonu faktycznie okazał się starym, dobrym Willem i nawet nie próbował pchnąć jej nożem pod siódme żebro. Ani pod żadne inne.
 — No masz szczęście, że nie jesteś. Nie mówię, że dałabym radę się obronić, ale mieć mnie na sumieniu to straszny przypał. Jest tyle bardziej ambitnych ofiar... — urwała, uśmiechając się delikatnie. Spotkanie chyba mogli sobie oboje zaliczyć na plus, nawet jeśli przebiegło nieco dziwacznie. W końcu żadne z nich do końca normalne nie było, także wpasowanie się w jakikolwiek schemat byłoby dziwne, a może wręcz niewłaściwe. Co do czego jednak nie mogło być wątpliwości, to że teraz przynajmniej mieli po jednym zmartwieniu z głowy.
 Z tą optymistyczną myślą również podniosła się z ławki, bez zbędnych komentarzy wsunęła się w objęcia Hayesa. Nie była nigdy mistrzem gestów, ale w tym króciutkim momencie chciała choćby po części wyrazić i radość z ujrzenia kolegi znów w świecie żywych, i wdzięczność za to, że choć nie musiał, zechciał jej zaufać i odjąć nieco trosk.
 — To uważaj na siebie, hm? — Odsunąwszy się po niedługiej chwili, spojrzała na Willa z niemym wyczekiwaniem. Liczyła na jakieś ostateczne przytaknięcie, by móc z czystym sumieniem puścić chłopa w świat. Nie żeby sądziła, że nie będzie o siebie dbał, czy coś; znając jednak życie, kolejne mniej lub bardziej katastrofalne przygody już czaiły się i na jedno, i na drugie.

Czy to już czas na zt? Bo na moje tak, ale nie wiem czy tylko za mnie czy za nas oboje, więc będę wdzięczna za jakiś sygnał. ;w;
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.19 13:23  •  Wiśniowy skwer - Page 20 Empty Re: Wiśniowy skwer
W porównaniu do większości przedstawicieli rasy, do której teraz przynależał, widok krwi go nie odrzucał. Może czuł się nieco nieswojo, bo to niby oznaka, że coś jest nie tak jak być powinno, ale jeszcze mu nie odbijało z tą całą anielskością, żeby wpadać w panikę. Nie nadawałby się na kogoś, kto musi się w tym ubabrać po łokcie, jednak nie wymiękłby też od patrzenia na odrobinę czerwieni. A martwego człowieka widział tylko raz w życiu i to z daleka, dawno temu, nie było więc zbytniego porównania z przeżyciami dziewczyny.
Mhm. Nieśmiertelna dusza. Ciało się nie starzeje – odpowiedział tonem tak beztroskim jakby stwierdzał oczywistość, coś całkowicie normalnego. Niejeden naukowiec pewnie dałby się pokroić za możliwość pokrojenia kogoś takiego jak on, w końcu ludzkość od zawsze dążyła do życia jak najdłużej. Jeśli jednak miało się to wiązać z zabiciem go w imię nauki albo zamknięciem na wieczność to na pewno nie zamierzał w tym uczestniczyć. Mógł się jednak poświęcić dla przyjaciółki i odpowiedzieć na lawinę pytań, też był niedawno w takim położeniu, że więcej nie wiedział niż wiedział i potrafił zrozumieć jej zdziwienie czy ciekawość. Tylko to było beznadziejne miejsce na rozmawianie o takich rzeczach, musieliby się wybrać w jakiejś ciekawsze miejsce niż środek alejki. A że nie sprawiała wrażenia, że nie chce go widzieć, to umówienie się na kolejne spotkanie nie było takim nierealnym planem jak mogłoby się z początku spodziewać.
Wygryw, yay – zaśmiał się cicho, przytulając ją. Musiał umrzeć, żeby to zrobić. Rany, jaka beznadzieja... Dopiero teraz zauważył też jak niskie było z niej stworzenie. Wcześniej nawet nie zwracał uwagi, że nosem lądowała mu na klacie i musiałby się do niej schylić, żeby ze zrezygnowaniem oprzeć ciężko łeb na jej ramieniu. Poczochrał ją włosach, tworząc lekko artystyczny nieład na czubku jej głowy. – Jak będziesz uważała na siebie to rozważę. W razie czego pisz na numer, z którego się odzywałem, tym razem obiecuję odpisywać. – Uśmiechnął się ciepło i znów założył kaptur na łeb. Do domu miał na tyle niedaleko, że nie chciał kombinować z ukrywaniem się pod częściową iluzją, skoro i tak organizm dał mu znać, że już ledwo wyrabia. Złapał psa na smycz, żeby mu nie nawiał gdzieś po drodze na widok kota, a potem pozostało po prostu ruszyć - każde w swoją stronę. Nie miałby nic przeciwko pójściu w jej stronę, ale obowiązki wzywały.

zt x2 To ja nas wygarnę i daję sygnał :3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 20 z 20 Previous  1 ... 11 ... 18, 19, 20
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach