Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 02.01.18 18:08  •  Bar "Last wish" - Page 4 Empty Re: Bar "Last wish"
Shinra wydawał się taki pewny siebie, jakby tak naprawdę trzymał te zdjęcia w jakimś tajemniczym folderze na swoim telefonie i tylko czekał, aż Ivo wpadnie w jego sidła. Bergsson nie zamierzał się wycofać, nawet jeśli jego kumpel był podejrzanie ochoczy do zawarcia zakładu. Domyślał się, że podróż w strony Limbo nie zdarzała się za często nawet Hyclom i wspierającym ich skrzydlatym, zatem istniała duża szansa, że Kotetsu nie będzie miał nawet okazji pofrunąć w tamte okolice. Uśmiechnął się więc szeroko, unosząc szklankę do ust. - Zgoda, będę trzymał twoją piękną twarzyczkę na ścianie i unikał sypialni jak ognia. - utopił uśmiech w alkoholu, tłumiąc śmiech. Nie wątpił, że jednooki zrobi wszystko, żeby dopiąć swego, chodziło w końcu o uczynienie monotonii Desperacji czymś, co warto było przeżyć. Niestety biurokracja pewnie zrobi swoje i biomech będzie musiał się mocno nagimnastykować, by wymknąć się na samotny lot.
Szkoda, że nie słyszał myśli kumpla, bo na pewno wcisnąłby mu jakiś kąśliwy komentarz dotyczącego tej parodii ślubu, jaka łączyła jego i Coral. Może to jego wybredny gust, a może brak talentów kulinarnych rudowłosej bogini sprawił, że nic głębszego między nimi nie zaiskrzyło. Shinra zresztą ostatnio, czyli od paru lat, mniej więcej od czasu biomechizacji, przestał spoglądać na kobiety tym samym okiem, co dawniej. Może było to związane z faktem, że zostało mu tylko to drugie, które wyłapywało same wady? W każdym razie Ivo zauważył mniejsze zainteresowanie płcią przeciwną u kumpla, co odbijało się później na nim, w postaci wrednych komentarzy kumpla. Shinra bez bolca dostaje pierdolca. Nauczył się je ignorować, a nawet śmiać się z nich, bo w sumie to nie raziły go w szczególny sposób. Ot, przyjaciel po prostu wypominał mu, że nie potrafi sobie znaleźć kobiety, nawet jeśli związane to było raczej z brakiem zainteresowania stałym związkiem niż z faktycznymi niepowodzeniami. Bergsson parsknął, uświadomiwszy sobie, że usprawiedliwia się we własnych myślach. Cóż, skoro blaszak wraca raz na chiński rok, to nie ma się co dziwić, że nigdy nie zastaje eliminatora w jednoznacznej sytuacji z kobietą.
- No pewnie, że tak. Ale w jej oczach nic nie będzie się równało z onii-chanem i ty dobrze o tym wiesz... - odparł zarzut Koteczka. Prawda wyglądała tak, że lubił Sondę, zanim stało się to, co się stało, bo była bardzo pociesznym stworzeniem. Nie zakochał się w niej, nigdy nawet nie był blisko takiej myśli. Sonoda to po prostu młodsza siostrzyczka jego przyjaciela, nic szczególnego od strony żołnierza ich nie łączyło. Teraz sytuacja nieco się skomplikowała, eliminator nie potrafił przyjąć maszyny na miejsce tej uroczej niezdary. Starał się jednak, by przy biomechu ani drgnieniem ciała nie okazać tego podejścia, wiedząc jak cholernie szczęśliwy był Shinra, odzyskawszy siostrę. Uśmiechnął się więc wieloznacznie i puścił mu oko. Tak długo, jak kumpel nie zamierza bezpośrednio go swatać z replikantem, sekret pozostanie nieujawniony. - W ogóle, to zamiast mi podsuwać swoją siostrę, sam sobie kogoś znajdź. Świat widział tyle zła, że nowy Kotetsu mu nie zaszkodzi. - zaśmiał się złośliwie, upijając kolejny łyk. Pora odwrócić kota ogonem.
- Dobra. Jeśli tego nie zrobisz, będziesz musiał wejść do pracowni Coral, przytulić ją i szepnąć jej do ucha "Kocham cię", ale wiesz, z wyczuciem i prawdziwymi emocjami. - lewie wyrzekł te słowa, z jego gardła wydobył się szatański śmiech, bowiem już sam pomysł upokorzenia Shinry w taki sposób, był w jego oczach zabawny. Może to też da mu dodatkową motywację do działania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.01.18 22:00  •  Bar "Last wish" - Page 4 Empty Re: Bar "Last wish"
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Masz rację. Moja twarz na zdjęciu nie chciałaby widzieć jak sobie walisz w samotności. Jeszcze przypadkiem pomyślałbym, że to przez myśli o mnie. - pociągnął łyk ze szklanki kryjąc za szkłem perfidny uśmiech, w który wygiął wargi po swoim komentarzu. Był cudny, z tym nie mógł się sprzeczać, ale chyba bolałoby go coś więcej niż tylko mózg gdyby dowiedział się o takich obleśnych szczegółach życia Ivo. Może i byli blisko, ale są jakieś granice. Droczyć się można jednak zawsze, szczególnie takiemu szwedowi, który zawsze, niezależnie od pory dnia, roku, wieku, wyglądu, właściwie wszystkiego zawsze pozostawał sam jak palec, gdy Shinra wpadał z wizytą. Zaczynał się nawet niepokoić - a co jeżeli jego kumpel jest weganinemgejem?!
Podciągnął jedną nogę wyżej, opierając ją na poprzecznej deseczce stolika. Dolne kończyny z wiadomych powodów mu nie cierpły, ale reszta ciała układała się wygodniej, kiedy nie siedział jak na oficjalnym zebraniu. Bar wyglądał całkiem przyjemnie, nie czuł się tutaj skrępowany, dlatego rozwalił się jeszcze wygodniej na swojej części sofy ciesząc się luksusami miejskiego życia.
Słowa kumpla miały w sobie masę prawdy. Było w tym jednak sporo smutnych faktów, Sonoda lubiła go przede wszystkim dlatego, że tak kazał ja zaprogramować. Mógł nieznacznie wpływać na jej postrzeganie świata, bo był pomysłodawcą całej inicjatywy, nawet jeżeli większą część dofinansował S.SPEC, a android pozostawał w ich rękach jako pracujący robot. Shinra nie lubił się zagłębiać we własną relację z replikantką, wolał udawać, że w taki sposób żyje mu się łatwiej. Nawet jeżeli doskonale, bardziej niż ktokolwiek inny znał prawdę i wiedział, że nigdy nie odzyska prawdziwej Sonody, wolał udawać, że tą nową traktuje równie dobrze, albo nawet lepiej. Miał chociaż jakiś cel w życiu, którego nawet złośliwe komentarze Ivo nie mogły mu odebrać.
- Tak bardzo lubisz moją rodzinkę, że chciałbyś nas więcej? - Zapytał, przymykając oczy. Ton miał spokojny, chociaż gdzieś w środku go uderzyło. Nadal mówił, jakby każde z czwórki Kotetsu było nadal żywe. Pozostał jednak tylko on, może jeszcze ojciec, ale słuch po nim zaginął tak dawno, że nawet nie próbował szukać jakichś śladów po zaginionym. Może umarł w morzu, zanim udało mu się dotrzeć do tego innego M? Rudy wolał tak właśnie myśleć, zamiast złościć się, że staruszek ich porzucił. Tak bardzo im się znudzili, że wywaliło go na drugi koniec świata, gdzie mógł w końcu przestać bawić się w rodzinę. Mimo to, czasy kiedy przesiadywali wszyscy razem w jednym pomieszczeniu, nawet z tym dupkiem Bergssonem były dla niego niezwykle ciepłymi i przyjemnymi wspomnieniami. - Zawsze mówiłem matce, żeby Cię przygarnęła. Mógłbyś się wtedy sam postarać o więcej Koteczków.
Skoro jednak krążyli wokół tematu zakładu, nie było mowy, by pogrążyć się w pięknej przeszłości. Teraźniejszość dopominała się o uwagę wraz z rzuconym przez Ivo zadaniem, którego wykonanie miałoby w jakiś sposób mu wadzić. Spojrzał na kumpla z miną typu: "w ogóle mnie nie znasz". Uśmiechnął się szaleńczo i wystukał coś szybko na swoim komunikatorze. Sygnał nie trwał długo, a kiedy upewnił się, że druga strona go słyszy krzyknął przesadnie radośnie na cały głos, cały bar i okolicę:

Najcudowniejszy jurny rudas napisał:KOOOOCHAAAAM CIĘ~~!
- Shinra rozłączył się.

Odłożył komunikator i spojrzał na kumpla.
- To niby ma być trudne? Widać, że jesteś rozpuszczonym psiaczkiem. - skomentował, czując jak na jego policzkach pojawiają się wypieki, nie tylko z powodu triumfu. Także z obawy, jaka będzie reakcja Coral.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.01.18 19:24  •  Bar "Last wish" - Page 4 Empty Re: Bar "Last wish"
Ivo uniósł szklankę do ust i przechylił, słuchając słów kumpla z uśmiechem na ustach.
- Myślę, że raczej byłaby zazdrosna o kobiety w moim mieszkaniu. Ale przyganiał kocioł garnkowi, Koteczku, sam nie jesteś w stanie nic zrobić, a ze mnie się śmiejesz. - wykrzywił się złośliwie. Był to prawdziwy cios poniżej pasa, tak jak i przypadłość Puszka, który po feralnym wypadku stracił możliwości by przedłużać ród rudzielców bez duszy. Nie było to obojętne eliminatorowi, który chciałby kiedyś przyuczać małe kociątka, że to nie ładnie być mendą dla kumpli i aby żeniły się raczej z innych powodów, niż nuda i brak sensu w życiu. Choćby i były nimi pieniądze.
Wiedział bowiem, że Shinra nie byłby dobrym nauczycielem dla nikogo. Naszprycowany prochami skrzydlaty nie kojarzył świata poza swoimi zdjęciami, dlatego uparcie przy każdym spotkaniu upierał się, że Ivo jest niewyżyty, choćby i minął się z jego kochanką w drzwiach sypialni. Czarnowłosy nie zamierzał mu tego więcej tłumaczyć, przyjmując ten tik przyjaciela jako niezmienny element składowy wszechświata. Nie przeszkadzało mu to jednak odpyskować kumplowi, który chyba zbyt mocno próbował przerzucić na niego swoje kompleksy, związane z byciem samotną bułą.
Oparł się wygodniej o oparcie sofy, zapadając się w nie. Ujął szklankę w dłoń i uniósł w górę, oglądając grę świateł na powierzchni cieczy. Podziwiał także barwę trunku - ten złocisty poblask zawsze urzekał go swoim pięknem, dlatego też cenił whisky ponad wszelkie inne alkohole. Upił kolejny łyk, ze smutkiem konstatując, że niewiele na dnie mu go jeszcze zostało.
- Keeeelner! - zawołał - jeszcze raz to samo dla obu. - zamówił i dopiero wówczas skupił się ponownie na kumplu. Z powodu wypitych procentów prawie przegapiłby zmianę tonu głosu Shinry. Nie spodziewał się, że ta niewinna docinka spowoduje, że jego przyjaciel wróci myślami do czasów, gdy Sonoda jeszcze żyła. Rudzielec wydawał się niemalże nieobecny, kiedy tak dryfował wśród wspomnień, z zamkniętymi oczami i jakby melancholijnym uśmiechem na twarzy. Być może kilka drinków temu Bergsson ugryzłby się w język, teraz jednak musiał odpowiedzieć. - Ktoś musi o to zadbać, bo ty sam się do działania nie zabierzesz - parsknął śmiechem.
Chyba udało mu się wybudzić blaszaka z letargu, bowiem po chwili ten otworzył oczy a potem rozciągnął usta w szyderczym, tak dobrze znanym Szwedowi uśmiechu. Ten uśmiech zwiastował, że jednooki za chwilę popełni jakąś tragiczną głupotę. Miał rację. Zatkał sobie jedno ucho, gdy rozczochrany skrzydlak wrzasnął na całe gardło, ale później wybuchnął gromkim śmiechem. Śmiał się chwilę, po czym ochłonął. - Pięknie, pięknie - zaczął, gdy już się uspokoił - ale miałeś to zrobić osobiście i czule. No i kto tu jest rozpuszczonym psiakiem, pustynny pisklaku, skoro rumienisz się na samą myśl o dzwonieniu do Coral. - mimo pierwszych oznak działania alkoholu, jego percepcji nadal nie można było nic zarzucić, a fakt, że twarz jego przyjaciela przybrała barwę żywszą niż jego włosy, bardzo rzucał się w oczy.
- Helvete. Co ci w ogóle wtedy do łba strzeliło... - rzucił, mając na myśli powody ślubu Shinry z Condoleezzą. Westchnął i umoczył wargi w trunku, milknąc na chwilę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.18 23:24  •  Bar "Last wish" - Page 4 Empty Re: Bar "Last wish"
Uniósł brew, nie odsuwając szklanki sprzed twarzy. Wyglądało na to, że Ivo miał całkiem błędne pojęcie odnośnie jego dolnej części ciała. Jakkolwiek strefa ta należała do bardziej prywatnych, tak znali się na tyle dobrze, że kiedy Shinrze urwało nogi, nie ukrywał za bardzo tego, jakie i ile operacji na nim przeprowadzono. Nie miał z kim dzielić się takimi rewelacjami, rodziców nie było, siostra zamieniła się w papkę, o tym starał się w ogóle wtedy nie myśleć.
A mimo to, że szwed się mylił, nie ciągnął tematu. Jeszcze zbyt mała ilość procentów w niego weszła, by rozkręcał konkurs na długość tego i owego, czy w ogóle rozważać głośne posiadanie każdej części ciała. Dla każdego innego klienta baru musiał być zwykłym facetem, całkiem młodym, to tego przystojnym. Gdyby nagle zaczął przechwalać się tym co ma w spodniach, szczególnie będąc jedynie w towarzystwie kolegi, ludzie mogliby zacząć mieć bardzo błędne pojęcie o jego sposobie spędzania wolnego czasu. Jakby nie patrzeć, zwykłe picie w barze wydawało się dużo zdrowsze.
Odłożył pustą szklankę na blat. Z jakiegoś powodu nie czuł zgubnego działania alkoholu, jakby nadal chodziło o zbyt małą ilość jego ilość. Może to tylko wrażenie, przyszedł się rozluźnić, a zamiast tego czuł narastający stres. Może to odzwyczajenie od towarzystwa ludzi. Na Desperacji towarzyszyła mu cisza i znany od lat personel, ale nie ktoś, z kim mógłby swobodnie porozmawiać. Oddanie się tej przyjemności teraz wydawało się niemożliwe, albo chociaż bardzo trudne.
- Wiesz, ale w tym momencie jedyną opcją jest się w rodzinę wżenić. - uśmiechnął się triumfalnie sięgając po nową porcję alkoholu. Może jeżeli wypije jeszcze trochę...?
Szuflowanie między emocjami pozwalało mu zachować neutralny wyraz twarzy. Raz walczył z ciążącym zmęczeniem, a zaraz potem wybuchał energią w lekkich żartach. Telefon nie miał być, żeby coś udowodnić, miał pomóc mu się rozluźnić, pokazać własnej osobie, że skoro jest zdolny zadzwonić do rudej bogini bez problemu, to musi się już czuć dobrze. Ale alkohol nie pomagał.
Może to jeden z tych dni, gdzie po prostu nic nie może iść tą drogą, którą powinno.
- Jestem pewny, że jeżeli przeprowadzisz ankietę wśród mężczyzn z M-3 z pytaniem: 'co jest gorsze, kobiety czy wymordowani?' to wyniki będą lekko przeważały na tą pierwszą opcję. - odparł pół-żartem, pół-serio i rozłożył ręce na boki odpowiadając mową ciała na kolejne pytanie kumpla.
To było... powiedzmy, że mamy człowieka, który nie ma powodów do życia, a potem w jednej chwili je odnajduje. Czuje wielką radość, ale nie umie sobie z nią już radzić, szuka więc w głowie takich rzeczy, które normalni ludzie zazwyczaj robią z radości, trochę niepoprawnie interpretując ludzkie zachowania. To nie on był tym dziwnym, to Coral, ona przyjęła jego spontaniczne oświadczyny, o których Shinra zdawał się czasami nie pamiętać.
Spojrzał kątem oka na odpowiedź, która przyszłą w wiadomości na jego komunikator. Nie zareagował w sposób widoczny, właściwie spodziewał się tak samo nieprzyjemnej odpowiedzi jak zawsze. On chociaż starał się zachować optymizm w tej komicznej sytuacji, ale nie czuł przywiązania do tej kobiety, ani nawet pociągu. Jej słowa wcale go nie ruszały, nieważne jak niemiłe były.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.01.18 9:45  •  Bar "Last wish" - Page 4 Empty Re: Bar "Last wish"
Prawa, Kotetsu dzielił się ze Szwedem wieloma szczegółami swoich operacji i w normalnych okolicznościach Bergsson doskonale by o tym pamiętał. Teraz jednak wchłonął już nieco alkoholu i szczegóły zatarły się w jego umyśle. Zwłaszcza że pamiętał fakt amputacji tych smętnych kikutów, jakie pozostały z jego nóg, toteż na skutek procentów dokonał po prostu pewnego uproszczenia. Wydało mu się ono wystarczająco złośliwe, by mogło trafić do tego pustego rudego łba. Do łba, którego nie mogła zedrzeć żadna chemia, przyjmowana dowolnym otworem ciała. Ivo zapomniał o tej cesze kumpla, w dodatku nie miał dobrego oglądu na skalę narkotycznego ciągu przyjaciela, bo przecież wszystkie "testy" miały miejsce na terenie posterunku, tam gdzie on sam często nie bywa. Stąd nie do końca docierało do niego, że próba przepicia Puszka może skończyć się tragiczną porażką.
Mimo że nie robili tego po to by spić się do przytomności. Bergsson miał wrażenie, że rudzielec za  swoimi docinkami i kpinami ukrywa jakiś problem. Zbyt szybko pozbierał się po melancholijnym epizodzie przed kilkoma minutami. Nie wiedział, co prawda, czy chodzi o sprawę dużej wagi, czy zwyczajny problem z rozluźnieniem się, jednak nawiązali przez tyle lat dość specyficzną więź. Więź, pozwalającą im wyczuwać nastrój drugiego, opierająca się na długoletniej wzajemnej obserwacji swoich nawyków i zachowań. Niestety im rzadziej się widzieli i im więcej istotnych rzeczy zdarzało się podczas nieobecności, tym bardziej się od siebie oddalali. W tym momencie Szwed nie potrafił już czytać w myślach blaszaka tak jak kiedyś i bardzo z tego powodu ubolewał.
Uśmiechnął się lekko, na kolejną propozycję ożenku z Sonodą, maskując za jego pomocą prawdziwe uczucia wiążące się z tym pomysłem. - Nie mogę, Koteczku - pokręcił głową w udawanym smutku - niestety już jesteś zajęty... - przez rudowłosą boginię. Ostatnie słowa prawie przemocą wepchnął sobie z powrotem do ust. Co prawda przy Shinrze czuł się bezpiecznie, określając w ten sposób Condoleezzę, ale kto wie czy długowłosy rudzielec nie zamontował czasami w protezach ślepego rudzielca jakichś podsłuchów? I w ten sposób wiedziała co o niej plotkują żołnierze. Była to tak bzdurna teoria spiskowa, że Ivo zachichotał. To oraz ostatnie dwa słowa, które wypowiedział, dobitnie wskazywały na fakt, że o ile blaszak nie potrafił się zrelaksować, o tyle eliminator najwidoczniej nie miał żadnych problemów. Ale właściwie, dlaczego miałby? On po prostu tęsknił za swoim kumplem, nie miał żadnych desperackich traum, które musiałby przezwyciężyć, przez czerpaniem z tego wieczoru pełnymi garściami. Jedynie jeden zdradziecki sekret czaił się na dnie jego wiernego władzy serca, ale zdążył zepchnąć go tam wystarczająco wcześnie, by nie wypłynął na powierzchnię. Dlatego teraz żartował i śmiał się razem z przyjacielem bez żadnych skrupułów.
Pokręcił głową - To na co czekasz, Koteczku? Leć do laboratorium i wymień Coral na lepszy model. Najlepiej jakiś z puszystym ogonkiem i kocimi uszkami, tak jak lubisz. - wyszczerzył się złośliwie.
Złośliwością trochę maskował fakt, że czuł się odpowiedzialny za obecny los kumpla. Bo przecież, jeśli ktoś trwa po uszy w depresji, to drugi ktoś powinien czuwać nad nim, by nie zachłysnął się radością po wynurzeniu się na powierzchnię. A Ivo nie potrafił utemperować jurnego rudasa, wręcz promieniującego szczęściem, co więcej nawet nie chciał. Widząc szczęśliwego przyjaciela nie mógł zmusić się do tego, by go w jakikolwiek sposób przyhamować. Właściwie, to nawet go do tego szaleństwa zachęcał, myśląc że Kotetsu stworzy wreszcie stabilną komórkę społeczeństwa i wyleczy się z depresji. Żaden z nich nie połączył faktu, że radość rudzielca wiąże się z powrotem Sonody raczej niż z obecności Coral, więc skończyło się ślubem, na którym Ivo był świadkiem. I mimo, że wszystko to wiedział, bo przy tym był... nadal do niego nie docierało, w jaki sposób wszystko obróciło się w ten sposób, jak to wygląda teraz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.01.18 19:16  •  Bar "Last wish" - Page 4 Empty Re: Bar "Last wish"
Alkohol był tylko dodatkowym bodźcem, a przecież Shinra i tak potrafił już żonglować pomiędzy emocjami lepiej niż niejeden cyrkowy artysta. To miał od zawsze, mieszanie przesadnie szerokiego uśmiechu z bladą od zdenerwowania twarzą i to wszystko na przekroju klilku zaledwie minut. Może właśnie dlatego, chociaż jego stan był ciężki, potrafił się z niego wykaraskać. To tylko taki dłuższy okres smutku, z którego musiał wybrnąć z przytupem. Komentarz kumpla go jedynie rozbawił.
- Heee? Że niby ja? Za Ciebie? - rozszerzył usta z niedowierzaniem, ale było w tym sporo udawania i śmiechu. Gdyby tak spojrzeć w przeszłość, i tak uważał Ivo za członka swojej kulawej familii, szczególnie wtedy, gdy przyszło im jeszcze bawić się razem na placu zabaw. Teraz ta myśl była nieco bardziej nierealna, mimo że jego nastawienie do szweda się nie zmieniło. Być może teraz było po prostu dużo trudniej udawać, że nie mają setek spraw na głowie. Każde z nich odleci w innym kierunku, kiedy znowu przyjdzie czas służby. Prawdopodobnie to nawet lepiej, że nie wciskali nosów do życia tego drugiego, dzięki temu chociażby nadal musieli znajdywać sobie preteksty, by spotkać się na piwie i porozmawiać na tematy, o których ten drugi nie ma pojęcia.
Niewiele się zmieniło, dorośli, nie szukali dystansu, ale on nadszedł sam. Jak w przypadku niemal każdego, kogo rudy znał od wczesnej młodości. Gdzie się podziały te wszystkie dzieciaki z podstawówki? A ten dres z gimnazjum? I ta ładna dziewczyna w okularach z akademii? A mimo, że z każdym z nich posiadał jakieś porachunki i sprawy do wyjaśnienia, nie było powodu by faktycznie jeszcze raz się spotykać, mącić w swoich życiach, mieszać i szuflować. Wchodząc do czyjegoś życia bierzesz po części za nie odpowiedzialność. Co jeżeli pojawisz się w nim jako zbyt ważna figura, by uciekać?
Dlatego Kotetsu nie angażował się za mocno w znajomości. Nie był zdolny zostać dla kogoś w miejscu, bo ciągle musiał przeć do przodu, dla samego siebie. Boleśnie zdawał sobie sprawę, że tylko ten egoizm go jeszcze ratuje. Egoistyczna praca, egoistyczne przywrócenie do życia kogoś, kto już odszedł, egoistyczne propozycje i prośby, egoistyczne udawanie, że trzeba mu do życia się uchlać i rozweselić.
- Z wrogiem narodu? Nigdy. - zaśmiał się.
Niby miałby jeszcze interesować się czymś, co nie było nawet człowiekiem? Nawet w ramach żartu, ta wizja przyprawiała go o niesmak, a przecież sam w połowie był już czymś innym, tyle że to stworzyły ręce ludzkie, całkowicie świadomie. I nadal miał człowieka udawać, kryć mechanizmy pod warstwami ubrania, wykorzystywać je tylko tam, gdzie wzrok normalnego człowieka nie sięga, tam gdzie posiadanie żelastwa zamiast nóg jest postrzegane za normalne, a króliczych kocich uszek i ogonka - nie.
Przechylił szklankę, dopił do końca. Pstryknął na kelnerkę, powiedział czego chce i pozwolił jej odejść. Nawet nie oglądał się za jej kształtnymi pośladkami, w końcu nie miała kociego ogonka, niby po co więc miałby być zainteresowany?
Cała ta sprawa z oglądaniem się za panienkami była przesadzona. A na temat zeszli jakoś przypadkiem. Zaczęło się chyba od Coral, więc tym bardziej nie wiedział co ma jedno do drugiego. W gronie swoich znajomych egzystował bardziej jako jakaś anegdotka, ten świrus, co wziął ślub w afekcie. Poza murami nie miało znaczenia, czy masz żonę, męża, czy kochasz się z psem czy walisz do zdjęcia brzozy. Z niesmakiem musiał nawet przyznać, że zgraja facetów z którymi było mu pracować czasami żartowała sobie nawet na temat schwytania jakiejś całkiem ludzkiej wymordowanej w wiadomych celach. Obrzydzało go to.
A on był przecież żonaty, całkiem wierny swojej żonie, temu podpisowi na papierku, w który czasami się zapatrywał, by nie stracić całkowicie zdrowego rozsądku. Nawet jeżeli Ivo tego nie rozumiał, Shinra nie chciał mu wyjaśniać. W końcu był egoistą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.18 15:41  •  Bar "Last wish" - Page 4 Empty Re: Bar "Last wish"
Usłyszawszy reakcję rudego parsknął śmiechem i wychylił do końca trunek znajdujący się w szklance. Żartował oczywiście, nigdy w najbardziej chorych fantazjach nie marzył o ślubie z Shinrą, nawet jeśli w oczach niektórych ludzi trzymali się tak blisko, że mogli faktycznie być parą. W takim wypadku byłoby to jednak kazirodztwo, bo skrzydlaty był dla Ivo niczym brat. Nie tak metaforycznie, dosłownie przeżył z nim tyle lat w tak zażyłym kontakcie, że jedynie papiery i genetyka temu zaprzeczały. Uważał się więc za członka rodziny Koteczków i był prawie pewny, że tak jest właśnie odbierany, przez ostatniego z rodu bezdusznych rudzielców. Faktem było, że ostatnimi czasy, właściwie odkąd na świat przyszła mechaniczna Sonoda a biomech odzyskawszy kończyny uciekł na tereny Desperacji przed całą odpowiedzialnością, nie mieli zbyt częstego ze sobą kontaktu. Nie przeszkadzało to jednak Bergssonowi żywić do przyjaciela tych samych uczuć, jakie pielęgnował przez lata. W końcu nawet biologiczne rodzeństwo rozdziela swoje ścieżki i każde podąża własną drogą, nie zatracając relacji spajającej ich do tej pory. Może i więzy się poluźniły, może każdy z nich zagrzebany był po uszy we własnych sprawach, zawsze jednak, gdy Shinra wracał do miasta, potrafili znaleźć dla siebie czas, by nadrobić zaległości.
Dzisiejsze spotkanie było właśnie takim momentem, na zatankowanie do pełna zbiornika na ich przyjaźń, by ta nie zgasła przez czas jaki Puszek spędzi poza murami. Mogło przyjąć różne formy, od żartobliwych docinek, po nieco poważniejsze tematy, które wkradały się jak zawsze znienacka, gdy pierwszy entuzjazm po ujrzeniu przyjaciela opadł. Choć właściwie były one tylko jedną z form wyrażania tego entuzjazmu. Jeśliby bowiem ani razu nie zahaczyli o poważne tematy w trakcie rozmowy, to ich relacja powoli degradowałaby do jedynie radosnej znajomości, bez żadnego głębszego znaczenia, bo po trzech przegapionych okazjach okazałoby się, że tak naprawdę nic nie wiedzą o nowym życiu tego drugiego. Ivo nie dopuściłby do tego za żadne skarby, dlatego właśnie wyciągnął Koteczka do baru, gdzie łatwo może się zatrzeć granica między żartami a powagą.
- Nigdy nie myślałeś o tym, żeby się rozwieść? Skoro jedyne co was trzyma ze sobą, to te dwa podpisy na kartce papieru... - tym razem Ivo naprawdę chciał zrozumieć motywy przyjaciela. Skoro już kiedyś pozwolił mu na głupstwo, zamierzał sprawdzić czy utrzymywanie statusu quo nie jest czasem kolejną głupotą rudzielca, w której trwali obaj, bez ani chwili refleksji nad swoim położeniem. No i... Ivo już kilkukrotnie był świadkiem rozmowy o szczegółach relacji Shinry z Coral, na dźwięk której dłonie automatycznie zwijały mu się w pięści, a pechowi plotkarze nieomal spotkali się z Odynem w Walhalli. Nie chciał jednak robić niepotrzebnej burdy, choć wewnętrznie się gotował, gdy ci jävlarna obrażali najbliższą mu obecnie osobę. Dlatego musiał się dowiedzieć, czy istnieje szansa by wyciągnąć Koteczka z tego bagna, czy jego upór okaże się zbyt silny i Bergsson będzie musiał rozwiązać problem plotkarzy w bardziej bezpośredni sposób. - Od lat zastanawiam się, co sprawia, że dotąd jesteś jej wierny... I dotąd nie wpadłem na nic. - Tutaj musiał przyznać się do porażki. Starał się jednak nie oceniać przyjaciela bardziej, niż było to konieczne. Stał za nim murem, jeśli chodziło o wszelkie naciski z zewnątrz, nawet jeśli się z nim nie zgadzał. Jednak jego obowiązkiem było zwrócenie rudzielcowi uwagi, jeśli popełnia błąd. Krytykował tylko zachowania, nigdy samego biomecha.
Kiedy Shinra tak beztrosko rzucił odpowiedzią o wrogu narodu, serce Ivo drgnęło boleśnie, jakby coś je ukłuło. Nawet jeśli mówili teraz tylko o wymordowanych, którzy byli ze wszech miar obrzydliwi ze względu za swoją nienaturalność, różnorakie mutacje i ogólną aparycję, eliminator bezpośrednio odniósł to do wszystkich istot, które władza zamierzała wytępić, wliczając w to łowców. A tych w gruncie rzeczy uważał niemalże za ludzi, tyle tylko, że w większości występowali w organizacji o tak nieludzkich metodach, że łatwiej było całą rasę czerwonookich nadludzi uznać za wynaturzenie, niż zdać sobie sprawę, że problem rodzą tylko ci brutalni terroryści bez skrupułów. A zabolało go dlatego, że Ona też była jedną z nich... Mimo poglądów, które tak bardzo różniły się od metod, które stosowała jej grupa.
- Rozumiem, że macki i gęste futerko może cię nie kręcić, - rzucił, maskując swoją prawdziwą reakcję złośliwym uśmieszkiem - a co powiesz o łowcach? Wyglądają właściwie jak ludzie... - zawiesił głos.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.18 11:58  •  Bar "Last wish" - Page 4 Empty Re: Bar "Last wish"
Alkohol zlepiający fragmenty rozmowy pozwalał im jeszcze jako tako ciągnąć przeróżne tematy, niby miało iść w kierunku rozluźnienia, a zaczynało się robić poważnie. Nawet z upływem czasu i procentów tematy, na które wjeżdżali zaczynały się robić tylko ciężkie. Ivo musiała mocno gryźć ciekawość, skoro nie chciał sobie odpuścić tematu Coral, ale kiedy lekko zasugerował, że Shin i ruda bogini mogliby się rozwieźć, jednooki parsknął śmiechem.
- Nie mów, że sam chciałbyś się z nią ożenić? - odparł niby w żartach, ale gdzieś głęboko ukuło go takie stwierdzenie. Co jeżeli nie zauważył uczucia swojego kumpla do pani inżynier? Sprzątnął mu ją sprzed nosa i to w tak absurdalnych warunkach, a potem uciekł za mury przed odpowiedzialnością i wszelkimi sygnałami z zewnątrz, które mogłoby mu uświadomić, że jest totalnym idiotą.
Potarł palcami skórę na podłokietniku sofy z zakłopotaniem. Nie było to wcale wykluczone, chociaż starał się panować nad swoimi znajomościami, wszystko uciekało przez palce od kiedy zerwał większość kontaktów, ale ze szwedem kontaktowali się chociażby telefonicznie, kiedy akurat udało mu się złapać zwykłą łączność z kopułą. Przez te wszystkie lata miał do niego żal, że dla zwykłego widzimisię podpisał papiery? A teraz będzie jeszcze bardziej zły, bo Shin nie ma ochoty bawić się dodatkowo rozwody? Nawet jeżeli i tak żył w taki sposób, jakby nigdy nie wiązał się z nikim prawnie. Tak było im wygodniej.
- Wierny... wiesz... zależy co przez to rozumiesz. - zachichotał nerwowo odwracając wzrok.
Teraz to dowalił. Trudno być wiernym komuś, o kogo istnieniu czasami się zapomina. Być może miał po prostu na myśli trwanie w tym sztucznym związki, ale może także wszystko inne. Chluśnięcie do gardła pomogło trochę w łaskotaniu przełyku, ale i tak rudemu zdawało się, że w jego żołądku zaległy się mrówki.
- Nie wiem. Może po prostu jeszcze nie spotkałem nikogo, z kim faktycznie chciałbym być. Co to za atrakcja, kiedy przebywam większość roku poza murami, żadna kobieta tak nie chce, a ja nie miałbym serca wymagać od niej cierpliwego wyglądania mnie zza firanek z ciepłym obiadem przygotowanym tak na wszelki wypadek. - słowa brzmiały obco w jego ustach, chyba dlatego, że mogły mieć jakiś logiczny sens. Tak zapamiętał wizję swojej rodziny sprzed wypadku, matkę wypatrująca ojca przez całą dobę, z problemami by zasnąć, zarabiającą akurat tyle, by utrzymać dwójkę dzieciaków. Nie czytała książek, nie oglądała telewizji, siedziała tylko samotnie przy oknie i spoglądała w niebo czekając na coś, co nie miało prawa się pojawić. Taka rodzina mu się nie podobała, więc takiej nie chciał. Prawdziwy, zdrowy związek nie miał w jego przypadku sensu, to szczęście głupca, że trafił na kogoś równie zwariowanego co on.
A przy tym nadal czuł ciężar swojego czynu, dlatego rozmowy na ten temat bywały niekoniecznie przyjemne.
- Coś dużo dzisiaj masz tych głębokich pytań. - założył ręce za głowę i położył się niemal na oparciu ku dezaprobacie jakiejś eleganckiej kobiety, która siedziała idealnie na przeciw nich. Mrugnął do niej i wrócił do rozmowy.
- Nie mów, że przygruchałeś sobie jakąś czerwonooką panienkę? - odpowiedział pytaniem na pytanie, jak zwykle sięgając w swoich słowach do skrajnych możliwości. A robił tak tylko dlatego, że nie wierzył w ich prawdę. - Wiesz jak to bywa na wojnie, w przeszłości łapali panienki w okupowanym kraju, dymali je w pięciu w stodole i wyrzucali za drzwi kiedy skończyli. Mało ma to moralnych podstaw, takie myślenie, że skoro wygląda jak człowiek, to można. Nie pokażesz się z taką na salonach, nie pokażesz jej co to prawdziwa, zdrowa miłość, tylko ciągłe ukrywanie, udawanie, oszukiwanie siebie, kraju, tej kobiety... no ogólnie słaba sytuacja. No ale powiedz szczerze. Pytasz bez powodu?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.18 16:30  •  Bar "Last wish" - Page 4 Empty Re: Bar "Last wish"
Pytanie przyjaciela sprawiło, że głośno parsknął śmiechem. Przyłożył pięść do ust, by stłumić chichot, który się w nim rodził na samą myśl, zasadzona w nim przez rudowłosego biomecha. Scenariusz obejmujący możliwość romantycznej relacji między nim a Condoleezzą był tak absurdalny, że reakcja czarnowłosego eliminatora nie mogła być inna. Owszem, lubił Coral, szanował jej osobę i umiejętności techniczne, ale absolutnie nie była w jego typie i to pod żadnymi względami. I prawdopodobnie nigdy nie będzie, po co więc budować wizje, które nigdy się nie spełnią? Z tego rozbawienia niemal umknęły mu nerwowe tiki przyjaciela. Czyżby on pytał na serio? - pomyślał, kręcąc głową na absurdalność takiego podejrzenia. Na wszelki wypadek uniósł jednak dłoń w uspokajającym geście.
- Z Condoleezzą? Nigdy w życiu, Ao uchowaj. Nie jestem desperatem, żeby próbować takich rzeczy... - stwierdził ze śmiechem, nie zdążając w porę ugryźć się w język, skutkiem czego wypowiedział ostatnie zdanie, mimo że nie miał nic złego na myśli. Wątpił, by przyjaciel się obraził, ale już dzisiaj parę razy go zaskoczył, więc może jednak? Wszak Shinra nie był całkowicie bezduszną maszyną i pewne określenia mogły go dotykać. Zwłaszcza, że alkohol podnosił wrażliwość na słowa i zmniejszał czułość ciała, a ostatnie czego Ivo chciał w tym momencie, to bójka w środku miasta między dwoma żołnierzami, z których każdy potrafił to robić zawodowo, a przy tym jeden był wybitnie zmechanizowany. Nagana za taki czyn poleciałaby jak nic i byliby szczęściarzami, gdyby to jedynie tak się dla nich skończyło.
Przerywając ten ciąg myśli, oparł dłonie na udach, wyciągnął się wygodnie w fotelu i spojrzał na rudzielca. Jego nerwowy chichot i nagła dziewczęca wstydliwość rozbawiły i ponownie zaskoczyły eliminatora. Będzie musiał zaznaczyć tę datę w kalendarzu jako dzień, w którym udało mu się zmieszać bezczelnego rudasa. Zdanie, wypowiedziane przez niego chwilę później, dało mu do zrozumienia, że tekst o panienkach na posterunku nie był zwyczajną zaczepką. Uśmiechnął się lekko na tę myśl. Nie mógł się temu dziwić, swobodne podejście do życia i optymizm prezentowany na zewnątrz, bez trudu mogły zjednywać Shinowi sympatię, więc jeśli tylko sam wykazał zainteresowanie w tym kierunku, to nie istniały żadne przeszkody dla jego przygód. Ivo cieszył się z tego faktu, bo im bardziej osadzi się w rzeczywistości, w jakikolwiek sposób, tym szybciej zaakceptuje przeszłość jako coś, co już się wydarzyło i nie należy do tego wracać zbyt często.
Już następne słowa przyjaciela wyprowadziły go z błędu, oznajmiając wyraźnie, że zakotwiczenie się w teraźniejszości zostało oddalone o czas nieokreślony. Bergsson nie wiedział czy powinien obrać jego słowa za dobrą monetę, że szuka zamiennika za rudą boginię, czy to tylko zwrot mający zbić go z tropu i zniechęcić do drążenia tematu. Mimo wszystko, miał w swoich słowach wiele racji - służba w tak wysuniętym punkcie, jakim był posterunek, znacząco ograniczała kontakty z rodziną. Jednocześnie Koteczek, przyjmujący na swoje barki mechaskrzydła praktycznie skazał się na banicję, bo w obrębie murów M3 latanie było niedopuszczalne. A eliminator szczerze wątpił, że kaleka, który odzyskał zdolność ruchu, większą nawet niż miał zwykły człowiek, tak po prostu zrezygnowałby ze swobody, jaką do tej pory się cieszył, tylko z powodu jakiejś kobiety. Pokiwał potakująco głową, przyznając rację rozumowaniu kumpla, tak niecodziennie rozsądnemu.
- Musisz nadrobić te ostatnie miesiące po prostu. - wyjaśnił z lekkim uśmiechem czarnowłosy żołnierz - Nie będę przecież z każdym pytaniem dzwonić do ciebie: raz, nie zawsze jest zasięg, dwa, żaden z nas nie ma na to czasu. Służba nie drużba, i tak dalej... - westchnął na końcu, oczekując kolejnego porównania go do miejskiego pudelka, który to nie zna żadnych zagrożeń tego świata.
Zamiast tego został uderzony tak trafnym, jak przypadkowym pytaniem. Mógł się tego spodziewać, miał jednak wielką nadzieję, że Shinra się nie domyśli, nie wspomni o tym albo chociaż nie rzuci tym cholernie bezpośrednim pytaniem tak głośno. Kilka osób spojrzało w ich stronę, Ivo jednak ich zignorował, skupiony na tym, by jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Właściwie to nie przygruchał sobie nikogo, między nim a Angel nic nie zaszło, nic poważnego, więc technicznie to nie okłamie swojego kumpla, prawda? Mimo tego, czuł się paskudnie na samą myśl, że ma zełgać mu w żywe oczy.
Jednak kolejna część zdania dawała mu możliwość wywinięcia się w sposób, który nie byłby tak bezpośrednio wskazujący na odmienny stan rzeczy. Pod wpływem jego słów z twarzy Ivo spełzł uśmiech i został zastąpiony trudnym do określenia grymasem.
- Żaden gwałt nie ma moralnych podstaw i jest czystym skurwysyństwem, niezależnie od tego, na jakiej rasie czy grupie społecznej go stosujesz. Wątpię by tamci żołnierze mogli pokazać się na salonach z tymi panienkami, mimo tego że wszyscy byli ludźmi. Tu nie chodzi o rasę, tylko o to, w jaki sposób do siebie tę istotę przywiążesz. Łowcy to prawie ludzie i gdyby nie fakt, że każdy z nich należy do tego żałosnego ruchu oporu, mogliby w końcu się z ludźmi zasymilować.
Westchnął ciężko. W tej chwili nie był pewien czy był to jego naturalny pogląd, czy to spotkanie de Fanel go tak zmieniło, ale w taki właśnie sposób myślał o tej sprawie. Nienawidził Łowców-rebeliantów, a nie łowców-członków rasy. W tej chwili uniósł szklankę do ust i wypił ją duszkiem. Zapiekło, bo miało. Paląca ciecz miała wyżreć wspomnienia pewnych zdarzeń, których nie chciał teraz sobie przypominać. Nie chciał też się kłócić z Koteczkiem, ale gdy rozmowa schodziła na politykę, ciężko ją było stamtąd wyrwać.
- I nie, nie przygruchałem sobie żadnej czerwonookiej. W ogóle, na razie nikogo nie mam na stałe, z podobnych przyczyn do twoich. Dopóki nie przeniosą mnie wyżej i nie wymienię walki z rebeliantami na batalie z biurokracją, w każdej chwili jeden z tych jävlarna może mnie zabić pojedynczą kulą. Nie muszę popełniać błędów ojca i osieracać jakieś Ao ducha winne dziecko.
W tym momencie, na twarzy eliminatora pojawiło się coś na kształt smutku. Zbyt dobrze pamiętał smutnych panów w czarnych, lśniących mundurach, którzy mówili prostymi, dziecinnymi słowami, że tatuś jest daleko i nie da rady dotrzeć na kolację, nawet jeśli Ivoś starał się ugotować dobry makaron. Że właściwie to już nigdy nie wróci do domu. Mimo, że jego świat się wtedy zawalił, nie miał tak wyrobionej świadomości, by to do niego dotarło w pełni. A gdy wreszcie dotarło, był już mocno zakotwiczony w brutalnym i szarym życiu sieroty a jego żal był spóźniony.
Właśnie przez to, że pamiętał targające nim emocje, nie planował na razie wiązać się z kimkolwiek. Nieświadome dziecko było bardziej odporne na ból po stracie, niż kobieta, wyczekująca z drżącym sercem, na powrót swojego mężczyzny, pełna niepokoju za każdym razem, gdy na mieście usłyszy dźwięk syren... Nie. To nie jego bajka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.01.18 12:03  •  Bar "Last wish" - Page 4 Empty Re: Bar "Last wish"
Zaniósł się krótkim, dobitnym śmiechem. Przez to, że Shinra miał w zwyczaju robić wszystko, byle tylko nie wpaść przypadkiem na rudą boginię, opinia Ivo o tej kobiecie także była niezbyt przychylna. Trudno spodziewać się, że przejął od niego sto procent poglądów, ale musiały mieć one wystarczająco silny wpływ, by szwed zareagował wzywaniem obcych bogów. Przynajmniej mógł wyrzucić z głowy myśl o nieodwzajemnionej miłości kumpla do jego bądź nie bądź żony.
- No weź... teraz to ja wychodzę na desperata. - Przechylił głowę z drgającą nerwowo wargą. Upił kilka powolnych łyków ze szklanki i domówił kolejną. Alkohol uciekał w mrok przełyku w bliskim rekordom tempie, a przy tym rudy z zewnątrz niewiele się zmieniał. Nabawił się wypieków, ale to wnętrze przechodziło największe zmiany. Jak zwykle język mu się nieco rozplątywał, bo ciepło odchodzące od żołądka emanowało na cały organizm.
- Nadrobić, a potem co? Znowu wrócić do obowiązków? Z takim myśleniem powinienem wyrabiać podwójną normę, tak na wszelki wypadek. - mówił pół żartem, pół serio bulgocząc trochę pod nosem, kiedy usta otwierały się nazbyt leniwie, niezdolne do artykułowania wszystkich słów dostatecznie wyraźnie. - Nie, nie, nie... myślę, że trzeba zrezygnować z miejskich norm i uznać własne za prawdziwe. Desperacja to taki trochę mój dom już, tam się patrzy na wszystko inaczej, więc... chwila... JAK TO NIE BĘDZIESZ DZWONIĆ DO MNIE Z KAŻDYM PYTANIEM? - zachwiał się na siedząco, a potem rzucił ku Ivo obejmując jego głowę i tarmosząc z całej siły czuprynę. - Mój kumpel się mnie wyrzeka... nie chce do mnie dzwonić, ani pisać, ani smsować... co ja Ci takiego zrobiłe-e-eem... na pewno sobie kogoś znalazłeś!
Krzyczał na cały głos i na cały bar przy okazji. O ile wcześniej byli zwykłymi pijącymi w kąciku kumplami, tak nagle zamienili się w atrakcję dla całej sali, łącznie z barmanami, którzy wyglądali zza lady na źródło zamieszania. A Shin, jak na rudego przystało, nie zwracał uwagi na nic, co działo się dookoła, póki nie chodziło o stado panienek.
Reszty rozmowy najwyraźniej nie dosłyszał, równie dobrze mógł zwyczajnie zignorować w trakcie swojego histerycznego zaciągania się płaczem. Oczy miał zaczerwienione, a usta poruszały się jak u ryby wyciągniętej z wody, kiedy akurat nie mówił. Były ważniejsze sprawy, od przejmowania się jakimś potencjalnym... gdybaniem... wizualizowaniem sobie wersji z kobietą o czerwonych oczach. Taka zdecydowanie nie pasowała do ogarniętego, spokojnego Ivo z tym jego poważnym podejściem do życie. Już prędzej należało się spodziewać, że Shinra weźmie z taką przypadkowy ślub. To on był tutaj tym nieprzewidywalnym szaleńcem, szwed nie miał prawa odebrać mu tej roli. Ale właśnie dlatego rudy nie mógł pozbyć się wrażenia, że temat nie pojawił się bez powodu i pomimo zaprzeczenia kumpla w jednej dziesiątej mu nie wierzył.
- Pewnie mnie teraz okłamujesz... mnie... swojego Shina... brata prawie... - mówił, ocierając pokazowo zaczerwienione oko. Dźgnął bo paluchem w jakąś część ciała przyklejony nadal, pachnący gorzałką, obsmarkany i piekielnie poważny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.02.18 0:21  •  Bar "Last wish" - Page 4 Empty Re: Bar "Last wish"
Wzruszył znacząco ramionami, spoglądając na kumpla z niewinnym uśmiechem, jakby mówiąc mu: "Na to już nic nie poradzę." No bo rzeczywiście, w tej kwestii już nic nie mógł zrobić, Shinra uczepił się rudej bogini niczym pijawka i za nic nie chciał puścić, mimo że już otrzymał od niej nogi, skrzydła, siostrę i czego tylko ta farbowana łepetyna chciała. Ivo postanowił jednak nie walczyć z wiatrakami, widocznie przeznaczone im było trwać w tej parodii małżeństwa, skoro żadne z nich nie słuchało głosu rozsądku. Ich prywatny nosiciel zdrowego rozsądku właśnie umywał od tego ręce. W tej samej chwili eliminator poczuł faktyczną ulgę, zrzucając ze swoich barków brzemię odpowiedzialności. Spróbował, porozmawiał, nie udało się - był całkowicie usprawiedliwiony.
Mimo że jemu już od dłuższej chwili szumiało w głowie, do tej pory jako tako panował nad swoim ciałem, tak samo blaszak nie wydawał się poruszony przez ilość procentów krążących w jego krwi. Potem jednak oblicze skrzydlatego pokryło się wypiekami, a język przestał być do końca posłuszny i do czarnowłosego żołnierza dotarło, że oto osiągnęli ten moment, w którym wytrzymałość obu mundurowych zostaje wystawiona na próbę.
Wtem głowa i włosy Ivo znalazły się w objęciach Shinry i dopiero gwałtowny ruch uświadomił mu, jak wielką dawkę przyjęli podczas tej na poły poważnej, na poły żartobliwej rozmowy. Spróbował się wyrwać, ale rudzielec na rauszu był nieco zbyt silny jak na jedno szarpnięcie. A on nie miał ochoty, by zostać oskalpowanym przez przypadek.
- Co? Shin, uspokój się! - rzucił w pierwszej chwili, nie do końca wiedząc jak zareagować na zaistniałą sytuację. Przecież on się nikogo nie wyrzekał, ba, przecież sam tu tego farbowanego oszołoma sprowadził, jakim więc prawem blaszak mówił to, co mówił? Położył dłonie na przedramionach kumpla i zaczął powoli je rozsuwać. Uzyskał tylko tyle, że poczuł jak zaciśnięte na jego włosach pięści przyjaciela naciągają mu skórę na głowie. Przestał natychmiast, ale rąk nie zdejmował.
- Shin, cholera by cię! Przecież się ciebie nie wyrzekam, durniu! - krzyknął głośniej niż zwykle. Wiedział, że w tym momencie stali się gwiazdami wieczoru przynajmniej dla części gawiedzi rezydującej w ich okolicy. Nie podobało mu się to, ale alkohol nieco przytłumiał wstyd, dbałość o normy społeczne i inne nieistotne czynniki, które zwykle powstrzymywały ludzi przed wrzeszczeniem na siebie na oczach publiki.
- Kto co miesiąc czeka, aż się zmienią warty na posterunku i opycha rekrutom fajki, żeby zadzwonili, jak tylko zobaczą twoje farbowane kudły w bramie?! No kto, jävla? - sam się nieco zirytował. Nie wiedział co w tej chwili siedziało w głowie przyjaciela, ale zabolały go wyrzuty, które ten z siebie wydalał na przemian z głośnym płaczem i litrami smarków. Mówił coraz głośniej, żeby przebić się przez wycie rudzielca, najwidoczniej nic sobie nie robiącego z ucieszonej gawiedzi. Dobrze, że nie mieli na sobie żadnych mundurów ani dystynkcji, bo nowy filmik na m3tube przysporzyłby im nieco problemów w koszarach. A tak, nikt nie czuł się zobligowany, by cokolwiek kręcić, bo byli tylko normalnymi bywalcami. Nawet jeśli z ich słów można było wywnioskować ich profesję. - Puszczaj, do cholery jasnej! To ty nigdy nie mówisz, kiedy wrócisz! Zadzwoniłbyś kiedyś "Słuchaj, wpadam za tydzień, ugotuj coś dobrego.", zamiast kazać mi się domyślać! Czy ja ci wyglądam jak jävlar magik? - zirytował go trochę, bo sam nie daje znaku życia, a potem ma pretensje do całego świata.
Objął jego głowę dłońmi i spojrzał mu prosto w oko, odkrywając, że ma problemy ze zogniskowaniem wzroku, dlatego chwilę to trwało, zanim się odezwał.
- Posłuchaj, Shin. Nikt - patrz na mnie! - się ciebie nie wyrzeka. Jesteś moim bratem i nic tego nie zmieni, żadna kobieta, żadna bogini, żadna Coral. Więc przestań płakać, wytrzyj nos... i chodźmy, bo za dużo ludzi się gapi. Zrobię ci jutro lasagne, jeśli chcesz. Ale nie płacz, bo nie ma o co Shin-nii...
To powiedziawszy, spróbował wstać, opierając się mocno na "bracie". Jeśli obaj zrobią to razem, prawdopodobnie przewrócą się na stół.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach