Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 01.07.17 16:47  •  Stacja Benzynowa - Page 4 Empty Re: Stacja Benzynowa
Jej przypadek, jednakże, był sprawą płynną i chwiejną, ponieważ zdrajczynią swej rasy nie była - trzymała się, w końcu, norm oraz nie wkraczała bezczelnie oraz z buta na tereny opanowane i zgarnięte przez grzech - lecz w oczach swych niegdysiejszych pobratymców zachowywała się po prostu niezgodnie z ich przekonaniami, haniebnie i karygodnie. A ona chciała tylko sięgnąć po odrobinę zatopionej w nadziei ludzkiej chwały i ukończyć przyznane jej misje w jak najkrótszym czasie oraz z jak najmniejszą ilością strat - to całe negowanie otrzymanych wytycznych, kreowanie własnych planów i wykonywanie swoich zagrywek nie podobało się tym tam u władzy, co spowodowało skazanie jej na długą drzemkę i zapieczętowanie jej uważanych za straszne, niegodne Anioła i paskudne moce. Pozbyli się, najzwyczajniej w świecie, kogoś, kto był dla nich niewygodny i mógł spowodować bunty pośród zwykłych, spoglądających z admiracją i zachwytem na wszystkie Anioły Zastępu Skrzydlatych, jak również zaburzyć i zniekształcić człowiecze przekonania oraz wyobrażenia o ich nobliwej, cudownej i dobrej rasie - a tego nie chcieli, toteż podjęli taką, a nie inną decyzję. Nie miała im tego nawet za złe, nie była na nich wściekła i nie odczuwała palącego, gorzkiego żalu, tylko pochwyciła, po przebudzeniu się i zorientowaniu w aktualnej jej sytuacji, za nową broń, nową moc, nowy sposób pozyskiwania glorii i powróciła w szeregi Zastępu - wiązało się to z ryzykiem, naturalnie, a także mogło zadziałać okropnie na jej niekorzyść, ale jak na razie wszystko szło gładko, sprawnie do przodu. Kto wie, może uda jej się nawet odnaleźć wreszcie któryś z kluczyków do jej podwójnej, krępującej jej zdolności pieczęci i odblokuje chociażby jedną z nich?

Dobrnięcie do stacji benzynowej trwało zaledwie kilkadziesiąt marnych, szybko przemijających minut, po upływie których obie panny stanęły w końcu przed zapuszczonym, wieki temu prężnie prosperującym budynkiem. Okolica ta nie była może i najprzyjemniejsza dla oka czy najbezpieczniejsza dla typowego, normalnego podróżnika, lecz do celów sparingowych nadawała się idealnie ze względu na całą tę otwartą przestrzeń oraz możliwe do wykorzystania podczas walki gruzy i porzucone, bezwartościowe obecnie przedmioty. Kai rozejrzała się dookoła spokojnym, srebrzystym wzrokiem, dopiero po chwili wracając nim na jej towarzyszką i oponentkę. Luna wyposażona była teraz w pokaźny, spory miecz, który z początku, tuż po wyciągnięciu go na światło dzienne, prezentował się jako zwyklutki, malutki sztylet - ostrze transformacji, ciekawe.
- Uczciwe - przytaknęła na jej propozycję, ustawiając się następnie jakieś trzy metry od niej i sięgając smukłą, bladą dłonią do rękojeści jej wspaniałego, pięknego artefaktu. Uśmiechnęła się, nie ściągając go jeszcze z pleców, a mówiąc: - Walczymy do momentu, aż druga osoba będzie niezdolna do kontynuacji pojedynku. I może bez zabijania, hm? - rzuciła z lekkim, swobodnym śmiechem, dobywając po tym swego niezwykłego oręża i wystawiając go na bok, prostopadle do swojej sylwetki. Srebrno-złoty parasol lśnił czarująco w promieniach gorącego, wesołego słońca i Anielica zerknęła na niego kątem oka, delikatnie się przy tym uśmiechając. Nie zmieniając jego formy i niczego nie aktywując, ruszyła z frontalnym, testującym natarciem na Lunę, planując wykonać ukośne, od lewej dolnej strony do prawej górnej, cięcie tak, ażeby to trafić w rękojeść miecza pani Android i wytrącić go jej z uścisku bez wyrządzania jej krzywdy.

Jako że nie mamy sędziego, to użyjemy znowu kostek. Pasuje? c:
Wynik dla wytrącenia broni: 87, czyli tak
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.07.17 12:33  •  Stacja Benzynowa - Page 4 Empty Re: Stacja Benzynowa
Przez cały spacer na stację benzynową Luna kątem oka obserwowała teraz swoją rywalkę, to jak się porusza oraz inne ruchy jej ciała, chcąc wysnuć wnioski na temat jej potencjalnych umiejętności bojowych. Była zdania, że będzie ciekawą przeciwniczką, bowiem wyglądała dosyć niepozornie jak na kogoś kto sam zaproponował pojedynek i nie ma żadnych wybitnych cech na pierwszy rzut oka, w przeciwieństwie do Pani Android, która jest wysoka i postawna już na pierwszy rzut oka, co zapewne pozwala spodziewać się dosyć znacznej siły fizycznej.
Kiedy Luna zobaczyła parasol, w przeciwieństwie do oczekiwań nie wybuchnęła śmiechem, lecz chyba po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, że coś tu jest bardzo nie tak i albo cyrk przyjechał do miasta i ona jest ofiarą żartu, albo jej przeciwniczka dysponuje umiejętnościami, o których się Lunie nie śniło.
-Przyjmuje Twoje warunki powiedziała kiwając głową po czym przybrała pozycję startową, czekając na spodziewany już atak. I cóż właśnie pierwszy atak, szybko rozwiał wcześniejsze rozważania Luny i była już pewna, że to opcja numer dwa jest prawdziwa. Spróbowała zrobić unik przed wytrąceniem miecza (17), lecz na nic się się to zdało. Wykonane cięcie spowodowało, że miecz poszybował do tyłu zanim Luna zdołała się obejrzeć. Udany atak w wykonaniu Kaijin wywołał jedynie szerszy uśmiech u Luny. Wszak zapowiadała się dobra zabawa. Sama spróbowała wybić przeciwniczce parasolkę z ręki, próbując po prostu uderzyć mocno swoją metalową dłonią w jej nadgarstek (35) lecz bez rezultatu, prawdopodobnie Kaijin zabrała rękę szybciej niż Luna się spodziewała.

Obrona :17
Atak:35
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.07.17 18:21  •  Stacja Benzynowa - Page 4 Empty Re: Stacja Benzynowa
Pozory potrafią mylić - jak przekonało się już nie jeden raz wiele, wiele osób, które to oceniły kogoś lub coś po pierwszym, krótkim spojrzeniu i potem ustalone przez nich osądy oraz namalowane z pomocą ograniczonej ilości farb obrazy zniszczone zostały brutalnie i ku ich zaskoczeniu przez persony i rzeczy, którym to nalepili konkretne, bazowane na niepełnych informacjach plakietki. Życie i ludzie, i Los, i otoczenie potrafią zaskakiwać na każdym, najmniejszym nawet kroczku, wywracając czyiś światopogląd do góry nogami i stawiając człowieka w sytuacjach, której w ogóle się nie spodziewał - z czego w większości przypadków dzieje się tak właśnie dlatego, ponieważ ktoś założył coś z góry i potem brnął tą swoją piękną, wykreowaną ścieżką, wpadając w końcu podczas podążania nią na wysoką, twardą ścianę lub dewastującą jego ogólne postrzeganie pułapkę. Jest to tak typowe i powszechne, tak często spotykane i się wydarzające, że poniektóre jednostki uodporniły się na widok tych miniaturowych, personalnych katastrof i nie czują grama zdziwienia w chwilach, kiedy dostrzegają kogoś wieszającego na kimś innym określoną zawieszkę z zadowolonym, dumnym z powodu odgadnięcia charakteru tej drugiej osóbki uśmiechem.

Ukontentowanie osadziło się w serduszku Kai po tym, jak Luna nie wyśmiała jej wspaniałej, ślicznej broni, a najzwyczajniej zgodziła się na przedstawione przez Bezskrzydłą warunki - był to dobry i znakomity dla niej znak, iż przeciwniczka jej nie jest typem osoby niedoceniającej swoich wrogów, a biorącym ich na poważnie nieważne co. Oznaczało to, że zbliżająca się, nadciągająca potyczka będzie interesująca od samiutkiego początku oraz jej zalążka, który rzadko kiedy wykluwa się wtedy, gdy przychodzi jej walczyć z ignorantami, śmieszkami czy lekceważącymi ją oponentami - zbyt łatwo takowych się zaskakiwało, zbyt szybko polegali pod jej cudownym artefaktem, zbyt prosto zgniatało się ich już na starcie i bez wysiłku nad nimi później dominowało. Nie szukała ona czegoś takiego - bezproblemowego, nietrudnego i nudnego - a pojedynku porywającego, ciekawego i dynamicznego. 'Humnęła' pod nosem, wybijając broń z dłoni Luny - przewidując przy tym wykonaną przez nią próbę uniknięcia jej natarcia - i płynnie, zwinnie zataczając parasolem pełne, skośne i sparowane z piruetem koło, dzięki czemu kontratak Pani Android nie przyniósł skutku - nadgarstek, który chciała uderzyć uciekł po prostu z jej zasięgu, kiedy to Kai przekręciła się dookoła własnej osi i z pomocą dwóch, trzech poczynionych przy tym kroków znalazła się za plecami przeciwniczki*. Ostra, spiczasta końcówka parasola zahaczyła nawet o ziemię podczas tego manewru, lecz samej Lunie nie wyrządziła najwątlejszej krzywdy. Nie wahająca się w swych poczynaniach ani odrobinę Kai - znajdująca teraz między Luną a jej leżącym na glebie orężem - zatrzymała ostatecznie swój piruet tak, ażeby to stanąć bokiem do naszego szanownego Biomecha, tuż po tym odskakując na jakiś metr, półtora w tył i dając jej tym samym proste dojście do Ostrza Transformacji - całość trwała zaledwie parę sekund i była niesłychanie płynnie zrealizowana.
- Twoja kolej - rzuciła z cierpliwym, przyjaznym uśmiechem i delikatną iskierką czającą się w srebrzystych oczach. Opuściła jeszcze swój artefakt nieco w dół, będąc gotową do ewentualnej obrony, ale jednocześnie oferując Lunie szansę na spokojne i nieskalane obawami podniesienie wytrąconej z jej rąk broni.

*Coś takiego, ale zamiast obcinania głowy jest wytrącenie Ci z dłoni miecza ^^"
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.07.17 0:51  •  Stacja Benzynowa - Page 4 Empty Re: Stacja Benzynowa
Cóż zakładanie czegoś z góry i potem trzymanie się tego kurczowo, nawet jeżeli podczas biegu wypadku ów założenie zostało poddane weryfikacji i okazało się być nieprawdziwe było po prostu skrajną głupota. Dobry wojownik tego nigdy nie robiła tylko wyciągał na bieżąco wnioski z sytuacji, która mogła się nawet co chwilę zmieniać.
I co jak co ale Luna nie była ignorantem czy śmieszkiem, który nie podchodziłby poważnie do przeciwnika. Szczególnie, że ta niepozorna na pierwszy rzut oka dziewczyna wytrąciła jej z ręki miecz i uniknęła jej kontrataku, co więcej wszystko to zrobiła z wyjątkową gracją. Widać było, że w przeciwieństwie do większości nie bała się rozmiarów ani też siły Biomecha. Luna wiedziała już, że dziewczyna została gdzieś i przez kogoś bardzo dobrze przeszkolona, zarówno w atakach jak i w unikach. Co więcej nie schodzący uśmiech z jej ust dawał Lunie pewność, że walka w obecnym kształcie się jej podoba. I w dodatku zachowała się honorowo pozwalając Lunie podnieść swój miecz, co też Pani Android uczyniła nie spuszczając oka z Kaijin. W odpowiedzi skinęła głową. Podniosła swój miecz i ruszyła na Kaijin po czym cięła nim pragnąc wytrącić jej parasolkę (49) lecz prawdopodobnie Kaijin była dla Luny odrobinę za szybka by ten atak się powiódł. Ahh pojedynek zwinności i siły. Na razie zwinność wygrywa!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.07.17 19:55  •  Stacja Benzynowa - Page 4 Empty Re: Stacja Benzynowa
Istniało doprawdy niewiele rzeczy, ludzi czy zjawisk, których Kai obawiała się lub czuła się przez nie zastraszona - niczym były dla niej ciężkie, długie i zamalowane bordową krwią pojedynki; makabryczne, dołujące i przygnębiające sytuacje, pod naporem których niejeden załamałby się i popadł w lepką, niebezpieczną depresję; wyzwiska i wskazywanie oskarżycielskimi palcami, i głośne wyśmiewanie, i podrzucanie jej pod nogi wielkich, niemożliwie masywnych i obleczonych w kolczaste druty kłód. Z natury niezłomna i cechująca się ogromną upartością brnęła przed siebie niezmąconym, równym krokiem, uśmiechając się do szyderców, komentując spokojnym głosem poczynania przeciwnika i wywijając się zręcznie ze szponów zagrożenia, ażeby to zaraz wpaść - wmaszerować wręcz tanecznie - w nowe przez swoje zachowanie, ciekawość i beztroski, jednocześnie naszpikowany chęcią niesienia pomocy i zdobywania słodkiej chwały charakter. Z jednej strony była osóbką - pozornie -
skomplikowaną i czasem trudną do zrozumienia, lecz z drugiej łatwo dało się przewidzieć jej działania, czyny oraz decyzje, jeżeli znało się już ją w miarę dobrze i długo - wszystko, co robi ma swój cel i każde wypowiedziane słowo posiada konkretne, nierzadko ukryte zadanie. Tak to już z nią jest.

W normalnej walce - brutalnej, na śmierć i życie, poważnej na ponad sto procent - Kai nie dałaby szansy oponentowi na podniesienie jego oręża, zgniatając go przy pierwszej nadarzającej się okazji i na dobre eliminując go z dalszej, potencjalnej potyczki. Nie jest ona, bowiem, personą miłosierną i dającą szansę wrogowi na ogarnięcie się oraz odzyskanie bojowej równowagi, a maksymalnie wykorzystującą wszelkie wlatujące jej w dłonie sposobności na pochwycenie cudownej, wspaniałej wygranej. Gloria i chwała, i bezpieczeństwo, i nadzieja, i wolność, i minimalne szkody powstają właśnie w ten sposób, a nie przez niepotrzebne przeciąganie pojedynków i narażanie w ten sposób niewinnych na większe, znaczniejsze krzywdy czy straty, czy też uszczerbki tak na zdrowiu, jak i psychice oraz, przede wszystkim, życiu. Nie jest więc zazwyczaj najlepszym przykładem honorowego wojownika, a cwanego i stosującego mnóstwo podłości w celu osiągnięcia zwycięstwa.
- Może spróbuj z inną bronią, hm? - zasugerowała lekko, odsuwając się zwinnym krokiem w lewo i tym samym unikając cięcia wyprowadzonego przez Panią Android. Chciała jeszcze wyprowadzić kontratak w postaci prostego uderzenia Luny pod kolanem w celu wywrócenia jej, lecz nagrodzona została wyłącznie dźwiękiem uderzających o siebie stali i powierzchnią parasola zsuwającą się po piszczelu przeciwniczki - nie użyła przy tym natarciu zaostrzonego końca artefaktu, a górnej części złożonej (jeszcze) czaszy, jako że nie planowała uszkadzać czy ranić jej kończyny. Popełniła tutaj błąd, ponieważ nie wiedziała wcześniej o tym, iż noga Luny zbudowana jest w większości z metalu. Hm.

*Wynik 41, więc kontratak nieudany.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.07.17 22:11  •  Stacja Benzynowa - Page 4 Empty Re: Stacja Benzynowa
W takim razie Luna i Kaijin miały więcej ze sobą wspólnego niż pani Biomech by przewidywała bowiem sama również nigdy nie miała oporów w poważnej walce przed pozbawianiem przeciwnika jakichkolwiek szans i nadziei na wygraną. O bycie miłosierną również Luny nikt by nie posądził, ale i ona nie sprawiała takiego wrażenia w przeciwieństwie do Kaijin. Po raz kolejny wychodzi jak bardzo pozory mylą, szczególnie na polu bitwy. Pole bitwy jest miejscem gdzie się zwycięża albo ginie i nie ma miejsca na różne subtelności. I cóż próba wywrócenia w ten sposób Lunie miała małe szanse powodzenia, gdyż nie zależała od szybkości, a przynajmniej nie tylko, a również od dużej siły by przeważyć metalowe części tak by Android się przewrócił, co niestety nie miało miejsca. W tym samym momencie Luna spróbowała złapać ją za parasolkę by przyciągnąć do siebie i uderzyć. Najwyraźniej jednak była zdecydowanie zbyt wolna bowiem Kaijin znowu udało się uniknąć ataku (Wynik rzutu: 3)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.07.17 22:39  •  Stacja Benzynowa - Page 4 Empty Re: Stacja Benzynowa
Z pozoru oraz na pierwszy rzut oka różne i inne, w niektórych aspektach jednak, tych głębszych i sytuacyjnych, wielce do siebie podobne - taka mała, drobna rzecz wyniesiona na powierzchnię została podczas tegoż niedługiego jeszcze, dynamicznego pojedynku. Obie, w końcu, były niezłomne podczas potyczek, bezlitosne i niewybaczające błędów, korzystając brutalnie z każdej, najmniejszej nawet potyczki poczynionej przez oponenta - tak przynajmniej było podczas prawdziwych walk, tych z krytycznymi konsekwencjami oraz na śmierć i życie. Tymczasem w tym momencie zacnym kobiety bawiły się bardziej, tańczyły wokół siebie i testowały się nawzajem niźli na serio pojedynkowały - wskazywały na to poniektóre ich, dla postronnego obserwatora nic nieznaczące posunięcia oraz ruchy. Nic makabrycznego czy śmiertelnego się tu nie odbywało - i Kai, i Luna dążyły po prostu do tego, aby powalić tę drugą i wyeliminować ją z dalszej walki, lecz nie permanentnie. Próba potknięcia oponentki nie wyszła Bezskrzydłej, która nie zatrzymując się i nie tracąc czasu przekręciła się piruetem za plecy Pani Android i na drugą jej stronę - uniknęła w ten sposób jej kontrataku, który polegał, z tego co widziała, na chęci pochwycenia za jej piękny, srebrno-złoty artefakt. Kai humnęła pod nosem, wykonując poziome pchnięcie Paryzolem tak, aby uderzyć przeciwniczkę końcówką jego rękojeści prosto pod żebra, w lewy jej bok (wynik = 57) - co jej wyszło, najprawdopodobniej przez to, że Luna wychylona była nieco w prawo po wcześniejszej próbie złapania za broń Anielicy i nie spodziewała się natarcia z tego właśnie kierunku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.08.17 19:14  •  Stacja Benzynowa - Page 4 Empty Re: Stacja Benzynowa
Uderzenie najprawdopodobniej było zbyt mocne, ponieważ przeciwniczka jej - Pani Android wysoka, silna i wyposażona w mechaniczne, wspomagające ją elementy organizmu - zgięła się gwałtownie w pół, po czym upadła na jedno kolano, łapiąc łapczywie oddech i chwytając się dłonią za bok, w który to Kai ugodziła ją swoim Paryzolem. Bezskrzydła zatrzymała się natychmiast, przystanęła w miejscu i niemalże znieruchomiała kompletnie, przekrzywiając delikatnie głowę i wbijając swoje srebrzyste, spokojne ślepia o raźnej iskierce w powaloną, na ten moment pokonaną Lunę. Uśmiechnęła się do niej łagodnie, aby następnie zawiesić ukochany, cudowny artefakt z powrotem na plecach.
- Potrenuj z innymi broniami. I popracuj też nad szybkością - poradziła jej w typowy dla siebie, neutralny prawie że sposób, poklepując ją po ramieniu i po tym prostując się ze zdecydowaniem oraz dumą. - Kiedyś jeszcze zawalczymy - rzuciła, nim poczęła maszerować w swoją stronę. Zaspokoiła tutaj swoją ciekawość i sprawdziła kobietę, która zainteresowała ją swoimi bilardowymi umiejętnościami, toteż nie miała już powodu na to, aby dłużej tu przebywać. Nie pozostało jej, w konsekwencji, nic innego, jak zawędrować w inne miejsce i pochwycić w swoje szpony kolejną interesującą, wspaniałą rzecz. Niedługo później zniknęła z tych ponurych, zrujnowanych terenów, zostawiając za sobą Lunę i mając nadzieję, iż kiedyś w przyszłości spotka ją i przetestuje dokonane przez nią postępy na tle bojowym.

z.t.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.09.17 22:35  •  Stacja Benzynowa - Page 4 Empty Re: Stacja Benzynowa
Życie Meduzy na piaszczystych ziemiach Desperacji nie było usłane różami. Właściciel genów tego stworzenia przekonywał się o tym boleśnie na własnej skórze przynajmniej sto razy dziennie, głównie wtedy, kiedy w jego ustach kształtowała się suchość, a ta pojawiła się zdecydowanie częściej niż  u każdego innego organizmu zmodyfikowanego przez wirus X. Facepalm w mękach cierpiał na chroniczny brak wody zdatnej do picia, dlatego też postanowił wyruszyć na poszukiwanie tego drogocennego skarbu, spragniony przygód i odkrywania nowych zakątków terenów dawnej Japonii. A gdy w końcu ją znalazł (kradzież z dodatkowymi porama dłońmi trwała kilka minut, jedna para odciągała uwagę, druga rabowała, a ich właściciel nudził się okropnie, odpoczywając), zabrakło mu nagle celu w życiu i poczuł niewysłowiony smutek - jedna z przygód doczekała się finału. Nie było jednak czasu na łzy, ahoj!, miał ręce pełne roboty, a przynajmniej chciał takowe mieć. Pech też chciał, że był osobą kreatywną i ruchliwą.
Na na na-na-na-na, na na-na-na-na — nucił pod nosem, spacerując po opuszczonej stacji benzynowej w poszukiwaniu wczorajszego dnia, a właściwie to sposobu na zabicie nudy, która mu bezustannie towarzyszyła. Znalezienie sobie zajęcia w zasadzie nigdy nie stanowiło dla niego żadnego wyzwania. Dziś jednak zabrakło mu weny i motywacji, zwłaszcza tego pierwszego, więc szedł przed siebie bez żadnego konkretnego celu. Kopnął opróżniony kanister, który zatoczył się i stracił równowagę. Jego zawartość w postaci deszczówki rozlała się. Wskoczył do kałuży jak dzieciak wyposażony w gumowce, chociaż on na nogach miał zdarte, czerwone jak jego oczy w biokinetycznej formie trampki i od razu poczuł w nich wilgoć. Teraz były też ubłocone. — Wiatr, wiatr, wiatr łapcie w żagle! — krzyczał, rozkładając ramiona, jak rzeczone żagle i okręcił się wokół własnej osi, przy okazji rechocząc pod nosem jak pozbawiony piątej klepki szaleniec. Po czym - jak gdyby nic - wskoczył na niewielki rozmiarowo murek, który musiał być zapewne pozostałością po jakimś budynku. Ramiona nadal miał wyciągnięte, tym razem, by zachować równowagę podczas swojego spaceru po wysokości. — Choć sztorm i wróg na statek nasz czyha. — Sięgnął po scyzoryk, który znajdował się zwyczajowo w lewej kieszeni czarnej bluzy, by się upewnić, że nadal jest tam bezpieczny. Kiedy palce zacisnęły się na nim, odetchnął z ulgą. Był na swoim miejscu w wersji nienaruszonej.  — Szczęście to mit - stworzyliśmy go sami — zaśpiewał, zeskakując z gracją na kawałek rozlanego w ubiegłym wieku, teraz rozgrzanego przez słońce asfaltu, który usiłował się przykleić się do cienkich podeszew tenisówek.
Zarzucił na głowę kaptur i wcisnął ręce do kieszeni. Jedna nadal znajdowała się w pobliżu jego twarzy i po chwili położyła palec do jego otwartych warg. Zaciekawiony tym zjawiskiem, umilkł nagle i rozglądnął się dookoła, by po chwili dostrzec szczura lądowego na horyzoncie, który w zasadzie znajdował się w bliskiej od niego odległości. Wzrok Jellyfisha natychmiast powędrował wzdłuż jego sylwetki i zatrzymał się na dłoniach. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Spodobały mu się i chciał mieć chociaż jedną na półce w swojej kajucie, więc bezpruderyjnie doskoczył do niego - kaptur przy tej okazji zesunął się -  i złapał go boleśnie za nadgarstek, wybijając paznokcie do skóry.
Masz ładne ręce, zwłaszcza prawą. Daj mi ją, he — mruknął złowrogo, swoją niewyparzoną mordę przybliżając niebezpiecznie blisko do jego twarzy. Złapał z nieznajomym kontakt wzrokowy.
Prawa ręka. Miał ją na celowniku. Była jego. Tylko jego.


Ostatnio zmieniony przez Facepalm dnia 16.09.17 23:59, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.09.17 12:03  •  Stacja Benzynowa - Page 4 Empty Re: Stacja Benzynowa
Brązowy, podniszczony plecak zwisał mu poniżej ciemnej bluzy, zupełnie jakby był przeładowany, a jednocześnie za mocno poluzowany. I rzeczywiście tak było — pasków tej sfatygowanej torby już dawno nie dało się regulować, były nienaturalnie rozciągnięte. Na łeb nasunięty miał kaptur — tylko w ten sposób mógł ukryć zmęczenie, które coraz widoczniej odznaczało się na jego młodej twarzy. Szare oczy powoli traciły swój połysk, a pod nimi coraz częściej pojawiały się rozległe sińce; purpurowy ślad po uderzeniu na lewym policzku był jedynie drobnym dopełnieniem oblicza wyczerpanego życiem młodzieńca.
Stał w miejscu, a ręce trzymał wzdłuż pleców, dotykały jego ud. Nieco czerwone od ugryzienia usta miał ściśnięte. Oddychał nosem, towarzyszył mu przy tym charakterystyczny świst powietrza. Bluzę miał do połowy zapiętą — nie chciał sunąć zamkiem bardziej w górę, bo ten często się rozkraczał. Prawa dłoń leniwie poprawiła pasek plecaka, który wżynał się niewygodnie w ramię czarnowłosego. Zastanawiał się co dalej, gdzie powinien iść. Trochę już wędrował, zdecydowanie potrzebował chwili odpoczynku, by zregenerować siły i móc ruszyć dalej.
Obejrzał się dookoła. Nie dostrzegł nic wartego uwagi. Nic wartego uwagi...
Odetchnął zrezygnowany, robiąc kilka kroków do przodu. Szurał zjechanymi podeszwami o piaszczyste podłoże, ignorując fakt, że robił przy tym trochę za dużo hałasu. Ale nagle się zatrzymał. Zastygł w miejscu, bo nieco przed rysował się jakiś bliżej nieokreślony, nieregularny kształt. Przymknął na chwilę oczy, by odszukać w głowie informacje, które pomogłyby mu ustalić gdzie się znajduje. Wydawało mu się, że pamięta to miejsce, że kiedyś w nim był. Przetarł dłonią twarz, aż w końcu, po dosłownie kilkunastu sekundach rozwarł gwałtownie powieki.
Stacja benzynowa, pamiętał.
Wydawałoby się, że nogi same ruszyły go z miejsca, jakby zupełnie nie miał nad nimi kontroli. Chude jak wykałaczki kończyny ruszały się jak u maratończyka. Szybkie i duże kroki pozwalały mu naprawdę prędko pokonywać kolejne metry, które wcześniej były jakby nie do przebycia.
Kilka minut zajęło mu dojście do stacji. Celowo ją obszedł, by swoje oględziny zacząć od boku — wydawało mu się, że tak będzie bezpieczniej. Nie miał ochoty na otwartą konfrontację z jakimś cholernym, zezwierzęconym desperatem. Wolał uniknąć tarapatów, chociaż ten jeden raz. Szukał jedynie jakiegokolwiek schronienia, byleby mieć dach nad głową, gdyby pogoda postanowiła drastycznie się zmienić.
Pech chciał, że kłopoty zawsze bez problemu potrafiły odnaleźć jego.
Jako człowiek nigdy nie miał łatwo — wokół czaiła się masa niebezpieczeństw, był tego świadomy. Z jednej strony zmutowane zwierzęta, z drugiej strony humanoidalne istoty (które może i miały w wyglądzie coś z człowieka, ale w zachowaniu nierzadko były bestiami), a z kolejnej trujące rośliny i miejsca o wysokim stężeniu wirusa. Zachowywał się ostrożnie — stawiał powolne kroki, skradał się. Wolał upewnić się, że w środku poniszczonego budynku nie czeka na niego zgraja wymordowanych, który mogliby dostrzec w nim łatwy cel — bo chcąc nie chcąc dla wielu był właśnie łatwym celem. Oczy miał szeroko otwarte, chciał zajrzeć do wnętrza, z nadzieją, że uda mu się znaleźć coś przydatnego. Nie liczył na jakieś super fanty, ale może ktoś zostawił chociaż jakieś resztki żywności, które mógłby przygarnąć? Dawno nie jadł nic normalnego, bo ostatnimi czasy był na diecie iście wegetariańskiej — zajadał się jakimiś mało pożywnymi, suchymi roślinami, które udawało mu się znaleźć gdzieś w bardziej zalesionych terenach.
Coś zaszeleściło mu pod nogami. Wzrok automatycznie skierował się w dół. Nadepnął na jakieś plastikowe opakowanie, które chwilę później odleciało gdzieś w bok, uderzone silniejszym podmuchem powietrza. Podmuch ten zdjął również kaptur z ciemnej głowy. Ta nic nieznacząca minuta rozkojarzyła go na tyle, że nie dostrzegł zbliżającej się sylwetki. Nie dostrzegł potencjalnego zagrożenia, które czyhało na niego tuż obok.
Poczuł czyiś żelazny uścisk oraz paznokcie, które bez jakiegokolwiek oporu naruszyły ciągłość jego skóry. Dopiero wtedy oprzytomniał. Wolna dłoń uformowała mu się w pięść — był gotowy zamachnąć się i wystającymi ćwiekami wycelować prosto w twarz nieznajomego.
„Masz ładne ręce, zwłaszcza prawą. Daj mi ją, he.”
Obawa napłynęła tak nagle, aż źrenice mu się powiększyły. Jedno słowo wystarczyło, by dziwny, niecodzienny strach wypełnił ciało tego drobnego człowieczka. Hervé czuł jak tlen wyparowuje z jego ciała. Nerwy w strachu ściskały się w kłębek, a mięśnie szczupłych nóg zmieniły się w wodę.
Przełknął głośno ślinę.
Wdech i wydech. Musiał oprzytomnieć, bo marnie mógł skończyć. Wiedział to. Wiedział, a mimo to, strach nadal rozchodził się po jego ciele. Dolna dłoń osiadła na udzie, mocno je szczypiąc.
Świadomości, wróć.
Przyjrzał się dokładniej temu, który go zaatakował. Dłoń przyklejona do twarzy i nienaturalna barwa włosów sygnalizowały, że nie ma do czynienia z człowiekiem. I nic dziwnego, na Desperacji więcej było potworów niż zwykłych, walczących o przetrwanie ludzi.
Puść, kurwa, moją rękę — wycedził przez zaciśnięte zęby, dysząc dziwakowi w twarz. Jego ciało dziwnie się napięło, jakby wcześniejsza obawa była jednocześnie jego motorkiem napędowym. Lewa ręka drżała, jakby cudem powstrzymywał się przed zamaszystym ciosem. Albo to ten niepokój ją paraliżował.
Nie szukam kłopotów — dodał po chwili, zgryzając wnętrze policzków.
Jego mocno zarysowane brwi zmarszczyły się, a oczy wciąż utrzymywały kontakt wzrokowy. Nie był łatwym celem, musiał to udowodnić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.09.17 1:56  •  Stacja Benzynowa - Page 4 Empty Re: Stacja Benzynowa
Shuuya był wizjonerem. Kolekcjonował obce ręce jak działa sztuki wybitnych malarzy pokroju Matejki i ustawiał je na półce w swojej kajucie w tylko sobie znanym porządku, w którym konsekwentnie nie odnajdował się nikt inny poza nim samym. Każda była unikatowa, inna, wyróżniająca się wśród swoich odpowiedników, dlatego też przyklejał do nich samoprzylepna karteczki z nabazgranymi na nich imionami i datami. Nie były to jednak imiona właścicieli, ale ich własna, wykreowana przez Jellyfisha tożsamości. Traktował je trochę jak swoje dzieci i czasem karcił. Wymyślał im unikatową historię życia, shipował i chrzcił. Nawet próbował rozmnażać. Otaczał troską i opieką. Czyścił, chronił przed kurzem. Kołysał do snu, czytał barwne powieści o korsarzach przemierzających nieznane wody. Dbał. Odganiał od nich muchy. Obserwował jak się rozkładają w bezlitosnym procesie gnicia i w ostatnim etapie – najbardziej znienawidzonym przez niego – przekształcają się w stertę bezużytecznych kości.
Potarł opuszkiem kciuka o wierzch upatrzonego przez siebie egzemplarzu. Nie była kochana przez swojego właściciela dostatecznie mocno – poraniona i zaczerwieniona zapewne od wszczynanych przez tego niewdzięcznika bójek. Nie szanował tego, co miał. Marnował jej potencjał. Poniewierał ją na wszelkie możliwie sposoby. Facepalmowi aż scyzoryk otwierał się w kieszeni. Musiał ją ocalić spod władzy tego tyrana. Przygarnąć jak bezdomne zwierzę. Dołączyć do swojej kolekcji. Stworzyć jej godne warunki do życia. W tym celu złapał kontakt wzrokowy z tym zwyrodnialcem, patrząc mu głęboko w oczy.  
Dobra, mogę zgodzić się na taki układ, he! — zakomunikował mu z nieugiętym entuzjazmem oraz szerokim i równie paskudnym, ukształtowanym na popękanych, poszarpanych przez blizny wargach uśmiechem, który zdecydowanie nie mógł zwiastować nic przyjemnego. Z drugiej strony nie dostosował się do "prośby" właściciela tej atrakcyjnej prawej ręki. Palce jeszcze mocniej wyrznęły się w jego skóra, a temperatura ciała meduzy nieznacznie się powiększyła. Musiał jednak uważać, by nie uszkodzić nią tego delikatnie, nie odpornego na zranienia nadgarstka. Pod palcami czuł jego delikatną strukturę, która zdecydowanie ulegnie oparzeniom jakikolwiek stopnia, a skoro za niedługo miał stać się jego prawowitym właścicielem, nie chciał go oszpecić bliznami. Wystarczyły mu sieć rozsypanych po własnym ciele znamion. — Zostanę twoją kurwą na wyznaczony przez ciebie okres czasu, a ty oddasz mi tę rękę, he — przedstawił mu szybko warunki umowy, po swojemu interpretując słowa, które padły z ust nieznajomego. W zasadzie, zbyt zaoferowany swoim nowym znaleziskiem i tymczasową zabawą, nie słuchał go uważnie, wyłapał tylko szczątkowe wyrazy z jego wypowiedzi – „kurwa”, „ręka” i „nie szukam kłopotów”, zatem wniosek nasunął się sam – mężczyzna chciał iść na kompromis, a Faceplam nie miał zamiaru w żaden sposób hamować jego zapędów i się temu sprzeciwiać. Bardzo lubił ugody tego typu.
Nachylił się nad – jak mu się w tej chwili wydawało – swoją własnością i musnął ją ustami.
Jak masz na imię ślicznotko, he? — Cichy, ledwo słyszalny, enigmatyczny szept wypadł z jego ust i zawisł przez chwilę w powietrzu. Facepalm wpuścił je ze świstem z płuc, w napięciu obserwując obcą rękę. Jakby naprawdę myślał, że do niego przemówi ludzkim głosem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach