Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 12 z 20 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 16 ... 20  Next

Go down

Pisanie 03.07.17 21:30  •  Wiśniowy skwer - Page 12 Empty Re: Wiśniowy skwer
Wracał z kolejnej wizyty kontrolnej. Ostatnia misja okazała się na tyle niefortunna w przebiegu, sprawiając, że Polak był zmuszony do długotrwałego przebywania na terenach Desperacji bez odpowiednich zabezpieczeń. Co prawda przeżył i choć wszystkie badania na obecność wirusa X były negatywne to władza lubiła dmuchać na zimne zmuszając tym samy Polaka do częstych okresowych badań. Co prawda prawdopodobieństwo na to, że coś mogło ulec zmianie było skrajnie niskie to jednak gdzieś z tyłu głowy czaiły się niepokojące myśli i pytanie: a co jeśli...?
Od rana choć tego nie okazywał był zatem nieco spięty i dopiero teraz dopiero, gdy opuścił kliniczne pomieszczenia śmierdzące sterylnością poczuł się lepiej. Po tym, jak dzielnie zniósł obcowanie z tymi wszystkimi jajogłowymi pozwolił sobie zajść na salę treningową. Co prawda miał dziś dzień wolny, lecz wysiłek zawsze działał na niego oczyszczająco. Była to swego rodzaju medytacja, której w sposób szczególny brakowało mu przez ostatnie miesiące. Dopiero wracał do pełnej sprawności po ostatniej misji. Rany już dawno się zabliźniły, jednak to nie tyczyło się kości które uwolniły się od ucisku nanogipsu względnie niedawno, sprawiając, że dopiero od kilku tygodni posiadał swobodę poruszania się, której dziś nadużył. Jak przystało na człowieka, który nie potrafi przyjąć do wiadomości, że może być słabszy niż zazwyczaj, że wypadałoby jednak sobie odpuścić, że po takiej długiej przerwie od intensywnych ćwiczeń potrzebuje czasu na naprawę swojej kondycji...Dlatego też, jak przystało na upartego idiotę przeforsował swoje ciało, a dokładniej prawą kostkę u nogi. Jak początkowo mu się wydawało wcale mu tonie przeszkadzało. Tak właściwie nie specjalnie nawet się to rzucało w oczy - po prostu jego żwawy żołnierski krok był nieco mniej żwawy i bardziej dresiarski. Takim też krokiem pokonywał park, będąc ubranym na sportowo w dresy, adidasy, żonobijkę i rozpiętą skórzaną kurtkę. Skrzywił się nieco,gdy przeniósł ciężar sportowej torby na lewe ramie by swobodniej sięgnąć po paczkę papierosów. Jednego z kilkunastu tytoniowych wybrańców wetknął do ust by się zorientować, że nie ma przy sobie zapalniczki. Zmarszczył czoło.Ten dzień był ciągle nie do końca taki jaki powinien być. Katem oka dostrzegł siedzącą na pobliskiej ławce dziewczynie.Być może nie powinno oceniać się ludzi po wyglądzie, lecz zdaniem Polaka wyglądała na taką co mogłaby go poratować. Podszedł więc do niej.
- Hej, masz może ogień? - spytał, robiąc wolną dłonią przed trzymanym w ustach papierosem gest przypominający odpalanie zapalniczki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.07.17 17:43  •  Wiśniowy skwer - Page 12 Empty Re: Wiśniowy skwer
Czuła się co raz bardziej zaszczuta, wiedząc że ten przygarbiony, chudy gościu się na nią gapił, a co gorsze - że nie mogła mu tego wygarnąć w twarz, przy okazji przestawiając jego facjatę w kilku, różnych kierunkach. Znała ten wzrok, to uczucie. Tak gapili się na nią w burdelu, gdy wybierali sobie dziwkę.
Skrzywiła się, spoglądając na kubek w dłoni. Zbrzydł jej nagle smak tej kawy, i to okropnie na wspomnienie tamtych chwil. Z westchnięciem zawodu odstawiła kubek na bok, mając nadzieje że jeszcze jej wróci ochota.
I być może teraz znalazła swoje wybawienie z tej nieprzyjemnej sytuacji. Powiodła wzrokiem ku źródło głosu, dostrzegając przed sobą dość solidnie wyglądającego mężczyznę o facjacie wprost mówiącej "nie próbuj, bo zapierdolę".
To brzmi jak dobry plan, tylko czy on będzie chciał spróbować współpracy?
Nie ma lepszych pomysłów, choć niekoniecznie podoba jej się to rozwiązanie, i jest odrobinę podchodzące pod "z deszczu pod rynnę". No nic.
Podniosła się z ławki i odstąpiła od niej, podchodząc nieco bliżej mężczyzny. Szybkie sprawdzenie kieszeni, czy może jednak nie ma zapalniczki ani niczego w tym stylu, po czym następnie rozłożyła bezradnie ręce na boki.
I zarzuciła je na szyję facetowi o zagranicznej (wątpliwej) urodzie, który pewnie był conajmniej zdziwiony. Byli podobnego wzrostu, więc nie miała problemu mówić nieco ciszej po przysunięciu się, będąc bliżej niego. Ot, na wszelki wypadek.
- Wiem, że to nie to czego się spodziewałeś, ale możesz mi pomóc? Widzisz tego na ławce za mną? Kilkadziesiąt metrów dalej, garniak, zgarbiony, nessesser w garści, zaciągnięte, czarne kłaki, możliwe że zerka w tą stronę. - Zrobiła pauzę, dając chwilę osobie przed nią na znalezienie o kim mówiła. Powinien po tych wskazówkach go znaleźć wzrokiem, a ona starała się nie robić żadnych gestów jakie by wskazywała na to, co robi. - Śledzi mnie od dobrej godziny, i tak paskudnie się gapi... Gdyby nie to, że miałam już swoje ze służbami, zbierałby zęby z ulicy, ale nie mogę. Czy mógłbyś udawać że jesteś moim dobrym znajomym, chłopakiem, któreś z tych? Może go to zniechęci, jako jedyny jakiego widziałam dziś faktycznie wyglądasz jak mężczyzna, a nie ledwie żywy cherlak. - Aż zarzuciła zawadiackim uśmiechem, odciągając głowę od jego ucha i spoglądając ku jego twarzy. W jakimś stopniu komplementowała tym mężczyznę przed nią, o ile faktycznie przyjmuje takowe komplementy. Normalnie by nie była aż tak "miła", ale tutaj nie mogła zaprzeczyć - gość przed nią wygląda groźnie, i może jak go pogłaszcze gdzie trzeba to pomoże.
I właśnie dlatego to może wypalić. Koniec końców przestała go jednak obejmować i zdjęła ręce z niego, oczekując jego reakcji. Wyjątkowo nie czuła się źle z tym, co zrobiła - normalnie pewnie by coś głęboko w niej ją odrzucało.
Dziwne.
------------------
Chyba była zbyt szokująca ze swoim zachowaniem. Kapkę zmieszana, odrobinę niepewna i zdecydowanie w pośpiechu zgarnęła co miała ze sobą i stwierdziła, że to chyba ten moment, w którym się ewakuuje.
Do czego więc niezwłocznie przeszła.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.17 20:15  •  Wiśniowy skwer - Page 12 Empty Re: Wiśniowy skwer
- Zastanawiałeś się czasem, jakby to było być faktycznym dżinem? - Rzucił w powietrze, kierując te słowa do odbicia swej natury, Exa, skrytego głęboko wewnątrz jego umysłu. Była noc, już po północy zapewne. Park był pusty, a Hex czuł się... Ciężko powiedzieć. Niby lepiej, bo pozbył się bólu przy każdym ruchu ciała i obaw, że lekki wiatr połamie mu wszystkie gnaty. Z drugiej strony, i tak bolały go wszystkie mięśnie, czuł jakby w gardle zagnieździło mu się gniazdo os. Czyżby efekt uboczny tego że tamten anioł leczył go ze strachu, więc zaraził go czymś innym? Stąd też, by odsunąć myślenie od tego że zdycha z powodu chyba czegoś na styl grypy, postanowił spytać o coś jedynego towarzysza jaki się nigdy nie odczepi.
"W sensie? Chodzić w cienkich ciuchach, nie mieć butów i spełniać życzenia gdy ktoś by potarł lampę w jakiej byśmy siedzieli? Myślę że to by nie było takie złe, przynajmniej nie mielibyśmy do czynienia z niczym co wokół na dłużej niż 3 życzenia jakiegoś kretyna."
- Brzmi solidnie.
"Próbujesz zmienić temat po to by odwrócić swoją uwagę od kolejnej choroby jaka zżera twoje ciało?"
- Cooo, ja? - Wskazał na samego siebie, po czym pokręcił głową na boki i machał rękoma przed sobą jakoby to nie dotyczyło jego.
"Czyli jednak."
- Możesz tylko na razie nie wychodzić z tym, jak to świat mnie nienawidzi i chce mnie zabić? Jak dotąd udało się zrobić wszystko by pójść w tą drugą stronę, to też nie psuj chwili.
Chwila ciszy, przerywana tylko miarowym krokiem zielonowłosego była w jakimś stopniu aż martwiąca.
- Ex? - Spytał. Potem po raz kolejny. I jeszcze raz.
Cisza.
- A... Ha. - Wzruszył bezwiednie barkami i zatrzymał się przy mijanej przez niego ławeczce. Było tu cicho, spokojnie. Większość ludzi spała, widział tylko w oddali majaczące sylwetki nocnych marków, albo patrolujących wojskowych. Nie interesowało go to jednak.
Chwilowo uznał że będzie się dusił powietrzem, stąd też zaczął paskudnie kaszleć, dociskając prawą dłoń do piersi i co kilka kaszlnięć uderzając się w nią. Ot, gest by wyrzucić z siebie ten podły kaszel, bo powietrze jest zaiste zabójcze w tym rejonie.
Ech.
Krótka chwila zmagania się z oddechem i już było nieco lepiej.
Jak miło że pomimo iż jest to środek nocy, jest tu tyle światła. Wprost nie ma czasu pomyśleć o wszystkich marach i problemach, które kryją się w cieniu. Tym wszystkim, czego obawia się z wnętrza żywego mroku.
Ostatnio miał zdecydowanie mniej epizodów w których panikował w ciemnościach. Może to dlatego, że miał dużo więcej powodów do strachu i bólu, by pozwalać sobie myśleć o ciemności go otaczającej?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.17 20:51  •  Wiśniowy skwer - Page 12 Empty Re: Wiśniowy skwer
- Cholera jasna.
Gdy Marcelina stała pod dorodną, wiekową już wierzbą płaczącą, która swoimi lekko zbutwiałymi liśćmi tworzyła efektowną zasłonę wiatr lekko muskał źdźbła sztucznie wyhodowanej trawy, która porastała ten park. Przypominały one morskie fale, które szalały po powierzchni na wskutek silniejszych powiewów. Idealnie przystrzyżone krzewy, kwiaty różnych, egzotycznych kolorów i kształtów rosnące posłusznie w równych grządkach, rośliny oplatające drewniane płoty pod dyktando ludzkich zachcianek. Wszystko po to, by cieszyć człowiecze oko. To była dobra, solidna robota tutejszych ogrodników. Marcelina znała jednego z nich. Kamikadze, której nie widziała od ładnych, paru lat. Powłóczyła wzrokiem jeszcze chwilę przez tę utopijną doskonałość i harmonię tego miejsca, delektując się papierosem smakowym z wyższej półki; jagodziana przyjemność, bo tak nazwano konkretnie tę serię chudych papierosów pieściła subtelnie jej kubki smakowe.
Oparta o suchą korę westchnęła ze zrezygnowaniem. Nie mogła pozbierać się jeszcze po wizycie w mieszkaniu Josepha - mijała dopiero trzecia godzina od ucieczki z jego lokum, w którym spędziła kilka dni. Z obrzydzeniem i konsternacją pomyślała, że mogła być zwykłą dziewczyną bez żadnych mocy, które w tamtym momencie ocaliły jej skórę. Nie chciała wyobrażać sobie, co ten zboczony szaleniec chciał robić z jej ciałem... wzdrygnęła się. Zmęczona, ba, wyczerpana osunęła się, siadając na chłodnej glebie. Nie robiło jej to teraz większej różnicy - pragnęła dostać się do swojego mieszkania, znajdowało się ono jednak na oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów osiedlu. Nie miała teraz siły na podróż jakimkolwiek środkiem transportu - chciała zostać sama. Sama.
Sama.
Wyciągnęła z kieszeni zdjęcie, które udało jej się odebrać swojemu oprawcy. Patrzyła na twarz mordercy jej ukochanego, który zniszczył jej plany na przyszłe życie, przez którego szczęście legło w gruzach. Po śmierci Hadriana zbierała się długi czas, dodatkowo złamana przez roczny pobyt w laboratorium s.spec. Zacisnęła wargi. Wszystko wróciło do niej niczym cholerny bumerang, którego bardzo pragnęła się pozbyć... minęła dwójkę wojskowych. Rozmawiali o czymś zawzięcie. Zignorowała ich. Umiejętności przybierania zwykłej, ludzkiej istoty nie musiała już kontrolować na każdym kroku - Marcelina mogła okrzyknąć się mistrzynią kamuflażu.
Schowała zdjęcie. Wstała powoli, wyłaniając się niczym cichy szept zza firany liści wierzby płaczącej. Zamyślona i obojętna ruszyła przed siebie, starając się nie myśleć o tym, co się wydarzyło - śmierć Dżerarda i Atrity, utracenie ręki przez Lokstara, spalenie sali głównej w kasynie, utrata zarobku w tym cholernym Szpitalu Ostatniej Nadziei; nie mogła jednak odpędzić się od wyrzutów sumienia i od wizji przyszłości, w której widziała starcie ze swoim największym koszmarem. W końcu dotarła do ławki przy sadzawce, gdzieś w najdalszym zakątku parku. Usiadła, czując kontakt z chłodnymi, niedawno malowanymi deskami. Spojrzała w niebo, ponownie tonąc we własnych myślach. Noc była piękna.
Był nów. Wiedziała to pomimo istnienia tu sztucznej kopuły. Nów; czas demona Aragota, zapomnianego boga sprawiedliwości i zemsty.

Spoiler:
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.17 21:26  •  Wiśniowy skwer - Page 12 Empty Re: Wiśniowy skwer
W jednej z chwil ciszy w jakich nie gadał z Exem (bo ten uznał że jest obrażony, gdy zabroniono mu pleść jego czarnowidzeń), nie robił wiele. Siedział, na tyle wygodnie na ile mu pozwalała drewniana ławka, nie zastanawiając się nad wieloma rzeczami. Nie myśląc wiele. Miast tego, chłoną to, czego rzadko ma prawo doświadczyć za murami tego miasta. Spokoju. O ile S.Spec nie jest może największą jego gwarancją, tu nie musi się martwić o to, że zza jego pleców wyskoczy jakiś potwór, z akurat tej jednej wydmy jaką postanowił przejść zamiast mijać. Albo że za rogiem tej ruiny kilku wymordowanych szuka kogoś by urządzić sobie coś na styl obiadu. Albo że zaraz ktoś go zechce okraść.
Tia. Miła odmiana, ale...
Ale teraz doznał czegoś, co w sumie dawno nie miał okazji odczuć. Deja vu, nie jednak sytuacyjne, a w odniesieniu do osoby. Miał konkretne wrażenie, że osoba mijająca go była mu w jakimś stopniu znana. Ten krótki moment, gdy jego obserwacje zawiodły go do twarzy kobiety, skrytej w cieniu jej płaszcza. Nie miał może kociego wzroku czy infrawizji, ale coś mu podpowiadało że ją znał. Może nie za dobrze, ale to ona kojarzyła mu się z tą kotowatą istotą, jaka darowała mu życie. Z tą osobniczką przed murem, jaka nie chciała go zabić. Wciąż nie jest w stanie uwierzyć jak ktoś z Desperacji mógł zwyczajnie nie chcieć zabić kogoś innego.
Wszak życie tam to nic innego jak zabij lub zostań zabity, prawda?
A ona nie była aniołem.
Ale też nie wydawała się być zwykłym wymordowanym. A biorąc pod uwagę że ta osoba była łudząca podobna...
Powiódł wzrokiem za jej sylwetką, i po krótkiej chwili ruszył za nią. Nie spieszył się. Nie wyglądał na coś specyficznie złego czy groźnego, ani podejrzanego. No, na ile można za takowego uznać kolesia w dresach, o zielonych włosach, złotych oczach i w kapeluszu, jaki za tobą podąża. A, no i oczywiście nieznaczny uśmiech na twarzy.
Może jednak to nie jest takie złe, mm?
Nah.
Gdy zajęła jedną z ławek, najwidoczniej wciąż nie odczuwając ani nie spostrzegając Hexa i faktu bycia obserwowaną, anioło-podobny osobnik postanowił się ujawnić w raczej dobitnym stylu.
Zatrzymał się i kucną przed siedzącą kobietą, spod kapelusza przyglądając się jej zamyślonemu obliczu.
- Czy znasz pojęcie Deja Vu, Panienko? - Nim odpowiedziała, i o ile nie zareagowała natychmiastowo gdy przed nią kucną, zrzucił kapelusz ze swojej głowy i wcisnął prawą dłonią na jej głowę i kaptur. Miała nieco mniejszą głowę od jego, ale kaptur uzupełnił braki.
- Bo ja właśnie takowe odczuwam wobec Ciebie. - Dokończył, podnosząc się do pionu i wsuwając dłonie w kieszenie spodni. I nie, miał w planie odzyskać ten kapelusz. Jeśli nie odda mu go, to będzie miał powód by ją ścigać. Dogonić. I zabrać kapelusz.
Z zawartością lub bez.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.17 23:05  •  Wiśniowy skwer - Page 12 Empty Re: Wiśniowy skwer
Spuściła wzrok, krzyżując ze sobą dłonie, podpierając łokcie o kolana. Długie, kościste palce objęły mocno przeciwstawne dłonie; na tej konstrukcji spoczęła jej broda. Zmrużyła oczy i intensywnie rozmyślając, pozwoliła swoim ciężkim myślom wyszaleć się. Potrzebowała kilku chwil ciszy, samotności i...
Czy znasz pojęcie Deja Vu, Panienko?
Wzdrygnęła się, spoglądając na dziwnego nieznajomego. Nie dostrzegła go wcześniej; była zbyt zajęta własnymi emocjami i stanem wewnętrznym, nie zwracała najmniejszej uwagi na otoczenie. Wyłączyła się ze świata. Nie zareagowała gwałtownie mimo nieukrywanego zaskoczenia - ręce położyła na krańcach desek, jakby chciała wstać - nie zrobiła tego jednak, jedynie odchyliła się w przeciwną stronę od zielonowłosego. Ten gest pozwolił przyjrzeć się mu dokładniej. Jej twarz nie zdradzała zbyt wiele, jej lewe oko zdradziło jednak chwilową zmianę emocji. Ślepię przybrało na dwie sekundy barwę soczystego fioletu, szybko powróciło jednak do standardowego, głębokiego niebieskiego koloru. Chwyciła kapelusz, niemalże natychmiast zdejmując go i chwilę przyglądając się mu. Nie poświęciła mu zbyt wiele uwagi - zwróciła wzrok w stronę dość wysokiego, z pozoru nieznajomego mężczyzny. W tamtym momencie poczuła się zagrożona, co było jednak zrozumiałe - nadal czuła na sobie wzrok i szorstki dotyk jej prześladowcy. Joseph, mimo iż nie zdołał swoich fantazji wcielić w życie skrzywdził ją. Czuła, że fundamenty jej układanego od podstaw opanowania chwieją się, a tak cierpliwie budowana osobowość krzyczy z całych sił, drapie i kąsa. W płucach rwał ją dziwny, METALICZNY ból. Zastanawiała się, czy to plama upokorzenia, czy wyrzuty sumienia.
Jednak to, co działo się w jej środku nie pokazała na twarzy w najmniejszym nawet stopniu. Siedziała nadal na ławce, po paru sekundach odwróciła jednak wzrok, kierując go gdzieś w dal. Jej aura była chłodna, co Hex zdążył już zapewne odczuć. Poznała go niemalże od razu. - Interesujący zbieg okoliczności. - powiedziała głosem niemalże wypranym z emocji. Nie udało jej się, niestety, do końca opanować niespokojnego drżenia. Bała się. Od dawna nie czuła takiego wewnętrznego poszarpania i roztrzęsienia. Ostatnio zbyt wiele wydarzyło się w jej życiu... - Dwójka zagubionych jednostek na desperacji ponownie spotyka się w tej cudownej Utopii... - to zdanie raczej wyszeptała, aniżeli powiedziała głośno. Była jednak pewna, że mężczyzna usłyszał każde, pojedyncze słowo.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.17 23:49  •  Wiśniowy skwer - Page 12 Empty Re: Wiśniowy skwer
Huh, powiało chłodem. Spodziewał się bardziej ognistej reakcji. Zaskoczenia, odskoku, może nawet jakiegoś głosowego zbesztania, albo wymachiwania rękoma. Nic. Osoba przed nim była spokojna. Może nie wyluzowana, może też nie spięta. Znał jednak język ciała. Może nie był mistrzem w odczytywaniu każdej emocji, ale potrafił rozpoznać niewielkie zmiany w zachowaniu, czy te małe gesty, jakie tworzą z człowieka człowieka. Jakby nie było - opanowanie ich i podrabianie by być wiarygodną kopią było najważniejszą częścią jego nauki o ludziach!
Stąd też dostrzegł te małe gesty, nawet w ciemnościach. Te nienaturalne, jak nagła zmiana koloru oka (był to jedyny, zmieniający się punkt w ciemności płaszcza, stąd też był w stanie to zauważyć), jak i małe drżenie jej ciała, jakie dostrzegł głównie na dłoniach trzymających ławkę. Wiele gestów, tyle opcji. Wszystko jednak mówiło mu, że miał do czynienia z człowiekiem. Nie aniołem. Nie androidem. Człowiekiem.
A że była człowiekiem, i wnioskując po jej słowach faktycznie się nie pomylił i była osobą spoza muru, to była również wymordowaną. Co za błyskotliwa dedukcja, brawo Hex! Noble'a później dostaniesz pocztą.
- To miasto jest zbyt małe by takie zbiegi okoliczności się nie wydarzyły. - Kiwnął lekko głową wraz z końcem odpowiedzi na jej szept, po czym bez wielkich pytań, ceregieli czy uprzejmności postanowił dosiąść się obok. Usiadł jednak w pewnej odległości, nie chcąc znowuż aż tak się narzucać.
- Nie martw się, wiem że ryzykuje odmrożenie sobie zadka. - Rzucił żartobliwie w trakcie przysiadania się, odwołując się do aury królewny mrozu jaka otaczała kobietę. Szczerze mówiąc - wolał ją w tej zezwierzęconej formie. Jako człowiek również wyglądała dobrze, ale jednak ta odrobine zanimalizowana kobieta jaką widział na zewnątrz murów była bardziej... Interesująca, niż kolejny człowiek.
- Tym razem nie muszę cię o nic prosić. Być może nic cię w tej chwili to nie zainteresuje, ale... Ocaliłaś mnie, i coś się dzięki temu zmieniło. Nie wiem jak wiele to zmieni dla Ciebie, ale dziękuje. Przy okazji. - Wychylił się odrobinkę ku niej, i, nieważne czy patrzyła w jego stronę czy nie, uniósł lekko brwi i opuścił je kilka razy, dopowiadając szeptem. - Wyglądasz znacznie lepiej w tej skórze jakiej tu nie pokażesz. - To był komeplement, i nie zamierzał tej kwestii wypierać w żaden sposób, ale wycofał się z powrotem do normalnego aka nie wychylonego w jej stronę siadu.
- Coś cię trapi, prawda? Bo nie sądzę by było ci zimno. - Spytał, ostatecznie dając jej do zrozumienia że tak, widzi jej drżenie i tak, odczuwa jej aurę chłodu jaka raczej nie jest kreowana tylko dlatego że "taka jest". Gdyby taka była, nie zareagowałaby w taki sposób w jaki reagowała wtedy za murem. Nie odpowiadałaby, olałaby go, albo skorzystała z opcji, lub nie zrobiła nic. Ale zrobiła. I to mu teraz nie pasuje.
A Hex lubi wtykać nosa nie w swoje sprawy. Bo to Hex, twoja sąsiadka z bloku która wie o tobie wszystko choć nigdy z tobą nie rozmawiała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 0:27  •  Wiśniowy skwer - Page 12 Empty Re: Wiśniowy skwer
Mary szeptały coś, kryjąc się w cieniu wierzb o ciężkich liściach i idealnie przystrzyżonych brzóz. Wszystko tu było takie piękne, takie idealne, takie... sztuczne.
Zignorowała go. Była teraz w naprawdę paskudnym nastroju - tak złego humoru nie miała od bardzo dawna. Ostatni raz czuła się tak w nocy, w trakcie której dotarło do niej, że jej dotychczasowe, w końcu poukładane życie rozpadło się jak domek z najgorszej jakości kart. Zaskoczyły ją, trochę nawet zainteresowały kolejne słowa Hex'a. Ich spotkanie było raczej krótkie, niezobowiązujące, nic z niego przecież nie wynikło! O co więc chodziło temu, właściwie... nieznajomemu?  - Skąd wiesz, że właśnie to nie jest moja prawdziwa skóra? - zapytała, wbijając w niego zainteresowane, acz krótkie spojrzenie. - ...że tamta nie jest jakimś... nie wiem, pancerzem, zbroją, którą zakłada się na progu zawistnego piekła, jakim jest desperacja i z pozoru bezpiecznego raju, w którym właśnie się znajdujemy? - właściwie, gdyby nie iluzja Marcelina nie mogłaby czuć się bezpiecznie nigdzie. Na desperacji nie możesz odczuwać braku zagrożenia w absolutnie żadnej sekundzie. W mieście zaś wymordowani byli uznawani za plagę, którą trzeba wytępić. Marcelina zdecydowanie częściej wolała pokazywać się światu w tej masce, aniżeli bez niej. Nadal w końcu czuła się człowiekiem.
Nadal nim była... chyba. Jego kolejne pytanie zbiło ją z tropu, lekko zdezorientowało. Aż tak było to widać? Zagryzła dolną wargę, wstając spokojnym ruchem z ławki. Potrzebowała spokoju, zdecydowanie. Jak widać los uwielbiał z nią igrać - akurat teraz zesłał na nią typa z widocznym defektem jakim była ogromna ciekawość. Stanęła obok, przyglądając się wodzie w najbliższym stawie. - Co takiego zrobiłam? - cóż, wspomniany wcześniej defekt dotyczył także jej osoby. Gdy pytała, obejmując dłońmi swoje chude, szerokie ramiona starała się brzmieć naturalnie i niezbyt wścibsko. Stanęła na ukos do mężczyzny w taki sposób, by ten widział dobrze jej prawą stronę i skrawek lewej. Grzywka opadała na jej lewe oko zasłaniając pamiątkową bliznę. Jej oczy świeciły w ciemności niczym kotu pomimo braku światła w postaci chociażby odbijanego światła przez księżyc, przypominając teraz dwa, błękitne świetliki. Patrzyła nieruchomo. Chłodny wiatr musnął jej nagi, lekko podgolony kark. Dreszcze ogarnęły jej dość zmizerniałe, zmęczone ciało. Przez ostatnie tygodnie mało spała, mało jadła i jeszcze mniej odpoczywała. A potrzebowała odpoczynku - szczególnie od swoich własnych problemów i utrapień. Teraz dopiero poczuła, jak bardzo jest słaba i wyczerpana. Wirus kamiennej brodawki niemalże dobił ją, okazał się tutaj zardzewiałym gwoździem do cholernej trumny. Zapewne nie mogłoby teraz nawet uciekać... bronić się. Przełknęła ślinę. Serce biło jej bardzo szybko - nie miała pojęcia czy to przez stres czy raczej powodem był rosnący niepokój. Nie wiedziała, czego spodziewać się po tym... człowieku? Spojrzała na niego ukradkiem.
Tak, człowieku. Chyba.
Mary ucichły, już nic nie mówiły. Dziwne.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 9:51  •  Wiśniowy skwer - Page 12 Empty Re: Wiśniowy skwer
Przywykł do bycia ignorowanym, ale był również w stanie zdobyć czyjąś uwagę. Gestami, działaniami, zachowaniem czy słowem, na jakie dana osoba zareaguje. Wystarczyło znaleźć właściwy zapłon, właściwy punkt nacisku, by dana osoba zwróciła swoją uwagę ku niemu. Czasem odszukanie takowego zajmowało chwilę, innym razem musiał narzucić uwagę na siebie siłą, a czasem ta uwaga była zdobywana z czasem i byciem cierpliwym. Któraś z tych opcji zadziała przeciwko kobiecie, jakiej nawet nie zna imienia. Heh. Jego zbawczyni, osoba, dzięki której żyje. I praktycznie jej nie zna.
To dobry moment by to zmienić, prawda?
- Nie wiem. - Wzruszył bezwiednie barkami od razu po zadaniu pytania. Nie mógł stwierdzić że wie to, dlatego też nie powiedział wcale że to właśnie ta zwierzęca osoba jest jej prawdziwym "Ja". Tylko stwierdził że takową woli. Kontynuował wypowiedź gdy już osobniczka obok dokończyła swoje słowa. - Znam jednak maski, jakie ludzie i nie tylko przywdziewają. Widziałem ich wiele, i wielu się uczyłem. Stąd też uważam że to, co widzę teraz... To nie jesteś w pełni Ty. Można to uznać za intuicje. - O ile można powiedzieć, że ktoś jego pokroju posiada "intuicje". Wszak był to twój ludzi, zwierząt, nie aniołów, prawda?
Ale może jednak i tego zdołał się nauczyć od ziemskich istot, zaraz obok nienawiści, bólu, brutalności, chęci mordu i wielu innych, jakże "potrzebnych" zdolności i uczuć. Jakżeby mógł być człowiekem bez nich?
Aż tak? Nie. Czy widziała to osoba jaka wyspecjalizowała się w zwodzeniu i bycia kim innym? Owszem.
- Teraz, czy wcześniej? - Może z lekko cwaniackim tonem, ale rzucił to pytanie, dźwigając się z ławy. Przysiadł się dlatego że ona siedziała, a teraz nie czuł potrzeby dalej siedzieć na tym zimnym kawałku drewna. Skrył dłonie za plecami, stojąc przodem do kobiety. Chciał tym coś pokazać? Ciężko powiedzieć, może tylko chciał dać jej świadomość że pokaże każdy swój gest i każdy ruch, by... Nie obawiała się go?
- Wydajesz się być czymś zdenerwowana. Może to tylko kłótnia z kimś, może to coś o znacznie głębszym podłożu, tego nie wiem. A co zrobiłaś wtedy? Cóż... - Uniósł prawą dłoń i objął nią swoją brodę, gładząc się po niej od policzka do linii żuchwy parę razy, jakoby rozważał co chciał konkretnie powiedzieć. Bo gdzie tu zacząć? Hmmmm...
- Biorąc pod uwagę że zawdzięczam tobie życie, dam ci wybór w tej kwestii. Mogę ci opowiedzieć całą prawdę, jeśli cię interesuje. Lub nie, jeśli taki twój wybór. Lecz mam jedno pytanie. - Skrył prawą dłoń z powrotem za plecami, splatając obie za sobą. To był czasami gest osób jakie coś knuły, jakie coś chciały ukryć.
Ale nie w tym wypadku. Stał na równych nogach, z delikatnym, acz uprzejmym uśmiechem. Jego złote oczy nie ukazywały niczego podejrzanego, niczego złego. No, na ile można uznać pionowe źrenice i złoty kolor. Jego gestykulacja była schludna i nie pozostawiała niczego do podejrzeń. Żadnych podejrzanych ruchów twarzy, gestów rąk, przyśpieszonego tętna czy oddechu. Spokój. Opanowanie.
- Jak masz na imię, moja wybawicielko? Jeśli interesuje cię moje, to jest to Hex. Bez obaw, nie rzucę na Ciebie uroku. - Tak, zielonowłosy znał tłumaczenie tego słowa w innych językach. Klątwa, czar, ale także część określenia a pro po szóstki.
On osobiście go używa bo fajnie brzmi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 13:01  •  Wiśniowy skwer - Page 12 Empty Re: Wiśniowy skwer
Pierwszy zawrót głowy. Chwyciła się za skronie, nie słuchając już tego, co zielonowłosy jegomość pragnął jej przekazać. Owszem, chciała z nim porozmawiać, nagle bowiem poczuła chęć konwersacji z kimś. Przełamane, pierwsze lody w przypadku tej dwójki jedynie zachęcały do dalszej dyskusji; niestety, wymordowana czuła się coraz gorzej. ...Co widzę teraz... To nie jesteś w pełni Ty. Przed oczami widziała mroczki, kolorowe plamy a uszy przez chwilę utonęły w głośnym szumie. Wzięła cichy, głęboki oddech, chcąc ustabilizować burzę, która szalała w jej wyczerpanym ciele. Tajfun jednak rósł w sile, by w końcu nagle odpuścić i pozwolić jej wrócić do żywych i świadomych.
Wydajesz się być czymś zdenerwowana. Może to tylko kłótnia z kimś, może to coś o znacznie głębszym podłożu, tego nie wiem. A co zrobiłaś wtedy? Cóż... - Marcelina, nadal nieruchoma wbiła wzrok w jego twarz i starała się utrzymać zmęczone oczy na tym poziomie. Powieki okazały się być coraz cięższe - A jak chcesz? - zapytała, uśmiechając się teraz tak, jak to tylko ona potrafi. - Marcelina. - dodała, czując, że na potyczki słowne i żarciki nie ma dzisiaj siły. Ochota była, jak zawsze - czasami trzeba jednak dać sobie przysłowiowego siana i odpuścić. Wymordowana uśmiechnęła się do ostatnich słów Hex'a. Zastanawiała się, kim jest ten osobnik. Przez myśl przebiegło jej podejrzenia, że może jest kimś ze s.specu?
Tylko nie zemdlej, kobieto... - Opowiedz mi. - powiedziała, idąc w stronę widzianego wcześniej stawu. Spojrzała krótko na niego, mając nadzieję, że nie będzie prosił o pozostanie w miejscu. Ruszyła w stronę wybranego przez siebie miejsca do spoczynku, po kilkunastu krokach dochodząc do średniej wielkości wierzby płaczącej. W pewnym miejscu miała ona podcięte liście; zapewne było to zaproszenie do środka, do spoczęcia pod dość gruby jak na ten gatunek pień drzewa. Kora okazała się sucha i szorstka, pełna różnych inicjałów i wyskrobanych nań bardziej lub mniej mądrych cytatów. Gruba kotara liści była wycięta w taki sposób, by staw znajdujący się pod wzniesieniem był widoczny w całej swej okazałości. Przy stawie rozpościerało się mnóstwo innych wierzb, które stanowiły podobne punkty obserwacyjne; niektóre były zbyt blisko wody, były nawet te, które wygięły się w pniu w taki sposób, że ich długie gałęzie snuły liśćmi po tafli idealnie czystej wody pełnej kolorowych lilii. Po drugiej stronie stawu Marcelina dostrzegła altanę zarośniętą pięknymi pnączami, które opanowały niebiesko-fioletowe kwiaty. Westchnęła w duchu. Było tak pięknie.
Znowu poczuła napływ zmęczenia. Oprócz tego zrobiło jej się gorąco i duszno. Trwało to tylko chwilę, znowu odpuściło i pozwoliło Marcelinie normalnie funkcjonować.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 13:46  •  Wiśniowy skwer - Page 12 Empty Re: Wiśniowy skwer
Starał się nie lustrować badawczo jej zachowań, ale to była jedyna rzecz jaką mógł robić, poza mową i jakąś formą gestykulacji. Jako że stał do niej przodem, mogła raczej zauważyć ten fakt. Nie starał się jednak próbować "czytać ją" aż tak nachalnie, ale pewne kwestie nie mogły uciec jego spojrzeniu, choćby chciał.
- Ten wybór zostawię tobie. - Wciąż upierał się o to. To ona miała zdecydować, czy chce usłyszeć o prawdziwej historii. Była trochę długa, zawiła i gdyby nie fakt, że była już wymordowaną to mogłaby w nią nie uwierzyć, ale dzięki temu że nie jest człowiekiem to wie że może ją opowiedzieć. Stąd też, jej decyzją jak woli.
- Marcelina. Niestandardowe jak na te okolice. Ładne. - Zauważył z uśmiechem. Lubił gdy poznawał osoby które nie było kolejnym Taro, Mitsukim czy kimś w tym stylu. To zawsze ten miły powiew świeżości i świadomość że świat nie kręci się tylko wokół tych wysp tutaj. Nie żeby miał okazje pójść do innego świata, ale...
Kiwnął głową na potwierdzenie jej prośby i podążył obok niej. Nie musieli siedzieć w miejscu, a opowieść mogła się trochę ciągnąć, stąd też czemu by nie.
- Nie chcesz usiąść do tego? To może trochę zająć. - I zacznie o tym mówić gdy wypluje kolejne gniazdo os z gardła, kaszląc w wyraźny, charczący sposób. Jej dla bycia chorym! Aż go zgięło w którymś momencie i musiał przystanąć na moment, wykaszleć się do końca. Gdy w końcu wypluł prawe płuco, wydał z siebie przeciągłe, poirytowane westchnięcie i łapiąc logiczniejszy oddech wyprostował się, wracając do Marceliny. Nie był przejęty za nadto dokąd go prowadzi, bo nie o to chodziło teraz.
- Wybacz, najwidoczniej złapałem coś. Niemniej, jak obiecałem... Cóż, podstawowe pytanie, wierzysz w anioły? - To w sumie takie profilaktyczne pytanie, bo ciężko byłoby opowiedzieć to wszystko komuś, kto by nie wierzył w to. I ciężej byłoby dać dowód rzeczowy, biorąc pod uwagę że Hex aż takim typowym skrzydlatym nie jest, heh.
Ostatecznie, nim faktycznie rozpoczął swoją opowieść to - być może celowo odwlekając ją - dotarli do miejsca, w jakim Marcelina chciała się znaleźć. Brzeg stawu, otoczonego przez płaczące wierzby. Trochę nietypowa fauna jak na wiśniowy skwer, ale może chcieli go ubarwić by nie były to tylko martwe drzewa przez praktycznie cały rok.
Więc dali na wpół martwe drzewa. Brawo.
- Masz jakieś miejsce w którym mogłabyś się tu schronić? Nie wyglądasz zbyt dobrze, a ja niekoniecznie chciałbym kombinować gdybyś padła nieprzytomna twarzą w staw. - Z lekka żartobliwie, ale też serio chciał wiedzieć co z nią ewentualnie zrobić, bo nie wyglądała za dobrze. Nie było tu potrzebne oko specjalisty, a chory zresztą pozna osłabionego/chorego, ha!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 12 z 20 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 16 ... 20  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach