Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 15.09.16 23:43  •  Dom rodziny Kyouryuu Empty Dom rodziny Kyouryuu
Dom kończący mało uczęszczaną uliczkę. Znajduje się tuż obok domu rodziny Harakawa, oddzielony od niego murem i gigantycznym drzewem liściastym, którego gałęzie kładą się na ścianach i dachu obu budynków.
Konstrukcja średnich rozmiarów z jednym piętrem. Układ jest typowo japoński, wzbogacony o dwa balkony oraz wyjście z salonu do ogrodu utrzymanego w klimacie typowym dla Kraju Kwitnącej Wiśni.

Parter
Drewniane drzwi z zamkiem automatycznym (i czytnikiem na identyfikator) wpuszczają do podłużnego korytarza z kilkoma rozwidleniami prowadzącymi w dalsze rejony domu. Pierwszy fragment podłogi zdaje się być o stopień niżej niż reszta konstrukcji – to miejsce przeznaczone na zmianę obuwia.
Wchodząc wgłąb trafia się na rozwidlenie – prawy korytarz doprowadzi do czterech pomieszczeń. Pierwsze z nich to pokój Harumi, najstarszej siostry rodziny. Drugie okazują się pokojem matki, trzecie to wyciszona strefa będąca gabinetem wiecznie zapracowanej pani Miyuri, czwarte – łazienka.
Lewy korytarz otwiera aneks kuchenny. Nowocześnie umeblowane pomieszczenie zostało wyposażone w najnowszej technologii sprzęty. To również z tego miejsca można przejść przez szklane drzwi na taras i dalej – do ogrodu. W (lewym) rogu znajdują się schody na górne piętro.

Piętro I
Składa się z trzech pomieszczeń. Pierwsze to pokój Ruuki. Drugie – najmłodszej siostry, Momoji. Trzecie, kończące korytarz, to niewielka łazienka.

Opis kiedyś zostanie ulepszony, ush.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.01.17 23:42  •  Dom rodziny Kyouryuu Empty Re: Dom rodziny Kyouryuu
Droga do domu Ruuki, choć w rzeczywistości była dość krótka, dla Ylvy zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Najpierw odwieźli Verity praktycznie pod sam jej dom a ruszyli dopiero wtedy, kiedy dziewczyna zniknęła za drzwiami. Tak na wszelki wypadek. Rudowłosa wolała się upewnić, że druga dziewczyna na sto procent wróci bezpiecznie do domu. Potem wbrew początkowym założeniom, Ylva postanowiła dalej skorzystać z taksówki, która tym razem ich zawiozła do domu. Ruuka nadal nie wyglądał najlepiej, choć sam zapierał się, że jest już lepiej. Ale ona widziała. Wiedziała, że kłamie, by się nie martwiła.
Dlatego też nie zamierzała odstępować go nawet na krok.
Pomogła wysiąść z taksówki, za którą sama zapłaciła, i zaprowadziła chłopaka do domu, szeptem warcząc na niego przy każdej jego próbie spławienia jej pod pozorem ‘poradzę sobie’. Dupa.
Jasne, zdawała sobie od jakiegoś czasu sprawę, że Ruuchan już nie jest tym małym chłopcem, którego z zawziętością lwicy broniła przed innymi. Dorósł. Stawał się mężczyzną. Takim prawdziwym, z krwi i kości. Ale bywały momenty, kiedy sam nie był w stanie wszystkiego nieść na swych barkach. I wtedy na scenę wkraczała ona. Ze swoimi barkami, choć drobnymi, zawsze gotowymi mu pomóc i ulżyć.
W domu chłopaka wszyscy domownicy już dawno byli pogrążeni w głębokim śnie, a dookoła panowała wręcz namacalna cisza. Poruszając się na palcach, zaprowadziła przyjaciela do jego pokoju, gdzie pomogła mu się wygodnie ułożyć na łóżku.
- Lepiej się czujesz? – zapytała cicho, pochylając się nieznacznie nad nim I dotknęła chłodną dłonią jego czoła. - Jest rozpalone. – dodała z powagą, choć nie pomyślała, że to wina chłodu jej dłoni. Raptownie wyprostowała się a jej mina mówiła, że wpadła na arcygenialny pomysł.
- Poczekaj tu! – rzuciła I odwróciła się na pięcie, wybiegając z pokoju. Bo oczywiście Ruuka w każdej chwili mógł w magiczny sposób odzyskać wszystkie swoje siły, wstać z łóżka, wykonać salto i jej zwiać.
Gdy tylko wyszła z pokoju, ponownie skupiła się na tym, by nikogo nie zbudzić. Doskonale znała układ całego domu chłopaka. Wszakże to właśnie tutaj spędziła większość swojego życia. Dlatego też bez większego problemu poruszała się po jego terenie bez większych problemów. Najpierw zeszła na dół i skierowała się do kuchni, gdzie szarpnęła za drzwiczki lodówki i ją otworzyła, wyciągając butelkę z zimną i świeżą wodą. Następnie uderzeniem bioder zamknęła ją i przeniosła się do łazienki, skąd zgarnęła miskę. Tak na wszelki wypadek. Lepiej być zabezpieczony w każdej ewentualności. Po paru minutach wróciła do Ruuki i postawiła miskę na podłodze, tuż obok łóżka, wręcz siłą wpychając butelkę do jego dłoni.
- Wnet muszę się zbierać. – poinformowała go siadając na piętach przy łóżku I oparła się łokciami I brodą na miękkim materacu, przyglądając się chłopakowi. Uniosła drugą dłoń i wkradła się palcami w gęste, ciemne kosmyki, które bezwiednie zaczęła przeczesywać.
- Jak ci do jutra nie przejdzie, najlepiej jak udasz się do lekarza, Ruuchan. Mogę zająć się młodą, jak będzie taka potrzeba. – przesunęła się nieco i przechyliła głowę bardziej na bok. - Jak się czujesz?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.17 1:59  •  Dom rodziny Kyouryuu Empty Re: Dom rodziny Kyouryuu
poprzedni temat

Drogę pamiętał tylko wyrywkowo. Mignęła mu ręka Ylvy szukająca jego ramienia, zieleń włosów Verity, trzask drzwi – chyba pojazdu? - potem szczęk kluczy. W jednej chwili znajdował się jeszcze na parkiecie, z czaszką wypełnioną bitami i wrzaskiem przekrzykujących się ludzi; w drugiej cisza dosłownie bzyczała mu nad uchem, gdy wpatrywał się tępo w sufit. Tu i tam nadal poprzyklejane były świecące w ciemności gwiazdki, księżyce i planety – to pierwsze, co zarejestrował na trzeźwo. Drugie było pytanie, ale przebijało się zza grubej warstwy gorączki, dlatego potrzebował czasu, by zrozumieć jej słowa. Czy czuł się lepiej? Jak widać, syknął w myślach, przekręcając się odrobinę na lewy bok, by ręką wesprzeć się o materac.
Słyszał huk stóp uderzających o kolejne stopnie schodów, gdy wreszcie udało mu się wyprostować do siadu. W klubie nie odczuwał takiego zmęczenia. Zresztą, był pewien, że wyjście na świeże powietrze tylko poprawi stan, w jakim wtedy się znajdował. Zamiast tego było tylko gorzej. Może dopiero teraz organizm pojął, że wszystkie wartości odżywcze płynęły już kanałami M3, a pustka, jaka została w żołądku, absolutnie nie sprzyjała dalszym wygłupom.
Problem w tym, że...
- Nie dotykaj mnie. – To już nawet nie brzmiało jak prośba. To był stuprocentowy rozkaz nawet jeśli doskonale wiedział, że Harakawa niespecjalnie się do niego zastosuje. Bo była gotowa zrealizować swój "jakże wspaniały plan" nawet za cenę kilku nowych siniaków. Powinien leżeć. Wypoczywać. Regenerować się. Zdrowieć. W snach. Bo z drugiej strony – jakie miała szanse na wygraną w tej bitwie? Mogła całym ciężarem pchnąć go na materac i skończyć w kilka chwil pod nim rozbrojona. Nawet teraz, gdy na nią patrzył, dostrzegał tylko wątłą sylwetkę i słabe mięśnie.
W którym momencie przestała być idolem?
- Wnet muszę się zbierać.
- Nie musisz – warknął, przytykając dłoń do twarzy, by przetrzeć ją nerwowym ruchem. Był zły i wstrząśnięty jednocześnie już za sam fakt, że powiedziała to na głos.
- To nie mnie przyda się pomoc. To ty masz zaniki pamięci. – Palce, którymi jeszcze przed momentem przesuwał po czole, teraz wplotły się w poskręcane kosmyki, odgarniając je do tyłu, żeby przestały tak natrętnie wpadać do oczu i przysłaniać mu i tak rozmyty obraz. - Pytasz drugi raz o to samo. Ścięłaś się?
Skrzyppppppppppnięcie.
Ruuka uniósł odrobinę głowę, kierując wzrok na drzwi i dławiąc przy tym kolejne pytanie. W otwartym przejściu stała kobieta o ciemnych oczach i burzy włosów zwykle mocno ściśniętych w kok. Jej dłonie właśnie poprawiały szlafrok, szczelniej okrywając nim aż nazbyt szczupłe ciało.
- Oh, Ylva? - Matka zmrużyła nieco powieki, najprawdopodobniej po to, by wyostrzyć wzrok. - Myślałam, że to jakiś włamywacz, ale na szczęście... Co się stało? - Twarz kobiety nagle się lekko skrzywiła. Ciężko stwierdzić czy w niesmaku, czy z troski. - Źle się czujesz?
Pytanie kierowane do syna automatycznie wyrwało z jego gardła ciche westchnięcie.
- Jest dobrze. Długo nas podsłuchujesz?
- Cóż. Mówiłam, że ta impreza to zły pomysł. Wiem, że lubisz Hibiki, ale do diabła... jutro musisz być rześki. Wróć. Dzisiaj musisz być. Racja, Ylv?
Chryste, nie grzmisz.
Dokładnie to mówiła mina chłopaka, gdy oparł się rękoma o brzeg łóżka i uniósł brew w bezczelnym wyrazie.
- A ja mówiłem, że sobie poradzę.
- Owszem. - Pani Kyouryuu skrzyżowała ręce na piersi. - Ale powiedziałeś to dopiero, jak wszystkich obdzwoniłam. Co miałam zrobić? Nagle wszystko odwołać?
- Tak. Dokładnie tak. – Zacisnął usta. - Mam inne plany.
- I jaki w tym problem? Ylva też chętnie wpadnie. Mogę ją nieziemsko przyszykować. Wujek będzie wniebowzięty - jest znanym projektantem i pochwalił moje gusta. Zresztą, od dawna naciska. Sam wiecie na co. Ja też uważam, że czas najwyższy, by ją poznali. Ile można się kryć po kątach?
- Do jasnej cholery...
Resztę ucięło nie tylko karcące spojrzenie w ciemnych oczach matki, ale również trzask w pomieszczeniu obok. Na te ułamki sekund znów wstrzymano dech i nawet bicie serca wydawało się niesłyszalne.
Siedem...
Osiem...
Dziewięć...
Dziesięć.
- Nie tym tonem i nie tak głośno – podjęła matka, ruchem głowy wskazując na korytarz. - Kładłam ją do łóżka całą wieczność.
- Jasne. – Gorzki posmak tego stwierdzenia rozlał się po całym języku, na chwilę wykrzywiając mu twarz. - Temat skończony?
- Oczywiście. - Kobieta uśmiechnęła się lekko i zerknęła na Ylvę. - Przyjęcie jest o osiemnastej, ale wpadnij wcześniej. Wszystkim opadną szczęki jak tylko cię ujrzą, już moja w tym głowa.
- Chwila-
Machnęła ręką, kompletnie ignorując jego gotowość do kłótni.
- Może to trzynasty stycznia, ale udowodnimy, że to nie taki pechowy dzień, co? Pamiętaj. Bądź wcześniej. Już wiem, co z tobą zrobię.
Cichy chichot matki odbijał się od ścian jeszcze jakiś czas po tym, jak opuściła pokój i zniknęła na czarnym korytarzu. Musiała obudzić się właśnie teraz? Ona i jej wieczna czujność raz jeden nie mogły być mniej niezawodne? Wtedy łatwiej byłoby wszystko ubrać w słowa i wykręcić się jakoś z przyszykowanego miesiąc temu planu.
Ruuka nabrał powietrza do płuc. Dopiero teraz poczuł się chory.
- Nie słuchaj jej – syknął wreszcie, unosząc wzrok na Harakawę. - Ględzi o tym od tygodni, a to tylko nudna, coroczna głupota. Zignoruj po prostu. Odsiedzę z nimi godzinę albo dwie i spotkamy się o dwudziestej. Wpadnę po ciebie. – Spojrzenie mimowolnie uciekło na bok, hacząc o zegar na nocnym stoliku.- Jest coś co muszę ci powiedzieć jak najszybciej. - Było już po północy. - A teraz już spadaj, Ylv. Chyba wszyscy musimy się przespać po tym nieudanym wieczorze.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.01.17 1:10  •  Dom rodziny Kyouryuu Empty Re: Dom rodziny Kyouryuu
”Nie dotykaj mnie”
Uniosła jedną brew wyżej, wyraźnie nie zrażona w żadnym stopniu jego rozkazującym tonem. Szczerze? Miał szczęście, że był struty a ona martwiła się jego stanem, bo bogowie starego świata jej świadkami, że dla czystej przekory zaczęłaby go tykać palcem w policzek, wwiercając go w miękką skórę i psiocząc na niego przy okazji. Mimo to przysiadła na piętach i skrzyżowała ręce na chuderlawej piersi, która skrywała na sobie zdecydowanie za małe piersi jak na dziewczynę w jej wieku. Właściwie już otwierała usta, by go zbesztać, bo przecież nie byłaby sobą gdyby przyjęła jego szorstkie zachowanie w ciszy, ale zbliżający się monolog przerwało ciche skrzypnięcie drzwi. Instynktownie odwróciła głowę w tamtą stronę i napotkała czający się cień matki Ruuki. Nawet wyrwana w środku nocy, z podkrążonymi oczami i burzą włosów prezentowała się naprawdę ładnie. Zupełne przeciwieństwo Ruuchana, przemknęło jej złośliwie przez myśli.
- Dobry wieczór pani. Przepraszam, że panią zbudziliśmy. – powiedziała szeptem mając nadzieję, że chociaż dziewczynki wciąż są pogrążone w głębokim śnie. I o ile ze starszą z nich raczej nie byłoby problemu, tak z młodszą… cóż. Wiadomo jak jest.
Wolała nie odzywać się podczas tej wymiany „słów”. Znała kobietę. Wiedziała, że czasami bywała nieobliczalna. I wiedziała również, że swoimi wtrąceniami mogła zaszkodzić chłopakowi. Dlatego też ułożyła obie dłonie na swoich udach i siedziała ze spuszczoną głową w napięciu, mając gdzieś głęboko nadzieję, że lada moment się ulotni. Uniosła głowę dopiero w chwili, kiedy padło jej imię. Ale i tym razem nie było jej dane się odezwać, kiedy jej przyjaciel ponownie się wtrącił. Tym razem to ona skarciła go niemo samym spojrzeniem, mając ochotę utopić w pościeli tę niewyparzoną gębę.
Skrzyp
Drzwi zamknęły się, a oni ponownie zostali sami.
- Posłuchaj mni-”Nie słuchaj jej” usta zamknęły się I wysłuchała go do końca, a z każdym kolejnym wypowiadanym przez niego słowem brew dziewczyny drgała coraz intensywniej. Czy ten gówniarz, ten szczeniak (Ylv, jesteś od niego młodsza o rok) właśnie nią dyryguje i wykopuje? Nie, żeby to był pierwszy raz. Nie, żeby kiedykolwiek go posłuchała.
Przechyliła się w jego stronę i złapała jedną dłonią za oba policzki i nacisnęła, przez co chłopak wyglądał jak świeżo wyciągnięta ryba na powierzchnię. Brakowało jedynie, by zaczął poruszać wargami jakby chciał nabrać powietrza. Normalnie wybuchłaby śmiechem na ten obraz, a potem wielokrotnie przywoływałaby go w pamięci. Ale nie tym razem.
- Kyouryou Ruuka. W tym momencie zaprzestań dyrygowania mną I zaniechaj tego oschłego tonu bo inaczej zgryźliwość pozostanie I w wieku dwudziestu lat będziesz miał zmarszczki. A wtedy żadna dziewczyna cię nie zechce, zrozumiano? – zapytała i puściła go, choć jej wzrok nadal karcił ile się da. Ale ty z kolei możesz nim dyrygować? Hipokrytka. Mogłaby tu siedzieć i dalej się z nim wykłócać, ale musiała mu przyznać rację w jednej kwestii. To był męczący wieczór i oboje potrzebowali wypoczynku i dużo snu. Dlatego odpuściła. Ten jeden raz. Mimo, że ciekawość ją zżerała na temat rewelacji, z jakimi Ruuka chciał się z nią podzielić.
Westchnęła ciężko i podniosła się na nogi, górując teraz nad nim.
- Jutro rano oczekuję od ciebie wiadomości o twoim samopoczuciu. Jeżeli do dziesiątej nie dostanę żadnego znaku, przysięgam, że tutaj wparuję razem z drzwiami i wypróbuję na tobie najsłynniejszy chwyt tego chińskiego karateki, Bruce Lee, czy jak mu tam było. Zrozumiałeś to? – pomimo zdawanej szorstkości słów, jej ton był zaskakująco łagodny. Nawet jak na nią. Potem nachyliła się i delikatnie ujęła jego policzki w chłodne dłonie, po czym musnęła jego skroń składając krótki pocałunek na skórze.
- Nie żartuję, Ruuchan. – szepnęła cicho I obdarzyła go lekkim uśmiechem. Potem odwróciła się na pięcie i podeszła do okna, które rozsunęła. Zapominając o sukience, przerzuciła nogę przez parapet świecąc majtkami na prawo i lewo, po czym zeskoczyła na gałąź drzewa i tyle było po niej.


| Zt? Szczerze to nie wiem czy masz jakiś plan co do nich czy po prostu chcesz skończyć wątek... w razie co dałam zt. Jeżeli jednak nie chcesz kończyć bo masz plan, to go skasuję czy coś.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.01.17 12:19  •  Dom rodziny Kyouryuu Empty Re: Dom rodziny Kyouryuu
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.06.18 22:45  •  Dom rodziny Kyouryuu Empty Re: Dom rodziny Kyouryuu
Ile to czasu minęło od momentu, kiedy ostatni raz prześlizgiwała się po sporej wielkości gałęzi, miękko lądując na parapecie uchylonego okna i wsuwając stopy do środka, by zeskoczyć na drewniane, zadbane panele? Rozejrzała się powoli po pokoju, mając wrażenie, że była tutaj zaledwie wczorajszego wieczoru, a przecież minęły długie miesiące. Ruuki nie było, więc domyślała się, że jest albo w łazience, albo na dole. Nim jednak po niego pójdzie, albo napisze powiadamiając, że już jest, przez moment pozwoli sobie na chwilę w jego pokoju. Kto wie, kiedy ponownie będzie mogła tutaj zawitać. Jasne, mama chłopaka bez problemu ją tu wpuści, ale sama Ylva czułaby się źle. Jak stalker, o których czasami słyszy się w telewizji czy też wśród koleżanek z roku.
Dotknęła opuszkami równej powierzchni biurka, teraz już nieco zakurzonego. Poruszyła jedną z książek, zastanawiając się, czy chłopak wreszcie ją przeczytał, chociaż był w jej posiadaniu już przeszło pięć lat. Pamiętała wiele. Bardzo wiele szczegółów, pozornie błahych i nic nie znaczących, ale ona je wyłapywała, same gnieżdżąc się w jej pamięci. Usta drgnęły wykrzywiając się w lekkim uśmiechu, kiedy popchnęła plastikowego kaktusa-zabawkę, który momentalnie zaczął poruszać się na boku. Głupia rzecz. Zabawka sprezentowana mu przez jej braci. Chcieli podziękować za to, że poszedł trzy lata temu z nimi na festiwal. Wciąż to miał.
Niemal zaśmiała się, unosząc ręce, by się przeciągnąć. Wtedy kątem oka ujrzała bluzę Ruuki niedbale przewieszoną przez oparcie krzesła. Nie znała jej, bo pamiętać, to pamiętała praktycznie każdą wierzchnią część jego garderoby. Lubiła je podkradać, czuła się wtedy komfortowo, dlatego też i tym razem sięgnęła po ubranie. Nie znała, więc najprawdopodobniej miał ją w szkole wojskowej. Od razu zarzuciła na swoje ramiona, wsuwając dłonie w rękawy. Okręciła się dookoła własnej osi, a potem ciężko usiadła na krześle obrotowym. Zadarła głowę, wpatrując się w sufit, leniwie kręcąc na krześle, który wydawał z siebie cichy dźwięk.
W sumie dopiero teraz zaczęła się tak naprawdę zastanawiać, co też mógł dla niej mieć. Czyżby... czyżby...
JEDZENIE?!
Złapała się za policzki podekscytowana. Może miał dla niej coś tak dobrego, że pragnął się z nią podzielić? Na samą myśl jej ślinianki zaczęły intensywniej pracować. Nie zastanawiając się dłużej, sięgnęła do kieszeni spodenek i wyciągnęła telefon, szybko wystukując wiadomość.
Ruuchan, no dalej, przychodź z tym jedzeniem.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.06.18 17:54  •  Dom rodziny Kyouryuu Empty Re: Dom rodziny Kyouryuu
Z policzkiem wypchanym kęsem odgrzanego kotleta zaczął czytać otrzymane wiadomości. Nie rozumiał, dlaczego jeszcze nie zeszła na dół. Skoro wcześniej dał cynk, że jest w domu, a nie zastała go w pokoju (wiedział, że przejdzie po drzewie, jeszcze zanim to zrobiła), to musiał szwendać się po salonie albo kuchni. Od kiedy grzecznie czekała, gdy padło hasło „niespodzianka”?
  — Dużo się zmienia — wymamrotał niby nie do siebie, odkładając sztuciec na talerz. Zostawił dopiero co zaczęty obiad i ruszył ku schodom, z ręką podniesioną do swojego ramienia. Czuł pod palcami nienaturalną miękkość, ale zdawał się absolutnie do tego dostosowany, jakby zajmował się podobnymi sytuacjami od kiedy sięgał pamięcią. Został do tego stworzony, po prostu.
  Stopnie przyjęły go bez żadnego skrzypnięcia; wiedział gdzie postawić stopę, aby nie obudzić Momoji. Mokre włosy odgarnął do tyłu, choć stawiały opór manewrującej dłoni. Rūka dopiero co wziął prysznic i wciąż czuł wilgoć spływającą na kark i policzki. Niósł ze sobą zapach męskiego szamponu.
  Miał na sobie mniej własnych ubrań niż Ylva, ale kiedy otworzył drzwi i ujrzał przyjaciółkę w swojej nowej bluzie, nie wyglądał na zaskoczonego.
  — Długo ci to zajęło — zauważył zaczepnie, wsuwając głębiej palce w sierść. Skóra ramienia była zadrapana od małych pazurków, drobne ciałko wtulało się w bok jego szyi, zapewne przerażone wysokością z jaką musiały się zmierzyć dopiero poznające świat zmysły. Młode kocię drżało lekko, wczepione w bark chłopaka, najeżone, ale milczące. Czarne uszy poruszały się przy każdym dźwięku.
  W końcu Rūka puścił kilkutygodniowego potwora na podłogę, uprzednio zamykając za sobą drzwi. Kotek stawiał sztywne kroki. Podnosił łapki wysoko i jakoś tak na boki, zupełnie nieporadnie. Ogon trzymał wyprostowany i nastroszony u nasady. Szedł wygięty w lekki łuk, jakby zerwał się z miotły czarownicy.
  — Jak ci się podoba? — zapytał wreszcie chłopak, podążając wzrokiem za czarnym obłoczkiem wmaszerowującym pod zasłane łóżko.
  Prędzej znajdzie te gazetki niż ty, Ylv.
  Rūka wsunął rękę na obdrapane ramię i ulokował wzrok w Harakawie. Lubił, gdy nosiła jego ubrania, choć od piętnastego roku życia były na nią o wiele za duże.
  Kotek wymaszerował z drugiej strony mebla. Cały czas sztywny. Zamiauczał, aż zmarszczył mu się pyszczek. Zatrzymał się nagle w blasku słońca. Para czarnych ślepi błyszczała jak obsydiany. Kyōryū spojrzał za okno. Jego oczy także się mieniły. Przegryzł dolną wargę, jeszcze moment się wahając. Nie miał zbyt wiele czasu na robienie kroków w tył.
  — Zajmiesz się nim — zapytał tonem, który bardziej przypominał stwierdzenie, jakby już podjął decyzję do której musiała się dostosować. A może zwyczajnie wiedział, że by mu nie odmówiła.
  — Znasz moją matkę.
  Pani Kyōryū kochała swoje pociechy, ale kochała także ład. Nie pozwalała na żadne zwierzęta, głównie ze względu na Momoji. Upierała się przy tym, że dziewczynka mogłaby zrobić krzywdę sobie lub pupilowi. Ciężej było zapomnieć o raju, który już raz się zobaczyło.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.06.18 18:28  •  Dom rodziny Kyouryuu Empty Re: Dom rodziny Kyouryuu
Kiedy drzwi nieśmiało skrzypnęły, ogłaszając, że właściciel pokoju powrócił, dziewczyna od razu zakręciła się na krześle, unosząc dłoń w geście powitania, ale w połowie zamarła. Spojrzenie skupiło się na czarnej, puchatej kulce. Usta drgnęły, jakby chciała coś powiedzieć, w ostateczności je przełknęła. Zamiast tego podniosła się ostrożnie i osunęła, klękając na podłodze, wyciągając powoli dłoń w stronę stworzenia, tak, by przypadkiem go nie spłoszyć.
- Hej mały. - mruknęła cicho, powstrzymując się, by nie parsknąć śmiechem, kiedy jej palec został pochwycony przez malucha i gdy podjął próby ssania. Dopiero wtedy uniosła głowę, odszukując spojrzeniem, błyszczącym, stojącego nieopodal chłopaka.
- Skąd go masz? - zapytała, chociaż tak szczerze powiedziawszy, to mało ją interesowało pochodzenie malca. Ruu równie dobrze mógł znaleźć go na śmietniku, albo dostać w prezencie od samego dyktatora. Decyzja i tak została podjęta w momencie, w której ciemnowłosy przekroczył próg pokoju niosąc ciemną kulkę.
Ylva wsunęła obie dłonie pod łapki malca i lekko go uniosła, przysuwając swoją twarz bliżej pyszczka. Mała i mięciutka łapka musnęła koniuszek jej nosa, a Ylva już wiedziała, że mały należy do niej. Był jej.
- No pewnie, że się nim zajme. - odpowiedziała wreszcie, gdy zdała sobie sprawę, że zbyt długo milczy i zbyt wiele uwagi poświęca malcowi, którego ułożyła teraz na swoich złączonych udach, na plecach i delikatnie muskała jego brzuch palcami, jednocześnie trochę drażniąc się i z rozkoszą małej dziewczynki obserwując, jak ten usilnie, nieporadnie swoimi łapkami próbuje pochwycić jednego z palców.
Nie potrafiła powstrzymać się i roześmiać. Lekko i swobodnie. Kiedy ostatni raz tak się śmiała?
- Nazywa się jakoś? W sumie... jak tak na niego patrzę, to przypomina mi ciebie. Tak samo słodko marszczy nos. - dodała wesoło, spoglądając na Ruu z rumieńcami ekscytacji. Brakowało jedynie mocnej szczęki, która zaciskałaby się w irytacji i poruszała pod cienką warstwą skóry. Ale oprócz tego mały cholernie przypominał jej Ruukę. Ciemne oczy, zadziorność i uniesiona głowa, choć nieco otulona teraz przez dziecięcą nieporadność, to wszystko sprowadzało się w jej głowie do jednego. To z kolei sprawiło, że poczuła nieopisane ciepło w okolicach klatki piersiowej.
- Patrz jaki rozkoszny - powiedziała z zachwytem, pochylając się nieco nad wojującym maluchem, a potem nagle uniosła głowę patrząc na Ruukę spojrzeniem, który wyraźnie mówił, że zapomniała o czymś ważnym, ale hej, zawsze jest pora na przypomnienie sobie. Nieważne, że czasami było to w ostatniej chwili.
- Wybieram się z dzieciakami w ostatnią niedzielę lata do zoo. Z tego co Keita wypatrzył w kalendarzu, to cztery dni, włącznie z weekendem, wolne od pracy i szkoły, dlatego prosił mnie, aby zapytała, czy pójdziesz z nami. Oczywiście ja wiem i rozumiem, że jesteś zajęty i nawet jak wolne, to raczej masz ważniejsze sprawy na głowie. Ale pytam, żeby nie było, że nie pytałam. - pokiwała głową dumna ze swojej dojrzałości po ich ostatniej rozmowie. Taka dorosła. Dojrzała.
Szkoda tylko, że słowa i ton nie szły w parze z jej spojrzeniem.
Spojrzeniem małego szczeniaczka. Spojrzeniem pełnym sparklów i proszenia. Spojrzeniem mówiącym: "Chodź z nami, no chooodź. Będzie fajnie :3"
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.06.18 21:05  •  Dom rodziny Kyouryuu Empty Re: Dom rodziny Kyouryuu
— Skąd go masz?
  Wzruszył barkami, jakby na końcu języka miał słowa „pewnego dnia otworzyłem lodówkę, a tu kot, no to wziąłem”, ale w ostatniej sekundzie zdał sobie sprawę z absurdalności zdania i z niego zrezygnował. W rzeczywistości nie do końca chciał mówić o całym zajściu; przynajmniej nie teraz. Niszczenie chwili, w której wokół Ylvy pojawiała się jaśniejąca aura rozczulenia... jak mógłby okazać się tak brutalny?
  Zamiast tego, w ciągłym milczeniu, zbliżył się bezgłośnie do dziewczyny. Bose stopy jak zawsze wiedziały w którą deskę uderzyć, aby nie poruszyć całym domem przez kolejne skrzypnięcie na miarę subtelnego otwarcia starych drzwi o trzeciej w nocy. A kiedy znalazł się wystarczająco blisko, usiadł tuż obok rudowłosej. Wsparty po boku ręką, przechylony za bardzo na stronę Harakawy, chłonął przede wszystkim jej dziecięcą radość. Zdawał się nieświadom faktu, że naruszył jej przestrzeń (choć do niedawna nie było czegoś takiego jak „linia bezpieczeństwa”), kiedy dotknął ramieniem jej ramienia.
  — Przypomina mi ciebie...
  Kyōryū sięgnął do czarnej kulki stulonej na nogach Ylvy. Kot od razu zadrapał powietrze niepokaźnymi pazurkami i wczepił się w wiszącą nad nim dłoń. Zagryzł cienkie kiełki na palcu wskazującym chłopaka, przednimi łapkami obejmując jego rękę, a tylnymi odpychając się od nadgarstka.
  — Patrz jaki rozkoszny.
  — Więc jestem rozkoszny? — podjął tuż nad uchem Harakawy, ale mimo żartobliwego tonu, uśmiech utrzymał się na jego twarzy sekundę. Może krócej.
  Bo ilekroć Harakawie zaczynały błyszczeć się oczy, coś szło nie po jego myśli. Tym razem było identycznie. Starczył ledwie zalążek myśli, który mu przedstawiła, żeby mina zrzedła.
  — Nie — rzucił sucho. W zasadzie ledwie dał jej dokończyć entuzjastyczny monolog, a już padła kategoryczna odmowa. Przeniósł wtedy ciemne spojrzenie na profil dziewczyny; ciepło oddechu musnęło jej polik w tej samej sekundzie przypominając o bliskości, która ich łączyła. Utrzymał wzrok nieruchomo, przyglądając się jej z rosnącą powagą, jakby wkroczyli nagle na niewygodny grunt, który może się zarwać, jeżeli któreś wykona krok w złą stronę.
  Dość.
  Twarz Rūki zmieniła się; pod skórą drgnął mu jakiś mięsień, co było efektem zbyt mocnego i zbyt nagłego zaciśnięcia się szczęk na palcu. Stracił jakby rezon, równowagę w swojej statycznej postawie. Od razu spojrzał w stronę młodego kociaka, który jakby zrozumiał swój błąd nim dostał reprymendę, bo miejsce ze śladem jego zębów zostało potraktowane szorstkim, różowym językiem. Liżąc odcisk spoglądał na górujących nad nim olbrzymów. Niewinnie. Czarne ucho zatrzepotało, kiedy z gardła chłopaka wyrwało się poddańcze westchnięcie.
  — Mówiłem ci kiedyś, że znajomy matki skombinuje bilety — przypomniał w końcu, zabierając zarysowaną rękę od kociaka. Zwierzątko było destrukcyjne. A skoro ono takie było... — Zapomniałaś?
  W tym jednym pytaniu kryło się o wiele więcej dziwnego, irracjonalnego żalu niż planował. Jakby w rzeczywistości miał ochotę powiedzieć coś innego. Coś w stylu: „dlaczego od razu do mnie nie podbiłaś? Wiesz, że bym ci to załatwił”.
  Odsunął się wtedy od niej, przyglądając jednocześnie zadrapaniom na skórze. Kotek ciął powietrze, próbował złapać drobinki kurzu tańczące mu przed nosem. Z jego piersi wyrywało się ciche mruczenie.
  — Nie mogę iść tego dnia, mam obóz pod koniec czerwca i na początku lipca. Mogłabyś jednak wziąć Harumi i Mo...
  Na dole trzasnęły drzwi. Huk było słychać w całym domu, jakby uderzał w każdym zakamarku, każdej wnęce. Ciemnowłosy zamilkł gwałtownie, wsłuchując się w kroki; rozpoznawał po nich która z członkiń rodziny weszła do domu.
  — Matka — Rūka niechętnie podniósł się z podłogi, a potem spojrzał z góry na rudowłosą.  — Obawiam się, że lepiej do niej pójść, nim ona przyjdzie tu. I zobaczy nas w tej scenerii.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.07.18 19:58  •  Dom rodziny Kyouryuu Empty Re: Dom rodziny Kyouryuu
"Więc jestem rozkoszny?"
Prychnęła pod nosem, nie spuszczając spojrzenia z małego kociaka.
Ale też nie zaprzeczyła. Nie umiała, chociaż w głowie miała przygotowanych wiele głupkowatych ripost w typowym dla niej stylu. Te jednak nie były w stanie przecisnąć się przez gardło. Nie w momencie, w którym siedział tak blisko. Niebezpiecznie blisko. Nawet nie zauważyła momentu, kiedy zaczęła zwracać uwagę na szczegóły związane z ciałem przyjaciela. Przecież niejednokrotnie widziała go w całej okazałości, bez jakichkolwiek barier z ubrań. I nigdy nie czuła tego dudnienia w skroniach, przyspieszonego bicia serca i uderzeń gorąca. Chciała dotknąć ciepłej skóry, pod którą wyczułaby opuszkami twarde i napięte mięśnie. Zauważyła różnicę, kiedy wszedł do pokoju. Zauważyła jak chłopięce ciało zmieniło się w męskie. Ruu co prawda zawsze dobrze wyglądał z racji treningów koszykówki, a że był kapitanem drużyny, wymagał od siebie dwa razy więcej niż od normalnych graczy. Ale było widać różnicę wtedy, a teraz. Treningi na polach manewrowych były owocne.
Nie odezwała się jednak na ten temat, pozostając milczącą, jakby jakaś niewidzialna siła podmieniła ją z jej typową odpowiedniczką. Nawet nie zorientowała się, kiedy wstrzymała powietrze, oczekując aż ktoś na powrót ją uruchomi.
"Nie"
Znała od początku odpowiedź, ale... ale gdzieś tam głęboko w niej tliła się mała nadzieja, że jednak się uda. Że będzie potrafiła go wyciągnąć chociaż na ten jeden dzień i pozwoli mu poczuć się tak, jak dawniej. Ale rozumiała to. Po ich ostatniej rozmowie wiele zrozumiała, dlatego nie zamierzała ani jęczeć ani go namawiać.
Skinęła głową, uśmiechając się delikatnie.
- Domyślałam się, że coś ci wypadnie. Swoją drogą, jak ci idzie... - odwróciła głowę w tym samym momencie, co on. Słowa momentalnie ugrzęzły, gdy jej spojrzenie napotkało ciemne, wciąż wydają się pozbawione jakiegokolwiek blasku i chłodne, ale wiem, że można w nich dostrzec ukryte ciepło, znajdujące się zdecydowanie zbyt blisko. Wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, aż oderwała spojrzenie w tym samym momencie, w którym chłopak wreszcie się odsunął.
To było męczące. Nie potrafiąc zapanować nad swoim własnym ciałem, które w tym momencie zdawało się być zdradzieckie. Czarna kulka właśnie machała łapkami, kiedy przesuwała palcem w powietrzu, czując suchość w gardle. Powinna coś powiedzieć, dodać, rozluźnić się.
"Matka"
Odetchnęła. Autentycznie odetchnęła i ucieszyła się, że ma pretekst do wstania z podłogi i ruszenia na dół, a tym samym opuszczenia dziwnie ciasnego i dusznego pomieszczenia, które dzieliła przez te kilka minut z Ruuką.
- Przywitam się! - powiedziała ochoczo, delikatnie biorąc na ręce drżącą kulkę i ruszyła w stronę drzwi. Położyła dłoń na klamce i nacisnęła ją, ale jakby nagle sobie coś przypomniała, zawróciła odwracając się.
- A, i nie martw się, zabiorę dziewczynki. W sumie dawno nigdzie z nimi nie wychodziłam. Keita na pewno się ucieszy. - zachichotała na myśl o jej bracie, który od dawna był szaleńczo "zakochany" w Haru.
Poczekała aż chłopak do niej dołączy, po czym ruszyła korytarzem, a potem miękko zeszła na dół.
- Dzień dooo....oooo nie ma jej. - powiedziała cicho wkraczając do kuchni, domyślając się, że kobieta zapewne albo poszła się przebrać albo udała się do łazienki, dlatego postanowiła na nią poczekać.
Ale dostrzegła TO.
Niczym rusałka podeszła do stołu i sięgnęła po widelec wbity w połowie zjedzonego kotleta, którego zapakowała sobie do gęby, czując przyjemne podrażnienie kubków smakowych i rozpływający się w ustach smak.
- A.... - spojrzała nagle na niego, przyciskając dłoń do ust.
- Chyba to był twój kotlet. Przepraszam. - mruknęła z wciąż napchanymi policzkami jak chomik.
Jej oczy wcale nie żałowały. Wręcz wyglądały jak oczy złośliwego chochlika, który z premedytacją dokucza mieszkańcom domu.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.07.18 11:35  •  Dom rodziny Kyouryuu Empty Re: Dom rodziny Kyouryuu
Zszedł może pół minuty po niej. Bose stopy jak zawsze z cichym stuknięciem uderzały w odpowiednie miejsca desek; schodził tymi stopniami miliard razy, aby wymknąć się w środku nocy na plac zabaw albo nad rzekę. Harakawa, w domu tuż obok, na pewno robiła to samo.
  — … ooo... nie ma jej.
  Naciągnął koszulkę na tors i rozejrzał się po kuchni. Rzeczywiście wiała filmową pustką; sprawiała wrażenie pleneru, do którego za sekundę z impetem wbiegnie zombie albo jakby całe pomieszczenie miało wybuchnąć, bo dwie głupie postacie nie usłyszały ostatniego tyknięcia bomby pod podłogą.
  — Wcale nie jest ci przykro — rzucił z uśmiechem, kiedy Ylva podpłynęła do kotleta i zapakowała go sobie do ust. Jeszcze za czasów szkolnych niejednokrotnie bił się z nią o jedzenie (zwykle swoje), ale teraz dużo rzeczy się zmieniło. Stracił szczeniackie podejście — być może bezpowrotnie. Przyszło mu tylko przyglądać się jak przyjaciółka pochłania coraz więcej mięsa, nawet nie dostrzegając, że z drugiej strony, przez framugę bez drzwi, wślizguje się istna wiedźma.
  W oczach Rūki pojawiła się pustka, gdy dostrzegł rodzicielkę. Miała, jak zawsze zresztą, wysoko upięte włosy w idealnym ładzie. Jej firmowa marynarka była rozpięta, ukazywała białą koszulę wsuniętą w spódnicę o wysokim stanie. Brakowało jedynie butów na problematycznym (ale nie dla niej) obcasie, które zostawiła w przedsionku tuż obok trampek i sandałów. Gdyby je miała, postukiwałaby w deski podłoża, zdradzając swoją pozycję i może wtedy Harakawa zdążyłaby się zorientować kogo ma za swoimi plecami.
  — Nic nie szkodzi — odezwała się tuż przy uchu rudowłosej, kładąc gwałtownie kościste palce na jej ramionach. Żadne szpony nie miały tak wypielęgnowanych i umalowanych paznokci jak te. — Mogę zrobić ci coś dobrego, jeśli jesteś głodna.
  Rūka spróbował złapać kontakt wzrokowy z Ylvą, a potem niedyskretnie wskazał w drugi kąt kuchni. Pod zawieszonymi szafkami, na blacie, stał drugi talerz z napoczętym obiadem. Jego. Ciemny wzrok chłopaka zapewniał, że powiedziałby jej o wszystkim, gdyby tylko zdążył.
  Jednak potwór już się wybudził, chociaż pani Kyōryū szybko odsunęła się od swojej zdobyczy. Skrzyżowała wtedy ręce pod piersiami, chwytając się za łokcie i obejrzała dziewczynę od dołu po samą górę, a im wyżej znajdował się jej przeszywający jak ostrze wzrok, tym szerzej się uśmiechała.
  — Jak leci? Czy chociaż do ciebie ten nieznośny chłopak odzywa się częściej?
  — Zrobię nam herbaty — wtrącił się beznamiętnie, jakby wcale nie doświadczył rzuconego w jego stronę noża. Jego matka bywała mało subtelna, ale tym razem zamierzała wytoczyć ostrą batalię. Czuło się w powietrzu jej pretensje, żal i — przede wszystkim — tęsknotę za tym co było.
  Tymczasem czarnowłosy przestawiał jakieś kartoniki z herbatami i plastikowe pojemniczki, przeszukując górne szafki, w których zwykle odnajdował się nawet w środku nocy, po omacku. Pani Kyōryū przyglądała się mu kątem oka z coraz bardziej rzednącą miną, aż w końcu westchnęła i odwróciła spojrzenie od tej sceny. Utkwiła jasne jak lód oczy w Harakawie.
  — Musisz mu pomóc.
  Ton jakim to powiedziała świadczył o pewnej dwuznaczności. Choć formalnie dotyczył czegoś tak przyziemnego jak zaparzenie herbaty, pierwotne znaczenie było zupełnie inne. Rozbawienie zniknęło z twarzy kobiety, ustąpiło miejsca powadze i gotowości do podjęcia walki. Zawsze wyglądała dobrze. Uważała, że w jej pracy to konieczne. Teraz jednak postarzała się i wyglądała na tyle lat, ile miała w rzeczywistości — czterdzieści sześć.
  Rozległo się ciche stuknięcie, gdy jeden z kubków trafił na blat. Rūka zmarszczył czoło.
  — Gdzie jest cukier?
  — Nie piję już z cukrem — mruknęła kobieta. Jakiś mięsień drgnął na jej obliczu. — Od niemal roku. Cukrzyca.


Ostatnio zmieniony przez Kyōryū dnia 14.07.18 22:16, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach